„Dissendium”
– rozdział VI –
Już od ponad pół godziny siedziała w chłodnej sali, a
słowa profesora prześlizgiwały się leniwie przez jej mózg, niewiele po sobie
pozostawiając. Odruchowo wciskała szyję w ramiona i poprawiała kołnierz szaty –
angielska pogoda wciąż dawała się jej we znaki, a jesień tego roku była
kapryśna i zapowiada rychłe nadejście zimy. Mimo to, część uczniów tęsknie
zerkała przez wąskie, zakończone ostrym łukiem okienka, łapiąc blade promienie
słońca, które od czasu do czasu przebijały się przez grube szyby.
Nie było tak, że się nie starała – standardy w Beauxbatons
zostały jej wpojone z całą stanowczością, jak każdej innej uczennicy, i nie
ośmieliłaby się otwarcie lekceważyć profesora. Pozostali Hogwartczycy
najwyraźniej jednak traktowali lekcje historii magii jako idealny czas na
drzemkę lub rozwijanie swoich ukrytych talentów. Nawet Lily, zajmująca ławkę
przed nią, bazgrała esy-floresy pomiędzy urywkami notatek. Ona sama zwykle
zaczynała lekcje z wielkim zapałem, niecierpliwie ściskając pióro w dłoni i
oczekując na słowa profesora, które następnie gładko spływały na jej pergamin.
Profesor Binns, poza byciem duchem, posiadał jeszcze jedną nietypową właściwość
– nawet najbardziej krwawe i fascynujące goblińskie wojny potrafił przedstawić
w na tyle nużący i monotonny sposób, że jego zajęcia stawały się prawdziwą
torturą, o ile oczywiście uczeń nie był dość kreatywny i nie znalazł sobie
ciekawszego zajęcia. Dominika obawiała się nieco egzaminów czekających ją pod
koniec roku – w Beauxbatons bowiem testy odbywały się dopiero na koniec szkoły,
była więc o jedną partię do tyłu, jako że Hogwartczycy zdawali SUMy na piątym
roku i musiała to nadrobić – więc starała się wykrzesać co nieco z nudnej
przemowy, którą profesor odczytywał z kartek, ale musiała przyznać, że było to
nie lada wyzwanie.
Właśnie teraz przeżywała swój „półgodzinny kryzys”. Z całą
regularnością, po połowie godziny spędzonej na sporządzaniu możliwie dokładnych
notatek, zaczynała ogarniać ją senność. Powieki same się zamykały, ręka
przestawała skrobać po pergaminie, a umysł wypełniały bezładne myśli,
niebezpiecznie przypominające senne wizje. Chcąc uniknąć bycia przyłapaną na
spaniu podczas lekcji, starała się zająć czymkolwiek innym. Dziś miała u temu
idealny pretekst.
W zamyśleniu przygryzła końcówkę swojego pióra i niemal od
razu wypluła ją z obrzydzeniem. Pióro smakowało, no cóż, jak pióro – zatęchle i
jakby papierowo. Z zazdrością spojrzała na cukrowe, na wpół zjedzone pióro,
które z wyraźną przyjemnością ssała siedząca tuż przed nią Patricia. Po raz
kolejny obiecała sobie, że wszystkie oszczędności przeznaczy na zakupy w
legendarnym Miodowym Królestwie, kiedy tylko pojawi się możliwość wybrania się
do wioski Hogsmeade – jedynej, całkowicie zamieszkanej przez czarodziejów
miejscowości w Wielkiej Brytanii, do której uczniowie Hogwartu mieli okazję
uczęszczać od czasu do czasu, oczywiście, jeśli znajdowali się na trzecim lub
wyższym roku.
Tego dnia wyjątkowo trudno było się skupić, a to za sprawą
konsekwencji wczorajszego wieczora. Podczas lekcji astronomii, tuż po
tajemniczym zniknięciu Petera Pettigrew, Moon znajdowała się w stanie
głębokiego zdumienia. Nie zdążyła nawet wymyślić żadnej sensownej wymówki dla
kolegi, bo po zakończonej lekcji profesor Borealis od razu zauważyła jego
nieobecność i zapowiadało się na to, że chłopaka czeka niezbyt miła pogawędka z
nauczycielką. Widząc, że uczniowie opuszczają wieżę, kierując się w dół po
krętych kamiennych schodkach, Dominika zerknęła na porzucony teleskop i
kalendarz z wetkniętym między kartki piórem. Szybko się spakowała i sięgnęła po
rzeczy kolegi. Nie miała pojęcia, dlaczego zniknął tak nagle, ale głupio było
jej zostawiać jego dobytek na pastwę losu. Po powrocie do dormitorium położyła
nadprogramowy teleskop i kalendarz na swoim kufrze, obiecując sobie między
jednym ziewnięciem a drugim, że odda je przy pierwszej okazji.
Kiedy jednak przebudziła się następnego dnia, jej wzrok
automatycznie powędrował w kierunku niewielkiego, oprawionego w przetartą skórę
kalendarza. A jeśli wcale nie należał do Petera? Powinna to sprawdzić. Zanim
zdążyła pomyśleć, że to wyjątkowo niedorzeczna hipoteza, już trzymała
książeczkę w rękach i przyglądała się literom wytłoczonym na okładce. Aby
upewnić się co do właściciela, wystarczyło jedynie zajrzeć na stronę tytułową,
to wszystko. Nie zdziwiła się, widząc drobne, nieco koślawe litery układające
się w napis Peter Pettigrew. W tym momencie powinna była zamknąć kalendarz i
oddać go Huncwotowi przy najbliższej okazji. Ciekawość zwyciężyła jednak i
pokierowała jej palcami, które zaczęły ostrożnie przewracać kartki. Sama nigdy
nie miała kalendarza astronomicznego, więc z zainteresowaniem oglądała
skomplikowane schematy i tabele. Jej szczególną uwagę zwrócił wykaz faz
księżyca, będący osobną wkładką. Peter musiał go często przeglądać, bo papier
był mocno sfatygowany, a tu i ówdzie znajdowały się zakreślenia wykonane
czerwonym atramentem. Może wyjątkowo lubił pełnie? W końcu większość ludzi za
nimi przepada, polegając na romantycznym nastroju, który wokół siebie
roztaczają.
Tracąc resztkę zainteresowania, zatrzasnęła kalendarz i
odłożyła go z powrotem na kufer. W międzyczasie coś wysunęło się spomiędzy
kartek. Jak zahipnotyzowana wpatrywała się w skrawek pergaminu, spoczywający
niewinnie na dywanie w połowie odległości między jej stopami odzianymi w
pasiaste skarpetki a krawędzią kufra.
Nie powinna tego robić. To cudza prywatność.
Zresztą, to z pewnością zwykły, niepotrzebny skrawek
pergaminu, oddarty od jakiegoś wypracowania albo listu.
Nic ciekawego.
Ostrożnie ujęła papier w dwa palce i zamierzała uczciwie,
a przy tym kompletnie bez żadnego zainteresowania, wsunąć go z powrotem między
kartki kalendarza, ale dziwnym zbiegiem okoliczności pergamin odwrócił się w
jej dłoni (chciała wierzyć, że stało się to bez udziału jej woli), a ona
zerknęła kątem oka na trzy słowa wypisane tym samym koślawym pismem:
Trzecie piętro – Dissendium
Od rana nie mogła przestać myśleć o tym, co też mogą znaczyć te słowa. Gnębiona wyrzutami sumienia, zrezygnowała z poszukiwania odpowiedzi w kalendarzu Petera, a karteczkę wsunęła losowo między jego okładki. Starała się przekonać samą siebie, że po pierwsze, w ogóle nie powinno jej to interesować, a po drugie to pewnie jakaś wewnętrzna informacja, co do treści której mogła jedynie snuć niekończące się domysły.
Mimo tych rozsądnych postanowień, jej myśli biegły
swobodnie zupełnie innym torem, nie bez entuzjazmu poddając analizie treść
notatki. O ile w dwóch pierwszych słowach nie było żadnej tajemnicy, o tyle dissendium
wymagało głębszego zastanowienia. Mogła to być nazwa własna, jakiejś rośliny
albo zaklęcia. Najprawdopodobniej to coś znajdowało się na trzecim piętrze.
Kusiło ją, żeby się rozejrzeć, ale dziś nie miała tam żadnych lekcji, a kiedy
tylko chciała się tam wymknąć, miała wrażenie, że wszyscy mijani uczniowie
przyglądają się jej podejrzliwie.
Niemal bezwiednie zanotowała jakąś datę z krótkim
dopiskiem i z nowym zainteresowaniem wpatrzyła się w plecy Petera Pettigrew. A
co, jeśli by tak wyciągnąć od niego tę informację? Oczywiście nie zamierzała
zapytać wprost, bo to pociągnęłoby za sobą niewygodną kwestię grzebania w jego
kalendarzu, ale może był jakiś sposób?
Pospiesznie oddarła kawałek pergaminu od zwoju, na którym
robiła notatki, i naskrobała na nim krótką wiadomość.
Mam Twój teleskop i nie zawaham się go użyć.
D. Moon
Wycelowała różdżkę w pergamin i ostrożnie, zerkając
uważnie na profesora Binnsa, który szczęśliwie postępował według swojego
zwyczaju i ignorował otaczającą go rzeczywistość, posłała wiadomość na ławkę
zajmowaną przez Petera i Remusa.
Lily i Patricia obejrzały się na nią ze zdziwieniem, ale
tylko wzruszyła ramionami. Patrzyła z niecierpliwością jak Peter pochwycił
karteczkę, zerknął na nią, po czym wcisnął szyję w ramiona, a wiadomość ukrył między
pergaminami. Nawet się nie obejrzał, nie mówiąc nawet o odpowiedzi.
Moon zmarszczyła brwi i ponownie przygryzła gęsie pióro,
które ściskała w dłoni. Wiedziała, że powinna być święcie obrażona, ale w tym
momencie, czy tego chciała czy nie, czuła przede wszystkim zaintrygowanie.
* * * * *
Lekcje mijały jedna za drugą, zupełnie jakby przyspieszało
je tajemnicze zaklęcie, sprawiające, że zlewały się w pasmo szybko upływających
minut. Kiedy wreszcie się skończyły, Dominika pospiesznie zjadła obiad, po czym
popędziła do wieży Gryffindoru w nadziei, że spotka Petera bez asysty
Huncwotów. Było to dość prawdopodobne, jako że dowiedziała się tu i ówdzie, że
James jest ścigającym Gryfonów, więc znajduje się obecnie na boisku i
intensywnie trenuje, Remus natomiast opuścił Hogwart ze względu na chorobę
matki. Miała jedynie nadzieję, że nie napatoczy się Syriusz, dzięki czemu zyska
okazję do prywatnej rozmowy. Była gotowa, żeby siedzieć i czekać, aż Pettigrew
będzie wolny.
Gdy tylko przekroczyła dziurę pod portretem zorientowała
się, że jej plan niemal zrealizował się samoistnie – Peter siedział na kanapie
w przed kominkiem, najwyraźniej żmudnie kompletując jakieś wypracowanie.
Zgodnie z wieściami jej informatorów, pozbawiony był towarzystwa Remusa i
Jamesa, nie dało się jednak nie zauważyć, że
w fotelu obok rozsiadł się Syriusz Black, aktualnie skryty za płachtą Proroka
Codziennego.
Przestąpiła z nogi na nogę.
Nie miała nic przeciwko gapiom w tej sytuacji, jednak miała
wrażenie, ze Peter wolałby, gdyby załatwili tę sprawę sam na sam. Cóż jednak
mogła zrobić – nie zapowiadało się, żeby Black gdzieś się wybierał, a przy tym
najprawdopodobniej był na nią obrażony za szlaban, który załatwiła jemu i
Potterowi, więc istniała szansa, że nie wykaże żadnego zainteresowania sytuacją.
Przemknęła przez Pokój Wspólny, po czym wpadła do
dormitorium szóstorocznych Gryfonek i szybko porwała pokrowiec z teleskopem
oraz kalendarz z wetkniętym między kartki piórem. Żywiąc szczerą nadzieję, że
jej obrzydliwe szpiegostwo nie pozostawiło żadnych śladów, zbiegła z powrotem
do salonu i przystanęła o kilka kroków od kominka. Peter wodził palcem
wskazującym po wersach podręcznika, bezgłośnie wypowiadając przeczytane słowa i
marszcząc czoło w tytanicznym wysiłku, a Black nie zmienił pozycji nawet o cal.
Uznając, że w tym momencie nadmiar przemyśleń może jej wyłącznie zaszkodzić,
ruszyła w kierunku Huncwotów, zanim racjonalna część jej umysłu zdążyła
interweniować.
— Cześć — powiedziała na wydechu, stając nad Pettigrew i
rzucając cień na kartki podręcznika. Chłopak podniósł na nią cierpiętnicze
spojrzenie i zafrasował się wyraźnie.
— Hej — mruknął. Moon zastanawiała się, czy jego ponury
ton wywołało odrabianie pracy domowej czy może raczej jej osoba.
— Trzymaj — powiedziała nerwowo, składając na kanapie
teleskop i kalendarz, nie wiedzieć czemu zerkając przy tym w stronę gazety,
jakby spodziewała się, że Syriusz wyciął w niej sobie otwory na oczy i
przygląda się tej głupiej sytuacji. — Tak nagle wczoraj zniknąłeś, że
zapomniałeś ich zabrać.
Ku jej zdumieniu, Peter zmierzył ją jedynie ponurym
spojrzeniem i odłożył podręcznik zakładając ramiona na piersiach. Moon poczuła
jak się rumieni – a co jeśli Huncwoci nabyli tajemną zdolność czytania w
myślach i chłopak wie, że grzebała w jego kalendarzu?
— Zajrzałam tylko na stronę tytułową, żeby upewnić się,
czy to twoje. — Z całym przerażeniem zdała sobie sprawę nie tylko z tego, że
jej głos nagle stał się przynajmniej o dwa tony wyższy niż zwykle, ale także z
faktu, że Prorok Codzienny w rękach Blacka zadrżał nieznacznie, jakby
skryty za nim chłopak trząsł się ze śmiechu.
— Czego chcesz? — zapytał Peter oskarżycielskim tonem.
Dominika poczuła jak przez głębokie zdumienie przebija się oburzenie. W końcu
pofatygowała się, żeby ocalić jego rzeczy przed strasznym losem, chociaż byli
ledwie znajomymi. Poza tym kalendarz astronomiczny to nie pamiętnik, bez
przesady.
Wzruszyła ramionami, chociaż pomyślała, że jakieś
„dziękuję” byłoby jednak na miejscu.
— No, co mam zrobić, żebyś oddała mi moje rzeczy? Jakieś
kolejne idiotyczne zadanie? Mam chodzić na rękach czy zawiesić swoje majtki na
baszcie sowiarni?
Z każdym słowem jego policzki robiły się coraz bardziej
czerwone, a oczy Dominiki coraz bardziej okrągłe.
— Ja nie… — wydukała tylko, a kiedy zacięta mina na jego
twarzy zaczęła nabierać nieco żałosnego wyrazu, zalała ją nagle fala
współczucia. Ile upokorzeń musiał znosić Peter ze strony innych uczniów?
Dzieciaki, zupełnie jak psy, bezbłędnie wyczuwają strach i niepewność, a osoby
tak jak Pettigrew wydają się wprost idealnym obiektem kpin i głupkowatych
żartów. Znajomość z Huncwotami musiała być dla niego prawdziwym zbawieniem,
chociaż najwyraźniej nie do końca. Dlatego zamiast dać upust tłumionej złości
na jego niewdzięczność i bezpodstawne oskarżenia, odezwała się lekkim tonem,
siląc się na wesołość:
— Paczka cukrowych piór i jesteśmy kwita. Ale następnym
razem nie znikaj tak nagle, prawie dostałam zawału, a profesor Borealis była
tak zła, że zmarszczyła się jak śliwka.
Niedowierzanie rozlało się na jego pucołowatej twarzy.
Cisza zaczynała niebezpiecznie ciążyć, więc Dominika posłała mu przyjazny
uśmiech i zrejterowała do dormitorium. Kiedy była już na schodach, obejrzała
się przez ramię. Peter siedział jak osłupiały, wpatrując się w pełgające
płomienie, Syriusz natomiast wciąż zdawał się być pochłonięty lekturą, choć od
dobrych kilkunastu minut nie przewrócił choć strony.
* * * * *
Czuła się jak najgorsza kryminalistka, chociaż właściwie
jeszcze nic nie zrobiła. No właśnie. Jeszcze.
Znacznie łatwiej byłoby, gdyby mogła powiedzieć, że to był
impuls, nagłe wezwanie Sił Wyższych, które wbrew jej woli zmusiły ją do
dokonania tego strasznego czynu, a ona, będąc ich ofiarą oraz osobą
emocjonalną, po prostu to zrobiła i już. Niestety, wszystkie znaki na niebie i
ziemi wskazywały na to, że zaplanowała wszystko z premedytacją. Tuż po kolacji
oznajmiła współlokatorkom, że zamierza trochę poczytać przed snem i wcześniej
położyć się spać. Nikogo to specjalnie nie zdziwiło, więc zaciągnęła kotary wokół
swojego łóżka i zaszyła się za nimi w asyście podręcznika do zielarstwa i
różdżki, którą sobie przyświecała. Rzeczywiście przerobiła kilka lekcji do
przodu, bo zielarstwo było jedynym z jej ulubionych przedmiotów, ale
jednocześnie uważnie nasłuchiwała wszelkich odgłosów, które docierały do niej
przez bordowy aksamit.
Stopniowo rozmowy i krzątanie się Gryfonek zwalniało i
cichło, aż wreszcie, po kilku godzinach, usłyszała upragnione życzenia dobrej
nocy i wszystko zamilkło. Leżała jeszcze przez jakiś czas, kompletnie ubrana,
czekając aż dziewczyny zasną i, niczego nieświadome, oddadzą się w objęcia
Morfeusza. Po dłuższej chwili dormitorium wypełniło się miarowymi oddechami, a
Dominika odłożyła podręcznik, schowała różdżkę do kieszeni szaty i zsunęła się
z łóżka.
Obejrzała się na śpiące współlokatorki. Żałowała, że nie
mogła im nic powiedzieć, ale nie chciała sprawiać kłopotów. Lily była
prefektem i pewnie próbowałaby ją powstrzymać, a kiedy by jej się to nie udało,
musiałaby na nią donieść albo postąpić wbrew swoim przekonaniom, a każda z tych
wersji była dość przykra.
Zrezygnowanie z planu nie wchodziło bowiem w grę.
Właściwie od kiedy tylko zobaczyła tajemniczą notatkę Petera, wiedziała, że
musi dowiedzieć się, co oznacza. Myślała o tym cały dzień i doszła do
przekonania, że jedyną możliwością poskromienia ciekawości jest przekonanie się
na własne oczy, co takiego Huncwoci odkryli na trzecim piętrze. Wbrew pozorom,
bardziej obawiała się zrobić to za dnia, kiedy korytarzami przechadzały się
tłumy uczniów, niż nocą, gdy bardzo łatwo mogła zarobić szlaban.
Ostrożnie otworzyła drzwi dormitorium i najciszej jak
potrafiła wyszła na pogrążoną w ciemności klatkę schodową. Zbiegła do Pokoju
Wspólnego, czując przyspieszone bicie serca, a uśmiech sam wypłynął na jej
usta. Przekroczyła dziurę pod portretem (Gruba Dama, strażniczka przejścia,
zamruczała coś gniewnie) i ruszyła w kierunku kamiennych schodów. Musiała
skradać się na palcach, tak, aby obcasy nie stukały w posadzkę. Skrzywiła się,
gdy stopnie poruszyły się z nieprzyjemnym zgrzytem, ale po chwili znalazła się
na czwartym piętrze i wystarczyło tylko przejść dwie kondygnacje, by znaleźć
się u celu wyprawy.
Co chwila przystawała w pobliżu jakiejś zbroi czy
postumentu, nasłuchując uważnie kroków szkolnego woźnego, ale zamek pogrążony
był w kompletnej ciszy.
Wreszcie znalazła się na trzecim piętrze i rozejrzała się
uważnie. Zalany księżycową poświatą korytarz sam w sobie wyglądał niezwykle,
ale na pozór nie wyróżniało go nic – ot, szerokie, wyłożone gładkimi kamieniami
przejście, poprzecinane prostokątnymi sylwetkami drzwi, gobelinami, nieco
topornym postumentem, na którym spoczywała jakaś waza oraz posągiem garbatej
czarownicy.
Moon oblizała wargi i wyciągnęła różdżkę. Odchyliła jeden
z gobelinów, przedstawiający polowanie na jednorożca, i wycelowała.
— Nie powinno cię tu być, wiesz.
Serce omal nie wyskoczyło jej z piersi. Szeroko otwartymi
oczami rozejrzała się po korytarzu, ale był pusty, zupełnie jak przed chwilą.
— Oczywiście, nie zwracaj na mnie uwagi — parsknął znowu
głos. — Tak tu sobie wiszę od setek lat, po co na mnie patrzeć.
Wreszcie jej spojrzenie zogniskowało się na portrecie
szczupłego mężczyzny o rudej brodzie i wydatnych kościach policzkowych.
— Pan do mnie mówi?
Mężczyzna przewrócił morskimi oczami, znakomicie
komponującymi się z tłem, i przeczesał dłonią swe ogniste, chociaż już nieco
rzadkie kosmyki.
— A widzisz tu kogoś innego? — Rozejrzał się teatralnie,
wytrzeszczając oczy. — Uczniom nie wolno spacerować po zamku nocą.
— Och, zamknij się — mruknęła poirytowana i ponownie
odchyliła gobelin. — Dissendium!
Odskoczyła, gdy od ściany odpadł kawałek szarego kamienia.
Portret za jej plecami ponownie parsknął, wyraźnie
rozbawiony.
— Naprawdę spodziewałaś się czegoś lepszego?
Odwróciła się do niego, mierząc go gniewnym spojrzeniem.
— Milcz albo wypróbuję to zaklęcie na tobie.
Mężczyzna zafrasował się wyraźnie i zamilkł, chociaż nadal
uważnie obserwował jej poczynania.
Następnie testowała zaklęcie na porcelanowej wazie, która
zachwiała się niebezpiecznie na postumencie, na drzwiach, które rozchyliły się
zachęcająco, ale ukazały jedynie salę obwieszoną plakatami przedstawiającymi
celtyckie runy oraz na samym gobelinie, od którego odpruły się dwa cale złotych
frędzli. Przygryzła wargę i przyjrzała się posągowi garbatej czarownicy.
Nagle portret za jej plecami ożywił się wyraźnie.
— Oooch, teraz dopiero będzie ciekawie!
Moon odwróciła się gwałtownie w kierunku wylotu korytarza,
mocno ściskając różdżkę w dłoni. Teraz i ona słyszała miarowe kroki, które
stawały się głośniejsze z każdą sekundą, wypełnioną głuchym biciem jej serca.
— No, no, no… — rozległ się znajomy głos. — Tego się nie
spodziewałem.
Pierwsza! Zaklepuje :D
OdpowiedzUsuńDroga Eskaryno,
UsuńRozdział mi się podobał. Jak już wcześniej wspominałam, lubię Twój styl pisania, dbasz o każdy detal.
Spodobał mi się pomysł z kalendarzem. Szkoda mi się zrobiło Petera - wszyscy sobie z niego robią jaja. Dobrze, że Dominika jest inna :)
Mam przeczucie, że na 3 piętrze spotkamy Syriusza :D i coś czuję, że może być ciekawie ;) nie mogę się doczekać
To tyle. Zapraszam do mnie na drugą część meczu Gryfonów i Ślizgonów. Dodam około 22 :)
Czasu, weny i radości
Buziaki :*
Druga! :)
OdpowiedzUsuńBardzo lekko i szybko czytało mi się ten rozdział i jednocześnie był bardzo przyjemny i ciekawy. I dobrze napisany! Tak, to zdecydowanie też :)
Mimo, że było tu dość dużo opisów, to nie miałam z nimi problemów, bo potrafisz świetnie ubrać wszystkie uczucia w słowa.
Mimo, że nie lubię Peter'a to jednak i tak było mi przykro w momencie, kiedy spytał się Dominiki czego od niego chce w zamian za zwrot rzecz. To świadczy o tym, że w przeszłości niejednokrotnie był sobą pomiatany i nie wierzy, że ktoś poza Huncwotami może być dla niego po prostu miły i życzliwy... Może jakoś przekona się do Dominiki.
Nie wiem dlaczego, ale jestem przekonana, że pannę Moon przyłapał któryś z Huncwotów. Czyżby Łapa, który domyślił się, że dziewczyna dowiedziała się czegoś z kalendarza Peter'a? ^^
Czekam na VII rozdział i rozwiązanie tej zagadki :)
Pozdrawiam serdecznie :*
Veriatte
[rocznik-lily-evans.blogspot.com]
Cześć :)
UsuńDziękuję za tyle miłych słów. Sama się przeraziłam, że wyszło tak nieproporcjonalnie dużo opisów, ale cieszę się, że nie wyszły ciężko i topornie. Uff!
Widzę, że publikujemy w podobnym czasie :)
UsuńZapraszam do siebie na trójeczkę i pozdrawiam serdecznie :*
Biedny Peter, niejedno musiał już w swoim życiu przejść. Miła Dominika z pewnością jest dla niego niezwykłą odmianą. Coś jednak czuję, że Syriusz nie da tej dwójce spokoju... Z pewnością będzie złośliwy i wywijał jakieś numery. Nie zdziwiłabym się, gdyby zaczął ich nazywać parą, aby tylko ich zdenerwować.
OdpowiedzUsuńHm... Ciekawe kto to śledził Dominikę. Może Black? A może pokusiłaś się o kogoś innego? To dopiero zagwozdka. Na odpowiedź będę musiała poczekać do następnego rozdziału. Mam nadzieję, że młoda szlabanu nie załapie... Bo chyba nie był to żaden nauczyciel?
Kalendarz sam w sobie jest naprawdę ciekawym obiektem. Szkoda, że Moon nie miała okazji mu się bliżej przyjrzeć. Choć jeśli uda jej się przejść za garbatą wiedźmą to myślę, że "przypadkiem" jeszcze pewnie go sobie "pożyczy" i zgłębi więcej jego tajemnic :)
Pozdrawiam!
Druga!
OdpowiedzUsuńNo i musisz kończyć nie w tym momencie co trzeba? Czemu akurat teraz? Tak ci nie wolno! Kto to szedł? Huncwoci? Nauczyciel? I co ja mam zrobić z tymi pytaniami? O no wiem! Czekać na kolejny rozdział! Wiesz, że to jest jedyna rzecz, która mnie powstrzymuje w tym momencie od zjedzenia cię?
UsuńRozdział jak zawsze bardzo mi się podoba, coraz bardziej ciekawi mnie sprawa Petera. Dobrze, że poświęcasz mu trochę czasu (ja też w moim opowiadaniu muszę to zrobić). Bardzo polubiłam Dominikę. Naprawdę, wykreowałaś bardzo ciekawą postać!
Dobrze muszę już lecieć! Czekam na następny rozdział i przede wszystkim życzę weny!
Zapraszam na nowy rozdział na moim drugim blogu.
http://zwiadowcy-bron-bogow.blogspot.com/2015/10/rozdzia-ix.html
Nie wiem czy czytałaś zwiadowców, ale jeśli tak to wpadnij.
Bianka
A jednak nie jestem druga -.- Coś mi się przewidziało
UsuńA właśnie zapomniałam się zapytać. Czy imię tego chłopaka Ragnaroka to zaporzyczyłaś z mitologii skandynawskiej? Bo wydaje mi się, że tak samo naywa się koniec świata.
UsuńDokładnie tak :) Brawa za spostrzegawczość!
UsuńDobry rozdział. Moze nieco zbyt jednowatkowy, ale i tak mi sie podobał. Dominika wykazała się tutaj nie tylko spostrzegawczością, ale i sporą asertywnością, kiedy po dojściu do wniosku, że Peter niejednokrotnie stawał się ofiara szkolnych żartów, odpuściła mu jego niezbyt ładne zachowanie, nie skrzeczała go, tylko jak człowiek oddała zgubę. Ale coz, tak dp konca brylantowa nie była, bo jednak ciekawość zwyciężyła i zajrzała do rzeczy chłopaka. Ale coz, troche trudno się daiwic, a wlasciwie jednak prywaty tam nie było ;) szkoda ze dziewczynie nie udało się rzucić zaklęcia Nieco wczesniej. Ale moze jeszcze zdąży? W takim momencie urwać, no nieładnie. Mam jedną uwagę merytorycxną, nie sądzę, zeby trzecie piętro było takie niewielkie w ogromnym hogwarcie, więc trochę dziwne, ze Dominika od razu trafiła akurat w okolicę jednookiej czarownicy... Ponadto jednak rozdział dobry, dobrze napisany i wciągający :)
OdpowiedzUsuńCześć :)
UsuńDziękuję za komentarz i wszystkie uwagi. Muszę się bardziej pilnować :) Rozdział rzeczywiście był monowątkowy, ale sam się tak ułożył i choć mam oczywiście w głowie pomysły na bliskie i dalekie wątki, to jakoś w moim odczuciu zaburzyłyby to, co już jest. Ale będę pamiętać na przyszłość, dziękuję :)
Rozdział wspaniały, jak zwykle zresztą.
OdpowiedzUsuńCoś mi się wydaje, że to Syriusz ją przyłapał na trzecim piętrze :D Albo James. Stawiam pieniądze, że to któryś z nich, po prostu to czuję.
Mówiłam to już ostatnio, ale powtórzę, że bardzo mi się podoba, jak opisujesz postać Petera. Taki mały, pulchny, zakompleksiony... Wierzę, że taki właśnie był w młodości. Trochę mnie udobruchał tym lękiem przed tym, co będzie musiał zrobić w zamian za dziennik. Zawsze miałam słabość do takich wyśmiewanych przez innych bohaterów, ogromnie mi ich żal. A trudno nie czuć choć odrobiny sympatii względem kogoś, kogo jest ci żal.
Zawsze mnie to trochę śmieszyło, jak to wszyscy w Hogwarcie narzekali na historię magii, bo była taka nudna. A w naszym świecie, świecie mugoli, każda lekcja wygląda jak historia magii. Gdyby tylko czarodzieje wiedzieli co biedni mugole muszą znosić...
Dominika nie powinna była zaglądać do dziennika Petera, ale ja sama jestem taka ciekawska, że pewnie również bym to zrobiła. Podobała mi się scena, jak oddawała mu zeszyt, a w fotelu siedział Syriusz, po cichu śmiejąc się z całej sceny. Cały Syriusz :D
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział i życzę weny! :*
Jeeej, ile miłych słów! :)
UsuńDokładnie to samo myślę na temat Petera. Wiadomo, że to, co zrobi w przyszłości, jest paskudne, ale trzeba pamiętać, że takie decyzje nie biorą się znikąd, a nie każdy jest odważny i utalentowany jak reszta Huncwotów. W ogóle ciekawe jest to, że Tiara wybrała dla Petera właśnie Gryffindor. Może za czasów szkolnych nie wszystko było jeszcze stracone? Tak czy inaczej, wydaje mi się, że najwięcej gniewu mają w sobie właśnie osoby wyśmiewane i zakompleksione, a z czasem wybucha to w takiej czy innej formie. Łatwo powiedzieć - zdrajca, od zawsze czułam, że coś z nim nie tak. I masz rację - nie można żałować kogoś, nie czując do niego ani odrobiny sympatii.
Haha, tak to wygląda, jeśli nauczyciel ma w sobie niewiele pasji :) Chociaż ja zawsze lubiłam historię, więc może pozostałabym przytomna na lekcjach Binnsa...
Witam!
OdpowiedzUsuńBardzo fajny rozdział. Mówiłam już jak podoba mi się przedstawienie Twoich postaci? Wszyscy są wręcz idealnie wykreowani. Szkoda mi (jak chyba wszystkim po przeczytaniu tego rozdziału) Petera. Da się tutaj odczuć to, że naprawdę zawsze był poniewierany i poniżany. Ile razy już ktoś chciał czegoś w zamian, czegoś co go skompromituje, że z automatu wypalił do Dominiki czego oczekuje? No i mamy jeszcze Syriusza, ten artykuł, który "czytał" musiał być naprawdę wyczerpujący i ciekawy, że męczył go dobre kilkanaście minut ;D
Końcówka wyszła Ci genialnie. Ogólnie wygląda to tak, jakby z ogromną łatwością przychodziło Ci pisanie opisów ( szczęściara), bo tak dużo ich w tym rozdziale!
Zastanawiałam się nad tym kto to może być. Skoro słyszała kroki to ta osoba najwidoczniej nie kryła się ze swoją obecnością. Albo to jej tajemniczy kolega - Ragnarok, albo któryś z Huncwotów :D
Pozdrawiam i miłej soboty życzę,
AleksandraOla
Witam!
OdpowiedzUsuńTak! W końcu wracam do żywych! Mam nadzieję, że nie zniechęciłam Cię tak długim oczekiwaniem i mam nadzieję, że no... odwiedzisz mojego "nowego" bloga :)
Selene Neomajni
PS: Rozdział u Ciebie skomentuję jak tylko znajdę czas! <3
Hej! Co to ma być?! Jak możesz kończyć rozdział w tak emocjonującym momencie?! Takie rzeczy powinny być karalne!
OdpowiedzUsuńOch, poszło jak woda <3 Cudownie napisane, palce lizać! W takich momentach koniec zawsze przychodzi za szybko... W książce od razu przewróciłabym na kolejna stronę, a tu tyle trzeba czekać... No cóż, uzbrajam się w cierpliwość i zaczynam odliczanie ;*
Weny i huncowtów ;)
niecnimarudersi.blogspot.com
No cześć :)
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo ciekawy. Piszesz lekko, więc bez problemu potrafię przyswoić sobie Twoje słowa, a to jest super.
Profesor Binns niezwykle przypomina mi moją matematyczkę. Ona też potrafi w wyjątkowo nużący sposób prowadzić lekcje. No, z tą różnicą, że nasza pani duchem raczej nie jest (jak już to jakimś demonem) XD
Peter jest postacią, której mi szkoda. Taki cichy chłopak, nad którym wiszą czarne chmury. No i prowadzi dziennik, między innymi z fazami księżyca. Od dzisiaj zostaje jednym z moich ulubionych bohaterów ;)
Jest tylko jedna rzecz, która mi się nie podoba. Jak mogłaś skończyć w takim momencie?! Tak się nie robi, no. Teraz będę ciągle do Ciebie zaglądać z nadzieją, iż pojawi się nowy rozdział :P
Czekam i życzę weny ;*
Jeeej, pierwsza fanka Petera! :D To wiekopomny dzień - dzień, w którym udało mi się "odczarować" jego złą passę :) Bardzo dziękuję za miłe słowa.
UsuńNie trzeba zaglądać, jak na razie sztywno trzymałam się dat (w prawym górnym rogu) i nowe rozdziały są co 2 tygodnie :)
Hej :)
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle super.
Peter jest fajną postacią. W końcu ktoś poświęcił mu więcej uwagi :) fajnie by było jakby on i Mika się zaprzyjaźnili.
Ostatnia scena ... hm. Podejrzewam parę osób ale nie będę zdadzać :D zobaczymy za dwa tygodnie.
Pozdrawiam i za niedługo zapraszam do siebie na nowy rozdział
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńWitam!
OdpowiedzUsuńNo cóż... myślałam, że wrócę do Ciebie troszeczkę szybciej, ale już jestem!
Rozdział mi się spodobał, co nie powinno Cię zbytnio dziwić, bo wszystko, co Ty napiszesz mi się podoba. Peter... myślę... myślę, że po raz pierwszy od dwóch lat mogę polubić tego gościa. Z tego co się orientuję, to w Twoim opowiadaniu jeszcze nie zaczął zadawać się ze Śmierciożercami, więc jest na razie niewinny.
Spodobało mi się to jak go przedstawiłaś.
Był nieufny w stosunku do Dominiki, co zostało całkiem uzasadnione w tym poście. Wydaje się być po części... zakompleksiony. A może mi się zdaje. Z resztą dziwne by to było gdyby nie był patrząc jakich ma przyjaciół.
,,Kiedy była już na schodach, obejrzała się przez ramię. Peter siedział jak osłupiały, wpatrując się w pełgające płomienie". Nie wiem czy tylko dla mnie, ale ten moment wydawał się być taki uroczy i coś mnie chwyciło za serce (czyżby zawał?). Zgadzam się z "Nazywam się Agape". Pettigreew zasługuje na to, żeby należeć do moich ulubionych, bo nie jest typowym obżartuchem i debilem. Wiem, że mogę się powtarzać, ale strasznie podoba mi się pomysł pokazania go w pozytywnym świetle. Wow. Chyba po raz pierwszy rozpisałam się tak o kimś kto nie jest Syriuszem. To kolejny dowód, że masz talent zrobienia nawet z najmniej lubianej postaci jedną z najbardziej lubianych. Co do tego fragmentu:
,,— No, no, no… — rozległ się znajomy głos. — Tego się nie spodziewałem" Myślę, że tym kimś jest albo Syriusz albo James lub Ragnarok, ewentualnie. Mylę się? To może być dosyć ciekawe. No cóż, dzisiaj się nie rozpisałam, ale następnym razem się poprawię!
Życzę Ci, abyś utopiła się w morzu weny oraz z niecierpliwością oczekuję nn!
Selene Neomajni
PS: Wiem, że jestem namolna, ale może odwiedzisz mojego "nowego" bloga? Byłoby mi niezmiernie miło.
Ojeju, tyle miłych słów, że aż uśmiechałam się do monitora (co jest dość niebezpieczne w pracy)! Bardzo cieszę się, że doceniłaś Petera, bardzo zależało mi na tym, żeby pokazać jego postać z innej strony. Czytając takie słowa jak Twoje, czuję, że było warto :)
UsuńNo pewnie, że do Ciebie wpadnę, ale jako że dokonałaś gruntownych zmian w całej historii, potrzebuję na to nieco więcej czasu niż zwykle ;)
Z pozdrowieniami
Eskaryna
jestem jestem ! no i czemu w takim momencie kończysz !!?? żebym ja zawału dostawała? zabić mnie chcesz. wiem juz znam te twoje sztuczki. ale i tak cię uwielbiam i po kazdym zawale i tak bym tu wróciła. rozdział tajemniczy momentami. co jest na tym trzecim piętrze? to mnie najbardziej zaintrygowało i cały rozdział na to czekałam a tu klops. hmm no nie ;/ pisz pisz juz bys mogla napisac !
OdpowiedzUsuńP.S u mnie nowy : )
Cześć, cześć! :-)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że wpadam dopiero teraz, ale — jak już wspominałam na swoim blogu — rok akademicki pogania i nieco ogranicza czas. Ale teraz jestem, czytam i komentuję! ;-)
Ach, profesor Binns! Widzę, że to chyba jakaś dystynktywna cecha historyków, opowiadanie o swojej dziedzinie tak, że inni zamiast słuchać z wypiekami, zasypiają na ławkach. Pamiętam to bardzo dobrze z autopsji i czasów szkolnych.
Jejku, nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że nie porzuciłaś wątku Petera z poprzedniego rozdziału i nie potraktowałaś go po macoszemu, tylko zaczęłaś rozwijać. W tym momencie mogłabym Cię uściskać! ;-) Peter nigdy nie należał do moich ulubionych bohaterów, ale to raczej właśnie przez to, jak kreowany jest przez większość fandomu — ot, ten czwarty Huncwot, który niczym szczególnym się nie wyróżnia, a użyty może być jako comic relief albo mało interesujące tło. Kurczę, a przecież ta postać ma taki potencjał! Cała droga, to, co Petera popchnęło do zwrócenia się przeciwko przyjaciołom i zostania Śmierciożercą jest fascynujące! Nie mogę się doczekać tego wątku, w tej chwili jest chyba jednym z najbardziej mnie ciekawiących. No i to chowanie w zeszycie wymiętego wykazu faz księżyca — jestem na sto procent pewna, że z powodu Remusa. I jak tu Petera nie lubić? Niepozorny, a jednak jak przywiązany do przyjaciół… Ciekawe tylko co się stało, że później ich zdradził…
Mam ogromną nadzieję, że dzięki poczynaniom Dominiki dowiem się tego :-) Jak widać już Peter jest zaskoczony jej miłym oraz bezinteresownym zachowaniem, podejrzewam więc, że z czasem otworzy się nieco przed nią i poznamy jego sekrety.
To jest coś, co w fanfiction uwielbiam najbardziej — branie kanonicznych postaci, o których wiemy niewiele lub mamy same niedopowiedzenia, i robienie z nich pełnokrwistych, skomplikowanych bohaterów. Dodatkowym plusem jest to, jeżeli taką postacią jest „czarny charakter”; chyba nie ma nic lepszego, niż wiarygodni antagoniści, którzy nie są źli dla samego faktu bycia złym. Warto przecież pamiętać, że z perspektywy „tych złych”, to ci dobrzy są złymi ;-)
Świetna scena na trzecim piętrze i kapitalny obraz; czytanie jego dialogu z Dominiką wywołało u mnie szczery uśmiech i rozbawienie. Do tego to zakończenie… Lubię dobre cliffhangery, które tylko podsycają ciekawość. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału, poznania tożsamości tajemniczego „znajomego głosu” i wszystkiego, co z takiego spotkania może wyniknąć!
Pozdrawiam serdecznie, życzę wena i czekam z niecierpliwością na nowości,
Z.
Przepraszam za późny odzew, ale nie miałam ani chęci, ani czasu na komentowanie.
OdpowiedzUsuńAch, ukochany przez wszystkich profesor Binns i jego wojny goblinów! W sumie z tej lekcji zawsze płynie jakaś korzyść - można się wyspać. Nieładnie, Dominiko! Nie czyta się cudzych notatek. Chociaż jeśli chodziłoby o Huncwotów, to też bym przeczytała. :D
Biedny Glizdogon. Mnie tam jest jego zawsze żal i trochę go rozumiem. Był zawsze w cieniu swoich zdolnych/przystojnych przyjaciół i pewnie czasem było z niego popychadło. Smutne bardzo.
Uważam, że obrazy pouczające Hogwartczyków są urocze i nadają ten specyficzny klimat. Tak samo ten twój, nie ma to jak stary dobry Hogwart.
Jakie zakończenie! :D Ciekawe, kto to. Obstawiam że Syriusz lub James. Będą węszyć, czemu Dominika kręci się koło ich tajemnych przejść - no, ale to tylko moje przypuszczenia, zostaje mi czekać do następnego rozdziału.
Pozdrawiam ciepło, bo na zewnątrz tak zimno:(
Weny!
Zapraszam cię na nowy rozdział na moim blogu! :)
OdpowiedzUsuńzakrecone-zycie-huncwotow.blogspot.com
Nie wiem czy wiesz ale pojawił się u mnie rozdział.
OdpowiedzUsuńJeśli chcesz to wpadnij :)
Witam!
OdpowiedzUsuńCześć, to ja, ta namolna! Chciałam Cię po prostu poinformować, że na blogu pojawił się rozdział siedemnasty i... liczę na komentarz!
Selene Neomajni
Siemanko:)
OdpowiedzUsuńStrasznie zaciekawiłaś swoja bohaterkę tą notatką Petera. Nie spodziewałam się, że aż tak utkwi w jej pamięci i będzie macic jej wewnętrzny spokój. Swoją drogą to dziwne, że Pettigriew nie zainteresował się swoim teleskopem, skoro tak lubi ten przedmiot to narzędzie jest mu niezbędne do nauki. Myślałam, że będzie sam chciał go jak najszybciej odzyskać, a jeśli nie teleskop to kalendarz, w którym jak się okazuje miał cenne informacje. Nawet przykro mi się zrobiło kiedy Dominika została odebrana jako kolejna stręczycielka, cóż ten chłopak musiał mieć nieźle przerypane w szkole, zawsze myślałam, że jego przyjaźń z Huncwotami zminimalizowała takie traktowanie. Cóż kolejny plus dla Ciebie za nieszablonowe opowiadanie:)
Pędzę dalej:)
Rogata
Hej, kochana!
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że tak późno przychodzę z komentarzem, ale nie mam kompletnie na nic czasu :( Dopiero teraz znalazłam chwilę, żeby przeczytać ten rozdział.
Muszę przyznać, że bardzo mi się podobał. Fajnie, że piszesz dużo o Peterze, bo na pewno jest on ciekawą postacią.
Zrobiło mi się go szkoda, kiedy czytałam o jego reakcji na oddanie kalendarza. Faktycznie, ludzie często się z niego nabijają i nie jest to dla niego proste.
Nie dziwię się Dominice, że zajrzała do środka, bo sama też raczej nie mogłabym się powstrzymać.
Rozbawił mnie ten moment z Syriuszem i gazetą, bo wyobraziłam sobie te dziury na oczy :D
I skończyłaś w takim momencie. Jestem ciekawa, kto to był, ale dowiem się tego jak przeczytam następny rozdział.
Przepraszam, że dodaję taki krótki komentarz, ale piszę go na szybko przed korepetycjami. Pod kolejnym będzie na pewno dłuższy, bo będę go pisała już w domu.
Pozdrawiam gorąco i zycze weny
Optimist
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńGłupek ze mnie. Miałam napisać cały komentarz, a wysłałam tylko błędy, które zauważyłam. Także skasowałam go i napiszę całość. Ktoś tu już stwierdził, że dbasz o szczegóły. Nie dajesz tyle swobody na wymyślanie. Fajnie, że o tym nie zapominasz. Ja muszę w końcu zacząć to robić ;D. Cóż Dominika chyba jest taką trochę pilną uczennicą, ale chyba nie do końca. Może bardzo stara się być, ale jednak z rozwagą. Myślę, że dobrze jest mieć ulubione przedmioty i zgłębiać ich wiedzę. Właściwie to po prostu dobrze jest mieć jakieś zainteresowanie. Lepiej, jak się wiążę z naszymi przedmiotami w szkole, bo to zawsze jakoś pomaga. Uważam, że jak mnie coś nie interesuje, to staram się tym zainteresować i jakoś idzie... choć czasem bywa ciężko. A'propos nudnego głosu, to moja nauczycielka od fizyka taki miała śpiący głos, a ja tak bardzo chciałam zgłębiać tę wiedzę. Jako ktoś nie ma do tego pasji, to nie powinien chyba nauczać innych. Zdziwiłam się takim napadem Petera na Dominikę. Chociaż może za bardzo uważam go za spokojnego i nieśmiałego, że mógłby się komuś przeciwstawić. Może faktycznie wynikało to z tego, co pomyślała dziewczyna. Jednak nie wydaje się, aby ona go nie lubiła, wręcz przeciwnie, więc może Peter zmieni zdanie. Ciekawi mnie kto ją złapał. Mam kilka pomysłów. Może to Lili, Syriusz, a może Peter lub woźny? Lub ten nowy kolega?
OdpowiedzUsuń"Chcąc uniknąć bycia przyłapaną na spaniu podczas lekcji, starała się zająć czymkolwiek innym. Dziś miała u temu idealny pretekst."--> ku temu
"— Cześć — powiedziała na wydechu, stając nad Pettigrew i rzucając cień na kartki podręcznika." --> Nie jestem pewna, ale czy nazwisko Pettigrew, nie powinnaś odmienić? Z tego, co wiem, jeżeli nie ma samogłoski, to się odmienia. Jest kilka wyjątków, ale tutaj chyba się odmienia. Nie powinno być Pettigrewem? Przy Moon chyba by się nie odmieniało, bo to trochę jak z naszym "muzeum".
Jak to jest z tymi SUMAmi i że ona jest do tyłu? Nie ogarniam do końca, bo do klas owutemowych przyjmowali na podstawie ocen i potem strasznie strasznie cisnęli. Wybacz, jeśli to się wcześniej pojawiło, ale nie ogarnęłam. No nic.
OdpowiedzUsuńNie dziwię się Dominice, że zajrzała do tego kalendarza. Ja pewnie też bym się nie powstrzymała. Może nie tak na bezczelnego, jak niektórzy, ale własnie w stylu Dominiki - wyrzuty sumienia, ale silna potrzeba odkrycia rąbka tajemnicy :D
Ciekawe, kto tam ją przyłapał na końcu. Wiedziałam, że ktoś ją złapie, ale nie mam pewności co do tego, kto to jest. Zakładam, że ktoś z huncwotów, ale może też ten dziwak, którego nikt nie lubi.
Z tym Peterem to też taka niejednoznaczna sytuacja, bo ogólnie to go nienawidzę. Dla mnie to największa szuja w całej serii, ale nie jestem na tyle ślepa, żeby nie wiedzieć, że na jego beznadziejną osobowość składa się wiele czynników. W sumie moją koncepcję już sobie kiedyś opisałam, więc nie będę jej wciskać tobie, ale nie potrafię go znieść i jednocześnie wiem, że on MUSI tutaj być.
Pozdrawiam!
Wydawało mi się, że gdzieś już o tym wspominałam, ale spieszę z wyjaśnieniami - wiemy od Rowling, że w Beauxbatons uczniowie przechodzili jeden główny test na koniec szóstej klasy. Rozjeżdża się to trochę z hogwarckimi wymaganiami, więc uznałam, że w przypadku przenosin ze szkoły do szkoły, uczeń mógłby zostać zapisany na przedmiotu pasujące do harmonogramu zajęć, a jego w nich uczestnictwo zostałoby zweryfikowane na koniec szóstej klasy, kiedy razem z piątoklasistami nadrabiałby zaległy test. Siódma klasa wyglądałaby już normalnie.
UsuńDomyślam się, co masz na myśli, pisząc o Peterze. Zdradził przyjaciół i do samego końca najbardziej troszczył się o swój tyłek, ale z drugiej strony, po tym jak wygladała dla niego szkoła i relacje towarzyskie, wydaje mi się, że efekt był łatwy do przewidzenia. Upokorzenia, kompleks niższości, milcząca uraza - taka kombinacja przynieść nic dobrego.
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam,
Eskaryna