23 września 2016

Rozdział VII - część III


„Cena czasu”

– rozdział VII –

Światło setek świec, kryształowych kandelabrów i lśniących złotem talerzy niemal oślepiły ją, kiedy przekroczyła próg marmurowego korytarza prowadzącego do Wielkiej Sali. Mimo wszystkich subtelnych wspaniałości, którymi dysponowało Beauxbatons, Hogwart po raz drugi w podobnych okolicznościach zrobił na niej wielkie wrażenie i, w przeciwieństwie do poprzedniej szkoły, sprawiał wrażenie ciepłego i przytulnego. Tym razem Dominice oszczędzono stresu związanego z Ceremonią Przydziału i zwracaniem na siebie uwagi wzrostem – niezbyt imponującym, ale jednak nieproporcjonalnym w stosunku do pierwszoroczniaków. Czując w ciele to przyjemne hogwarckie ciepło, zmrużyła lekko oczy i z uśmiechem zajęła miejsce na jednej z długich ław przy stole Gryffindoru. Napotkawszy zawadiacki grymas Syriusza, który z dumą poprawiał gryfoński krawat, odwróciła szybko wzrok i utkwiła go w nadzwyczaj długim rzędzie uczniów czekających na Ceremonię Przydziału. Młodzi czarodzieje różnili się między sobą przede wszystkim wzrostem, bo to najbardziej rzucało się w oczy, ale pomijając oczywiste różnice fizyczne, Dominikę mimowolnie zainteresowały wyrazy ich twarzy, prezentujące całą gamę uczuć, od przerażenia, przez obojętną wyniosłość po podekscytowanie i radość. Moon wbijała w nich zachłanne spojrzenie, przywołując wciąż jeszcze bardzo żywe wspomnienie własnego oczekiwania na Ceremonię, a jednocześnie weryfikując prawdziwość artykułu zamieszczonego w jednym z ostatnich Proroków Codziennych. Jej twarz pozostawała nieruchoma w swej czujności, kiedy wodziła spojrzeniem po kolejnych sylwetkach i twarzach. Nie dało się nie zauważyć, że część nowych Hogwartczyków była wyraźnie wyrośnięta i dojrzała jak na pierwszy rok. Wśród niewysokich, wystraszonych jedenastolatków przestawali z nogi na nogę starsi uczniowie, zachowujący o wiele większy spokój i z ciekawością, a czasem i od niechcenia wodzący wzrokiem po wspaniale udekorowanej Wielkiej Sali.
 Nie wgapiaj się tak, bo Black dostanie palpitacji  ostrzegła ją Patricia, niecierpliwie stukając widelcem z kwiatowy wzór wytłoczony na złotym pucharze.
 Dopiero co widziałam jak sam się wgapiał, więc nie ma obaw  odpowiedziała kwaśno Dominika, ale skupiła wzrok na własnym talerzu.
Po dłuższej chwili, wypełnionej wyjątkowo zaciekawionym gwarem rezydentów Hogwartu, którzy szybko zauważyli wyjątkowość dzisiejszej uczty, dyrektor powstał od stołu nauczycielskiego i w sali zaległa pełna napięcia cisza.
 Drodzy uczniowie  zaczął mocnym głosem, który potoczył się majestatycznie po sali.  Trudno mi wyrazić radość z powodu, że w tym roku spotykamy się w tak licznym gronie. Niejednokrotnie zdarzało nam się gościć w tym zamku uczniów starszych jak na standardy naszego pierwszego roku…  Moon usilniej wbiła wzrok w złoty talerz przed sobą, mimowolnie wyobrażając sobie wlepione w nią spojrzenia okolicznych Gryfonów.  … Jednak w tym roku różnorodność jest wyjątkowa. Mam nadzieję, że przykładnie okażecie naszym nowym kolegom i koleżankom prawdziwą brytyjską gościnność, a i oni uczynią Hogwart swoim drugim domem. Zanim jednak na dobre zajmiecie się zawieraniem przyjaźni, chciałbym powiedzieć kilka słów. W tym roku szkolnym zaszły dwie poważne zmiany w ramach naszego personelu, proszę więc was o jeszcze chwilę uwagi – po pierwsze, Hogwart z ubolewaniem pożegnał pana Edgara Plumptona, który ostatecznie zdecydował się spełnić swe wieloletnie marzenia o leczeniu doskwierającego mu lumbago na Hawajach. Od dziś porządku na szkolnych korytarzach będzie pilnował pan Argus Filch, proszę więc, abyście przyjęli go ciepło i nie dostarczali mu nadmiernych atrakcji. — Dominika mogłaby przysiąc, że kiedy nowy woźny, wyposażony w sumiasty wąż i ponure spojrzenie, powstał od stołu i skłonił się krótko, dyrektor popatrzył prosto na Huncwotów, którzy odpowiedzieli niewinnymi spojrzeniami, które dziwnie kontrastowały z szatańskimi uśmiechami na ich twarzach. — Z prawdziwą przykrością informuję też, że profesor Harold Jones zdecydował się opuścić nasze szeregi. — Podniósł nieznacznie głos, kiedy wśród uczniów rozległy się jęki rozczarowania. — Jestem jednak przekonany, że profesor Ludwik Rietdorf godnie zastąpi go na stanowisku nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią. — Zabrzmiały skąpe oklaski na cześć wychudłego i wysokiego jak tyczka czarodzieja, którego zaczesane do tyłu śnieżnobiałe włosy i zapadłe policzki pozwalały zgadywać wyjątkowo sędziwy wiek. — Mam dla was jeszcze jedną, dla wielu z was prawdopodobnie znacznie mniej przyjemną informację. Chciałbym z góry uprzedzić, że w tym roku bal z okazji Święta Duchów nie odbędzie się. — Przerwał na chwilę, ze stoickim spokojem rejestrując uczniowskie niezadowolenie. — Stoją za tym ważne względy organizacyjne, a ponieważ natura nie znosi próżni, to jednorazowe odstępstwo od normy może nie okazać się tak tragiczne, jak mi to podpowiadają wyrazy twarzy niektórych uczennic, ale o tym innym razem. Teraz, by dopełnić formalności i nie trzymać was już dłużej w niepewności, nastąpi Ceremonia Przydziału, którą poprowadzi profesor McGonagall.  W tym momencie skłonił się lekko w stronę nauczycielki transmutacji, która stała pod ścianą nieopodal Tiary Przydziału i na jego sygnał rozwinęła pergamin, rozpoczynając wyczytywanie nazwisk.
 No, to czyni nasz ostatni rok tutaj wyjątkowo interesującym  zauważyła Patricia, zerkając z ciekawością na wysokiego chłopaka o śniadej cerze, który właśnie naciągnął na głowę Tiarę.
 Pudło, Slytherin  ucięła brutalnie Moon, przekrzykując burzę oklasków przy stole Ślizgonów, która wybuchła w momencie, kiedy chłopak odłożył kapelusz na stołek.
Lily spojrzała na nią z wyrzutem.
 To jeszcze niczego nie przekreśla. Może właśnie świeża krew i nowe kultury pomogą przełamać te głupie podziały na domy. Ale zgadzam się, że to może być bardzo ciekawe. I o co chodzi z tym balem?
Kilkunastu świeżo upieczonych Hogwartczyków później Patricia zaczęła wyraźnie artykułować swoje żądania odnośnie braku obiadu na stole. Evans mruknęła coś niechętnie, prezentując idealną postawę prefekta – elegancko wyprostowaną, ze wzrokiem uprzejmie utkwionym w Ceremonii, ze złotą odznaką lśniącą na czarnej przepisowej szacie. Na samą myśl o pysznym obiedzie Dominika poczuła skurcz żołądka i już miała głośno poprzeć postulat Patricii, kiedy nagle jej wzrok przyciągnęło coś, co na moment wstrzymało nie tylko jej słowa, ale i oddech.
 Och nie  wyszeptała.  Och nie, nie, nie!
 Co, nie jesteś głodna?  spytała Patricia ze zmarszczonymi brwiami.  Pożarłaś aż tyle pasztecików w pociągu, że już nie chcesz obiadu?
 Nie o to chodzi.  Słowa wydobywały się z jej ust z wyjątkowym trudem.  To… tam.
Spojrzenia przyjaciółek posłusznie powędrowały za tą enigmatyczną wskazówką.
 Mówisz o którymś z uczniów?  zapytała Lily, unosząc brew.
 Może to nie ona.  Genialna myśl zaświtała w głowie Dominiki.  Może to ktoś podobny.
Niestety, na zweryfikowanie tej myśli musiała jeszcze poczekać. Ogonek uczniów wolno zmierzał ku końcowi, nagle zaczęło jej się wydawać, że jest ich okropnie dużo. Każdy okrzyk Tiary spotykał się z entuzjastycznym aplauzem przy jednym ze stołów, ale ona ciągle wbijała uporczywe spojrzenie w jedną z przyszłych uczennic, ledwie zauważając nowych Gryfonów zasiadających przy stole.
No cóż  myślała ponuro.  To byłby spory zbieg okoliczności, gdyby to nie była ona, a zupełnie inna, choć bardzo podobna osoba o nazwisku zaczynających się na jedną z ostatnich liter alfabetu. Ale nawet takie przypadki mogą się zdarzyć, prawda?
 Vigneron Josephine!
No cóż, chyba jednak nie mogą  pomyślała ze zgrozą, patrząc na piękną, wysoką brunetkę o długich, gładkich włosach, która zasiadła właśnie na drewnianym stołu i z obrzydzeniem zerknęła na połataną Tiarę.
 Ravenclaw!
Moon odetchnęła ciężko i zakryła twarz rękami.
 To jakaś twoja koleżanka z Beauxbatons, prawda?  zapytała z ożywieniem Patricia.
 To koszmar mojego życia  wymamrotała dziewczyna spomiędzy palców.

* * * * * 

Kiedy następnego dnia Dominika otworzyła oczy, nie pamiętała gdzie jest. Odruchowo rozejrzała się w poszukiwaniu elektrycznej lampki i zawalonego bibelotami biurka, do których zdążyła się już przyzwyczaić. Nie znalazłszy ani jednego, ani drugiego, otoczona w dodatku płachtami bordowego materiału, przeraziła się. Całą noc śniły jej się okropne rzeczy, jak na przykład Josephine ujeżdżająca smoka z zamiarem upieczenia jej na popiół, więc przez pierwsze kilka sekund spodziewała się dalszego ciągu. Kiedy nic strasznego się nie stało, Moon ostrożnie wetknęła głowę w przerwę między atłasami. Zrozumienie uderzyło w nią jak cegła.
Dormitorium Gryfonek z siódmego roku było jeszcze pogrążone we śnie. Wczorajszego wieczora powiększyło się o dwa dodatkowe łóżka, dwie szafki nocne i szafę, chociaż z zewnątrz wieża wyglądała tak samo smukle jak zwykle. Obie nowe koleżanki były cudzoziemkami, co dowodziło prawdziwości artykułu w Proroku Codziennym. Jaka była jednak tego prawdziwa przyczyna? Trzeba będzie je o to dyskretnie wypytać przy najbliższej okazji.
Blondynka leżała jeszcze przez chwilę w łóżku, rozmyślając o tym, jak nieprzewidywalnie zaczął się dla niej ostatni rok w Hogwarcie, po czym przeciągnęła się i usiadła na brzegu łóżka z prawej strony, gdzie rozsunięte kotary napotykały na pustą ścianę i drzwi wejściowe.
Stanęła na drewnianej podłodze. Ledwie zdążyła zrobić kilka kroków, kiedy za jej plecami rozległa się seria niezbyt głośnych trzasków. Moon obejrzała się, zaskoczona. Dormitorium było tak samo uśpione jak przed kilkoma minutami, nic się w nim nie poruszało. Ale czy rzeczywiście?
 O Merlinie  jęknęła Moon, wytrzeszczając oczy na podłogę. Kilka sąsiadujących desek odgięło się i pękło, robiąc miejsce dla jasnozielonych pędów, które kiełkowały spomiędzy nich i rosły z każdą chwilą. Dziewczyna cofnęła się o krok, obserwując uważnie miejsce, w którym dosłownie przed chwilą spoczywała jej stopa, a w którym teraz drewniane włókna rozsuwały się szybko, ukazując giętkie łodygi. Dominika nie zwlekała dłużej i słysząc narastający szum w głowie wskoczyła na łóżko. Spojrzała na swoje stopy. Wyglądały jak zwykle, nieco pulchnie i różowo.
Moon wygięła się w łuk i sięgnęła do szafki nocnej, z której wygrzebała parę pluszowych skarpet. Wsunęła je szybko na nogi i na próbę dotknęła sąsiadującej z łóżkiem podłogi. Nic się nie stało.
 Diffindo  mruknęła, celując różdżką w zielone pędy, które opadły jak odcięte niewidzialnym ostrzem. Blondynka pochyliła się nad roślinami i przyjrzała się im ze zmarszczonym czołem. Nie miała teraz czasu na dłuższe zastanawianie się nad tym niespodziewanym zjawiskiem – już wkrótce Gryfonki obudzą się na śniadanie i trzeba będzie zacząć tłumaczenia, których w tej chwili nie miała nawet dla siebie. Zgarnęła bezwładne łodygi i odłożyła jej na szafkę. Będzie musiała pomyśleć o tym później.

* * * * * 

Z lśniącej tafli obserwowała ją bacznie para ciemnych, zamyślonych oczu. Pochyliła się niżej. Ciemnobrązowe, lśniące włosy zsunęły się jej na czoło, ale nie wyciągnęła ręki, aby zatknąć je za ucho. Zawisła nieruchomo nad wodną taflą, nie okazując żadnych emocji i nie skupiając wzroku na szklistym odbiciu. W głębi przesuwała się ciemnogranatowa toń, smugi układały się w esy-floresy i kusiły ją, wołały, więc pochylała się niżej i niżej, aż czubek jej nosa zawisł tuż nad lustrzaną powłoką…
 Patricia!  rozległ się nieprzyjemnie głośny krzyk gdzieś z dala.  Patricia!
Zakręciło się jej w głowie i poczuła napływającą falą mdłości, kiedy odsunęła się gwałtownie od tafli jeziora i zamrugała gwałtownie, próbując zlokalizować źródło dźwięku. Po chwili uczucie zaczęło mijać, a ona zauważyła biegnącą ku niej przez błonia koleżankę. Jej włosy powiewały na tle jasnego nieba, wyglądały jak rozmyta fala, jak rozedrgane wodorosty… Wzdrygnęła się.
 Patty!  zawołała raz jeszcze dziewczyna, przystając nieopodal i opierając dłonie na kolanach, żeby złapać oddech.  Dlaczego tu jesteś? Przecież wróżbiarstwo…
 No tak  mruknęła brunetka, gwałtownie otrzepując spodnie z pyłków i usiłując nie patrzeć na rozciągające się nieopodal jezioro.  A ty? Nie mów, że znowu obściskiwałaś się z Syriuszem w cieplarni.
Blondynka spłonęła nagle głębokim rumieńcem. Wymamrotała coś niewyraźnie i poprawiła czerwono-złoty szalik Gryffindoru.
 Musisz mu w końcu powiedzieć, żeby przestał nastawać na twoją karierę naukową  kontynuowała wesoło Patricia, kiedy doszła już do siebie i szły szybko w stronę zamku.  Jak masz zostać uzdrowicielką skoro Black robi wszystko, aby ci to utrudnić?
 Nieprawda  zaprotestowała słabo Moon, ukrywając pod dłonią purpurowy rumieniec.  Tak po prostu przechodził nieopodal…  Macmillan uśmiechnęła się znacząco.  Zresztą nie ma o czym mówić! Pierwszy tydzień szkoły, a my już jesteśmy spóźnione. Coś ty robiła nad tym jeziorem?
 Ja…  Dziewczyna zawahała się, czując cień tego dziwnego uczucia, które skłoniło ją do samotnej wycieczki na błonia.  Myślałam.
 Ach tak  mruknęła nieuważnie Moon, z obawą patrząc na masywny zamek piętrzący się tuż przed nimi.  To lepiej wymyśl, jaką bajeczkę wciśniemy Tattle.
Patricia potrząsnęła głową, pozbywając się resztek niepokoju.
Szły szybkim krokiem w stronę wieży, w której zwykle odbywały się zajęcia z wróżbiarstwa. Obie maszerowały raźno, pogrążone we własnych myślach – Macmillan próbująca opanować senność i zachować przytomność umysłu, a Moon czująca falę zniechęcenia do narzuconego jej, nie przynoszącego żadnych efektów przedmiotu.
 Może sprzedamy jej sensację, że dziś rano Rowle całował się z siostrą Traversa  zaproponowała ponuro Dominika, podnosząc wzrok na wąskie schodki prowadzące do sali.
 Słabe  odpowiedziała jej przyjaciółka podobnym tonem.  Muszę przyznać, że niespecjalnie się z tym kryli. W dodatku reakcja Traversa też nie zapowiada się na interesującą, w końcu Rowle to jego kumpel.
 No właśnie, może ma jakieś wątpliwości moralne?  spytała blondynka, rozpoczynając cierpiętniczą wędrówkę po schodach i tłumiąc resztki własnych przejawów moralności dotyczących łgania nauczycielce.
 Może.
Moon wytknęła głowę nad klapę w podłodze i automatycznie spuściła wzrok, czując wlepione w siebie spojrzenia reszty uczniów. Potknęła się o próg i podniosła głowę, z fali nagłego (i zrozumiałego w obliczu poziomu nudy panującej na zajęciach) zainteresowania wyławiając czarne oczy Syriusza, który musiał chyba opanować sztukę teleportacji, żeby znaleźć się tu przed nią.
 Panienki.  Profesor Tattle stanęła nad nimi z karcącą miną, po raz kolejny budząc w Dominice podejrzenia, że po takim czasie nie była w stanie zapamiętać choć jednego nazwiska ucznia bez użycia dziennika.  Biorąc pod uwagę powagę tematu, który zamierzałam właśnie podjąć, wasze spóźnienie jest wyjątkowo karygodne.
Moon z wysiłkiem podniosła wzrok znad jej puszystego swetra nietypowo wetkniętego w zwiewną spódnicę w hippisowskie wzory i wymamrotała przeprosiny. Macmillan zaburczała coś sarkastycznego za jej plecami, co dowodziło, że i ona obdarzyła zainteresowaniem strój nauczycielki, ale Tattle najwyraźniej uznała to za pokorne „przepraszam” i gestem zachęciła je do zajęcia miejsc.
 Jak zamierzałam powiedzieć zanim panie bestialsko mi przerwały…  Dominika i Patricia przybiły piątkę pod stolikiem, słusznie mniemając, że tłumaczenie się je ominęło.  Z wielką przykrością przyszło nam pożegnać profesora Jonesa.
W klasie rozległ się szmer podnieconych głosów – do tej pory nikt z personelu nie poruszył tego tematu, więc wokół zniknięcia nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią zaczęły narastać coraz to dziwniejsze historie. Profesor Tattle, wielbicielka wszelkiego rodzaju plotek, poprawiła papuzi szal, najwyraźniej zadowolona z efektu.
 Czynimy to z przykrością należną młodemu, chętnemu do nauki młodych czło… Echem, echem. Może nie jest to najwłaściwsze wyrażenie, biorąc pod uwagę okoliczności wydalenia go ze Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart…
Odwróciła się, udając, że przygląda się zawartości szafki wypełnionej wypchanym ptactwem.
Szum w sali nasilił się wyraźnie. Wyjątkowo wszystkie pary oczu wlepione były w pękającą z dumy nauczycielkę. Wśród niewyraźnych szmerów dało się wychwycić pełne niedowierzania pytania „jak to?”, „dlaczego?”, „co ona wygaduje?”
Dominika siedziała, osłupiała. Profesor Jones był cudownym, wprawdzie stosunkowo młodym, ale pełnym pasji wykładowcą. Jak to możliwe, żeby został wyrzucony z Hogwartu?
 Nie, nie proście mnie, to zbyt poufna wiadomość, aby ją tak wygłaszać uczniom na lekcji…  Kobieta wachlowała się szalem, jakby odganiając się od ponagleń Gryfonów.
 Pani profesor, niech nam pani powie, prosimy!  zawołała siedząca najbliżej Marion, wielbicielka wróżbiarstwa oraz szerokich plotkarskich źródeł Thelmy Tattle.
 Och, no cóż.  Czarownica przysiadła na krawędzi biurka, w bezradnym geście rozkładając ręce.  To nie jest podawane do oficjalnej wiadomości, ale czyż nie oczywistym wydaje się powód wampiryzmu waszego ukochanego profesora?
Uczniowie przestali dbać o pozory i gorączkowe dyskusje rozgorzały na dobre. Profesor Jones wampirem?! Jak to możliwe, przecież on by nigdy nikogo nie skrzywdził, zawsze był taki imponujący, taki oczytany, że to wszystko brzmiało jak…
 Wierutna bzdura  oświadczyła twardo Moon, patrząc na wróżbitkę spod zmarszczonych brwi.
 Pardon, słonko?  zapytała kobieta słodkim głosem, w którym jednak kryła się groźba.
 To nie może być prawda  ciągnęła dziewczyna, krzyżując spojrzenia z nauczycielką.  Profesor Jones wspominał, że wybiera się do Egiptu, żeby polować na mantikory. Tamtejszy region…
 Ach, moja droga.  Tattle uśmiechnęła się z jadowitym politowaniem.  To zrozumiałe, że wy, ofiary jego wrodzonej umiejętności zamraczania, wciąż pozostajecie pod wpływem iluzji i wyidealizowanej sylwetki… tej istoty. Nikt was za to nie wini. Sama jestem po waszej stronie.
W sali zapadło milczenie ciężkie od niewypowiedzianych słów.
 Profesor Jones był naszym najlepszym nauczycielem Obrony przed Czarną Magią od lat!  wybuchnął w końcu James.  On sam uczył nas o wampirach, to niemożliwe, żeby…
 A nawet jeśli  odezwał się Remus cichym, lekko drżącym głosem, zwracając na siebie uwagę reszty klasy, co zdeprymowało go tylko na krótką chwilę.  Nawet jeśli profesor Jones był tym, kim pani mówi, to z pewnością nigdy nie zrobił krzywdy żadnemu uczniowi. Ciekaw jestem, co powie profesor Dumbledore na to, co rozgłasza pani po szkole…
Nauczycielka zbladła gwałtownie, a chwilę potem na jej ziemiste, nalane policzki wystąpiły szkarłatne plamy. Moon spojrzała z podziwem na Lupina, który również przybladł wyraźnie, ale dzielnie znosił wściekłe spojrzenie wróżbitki.
 Świetnie  wypluła z siebie w końcu, zaciskając swe pulchne palce na brzegu szala, który nieznacznie zsunął się jej z ramion.  Świetnie. Nic nie usprawiedliwia takiego traktowania nauczyciela. Proszę natychmiast wyjść z sali, panie Lupin. Może pan od razu skierować się do gabinetu dyrektora, powinien pan trafić, w końcu jest pan stałym bywalcem, nieprawdaż?
Chłopak bez słowa podniósł się z miejsca i zgarnąwszy swoją torbę, ruszył w kierunku wyjścia. Huncwoci bez zastanowienia poszli za nim.
 Ktoś jeszcze?  Tattle zadarła głowę, spoglądając na otaczających ja uczniów z groźbą w błyszczących zza okularów oczach.  Kogoś jeszcze oburza nazywanie nieludzi po imieniu?
Kilka osób wstało z miejsc, w tym Dominika. Spojrzała błyszczącymi oczami na przyjaciółki, które natychmiast poszły w jej ślady. Nie oglądając się na czarownicę, wyszły z sali.
 Czekają nas okropne kłopoty  jęknęła Lily, rozglądając się po drodze, jakby szukała pomocy w starych gobelinach ozdabiających kamienne ściany.
 To było boskie zawołała Patricia i zamachnęła się pięścią na niewidzialnego wroga.  Taka solidarność! Jestem zszokowana zachowaniem Remusa, zaimponował mi.
 Mi też  przytaknęła Dominika.  Dobrze powiedział tej wiedźmie. Może pójdźmy od razu do gabinetu Dumbledore’a, żeby poprzeć wersję Huncwotów? Wiem, że to wielkie osobistości w tej szkole, ale w kwestii konfrontacji z personelem mają chyba nie najlepszą sławę.
Macmillan przyjęła tę propozycję z prawdziwym entuzjazmem, a Evans wyglądała, jakby zgadzała się na smutną konieczność.
 Lily, o co chodzi?  zdziwiła się Moon.  W końcu stanęłaś po słusznej stronie. Co ją obchodzi cudza prywatność? Wpychała nos nie tam, gdzie trzeba i w końcu się przeliczyła.
 Wiem  odparła ruda, rumieniąc się.  Nie żałuję tego, co się stało, postąpiliśmy właściwie, po prostu… Och, jestem prefektem naczelnym, nie powinnam tak po prostu wychodzić sobie z zajęć!  wybuchła w końcu, nie znajdując zrozumienia w twarzach przyjaciółek.  Taka odznaka to kredyt zaufania, naprawdę nie powinnam…
 Lil, jeśli na tym świecie jest jakaś sprawiedliwość, to Dumbledore może nas tylko poprzeć  powiedziała poważnie Patricia, unosząc wzrok na gargulca wykutego w skale, który szczerzył na nie kły.
 Pieprzny diabełek  szepnęła Evans na wydechu. Wzruszyła ramionami, czując na sobie zdziwione spojrzenia.  Razem z odznaką dostałam listę wszystkich haseł.
 Super.  Patricia uśmiechnęła się szeroko, patrząc jak ciężkie kamienie rozsuwają się, ukazując tajemne przejście.  Jak wrócimy do dormitorium, to dasz mi spisać, no nie?
Evans nie odpowiedziała. Stanęły w przedsionku do dyrektorskiego gabinetu, z którego dochodziły wzburzone głosy. Dominika rzuciła okiem na otoczenie, które nie zmieniło się zbytnio od ostatniego razu, kiedy je widziała. Na szczęście zmieniły się okoliczności. Wzdrygnęła się na samo wspomnienie.
Nagle proste, dębowe drzwi, przed którymi stały otworzyły się gwałtownie. W przerwie miedzy nimi a ścianą pojawiła spocona twarz Petera.
 Dyrektor chce, żebyście weszły.
Kiedy wykonały polecenie, Moon zdziwiła się widząc nadprogramową liczbę osób w gabinecie. Oprócz Dumbledore’a i Huncwotów, wewnątrz stało pięcioro innych uczniów, którzy tak jak one spontanicznie opuścili salę profesor Tattle, ale najwyraźniej wybrali inną drogę. Dyrektor skinął im uprzejmie głową, ale minę miał poważną. Poczucie winy niemal instynktownie ogarnęło blondynkę.
 Jestem wysoce zaniepokojony tym, co mówicie.  Mag rozparł się wygodniej w rzeźbionym fotelu i złączył końce długich palców.  A jeszcze bardziej liczbą osób, które zechciały poinformować mnie o sytuacji. Sytuacji, która okazuje się niezwykle poważna, ponieważ na byłego profesora Hogwartu zostało rzucone równie poważne oskarżenie. Pozwolicie państwo, że omówimy tę sprawę jeszcze raz w towarzystwie głównej zainteresowanej.
Zanim zdążyli powiedzieć cokolwiek, z metalowej żerdzi nieopodal biurka poderwał się wspaniały feniks i machnąwszy bajecznie błyszczącymi piórami, wyleciał przez okno. Wtem do gabinetu szybkim krokiem weszła profesor McGonagall. Moon gwałtownie wciągnęła powietrze. Zerknęła na przyjaciółki. Patricia zacisnęła usta w cienką kreskę, a Lily pozieleniała na twarzy.
 Dyrektorze  odezwała się czarownica, tracąc nieco impet na widok tłoku w pomieszczeniu, które jednakże zmniejszył się wyraźnie po jej przyjściu, bo wszyscy uczniowie cofnęli się gwałtownie ku ścianom.  Dowiedziałam się, że uczniowie mojego domu samowolnie opuścili zajęcia. Profesor Tattle…
 Właśnie po nią posłałem, Minerwo.  Dumbledore skłonił się lekko w jej kierunku.
Zapadło niezręczne milczenie, w trakcie którego czarownica przyglądała się kolejno swoim podopiecznym, jakby chciała wydobyć prawdę z ich zakłopotanych twarzy. Moon z rosnącym zainteresowaniem przyglądała się swoim krzywo zawiązanym sznurowadłom, kiedy feniks wleciał przez okno i z gracją usiadł na srebrzystej żerdzi. Jednocześnie rozległo się głośne pukanie do drzwi.
 Proszę do środka, Thelmo  zawołał Dumbledore i wyprostował się w fotelu. Drzwi uchyliły się, ukazując pękatą sylwetkę wróżbitki, której policzki wciąż nosiły ślady zdenerwowania. Uniosła cienko namalowane brwi na widok uczniów.
 Może zechcesz usiąść?  zapytał mag, wskazując fotel naprzeciw biurka. Remus, który stał najbliżej, odsunął się ze wzrokiem wbitym w barwny dywan. Znowu był nieśmiały, blady, wycofany.
 Panie dyrektorze  oświadczyła nadąsana Tattle, lekceważąc zaproszenie.  Domyślam się, że stałam się obiektem uczniowskich pomówień. Czy jest to jednak wystarczający powód, żeby tak traktować moje zajęcia?
 Absolutnie nie  zaprotestował Dumbledore, unosząc nieco głowę znad splecionych dłoni tak, że światło zamigotało w jego okularach-połówkach.  Zamierzam wyciągnąć stosowne konsekwencje. Dlatego cię tu sprowadziłem.
Wróżbitka skrzyżowała ramiona na piersi i wzruszyła ramionami. Wtedy też zauważyła profesor McGonagall i dopiero wtedy na jej twarzy pojawił się niepokój.
 Thelmo, uczniowie twierdzą, że wykraczając poza harmonogram zajęć, pokierowałaś rozmowę na osobę Harolda Jonesa, czy to prawda?
Kobieta znowu wzruszyła ramionami, wykrzywiając lekko usta.
 Owszem, ale zrobiłam to na wyraźną prośbę jednej z uczennic. Zresztą to była tylko mała dygresja, nic więcej…
 Thelmo, czy powiedziałaś uczniom, że Harold Jones jest wampirem?  Ton dyrektora był chłodny i stanowczy. Dominika cieszyła się, że nie stoi teraz na miejscu nauczycielki – ten ton nie znosił żadnego sprzeciwu. Tym bardziej zdziwiła się, gdy usłyszała odpowiedź nauczycielki.
 Powiedziałam, nie powiedziałam, co za różnica? Różne informacje krążą po zamku i w okolicy, Dumbledore. Niech uczniowie sami je selekcjonują.
Ponownie zapadła głęboka cisza, przerywana tylko niekiedy przez szelesty wywoływane stroszeniem piór przez Feniksa.
 Chciałbym powiedzieć, że rozumiem, Thelmo.  Dyrektor rozwarł splecione dłonie i położył je płasko na blacie biurka.  Ale tak nie jest. W tych niebezpiecznych czasach powinnaś dobrze wiedzieć, jaką cenę mają uprzedzenia i szybkie rozsiewanie informacji. Zawiodłaś w obowiązkach nauczyciela, nie przekazując uczniom Hogwartu właściwej wiedzy, zawiodłaś jako człowiek, oczerniając Harolda Jonesa, i zawiodłaś jako przyjaciel, grążąc mi tu, w moim własnym gabinecie. Chcę, żebyś spakowała walizki i opuściła Hogwart przed końcem tygodnia. To ja decyduję, kto jest tu profesorem i wierz mi, gdybym mógł skłonić Harolda do zmiany decyzji, zrobiłbym to bez wahania.
 Nie wiesz, co robisz, Dumbledore  warknęła Tattle przez zęby.  Stoisz w jednym punkcie i zadzierasz nosa, nie zdając sobie sprawy z ceny czasu, który pozostał…
 Znam tę cenę, Thelmo.  Mężczyzna wstał zza biurka, jego okulary zalśniły jeszcze bardziej w świetle świec.  Dlatego też proszę cię o opuszczenie zamku do końca tygodnia. Wróżbiarstwo nie będzie już nauczane w Hogwarcie. To moje ostatnie słowo.
Kobieta odwróciła się na pięcie i bez słowa wyszła z gabinetu, szeleszcząc fałdami materiału. Gryfoni stali w milczeniu, zaszokowani wydarzeniem, którego przypadkiem stali się świadkami.
 Przykro mi, że musieliście to oglądać.  Dyrektor usiadł ciężko przy biurku.  Władze Hogwartu od dawna były przeciwne nauczaniu wróżbiarstwa, więc teraz była to tylko formalność. Chciałbym, żebyście nie wierzyli w każdą plotkę, którą przyjdzie wam w przyszłości usłyszeć. Zwłaszcza, jeśli kładzie się ona cieniem na nieobecnych. Minerwo, poinformuj, proszę, pozostałych opiekunów domów o wykreśleniu jednego przedmiotu z harmonogramu. Niech przekażą to uczniom.
Hogwartczycy zaczęli niespiesznie opuszczać dyrektorski gabinet, czując, że ich rola się skończyła. Nie mogli się doczekać aż znajdą się w znajomej wieży i wreszcie będą mogli pozwolić swobodnie popłynąć ożywionej rozmowie. Dominika wychodziła jako jedna z ostatnich. Tylko dlatego usłyszała pytanie zadane przyciszonym głosem przez profesor McGonagall.
 Panie dyrektorze, czy nadal mamy organizować to, co zaplanowaliśmy w sierpniu?
 Tak.  Głos Dumbledore’a brzmiał znacznie starzej i słabiej niż zwykle.  Tak, wszystko ma przebiegać bez zmian.

* * * * *  

 Remusie, jesteś naszym bohaterem.  Patricia wyszczerzyła zęby do kolegi, kiedy wracali razem do wieży Gryffindoru. Lupin wzruszył lekko ramionami, wpatrzony w kamienną posadzkę.
 Nie było to najmądrzejsze z mojej strony. Dałem się ponieść emocjom.
 I słusznie  wtrącił się James, radośnie wymachujący rękami, jak po spektakularnym zwycięstwie.  Stara harpia ma za swoje.
 Aż tak lubiłeś profesora Jonesa, Remusie?  zapytała Dominika, którą nietypowe zachowanie kolegi równie zachwyciło, co zdziwiło.
 To fajny facet  uciął Syriusz stanowczo, zanim Lupin zdążył odpowiedzieć. Moon popatrzyła na niego z uniesionymi brwiami.  Jasne, nikt nie lubi wampirów, ale poglądy tej baby nieprzyjemnie pobrzmiewają segregacją. Niech raczy się swoimi fusami z dala od Hogwartu.
 Robimy imprezę triumfalną?  zapytał Peter, z trudem nadążając za kolegami.  Mogę skoczyć do kuchni po żarcie.
James trzepnął go ręką w tył głowy, ale było za późno – Lily głośno wciągnęła powietrze.
 A więc to tak! Stąd bierzecie tyle jedzenia na imprezy!
 A co to, zbrodnia?  burknął Syriusz, niezadowolony z ujawnienia sekretu niepowołanym słuchaczom.
 Tak! Wszystko, co jest odstępstwem od regulaminu to zbrodnia!
Remus odchrząknął znacząco.
 Właściwie, Lily, to żaden punkt szkolnego regulaminu nie mówi o korzystaniu z kuchni poza posiłkami.
 Ha! Punkt dla nas!  Peter podskoczył z radości, ale zaraz potem opadł niezgrabnie na kamienną posadzkę, zmrożony pogardliwym spojrzeniem Evans.
 Eee, słuchajcie.  Moon odruchowo zerknęła na mugolski zegarek, którego wskazówki zatrzymywały się, ilekroć wkroczyła na teren Hogwartu.  Nie mogę przyjść na żadną imprezę, bo jestem umówiona. Może później wpadnę, nie zjedzcie mi wszystkich pasztecików.
Sześć par ust otworzyło się natychmiast, ale to Syriusz był pierwszy.
 Z kim jesteś umówiona?  zapytał ostro, przystając nieopodal portretu Grubej Damy.
 Z profesor McGonagall  wypaliła Dominika, na co brwi wszystkich obecnych powędrowały do góry.  Ja, yyy, mam u niej korepetycje. Bo chcę zdać OWUTEM z transmutacji, co nie. To pa.
Pomachała im nieuważnie, odwróciła się na pięcie i szybkim krokiem ruszyła korytarzem w przeciwną stronę, zanim ktokolwiek zdążył ją powstrzymać. Black wpatrywał się w jej plecy spod zmarszczonych brwi, aż zniknęła za zakrętem.
 Kłamie  powiedział w końcu cichym głosem, który sprawił, że Lily, Patricia i Peter poczuli na karkach nieprzyjemny dreszcz.
 Coś ty, Łapo  odezwał się Lupin sztucznie wesołym tonem, tuż po tym jak wypowiedział hasło i tym samym zmusił Grubą Damę to otworzenia przejścia.  Nie masz jej chyba za złe, że jest ambitna? Transmutacja to nie jest prosty przedmiot.
 Ona ma Powyżej Oczekiwań z transmutacji.  Policzki Syriusza zarumieniły się niebezpiecznie, a dłonie bezwiednie zacisnęły w pięści.  Pisała do mnie tuż po wynikach, pamiętam wszystko, co…
Urwał nagle, jakby dopiero teraz zauważył przypatrujące mu się z uwagą Lily i Patricię.
 Mówisz bzdury, Syriuszu  oświadczyła stanowczo Lily, przeciskając się obok Jamesa w niezbyt szerokim przedsionku. Potter skrył uśmiech w kołnierzu szaty.  Dominika już przy śniadaniu mówiła, że ma do pogadania z profesor McGonagall. Może to dotyczy tej tajemniczej sprawy, którą planują od sierpnia? Lepiej skończ z tymi oskarżeniami i zajmij się czymś pożytecznym, jak na przykład zdobywanie tego całego jedzenia.
 I picia  dodała ochoczo Patricia, przywołując na twarz swój olśniewający uśmiech.
Czoło Blacka wygładziło się nieznacznie, choć oczy nadal zdawały się ciskać pioruny na niewinnych Gryfonów.
 Zobaczymy  mruknął na odchodne, zmierzając w stronę dormitorium chłopców po niezbędne huncwockie wyposażenie. Dziewczyny ruszyły do swojej sypialni. Kiedy znalazły się w bezpiecznej odległości, Lily odetchnęła głośno i przewróciła oczami.
 Naprawdę mówiła nam coś takiego przy śniadaniu?  zainteresowała się Macmillan półgłosem, rozglądając się uważnie na boki.
 A skąd  mruknęła Lily.  Czekam na naprawdę dobre wytłumaczenie, kiedy wróci.


Rozdział VII raczej nie obfituje w akcję, dlatego kolejny już za tydzień, ale za to pojawiło się kilka sygnałów zapowiadających przyszłe wydarzenia. Josephine Vigneron, Argus Filch (cieszycie się?!), odwołany bal, rosnące deski (!) i wyczerpująca się cierpliwość Lily, Patricii i Syriusza... To już sporo, można się domyślać. Pojawiła się też krótka historyjka o tym, jak to się stało, że w Hogwarcie zaprzestano nauczania wróżbiarstwa do czasu pojawienia się Sybilli Trelawney. To chyba wszystko. Dziękuję wszystkim komentującym!

13 komentarzy:

  1. Podobało mi się, wlasciwie wszystko procz uwagi Syriusza, ze nikt nie lubi wilkołaków, tego akurat mógł nie mowić. Zdążyłam zapomnieć o tym, ze wróżbiarstwa tak długo w hogwarcie nie było:D podobał mi sie bardzo temu wątek. Dzis nie zdenerwował mnje Syriusz, bo ma racje, ze nie ufa Dominice. Mysle, ze sprawdzi ja na mapie. Niedawno chciała mu powiedzieć, wiec moze niech sobkeprzypomni? Fascynuje mnje postac tej Francuzki. Myslalam, ze napiszesz o niej wiecej, skoro Dominika zdradziła dziewczynom,ze to jej koszmar. Niech ta łaska tylko spróbuje zarywać do Syriusza!!! Nie moge sie doczekać kolejnego rozdziału:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę :) Ja też lubię takie smaczki, nawiązania do oryginału. W ogóle jestem zdania, że jeśli to możliwe, fanfiki powinny być łatkami do oryginału, prezentować własną wersję tego, co autor przemilczał, albo czemu nie zaprzeczył. Josephine jest dla Dominiki na tyle traumatycznym żywym wspomnieniem, że raczej nie będzie chciała o niej mówić, ba, nawet myśleć, ale to będzie dość trudne, bo panna Vigneron będzie stale krążyć na horyzoncie.
      Ja też nie mogę się doczekać, bo będzie się w nim działo, że hoho!
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam,
      Eskaryna

      Usuń
    2. hah, ja mam chyba rozdwojenie jazni pod tym wzgledem. bo z jednej strony lubie kanon i takie nieoczywiste smaczki, to, ze mona polaczyc swoja historie z tym, co jest z kanonem (jak zrobilas to tutaj Ty) i ze wyjdzie cos super, ale z drugiej, jak widac po Niezaleznosci, bardzo lubie innowacje i zmiany xDxD
      Hm, ale troche dziwne, ze Lily in Patricia sie o nic nie pytaly...ale one w ogole sa wobec Dominiki bardzo tolerancyjne. Mysle, ze juz niedlugo wezma ja na spytki (jak zapowiedziala Evans), choc pewnie jeszcze nie na temat Josephine (teraz to mnie dopiero zaskoczylo).
      Bedzie sie dzialo, bedzie sie dzialo? ale bombowo :D
      zapraszam na swiezo dodana nowosc na Niezaleznosc (w koncu opublikowane, jea!).

      Usuń
    3. Ja jestem zwolenniczką kanonu i gdybym była dość sprytna i kreatywna, to całe to opowiadanie byłoby jedną, wielką łatką, haha :D I takie będzie, do pewnego momentu. No bo jednak zamiast silić się na całkowite wywrócenie kanonu do góry nogami w cudzym świecie, lepiej chyba stworzyć sobie swój własny. Tak właśnie gdy czytałam Przeklęte Dziecko, przyszło mi do głowy, że każdy kolejny szczegół zdradzany przez Rowling pewnie trochę podkopuje to, co do tej pory fani zrobili z nowym pokoleniem. W kontekście Twojej historii wydało mi się całkiem zabawne, że Twoja Lily bardzo przypomina rowlingowską... Rose :))
      Są bardzo tolerancyjne i cierpliwe, ale nawet ich cierpliwość ma swoje granice, które są już blisko na horyzoncie.
      Oj, będzie. Aż się zastanawiam czy nie za wiele na raz, ale jeśli chcę kiedyś skończyć tę historię, to nie mogę zwalniać.
      Pędzę w odwiedziny :)
      Z pozdrowieniami,
      Eskaryna

      Usuń
  2. Kochana Eskaryno!
    Może w rozdziale nie dzieje się dużo, ale tak jak napisałaś na koniec, pojawiło się kilka ważnych wątków. Mam nadzieję, że już niedługo wszystko się zacznie układać w całość, bo przyznam się, że mimo iż każdy kolejny rozdział ukazuje nam jakieś fragmenty układanki jaką jest Twoje opowiadanie, to nadal nie mogę go rozgryźć. Powoli jakieś większe fragmenty się tworzą w mojej głowie, łączę kolejne fakty, jednak jesteś tak dobra w tworzeniu napięcia i wzniecaniu zainteresowania w czytelniku, że nie potrafię przewidzieć co wydarzy się w następnej kolejności.
    Chciałam zauważyć, że Syriusz zrobił się strasznie zazdrosny o naszą Dominikę. A tak z drugiej strony, co też ta mała Moon knuje? Gdzie się wybiera?
    Dlaczego jej moc wymyka się spod kontroli? Czy Dominika pójdzie z tym do Dumbledore'a bądź McGonagall? Cokolwiek?
    No i zaintrygowała mnie postać szkolnego koszmaru panny Moon. Nie mówiąc już o tym, jak ładnie wybrnęłaś z tej historii z wróżbiarstwem.
    Czekam na kolejny <3
    Pozdrawiam, Cath.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć, kochana!
      Kurczę, może przesadzam z tymi tajemnicami :D Zawsze boję się, że wygadam za dużo i wszystko stanie się płaskie. Gdyby coś konkretnego wydawało się niespójne, to mów od razu, może uda mi się to wyjaśnić bez spojlerowania :))
      Jeśli chodzi o zazdrość, to nic dziwnego, oboje mają przed sobą o wiele zbyt wiele tajemnic, żeby mieć do siebie zaufanie. Z jednej strony jest Dominika i Biała Magia w komplecie z zakazem Dumbledore'a o mówieniu o tym komukolwiek, z drugiej strony jest Syriusz i tajemnice Huncwotów, które przecież nie są wyłącznie jego własnymi. Trochę więcej na ten temat będzie w kolejnym rozdziale.
      Jeśli chodzi o wizyty Moon w Zakazanym Lesie, to nic specjalnie się nie zmieniło - wymyka się tam od czasu do czasu, żeby poćwiczyć w spokoju białomagiczne zaklęcia, bo kiedy tego nie robi, Biała Magia przejmuje stery, a zwykle nie kończy się to zbyt dobrze. Dumebledore milczy odkąd Imnifay się wycofał.
      Dziękuję za wszystkie miłe słowa :) Postaram się nie gmatwać tak bardzo!
      Z pozdrowieniami,
      Eskaryna

      Usuń
    2. Ależ źle mnie zrozumiałaś! Chodziło mi o to, że Twoje opowiadanie jest tak złożone i nieszablonowe, że po prostu nic nie dzieje się w taki ułożony sposób. Wszystko jest oryginalne. I bardzo dobrze, że są tajemnice. One mimo wszystko dają nam pole do popisu. Po przeczytaniu rozdziału siedzę i myślę, co też tam dalej się będzie działo - a o to przecież chodzi - o zainteresowanie czytelnika i zmuszenie go do myślenia nad opowiadaniem.
      Więc proszę Cię bardzo, gmatwaj dalej i nie zdradzaj od razu zbyt wiele, bo Twoje opowiadanie jest najlepszym opowiadaniem o Huncwotach, a w dodatku wprowadziłaś tak barwną i dogłębnie przemyślaną postać, że jest jeszcze ciekawsze niż zwykłe opowiadanie tylko z kanonicznymi postaciami.
      Całusy od Cath! :**

      Usuń
    3. Jeeej, ale jesteś słodka, dziękuję za tak wspaniałe komplementy :) Bez przesady, mi też zdarza się odgrzewać starokotletowe wątki, ale jak tak teraz o tym myślę, to chyba w tej części ich nie będzie... Mam nadzieję :)

      Usuń
  3. Rozdział przeczytany ale z komentarzem pojawię się jutro.
    Buziaki ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
      Pomińmy moment w którym piszę, że rozdział jak zwykle jest cudowny i w ogóle i przejdźmy do omawiania. :D
      Możesz być pewna, że już nie lubię panny o jakże dziwacznym nazwisku Vigneron. I nie ważne co napiszesz i tak jej nie lubię i na pewno jej nie polubię. I już. Koniec kropka. A jeśli będzie zarywała do któregokolwiek z Huncwotów to moja cierpliwość się skończy i coś jej zrobię. No, przejdźmy dalej.
      Mika? Ty lepiej idź do psychologa albo do psychiatry bo to co się dzieje to nie jest normalne ...
      No no no. Nie spodziewałam się po Remusie czegoś takiego, ale brawo!!!!! Wariatka. Jak można gadać takie głupoty nie mając o niczym pojęcia? I bardzo dobrze, że Dumbledore ją zwolnił. Przynajmniej nie będzie Wróżbiarstwa w Hogwarcie hehe. Całkiem zapomniałam o tym, że nie było tego przedmiotu aż nie pojawiła się Sybilla. Chyba mi to jakoś umknęło ... no, ale nie ważne.
      Ciekawe czemu nie będzie Balu z okazji Święta Duchów. Musi być jakiś ważny powód co nie?
      Ciekawe gdzie polazła Dom? Ciekawe. Mam kilka pomysłów, ale zobaczy się za parę dni ;)
      Pozdrawiam weny życzę i dziękuję za komentarz pod postem z informacją na moim blogu ;)

      Usuń
    2. Cześć!
      Haha, biedna Josephine, jeszcze nie zdążyła powiedzieć słowa, a już nie jest lubiana :))
      No pewnie, że nic nie dzieje się przypadkiem, ale po kolei, po kolei! Jeszcze przez długi czas nasi milusińscy będą mieli tyle na głowie, że odwołany bal będzie ich najmniejszym zmartwieniem...
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam,
      Eskaryna

      Usuń
  4. No proszę, świat jednak jest taki mały i trafiła na swoją "koleżankę". Dobrze, że chociaż inny dom. Ale czy tak dotkliwie odbiła się na jej życiu, że i Josephina ją zapamiętała? Uch nie podoba mi się to imię :D.
    Nie spodziewałam się tego po Remusie. W sumie jest taki spokojny i niektórzy w opowiadaniach dają go na prefekta, a tu że tyle trafia do dyrektora. W sumie to wciąż huncwot. Mniejszy lub większy, ale wciąż. A to, że stał w czyjej obronie to dobrze o nim świadczy. Podejrzewam że nawet jeżeli to prawda, co mówiła, to jeszcze nie jest to wystarczający powód na zwolnienie ze szkoły. Miło że dostała to, co jej się należało.
    Cóż faktycznie dużo zmian się zadziało, co zapowiada dużo ciekawych, nowych wydarzeń. Jednak powiem, że Dominika zdecydowanie nie potrafi kłamać. Któreś z nich jej uwierzyło? Nie sądzę. Skoro już chciała się gdzieś wymknąć, to mogła wybrać lepszy moment, chyba że gonił ją czas.
    Ale tak słabą wymówką nie uniknie wypytywań, oj nie. Chociaż plus dla Lili za solidarność. To trochę zasiało wątpliwości u chłopaków czy aby na pewno Dominika kłamie.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tym konkretnym przypadku Remus wylądował na dywaniku w bardzo słusznej sprawie - w końcu oprócz tego, że jest grzecznym uczniem, to przecież jest jeszcze Gryfonem i Huncwotem :) Jest więc w nim jakiś wewnętrzny dualizm.
      Oj tak, cierpliwość przyjaciół Moon jest już na wyczerpaniu, co nie zmienia faktu, że Lily wyraźnie nie uważa, żeby Huncwoci musieli od razu o wszystkim wiedzieć ;p I słusznie!
      Z pozdrowieniami
      Eskaryna

      Usuń