29 września 2016

Rozdział VIII - część III


„Niewypowiedziane”

– rozdział VIII –

 Cyganisz!
Pełen niedowierzania okrzyk rozdarł nocną ciszę i odbił się od gustownych, perłowych kafelków. Zaraz po nim rozległ się znaczący syk, przypominający o trzymaniu emocji na wodzy. Dormitorium gryfońskich dziewcząt z siódmego roku pogrążone było w ciemności i błogim śnie, przerywanym czasem przez nieprzyjemny koszmar odbijający się na młodych twarzach lekkim zmarszczeniem brwi i drganiem powiek. Noc była pusta, bezksiężycowa, więc przez odsłonięte okno wpadało niewiele światła. Nie wszyscy jednak drzemali w łóżkach, czekając na nowy dzień i śniąc niestworzone historie – dowodziło o tym małe okienko w drzwiach toalety, jaśniejące mlecznobiałym blaskiem. Trzy uczennice debatowały tam o niebagatelnie ważnych sprawach, schronione pod osłoną nocy i kamiennego snu współlokatorek, który, swoją drogą, mógł mieć coś wspólnego z bałkańskimi kadzidełkami o działaniu silnie uspokajającym, przywiezionymi przez jedną z zaangażowanych Gryfonek.
 Cyganisz!  powtórzyła uporczywie ciszej jedna z dziewcząt, krótkowłosa brunetka o dużych, sarnich oczach.
 Nie cyganię, Patty, to prawda.  Niewysoka blondynka podciągnęła kolana pod brodę i szczelniej owinęła się szlafrokiem.  Już dawno chciałam wam o tym powiedzieć, ale, no… Obawiałam się.
 Co to tak naprawdę oznacza?  zapytała rzeczowo gryfońska prefekt naczelna, skubiąc paznokieć kciuka i czujnie błyskając szmaragdowymi oczami.  Nic mi to nie mówi. Nie wydaje mi się, żeby Binns mówił o tym na historii magii…
 No jasne, że nie, przecież on się zajmuje wyłącznie faktami, no nie? Trochę informacji jest w naszych legendach, ale ile z tego jest prawdą, nie wiem. Podobno białomagiczni unikają kontaktu ze zwykłymi czarodziejami i nie angażują się oficjalnie w żadne konflikty, więc niby kiedy miałby nam o tym opowiedzieć?
Zapadło milczenie, wywołane wyraźnym zdziwieniem pozostałych dziewcząt. Obie wytrzeszczyły oczy na brunetkę.
 Nie mówcie, że nie znacie żadnych czarodziejskich bajek.  Patricia Macmillan popatrzyła na przyjaciółki ze zgrozą, po czym pokręciła głową z niedowierzaniem.  Każdy dzieciak je zna. Mugole chyba rzeczywiście żyją w zupełnie innym świecie…
 Opowiedz coś więcej  poprosiła Moon, która podobnie jak Lily Evans wychowała się w mugolskiej rodzinie i nie miała pojęcia o tym, co czarodziejskie dzieci wiedziały od najmłodszych lat.  Sprawdzimy, co z tego jest prawdą.
 No cóż…  Macmillan konspiracyjnie przyciszyła głos i pochyliła się nieco do przodu. Wszyscy wiedzą, że Biali Magowie są niezwykle rzadcy, chociaż tak naprawdę na co dzień korzystamy trochę z tej magii, która jest na przykład w zaklęciach leczących i obronnych. Wiadomo, że to trochę tak, jakby powiedzieć, że sprzątaczka i zawodnik Quidditcha mają coś wspólnego, bo oboje używają mioteł, no ale jakieś podobieństwo jest. W każdym razie podobno wieszczka Kasandra była Biała, bo z tego wynikał jej dar przepowiadania przyszłości…
Rude włosy Evans zsunęły jej się szybko po ramieniu, kiedy gwałtownie odwróciła głowę, żeby spojrzeć na Dominikę.
 Nie, no co wy  uprzedziła szybko pytanie Moon.  Nie potrafię tego. Chociaż fakt, niektórzy Biali podobno wieszczą.
 Wydaje mi się, że w bajkach są czasem utożsamiani z latem  ciągnęła swój wywód Patricia.  W sumie nie wiem, czy są też Biali Czarodzieje, ale w legendach i historyjkach dla dzieci zawsze są Białe Czarodziejki, które rozmawiają ze zwierzętami, opiekują się drzewami, a odciskach ich stóp rosną kwiaty.
 Nie mów, że potrafiłaś dogadać się z Ciapkiem.  Lily uniosła brwi, widząc jak twarz Dominiki tężeje.
 Niee… Ale to by wiele wyjaśniało. Do zwierząt też chyba nie mam talentu, ale każdy Biały Mag czerpie energię wprost z natury, więc jest z nią bardzo związany. A co do odcisków stóp, cóż… Rozwaliłam ostatnio parę desek w naszym dormitorium, ale nie były to żadne piękne lilie czy choćby stokrotki, po prostu jakieś ohydne zielone pędy. Wcześniej tak nie było, nie wiem czemu akurat teraz… To się chyba rozwija stopniowo.
 No i to w sumie tyle.  Macmillan rozłożyła ręce.  Pamiętam obrazki pięknych kobiet w długich szatach, które rozmawiały z jelonkami, leczyły wieśniaków dotykiem dłoni i zamieniały się w jaskółki. Zawsze myślałam, że to opowieści dla dzieciaków, ale wygląda na to, że chyba każda ma w sobie ziarno prawdy.
 Nie jestem ponadprzeciętnie piękna, jedyna szata, jaką mam, jest czarna, szkolna i mało powłóczysta, nie rozmawiam z jelonkami, nigdy nie uleczyłam wieśniaka i nie zamieniłam w jaskółkę.  Dominika wyszczerzyła zęby. Czuła radosne podniecenie i przyjemny dreszcz na karku, bo wreszcie mogła podzielić się swoją tajemnicą z przyjaciółkami. Każdy dzień kolejnych małych oszustw, których wymagało utrzymanie sekretu, był męczarnią, zwłaszcza że zmuszał do okłamywania najbliższych osób. Teraz mogła im już powiedzieć wszystko, a i ciężar odpowiedzialności wydawał się znacznie mniejszy.  Chociaż nie ukrywam, że po ukończeniu szkoły chcę sobie wyrobić licencję animaga.
 No dobrze, to ja ponawiam pytanie.  Lily Evans roztarła kostkę zdrętwiałą od siedzenia w niewygodnej pozycji na chłodnej, łazienkowej podłodze.  Co to w takim razie znaczy? Mnóstwo plotek okazuje się nieprawdą, więc jaka jest prawda?
 Może po prostu wymienię najważniejsze rzeczy, których udało mi się dowiedzieć.  Moon podniosła oczy na sufit i zaczęła kolejno odginać palce.  Z łatwością używam zaklęć obronnych. Niektóre używają się same, kiedy tego potrzebuję. Uczę się uzdrawiać, ale generalnie słabo mi to idzie, bo to trudne i mało ćwiczę – brzmi trochę jak eliksiry, ale niestety taka jest prawda. Nie potrafię używać zaklęć niewybaczalnych. Krew nie krzepnie mi prawidłowo. To chyba tyle. A, i mogę się opiekować roślinkami, to jasne. Ostatnio nawet deski podłogowe myślą, że są drzewami, kiedy ich dotknę. Brzmi to strasznie głupio, ale teraz przynajmniej możemy pośmiać się razem.
 Ale bomba  zachwyciła się Patricia.  Będziesz mi pomagać na zielarstwie, dobra? Stara Sprout padnie z wrażenia.
 Chyba nigdy nie oszukiwałaś na jej lekcjach, prawda?  Lily spojrzała surowo na Dominikę wzrokiem, który oczekiwał tylko jednej możliwej odpowiedzi.
 Noo, nie, raczej nie… Może raz albo dwa… Ale na pewno nie był to żaden egzamin!  odpowiedziała szybko Moon, miażdżona stopniowo spojrzeniem przyjaciółki, oburzonej jakąkolwiek perspektywą szalbierstwa.
Evans wzruszyła ramionami.
 E tam… Tyle zwodzenia, wychodzenia po nocy, wymykania się ukradkiem, a tu nic o znaczeniu doniosłym dla Wszechświata.  Wygięła wąskie wargi w uśmiechu, który nocami nawiedzał Jamesa Pottera i zachichotała.  Mogłaś to z siebie wydusić wcześniej, Moon.
 No, no, Evans nie pozwalaj sobie.  Blondynka szturchnęła przyjaciółkę w ramię, nieudolnie udając urażoną.  Myślałam, że tylko nastoletni chłopcy są na etapie zwracania się do wszystkich po nazwisku.
 Koniec tego dobrego  ucięła Patricia, przeciągając się jak kotka i rujnując uroczy efekt potężnym ziewnięciem.  Weekendy to dla mnie jedyna okazja, żeby porządnie się wyspać. Z całym szacunkiem dla ratowania drzew i w ogóle, Dominika, ale zaraz tu padnę.
Moon rozpromieniła się i ochoczo przytaknęła propozycji udania się na słuszny spoczynek. Była szczęśliwa, że udało się wyjaśnić wszystko bez nadmiernego dramatyzowania i wyolbrzymiania. Przez moment czuła, że od teraz wszystko będzie zupełnie inaczej, lepiej, a Biała Magia nie jest niczym niezwykłym, ot, zwykłą umiejętnością, zupełnie jak talent do Quidditcha. Bo czy miała powody, by myśleć inaczej?
 A, właśnie.  Lily Evans odwróciła się w jej stronę, przystając pośrodku puszystego dywanu w dormitorium. Blade światło księżyca skryło jej oczy w cieniu, a rude włosy nabrały granatowego połysku.  Zamierzasz powiedzieć Syriuszowi?
 Nie.  Jej głos zabrzmiał głucho wśród kamiennych ścian, zadrgało w nim zdumienie.  Nie, nie sądzę, żeby to był dobry pomysł.

* * * * *

 Wkurza mnie to  rzucił Black, zakładając ramiona na piersiach, ledwo zerknąwszy na nowy pergamin wiszący na tablicy ogłoszeń.  Komu jak komu, ale mnie chyba powinna powiedzieć.
 Dramatyzujesz, Łapciu  odpowiedział nieprzytomnie James, zerkając raz po raz na zlekceważony przez przyjaciela afisz i pospiesznie notując.  Ty też chyba nie ze wszystkiego uczciwie się zwierzyłeś.
Widząc niezadowolone spojrzenie Huncwota, dodał szybko:
 Co oczywiście popieram, po co baby mają wszystko od razu wiedzieć? W końcu to nie małżeństwo. Ale nie sądzę, żeby Moon umawiała się z kimś na schadzki, jeśli o to chodzi. Widzielibyśmy to na Mapie. Chyba że…  Potter udał, że się zastanawia, wzbudzając tym samym wyraźną irytację u przyjaciela.  Chyba że podejrzewasz Smarkerusa, kto wie jakich czarnych sztuczek użył, żeby się ukryć…
 Jim, przestań wygadywać głupoty, nie widzisz, że Syriusz traktuje to poważnie?  skarcił okularnika Remus, który nagle pojawił się w pobliżu.  Zmieniając temat na bardziej wartościowy, wybieracie się oczywiście na pierwsze zebranie Klubu?
 Jasna sprawa  potwierdził Potter, upychając pergamin w kieszeni.  W życiu nie ominąłbym takiej zabawy. A ty, Łapo?
Ale Łapa nie odpowiedział, bo całą jego uwagę zaprzątnęła niewysoka dziewczyna, która za pomocą łokci przepchnęła się na tyle blisko tablicy ogłoszeń, żeby zobaczyć, co tym razem wzbudziło powszechną uwagę Gryfonów.
 Cześć  zagadnął obcesowo Black.  Brzmi ciekawie, prawda?
 Owszem  odparła Moon, nie patrząc na niego i zabierając się za przeszukiwanie torby w celu wydobycia odpowiedniego skrawka pergaminu.  Nigdy nie zaszkodzi nauczyć się paru nowych zaklęć, i to w praktyce. Czy taki Klub Pojedynków to w Hogwarcie tradycja?
 Nie  wtrącił się Lupin, uprzejmie użyczając jej swojego pióra.  Podejrzewamy, że ma to jakiś tajemniczy związek z doniesieniami prasowymi i nagłą popularnością naszej szkoły.  Uśmiechnął się do niej ciepło, a Dominika odpowiedziała tym samym, co najwyraźniej zmotywowało Blacka do zabrania stanowiska w dyskusji, dość niefortunnego zresztą.
 Wybierasz się tam z kimś?  zapytał znacznie ostrzej niż zamierzał, mierząc ją groźnym spojrzeniem zmrużonych oczu. Moon popatrzyła na niego, wysoko unosząc brwi.
 A to trzeba mieć osobę towarzyszącą? Nie napisali tego w ogłoszeniu.
Ich spojrzenia skrzyżowały się niebezpiecznie, ale zanim którekolwiek zdążyło rzucić kolejną uwagę, Lupin wtrącił się ponownie.
 Syriusz pewnie miał na myśli, czy nie miałybyście ochoty pójść z nami na pierwsze spotkanie, prawda, Syriuszu? Jak widzisz, ma odbyć się w Sali Założycieli, rzadko jest używana, więc razem będzie nam łatwiej trafić.
 Och, jasne.  Dominika zafrasowała się wyraźnie i nerwowo zmięła pergamin, który dotąd bezwiednie obracała w palcach.  Świetny pomysł. No, na mnie już czas. Do zobaczenia!
Oddawszy Remusowi jego jastrzębie pióro, wycofała się z tłumu gromadzącego się wokół tablicy ogłoszeń i ruszyła w stronę dziury pod portretem Grubej Damy.
 Dzięki  mruknął Black tak cicho, że tylko Lupin mógł to usłyszeć.  Nie wiem, co we mnie wstąpiło, ale dlaczego ona nie może mi po prostu powiedzieć, po co chodzi sama do Zakazanego Lasu…
 Dlaczego sam jej o to nie zapytasz?  Siwe oczy przyjaciela zmrużyły się w uśmiechu.  W końcu masz równie zakazaną okazję…
 O nie!  Potter pacnął się otwartą dłonią w czoło, gestem najwyższej bezradności i rozpaczy.  Tylko nie to! Znowu?!

* * * * *

Było grubo po północy, kiedy kompletnie ubrana i wyposażona do drogi Moon wychyliła się zza wysokiego oparcia fotela w Pokoju Wspólnym Gryffindoru.
 Psst!  syknęła i pomachała energicznie ręką.  Tutaj!
Trzech chłopców niemal bezszelestnie pojawiło się tuż przy niej. Nie widziała ich twarzy, bo po ogniu w kominku zostały już tylko pozostałości żaru, ale nie miała żadnych wątpliwości, kim są. W końcu byli umówieni.
 Po co ci to torbiszcze?  rozległ się kpiący głos.  Wyjeżdżasz z powrotem?
 Bynajmniej.  Moon podniosła się z fotela i dumnym ruchem odrzuciła włosy do tyłu.  Po prostu korzystam z niepowtarzalnej okazji.
 My chodzimy tam regularnie, ale torba zawsze się przyda.  Ciepły głos należał do młodzieńca o gładko zaczesanych włosach, które lśniły w bladej łunie bijącej od okna. Na dowód potrząsnął własnym bagażem.
 Pod pelerynę  zarządził krótko Syriusz i gestem przywołał ją bliżej. Po chwili migotliwy, srebrzysty i cienki jak pajęczyna materiał zaszumiał nad ich głowami i skrył ich przed ciekawskimi spojrzeniami nocnych marków.
 Kto to? Kto tu jest?  spytała zaniepokojona Gruba Dama, kiedy usiłowali niezauważenie przemknąć przez przejście. Przemykanie okazało się na tyle skomplikowane, że bardziej pasowałoby tu słowo „tratowanie” lub „toczenie się” ze względu na fakt, że pod peleryną znajdowały się cztery osoby, w tym trzy o stosunkowo wysokim wzroście. Dominika była w komfortowej sytuacji, bo nie musiała garbić się w niewygodnej pozycji w obawie przed tym, że spod peleryny wychyną nagle jej buty, jednak jej towarzysze mieli z tym poważne problemy.
 Aua!  rozległ się syk Syriusza.  Czy ty w każdej postaci musisz być taki toporny, Jim?!
Obaj zachichotali szaleńczo, podczas gdy Remus chrząknął z zakłopotaniem rzucając nerwowe spojrzenie w stronę Moon, która wykręciła szyję w nadziei, że w twarzach Huncwotów znajdzie wyjaśnienie tego enigmatycznego stwierdzenia. Niestety, twarze Blacka i Pottera prezentowały w tym momencie jedynie gremlinie uśmiechy i wesołość, w której próżno szukać przesadnej inteligencji, więc szybko się znudziła.
 Moon, nie wlecz się, opóźniasz tempo  burknął wiecznie poirytowany jej obecnością James i dla zachęty szturchnął ją łokciem.
 To przestań mi dyszeć w kark  odparła Moon, również używając łokcia.  Pod tą peleryną wyglądasz jak wielgachny, chudy pająk.
 Cicho bądźcie, dochodzimy do Terytorium Pince  ostrzegł ich Lupin i pochylił się jeszcze bardziej. Fakt, że był najwyższy z całej czwórki bardzo mu doskwierał.
Dominika poczuła radosne podniecenie. Oto całkowicie dla niej niedostępna część biblioteki miała stanąć przed nią otworem. Szeregi starych, tajemniczych, niebezpiecznych, pachnących burzliwą historią książek czekały i przywoływały ją do siebie, a kto jak kto, ale Dominika Moon nie potrzebowała innej zachęty.
 Wiemy, czego szukamy  kontynuował Remus ledwie słyszalnym szeptem.  Bierzemy, co trzeba i spadamy. Moon, rozumiem, że Syriusz wtajemniczył cię w procedury?
 Tak, tak.  Blondynka westchnęła z rezygnacją i przewróciwszy oczami, zaczęła kolejno odginać palce.  Nie brać dużo, bo nikt nie może zauważyć braków, nie brać tego, co mi niepotrzebne, bo i tak nie wykorzystam, nie dłubać w książkach na miejscu, bo mogą robić dziwne rzeczy, nie stać i nie gapić się na półki, bo nie mam czasu. Wszystko wiem.
 Wspaniale. Do akcji, panowie. I, eee, pani.
Rzeźbiona, mosiężna klamka drzwi prowadzących do szkolnej biblioteki została naciśnięta, a drewno poruszyło się gładko w zawiasach. Cztery pary stóp przemaszerowały szybko po kamiennej posadzce i ruszyły w stronę działu oddzielonego od reszty biblioteki złotym plecionym sznurem i tabliczką z napisem „Dział Ksiąg Zakazanych. Nieupoważnionym WSTĘP WZBRONIONY”.
Moon poświęciła chwilę na zapoznanie się z ostrzeżeniem, które Huncwoci całkowicie zlekceważyli. Nietrudno było zauważyć, że już wiele razy sami siebie mianowali upoważnionymi i przekraczali granicę wyznaczaną przez sznur.
W głowie dziewczyny pojawiła się nagle niezbyt czysta i niezbyt ładna myśl o skorzystaniu z bliższych relacji z Syriuszem i namówieniu go na częstsze nocne randki w okolicach biblioteki. Była w stanie usprawiedliwić się jedynie tym, że żaden rozsądnie myślący nauczyciel nie da jej przepustki do Działu Ksiąg Zakazanych, ponieważ nie byłaby w stanie uzasadnić, do czego taka przepustka jest jej właściwie potrzebna.
Kiedy Huncwoci na dobre zajęli się własnymi sprawami, Moon wysunęła się spod peleryny-niewidki i najmniejszym światłem, jakie była w stanie wyczarować, oświetlała grzbiety dziwnych i starych książek, które samym wyglądem zdawały się demonstrować, dlaczego znajdują się w tym dziale. Zerknęła z ciekawością w stronę szepczących w nicości głosów, ale Huncwoci niestety bardzo cenili sobie prywatność i za nic nie zdradziliby, czego szukają tej nocy. Wzruszyła ramionami i rozejrzała się z mocnym postanowieniem, że ona także znajdzie tu coś cennego.
Zadanie nie było proste, bo rzadko zdarzało się, aby któraś z książek miała na grzbiecie wytłoczony tytuł, a jeszcze rzadziej, żeby dało się go odczytać. Woluminy były stare, niepokojące, a także wydzielały charakterystyczny zapach kurzu, stęchłego papieru i skóry, w którą były oprawione. Dominika obejrzała kilka z nich, powstrzymując się, aby nie zajrzeć do środka. Oglądanie ich jak zwykłych przedmiotów, bez możliwości natychmiastowego zapoznania się z treścią, wydawało się zupełnie nienaturalne. Wsunęła za pazuchę jeden z mniej okazałych woluminów, na którego okładce wytłoczona była mandragora i księżyc, co wzbudzało niejaką nadzieję na treść dotyczącą zielarstwa. Tytułu nie udało jej się odczytać – wprawdzie na powycieranej skórze lśniły cienkie wstążki srebra, które zapewne kiedyś były literami, ale teraz wyglądały jedynie na przypadkowe smużki inkaustu. Przesunęła się dalej, przyświecając sobie różdżką, i natrafiła na oryginalne skupisko zwojów i kart, które – podniszczone i pozbawione okładek – trudno było zidentyfikować jako książki. Dominika zabrała się za wertowanie luźnych kart, które najwyraźniej zostały kiedyś wyrwane z ksiąg, a których zawartości nie chroniły skórzane obwoluty. Skrzywiła się z niesmakiem widząc, że właściwie samej treści było niewiele, ale za to pełno były sugestywnych obrazków przedstawiających zdeformowane ciała i cierpienie ludzi poddanych nieopisanym torturom. Odłożyła karty na miejsce i skupiła się na związanych wyblakłymi wstążkami zwojach, kiedy za jej plecami rozległo się znajome chrząknięcie.
 Znalazłaś coś ciekawego?  zapytał Syriusz cichym, głębokim głosem.
 Całe mnóstwo rzeczy.  Moon przycisnęła zwój do oka jak lunetę, usiłując dowiedzieć się, co jest w środku bez odpieczętowywania go.  Głównie wyrafinowane tortury dla czytelników, którzy wolą oglądać ryciny. A wy?
 Jak zawsze  odparł lakonicznie Black, ku jej spodziewanemu, ale jednak rozczarowaniu. Stał nieruchomo z rękami w kieszeniach i patrzył jak dziewczyna przekłada zwoje z miejsca na miejsce.  Możesz tu przychodzić częściej, jeśli chcesz.
 Jasne  parsknęła Dominika, przyglądając się notatce na brzegu jednego z pergaminów.  A Potter dostanie apopleksji i zostanę oskarżona o wyeliminowanie naszego bohaterskiego kapitana. Dzięki.
 Jim mógłby pożyczyć mi niewidkę. Przyszlibyśmy sami.  Przeniósł wzrok na jej twarz, ale nie udało mu się uchwycić jej spojrzenia. W wątłym świetle bijącym z jej różdżki widział jedynie jak pochyla się nad kolejnym zwojem, marszcząc lekko czoło.  Chyba, że zamierzasz być zajęta.
Moon poderwała głowę, nieco zbyt gwałtownie jak na udawane zdziwienie, które szybko przywołała na twarz.
 Nie, dlaczego?  zapytała wyższym niż zwykle głosem i odchrząknęła.  Czym miałabym być zajęta?
Spodziewała się tłumionego od dłuższego czasu wybuchu Syriusza, który ostatnio zdawał się zbliżać wielkimi krokami. Zamiast tego Black westchnął z rezygnacją i zbliżył się do niej na tyle poufale, że Dominika zaczęła odczuwać niepokój. Jej żelazne postanowienie o nie zdradzeniu się nawet słówkiem przed Łapą zdawało się chwiać w posadach, podczas gdy wspaniałe, piżmowe perfumy chłopaka zakręciły jej w głowie, jego czoło oparło się o jej skroń, a ramię owinęło się wokół talii.
 Ty mi to powiedz  zamruczał i pocałował ją w szyję. Moon zesztywniała pod jego dotykiem i z wrażenia upuściła zwój. Rozejrzała się nerwowo, ale Huncwotów nie było nigdzie w pobliżu. W międzyczasie Syriusz spoufalał się coraz bardziej, nie przestając szeptać, a najbardziej oszałamiający ze wszystkiego był łatwo wyczuwalny smutek w jego głosie.
 Moony, nie możesz mieć przede mną tajemnic  mówił między pocałunkami, które stawały się coraz bardziej namiętne i rozpaczliwe. Gryfonka czuła, że z każdą sekundą jest coraz bardziej gotowa nie tylko wyjawić mu, gdzie znika nocami, ale też jak miała na imię jej pierwsza złota rybka, że nie umie pływać i że kiedy mama próbowała ją nakarmić ślimakami, wyrzuciła je do pobliskiej doniczki i ślad po nich zaginął. Ale Syriusza najwyraźniej nie obchodziły rybki, ani tym bardziej ślimaki, bo jego okrutne manipulacje krążyły wciąż wokół jednego tematu.
 Nie możesz, rozumiesz? Na tym to wszystko polega. Nie może być żadnych tajemnic. Żadnych.
Moon otworzyła oczy i zamrugała.
 Syriuszu, ja…  Odsunęła się lekko, żeby na niego spojrzeć i poczuła, że jej obcas trafia na coś miękkiego, co odpowiedziało cichym szelestem. I wtedy rozległ się alarm.
Pulsujący i niemal ogłuszający sygnał wypełnił bibliotekę, a oni jęknęli zgodnie, zakrywając uszy. Tuż obok rozległ się nerwowy tupot stóp i pojawili się Remus i James, obaj ze zdumionymi minami i niewielkimi naręczami książek.
 Co się stało?  zapytał Remus, patrząc jak Dominika schyla się gwałtownie i podnosi z podłogi jakiś rulon, klnąc pod nosem.
 Później. Pod pelerynę  zarządził krótko James i po chwili znaleźli się pod lśniącą płachtą, wciskając się w kąt i wstrzymując oddechy, kiedy w bibliotece rozległ się stukot obcasów panny Pince.
Moon przełknęła ślinę, w jednej ręce ścisnąwszy pergaminowy zwój, a w drugiej rękę Syriusza. Zamknęła oczy, modląc się w duchu, aby nikt nie usłyszał głośnego bicia jej serca.

* * * * *

 Ale ubaw!  rzucił James zupełnie niepotrzebnie, zatrzaskując za sobą drzwi do dormitorium.  Nigdy mi się to nie znudzi.
Syriusz śmiał się głośno, jego śmiech przypominał znajome szczekanie psa. Potter przymknął oczy i przeciągnął się, wsłuchując się w ten dźwięk i rozkoszując się uczuciem szczęścia i triumfu.
 Pete, śpisz już?  Nawet Remus uśmiechał się szeroko, podniecony adrenaliną i niebezpieczeństwem, przed którym wzbraniał się zazwyczaj jak mógł, a później wspominał całymi godzinami wypełnionymi nauką i niezbyt przyjemnymi filozoficznymi rozważaniami, do których skłaniała go Ognista Whisky i zbliżająca się pełnia. Pochylił się z udawaną nonszalancją i zajrzał za kotarę łoża należącego od kilku lat do jego przyjaciela, Glizdogona. Ale czwarty Huncwot spał kamiennym snem, odwrócony twarzą do ściany, więc Lupin machnął ręką i opadł na własny materac.
 Będzie mi tego brakowało  odezwał się sentencjonalnie Syriusz, przeczesawszy dłonią swe kruczoczarne włosy.  W sensie, kiedy skończymy Hogwart.
 Nie bluźnij, Łapo  odpowiedział poważnie James.  Nawet boję się o tym myśleć.
 Więc korzystajmy, panowie, korzystajmy  zagaił Remus niespodziewanie optymistycznie i dziarsko, klepiąc się po torbie, wypchanej skradzionymi książkami.  Nasze największe dzieło czeka na realizację. Nie ma czasu do stracenia. Może zaczniemy już dziś?
 Chyba księżyc nam się zaokrągla, bo zaczynasz straszliwie bredzić, Lunatyku  powiedział Black z przerwą na potężne ziewnięcie i demonstracyjnie opadł na poduszki.  Żegnam, panowie.
Rozległo się szuranie, szeleszczenie pościelą i wymamrotane w poduszkę „dobranoc”, kiedy trzech hogwarckich wichrzycieli postanowiło oddać się objęcia Morfeusza. Nie minęło dziesięć minut, kiedy w pokoju zaczęło brzmieć rytmiczne pochrapywanie.
Peter Pettigrew otworzył oczy. Gdyby ktoś w tym momencie miał okazję przedrzeć się przez zasłonę snu i ciemności, gdyby zainteresował się dziwnie cichym Glizdogonem, wiedziałby, że na twarzy chłopca nie widać było nawet śladu senności. Peter leżał odwrócony plecami do reszty pokoju, jego nieruchome spojrzenie było utkwione w ścianie, a dłonie przykryte kołdrą zaciskały się w pięści.
Glizdogon czuł się zdradzony. Zdradzony znacznie dotkliwiej i bezlitośniej niż zwykle przez swoich trzech najlepszych przyjaciół, którzy na kolejną wyprawę wzięli tę... tę dziwaczkę Moon zamiast niego. To ona zajęła jego miejsce, bo przecież peleryna była za mała, żeby ukryć pięć osób. Jeden rok znajomości z nią okazał się być ważniejszy niż sześć lat przyjaźni z nim, pełnoprawnym Huncwotem. Ale czy na pewno? Czy śpiący teraz w dormitorium chłopcy rzeczywiście traktowali go jako równego sobie? Peter poważnie w to wątpił.
Zacisnął powieki, pod którymi zaczęły przewijać się obrazy Huncwotów pokonanych, Huncwotów żebrzących o jego, Petera, litość. Zamykając oczy, mały, niepozorny Glizdogon mógł doświadczyć tej władzy, której od zawsze zazdrościł swoim najlepszym przyjaciołom. Dziś jednak przepełniła się czara goryczy. Od dziś Glizdogon nie chciał już zamykać oczu.
Wtulił twarz w poduszkę, przysięgając sobie, że kiedy nadejdzie stosowna okazja, wykorzysta ją. A że taka okazja nadejdzie, tego Peter Pettigrew był pewien.

* * * * *

 Szybciej  jęknęła Lily, gorączkowo poprawiając włosy przed lustrem. Moon wysoko uniosła brwi, oparta o framugę drzwi prowadzących do dormitorium dziewcząt. Założyła ręce na piersi i uśmiechnęła się kpiąco.  Szybciej, bo UMRĘ, jeśli się spóźnimy.
 Lil, wyglądasz świetnie  powiedziała beznamiętnie Patricia, kilkakrotnie wkładając i wyjmując różdżkę z kieszeni szaty, żeby sprawdzić, czy prędkość jest wystarczająca. W końcu z rezygnacją wcisnęła ją do dżinsów.  Potter zawsze pada z wrażenia na twój widok, więc nie ma potrzeby tak się starać.
 Zwariowałaś?  Evans odwróciła się do niej na moment z szaleństwem w oczach, po czym, zarumieniwszy się po cebulki rudych włosów, rzuciła się w stronę swojej szafki i chwyciła szkolny krawat, wciąż jednak zerkając w stronę lustra.  Po prostu… Jestem prefektem.
 Chodźmy już.  Moon spojrzała w stronę upiornej klepsydry w kształcie kota, którą Macmillan postawiła na swojej szafce nocnej podczas pierwszych świąt w Hogwarcie, czego, rzecz jasna, blondynka nie mogła wiedzieć.  Nigdy jeszcze nie byłam w tej sali, nie zaprowadzę was.
 Oooch, to bardzo wyjątkowa komnata.  Lily uspokoiła się wyraźnie, mogąc podzielić się z otoczeniem kolejną cenną ciekawostką.  Widziałyśmy ją tylko raz, prawda, Pat? Trzy lata temu, podczas święta Założycieli Hogwartu. Na co dzień podobno trzymają w niej księgę, do której zapisuje się wszystkich uczniów.
 Naprawdę?  Moon poczuła przyjemne ciepło. Wciąż zdarzały się momenty, kiedy czuła się w Hogwarcie wyobcowana; fakt, że jej imię i nazwisko widnieje w takiej księdze razem z innymi sprawił, że poczuła się bardziej na miejscu. Była też wyraźnie podenerwowana. Obawiała się publicznego sprawdzianu własnych umiejętności, bo ostatnio ilekroć używała magii w towarzystwie większej liczby osób, przypadkowo kończyło się to katastrofą. Tym razem presja była nawet większa – po pierwsze ze względu na niepodlegającą wątpliwości obecność Syriusza. Po drugie – zbyt długo znała Josephine, żeby nie podejrzewać, że Francuzka nie wykorzysta takiej okazji, żeby dać poznać się nowej szkole.
Lily rzuciła ostatnie niepewne spojrzenie w stronę lustra. Dominika i Patricia uśmiechnęły się, spotkawszy się wzrokiem. Naczelna prefekt Hogwartu wyglądała wspaniale – starannie wyszczotkowała swoje miedziane włosy i spięła je ozdobną spinką na karku, usta pociągnęła transparentnym błyszczykiem, a jasne rzęsy pokryła tuszem. Nawet prosta bluzka wystająca spod czarnej, przepisowej szaty znakomicie podkreślała kolor jej oczu. Nie było wątpliwości, przez kogo Lily chciała być dzisiaj podziwiana. Za to jej przyjaciółki czuły niezawodnie, że to wielki i godny zapamiętania przełom – Lily Evans zamierzała uwodzić Jamesa Pottera.
Zeszły szybko do jasno oświetlonego i wypełnionego entuzjazmem Pokoju Wspólnego, w którym pobrzmiewały podekscytowane rozmowy, pospieszne kroki i nerwowe śmiechy. Nigdzie nie widać było Huncwotów. Przeszły przez Portret Grubej Damy i ruszyły schodami w dół.
 To komnata przyległa do Wielkiej Sali  zagaiła Lily, idąc pewnie przed siebie.  Warta zobaczenia, naprawdę. Nie bez powodu nazywana jest Salą Założycieli.
 Jak myślicie  przerwała jej Patricia, marszcząc lekko brwi nad zamyślonym spojrzeniem, które zdawało się ignorować mijające je grupki uczniów zmierzających najwyraźniej w tym samym kierunku.  Dlaczego Dumbledore założył ten klub?
Evans wzruszyła lekko ramionami, a Moon odezwała się niespodziewanie.
 To proste  powiedziała ostro, wbijając wzrok w swoje buty.  W szkole jest sporo mugolaków. Trudno powiedzieć, żeby byli zupełnie bezpieczni poza murami Hogwartu. Nie w świetle ostatnich wydarzeń.
Zapadło ciężkie milczenie. Doszły do sali wejściowej i szybko przeszły do jadalni, nie zamieniając ani słowa. Podobnie przemierzało ją wielu uczniów, spojrzenia większości zatrzymywały się na pustych, długich stołach, zwykle zastawionych niezliczonymi potrawami, nad którymi zawsze toczyły się ożywione rozmowy. Pustka, która teraz nad nimi wisiała wzbudziła poczucie powagi, wszyscy mimowolnie przyciszyli głosy. Przy krótszym brzegu komnaty, za stołem prezydialnym, uchylone były wysokie, kunsztownie rzeźbione drzwi. Kiedy je przekraczali, uroczysty nastrój nasilał się wyraźnie, rozlegały się westchnienia młodszych uczniów.
Moon, przyzwyczajona do subtelnych wspaniałości Beauxbatons, zadarła głowę, a jej zielone oczy rozszerzyły się ze zdumienia.
Sala była przestronna, cała wykuta w mlecznobiałym marmurze. Każda krawędź była zręcznie wygładzona ręką rzeźbiarza, wszystko lśniło i narzucało wrażenie chłodnego, wyważonego spokoju. Największe jednak wrażenie sprawiały rzeźby. Po jednej pośrodku każdej ściany komnaty, posągi wspaniałych i dumnych czarodziejów, podobizny założycieli Hogwartu. Lily Evans uśmiechnęła się z zadowoleniem, patrząc w chłonące każdy szczegół oczy Dominiki.
 Zazwyczaj jest tu stojak z księgą  mruknęła, przyglądając się topornemu podwyższeniu, naprędce zbitemu ze świeżych desek.  Dziwna sprawa…
 Szanowni państwo  rozległ się donośny głos profesor McGonagall, odpowiednio wzmocniony przez zaklęcie.  Dzisiejsze spotkanie ma charakter organizacyjny i poglądowy. Proszę się nie obawiać – państwa rezultaty nie będą miały żadnego odniesienia do ocen z poszczególnych przedmiotów.
Wśród uczniów rozległ się szmer. Dominika chwyciła za rękaw szaty Patricii, podobnie jak wszyscy rozumiejąc te słowa bezbłędnie – wreszcie miała odbyć się praktyczna lekcja, bezwzględnie oceniająca ich możliwości, zmuszająca do konfrontacji. Dojrzała wśród tłumu Syriusza, który dumnym gestem zdmuchnął grzywkę z czoła i poklepał się po szacie, w miejscu, w którym trzymał różdżkę. Ani razu nie spojrzał w jej stronę, więc szybko odwróciła wzrok.
 Będziecie państwo zmagać się parami wyznaczonymi przypadkowo. W poszczególnych pojedynkach obowiązują wszelkie zasady kurtuazji i sprawiedliwego współzawodnictwa!  ogłaszała wicedyrektor Hogwartu, chociaż większość uczniów pogrążona już była we własnych rozważaniach.
 Ale będą jaja, kiedy trafisz na Pottera  powiedziała Patricia do rudej, szczerząc zęby w sadystycznym uśmiechu.  To by był pojedynek życia, no nie, Lil?
Evans pobladła lekko, odwracając wzrok od przyglądającego się jej Jamesa. Najwyraźniej nie wzięła pod uwagę takiej możliwości.
 Chyba największa farsa  parsknęła Moon, odrzucając jasne włosy z czoła.  Pojedynek oddany walkowerem w kulcie urody Lily.
Nagle jej wzrok natrafił na ciemne oczy wysokiej dziewczyny, której wspaniałe gładkie włosy opadały kaskadą na ramiona. Brunetka rozmawiała właśnie z jakimś Ślizgonem, chociaż wyglądało na to, że nie jest tym zbyt zainteresowana, bo ponad jego ramieniem wbijała spojrzenie w Dominikę, wyraźnie ściągając ją wzrokiem. Moon zarumieniła się lekko, ale nie odwróciła wzroku. Pełne wargi Josephine wygięły się we wdzięcznym półuśmiechu i uderzona nagłym przeczuciem Dominika wiedziała już, z kim przyjdzie jej się pojedynkować.

* * * * *

 Obym trafił na Smarkerusa  odezwał się Syriusz Black ze szczerą nadzieją w głosie, podwijając rękawy szaty.
 Odwal się, Smark jest mój  prychnął Potter, powtarzając gest przyjaciela. Zerknął w stronę Evans, która szybko odwróciła wzrok. Nie mógł nie zauważyć, że wyglądała dziś wyjątkowo uroczo, w dodatku nie sprawiała wrażenia przesadnie wrogiej. Jedyną rzeczą, której James teraz pragnął, było spektakularne zwycięstwo nad odwiecznym wrogiem, które przypieczętowałoby jego pozycję samca alfa na tyle, żeby jeszcze bardziej zmiękczyć rudą Gryfonkę.
 Ja chcę z nim walczyć!  naburmuszył się dziecinnie Black.  Ostatnio ty ściągałeś mu gacie, teraz moja kolej na odrobinę rozrywki.
 Wiesz co, Łapo?  James zadarł dumnie głowę i zaczął przemawiać głębokim i męskim, w jego mniemaniu, głosem, ponieważ ponownie poczuł na sobie wzrok swojej sympatii.  Myślę, że należy skończyć już ze ściąganiem smarkowych gaci. To niedojrzałe. Powinniśmy załatwiać swoje sprawy jak mężczyźni, w prawdziwym pojedynku.
 Taa?  Syriusz skrzywił się, jakby został zmuszony do skosztowania esencji z czyrakobulwy.  A czemu masz taki idiotyczny głos, boli cię gardło?
 Zamknijcie się, zaczyna się  syknął Remus, nie odrywając nabożnego spojrzenia od profesor McGonagall, która rozwinęła potężny zwój pergaminu i chrząknęła znacząco.
 Sędziami w Klubie Pojedynków będą profesor Flitwick, profesor Rietdorf oraz moja skromna osoba.  Czarodziejka z gracją pochyliła głowę, a rondo jej kapelusza zakryło opuszczone powieki.  Nie zostały przewidziane żadne nagrody za wygraną – celem Klubu jest wskazanie ewentualnych błędów w pojedynkach, abyście mogli państwo…  McGonagall błyskawicznie podniosła wzrok, omiatając salę szybkim spojrzeniem.  … wykorzystać tę wiedzę, kiedy okaże się potrzebna. Zaczynajmy. Pierwsza para! Pan Remus Lupin i pan Severus Snape!
 NIE!  Z gardeł Syriusza i Jamesa rozległy się zgodne okrzyki rozpaczy.
 Całe szczęście.  Z piersi Lily uniosło się i opadło potężne westchnienie.
Sami zainteresowani zdawali się nie poddawać żadnym gwałtownym emocjom. Stanęli na drewnianym podwyższeniu i wyciągnęli różdżki. Lupin skłonił się przepisowo i uśmiechnął się lekko do przeciwnika, ale Snape odpowiedział jedynie nieznacznym skinieniem głowy. Na klaśnięcie profesor McGonagall obaj błyskawicznie zajęli pozycje.
Pierwszy zaatakował Snape. Z jego różdżki wyskoczyła srebrzysta serpentyna, którą Lupin zlikwidował krótkim ruchem nadgarstka. Kolejny cios również należał do Ślizgona, chociaż jego przeciwnik ponownie sparował go bez widocznego wysiłku. Na jego twarzy nie drgnął nawet mięsień, była nieustannie stężała w skupieniu, podobnie jak twarze profesorów, którzy uważnie obserwowali pojedynek.
 Dowal mu!  syczeli na zmianę Syriusz i James, ale te namiętne życzenia nie wpływały przesadnie na zachowanie spokojnego i trzeźwo myślącego Lunatyka, który poza blokowaniem ataków Snape’a, zaczął również samodzielnie atakować – i to z zadowalającym skutkiem, bo po kilku gwałtownych wybuchach iskier Ślizgon zaczął się cofać, a ostatecznie jego różdżka wykonała kilka salt w powietrzu, po czym wylądowała bezpiecznie w wyciągniętej dłoni Gryfona.
 Brawo!  rozległy się nieliczne okrzyki i raczej wątłe oklaski.  Brawo, Remus!
Lupin wzruszył lekko ramionami i uczynił kilka kroków w stronę Severusa, podsuwając mu różdżkę. Ślizgon gwałtownie pochwycił kijek i pochylił głowę, a na jego zarumienione policzki opadły tłuste, czarne włosy.
 Byłeś dobry  mruknął Gryfon, tak, aby nie usłyszał tego nikt inny.  Zaskoczyłeś mnie tą Tarangetellą.
Chłopak parsknął cicho pod swym potężnym, haczykowatym nosem i na ułamek sekundy podniósł swe przepastne oczy na zakłopotaną twarz Remusa.
 Ja także jestem zdziwiony, że przegrałem z kimś, kto nawet nie jest człowiekiem  szepnął.  Może tym razem byłem zbyt miękki, co? Lupusie?
Gryfon cofnął się, osłupiały, jakby Snape uderzył go w twarz. Dalszą wymianę zdań przerwała profesor McGonagall, która uniosła dłoń do góry, wymuszając ciszę.
 Każdy z oceniających udzieli teraz panom kilku praktycznych uwag, powstałych na skutek obserwacji państwa pojedynku. Profesorze Flitwick?
Mistrz zaklęć, czarodziej o niezbyt imponującym wzroście i zapierającym dech refleksie, zamachał nogami, które dyndały kilka stóp nad kamienną posadzką.
 Wspaniała walka! Gratuluję pasji  pisnął, a Severus obrzucił swoje wytarte buty morderczym spojrzeniem.  Panie Lupin, zasłużona wygrana. Panie Snape, zadziwiający wachlarz zaklęć, ale niestety, za mało skupił się pan na obronie własnej, ewidentnie stawiając na atak.
 Profesorze Rietdorf?  Nauczycielka transmutacji, będąca najwyraźniej przewodniczącą jury, spojrzała pytająco na nowego wykładowcę obrony przed czarną magią.
Mag pogładził się po równo przystrzyżonej brodzie i odchrząknął.
 Pan po lewej  odezwał się, gestem wskazując na Ślizgona.  Zaklęcia i refleks ma pan wyćwiczone, ale braku przesadnej mimiki podczas pojedynku musi pan uczyć się od pana po prawej. Przeciwnik może śmiało zgadywać, co zamierza pan zrobić.
Snape łypnął ponuro na czarodzieja, sprawiając wrażenie, jakby w ogóle nie słuchał komentarza profesor McGonagall, która pochwaliła jego próbę wykorzystania iluzji. Zszedł z podium z opuszczoną głową, kruczoczarne włosy kołysały się tuż przed jego oczami.
 Dalej, dalej!  zawołała czarownica niecierpliwie, widząc jak wokół pierwszych przymusowych ochotników zaczęły zbierać się grupki podekscytowanych uczniów.  Pani Perkins i pan Potter.
Był to ostatni z ciekawszych pojedynków tego wieczoru. Fakt, że Dorothy musiała walczyć ze swoją niegdysiejszą sympatią dodawał pikanterii widowisku, podczas którego James ostentacyjnie ziewał i przestawał z nogi na nogę ku uciesze audytorium, aż do momentu, kiedy Dora zaskoczyła go celnym strzałem w kolana, a Potter runął na posadzkę w sposób zupełnie pozbawiony gracji.
 Dałem jej fory  opowiadał później z przekonaniem, kiedy po zejściu z podium otoczył go krąg ciekawskich.
Kolejne pojedynki nie były już tak ciekawe, być może dlatego, że rzadko kiedy Dominika znała osobiście którąś ze stron. Zapisywała w pamięci zwięzłe i celne uwagi jury, ponieważ wiele z wytkniętych błędów popełniała sama. Mimo pozornie spokojnego przyglądania się kolejnym parom, z mocno bijącym sercem czekała aż profesor McGonagall wymówi jej nazwisko. I doczekała się.
 Pani Moon z panem Avery.
Dominika zmieszała się. Spodziewała się, nie wiedzieć czemu, ukoronowania spotkania po latach z Josephine; tymczasem przyszło jej zmierzyć się z kimś znacznie groźniejszym, z kimś, kto już kiedyś podniósł na nią różdżkę i nie potrafiła się przed nim obronić.
Jak osłupiała pokonała trzy schodki prowadzące na podwyższenie. Przed sobą widziała już znajomą sylwetkę niewysokiego chłopaka, o długich, zmierzwionych włosach i oczach bez wyrazu. Zacisnęła zimne place na różdżce i wyprostowała się, z wysiłkiem zachowując obojętny wyraz twarzy. Wśród publiczności dojrzała czarne, czujne oczy Syriusza i podobnie ciemne, lekko zmrużone oczy Josephine.
Zmusiła się do nieznacznego, demonstracyjnego skinienia głową, nie spuszczając wzroku ze Ślizgona, który ani drgnął. Podnieśli różdżki.
 Stop!  Wszyscy spojrzeli ze zdumieniem na profesora Dumbledore’a, który stał w drzwiach komnaty i klasnąwszy w dłonie, przywołał uwagę zgromadzonych.
 Dość już na dziś. Dziękuję za zainteresowanie Klubem Pojedynków i zapraszam za tydzień o tej samej porze. Zmykajcie na obiad!
Moon nic z tego nie rozumiała. Próbowała uchwycić spojrzenie dyrektora, ale daremnie. Avery splunął i popatrzył na nią z pogardą.
 Widzisz? Nawet stary Dumbel wie, że szlama nie ma szans z czystą krwią.
Gryfonka patrzyła za nim jeszcze przez chwilę, zszokowana. Czy to możliwe, żeby Dumbledore naprawdę obawiał się, że sobie nie poradzi? Że nie potrafi się pojedynkować? Co prawda, nie udało jej się jeszcze udowodnić, że jest inaczej…
Schodząc po schodkach napotkała wzruszenia ramion i uniesione brwi. Ze spuszczoną głową wymamrotała do przyjaciółek, że nie ma ochoty na obiad i pójdzie zdrzemnąć się do dormitorium. Tym razem nie była to wymówka – już nigdy więcej nie musiała ich wymyślać dla Lily i Patricii, co mimo wszystko napełniło ją otuchą. Szybkim krokiem, aby nie narazić się na wymuszoną rozmowę z kimkolwiek, pomaszerowała do dormitorium z rosnącym pragnieniem rzucenia się na łóżko i ukrycia się za atłasowymi kotarami. Minąwszy portret Grubej Damy, niemal wbiegła po schodach, z rozmachem otworzyła drzwi i w momencie, w którym miała osunąć się na pościel, zatrzymała się gwałtownie.
Na poduszce leżała koperta. Zamiast ucieszyć się z niespodziewanego listu, w przypływie złych przeczuć zmarszczyła brwi i z wahaniem wzięła ją do ręki. Ku swemu zdumieniu, na odwrocie zobaczyła pismo mamy. Teraz jej przeczucia wydawały się już bardziej realne – mama nigdy do niej nie pisała. Nie chciała używać sów.
Po krótkiej chwili wahania, zaczęła szybko rozdzierać pergamin. List był jak gorzki lek, który lepiej znieść, im szybciej się go połknie, chciała już widzieć jego treść, już wiedzieć, co ma myśleć. Wydobyła złożoną na pół kartkę i po chwili czytała jedyne dwa zdania, które własnoręcznie wypisała jej matka. Czytała je raz po raz, słysząc narastający szum w uszach i czując jak gęsia skórka pokrywa całe jej ciało, a kolana zaczynają drżeć. Czytała je nadal, kiedy nogi ugięły się pod nią, a z jej gardła wydobył się stłumiony dźwięk.


Córeczko,
Guillaume nie żyje. Przyjeżdżaj natychmiast.
Mama





O Kyrie eleison, ile emocji! Tyle się działo, że musimy to trawić przez dwa kolejne tygodnie :) Nasza historia nabiera tempa, mam nadzieję, że uda mi się je utrzymać. Dziękuję Wam za komentarze, to zawsze wielka motywacja do pisania i znak, że jesteście ze mną!

23 komentarze:

  1. Tyle emocji! Rozdział jest f e n o m e n a l n y. Tak samo jak Twój styl pisania. Uwielbiam tego bloga. :D Świetna historia, ciągle zaskakujesz, a rozwijające się wątki są mega kreatywna. Nie umiem pisać długich komentarzy, jednak wiedz, że jestem i Cię czytam.
    Ściskam serdecznie i z niecierpliwością czekam na nn. :)
    »Centauri Proxima

    OdpowiedzUsuń
  2. Dżizas! Mały Guillaume nie żyje?! Jak to??? N i e m o ż l i w e. Tego się nie spodziewałam. Nie wytrzymam dwóch tygodni do nn. Ten rozdział był powalający. Budowanie napięcia, rozwinięcie wątków. Oczekuję nieoczekiwanego. Uwielbiam Twojego bloga. Twój styl jest świetny. Już pod poprzednim rozdziałem chciałam dać komentarz, ale nie chciał się opublikować. :c A czytam Cię od dawna i pokochałam tę historię. Więc tak: jestem i czytam. Trzymam kciuki, bo blog jest fantastyczny, a ja nie rozumiem dlaczego masz tak mało komentujących. Kibicuję z całego serducha!
    Ściskam serdecznie :)
    ~Centauri Proxima

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci bardzo za komentarz, uśmiecham się do monitora jak dureń :)) Bardzo cieszę się, że rozdział Ci się spodobał, bo wydaje mi się, że to właśnie on nadaje ton wszystkim kolejnym - niby nie jest do ani koniec, ani początek żadnej części, ale jest to jakiś moment przełomowy, który pokazuje - tak piszę, tak teraz będzie. Dlatego szczególnie doceniam Twój komentarz, cieszę się, że ktoś to wyczuł :)
      Komentujących może nie jest wielu, ale za to wierni :) To i tak więcej niż miałam kiedykolwiek, więc niczego nie wyolbrzymiam pisząc, że doceniam każdy komentarz z osobna - tak po prost jest. Zwłaszcza jeśli udaje się mi się wywołać emocje, a tego obiecuję w przyszłości całe mnóstwo :)
      Dziękuję za tyle ciepłych słów! Czy mylę się myśląc, że też coś piszesz? Tak mi się wydawało, a chętnie bym zerknęła :)
      Z pozdrowieniami,
      Eskaryna

      Usuń
    2. Ciesze się, ze Dominika wyznala dziewczynom swoj sekret, choc nie do końca rozumiem, daczego nagle doszła do wnisku, że to żaden problem, żeby im powiedzieć xD i dlaczego nie chce powiedziec Syriuszowi, szczegolnie jesli juz raz prawie to zrobiła. trochę jej nie rozumiem. Ten ich związek ma nadal sporo niedomówien, a Dominika chyba nadal tego nie ogarnia, skoro czasem nawet na Syriusza boi się spojrzeć. no, ale i tak mi się ta świeza relacja podoba, te początki sa na swój sposób urocze. A Black w bibliotece... super xDxD
      Podobala mi się scena pojedynku (prócz tego, że zaspoilrowalas, ze drugi pojedynek bedzie ciekawszym,a z po nim już nic interesującego, oraz tego, że Dominika stwerdzila , że będzie walczyć z Jacquelinie, czgeo przeież nie mogła wiedziec i co okazało się kłamstwem, przydałoby się sformułowanie, że miała tylko takie wrażenie czy coś). Był to potężny opis, była akcja, były emocje. No i zakończenie... nie sądzę, zeby Dumbledore nie wierzył w Dominikę, raczej chodziło o Białą Magię, ale nie dziwię się, że słowa Ślizgona mogły zasiać w jej umyśle ziarno niepewności... a szkoda. grunt, to nie dać się zastraszyć. Ale i tak końcówka była najbardziej niespodziewana i przerazająca. Dlaczego mały Guillame nie żyje?! Jestem prawie pewna, że magia "maczała" w tym swoje palce... i zdecydowanie mi się to nie podoba.
      podobało mi się to, jak dalas do zrozumienia, że Remus lubi też psoty xD

      Usuń
    3. Cześć :)
      Jeśli chodzi o wyjawienie tajemnicy dziewczynom, to ma to bezpośredni związek z zakończeniem poprzedniego rozdziału - Lily uratowała Dominice tyłek, tłumacząc ją przed Syriuszem, ale był to zarazem moment, kiedy postanowiła wreszcie ją przycisnąć. Sama tajemnica od początku ciążyła Moon, więc siłą rzeczy to, że została niejako postawiona pod ścianą, nie było tu przesadną tragedią.
      Co do Syriusza - Black jest impulsywny, spontaniczny i przesadnie odważny, a to nie jest dobre połączenie cech jak na powiernika ważnej i delikatnej sprawy :) Moon prawie się przed nim zdradziła, ale jego niestabilność i humorzastość, które wychodzą na jaw od czasu do czasu nie pozwalają jej zaufać mu do tego stopnia i się przełamać. Poza tym, Huncwoci mają swoje tajemnice, którymi nie chcą się dzielić, więc Dominika wyczuwa pewną niewidzialną i nieprzekraczalną barierę, której jeszcze nie rozumie, ale która tworzy sytuację w stylu - nie chcesz mi mówić, to nie, ja też nic nie powiem.
      Nie wiem, dla mnie to nie jest aż tak dziwne, ale może to ja jestem dziwna :D Mam nadzieję, że udało mi się choć trochę to wszystko wyjaśnić.
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam,
      Eskaryna

      Usuń
  3. Strasznie mi miło, że odpisałaś. :) Co do moich zdolności pisarskich - są one raczej marne. ;D Nie piszę nic, chyba że komentarze pod blogami, które mi się naprawdę podobają. Nawet z pisaniem długich komentarzy mam problem (dlatego są takie krótkie). Pewnie ten ,,enigmatyczny" podpis z czymś Ci się skojarzył. To po prostu od tego, że gdzieś znalazłam, że gwiazda Centauri Proxima jest najbliższą słońcu gwiazdą. Nazwa się spodobała, a że trochę lubię astronomię, to została.
    Dużo weny i czasu!
    ~Centauri Proxima

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś nie pykło. Miało być gdzie indziej. ;c Takie są losy takie laika systemu blogspotowego jak ja.

      Usuń
    2. Nie wiedziałam o tym, Twój podpis spodobał mi się instynktownie, więc z takim tłem wydaje się jeszcze ładniejszy :) Ja nie znam się kompletnie na astronomii i żałuję tego, bo to taka... czarodziejska dziedzina wiedzy :D

      Usuń
  4. Hejka hejka! W końcu jestem.
    Rozdział super ; jak zwykle.
    ,,Cyganisz'' jest od dzisiaj moim ulubionym słowem hehe. To dobrze, że Dominika powiedziała wszystko dziewczynom. To prawda, że Biała Magia zawarta w bajkach różni się od tej którą dysponuje Dominika i nie wiem czy się cieszyć czy niepokoić.
    Zazdrosny Syriusz, czyli najcudowniejsza rzecz na świecie. Niby dorosły facet mający swoje tajemnice i dziwactwa, ale ... boże. I jak go tu nie kochać? :)
    No proszę proszę, wyprawa do biblioteki. Na serio bałam się, ze ich złapią ale jak to zwykle bywa panowie Huncwoci mają masę szczęścia.
    Biedny Peter :( i takie sytuacje właśnie kiedy to pozostała trójka nie traktowała go poważnie sprawiły, że stał się tym kim się stał niestety. Eh. Szkoda mi go.
    Klub Pojedynków!!!!! Czyli najciekawsza część rozdziału według mnie. Nie wiem czemu ale spodziewałam się tego, że blondynka trafi na Avery'ego. Miałam takie dziwne przeczucie. Dobrze, że dyrektor nie pozwolił na tą walkę. Mogłyby się dziać pewne rzeczy i dupa.
    Ale najbardziej zszokowana jest koncówką. JAK TO GUIL NIE ŻYJE !?!?!?!?!??!!? JAK MOGŁAŚ COŚ TAKIEGO ZROBIĆ!!!!!!!!! Biedna Dominika. Biedna jej rodzina. Zawsze śmierć kogoś bliskiego jest straszna, ale strata dziecka? Eh.
    Pozdrawiam, życzę ogromu weny i zapraszam do mnie. Udało mi się coś napisać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć!
      No pewnie, że dobrze, tajemnice zawsze lepiej z kimś dzielić niż męczyć się z nimi w pojedynkę. Biała Magia nie jest tu wyjątkiem.
      Też go uwielbiam w tym stanie :)
      Tak sobie właśnie wyobrażałam, że źródło mrocznej strony Petera to w gruncie rzeczy potężny kompleks niższości, tym większy, że Pettigrew tak często przebywał w towarzystwie chłopców mądrzejszych, bardziej utalentowanych, popularniejszych itd. Chyba każdego by to wcześniej czy później załamało.
      Noo, Dumbledore wkroczył w decydującym momencie, ale dla Dominiki bło to bardzo upokarzające. Cieszę się, że Klub Ci się spodobał, w następnym rozdziale będzie okazja znów o nim poczytać :)
      Odkryłam, że nie mam większych oporów przed zabijaniem swoich własnych postaci, haha. Ale to dobrze! Zawsze jakoś wahamy się przed uśmierceniem bohatera, którego lubimy, a to grozi zasłodzeniem i niskim prawdopodobieństwem.
      Cieszę się, że coś wyprodukowałaś, chętnie zajrzę :)
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam,
      Eskaryna

      Usuń
    2. No właśnie :D wystarczy popatrzeć na pana Martina. Dziwię się w ogóle, że nadal ktoś u niego żyje heheheh
      Buziaki ;)

      Usuń
  5. Cudny rozdział! Dziś będzie krótko, bo piszę z telefonu ;)
    Syriusz jest tak słodko zazdrosny o Dominikę! Te jego próby wydobycia z niej jakichś informacji mnie rozśmieszają. Ciekawa jestem co takiego knują Huncwoci, że potrzebowali wypadu do Działu Zakazanego w Bibliotece. Peter... Źle odebrał zachowanie kolegów przez co później będzie się mścił. Szkoda.
    Klub Pojedynków został tak dziwnie przerwany przez Dumbledora... Ciekawe czy zrobił to dlatego, by Dominika nie mogła zaatakować lub użyć zaklęć obronnych, które mogłyby wymknąć się spod kontroli?
    Co!? Dlaczego?! Guillaume nie żyje? Co się stało? O matko! Teraz już się nie mogę doczekać, co będzie się działo w następnym rozdziale. Czekam!
    Pozdrawiam, Cath :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć!
      Ooo, to, co tym razem planują Huncwoci to nie żadne łajnobomardowanie ani wybuchowy budyń :)) To będzie dzieło ich życia! Będę dawać po drodze pewne wskazówki, ale do tego jeszcze trochę czasu, w końcu dzieło życia wymaga czasu :)
      Mi też szkoda tego biednego malucha, ale niestety jego śmierć była konieczna, bo uruchamia deux ex machina...
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam,
      Eskaryna

      Usuń
  6. Kochana Eskaryno!
    Pewnie już o mnie zapomniałaś, ale chciałabym przeprosić, że zaniedbałam komentowanie Twojego opowiadania, naprawdę już nawet nie będę się tłumaczyć, ale wiedz, że jestem na bieżąco z treścią, bo niestety na telefonie mogę jedynie czytać opowiadania, nie mogę natomiast wystawiać komentarzy, bo się powielają. Rozdział świetny, podobnie jak wszystkie pozostałe, ale dłuższy komentarz wystawię jak znajdę więcej wolnego czasu i będę mogła skupić na nim całą swoją uwagę.
    Pozdrawiam Cię cieplutko i życzę dużo weny!:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejhej!
      Oczywiście, że nie zapomniałam ani o Tobie, ani o Twoim opowiadaniu o nowym pokoleniu :) Wciąż mam nadzieję, że do niego wrócisz.
      Bardzo dziękuję, że dajesz znać, że czytasz, że napisałaś te kilka zdań, zwłaszcza że grono moich czytelników stało się ostatnio szczególnie elitarne :p Będę wdzięczna za wszelkie uwagi, jeśli znajdziesz chwilę.
      Z pozdrowieniami,
      Eskaryna

      Usuń
    2. Obiecałam, więc dotrzymuje słowa i jestem z komentarzem:) Zajmę się tylko trzecią częścią opowiadania, pomimo tego, że w drugiej też mam zaległości z komentarzami (wstyd i hańba!).

      Muszę przyznać, że pierwsze rozdziały przeniosły mnie do zupełnie innej krainy, czytałam je z zapartym tchem, wyobrażając sobie piękne marsylskie plaże i walijskie krajobrazy. Niesamowicie przyjemne uczucie móc oderwać się od tej ponurej, jesiennej aury na dworze.

      Muszę koniecznie sięgnąć po książkę „Magiczne stworzenia i jak je znaleźć”, niesamowicie zaintrygowałaś mnie tą legendą. Jestem ciekawa, jakie inne niesamowite stworzenia występują w świecie magii.

      Tworzysz bardzo prawdziwe relacje pomiędzy bohaterami, czego ja nie potrafię dokonać. Nie są one zbyt przesłodzone ani zbyt obojętne. Każdy z Twoich bohaterów ma stale przypisane cechy, które pozostają niezmienne niezależnie od sytuacji, co jest świetne, bo nie wyobrażam sobie Syriusza jako słodkiego misiaczka – pysiaczka Dominiki (Chłopak bardzo zaimponował mi, gdy postanowił zachować dystans wobec Moon tylko dlatego, że jego rodzina mogłaby wyrządzić jej krzywdę w akcie zemsty za ucieczkę Syriusza. Widać, że jest dla niego bardzo ważna). Matka Syriusza jest naprawdę okropną kobietą, dlatego nie dziwię się, że chłopak uciekł z domu, nie mogą znieść takiego traktowania.

      Również Twoja Lily nie jest jakąś nakręconą wariatką, która tylko szuka pretekstu, aby nawrzeszczeć na Jamesa. Swoją drogą niesamowicie ucieszyłam się z faktu, że relacje Lily i Jamesa uległy znacznej poprawie, widać, że pod tym względem trzymasz się kanonu.
      Akcja z sową podczas pierwszych odwiedzin Vernona była ekstra, jednak szkoda, że James postanowił napisać w nieodpowiednim momencie, gdyż siostry były na dobrej drodze do zawarcia rozejmu.

      Wprowadzasz wiele ciekawych wątków. Mam nadzieję, że Dominice nie stanie się krzywda ze strony tych prześladowców. Pomysł ze śmierciotulą naprawdę bardzo niespotykany. Dobrze, że dziewczyna wyznała prawdę przyjaciółką, przynajmniej nie będzie musiała ich okłamywać i borykać się z tym problemem sama. Swoją drogą mam nadzieję, że dziewczyna z francuskiej szkoły nie namiesza zbyt wiele w jej życiu i nie dołoży dodatkowych zmartwień.
      Wiadomo, że Hogwart pod ochroną Dumbledora jest najbezpieczniejszą szkołą magii, jednak nie wiem, czy przyjmowanie nowych uczniów jest dobrym pomysłem, przecież wśród nich mogą być potencjalni śmierciożercy.

      Zmartwił mnie wynik wróżby Patty, mam nadzieję, że dziewczyna rzeczywiście pomyliła się w odkrywaniu kart i nic złego jej nie grozi, ale pewnie nie dodałaś tego wątku bez powodu, więc mam się o co martwić.

      Szkoda mi Petera, chłopak ewidentnie czuje się pomijany i lekceważony przez przyjaciół. Liczę na to, że nie będzie na tyle słaby, aby wstąpić w szeregi śmierciożerców. Zawsze uważałam, że to dość tragiczna postać. Chłopak miał bardzo smutne życie, koledzy go poniżali, nie był ani przystojny ani inteligentny, a w wyniku jednej złej decyzji, która przesądziła o losie jego przyjaciół, spędził resztę życia pod postacią szczura. Mam nadzieję, że pozostali Huncwoci w porę zauważą, że nie traktują go jak równego sobie.

      Jestem bardzo ciekawa, dlaczego Dumbledore zabronił Dominice pojedynkować się z Avery'm, ale pewnie stwierdził, że dziewczyna niekontrolowanie posłuży się białą magią lub nie będzie w stanie się obronić. Biedny Remus, starał się być miły wobec Severusa, a ten tak go poniżył. Niektórzy nie potrafią pogodzić się z porażką.

      Smutno mi z powodu śmierci Guillaume. To pewnie mocno odbije się na psychice Dominiki.

      „Cyganisz” - to stwierdzenie przebiło wszystko:D

      Pominęłam wiele wątków, ale te najbardziej przykuły moją uwagę. Naprawdę masz wielki zasób słów i tworzysz bardzo szczegółowe opisy, które nie zanudzają człowieka, a wręcz przeciwnie kreują w jego głowie wyraźniejszy obraz. Z przyjemnością czyta mi się Twoją opowieść i mam ogromną nadzieję, że doprowadzisz ją do końca. Także pisz szybciutką kolejną perełkę!:)
      Pozdrawiam cieplutko i życzę dużooo weny,
      Neithiria.

      Usuń
    3. Kurczę, czytałam wczoraj Twój komentarz na telefonie i z każdym zdaniem byłam coraz bardziej pod wrażeniem i coraz bardziej ciekawiło mnie, kto tak świetnie trafia w punkt tej historii, aż dopiero na koniec zobaczyłam, że to Ty :)
      Polecam "Magiczne stworzenia...", to kopalnia inspiracji. Miks mitycznych stworzeń i autorskich pomysłów Rowling.
      Bardzo dziękuję Ci za docenienie kreacji bohaterów i relacji między nimi. Czy można marzyć o lepszym komplemencie, kiedy się pisze? Nie sądzę! :) Pękam z dumy.
      Co do Petera, to zgadzam się z Tobą całkowicie. Kompleks mniejszości i poniżenie to kwestie, które niemal zmuszają kogoś do przejścia na ciemną stronę, dziwię się, że nikt tego nie przewidział, no ale widocznie Peter w czasach szkolnych był na tyle niepozorny i zahukany, że nikomu przez myśl nie przeszło, że mógłby zdecydować się na tak desperacki krok.
      Dziękuję Ci za wspaniały komentarz, uwagę, z jaką przeczytałaś kolejne rozdziały i czas, który musiałaś na to po poświęcić. Zawsze bardzo ciekawią mnie komentarze osób, które nadrabiają i czytają kilka rozdziałów z rzędu, bo taka perspektywa zazwyczaj tworzy ciekawe wnioski i chyba łatwiej dojrzeć wyraźną linię fabularną pomiędzy tymi wszystkimi pogmatwanymi wątkami :)
      Nie wiem, czy zasłużyłam na tyle przemiłych słów, ale to niesamowita motywacja do dalszego pisania i kto wie, może kiedyś wyzbędę się tej niepewności? :)
      Pozdrawiam serdecznie,
      Eskaryna

      Usuń
    4. A właśnie, teraz sobie przypomniałam, że zapomniałam Ci powiedzieć, że opublikowałam kolejny rozdział, także jeśli nadal masz ochotę czytać moje bazgroły to zapraszam:)

      Usuń
  7. Hej, hej!
    Znowu narobiłam sobie u Ciebie zaległości, ale już wszystko nadrobiłam dzięki studiom :D Czytałam te 8 rozdziałów w pociągu i na dworcu w oczekiwaniu na pociąg i zajęło mi to mniej więcej jeden dzień. Nie skomentuję tym razem tak szczegółowo jak ostatnio, bo piszę na telefonie, ale postaram się jakoś przekazać swoje odczucia po przeczytaniu ostatnich rozdziałów :)
    Zacznę może od tego, że bardzo podoba mi się rozwinięty wątek Syriusza i Dominiki. Black jest tutaj taki uroczy, że aż jej zazdroszczę. Powinna mu wszystko powiedzieć o Białej Magii, skoro powiedziała dziewczynom. Wydaje mi się, że mimo wszystko z Syriuszem jest bliżej niż z nimi, ale to może tylko moje odczucie, bo tyle o nim było. W każdym razie mam nadzieję, że niedługo mu o tym opowie, żeby nie podejrzewał jej o jakieś tajne spotkania czy związki.
    Ogólnie postać Jeana całkiem przypadła mi do gustu, chociaż oczywiście nie tak bardzo jak Ragnarok. Myślę, że jeszcze się pojawi i trochę namiesza.
    Ogromnie spodobał mi się wątek z tą chustką czy apaszką w tym depozycie. Tego się nie spodziewałam (chociaż właściwie nie spodziewałam się niczego), ale mnie to zaciekawiło, a potem ten mężczyzna na Nokturnie. Kurczę, działo się sporo w tych rozdziałach. I kto się pojawił na tym trawniku przed jej domem? Najpierw podejrzewałam tego Jeana, ale w sumie on się chyba nie umie teleportować. Chyba ze kłamał. No albo to ten podejrzany facet.
    Oki doki, rozdział, w którym Dominika i reszta byli na wyspie spodobał mi się chyba najbardziej. Ogólnie wszystkie te rozdziały trzeciej części były takie przyjemne i mi się je tak miło czytało, że tylko czekam na kolejne. W każdym razie ten moment na wyspie był cudowny. I te potworki, które zaatakowały Patricię. Jeju, to było takie realistyczne, że prawie zrobiło mi się słabo na myśl o takiej ilości krwi. Ale w moim przypadku to normalne. Na pewno opisy w tej części są bardzo, bardzo dopracowane, chociaż pewnie wcześniej też były tylko dawno nie czytałam Twojego bloga i już nie pamiętam. Ale i tak ta część rzeczywiście jest pełna akcji, tak jak zapewniałaś :)
    Oczywiście bardzo podoba mi się także powoli rozwijający się wątek Jily i to, że Lily się do niego przekonuje i widać, że zaczyna jej na nim zależeć. Stroi się dla niego i chce wyglądać dobrze, a to o czymś świadczy.
    Należałoby tez wspomnieć pocałunek Syriusza i Dominiki, który także chwycił mnie za serce. To było takie urocze.
    Ciekawi mnie ta cała Francuzka, której imienia teraz pewnie poprawnie nie napiszę. Czemu tak nienawidzi Moon i jak dalej się to potoczy. I dlaczego Dumbledore przerwał pojedynek Dominiki z Averym? O ile dobrze pamiętam, że to był on. Nie wierzę, że to było przypadkowe. Trochę mi się to skojarzyło ze sceną z HP, kiedy Lupin nie pozwala Harry'emu zmierzyć się z boginem.
    No i na koniec ten list, którego bym się całkiem nie spodziewała, gdybym przez przypadek nie przeczytała któregoś z komentarzy. Ale w każdym razie to było zaskakujące i jestem ciekawa, co się stało. W sumie szkoda, że miałam do nadrobienia tylko osiem rozdziałów, bo chętnie przeczytałabym teraz ciąg dalszy.
    Pewnie pominęłam jakiś milion ważnych wątków, ale to trudne komentować naraz tyle rozdziałów, w których tak dużo się działo.
    Pozdrawiam serdecznie i życzę weny. Postaram się już nie mieć takich zaległości i być na bieżąco, co powinno mi się udać, biorąc pod uwagę ilość mojego wolnego czasu w pociągu :D
    To chyba wszystko na ten moment z mojej strony. Jak sobie coś przypomnę to dopiszę :)
    Całusy :*
    Optimist

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ok, zapomniałam o kilku rzeczach, które teraz mi się przypomniały :)
      Po pierwsze: ten wątek, że Syriusz uciekł z domu po części przez Dominikę. Spodobał mi się taki obrót sprawy i to, że postać OC jakoś wpłynęła na to, co zdarzyło się w kanonie. Świetna sprawa.
      Po drugie: to spotkanie z Vernonem też było cudne. Już tak niewiele brakowało, żeby Petunia w końcu przekonała się do Lily, a przynajmniej wszystko było na dobrej drodze, a tu ta sowa od Jamesa. W każdym razie podobała mi się tez ich wymiana korespondencji.
      Po trzecie: sprawa zegarków w Hogwarcie. Wiem, że pisałaś mi w jednym z komentarzy, że zegarki/zegary nie działają w Hogwarcie i tutaj w którymś z rozdziałów także pojawił się ten motyw, więc postanowiłam do tego wrócić :) Ogólnie u mnie był to zegar ścienny, który nie miał nic wspólnego z elektrycznością, ale co do zegarków na rękę - sam Harry miał mugolski zegarek, który o ile dobrze pamiętam przestał działać dopiero wtedy, gdy wlała się do niego woda z jeziora. To chyba oznacza, że zegarki miały jednak rację bytu w Hogwarcie, chociaż chyba rzeczywiście bezpieczniej jest pisać, że nie działały. W każdym razie chciałam się tylko usprawiedliwić :D
      I po czwarte: ten fragment, kiedy były wyczytywane pary do pojedynków i James z Syriuszem kłócili się o to, kto będzie walczył ze Snapem bardzo mnie rozbawił, a szczególnie, kiedy krzyknęli "nie!", kiedy się okazało, że jednak wypadło na Remusa. Uśmiechałam się wtedy jak głupia do telefonu i pewnie ludzie w pociągu mieli mnie za idiotkę :D
      Ok, pewnie zapomniałam jeszcze o wielu rzeczach, ale cóż zrobić.
      A, jeszcze sprawa Patricii i jej nowej pasji. Spodobał mi się ten wątek i jestem ciekawa, czy te wróżby się spełnią, no ale skoro już się pojawiły, to wręcz muszą się spełnić :D
      Pozdrawiam raz jeszcze ;)

      Usuń
    2. Podziwu godna skrupulatność :D Dziękuję za wytrwałość!
      Jeśli chodzi o Syriusza, to Dominika dobrze wie, że i on ma swoje tajemnice, bo specjalnie się z tym nie kryje, po prostu o tym nie mówi i już. To z kolei wytwarza pewną barierę do drodze do pełnego zaufania, a i wybuchowy, impulsywny charakter Blacka nie ułatwia sprawy. Tymczasem relacje dziewczyn są tu bardziej naturalne i nie są obarczone żadnym ryzykiem - Lily i Patricia były bardzo cierpliwe i taktowne, nigdy nie naciskały na Dominikę ani jej nie zawiodły, więc takie połączenie braku przymusu z obietnicą pełnej otwartości wydaje mi się idealne.
      Kurczę, aż mi coś kliknęło w głowie, kiedy wspomniałaś o scenie z boginem! :D W ogóle o tym nie myślałam, kiedy pisałam o Klubie Pojedynków, ale rzeczywiście, podobieństwo jest uderzające.
      Co do zegaró, to wydaje mi się, że sama Rowling tu namieszała, bo faktycznie, było wspomniane, że zegarek Harry'ego przestał działać po drugim zadaniu Turniej Trójmagicznego, ale z drugiej strony Hermiona na pewno kiedyś wspomniała, że elektryczność, zegarki i pluskwy nie działają w Hogwarcie przez silne pole magiczne, więc najwyraźniej coś rozjechało się w kanonie :D
      Dziękuję Ci za wyczerpujący komentarz i uważność, z jaką przeczytałaś poszczególne rozdziały. Bardzo się cieszę, że mogłam Ci czasem poprawić humor, zwłaszcza biorąc pod uwagę ostatnie deszczowe dni :)
      Pozdrawiam serdecznie,
      Eskaryna

      Usuń
  8. Hejo!
    A jednak w końcu się przyznała do swojej tajemnicy. W sumie trochę już się w tym pogubiłam. Czy ktoś jej nie zabraniał mówić o tym czy raczej powiedział, aby trzymała to w wąskim gronie. Jak to jest? Swoją drogą zaskoczył mnie Syriusz. Mówi że nie wolno mieć tajemnic, a czy on sam czasem ich nie ma? I czy od razu trzeba się ze wszystkiego spowiadać? Chyba mocna ciekawość przez niego kieruje. Ale żeby takie pocałunki w bibliotece, gdzie go kumple mogą przyłapać? No wie pan co... panie Black. Swoją drogą czego oni tam szukali? Tak po prostu, cykliczne przechadzki po nowe, tajemne ciekawostki?
    Też mnie ciekawi czy faktycznie Dumbledore się bał, a może uważał, że coś z białej magii mogę zostać ukazane przez Dominikę? No nie wiem. Chyba że naprawdę Albus miał już dość pojedynków. Co do Petera to wydawało mi się, że lubi Dominikę. Ale w sumie trudno się nie dziwić, że jest zły skoro zostawiają go dla niej.
    Ciekawe co też się stało z tym maluchem. Może to jedni z tej "czystej krwi" go dorwali? A może, może... ten dziwny gość, który chciał uśmiercić Dominikę? Ewentualnie Ragnarok(pewnie nie napisałam tego dobrze :(). A może to sprawka jakiegoś ludzkiego wypadku lub choroby? Ciekawe co się stało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć :)
      Ten moment musiał kiedyś nastąpić. Dumbledore w porozumieniu z Imnifay'em uznali, że Dominika nie powinna komukolwieć wspominać o Białej Magii - dlatego dość długo męczyła się z tą tajemnicą samotnie i oszukiwała swoje współlokatorki. W końcu jednak ich znajomość okazała się nieco głębsza, dzięki czemu dziewczyńska solidarność zwyciężyła i Moon zdecydowała się powiedzieć wszystko - czy była to jednak słuszna decyzja? To się okaże.
      Huncwoci regularnie bywają w miejscach, w których bywać nie powinni, więc Syriusz uznał, że jeden z takich wypadów można poświęcić na zaspokojenie ciekawości :) Masz rację, w jego działaniu jest sporo hipokryzji.
      Peter lubi Dominikę z wzajemnością, ale w tej sytuacji ucierpiała męska przyjaźń, a to dla niego solidny cios.
      Możliwości jest wiele, cieszę się, że tak wiele z nich bierzesz pod uwagę, ale wiadomo - niczego nie mogę zdradzić przedwcześnie :)
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam
      Eskaryna

      Usuń