14 października 2016

Rozdział IX - część III


„Wędrówki w ciemnościach”

– rozdział IX –

Syriusz z namysłem wpatrywał się w okno, zza którego wyglądał krągły księżyc w bladej poświacie. Zarówno to jak i chorobliwa bladość Remusa zapowiadały rychły wypad w imieniu „futerkowego problemu”, jak zwykł to eufemistycznie nazywać James. Syriusz zawsze zastanawiał się, czy okresy słabości Lunatyka, niezmiennie poprzedzające pełnie, wynikają bezpośrednio z jego przypadłości czy może są skutkiem głębokiego stresu, który Gryfon zawsze przeżywał w obawie przed bólem i możliwością skrzywdzenia kogoś przypadkowego. Nigdy nie zapytał o to Lunatyka – jakie właściwie miało to znaczenie?
 Niedługo pohulamy  odezwał się Potter, jakby czytał w jego myślach. Właśnie wygrzebał spod łóżka swą niezawodną pelerynę-niewidkę i przewiesił ją sobie przez ramię.
Lupin skrzywił się na samą myśl i zaczął nerwowo przeglądać stary, cuchnący stęchlizną wolumin, który kilka miesięcy temu zwędzili z Działu Ksiąg Zakazanych. W każdym innym przypadku zwróciłby go najszybciej jak to tylko możliwe, w obawie przez odkryciem pustego miejsca na półce, ale tym razem sprawa była o wiele bardziej skomplikowana i wymagała dłuższej współpracy z książką – podobnie jak Mapa Huncwotów, której tworzenie wydawało się dziwnie nierealne i odległe w czasie.
 Moon pisała coś więcej, Łapo?  zapytał, żeby zmienić temat. Śmierć małego brata Dominiki niemal tydzień temu wstrząsnęła wszystkimi jej znajomymi.
 Nic ponadto, co wam mówiłem  odparł Black, nadal patrząc za okno, chociaż między jego brwiami pojawiła się drobna zmarszczka.  Tylko okoliczności tego, co się stało… Nie wiedziała, że mały jest w kraju. Podobno miał być jej gwiazdkowym prezentem.
 Huragan w tej części Anglii  westchnął cicho Remus.  To wyjątkowe nieszczęście. Bardzo z nią źle?
 Trudno wyczuć  mruknął Gryfon, opuszczając wzrok na swoje dłonie.  Ale obawiam się, że bardzo. Jej list wyglądał jak notatka prasowa, żadnych emocji. Nawet nie mam pojęcia jak się zachować, kiedy wróci.
Zapadła niezręczna cisza, przerwana w końcu przez potężne ziewnięcie Petera.
 Zupełnie nie rozumiem, po co zrywamy się w środku nocy, żeby to zrobić  poskarżył się.  Do tej pory robiliśmy to w przerwach między zajęciami i nie było kłopotu…
 Ale teraz jest, mówiłem ci przecież, Glizdogonie.  Rysy twarzy Syriusza stwardniały nagle, stały się nieprzyjemne i groźne.  Smarkerus znowu zaczął węszyć. Przysięgam, że w końcu przetrącę mu ten jego długi nochal.
 To będzie nasz największy numer  odezwał się Lupin, ignorując słowa przyjaciela.  Coś, co Hogwart zapamięta na zawsze. Warto chyba poświęcić na to kilka nocy. Nie chcielibyście, żeby została po was jakaś pamiątka, no wiecie, kiedy już skończymy szkołę i zaczniemy dorosłe życie?
Syriusz i Peter skwapliwie pokiwali głowami, tylko James zbył to pytanie wzruszeniem ramion, co wywołało serię uniesionych brwi.
 Zamierzam prowadzić fascynujące dorosłe życie, dziękuję  rzekł, wypinając pierś.  Zostanę aurorem, ożenię się z Evans i zdobędę sławę, zsyłając czarnoksiężników do paki.
 Dokładnie w takiej kolejności?  prychnął Black, który zawsze niechętnie odnosił się do szczegółowych planów Rogacza, jego zdaniem, o wiele mniej ciekawych niż to, co robili obecnie.
 Ja chcę, żeby coś po mnie zostało  odezwał się niespodziewanie Peter i, pogmerawszy w kieszeni, wydobył z niej mały, bury kamyk, po czym podał go Remusowi. Na twarzach pozostałych chłopców odmalowało się zadowolenie, kiedy pochylili się nad niepozorną zdobyczą.
 To naprawdę meteoryt?  zapytał z powątpiewaniem James, unosząc kamyczek do światła.
 Jasne  obruszył się Pettigrew. Zwędziłem go z gabinetu Sinistry pod postacią szczura. Ma ich pełno, na pewno się nie zorientuje.
 Wspaniała robota, Glizdogonie.  Remus pokiwał głową, pieczołowicie umieszczając porowaty odprysk w niewielkim, tekturowym pudełku.  Po raz kolejny okazuje się, że nie wszystko można zdobyć siłą.
Syriusz i James przewrócili oczami w identyczny sposób – ich animagiczne postacie nie zdałyby się tu na nic.
 To co, panowie?  Lupin wstał z łóżka i niedbałym gestem otrzepał spodnie, zdobywając się na wątły, ale pełen ciepła uśmiech.  Gotowi przejść do historii Hogwartu?
Jeden po drugim, Hunwoci podnieśli się z łóżek, przywołując na twarze charakterystyczne półuśmiechy. Świat jeszcze raz stanął przed nimi otworem.

* * * * *

Kiedy Syriusz zobaczył ją po raz pierwszy po tragedii związanej z jej bratem, nic jeszcze nie zapowiadało serii strasznych wydarzeń, które miały rozpętać się wokół. W każdym razie nie było to coś, co młody Gryfon potrafił dostrzec w znajomej, drobnej postaci, która sztywnym, ale miarowym krokiem zmierzała ku niemu przez błonia tamtego mroźnego dnia. Wyszedł jej na spotkanie zakłopotany i pełen współczucia, niepewny tego, co może zastać w jej oczach. Ale wspaniałe, szmaragdowozielone tęczówki były zakryte powiekami, kiedy najprostszym gestem na świecie przytulił ją mocno do siebie i szepnął kilka banalnych słów, które zatopiły się w jej prostych i jasnych włosach.
Nie mógł widzieć i nie był świadom tego, co pojawiło się w jej oczach, kiedy stała sztywno w jego ramionach i podnosiła powieki, by spojrzeć tuż nad jego ramieniem. Była to owa zapowiedź, której nikt nie wyszedł na spotkanie, była to groźba czegoś, co zbudziło się w bólu i miało naznaczyć nie tylko jej życie, ale także upamiętnić nadchodzący rok we wspomnieniach wielu ludzi, którzy tego dnia marzyli jedynie o nadchodzących świętach i zapachu goździków.
Jej spojrzenie było puste i nieruchome, a przy tym lodowate jak tafla zamarzniętego nieopodal jeziora. Kiedy Syriusz odsunął się nieco, żeby pocałować jej czoło, ponownie zostało ukryte za powiekami i zajęło swoje miejsce pośród gniewnych i cichych jeszcze myśli.

* * * * *

Dokładnie dwa dni po swoim powrocie do Hogwartu Dominika ponownie stanęła na drewnianym postumencie w Sali Założycieli. Ścisnęła mocno różdżkę i krótkim gestem odrzuciła włosy do tyłu. Tym razem nad spotkaniem klubu czuwali tylko Flitwick i Rietdorf, obaj z pozbawionymi zbędnej ekscytacji wyrazami twarzy, więc nikt nie zabronił jej się pojedynkować. Naprzeciwko niej stała nieznana jej Puchonka, która, nie wiedzieć czemu sprawiała nagle wrażenie największego wroga, jak wiele innych osób w tym dziwnym, pozbawionym Guille’a świecie. Kiedy tylko minął pierwszy szok wywołany... zniknięciem braciszka z życia Dominiki, wszystkie jej uczucia zostały zepchnięte na bok przez jedno - gniew. Być może był to jakiś niekontrolowany, podświadomy mechanizm obronny, bo słowo "śmierć" wywoływało w niej panikę i nigdy, przenigdy nie używała go mówiąc lub myśląc o tym, co spotkało Guille'a - może skupiała się na swojej złości, pielęgnowała ją w sobie, byle tylko nie dopuścić do rozpaczy, która czaiła się gdzieś na skraju myśli, jakby tylko czekała na właściwy moment do ataku. A może to poczucie ogólnej niesprawiedliwości świata było tak silne, że nie dopuszczało do niej smutku? Bez względu na to, co było przyczyną ledwie tłumionego gniewu, który od niedawna stał się jej nieodłącznym towarzyszem, Dominika nie zamierzała stać w miejscu. Dlatego właśnie stała teraz na drewnianym postumencie zamiast leżeć w dormitorium i rozmyślać nad swoimi uczuciami, dlatego przyglądała się uważnie swojej przeciwniczce i dlatego z końca jej różdżki opadały drobne, złociste iskierki, ledwie zauważalne wśród tłoku i ogólnej ekscytacji otaczających ją uczniów.
Po zwyczajowym, kurtuazyjnym powitaniu Moon błyskawicznie zajęła odpowiednią pozycję i bez uprzedzenia strzeliła z różdżki purpurowym promieniem, który rozciął powietrze jak bicz. Dziewczyna zachwiała się lekko, co pozwoliło na kolejny atak i zepchnięcie jej na sam brzeg postumentu. Dominika stała nad nią ze sztywno wyprostowanym ramieniem, oddychając szybko i wybierając w myśli kolejne zaklęcie, kiedy Puchonka wystrzeliła w jej kierunku kanarkowożółty promień, który przeleciał tuż obok jej lewego ucha.
— Everte stati! — krzyknęła blondynka, wykonując różdżką krótki wymach do góry, co automatycznie powtórzyło ciało jej przeciwniczki, głucho opadając na drewnianą scenę przy akompaniamencie syku bólu. Moon ponownie zbliżyła się o kilka kroków.
Profesor Flitwick podniósł się z miejsca, co nie wywołało prawie żadnego efektu ze względu na jego wzrost, a także dynamikę pojedynku. Uniósł rękę w ostrzegawczym geście, ale żadna z pojedynkujących się osób nie spojrzała w jego kierunku.
Moon zauważyła w oczach Puchonki żądzę zemsty, ale czuła dziwny spokój. Czas sprawiał wrażenie spowolnionego, widziała każdy ruch przeciwniczki, a wydawało jej się, że może też przewidzieć każdy kolejny.
Dobrze — pomyślała, stając pewniej na nogach. — Uderz mnie. No dalej.
Nie musiała długo czekać.
— Drętwota! — zawyła dziewczyna, celując w nią różdżką.
Moon była na to przygotowana. Wykonała krótki ruch nadgarstkiem, którego linia przypominała kształtem półksiężyc i zawołała „Protego!”. Czas nadal działał jakby w zwolnionym tempie, więc widziała wyraźnie, że dzieje się coś niespodziewanego. Zamiast lekkiego drgania powietrza, które miało sformować przed nią niewidzialną tarczę odbijającą uroki, z różdżki wydobył się obłok pary, przez który promień zaklęcia przebił się bez trudu i ugodził ją w pierś.
Puchonka ewidentnie nie miała wprawy w używaniu Drętwoty, bo Moon nie straciła przytomności, ale siła zaklęcia odrzuciła ją o kilka stóp i na moment pozbawiła oddechu. Z wysiłkiem podniosła się do pozycji siedzącej, czując pulsujący ból łokcia.
— Dość, dość! — wołał profesor Flitwick, zwracając na siebie uwagę zgromadzonych poprzez snop złotych iskier wystrzelonych z różdżki. — Wystarczy, moje panie.
Kiedy nieco ponadprzeciętnie poturbowane przeciwniczki podniosły się o własnych siłach, głos zabrał nauczyciel Obrony Przed Ciemnymi Mocami, profesor Rietdorf o surowej, poznaczonej zmarszczkami twarzy.
— Panno Jameson, koniecznie musi pani popracować nad refleksem. Koleżanka zdążyła rzucić całą serię zaklęć, wykorzystując pani wahanie. Co do pani Moon… — Zmarszczył lekko brwi. — Mam wrażenie, że trochę zbytnio się pani zaangażowała.
— Co za marna garda! — wybuchnął profesor Flitwick. — Przy pani talencie… Dlaczego się pani nie uchyliła?
Dominika wzruszyła lekko ramionami, czując, że płoną jej policzki. W myślach miała jednak o wiele więcej do powiedzenia.
Ja miałabym się uchylać! Ja? Ja mam obronę we krwi! To musiała być ta głupia różdżka.
Spojrzała ze złością na bezużyteczny, jak jej się teraz wydawało, kawałek drewna, i zeszła z podium, zaciskając zęby.
Uczniowie rozstępowali się przed nią, szepcząc. W milczeniu stanęła obok Lily i Patricii, które przyglądały się jej z niepokojem.
— Byłaś chyba trochę za ostra — powiedziała cicho Evans, rzucając jej długie spojrzenie. — To tylko klub.
— Tak, klub pojedynków — odparła chłodno blondynka, niedbale wrzucając różdżkę do kieszeni szaty. — Jak mam nauczyć się pojedynkować, dając wszystkim fory?
Nikt nie odpowiedział jej na pytanie. Moon uniosła wyzywająco głowę i, zakładając ramiona na piersiach, wpatrzyła się intensywnie w kolejną parę przeciwników.

* * * * *

Podczas obiadu Dominiką nadal targały silne emocje, mimo że od pojedynku minęło już kilka godzin. Jej nagła niedyspozycja, niemożność odbicia nieumiejętnie rzuconego zaklęcia oszałamiającego, nadwątliła jej pewność siebie, wzmogła niepokój, na który składały się niedawne wydarzenia z wakacji i rodzinna tragedia, wciąż zbyt świeża, by rozmawiać o niej z kimkolwiek.
Widząc troskliwe spojrzenia przyjaciółek, które siedziały przy obu jej bokach na wzór jakiejś groteskowej gwardii, Moon przeżuła kilka kęsów kurczaka i rozgrzebała kupkę ziemniaków na talerzu, rozglądając się uważnie po Wielkiej Sali w oczekiwaniu na sowią pocztę.
Tuż przed powrotem do Hogwartu zamówiła dodatkową prenumeratę Proroka Wieczornego. Wertowanie poszczególnych egzemplarzy stało się już niemal jej obsesją, wywołaną bezpośrednio przez to, co przydarzyło się jej bratu. Dominika nie wierzyła w żaden huragan. Dominika podświadomie wiedziała, że nie może wierzyć już w nic, wiedziała to, odkąd ktoś nasłał na nią śmierciotulę, a później zaszczepił w niej ziarno wątpliwości, które teraz kiełkowało w sposób niekontrolowany przez nikogo. Kogo zresztą mogło to obchodzić?
Tak jak każdego popołudnia, wylądowała przed nią średnich rozmiarów brunatna sowa, upuszczając gazetę i wyciągając ku niej nóżkę, do której przywiązany był atłasowy woreczek. Moon umieściła w nim brązowego knuta i nie poświęcając sowie więcej uwagi, zabrała się za kartkowanie pisma w poszukiwaniu pożytecznych informacji.
Lily Evans przyglądała jej się spod lekko zmarszczonych brwi. Usta drgnęły jej lekko, kiedy rozchyliła je, żeby coś powiedzieć i równie szybko z tego zrezygnowała. Zamiast tego odchrząknęła znacząco i odezwała się możliwie obojętnym tonem:
— Stało się coś ciekawego?
— Niewiele — odpowiedziała Moon, szybko przebiegając wzrokiem kolejne wersy. — Właściwie tylko jedno. Znaleźli Charlesa Williamsona. No wiecie, tego, którego Crouch szukał przez połowę wakacji. Martwy, w ZOO w Regent’s Park.
— No coś ty! — Patricia gwałtownie odstawiła swój puchar z dyniowym sokiem. — To straszne. Moja matka go nie znosi. Mówi, że nie ma żadnych zasad, co zapewne oznacza, że nie faworyzuje czystokrwistych. Napisali coś więcej?
— Nie, tylko to — mruknęła Moon, wpatrując się w tekst, jakby chciała odczytać coś między wierszami. Po chwili starannie oddarła kawałek strony, na którym znajdowała się wspomniana wzmianka i wsunęła go do kieszeni szaty. Sumiennie unikała wzroku przyjaciółek, zabierając się za ponowne grzebanie widelcem w talerzu, kiedy na jej podołek spadł wąski rulon pergaminu przewiązany purpurową wstążką.
Moon rozpieczętowała go szybko, wspominając ostatni raz, kiedy dostała podobny list. Nie były to przyjemne okoliczności.
— To Dumbledore — powiedziała tak, aby usłyszały ją tylko Lily i Patricia. — Chce, żebym przyszła do jego gabinetu o osiemnastej, nie napisał po co.
Blondynka odruchowo spojrzała w stronę stołu nauczycielskiego, ale honorowe miejsce zajmowane zwykle przez dyrektora było puste.
— Pewnie dostanę kolejną reprymendę za mój dzisiejszy popis. Komu jak komu, ale mi chyba nie wypada dać ciała ze zwykłym Protego
— Nie obwiniaj się. — Lily dotknęła jej przedramienia. — Mówiłam ci, że to nie mogła być twoja wina. Zbyt wiele ostatnio przeszłaś.
— Tak, tak — mruknęła Dominika, miażdżąc kawałek ziemniaka płaską stroną widelca. — Przekażę to następnej osobie, która zaatakuje mnie w ciemnej uliczce.
Evans i Macmillan wymieniły ponure spojrzenia.

* * * * *

— Miętowe pieguski — burknęła do kamiennego gargulca, który odpowiedział jej podobnie życzliwym spojrzeniem i odsunął się na bok, ukazując wąskie, zręcznie wyciosane schody. Moon wstąpiła na nie, układając w myślach mowę obronną na swoją cześć, ale wszystkie argumenty wydawały jej się na tyle banalne, że musiałaby być naprawdę przyparta do muru, aby wypowiedzieć je na głos. Zapukała do ciężkich drewnianych drzwi, zza których jak zwykle rozległo się krótkie „proszę”.
Kiedy weszła do okrągłego gabinetu dyrektora, po raz kolejny nie mogła się oprzeć silnemu wrażeniu, które na nią wywarł. Sam kształt, łamiący wszelkie stereotypy na temat tego, jak powinien wyglądać prywatny pokój statecznego czarodzieja, wspierały liczne magiczne artefakty nieznanego przeznaczenia, a przede wszystkim wspaniały szkarłatno-złoty feniks, sennie przyglądający jej się z lśniącej żerdzi. Dominika niemal uśmiechnęła się na jego widok, ale natychmiast powstrzymała mięśnie twarzy, kiedy przeniosła wzrok na Dumbledore’a.
— Witam, panno Moon. Jak się pani miewa? Spodziewam się, że powrót do szkoły był dla pani pewnym wyzwaniem.
— Nie najlepiej, dziękuję — odparła dziewczyna, skłaniając sztywno głowę, ale nie opuszczając wzroku. Zbyt wielki czuła do niego żal, żeby dobrowolnie go zamaskować.
— Proszę, niech pani usiądzie. — Dyrektor wskazał jej wygodny, obity purpurowym atłasem fotel naprzeciwko biurka. Kiedy wykonała polecenie, kontynuował swą wypowiedź. — A mimo to wzięła pani udział w dzisiejszym Klubie Pojedynków. — I, jakby to zachęcało do dalszej rozmowy, złączył końce swoich długich palców, znad których rzucił jej przeciągłe, uważne spojrzenie. Dominika spróbowała je wytrzymać, ale po chwili poddała się i skupiła wzrok na feniksie.
— Nie odniosłam wrażenia, żeby zabronił mi pan uczestnictwa. No, może poza pierwszym razem.
Portrety zaszemrały z dezaprobatą. Dumbledore nie przejął się tym zupełnie.
— Tak — odezwał się w zamyśleniu, kiwając lekko głową i wpatrując się w jakiś punkt na suficie. — Tak, oczywiście, zrobiłem to z obawy na, proszę wybaczyć określenie, swego rodzaju pierwotność pani zdolności. Ale okazuje się, że moje obawy były bezpodstawne, czyż nie?
Moon skrzywiła się wyraźnie, wyzbywając się fasady samokontroli i obojętności. Twarz dyrektora pozostawała kamienna i niewinna, jakby nie miał pojęcia, co jego słowa dla niej znaczą.
— Moja moc nie potrafiła odbić zwykłego zaklęcia — wycedziła po chwili milczenia. — Ja też nie.
W momencie, w którym Dumbledore oderwał wzrok od odległego punktu w sklepieniu komnaty i popatrzył jej prosto w oczy, jego twarz jakby zapadła się w trosce i zadumie. Płomienie świec ustawionych na biurku błyskawicznie pogłębiły zmarszczki na jego twarzy, a jej część skryły w cieniu.
— Panno Moon — zaczął dyrektor zupełnie innym, bo cichym i stanowczym głosem, który mimo braku fizycznego nakazu łamał jej niechęć i żądał konkretnej odpowiedzi.  Czy obwinia pani kogoś za śmierć brata?
Dominika wyprostowała się gwałtownie, zaskoczona pytaniem zadanym brutalnie i wprost, przypominającym bardziej niespodziewany atak niż zwykłe szkolne upomnienie na temat nadużywania siły w sytuacji, która tego nie wymagała. Obezwładniające zimno rozlało się jej w piersiach i znajome uczucie paniki pojawiło się na skraju myśli. Odepchnęła je od siebie resztką woli i z trudem przełknęła ślinę. Nie była na to gotowa, nie mogła do tego dopuścić, jeszcze nie teraz... Tymczasem Dumbledore przyglądał się jej uważnie, stanowiąc jedyny łącznik pomiędzy więzieniem jej uczuć a rzeczywistością, uchwyciła się więc kurczowo jego spojrzenia. Przez moment rozważała gwałtowne zaprzeczenie, które uchroniłoby ją przed przymusem kontynuowania rozmowy, ale coś w jej podświadomości zachęcało ją do podniesienia rękawicy i nie cofania się ukradkiem.
— Skąd pan wie? — zapytała szeptem, opuszczając lekko głowę, tak, że cienie objęły także jej twarz, w której błyszczały zielone oczy, nieruchomo wpatrzone w starca siedzącego za biurkiem.
— Czy rozumie pani, co to znaczy być Białym Magiem? — odpowiedział jej pytaniem na pytanie. Nadal nie potrafiła nic wyczytać z jego twarzy. Prychnęła.
— Oczywiście. Profesor Imnifay opowiedział mi wszystkie pikantne szczegóły. Leczę, nie mogę używać zaklęć niewybaczalnych, mam niską krzepliwość krwi…
— To wszystko prawda — przerwał jej dyrektor, życzliwie kiwając ku niej głową. — Jednak nie zapytałem pani, co pani wie, ale co pani rozumie.
Zrobił efektowną pauzę, wypełnioną niepewnością i oczekiwaniem, które w sposób niekontrolowany odbijały się na jej twarzy.
— Biała Magia nie zamyka się tylko w pewnych rzadkich umiejętnościach. Ona narzuca również styl życia. I tu przykładowo – Łagodnym gestem wskazał w jej kierunku. — Przychodzi pani zmierzyć się z pierwszym poważnym wyzwaniem, z pierwszą wewnętrzną konfrontacją. Pani nie może nienawidzić.
— Słucham? — zająknęła się Dominika, przekonana, że musiała go źle zrozumieć. Nie może nienawidzić? Jak, skoro jednym z niewielu uczuć, które ostatnio stale jej towarzyszą, jest właśnie nienawiść?
Ja mogę cię dopiero nauczyć nienawiści! Ja! — pomyślała, zanim zdążyła zareagować w jakikolwiek sposób i przestraszyła się tej myśli. Przy całym jej gniewie i rozpaczy, taka agresja wydawała się jej obca i niezręczna. Szybko stłumiła w sobie to wahanie i milcząco kręcąc głową, popatrzyła na dyrektora.
— Zapewniam pana, że mogę — wychrypiała w końcu, zaciskając dłonie na podłokietnikach.
— Owszem, ale traci pani wtedy wszelkie zdolności. Wyrzeka się pani Białej Magii, kiedy pani nienawidzi. Biała Magia to przeciwieństwo Czarnej. Nienawiść nie może iść z nią w parze. Znoszą się wzajemnie.
— To znaczy… Że ja… — Moon wpatrywała się w niego z niedowierzaniem, usiłując znaleźć w jego twarzy choć jeden zwiastun kłamstwa. Nie znalazła niczego poza współczuciem, którego nie chciała. — To nie ma sensu! — wybuchnęła w końcu.
— Bez względu na to, jak bardzo okaże się to trudne, musi pani opanować skrajne uczucia — powiedział rzeczowo Dumbledore, składając dłonie na biurku i pochylając się nieco w jej stronę. — Tylko tak będzie mogła odzyskać równowagę i znowu się bronić. Tymczasem musi pani zachować dodatkowe środki bezpieczeństwa, do czego postaramy się przyczynić.
— My, to znaczy kto? — zapytała ostro, gwałtownie podnosząc głowę. — Jaki macie interes w chronieniu mnie? Po co jestem wam potrzebna?
Czarodziej zawahał się wyraźnie, prostując się i bezwiednie gładząc siwą brodę. Portrety byłych dyrektorów Hogwartu szemrały z oburzeniem, pokazując ją sobie palcami.
— Z chęcią odpowiem na wszystkie pytania w bardziej sprzyjających okolicznościach — powiedział w końcu. — Dziś jest już zbyt późno, a pani jest zbyt wzburzona. Na razie chciałbym skupić się na pani bezpieczeństwie. Proszę, Dominiko, abyś wzięła pod uwagę moje słowa i unikała potencjalnych zagrożeń, przynajmniej dopóki nie dojdziesz do siebie. Tymczasem pozostańmy w stałym kontakcie.
Moon zrozumiała, że to koniec rozmowy. Poruszona tym, że na koniec dyrektor zwrócił się do niej bardziej poufale niż zwykle, podniosła się z fotela i ruszyła ku drzwiom, wciąż nie mogąc otrząsnąć się po tym, co usłyszała. Kiedy położyła dłoń na klamce, zawahała się jeszcze i odwróciła w stronę dyrektorskiego biurka.
— Profesorze — zapytała cicho, jakby bojąc się wypowiedzieć własne myśli. — A jeśli nigdy nie będę w stanie się opanować? Jeśli nie przestanę nienawidzić?
— To zależy wyłącznie od pani — odparł poważnie Dumbledore, a jego feniks zatrzepotał skrzydłami i wydał z siebie przeciągły, melancholijny dźwięk. Czarodziej zerknął na niego przelotnie, po czym ponownie spojrzał jej w oczy. — Spokojnej nocy, panno Moon.

* * * * *

Syriusz szybkim krokiem przemierzył salę wejściową i naparł barkiem na potężne wrota. Zamknął je ze sobą jak najciszej potrafił i, mimo aksamitnej ciemności panującej na zewnątrz, skrył się za jedną z kolumn.
Dzisiejszej nocy przypadała jego kolej na osłanianie tyłów. Robił to już tyle razy, że niemal zaczynała go dopadać rutyna, ale zgodnie z ustalonymi zasadami rozglądał się uważnie w poszukiwaniu innych, nieprzestrzegających ciszy nocnej uczniów, którzy mogliby pokrzyżować im szyki.
Odetchnął głęboko mroźnym, nocnym powietrzem, które omiotło mu twarz i uspokajało przyspieszone bicie serca. Poklepał się po kieszeni kurtki, upewniając się, że różdżka jest na swoim miejscu i szybkim krokiem zbiegł po schodach, wciąż trzymając się blisko kolumn. Za jedną z nich coś poruszyło się ukradkiem, co natychmiast wychwyciły wyostrzone zmysły Syriusza. W dwóch susach doskoczył do skrytego w najgłębszej ciemności miejsca pomiędzy surową podstawą kolumny a grubo ciosaną, kamienną wazą.
— Smarkerus — szepnął z zadowoleniem, kiedy złapał intruza za szatę na piersiach i uniósł go do bladego światła rzucanego przez księżyc. — No proszę. Wiedziałem, że wcześniej czy później wpadniesz mi w ręce.
— Wpadam wam w ręce od sześciu lat, żadna nowość — prychnął Ślizgon, zezując niespokojnie na różdżkę wycelowaną prosto w jego twarz. Inteligencja, wyrafinowanie, rozum – owszem, o te przymioty nie posądziłby swojego przeciwnika, ale musiał przyznać, że miał znakomity refleks. Brak pozostałych cech, chociaż zazwyczaj lubił z niego kpić, także stawiał go teraz w nie najlepszej sytuacji.
— Nie bądź taki skromny, Smarku, węszysz ostatnio znacznie intensywniej niż zwykle. Rozumiem, że nos taki jak twój potrzebuje okazji do wykazania się, ale wiele razy ostrzegałem cię, żebyś wetknął go gdzie indziej. — Różdżka Blacka dźgnęła go w pierś i powędrowała do szyi, zostawiając za sobą linię podrażnionej skóry. Snape z trudem przełknął ślinę, ale nie opuścił wzroku.
— Na twoim miejscu też bym trochę powęszył, kundlu — wycedził i zakrztusił się, bo Gryfon automatycznie zwiększył nacisk różdżki. — Na przykład, żeby dowiedzieć się, gdzie twoja ukochana znika nocami.
Black cofnął się o krok, wycelowawszy prosto w jego twarz.
— Co ty pieprzysz, Snape — warknął, ze złością obserwując jak na ziemistą twarz chłopaka wypełza jego zwykły, szyderczy uśmiech.
— Nie mów, że nie zauważyłeś — zakpił, poprawiając szatę. — A jeśli nawet, żadna strata. Właśnie ją minąłem. Swoją drogą, już widzę kolejny artykuł autorstwa Skeeter „Skandal! Dominika Moon przyprawia szkolnemu bożyszczu rogi, znikając nocami”. To dopiero ironia losu, myślałem, że to raczej Potter przypomina…
Trzask!
Kawałek kamiennej poręczy odłamał się nieprzyjemnym chrupnięciem, kiedy różdżka zadrgała w dłoni Syriusza, eksplodując bladoniebieskim promieniem, który o włos minął głowę Snape’a.
Uśmiech spełzł z twarzy Ślizgona.
— Gdzie poszła? — zapytał Black z wysiłkiem, zażenowany, że jest zmuszony pytać o coś takiego tego zawszonego intryganta.
Snape odczekał tyle, ile wymagało poniżenie Gryfona bez zachęcania go do wystrzelenia kolejnego promienia i uśmiechnąwszy się półgębkiem, wskazał jakiś punkt na wschód od zamku. Syriusz opuścił różdżkę, ale podszedł szybko do Severusa i szarpnął go za szatę na piersiach.
— Jeśli jeszcze raz złapię cię na włóczeniu się za nami, pożałujesz.
Po czym odepchnął go na potrzaskaną poręcz i zbiegł po schodach w stronę Zakazanego Lasu, raz po raz zerkając na niebo. 
Sztuczny grymas zniknął z twarzy Snape’a, kiedy odprowadzał go spojrzeniem. Po chwili zarzucił kaptur na głowę i również zszedł na błonia, niemal rozpływając się w ciemności.

16 komentarzy:

  1. Hejka hejka
    Rozdział przeczytany ale komentarz napiszę później bo mi się spieszy.
    Do usłyszenia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej przepraszam, że tak późno ale nie miałam ostatnio na nic czasu. ALe już jestem i komentuje.
      Biedna Dominika. Ona tak bardzo kochała tego dzieciaka. W mojej rodzinie na szczęście nigdy nie doszło do takiej tragedii, ale i tak mocno współczuje dziewczynie.
      To urocze że Syriusz się tak przejmuje co ma jej powiedzieć. Na serio to świetny chłopak i blondynka ma wielkie szczęście, że Black się w niej zakochał.
      Z jednej strony cieszę się, że nie podałaś szczegółów tego co stało się z małym, ale z drugiej ... ta ciekawość.
      Jestem też bardzo ciekawa co wybierze. Zemstę czy Białą Magię. Albo nie będzie miała wyboru.
      Snape. Snape. Snape. Snape. Nie wiem co o nim sądzić. Chciałabym żeby zaprzyjaźnił się z blondynką ale ... eh. Zobaczymy jak ty to rozwiążesz.
      Pozdrawiam, weny życzę i udanego tygodnia.

      Usuń
    2. Śmierć w rodzinie to zawsze coś straszne, nie mówiąc już o śmierci dziecka :(
      No i to jest właśnie fajne w znajdowaniu się na tytułowym skraju! Nigdy nie wiadomo jak nasz krok w tę czy w drugą stronę pokieruje naszym życiem :)
      Hmm, wydaje mi się, że Snape za czasów szkolnych nie był specjalnie przyjaźnie nastawiony do innych ludzi (poza oczywistym wyjątkiem Lily), więc aż tak głębokich uczuć bym się tu nie spodziewała, ale zacieśniającą się relację na pewno.
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam,
      Eskaryna

      Usuń
  2. Hej!:)
    Kolejny świetny rozdział, ale... Dlaczego taki krótki? Ledwo zdążyłam poczuć jego klimat, a już zostałam sprowadzona na ziemię.
    Biedna Dominika - śmierć brata odcisnęła głębokie piętno na jej psychice. Nie dziwię się, że chce poznać prawdę, ja również nie byłabym w stanie uwierzyć w taką przyczynę śmierci. To będzie dla niej ciężka próba, skoro musi wybrać pomiędzy białą magią a zemstą na zabójcy brata. Mam nadzieję, że dokona słusznego wyboru.
    Jestem bardzo ciekawa, czy Syriusz będzie potrafił wesprzeć dziewczynę w tak trudnych chwilach, jednak dla przyjaciela stał się animagiem, więc mogę jedynie przypuszczać, ile jest gotowy zrobić dla ukochanej.
    Dominika z pewnością nie zdradza Łapy, ale jestem ciekawa, gdzie spędza mogę, chyba, że Snape widział ją w momencie, Kiedy wracała od dyrektora.
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam cieplutko i życzę dużo weny:)
    Neithiria.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć, kochana!
      To prawda, rozdział krótki skandalicznie, bo musiałam zostawić trochę napięcia na koniec, a kompletnie nie mam teraz czasu (jesteś pierwsza kolejce moich zaległości!), ale za to kolejny postaram się dodać za tydzień, więc to tak w ramach rekompensaty :)
      Na temat Białej Magii na razie niewiele mogę powiedzieć, ale za to jeśli chodzi o Syriusza, to już bardzo niedługo dowiemy się więcej na temat jego postawy w tej sytuacji - chociaż chyba nietrudno się tego domyślić skoro biedny Black właśnie biegnie na spotkanie swojej ukochanej w Zakazanym Lesie, a raczej trudno byłoby ten fakt zignorować czy przemilczeć :D No, w każdym razie zarówno Dominikę jak i Syriusza czeka w kolejnym rozdziale solidna porcja tłumaczeń.
      Dziękuję za komentarz i zapowiadam rychłą rewizytę!
      Eskaryna

      Usuń
  3. Świetny rozdział! Mialam wielka nadzieje ze w tym rozdziale dowiemy sie co dokladnie stalo sie Guill'owi. No niestety. Ale wiemy natomiast to, ze to nie byl zwykly wypadek. Ja tak samo jak Dominika uwazam, ze to nie mozliwe by w tej czesci kraju wystapil huragan. Ciekawa jeste, czemu akurat brat Moon zginal? Kto dokladnie stoi za tymi atakami? Voldemort? Smierciozercy? I zastanawiam sie czy ten dziwny chlopak z Francji nie mial z tym czegos wspolnego. No ale nie bede tu wysnowac domyslow. Poczekam na kolejny rozdzial ☺.
    Syriusz jest piekielnie zazdrosny o nasza Dominike. Ciekawa jestem czy ja wytropi w Zakazanym Lesie i co takiego tam zobaczy. Moze w koncu Moon powie Blackowi prawde? I beda zyli sobie jakis czas bez klotni, zazdrosci i domyslow.
    Bardzo ciekawi mnie teoria Dumbledore'a. Czy Dominika naprawde nie moze nienawidzic sprawcow jej nieszczescia? Czy nawet Voldemorta nie moze nienawidzic? Hym... Czy Moon bedzie w stanie wyprzec te negatywne emocje i ponownie zaczac wspolpracowac z biala magia?
    Czekam na kolejny rozdzial ☺
    Pozdrawiam serdecznie!
    Cath.
    PS. przepraszam za wszystkie bledy i brak polskich znakow - pisze z telefonu 😊 buziaki 😙😙

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No jak to co się stało, huragan był, wypadek się stał :)) Postanowiłam nie podawać makabrycznych szczegółów, ale teraz to rozważam...
      Nie zdradzę oczywiście, co dokładnie wydarzy się w Zakazanym Lesie, ale tak, to będzie pewien przełom.
      Dziękuję za komentarz, kochana :)
      Z pozdrowieniami,
      Eskaryna

      Usuń
  4. Jestem;) przeczytałam juz wczoraj, ale na komentarze brakło i czasu, i sił :D teraz zas brak dostępu do kompa, No ale ;).
    W pierwszej rozmowie Huncwoci poruszyli trzy niezależne tematy i to mnie troche dezorientowało. Nie do konca mogłam połączyć chronologicznie, co bedzie sie fzialo kiedy (procz wątku Dominiki, z tym nie było problemu), tzn.jak się ma pełnia do żartu, który wciąż pozostaje wielka niewiadoma ;) to akurat dobrze. Podobało mi się, ze chłopcy rozmawiali o Dominice, zdziwiło mnie za to, ze akurat Remusowi tak zalezy na tym żarcie, ale to b.dobrze! W nim cos takiego wlasnie drzemie i bardzo lubię taka jego interpretacje.
    Jesli chodzi o brata Dominiki...to jest niesamowicie smutne. Mamy spoto niewiadomych. Dlaczego był w Anglii i z kim, i matka, i ojcem? Dlaczego miał byc prezentem bożonarodzeniowym? Wydaje mi się, ze ten,kto stoi za ta okropna śmiercią, wcale sie nie starał udawać, ze to przypadek: huragan to b.malo przekonująca opcja, szczegolnie ze nie było mowy o innych ofiarach. Nie dziwie sie zachowaniu Dominiki, bardzo jej współczuje. Mam nadzieje, ze obecność przyjaciół i Syriusza mimo wszystko jej pomoże (szczegolnie ze Black dojrzewa...moze jest zazdrosny, ale nie dziwie sie, ze chce ustalić, co i jak; normalnie nikt sam nocami do Zakazanego Lasu nke chodzi). Podobała mi sie bardzo rozmowa z Dumbledore'em oraz ostatni fragment; dokładnie w taki sposob wyobrażalabym sobie zachowanie rozmówców podczas rozmów o takim przebiegu. Jestem bardzo ciekawa, go wlasciwie kombinuje Severus. Czekam z niecierpliwoscia na ciąg dalszy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, Huncwoci mają tysiąc myśli na minutę i trudno im zatrzymać się na czymś na dłużej - oprócz Numeru Życia! Nasi milusińscy mają w planach coś naprawdę wielkiego i żaden z nich nie będzie lekceważąco podchodził do tego żartu, oj nie. Nawet Remus :)
      Guille był "prezentem bożonarodzeniowym", bo przyjechał na Wyspy wraz z ciotką i wujkiem Dominiki na ich drugie święta spędzane w Wielkiej Brytanii - dotychczas zawsze spędzali je razem i ta tradycja nie upadła po przeprowadzce Moonów. To miała być niespodzianka dla Dominiki, która bardzo tęskni za swoim ciotecznym braciszkiem, o czym było już kilka razy wspomniane. No, ale więcej nie powiem :)
      Dziękuję Ci za miłe słowa, bardzo się cieszę, że te dwa fragmenty wyszły przekonująco. Severus powolutku wyrasta nam na coraz ważniejszą postać w tej historii, długo by można mówić o tym, co kombinuje :D
      Z pozdrowieniami,
      Eskaryna

      Usuń
    2. OK, dzięki za wyjaśnienia, chgyba zapomniałam o tej tradycji... to takie niesprawiedliwe...!
      Widać, że Severus wyrasta na ważną postać, z jednej strony się ciesze, z drugiej -0 jego młodzieńczej odsłony za bardzo nie lubię :D:D raczej nie knuje nic dobrego...

      Usuń
  5. Hej ;) Tak smutno i mroczno się zrobiło... Wiem, że okoliczności są coraz bardziej nieprzychylne i klimat się zmienia, ale śmierć braciszka Dominiki chyba wielu czytelników sprowadził drastycznie na ziemię ;(
    Jak pewnie większość, również poskarżę się na długość rozdziału, no ja chcem dalej, gdzież w takiej sytuacji przerwać! Boje się, że się popsuje między Dominiką a Syriuszem, oh i jeszcze ten głupi Smark musiał wtrącić w to swoje trzy grosze... Wyczuwam kanonicznym noskiem, że w niedalekiej przyszłości pojawi się sławetna historia z wepchnięciem Smarka w ramiona wilkołaka przez Syriusza i ratunek ze strony Jamesa który już na zawsze zostanie wyryty w 'honorze' Severusa. Szczerze to mam nadzieję, że się nie mylę, chciałabym to przeczytać ;P
    Cóż, czekam na Numer Życia huncwotów i trzymam mocno kciuki za Dominikę żeby się pozbierała i rozsądnie postąpiła z Blackiem ;)
    Pozdrawiam i życzę dużo weny i huncwotów ;)
    niecnimarudersi.blogpost.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, atmosfera mocno się zagęściła... Ale martw się, wesołe motywy też będą się pojawiać :)
      O, zawsze mi się wydawało, że ta sytuacja z Wrzeszczącą Chatą wydarzyła się wcześniej? To z kolei mi przypomina, że owszem, i Remus, i Wrzeszcząca Chata pojawią się w następnym rozdziale :) Biorę sobie do serca Twoje skargi i obiecuję rozsądną długość rozdziału! No, ale nie mogłam się powstrzymać, żeby nie przerwać w tym momencie, to była dobra chwila :D
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam,
      Eskaryna

      Usuń
  6. Hej, kochana!
    Rozdział rzeczywiście trochę krótki, a może po prostu tak szybko się go czytało?
    Jestem bardzo ciekawa, o co chodzi z małym Guille'm, bo to naprawdę smutna i ciężka sprawa. Szkoda mi Dominiki, mogę nawet powiedzieć, że wiem, jak musi się czuć.
    Czekam na więcej informacji, bo na razie niewiele wiadomo. Czy tylko on jeden zginął? Jak w ogóle do tego doszło?
    Pewnie przeczucia Moon się sprawdzą i to jednak nie był huragan.
    Ale pewnie jeszcze trochę trzeba będzie poczekać, aż wszystko się wyjaśni.
    Jestem też ciekawa, jaki żart planują chłopcy. Nie mam pojęcia, w jaki sposób zamierzają wykorzystać ten meteoryt, ale to tylko pobudza moją ciekawość.
    I podobał mi się tu Remus w wersji "prowodyra", namawiający resztę do działania.
    Ten moment z Dominiką i Blackiem był taki mroczny, tajemniczy, przez co bardzo mi się spodobał.
    I zwiastuje, że jeszcze wiele złego się wydarzy. A przynajmniej ja to tak odbieram.
    Ten pojedynek także mnie zaciekawił, a przede wszystkim postawa Dominiki, która już zaczyna pragnąć zemsty.
    Ogólnie też wątek Białej Magii zaczął coraz bardziej wychodzić na pierwszy plan. Podoba mi się ten pomysł z nienawiścią, że dziewczyna nie może jej odczuwać, ale myślę, że to będzie dla niej trudne, szczególnie wtedy, gdy dowie się już, co dokładnie stało się z jej bratem. Ale wtedy może być jeszcze ciekawiej i wyczuwam dużo, dużo akcji ;)
    I na koniec Syriusz i Snape. Ten fragment też mi się spodobał (jak każdy, ale to już pewnie zauważyłaś ^^). Jestem ciekawa, gdzie poszła Dominika, a może nigdzie nie poszła, tylko Sev tak powiedział, żeby spławić Blacka? Ja na jego miejscu bym mu tak łatwo nie uwierzyła, no ale pożyjemy, zobaczymy.
    Podsumowując, rozdział bardzo ciekawy i niecierpliwie czekam na kolejny. Życzę weny, aby pojawił się jak najszybciej.
    Pozdrawiam gorąco i przesyłam całusy,
    Optimist

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, rybko!
      Wydaje mi się, że wszystkie sytuacje, kiedy opuszcza nas ktoś bliski (zwłaszcza w tak nienaturalny sposób) są skomplikowane. Znacznie łatwiej nam uwierzyć w nawet najbardziej wybujałą teorię spiskową niż w ironię losu albo zwykły przypadek.
      Kwestia Numeru Życia Huncwotów też nieprędko się wyjaśni, bo to niezwykle czasochłonny plan, ale warto poczekać, to naprawdę całkiem zabawne :)
      Pierwotnie to opowiadanie nosiło niezbyt kreatywny tytuł "Biała Magia", więc rzeczywiście nasilenie tego wątku jest zamierzone i naturalne, podobnie jak kiełkujące uczucie między Lily i Jamesem... Nie mogę się doczekać :)
      Dziękuję Ci za całe mnótswo miłych słów. Mam nadzieję, że uda mi dodać rozdział zgodnie z planem, w najbliższy piątek :)
      Z pozdrowieniami,
      Eskaryna

      Usuń
  7. Ciekawie co też znowu panowie knują. Skoro ma to być coś "łał", to nie wiadomo w ich wypadku czy zaszkodzi komuś czy tylko zachwyci. Zwłaszcza, że poruszyli sprawę Snape'a, który wściubia nos w nieswoje sprawy. Czy też i na nim się to odbije?
    Ach czyli Dominika musi dostosować się do tego, jaką magią włada. Zastanawia mnie to, co mogłoby się stać, gdyby faktycznie nie zdołała opanować złych emocji. Czy po prostu przestanie panować nad obroną jak teraz czy może będzie bardziej podatna na przejście na drugą stronę... mocy?:D Chociaż byłoby to dziwne, zważając na to, że jest mugolem.
    Nie dało się nie zauważyć, że Dominika jest zła i właśnie na kogoś, kto zabił tego małego. Też jakoś nie ufam przypadkowi.
    Hm... no tak, pytać wroga o własną dziewczynę, to trochę głupie i uwłaczające. Chociaż chyba najgorzej by było, gdyby to spędzała czas z Severusem w tym czasie. Teraz chyba Dominika nie wywinie się od swojej tajemnicy. Chociaż kto wie? Może znowu coś wymyśli? Swoją drogą dość dziwny sposób na zwołanie Dominiki znalazł Dumbledore, chyba zwykle komuś mówił, aby zawołać danego ucznia.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twoje obawy są bardzo słuszne :D Jak tak teraz się nad tym zastanawiam, to chyba rzeczywiście efekt Numeru Życia Huncwotów będzie jednocześnie i łał, i szkodliwy dla otoczenia...
      No cóż, konfrotacja jest nieunikniona :)
      Co do Dumbledore'a, raczej niewskazane byłoby, gdyby ktoś zauważył, że Dominika regularnie pojawia się w dyrektorskim gabinecie, stąd nieco bardziej poufały sposób komunikacji.
      Z pozdrowieniami
      Eskaryna

      Usuń