4 listopada 2016

Rozdział XI - część III


„Nieoczekiwana groźba”

– rozdział XI –

Rankiem tego samego dnia przy stole Gryffindoru wcisnęła się między Lily i Patricię, wciąż drżąc na wspomnienie nocnego gościa. Nie zdążyła nawet nalać sobie herbaty, kiedy jej wzrok napotkał utkwione w nią ciemne oczy Syriusza, na widok których oblała się pierwszym od wielu dni rumieńcem. Dzbanek zadygotał w jej dłoni, kiedy usta chłopaka wolno rozciągnęły się w uśmiechu, zupełnie jakby potrafił czytać w jej myślach. Wpatrywali się tak w siebie przez dłuższą chwilę, jak gdyby widzieli się po raz pierwszy, i w pewnym sensie tak właśnie było, bo teraz łączyły ich wspólne tajemnice i wyjątkowe zaufanie.
Lily przewróciła oczami. Syriusz zerknął na nią, po czym znowu spojrzał na Dominikę.
— Wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha.
Patricia parsknęła w swoją owsiankę, a z twarzy Moon szybko spełzł rumieniec.
— Bingo — mruknęła, a w tej samej chwili nawiedziła ją straszna myśl, że może był to kolejny idiotyczny pomysł Huncwotów. Co jeśli duch starego szlachcica to ich sprawka? Otworzyła usta, żeby zapytać o to Syriusza, kiedy uprzedziła ją Lily.
— Idziecie na spotkanie Klubu Pojedynków? — zapytała, energicznie smarując dżemem kromkę chleba. — No wiecie, dziś przed wyjazdami na święta?
Syriusz odchylił się na krześle, rzucając pokrętny uśmieszek w stronę Moon, która odpowiedziała nieśmiało i skupiła nieco zmartwiony wzrok na przyjaciółce. Evans, ku cichemu rozczarowaniu przyjaciółek, miała zasilić szeregi Hogwartczyków wracających na przerwę świąteczną do domu.
— Uznaliśmy, że to strata czasu — odparł Potter z lekceważeniem, mierzwiąc swe kruczoczarne włosy. Brwi Evans powędrowały do góry – jeszcze niedawno Huncwoci sprawiali wrażenie, jakby okazja do legalnego pojedynkowania się i popisywania przed całą szkołą była spełnieniem ich najskrytszych marzeń. — Klub Pojedynków jest dobry dla kujonów i mugolaków.
— Co zabawne, niektórzy spełniają oba te warunki — oznajmił niewinnie Syriusz, z uwagą przyglądając się sklepieniu sali, które tego dnia było wyblakłe i nieciekawe.
— Co masz na myśli? — spytała ostro Lily, mrużąc niebezpiecznie swe promieniście zielone oczy.
— A ty, Moon? — Syriusz zlekceważył jej pytanie. — Wracasz do domu na święta?
— Nie — odparła Dominika, słysząc jak obco zabrzmiał jej własny głos. — Nie, postanowiłam nie wracać w tym roku.
Lily i Patricia spojrzały na nią ze współczuciem, kiedy udała, że przypadkiem upuściła widelec i pochyliła się, aby go podnieść, ukradkiem ocierając oczy. Nie wyobrażała już sobie świąt, które miałaby spędzić bez Guillaume’a, jej „prezentu”. Nie chciała patrzeć na cierpienie rodziców, nie mogła spojrzeć w oczy cioci Louise. Bo to wszystko była jej wina, czuła to gdzieś na skraju świadomości.
Pod powiekami pojawiły się jej wyimaginowane sceny, których przecież nie mogła widzieć na własne oczy. W momentach słabości, kiedy nie potrafiła zablokować myśli o rodzinnej tragedii, niemal obsesyjnie wyobrażała sobie, jak to wszystko mogło się stać. Potężna wichura, strzaskane pnie drzew, zmiażdżone samochody, zerwane dachy i przęsła mostów, okrzyki przerażenia i nieludzkie wycie, nie wiadomo, czy wiatru, czy może jego ofiar... Zimna obręcz ścisnęła ją za serce. Kompletnie nie docierało do niej, że przecież huragan pochłonął znacznie więcej niż jedno ludzkie życie. Nie dbała o to. Sił starczało jej jedynie na nieustanne powtarzanie wciąż tych samych pytań – czy Guillaume się bał? Czy cierpiał? Czy wiedział, że umiera? Jak to się mogło stać?!
Wyrzuty sumienia i gniew obudziły się w niej leniwie. Były jak wstydliwa tajemnica, jak niespodziewana słabość, którą trzeba ukryć przed oczami wszystkich. Zapomniała jednak, że jest jedna para oczu, która od niedawna patrzy na nią znacznie czujniej i uważniej niż inne...
Czuła na sobie jego palące spojrzenie, kiedy wstała i najbardziej obojętnym głosem, na jaki było ją stać, powiedziała, że idzie do Sali Założycieli. Odwróciła się na pięcie i odetchnęła z ulgą. Nie chciała ich współczucia. Jedyne, czego tak naprawdę chciała, to okazja, żeby się zemścić.
Usłyszała, a zaraz potem poczuła obok siebie lekki trucht. Odwróciła głowę ze zdziwieniem, kiedy Syriusz bez słowa zamknął jej dłoń w swojej. Nie patrząc na niego, z trudem przełknęła ślinę, ledwie panując nad drżeniem kolan, które mogło mieć wiele wspólnego z dziesiątkami wlepionych w nich par oczu.
— Po co to robisz? — szepnęła. — Przecież podobno Klub to strata czasu.
— Lepiej się przyzwyczaj — odparł Black bez cienia zakłopotania. — Uznałem, że od teraz powinniśmy spędzać ze sobą więcej czasu.
Moon przystanęła ze zdumienia w pustej jeszcze Sali Założycieli, pośrodku której ustawiono już drewniany postument.
— Tylko nie mów, że ma to związek z tym, co ci wczoraj powiedziałam — ostrzegła, czując narastającą panikę. — Sama potrafię o siebie zadbać!
Black popatrzył na nią z politowaniem, po czym wzruszył ramionami i przywołał na twarz kpiący uśmieszek, przyciągając ją do siebie.
— Czy naprawdę potrzebuję pretekstów, żeby pospacerować po zamku z moją dziewczyną?
— Syriuszu, to naprawdę nie jest śmieszne — powiedziała, odpychając jego rękę. — Nie chcę, żebyś za mną chodził. Nic mi nie będzie, obiecuję.
Black w zamyśleniu okręcił sobie pasmo jej włosów wokół palca.
— Fakt, to nie jest śmieszne. Nigdzie już nie będziesz chodzić sama, a po zmroku chcę cię widywać w naszej wieży. W porządku?
— Nie, nie w porządku. Wybacz, ale nie możesz mi rozkazywać.
— Mogę i muszę. — Pocałował ją w skroń. — Obiecujesz? Mam swoje sposoby, żeby to sprawdzić.
Jego oczy pociemniały nieznacznie.
— Do tej pory nic mi się nie stało! — wybuchnęła Moon. — Ze wszystkim radziłam sobie sama, nie ma żadnej potrzeby, żebyś za mną chodził i upewniał się, że nikt nie pragnie mnie zamordować!
— Do tej pory miałaś mnóstwo szczęścia — powiedział Black nieco chłodniejszym tonem.
Blondynka przygryzła wargę. Skubała nerwowo rękaw szaty, czując jak palce Syriusza delikatnie przesuwają się po jej karku. Dobrze wiedziała, że Black, po tym jak opowiedziała mu o zagrożeniu związanym z Białą Magią, nie ustąpi i będzie gnębił ją aż do skutku. Był to jeden z powodów, dla którego tak niechętnie podzieliła się z nim swoją tajemnicą – naprawdę nie potrzebowała więcej dramatyzowania niż było to konieczne. Mimo to, wzruszało ją jego zaangażowanie i kiedy czuła na sobie jego wzrok i dotyk, nie chciała mu czegokolwiek odmawiać.
— Zgoda — rzuciła w końcu z wysiłkiem. — Zgoda, nie będę już wychodzić po zmroku z zamku. Ale nie będziesz za mną chodził bez przerwy i będziesz musiał mi w czymś pomóc.
— Mmm, to jakieś zadanie specjalne? — wymruczał z zadowoleniem w jej ucho.
— Ostrzegam, że nie będzie łatwo. Zgadzasz się?
— Przyrzekam, Dominiko Moon — powiedział pompatycznym, egzaltowanym tonem, który zupełnie nie pasował do lekkiego uśmiechu i łobuzerskiego błysku w jego oczach. — Przyrzekam, że zrobię wszystko, co tylko każesz.
— Chciałabym w to wierzyć — mruknęła Moon, cofając się za jego ramię na widok napływających do sali uczniów.

* * * * * 

Po wyściskaniu Lily i odprowadzeniu jej na sam dworzec w Hogsmeade, Dominika i Patricia w nie najlepszych nastrojach wróciły do zamku. Opustoszały Hogwart wydawał się dziwnie smętny, a nawet ponury. Przystanęły w sali wejściowej, zastanawiając się jak zapełnić czas do kolacji, która miała odbyć się bez podziału na domy w Wielkiej Sali.
— W sumie zadali nam sporo prac domowych na ferie… — zagaiła niepewnie Patricia. Dziewczyny spojrzały na siebie i zachichotały.
— Jedna z korzyści wynikających z braku obecności Lily jest taka, że zamierzam nic nie robić przez całe święta — oświadczyła Moon, bezwiednie kierując się do wieży Gryffindoru.
— No to zagrajmy w gargulki.
— Czy ma to jakiś związek z faktem, że nie umiem w nie grać?
Patricia zaśmiała się wdzięcznie.
— To tak jak z jazdą na tym, no, rowerze. Zanim nauczysz się na nim jeździć, musisz trochę się poprzewracać…
— Taa, tylko po jeździe na rowerze nie śmierdzi się tak okropnie. Ale niech ci będzie. Cicha noc — przekazała hasło Grubej Damie, która odsunęła się i westchnęła ciężko.
— Żeby tylko. — Usłyszały jej głos za swoimi plecami. — Doszły mnie słuchy, że James Potter i Syriusz Black zostali w zamku na święta.
— To akurat słuszna obawa — zauważyła Macmillan, idąc w stronę dormitorium dziewcząt. — Hej, Pete! Chcesz zagrać w gargulki?
Peter Pettigrew siedział na topornym kamiennym parapecie, pozbawiony destrukcyjnej obecności swoich trzech przyjaciół. Dominika, która wciąż stała w okolicy przejścia, zmrużyła oczy na widok sinych plam na jego przegubach. Kiedy chłopak zauważył jej wzrok, natychmiast zsunął rękawy swetra.
— Nie, dzięki — odparł drżącym głosem i zeskoczył z parapetu. — Mam coś to załatwienia w… w bibliotece.
I wybiegł przez dziurę pod portretem.
Patricia wzruszyła ramionami i poszła po swój zestaw gargulków. Ale Patricia nie widziała sińców na bladych, pulchnych przedramionach jednego z Huncwotów. Patricia nie dosłyszała jego wyraźnego kłamstwa. Największym zmartwieniem Patricii w najbliższej przyszłości była kwestia wygranej z grze planszowej.  Nic więcej...
Moon opadła na wysłużoną kanapę i mimo ognia wesoło trzaskającego w kominku, po jej ramionach przebiegł dreszcz.

* * * * *  

— Boisz się?
Moon wzruszyła ramionami. Siedziała po turecku na swoim łóżku z czterema kolumienkami i nie mogła zdecydować się na sen, mimo brzucha wypchanego rozkosznymi potrawami ze świątecznej kolacji.
— To było okropne uczucie. — Wzdrygnęła się na wspomnienie ducha starca. — Nawet w nocy nie mogę mieć chwili spokoju.
— A może udałoby ci się z nim porozmawiać? — Entuzjazm Patricii w stosunku do zjawisk paranormalnych zawsze ją zadziwiał, zwłaszcza w kontekście jej klasycznej, czystokrwistej rodziny. Zwykle czarodzieje z dziada-pradziada ledwie zauważali stworzenia czające się gdzieś na granicy ich życia, takie jak skrzaty domowe czy duchy. Traktowali je jako element krajobrazu i nie poświęcali większej uwagi, bo i po co? Patricia natomiast zdawała się pasjonować wszystkim na raz, bez względu na to, jak znikomy wpływ mogło to mieć na jej własne doświadczenia. Dominika czasem myślała, że ten niegasnący entuzjazm i ciekawość świata to niezwykle urocza cecha i zarazem największa zaleta jej przyjaciółki. — No wiesz, żeby dowiedzieć się, czemu cię nawiedza?
— Jasne — parsknęła Dominika. — Czemu od razu nie zapytałam o to półmaterialnego faceta wiszącego w środku nocy nad moim łóżkiem?
— Och, zamknij się. — Macmillan rzuciła w nią poduszką z łóżka Marion i zakopała się we własnej pościeli. — Dobranoc!
— Dobranoc — westchnęła Moon, opadając na cudownie miękki materac i zdmuchnęła świeczkę.
Nie wiedziała jak długo leżała w ciemności zanim opadł na nią lekki, pełen kolorów i obrazów sen. Był tam jak zwykle Guillaume machający ku niej rączką, były dobre, ciepłe oczy Syriusza, znajoma plaża w Marsylii, gdzieś mignęły jej rude włosy Lily i siniaki Petera, kiedy nagle obrazy zaczęły tracić kolory, robiły się coraz bledsze i jaśniejsze, aż nagle Moon otworzyła oczy z przeświadczeniem, że dzieje się coś złego.
Uniosła się szybko na łokciach, spodziewając się ujrzeć półprzezroczystą postać w kryzie, ale zamiast tego zobaczyła, że wysokie okiennice w dormitorium są otwarte, a na tle wylewającego się zza nich światła księżyca ktoś stoi.
Dominika ze ściśniętym gardłem chwyciła różdżkę leżącą na szafce nocnej i zsunęła się z łóżka. Kiedy postać odwróciła lekko głowę, blask oświetlił jej twarz.
— Pat?! — wydyszała Moon, opuszczając rękę z różdżką. — Co ty wyprawiasz?
Brunetka zdawała się jej nie słyszeć. Odwróciła się ponownie w stronę okna i oparła stopę o parapet, wychylając się do przodu.
Blondynka zaklęła, cisnęła różdżkę na pobliskie łóżko, rzuciła się w stronę przyjaciółki i mocno chwyciła ją za tył koszuli nocnej. Patricia pochyliła się jeszcze bardziej w stronę otwartego okna, a wiatr rozwiewał jej lśniące włosy.
— Ty… cholerna… wariatko! — stęknęła Dominika, ciągnąc za materiał, ale wciąż nie mogła uchwycić samej dziewczyny, która nagle nabrała niebywałej siły. Moon zacisnęła zęby i w akcie desperacji rzuciła się w stronę przyjaciółki i oplótłszy ją ramionami w talii, odepchnęła się od okiennic.
Obie upadły na podłogę, dysząc ciężko. Moon usiadła błyskawicznie i spojrzała na Patricię. Dziewczyna najwyraźniej odzyskała przytomność, bo wodziła dookoła dzikim wzrokiem aż natrafiła na Dominikę.
— Co… Co się stało? — wydyszała, siadając powoli. Spojrzała na otwarte okno, na zasłony poruszane lekkim wiatrem i wzdrygnęła się.
— Chyba lunatykowałaś — wymamrotała Moon, przeczesując włosy palcami. — Och, Patty, ale się wystraszyłam…
Brunetka wybuchnęła płaczem.
— Pamiętam tylko, że poczułam się tak dziwnie…
Dominika objęła przyjaciółkę ramionami i wciąż czując przyspieszone bicie swojego serca, głaskała ją po włosach.
— Już dobrze, Patty… Nic się nie stało. Mnóstwo osób lunatykuje. Ale okno chyba zaczniemy zamykać na zasuwkę, co?
— Skąd wiesz, że to lunatyzm? — wyszeptała Macmillan.
— Eee…
— Skąd wiesz?
— Nie wiem — przyznała Moon, odsuwając się lekko, żeby spojrzeć jej w oczy. — Tak to wyglądało. Ale jeśli myślisz inaczej, możemy pójść, no nie wiem, do profesora Flitwicka i zapytać go…
Patricia bez słowa pokręciła głową i głośno odetchnęła ponad jej ramieniem.

* * * * *

Syriusz wolno szedł korytarzem na drugim piętrze, zawzięcie skrobiąc piórem po średniej długości zwoju pergaminu. Notował własne uwagi na temat dowcipu, który miał ostatecznie przenieść Huncwotów do historii Hogwartu. Numer był skomplikowany, niewiarygodnie czasochłonny, ale – tego Syriusz był pewien – wart każdej sekundy pracy nad nim. Był nieco niezadowolony, że nie towarzyszył mu James, zbyt zajęty pisaniem listu do Evans. Każde słowo było rozważane i redagowane dziesiątki razy, a to zbytnio przytłoczyło skąpego w romantyzm Blacka, który wymówił się ową pożyteczną pracą i wymknął się z zasięgu nieco paranoicznego i żądnego porad Rogacza.
Złośliwość, złośliwość bez względu na ofiarę – tę uwagę Syriusz podkreślił kilka razy, uśmiechając się na samą myśl o tych wszystkich psotach, które zapewnią im nieśmiertelność, o której zawsze z Jamesem marzyli.
— Pssst!
Black obejrzał się, lekko unosząc brew. W Hogwarcie chyba już nic nie było w stanie go przestraszyć, więc odwrócił się, wystudiowanym gestem składając pergamin na czworo i wsuwając go do kieszeni szaty. Widząc Moon, machającą ku niemu ręką zza jakichś przymkniętych drzwi, uśmiechnął się szeroko i na wszelki wypadek wsunął pergamin nieco głębiej.
— Och, czeeeść! — zawołał jowialnie. Może nieco zbyt jowialnie, bo spojrzenie dziewczyny stało się podejrzliwe i powędrowało po pustym korytarzu.
— Jesteś sam? — zapytała i niecierpliwie zacisnęła palce na połyskującej klamce.
— Aha — potwierdził Black i zanim zdążyła się zorientować, podszedł bliżej i zajrzał jej przez ramię. — Ty też, jak romantycznie…
Dziewczyna zaśmiała się mimowolnie, ale szybko odsunęła się wgłąb klasy i odchrząknęła.
— Pamiętasz jak powiedziałeś, że zrobisz wszystko, co ci każę?
Syriusz zaniepokoił się. Wolno zamknął za sobą drzwi sali, która okazała się klasą zajmowaną zwykle przez profesora Flitwicka. Nie dostrzegłszy nic niezwykłego, zaryzykował zawadiacki uśmiech i pocałunek w szyję.
— No pewnie. A co ciekawego wymyśliłaś?
Moon potrząsnęła głową, jakby odpędzała natrętną muchę. Odeszła kilka kroków w stronę okna i odłożyła własną różdżkę na blat stolika.
— Chcę, żebyś się ze mną pojedynkował. A właściwie… — Oboje popatrzyli na różdżkę, drgającą jeszcze lekko na ławce. — Chcę, żebyś mnie zaatakował.
Syriusz bezmyślnie wpatrywał się ów dość smukły patyczek z jasnego drewna, który poruszał się coraz wolniej aż zupełnie znieruchomiał. Miał wrażenie, jakby śnił i czekał, aż w końcu obudzi się, ponaglony głosem Remusa albo krzątaniem się Jamesa. Przeniósł wzrok na Moon, która stała przed nim, z dumnie uniesioną głową i pałającym spojrzeniem. Czas chyba stanął w miejscu, bo mógł bezkarnie stać i patrzyć tak na nią, niczego nie rozumiejąc, aż w końcu Dominika potrząsnęła grzywą jasnych włosów.
— Rzuć na mnie jakieś zajęcie, jakiekolwiek.
I stanęła w lekkim rozkroku, przebierając nerwowo palcami. Moon nigdy mu nie rozkazywała, nigdy nie patrzyła na niego w ten sposób. Bardzo podobało mu się to zdecydowanie, ta siła w jej oczach, przypominały mu, dlaczego tu jest, ale teraz chciał, żeby ta gra się już skończyła.
— Moony… — mruknął, wyciągając ku niej rękę.
Dziewczyna poderwała podbródek w górę i popatrzyła na niego groźnie.
— Obiecałeś mi to.
Black jeszcze raz spojrzał na jej różdżkę, teraz zupełnie nieruchomą, i zmarszczył brwi.
— Zwariowałaś? Nigdy bym nie obiecał, że zrobię ci krzywdę.
— Ale to zrobiłeś! — Chłopak był przekonany, że zaraz tupnie nogą. — Potrzebuję tego, rozumiesz? Muszę sprawdzić… Nie mogę stać tak w miejscu.
Jej pierś unosiła się szybko pod szatą, a usta zadrżały ledwo zauważalnie. Nagle rzeczywistość uderzyła Syriusza jak cegła. Nie chcąc patrzeć na wyraz jej twarzy, wsunął rękę do kieszeni i wyjął różdżkę. Zdawało mu się, że po raz pierwszy widzi ją tak naprawdę. Nieco ciemniejsza, z czarnego bzu, dość długa i elegancka, z rdzeniem ze smoczego serca.
— Zrób to. — Dobiegł go głos Moon. Nie patrząc na nią, podniósł różdżkę i oblizał nerwowo wargi.
Jęzlep — szepnął.
Kiedy w końcu zaryzykował spojrzenie w jej stronę, zobaczył, że dziewczyna przyciska obie dłonie do ust. Wnosząc z wyrazu jej oczu, usiłowała mu powiedzieć coś niemiłego. Odczekał jeszcze kilka sekund zanim cofnął zaklęcie.
— Zwariowałeś?! — wydyszała, a jej dłoń nerwowo drgnęła w kierunku różdżki leżącej na stoliku. — To miało być coś poważnego! Jeśli ktoś spróbuje się na mnie zemścić, użyje czegoś poważniejszego!
— Nie chcę tego robić — jęknął, przeczesując dłonią swe wspaniałe, kruczoczarne włosy. — Nic z tego nie będzie, rozumiesz? Nie umiałbym
— Wiem, że potrafisz — odparła Moon bez cienia wahania. — I wiem, że tylko tobie mogę zaufać. Po prostu zrób to, muszę spróbować…
Black znowu odwrócił wzrok i udał, że wpatruje się w okno, przygryzając wargę. Doskonale wiedział, że aby zaklęcie zadziałało, trzeba naprawdę widzieć jego efekt, trzeba chcieć, żeby zrobiło dokładnie to, czego chcesz.
Czując w ustach delikatną smużkę krwi płynącą z wargi, ponownie wycelował w nią różdżkę, patrząc gdzieś w bok, i wyobraził sobie wszystko to, czego się boi, a co niekiedy widywał w snach. Patrzył na pełne zawodu spojrzenia swoich rodziców, na jej krew, na kpiący uśmiech Regulusa, na jej drobne dłonie rozdzierające ziemię…
Drętwota — syknął, przepełniony bólem.
Usłyszał głuchy huk, kiedy Moon uderzyła plecami o ścianę. Siła uderzenia zarzuciła jej włosy na twarz, ale widział, że jest przytomna, bo drżącą ręką dotknęła skroni. Z rozpaczą wypuścił różdżkę z dłoni i rzucił się ku niej.
— Nika… Nika… — szeptał, odgarniając jej jasne kosmyki i szukając kontaktu wzrokowego. — Przepraszam… Nie powinienem…
Poczuł jej usta na swoich. Ulga sprawiała, że jeszcze bardziej osunął się na kolana, zanurzając dłonie w jej włosach. Chciał coś powiedzieć, ale znowu go pocałowała. Dotykał jej ust, policzków i powiek, rozmazując jej łzy i osuwając się coraz niżej. Obejmował ją całą, a ona nie pozostawała mu dłużna, nie pozwalając mu odejść i jeszcze raz przypieczętowując to, co od dawna zapisane im było gwiazdach. 
Miłość wydawała się wieczna, ale czas płynął nieubłaganie.

* * * * *

— Remus! — Dwóch przyjaciół bezceremonialnie wmaszerowało do Skrzydła Szpitalnego, nic nie robiąc sobie z pełnych wyrzutu spojrzeń panny Pomfrey. Bez wahania przemierzyli pomieszczenie, zręcznie lawirując pomiędzy parawanami.
Chłopak nazwany Remusem uniósł się na łokciach i posłał im blady uśmiech. Na jego przedramionach znajdowały się długie, krwawe rozcięcia, ale zanim Huncwoci dotarli do jego łóżka, odruchowo zakrył je rękawami.
— Cześć — powiedział, usiłując nadać swojemu głosowi beztroski ton, chociaż już od kilku lat nie przychodziło mu to z takim trudem. — Pete ciągle jeszcze odrabia szlaban?
— Tak. — James przysiadł na łóżku i zmarszczył brwi, swoim zwyczajem od razu przechodząc do rzeczy. — I dobrze, bo chyba musimy coś obgadać.
Spojrzał wymownie na Syriusza, który westchnął i potarł kark z zakłopotaniem.
— Nie mówisz chyba o swojej epopei do Evans? — Potter rzucił mu pełne wyrzutu spojrzenie. — No dobra, dobra… Dominika mówi, że zauważyła u Glizdogona jakieś siniaki. I wiesz, chyba ostatnio trochę go zaniedbaliśmy.
— Taak, zdarzało mu się znikać, a my byliśmy zbyt zajęci treningami, twoją przemianą…
Remus drgnął mimowolnie.
— Koniecznie musimy z nim pogadać. — Zmarszczył czoło, czując w piersi piekący wstyd. — Jest naszym przyjacielem, nie możemy na to pozwolić.
— Jasne — odparł zdawkowo James, bezskutecznie usiłując poprawić okulary, które wiecznie zsuwały mu się z nosa. Syriusz strzepnął z ramienia niewidoczny pyłek, solidarnie demonstrując lekceważenie dla gnębicieli Petera, których czekał niewątpliwie straszliwy i niegodny pozazdroszczenia los.
Lupin przełknął ślinę i położył dłonie płasko na kołdrze, powziąwszy decyzję.
— Ja też muszę wam coś powiedzieć.
Dwie pary oczu wpatrzyły się w niego, dwa bystre spojrzenia analizowały każdy mięsień w jego twarzy. Mimowolnie wrócił myślami do chwili, kiedy powiedział im, że jest wilkołakiem, wtedy bowiem zobaczył u nich to samo, tak rzadko spotykane skupienie. Doskonale potrafili wyczuć powagę sytuacji, myślał Remus ze wzruszeniem, zawsze to potrafili.
Nie wahał się już dłużej, rzucił Muffliato na drzwi gabinetu pielęgniarki i opowiedział im ze szczegółami scenę swego przebudzenia we Wrzeszczącej Chacie. Następnie Syriusz i James naprzemian wypowiadali jego własne pełne obaw i domysłów myśli. Gorączkowe dyskusje trwały jeszcze długo, tak że wśród grozy towarzyszącej Remusowi przez ostatnie godziny pojawiła się także cudowna ulga, wywołana bliskością i wsparciem tak potężnych sojuszników. Braci na dobre i na złe.
Lupin z ciężkim sercem cofnął zaklęcie, kiedy do Skrzydła wkroczyła jakaś mała, chuda Ślizgonka wyciągająca ku nim ciekawie szyję, a Syriusz i James pożegnali się na wyraźne i stanowcze polecenie panny Pomfrey. Opadł na poduszki ze znużeniem, ale jego umysł pracował jak szalony.
Nieoczekiwana groźba zawisła ponuro nad niepokonanymi, sławnymi na cały Hogwart Huncwotami. Kto obrał ich na cel? Kto i dlaczego znęcał się nad Peterem? A co najważniejsze – przyznawał to ze wstydem – kto jeszcze odkrył jego własną, najskrytszą tajemnicę?

12 komentarzy:

  1. Hej hej hej :)
    Rozdział przeczytany ale jestem w trakcie robienia obiadu więc komentarz dodam za jakiś czas.
    Do usłyszenia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć cześć.
      Rozdział jak zwykle wspanialy. I powiem ci coś. Dalabym wszystkie pieniądze świata na twoją książkę. Oczywiście jeśli kiedyś taką wydasz. Możesz być pewna że bede pierwsza klientka.
      No ale przejdźmy do samego rozdziału. Powtórzę to po rsz kolejny ale to trudno. Ubóstwiam Syriusza i Dominike. Razem i oddzielnie. Normalnie ship życia. Ich relacje i to jak ich związek sie rozrasta to coś wspaniałego. Zakochany Black to coś niesamowitego.
      Nie dziwię sie że Lily pojechała na święta do domu. Chciała po prostu spróbować uratować swoje siostrzane relacje z Petunia.
      No i nie dziwię sie Dominice że ona chciała zostać w zamku. W końcu święta to radosny czas a jej rodzina ostatnio nie może sobie pozwolić na radość. Smutne :(
      Jestem ciekawa co zrobi z Białą Magia i Zemsta. Co wygra tą wojnę.
      Ulala. Ta sytuacja z Pat była niepokojąca. Ciekawe ... tyle tajemnic!!!!!!!
      No i sprawa Petera ... eh.
      Pozdrawiam weny życzę i zapraszam do moich Huncwotów. Pa pa

      Usuń
    2. Cześć!
      Ojeeej, aleś Ty słodka :)) Chciałabym napisać kiedyś coś własnego, więc kto wie! Za słowa takie jak Twoje na pewno warto wysilić mózg :)
      Haha, cieszę się, że Dominika i Syriusz są lubialni i słodycz nie wylewa się uszami :)
      Dziękuję Ci za ciepłe słowa i komentarz! Obiecuję, że niedługo wpadnę z wizytą.
      Z pozdrowieniami,
      Eskaryna

      Usuń
    3. Nie jestem słodka tylko mówię całą prawdę ;) chciałabym pisać tak jak ty na prawdę.
      No słodkie pary do mnie nie przemawiają. Dobrze jak coś się dzieje między nimi a nie tylko serduszka, wata cukrowa itp.
      Pozdrawiam i zapraszam na kolejny rozdział do moich Huncwotów :)

      Usuń
  2. Hej :p rozdział mi się b. podobal. cieszę się, że Dominika i Syriusz coraz bardziej może nie tylko tyle, że się do siebie zliżają, ale zaczynają sobie nawzajem ufać. To bardzo, bardzo dobrze ;p to takie prawdziwe, jak Syriusz z jednej strony stwierdza, że zgodzi się na wszystko, a z drugiej chodzi za naszą Dominiką wszędzie ;p troche mnie denerwuje czasem, jak woła do niej po nazwisku, ale z drugiej strony, jak je zdrabnia na Moony, to jest meeega slodkie :D i kompletnie mnie tym kupuje :D zastanawia mnie bardzo , o kim pomyślał Syriusz, kiey rzucił tę drętwotę. to brzmiało, jakby chodziło o jakąś... młodszą siostrę? to byłoby ciekawe! ale i raczej przerażające... Może Black rozumie stratę Dominiki bardziej, niż nam się wydaje?
    Jeśli chodzi o resztę: czy naprawdę ktoś prześladuje Huncwotów? Gdy okazało się, że Peter ma te siniaki, od razu pomyślałam o Ślizgonach, ktorzy mogą nim jakoś manipulować, zastraszać... Mam nadzieję, że się mylę. Bardzo podobała mi się końcowka i pokazanie przyjaźni między chłopakami. Tylko do początku mam zastrzeżenia: tak daleko w opowiadaniu naprawdę nie trzeba pisać "Chłopak nazwany Remusem" czy jakoś tak. ponadto do niego podchodzili tylko James i Syriusz, a nie wszyscy Huncwoci (szczególnie że on sam jest jednym z nich), więc to nie do końca dobre określenie. Mam też astrzeżenie oc do dialogu: w jednym miejscu wypowiadał się Syriusz, ale wstawka między myślnikami dotyczyła spojrzenia Jamesa. powinno to być zapisane w nowym akapicie, a kontynuacja wypowiedzi Blacka jeszcze w następnym. Zastanawia mnie własciwie, czemu wszyscy zostali prawie z zamku, nawet James, ale może to i dobrze? Choć trochę szkoda, że Lily w takim razie pojechała do domu ;p zastanawia mnie, czy szykujesz coś bardziej... luźnego na Sylwestra, czy mże wręcz przeciwnie... ogólnie tutaj jest coraz bardziej mroczno! i to chyba mowi samo za siebie... ten duch? Czy on opętał Patricię w z nocy? To też mi śmierdzi na kilometr. Ach, ile tych tajemnic! Z niecierpliwością czekam na kontynuację :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, tu mnie zaskoczyłaś, bo ja z kolei mam wrażenie, że jakiś marny mi wyszedł :) Może dlatego, że skupiam się już intensywnie na kolejnym.
      No wiesz, Syriusz musi trzemać fason :D Dzięki temu wśród znajomych zostaje zachowane jakieś poczucie normalności, przynajmniej pod tym względem.
      Dziękuję za wszystkie uwagi :)
      Wiesz, gdyby to był mój ostatni rok w Hogwarcie, też zostałabym w zamku :)) A Lily wraca do rodziny, nie tracąc nadziei, że może uda się jej jakoś porozumieć z Petunią, w końcu ostatnio było już blisko.
      Hmm, powiem tak: Sylwester nie znajduje się nawet w pierwszej pięćdziesiątce rzeczy, które wkrótce będą zaprzątały uwagę naszych bohaterów :))
      Uwielbiam Twoje domysły!
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam,
      Eskaryna

      Usuń
  3. Kochana Eskaryno!
    Przepraszam! Pojawiam się z wielkim opóźnieniem, choć rozdział przeczytałam zaraz po jego publikacji.

    Biedna Dominika, bardzo jej współczuję, tyle okropieństwa wydarzyło się w jej życiu, a na domiar złego nie może zaznać ani chwili spokoju. Mam nadzieję, że ten duch nie jest wrogo nastawiony, choć wydaje mi się, że Patty nie lunatykowała, myślę, że jej próba samobójcza została przez kogoś zainicjowana. Całe szczęście, że Dominika zdążyła powstrzymać przyjaciółkę, jednak od tej pory powinny zachować większe środki ostrożności.

    Czyżbyś nie zamierzała uśmiercić Lily i Jamesa? Wnioskuję to z faktu, iż chłopcy zauważyli podejrzane zachowanie Petera i siniaki na jego ciele, liczę na to, że zdążą powstrzymać go przed wstąpieniem w szeregi śmierciożerców, dzięki czemu mogłabyś minąć się nieco z kanonem, co bardzo by mnie ucieszyło:)

    Syriusz nie powinien zgadzać się na pomysł Dominiki, natomiast dziewczyna nie powinna wymagać od niego ataku. Mógł ją dotkliwie zranić, czego by sobie nie wybaczył. Muszą znaleźć inny sposób na jej obronę.

    Twoje opowiadanie jest jednym z moich najulubieńszych, masz mnóstwo ciekawych pomysłów, dzięki czemu bardzo wyróżniasz się wśród innych blogów o tej tematyce (a uwierz mi - przeczytałam ich już wiele, bo historią Lily i Jamesa zainteresowałam się 8 lat temu. Choć nie są oni głównymi bohaterami Twojego opowiadania, miło, że ich nie lekceważysz:)). Autorzy opowiadań często wplatają w życie Huncwotów własnych, wykreowanych przez siebie bohaterów, jednak u Ciebie podoba mi się to, że Moon, pomimo tego, iż jest bardzo indywidualna i oryginalna, nie kontrastuje ze światem Pani Rowling i nie odcina się od niego jakby wklejona na siłę - po prostu, pasuje do Hogwartu jak sam Harry Potter:) Mam nadzieję, że doprowadzisz tą historię do końca, bo uważam, że w całości stanie się ona perełką wśród innych ff HP:)
    Pozdrawiam cieplutko i życzę dużooo weny!
    Neithiria.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć, rybko!

      Jejku, Twój komentarz tak mnie podniósł na duchu! :) Ten blog trochę ostatnio przymiera, ale dla takich słów jak Twoje warto nadal się produkować, to na pewno. Ja też mam wielką nadzieję, że uda mi się skończyć tę historię - chyba już bliżej niż dalej!

      Niestety, bardzo staram się przestrzegać kanonu, więc - chociaż żal mi ich najbardziej ze wszystkich - los Lily i Jamesa będzie dokładnie taki, jak to wymyśliła Rowling. Ale zanim ta okropna chwila nastąpi, wiele radości przed nimi. Cieszę się, że WRESZCIE mogę powiedzieć na pewno, że wielbicie Jily powinni być usatysfakcjonowani po przeczytaniu kolejnego rozdziału, który pojawi się jutro, jeśli się odpowiednio zmotywuję i go dokończę.

      Bardzo, bardzo, bardzo dziękuję Ci za komentarz, który sam w sobie jest dziś źródłem mojej weny :)

      Z pozdrowieniami,
      Eskaryna

      Usuń
  4. Witam, witam!
    Błagam o wybaczenie z powodu braku moich komentarzy w ostatnim czasie. Wiem, że jestem mocno spóźniona, ale mam nadzieję, że nie robi to różnicy. Z rozdziałami jestem na bieżąco, ale komentarze muszę nadrobić. Jako stała czytelniczka melduję się! ;)
    Rozdział świetny. Chcę więcej :D Haha.
    Mam wrażenie, że od kiedy Dominika i Syriusz wyjawili sobie tajemnice, ich związek staje się dojrzalszy. Jeszcze te zdrobnienia Blacka c; Niby nieromantyczny, a tu proszę. Bogu dzięki, że Black nie jest romantyczny. Nie przeżyłabym tego. Wszystkie pudrowo-cukrowe związki bez żadnych problemów wyrzucamy do kosza! Ta scena w sali była emocjonująca. Fajnie, że pokazujesz głębsze przemyślenia bohaterów. Wszystkie wykreowane przez Ciebie postacie mi odpowiadają, nie są płytkie, czuję się jakbym stopniowo wszystkich poznawała. Chętnie dowiedziałabym się nieco więcej o ich przeszłości. Ale póki co wracajmy do teraźniejszości. Pat i to jak prawie rzuciła się z okna, przyprawiło mnie o zawał serca. Szczególnie jak kiedyś (jeśli dobrze pamiętam, a z moją pamięcią nic nie wiadomo) wylosowała tę kartę śmierci. Dobrze, że Moon tak szybko zareagowała. I wątpię, że było to ,,lunatykowanie". Obstawiam, że ktoś zaczarował naszą Patty. A gdzie jest Pan Duch? Siniaki u Petera, spędzanie mniej czasu z huncami. Chyba zaczęła się droga w stronę zła. Jednak równie bardzo, co zdarzenie z Pat, intryguje mnie sprawa Remusa. Kto wie o jego futerkowym problemie? I raczej ten ktoś, nie jest zbyt przyjaźnie nastawiony.
    Zaciekawiasz coraz bardziej, Eskaryno! ;) Bardzo lubię Cię za to, że wstawiasz regularnie rozdziały. Obecnie czytam tylko Historię Dominiki, bo inne blogi, które czytam, jakby zapadły w sen zimowy. Tylko ty nas nie opuszczaj! c; Komentarz napisany, lecę nadrabiać następny.

    Ściskam ciepło i przesyłam moc koca-burito (na zimę zamieniam się wieczorami w naleśnika)
    Centauri Proxima

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć!
      Dziękuję za dobre chęci :) Doceniam!
      O nie, romantycznego Syriusza, kochanka-bez-skazy też bym nie zniosła. Staram się pamiętać o tym, jaki był Black w serii o Harrym Potterze - trudny, impulsywny, lojalny, głęboko nieszczęśliwy. Wiadomo, że "efekt końcowy" to skutek wszystkich tragedii, które są jeszcze przed nim, ale staram się uchwycić korzenie tego Syriusza, który z butelką whisky przesiadywał na Grimmauld Place przed drzewem genealogicznym i na siłę szukał Jamesa w Harrym. Merlinie, aż sama siebie zasmuciłam :(
      Dobrze kombinujesz, kochana :D
      Dziękuję Ci bardzo :) Ja sama wprost nie znoszę zawieszonych blogów albo takich, gdzie rozdział pojawia się raz na kilka miesięcy, a ja już nie pamiętam, co było ostatnio. Dlatego robię, co mogę, żeby tu przerwa trwała nie dłużej niż dwa tygodnie, przynajmniej do końca części trzeciej.
      Już czuję tę moc!
      Z pozdrowieniami,
      Eskaryna

      Usuń
  5. To tak fajnie wygląda, jak Syriusz powoli zaczyna ujawniać się z tą miłością do Dominiki wobec innych i zaczynają sobie ufać i troszczyć się o siebie. Chociaż trochę przesadnie ze strony Blacka, ale jak tu go nie rozumieć? Też bym pewnie miała małą paranoję. Zaskoczyło mnie to, że już święta. Przecież ledwo, co zaczął się nowy rok szkolny. A trochę się już zadziało.
    Ciekawi mnie czy to faktycznie było lunatykowanie. A może to ktoś ją zaczarował, może tak samo zrobili z jej braciszkiem? Węszę podstęp ;p. A może to właśnie tą śmierć wywróżyła Patricia? Jeżeli tak, to super że Dominice udało się temu zapobiec.
    Za o kompletnie nie rozumiem, dlaczego Syriusz miał rzucić zaklęcie na Dominikę? Czy ona chciała sprawdzić czy uda jej się obronić? No nie wiem. Ale mogła zadbać o głowę :D. W ogóle ja jestem nieco przerażona, że w Hogwarcie zgadzają się na te pojedynki. Niby pod ich okiem, ale no kurczę... skręcić rękę to najmniejszy minus.
    Zastanawiam się czy to może nie są jakieś znaki przejścia na ciemną stronę mocy u Petera? Czy ktoś naprawdę dręczy chłopaka?
    Hm... czy to na pewno nowa osoba? Jestem za Snapem, ale może Pete chce się zemścić i nastraszyć "przyjaciela"? Lub komuś wychlapał i ta osoba chce mu dać znać, że wie?
    No już ciekawi mnie, co też Huncwoci wymyślą i jakie to będzie miało skutki, co do ich niespodzianki, która sprawi, że Hogwart ich zapamięta.

    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akcja w tym roku szkolnym gna do przodu, to prawda - bohaterowie będą musieli zmagać się z zupełnie nowymi wyzwaniami.
      Dominika poprosiła Syriusza o przysługę, bo chciała się sprawdzić, a zawsze lepiej i łatwiej poćwiczyć z osobą zaufaną niż z kims zupełnie obcym, po kim nie do końca wiemy, czego się spodziewać.
      Żarcik Huncwotów to, nieskromnie przyznam, jeden z moich lepszych pomysłów, więc ja sama nie mogę doczekać się jego realizacji :D
      Z pozdrowieniami
      Eskaryna

      Usuń