12 stycznia 2017

Rozdział XVI - część III


„Sekrety”

– rozdział XVI –


Mecz, który miał rozegrać się pomiędzy Gryfonami a Krukonami w drugiej połowie lutego był pierwszym meczem Quidditcha, na który nie czekała z niecierpliwością. Przeciwnie, nawał problemów, który pochłaniał ostatnio wszystkie jej myśli, uniemożliwiał skupienie się na czymkolwiek innym, nie wspominając o rozrywce.
Po pierwsze, nie pamiętała już, kiedy spokojnie przespała całą noc. Jeśli nie dręczyły jej koszmary, w których nieodmiennie widziała pełne wyrzutu twarze Guillaume’a i Patricii, to przy jej łóżku pojawiała się zjawa w kapeluszu z rondem i kryzie, uderzająca się w pierś zwiniętą pięścią. Po kilku pierwszych nawiedzeniach niemal przestała się już bać i próbowała wypytywać ducha przyciszonym głosem, pewna, że gdyby któraś z dziewcząt w dormitorium przebudziła się, śmiało mogłaby uznać ją za wariatkę. Niestety, widmo milczało i wpatrywało się w nią potępieńczym wzrokiem, a kiedy po kilku minutach rozpływało się w nocnej ciemności, gęsia skórka znikała z jej ramion. Miała plan, aby zrobić wywiad na ten temat wśród duchów zamieszkujących Hogwart, ale jak na złość, żaden nie przebywał w okolicy na tyle długo, żeby mogła go skłonić do rozmowy. Najwięcej wiary pokładała w Prawie Bezgłowym Nicku i Grubym Mnichu, najbardziej przyjaznych i towarzyskich duchach, ale na to musiała jeszcze poczekać. Tymczasem zajęła się lekturą zwojów, które okazały się dziennikami w języku starofrancuskim. Czytanie było żmudne i czasochłonne ze względu na dużą ilość archaizmów i dziwacznych ozdobników, których namiętnie nadużywał markiz Frederique du Bois, który, jak zdążyła się domyślić, miał nieprzyjemny zwyczaj wiszenia nad jej łóżkiem i odgrywania pantomimy.
Po drugie, obecność detektywów w Hogwarcie była wyjątkowo uciążliwa. W pierwszej chwili ucieszyła ją myśl, że rodzice Patricii przejęli się na tyle, żeby zrobić wszystko, aby wyjaśnić tajemnicę śmierci swojej jedynej córki. Później jednak zaczęły się przesłuchania, które zmuszały ją do nieustannego wracania do tego okropnego wieczora, do przeżywania wszystkiego na nowo, ale nawet to nie okazało się najgorsze. Prawdziwe chwile grozy przeżyła, kiedy wreszcie zrozumiała, że pytania Tracy sugerują, że ona sama znajduje się w kręgu podejrzanych. Myśl, że ktokolwiek może rozważać możliwość, że to ona jest odpowiedzialna za tragiczną śmierć przyjaciółki, sprawiała jej wielki ból.
Po trzecie, bardzo martwiło ją zachowanie Syriusza. Nagle stał się oschły i obojętny, a jego myśli zdawało się zaprzątać wszystko oprócz niej. Wprawdzie często ich spojrzenia krzyżowały się, kiedy łapała go na tym, że przygląda jej się ponuro ponad stołem Gryffindoru, ale chłopak bardzo szybko odwracał wzrok i skupiał go na czymś innym, co było do niego niepodobne. Dominika poważnie obawiała się, że zdecydowanie za bardzo zaangażowała się w ten związek. Teraz było jednak za późno i wszystko wskazywało na to, że w noc śmierci Patricii zakończyło się coś jeszcze.
Powyższe przyczyny spowodowały, że Moon, inaczej niż miała w zwyczaju, usiadła na uboczu w czwartym rzędzie gryfońskich trybun i, szczelnie owinąwszy się szalikiem, powstrzymywała ziewnięcia i bez większego entuzjazmu wpatrywała się w boisko. Nie chciała, żeby Syriusz widział jak mu się przygląda – nie potrafiła być wobec niego równie obojętna, ale on wcale nie musiał o tym wiedzieć.
Tymczasem, kiedy uczniowie zapełniający trybuny zaczynali się już niecierpliwić, nad boiskiem zawisło piętnaście postaci na miotłach. Dominika z ciekawością zerknęła na drużynę Krukonów w charakterystycznych, granatowych szatach. Słyszała, że to jeden z ich najlepszych składów od lat – krukońska precyzja i zdolności analityczne mogły okazać się nie lada wyzwaniem dla Gryfonów. Druga drużyna, nosząca szkarłatne szaty, także była poważnym przeciwnikiem, mimo że był to debiut Jamesa Pottera jako kapitana. Tuż po ostrym gwiździe sędziny rozpoczęła się gra.
Moon usiłowała udawać sama przed sobą, że ma prawdziwą ochotę zweryfikować komplementy o dokładności podań Krukonów, ale jej wzrok mimowolnie przyciągał gryfoński pałkarz. Z tej odległości nie widziała wyraźnie jego twarzy, ale w jego ruchach dostrzegalne były skupienie i precyzja.
Nie wzbijał się ponad innych graczy jak szukający, Carl Kidney. Nie manewrował szaleńczo, niemal z prędkością światła krążąc wokół wrogich bramek jak gryfońscy ścigający – Linda Anderson, Jasper Woodbury i James Potter, po raz pierwszy piastujący stanowisko kapitana drużyny. Syriusz Black w swoim własnym tempie przemierzał boisko, niespiesznie, ale uważnie lawirując wokół poszczególnych graczy, skupionych na grze. Jako doświadczony pałkarz, najprawdopodobniej kątem oka obserwował ruchy drugiego Gryfona na podobnej pozycji, rudowłosego Gabriela Rough, którego bystre oczy bezbłędnie wychwytywały słabe punkty w obronie przeciwnika. Poza tym, jego czujne spojrzenie omiatało także dwóch pałkarzy Ravenclawu, którzy odwdzięczali mu się równie ponurymi łypnięciami i zaciskali palce na masywnych pałkach opartych na kolanach.
Gra toczyła się dynamicznie, nie pozwalając widzom nawet na chwilową dekoncentrację. Nie był już to mecz między Ślizgonami a resztą świata – zarówno Gryfoni jak i Krukoni cieszyli się umiarkowanym poparciem wśród Puchonów, natomiast mieszkańcy Slytherinu rzadko zaszczycali swoją obecność trybuny, jeśli to nie ich dom walczył o wygraną.
Moon zupełnie nie potrafiła się skupić na grze. Miała do siebie żal, że nie dość, że Syriusz lekceważył ją demonstracyjnie, to jeszcze nie mogła oderwać od niego wzroku i nie obserwowała taktyki, która zawsze bardzo ją interesowała. Jeśli tak dalej pójdzie nie miała szans wypytać Jamesa o jego inspiracje i możliwe strategie, bo zwyczajnie, choć wbrew sobie, nie poświęcała im uwagi.
Prawdopodobnie właśnie dzięki temu zerwała się z miejsca jako jedna z pierwszych, z niedowierzaniem wbijając wzrok w miotłę Syriusza Blacka, która nagle zaczęła wariować. Nie mogło tu chodzić o zwykłą utratę panowania – najnowsze Zmiatacze, jak ten którego dosiadał Black, miały wbudowaną funkcję autohamulca, który jednak najwyraźniej nie powstrzymał jej przed wywijaniem koziołków i wykonywaniem gwałtownych zwrotów. Wstrzymując przerażony oddech i korzystając z ogólnego zamieszania, które zapanowało na gryfońskich trybunach, Moon, porwała cudzą lornetkę i błyskawicznie wycelowała jej obiektyw w Blacka. Miotła szarpała coraz bardziej, zmuszając chłopaka do zaciśnięcia palców na jej rączce i chwilowej rezygnacji z gry. Po krótkiej obserwacji za pomocą lornetki Moon uświadomiła sobie, że gra toczy się dalej i prawdopodobnie nikt nie zdąży na czas, by złapać go przed gwałtownym uderzeniem w ziemię. Nagle, tłuczek umiejętnie odbity przez pałkarza Krukonów pomknął wprost ku Syriuszowi. Kierując się przeczuciem i usilnie nie zwracając uwagi na towarzyszące jej ze wszystkich stron odgłosy zgrozy i oburzenia, wychyliła się daleko poza barierkę trybun w celu uniknięcia właściciela urządzenia, po czym wycelowała obiektyw lornetki w niemal zupełnie opustoszałą trybunę Ślizgonów. Otworzyła usta ze zdumienia i, odrzuciwszy okular na pobliskie siedzenie, puściła się biegiem do wyjścia ewakuacyjnego z trybun.
Czuła jak inni uczniowie zbiegają jej śladem, rozpaczliwie rozpalając w sobie nadzieję, że mecz został przerwany, a Syriuszowi została udzielona czarodziejska pierwsza pomoc. Nie obejrzawszy się nawet na to, co działo się na boisku, pomknęła wprost ku trybunom Slytherinu, intuicyjnie wyczuwając, że tam właśnie krył się ten, którego szukała.

* * * * * 

— To drobiazg, Łapo — po raz nie wiadomo który powtórzył James, od niechcenia wspierając się na własnej miotle. — Wystarczy, że w następnych meczach pokonamy Puchonów i Ślizgonów. I tak to planowaliśmy, co za różnica?
Syriusz podniósł się ciężko na łokciach, tłumiąc jęk bólu, który wciskał mu się na usta. Młoda panna Pomfrey podała mu już odpowiednią miksturę, ale jej działanie wymagało czasu i spokoju, a to właśnie były dwie rzeczy, na które Black zupełnie nie mógł sobie pozwolić.
— To znaczy, że nie odwołali meczu? — zapytał z wyraźnym rozczarowaniem, do końca wierząc, że tak skrajnie nieuczciwa eliminacja jednego z zawodników Gryffindoru skłoni sędzinę do ogłoszenia powtórki.
Chłopcy bez słowa pokręcili głowami, rzucając uważne spojrzenia w jego stronę.
— Ten dupek, Carmichael, tłumaczył się, że był pewien, że tylko się wygłupiasz — dodał James pogardliwym tonem. — Co za idiota, naprawdę.
Syriusz skupił wzrok na własnej dłoni przesuwającej się po śnieżnobiałej pościeli, pozwalając by kolejne pytania mnożyły się w głowie i nie zostały wypowiedziane na głos.
— Gdzie Moon? — odezwał się w końcu, mierząc każdego z przyjaciół uważnym spojrzeniem, jakby wiedział, że doskonale znają odpowiedź. Huncwoci zafrasowali się wyraźnie, unikając jego palącego wzroku.
W momencie, kiedy James otworzył usta, drzwi Skrzydła Szpitalnego skrzypnęły głośno, ukazując postać drobnej dziewczyny uwalanej błotem i ulewnym deszczem. Płynęły długie sekundy, podczas których cała piątka wpatrywała się w siebie bez słowa.
Woda z wolna kapała z jej szaty wprost na posadzkę Skrzydła. Buty były oblepione błotem zmieszanym ze szlamem, a jej jasne włosy przylepiły się do czoła, jednak Moon zdawała się nie zwracać na to uwagi. Krótkim szarpnięciem głowy odrzuciła część kosmyków do tyłu, ale jej spojrzenie nawet na chwilę nie oderwało się od leżącego Syriusza.
— Pójdziemy już — powiedział automatycznie Remus, chociaż w jego głosie zadźwięczała ulga. Zapowiadało się poważne stracie, w którym nie powinni uczestniczyć – czuł to w kościach, jakby wiedział już, co się wydarzy.
Ani Syriusz, ani Dominika nie zareagowali na te słowa. Wciąż mierzyli się wzrokiem, nawet kiedy drzwi Skrzydła Szpitalnego zatrzasnęły się za Huncwotami, a oni pozostali ze sobą sam na sam. Przez chwilę panowało milczenie, które nagle przerwała Moon, wyciągając ku niemu rękę i przywołując wreszcie troskę na twarz.
— Bardzo boli? — wyszeptała, wbijając wzrok w jego bark, który pulsował rytmicznie, wolno odtwarzając właściwą strukturę kości.
Miał wielką ochotę wzruszyć ramionami, ale na jego usta wypłynął jedynie grymas.
— Gdzie byłaś? — warknął nagle, jakby to jedno pytanie ciążyło mu na ustach od chwili, gdy zderzył się z ziemią. Moon cofnęła się o krok, przyciskając rękę do oplątanej szalikiem szyi, ale nic nie odpowiedziała, przyglądając się mu z przestrachem.
Syriusz odczekał kilka długich minut, ale nie doczekał się odpowiedzi. Odetchnął głęboko, gromadząc wszystkie siły, niezbędne do tego, co zamierzał zrobić. Starał się nie patrzeć w jej wypełnione żalem oczy, tak było lepiej. Zachowanie Moon na szczęście wszystko ułatwiało.
— Mam dość tych twoich sekretów — powiedział cicho, utkwiwszy wzrok we własnych dłoniach, które jako jedyne zdradzały zdenerwowanie – drżały ledwo zauważalnie i zaciskały się brzegu śnieżnobiałej pościeli. Dziewczyna jednak jak zahipnotyzowana przyglądała się jego twarzy, która w tym momencie wyrażała gniew i wyniosłość. — Mam dość, że nigdy nie mówisz mi prawdy. Wolałbym mieć normalną dziewczynę, której nie trzeba pilnować bez przerwy.
Zapadło milczenie, w czasie którego Black zaryzykował szybkie spojrzenie w jej stronę. Nie mógł nawet usprawiedliwić się tym, że zrobił to w trosce o nią – tak naprawdę, przyznawał przed sobą ze wstydem, chciał zobaczyć, jakie wrażenie zrobiło na niej jego wyznanie. Czy płakała, drżała z gniewu? Czy utrudni wszystko, przepraszając go i obiecując poprawę, a może obrzuci go stekiem wyzwisk?
Ale Dominika nie zrobiła żadnej z tych rzeczy.
Po prostu stała i patrzyła na niego, a przez jej twarz przebiegały kolejno emocje, jedna po drugiej. Zdumienie gładko przechodziło w niedowierzanie, niedowierzanie zastępowane było przez oburzenie, a ono z kolei ustępowało miejsca żalowi, który był dla niego najtrudniejszy do zniesienia.
Przełknął ślinę i czując, jak krew występuje mu na policzki, utkwił wzrok w uchylonym oknie, wychodzącym na błonia Hogwartu. Patrzył przez nie, ani przez chwilę nie widząc jeziora, Bijącej Wierzby ani zielonej murawy, patrzył nieustannie aż jego uszu dobiegł dźwięk zatrzaskiwanych drzwi. Zamknął oczy i z ciężkim westchnieniem opadł na miękkie poduszki.

* * * * *

Moon biegła hogwarckimi korytarzami, które w tym momencie jak na życzenie były ciche i opustoszałe. Gdyby nie była tak bezwolnie zatopiona we własnych myślach, mogłaby dojść do nie mniej wesołego wniosku, iż był to pierwszy moment od wielu tygodni, kiedy coś działo tak jak chciała, a nie, jakby jakaś mroczna siła spychała wszystko na niewłaściwy tor.
Mijały minuty, a ona zwalniała powoli, bieg przeszedł w trucht, trucht w szybki marsz, aż w końcu zatrzymała się przy topornym cokole, na którym spoczywało znajome popiersie czarodzieja, który zamiast kapelusza przywdział wątpliwą ozdobę w postaci głowonoga. Spojrzała na nie z żalem, bo kojarzyło jej się ze spotkaniami z Corneliusem Imnifay, które – mimo że niekiedy rozczarowujące i tajemnicze – zawsze stanowiły dużą pomoc i wsparcie w czasach, kiedy jeszcze bywała szczęśliwa.
Przysiadła na cokole i zacisnęła usta, powstrzymując łzy napływające do oczu. W końcu od początku podejrzewała, że to w końcu się stanie. Nikt nie był w stanie zatrzymać Syriusza Blacka – on musiał ciągle gnać naprzód, goniąc coś nieuchwytnego, skazany na wieczne spalanie. Wzdrygnęła się na wspomnienie centaurów.
Największy ból sprawiał jej fakt, jak bardzo się przed nim otworzyła. Raz przyjechała specjalnie do domu Jamesa Pottera, by nie pozwolić mu odejść, a dwukrotnie niemal wyznała mu miłość. Powiedziała mu o Białej Magii i o tajemniczych prześladowcach. Otworzyła się przed nim jak przed nikim innym. Wstydziła się tego wszystkiego.
Nie była jednak w stanie zaprzeczyć jego oskarżeniom. Powiedziała Syriuszowi wiele, to prawda, ale nie wszystko. Nie zwierzała mu się z każdego problemu głównie ze względu na obawę przed jego reakcją – kiedy rozpoczęły się jej kłopoty z duchem, była przekonana, że Black ją wyśmieje, a to, co zrobiła dzisiaj, na pewno spotkałoby się z jeszcze większą wściekłością z jego strony. Najwyraźniej samotność była jej pisana, zbyt wiele działo się wokół, jak gdyby była uwięziona w oku cyklonu, który każdego dnia przybierał na sile. Mocno zacisnęła powieki, wracając myślami kilka godzin wcześniej, kiedy Syriusz spadł z miotły, a ona popędziła za jego oprawcą.
Ścigała go, przywołując wszystkie swoje siły. Nigdy nie uprawiała żadnego sportu, a jej kondycja pozostawiała wiele do życzenia, ale adrenalina dodawała jej sił, a ona sama mknęła wzdłuż trybun, kierując się do miejsca wypatrzonego przez lornetkę. Wreszcie pojawił się na horyzoncie, stojąc nieruchomo na murawie przylegającej bezpośrednio podwyższenia przeznaczonego dla Ślizgonów. Zadzierał głowę do góry i mamrotał coś pod nosem, manewrując delikatnie różdżką. Usłyszał ją, kiedy była w odległości kilku stóp od niego – zdradziło ją miękkie błoto i mokra trawa, na której z trudem utrzymywała równowagę. Na jej widok chłopak puścił się biegiem.
Był od niej szybszy, znacznie szybszy i kilka razy niemal straciła go z oczu, kiedy manewrował pomiędzy trybunami, a potem zagłębił się w Zakazanym Lesie. Na widok ponurych masywów drzew celujących w niebo tuż przed nią, Moon zawahała się, ale po chwili wznowiła bieg z nową energią. Las zwiększał jej szansę.
Biegła, nie zważając na czyhające wszędzie pełne szlamu kałuże i wąskie, choć zdradliwe pnie drzew, uniemożliwiające sprawny pościg. Niemal traciła nadzieję, kiedy sylwetka chłopaka niknęła wśród mroku, który zwiększał się z każdym jej krokiem.
W pewnym momencie chłopak zatrzymał się nagle, odwrócony do niej plecami. Dominika przystanęła zaskoczona, czując jak powietrze boleśnie wdziera się jej do płuc. Wsparła się drżącą dłonią o chropowatą korę pobliskiego drzewa, a drugą ręką namacała różdżkę w kieszeni. Po chwili, która zdawała się ciągnąć w nieskończoność, chłopak odwrócił się, demonstrując godło Slytherinu i lekki uśmiech.
— Cześć — powiedział miękko. — Nareszcie jesteś.
Moon zesztywniała, przepełniona zdumieniem i niepokojem. Ślizgon zachowywał się, jakby dobrze ją znał i spodziewał się jej, tymczasem ona widziała go zaledwie drugi raz w życiu – poprzednio również spotkali się w okolicach trybun Slytherinu i to wspomnienie wywołało u niej bolesny skurcz w okolicach serca. Mogła przecież domyślić się, że coś knuje!
Niepokojąco znajome oczy wpatrywały się w nią w wyraźną ciekawością, chociaż reszta twarzy nie pozostawiała już wątpliwości, że to nie Syriusz – twarz Ślizgona była bardziej pociągła, nos idealnie prosty, a gładko zaczesane włosy były wyraźnie krótsze i ujarzmione.
— Dlaczego to zrobiłeś? — zapytała, z trudem łapiąc oddech. — Mogłeś go zabić!
— A więc już wiesz, że nic mu nie jest. — Chłopak uśmiechnął się szerzej. — Spokojnie, wychodził bez szwanku z gorszych opałów. A ja bardzo chciałem cię poznać.
Mięśnie blondynki napięły się instynktownie, a jej palce mocniej zacisnęły się na różdżce, wciąż tkwiącej w kieszeni szaty. Dobrze wiedziała o niechęci pomiędzy domami Gryffindora i Slytherina. Jak dotąd, zainteresowanie mieszkańców tego drugiego wiązało się dla niej wyłącznie z przykrymi, pełnymi grozy przeżyciami i nie spodziewała się, żeby tym razem było inaczej.
— Nie musiałeś zwalać go z miotły dla takiej błahostki — powiedziała Moon, siląc się na spokój, chociaż wszystkie jej zmysły krzyczały na alarm.
— O niektórych rzeczach lepiej rozmawiać na osobności. — Uśmiech nie schodził z jego ust, a on sam zbliżył się do niej nieznacznie. Czarne jak węgiel oczy zabłysły w cieniu drzew.
— Nie mamy o czym rozmawiać — odparła stanowczo Moon, cofając się o kilka kroków i rzucając mu ostrzegawcze spojrzenie.
— Nie bój się mnie. — Chłopak spoważniał nieco, nie odrywając wzroku od jej twarzy. — Mówię szczerze. Jeśli tak bardzo ciekawią cię moje relacje z bratem, chętnie zdradzę ci kilka sekretów w zamian za kilka twoich. — Uśmiechnął się lekko pod nosem, z uwagą przyglądając się jej reakcji. — Co ty na to, biała czarodziejko?
Na samo wspomnienie zalała ją fala gorąca. Wolała nawet nie domyślać się, skąd ktoś taki jak Regulus mógł dowiedzieć się o jej największej, skrzętnie skrywanej tajemnicy. Nawet Syriusz do niedawna niczego nie podejrzewał, a nagle przy pierwszej rozmowie z obcym Ślizgonem na jaw wychodzi coś takiego. Niemożliwym wydawało się, żeby to Syriusz wyjawił jej tajemnicę. Z czym więc się zdradziła, kiedy i – co najważniejsze – komu jeszcze chłopak zdążył o tym powiedzieć? Postanowiła, że przy pierwszej okazji za wszelką cenę wymusi na nim wyznanie prawdy. Bo, że będzie ku temu okazja, nie miała żadnych wątpliwości.
Bardziej to poczuła niż zauważyła. Ktoś stanął nad nią, rzucając na nią swój cień.
— Dzień dobry — odezwał się mężczyzna przyjemnym, głębokim głosem. Moon zmrużyła oczy, próbując przyjrzeć mu się pod światło. Widziała tylko jasną aureolę, w którą zamieniły się jego włosy pod wpływem blasku pochodni oraz migoczący na piersi emblemat. — Jestem Joe Mason. Nie mieliśmy jeszcze okazji się poznać, ale wiem, że rozmawiałaś już z moją partnerką, Lawsford. Masz może ochotę na herbatę?
Blondynka spojrzała na niego z niedowierzaniem. Już miała stanowczo odmówić, ale coś w jego uśmiechu podpowiedziało jej, że to wcale nie była propozycja. Wzruszyła ramionami.
— Chodźmy zatem. Urządziliśmy się tuż obok.
Dziewczyna niespiesznie podniosła się z cokołu. Rozcierając ukradkiem tył szaty zanotowała w głowie, że zimne i twarde kamienne powierzchnie to nie miejsca przeznaczone do siedzenia. Powędrowała posłusznie za detektywem zastanawiając się, dlaczego z własnej woli zgodziła się na przesłuchanie, skoro mogła po prostu odmówić – powiedziała już wszystko, co wiedziała. Czy tacy urzędnicy mogli naginać prawo, używając wobec podejrzanych magicznych środków, zmuszających do składania zeznań albo postępowania zgodnie z ich wolą? Moon postanowiła twardo, że za nic nie napije się tej podejrzanej herbaty.
Ale do herbaty nigdy nie doszło. Zaledwie Mason wkroczył do gabinetu i zapytał ją, czemu po meczu nie wróciła do wieży razem ze swoimi rówieśnikami, coś zagwizdało przeraźliwie. Moon cofnęła się instynktownie, obcasem natrafiając na drewniany próg. Ledwie utrzymała równowagę, patrząc na dziwaczny, zaokrąglony przedmiot leżący na biurku, który wydawał z siebie gwizdy i błyski.
Czarodziej odwrócił się powoli od biurka i spojrzał na nią, z niewiadomych powodów nie wyłączając urządzenia.
— Proszę opróżnić torbę i kieszenie — rzucił nagle rozkazującym tonem.
— Co? — Oczy Moon stały się niemal okrągłe ze zdumienia. Wciąż nie rozumiała, co właściwie się stało. — Niby dlaczego…
— Bez dyskusji — uciął mężczyzna, wyczekująco zakładając ramiona na piersiach i wbijając w nią przeszywające spojrzenie swych jasnoniebieskich oczu.
Dziewczyna obejrzała się niepewnie na wciąż otwarte drzwi, ale ucieczka nie miała większego sensu, a – jak już sprytnie zauważył detektyw – od zakończenia meczu nikt nie błąkał się po korytarzach.
W końcu — myślała z rezygnacją, ciągnąc za suwak i wypakowując zawartość torby — nie mam nic do ukrycia, prawda?
Myliła się jednak. Kiedy na niemal pustym biurku Masona leżał już jej podręcznik do zielarstwa, skrawki pergaminów, nieco zużyte jastrzębie pióro, kałamarz, parę kocich chrupek i rękawiczki, natrafiła w torbie na coś jeszcze.
Zastygła z na wpół wyciągniętą ręką, czując jak pod szalikiem zaczyna jej się robić gorąco.
Mason podniósł wzrok znad jej podręcznika, który zawzięcie kartkował, i przyjrzał się jej nagląco.
Moon przełknęła ślinę i wyjęła ostatni przedmiot. Długi na pół stopy, czarny, połyskujący kolec. Do niedawna własność Severusa Snape’a, którą odebrała mu w przypływie natchnienia, za co przyjdzie jej teraz zapłacić. Niemal żałowała swojego wścibstwa – jej życie z pewnością byłoby o wiele lepsze bez niego. Ale wiedziała, że nie zrobiła tego ze zwykłej ciekawości. Jej także zależało na tym, żeby dojść do tego, kto stoi za śmiercią Patricii, a fakt, że Snape był w posiadaniu trudnodostępnych składników, które niewątpliwie służą do uwarzenia jakiegoś zgubnego w skutkach eliksiru, wydał jej się co najmniej podejrzany.
Detektyw Mason najwyraźniej był tego samego zdania, bo wyjął jej z ręki kolec i przyjrzał mu się uważnie.
— No, no — mruknął i spojrzawszy na nią, zmrużył oczy. Po jego przyjacielskim uśmiechu nie pozostał nawet ślad. — Kolec jeżowca. Zastanawia mnie, co też taka substancja robi w torbie uczennicy?
Dominika nagle poczuła się bardzo samotna. Gdyby nie Syriusz, nie przesiadywałaby jak ofiara losu na korytarzu, a on trzymałby z dala od niej dociekliwych detektywów, wścibskich uczniów i wszelkie kłopoty. Gardło ścisnęło się jej, kiedy podniosła oczy na Masona i przemówiła z całą szczerością, na jaką było ją stać.
— To nie moje. Po co byłby mi jeden kolec? Niech pan posłucha mnie uważnie, nie mam nic wspólnego ze śmiercią Patricii, poza tym, że przypadkowo stałam się jej świadkiem. Tak samo jak pan chcę wiedzieć, kto za nią odpowiada.
Mężczyzna z cichym stuknięciem odłożył kolec na biurko i oparł się o nie biodrem, nie odrywając od niej czujnego wzroku.
— Dlaczego uważa pani, że to nie był wypadek?
— Już wam mówiłam, Patricia nie miała żadnych powodów, żeby odbierać sobie życie. — Pociągnęła za szalik, który zsunął się z jej ramion i jednym końcem musnął podłogę. — Gdyby było inaczej, pewnie nie dostaliby państwo zlecenia.
Rzuciła mu szybkie spojrzenie, jakby sprawdzając, czy posunęła się za daleko. Zamiast tego, mężczyzna uśmiechnął się półgębkiem.
— Błyskotliwy wniosek, panno Moon. Kiedy to wszystko się skończy, proponuję, żeby rozejrzała się pani za posadą w naszym biurze, w Londynie.
Wciąż z kpiącym uśmiechem na ustach, gestem pozwolił jej na zabranie swoich rzeczy i opuszczenie gabinetu. Kolec jeżowca włożył jednak do jednej z szuflad i zapieczętował ją zaklęciem. Dziewczyna szybko zgarnęła swój skromny dobytek i nie fatygując się nawet, żeby z powrotem go spakować, wycofała się z gabinetu. Kiedy zamykała za sobą drzwi, usłyszała jeszcze dobiegający z wewnątrz głos Masona:
— Będę miał panią na oku.

* * * * *

Remus przeciągnął się leniwie i na moment wypuścił z ręki swoje jastrzębie pióro. On i Lisa spędzali w bibliotece kolejną godzinę, więc zastałe stawy powoli zaczynały dawać się im we znaki.
Spojrzał nad nią ponad stosem podręczników i porządnie zwiniętych pergaminów. Skrobała zawzięcie piórem, skrzętnie wypisując charakterystyczne cechy roślin z gromady widłaków i ich zastosowanie w eliksirowarstwie. Co jednak podobało mu się najbardziej, od czasu do czasu zamyślała się na moment, zapewne układając w myślach kolejne zdanie, i nieświadomie wodziła lotką po swoich okrągłych policzkach i pełnych ustach. Czasami końcówka pióra wędrowała nieco zbyt blisko nosa i wywoływała kichnięcie, przez co Lisa ze zdziwieniem spoglądała na pierzastego winowajcę, jakby nagle zaczął wykazywać własną wolę. Ten uroczy proces po raz ostatni wydarzył się jakieś trzy kwadranse temu, więc Remus poważnie zaczął rozważać rzucenie małego, huncwockiego uroku na pióro Lisy, ale w tym samym momencie Krukonka podniosła na niego swoje piękne, ciemne oczy i uśmiechnęła się z przekąsem.
— Nie powinieneś czasem pisać wypracowania dla profesora Jonesa?
— Powinienem — odparł z lekkim uśmiechem. — Ale chyba mogę czasem zafundować sobie odpoczynek i skupić wzrok na czymś ładniejszym od mantykory?
— Jak miło! — parsknęła, opierając podbródek na stulonej dłoni. — Ładniejsza od mantykory, tego jeszcze nie słyszałam. Remus Lupin, hogwarcki mistrz komplementów.
— Liczy się oryginalność. — Wzruszył ramionami i posłusznie wrócił spojrzeniem do podręcznika, ale jego prawdziwe zdanie na temat urody Elisabetty zdradzał czuły uśmiech, który jakoś nie chciał opuścić jego ust. Zaczął kartkować podręcznik w celu odnalezienia magicznego stworzenia, które mogłoby posłużyć do bardziej adekwatnego porównania, gdy nagle jego wzrok przyciągnęła jedna z rycin, przedstawiająca feniksa w locie.
Feniks — przemknęło mu przez myśl. — Zakon Feniksa. Co to mogło znaczyć, u licha?
Parę dni temu zaaferowani Syriusz i James przybiegli do niego, żeby podzielić się sensacją zasłyszaną w gabinecie dyrektora. Ku cichej irytacji Remusa oczywiście byli przekonani, że zaraz wytłumaczy im, o co w tym wszystkim chodzi. Tymczasem musiał ich rozczarować, bo nigdy wcześniej nie słyszał tej nazwy, a co jak co, ale pamięć miał dobrą. Jedyne informacje, jakie mieli na ten temat, wynikały bezpośrednio z podsłuchanej rozmowy – najwyraźniej Zakon Feniksa to jakaś organizacja, do której teoretycznie mogliby wstąpić wybrani uczniowie. Uczniowie wyselekcjonowani podczas spotkań Klubu Pojedynków. Może więc to jakieś dodatkowe fakultety albo kółko zainteresowań? Tylko dlaczego profesor McGonagall była tym tak zdenerwowana?
Wszystkich ich nurtowała ta tajemnica, chociaż James jak zwykle postanowił rozładować sytuację i stwierdził, że do żadnego zakonu nie zamierza wstępować, bo przecież czeka go ślub z Evans. Ślub odległy jak nigdy wcześniej, uzupełnił złośliwie w myślach Remus, bo Rogacz z niezrozumiałych dla nikogo powodów dał odetchnąć Evansównie i nawet nie wysłał jej walentynki. A może była to część kolejnego genialnego planu?
Przez chwilę czuł jak ogarnia go mieszanina znużenia i zniechęcenia – czy ludzie nie mogliby być po prostu szczerzy wobec siebie zamiast snuć niekończące się intrygi i knowania? Gdyby Dumbledore na samym początku powiedział uczniom, dlaczego właściwie założył Klub Pojedynków, Huncwoci nie musieliby teraz wytężać mózgów i sklejać naprawdę marnych strzępków informacji w logiczną całość; gdyby James szczerze wyraził swoje uczucia wobec Lily zamiast wstydzić się poważnych wyznań i błaznować, kto wie, może coś by z tego było; gdyby Syriusz i Moon porzucili swoje strefy bezpieczeństwa i okazali sobie wzajemne, pełne zaufanie, nie musieliby ciągle gryźć się w język i dusić w sobie emocji, które przecież wcześniej czy później musiały wybuchnąć.
Jego wzrok ponownie powędrował w kierunku Lisy, ale tym razem ukradkowo, jakby nieśmiało.
Tak, Remus dla każdego miał gotowe rozwiązanie. Dla każdego, poza sobą.

* * * * * 

Lily siedziała na swoim łóżku w dormitorium dziewcząt, a na jej ustach błąkał się mimowolny, jakby nieśmiały uśmiech. Pokój był pusty, a przy tym znajdował się na szczycie wieży, więc szanse na to, że ktoś ją widzi były niewielkie, ale mimo wszystko czuła lekkie zażenowanie, być może nawet przed samą sobą.
Bo czy jest coś bardziej zawstydzającego niż fakt, że Potterowi udało się wzbudzić w niej ciepłe uczucia? Prawdopodobnie po raz pierwszy od niepamiętnych czasów. Nie było to nic znaczącego, ale właśnie ów fakt i niepodobna do Huncwota dyskrecja sprawiły, że było to zachowanie zupełnie inne od tego, którym uprzykrzał jej życie przez cztery długie lata, czyli od momentu, kiedy raczył ją zauważyć.
Podciągnęła kolana pod brodę i mrużąc oczy w uśmiechu, spojrzała na złotego znicza, który trzepotał pod sufitem, kreśląc w powietrzu esy i floresy.
Kiedy przyszła do dormitorium po meczu, znicz już tu był. Nie było żadnej adnotacji ani wiadomości od nadawcy, ale przecież nie były potrzebne. Evans niejasno zdawała sobie sprawę z tego, że było to nielegalne oraz, paradoksalnie, praktycznie niewykonalne, jako że James Potter był ścigającym, a nie szukającym, więc niby kiedy udało mu się zabrać piłeczkę?
Nie przeszkadzało jej to jednak zupełnie. Znicz pobłyskiwał cudownie w ostatnich promieniach zachodzącego słońca, a w głowie rudej Gryfonki kiełkowały niestworzone scenariusze z nim związane, kiedy drzwi dormitorium otwarły się szeroko.
Evans błyskawicznie spoważniała i spuściła nogi na podłogę, jakby przyłapana na gorącym uczynku. Jednak Moon, bo to właśnie ona tak nagle wtargnęła do sypialni, zdawała się tego nie widzieć, zajęta pieczołowitym zamykaniem drzwi. Kiedy odwróciła się ku niej, Lily wiedziała, że stało się coś złego. Blondynka wyglądała ja kupka nieszczęścia – z włosami w nieładzie, zsuniętą z ramienia szatą, szalikiem wlokącym się po podłodze i zawartością torby przyciśniętą do piersi. Spróbowała uśmiechnąć się ironicznie, ale zupełnie jej to nie wyszło.
— Co się stało? — zapytała Evans, błyskawicznie porzucając własne rozmyślania i z niepokojem patrząc na przyjaciółkę. Przez jej głowę przewijały się dziesiątki możliwych wyjaśnień.
— Mam naprawdę dupny dzień — odparła Moon z prostotą, rzucając na swoje łóżko pustą torbę, podręcznik i stos pergaminów. A potem się rozpłakała.
Lily błyskawicznie podbiegła ku niej i otoczyła ją ramionami. Przysiadłszy na łóżku, pozwalała jej się rozkleić, głaszcząc ją uspokajająco po włosach i szepcząc łagodnie. Nigdy nie widziała, żeby Dominika płakała. Wcześniej, oczywiście – ostatnio Moon wydawała się tykającą bombą, która w każdej chwili może wybuchnąć. Widziała jej cierpienie na pogrzebie Patricii, miała także wrażenie, że słyszała jej szloch, kiedy wróciły do dormitorium po odpowiadaniu na natrętne pytania pani detektyw. To zachowanie zupełnie nie pasowało do wesołej i silnej dziewczyny, z którą się zaprzyjaźniła. Czuła, że musi stać za tym coś poważnego, jednak zamierzała poczekać, aż Moon sama to z siebie wydusi.
Nagle blondynka podniosła głowę znad jej ramienia i zamrugała mokrymi od łez rzęsami.
— Co to? — zapytała, wskazując w stronę złotego znicza, którego pióra wciąż szeleściły, ocierając się o sufit.
Evans powędrowała wzrokiem za jej spojrzeniem i westchnęła.
— Opowiem ci innym razem — obiecała, odwracając głowę od pobłyskującej złotem piłeczki i zakryła oczy powiekami.





No dobra, może nie był to najdłuższy rozdział na świecie, ale za to mamy solidną bazę pod kolejny, który chyba niestety będzie superekstradługi, o ile nie wymyślę, jak te wątki rozdzielić. Ale będzie się działo! Teoretycznie można snuć domysły na podstawie enigmatycznych wersji roboczych tytułów kolejnych rozdziałów, które znajdują się w Dziale Ksiąg Zakazanych, ale już teraz mogę zdradzić, że ci z Was (o ile są w tej kwestii jakieś wyjątki), którzy z utęsknieniem wyczekują intensyfikacji wątku Jily, na pewno będą zadowoleni :) Tymczasem możecie współczuć Dominice i trzymać kciuki za Remusa, którego czekają naprawdę ciężkie chwile. Przesyłam pozdrowienia i wenę, bo ja chyba cierpię na nadmiar, a widzę, że Blogosfera nam przymiera... ;)

17 komentarzy:

  1. Ja najbardziej wyczekuję dobrej relcacji Syrdom!!! Ach.... napiszę pozniej porządny kkmentarz, jak ochłonę, jak zwykle tyle emocji..!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no dobrze, jestem. Ja czasem mam ochotę wejść tam w ten Twój świat i im nagadać. Przecież Dominika i Syriusz mieli już prawdziwy związek. Więc dlaczego ona nie próbowała z nim porzmawiać? ja wiem, że pewnie nby ją zbył... ale dobra, mogła nawet nie gadać, mogła do niego podejść i się przytulić albo wziać go z zaskoczenia i pocałować... są koncu razem! a nie tylko się gapić... Boże, ponadto ja głupian myślałam, że może oni się pogodzą, jak Syri miał ten wypadek, ale wiedziałam, że pewnie nie. Rozumiem, dlaczego Black powiedział, co powiedział, choć... Choć jakby się Dominika w to wczytała, to więcej w jego słowach było żalu, zarzutu niz odpychania. Tylko że ona wie, że w pewnym sensie to jest słuszne. Jestem niemal pewna, ze dowiedziała sie od Regulusa czegoś, o czym nie chce mówić Blackowi. I nie chodzi o Białą Magię. Chodzi o to, czego nie wstawiłaś, oraz o to, ze ona po prostu nie chce powiedizec Syriuszowi, że to własny brat go tak załatwił. I nawet to rozumiem, chociaż przez to między nia a Syriuszem będzie jeszcze gorzrej. Fakt, że Black chce ją w taki sposób bronić, nie przekonuje mnie. To znacyz, ja go rozumiem, ale jest już za późno. Ona juz się w nim zakochała, pewnie nawet go kocha, wiec... wiec to nie ma już sensu. A co do Regulusa... kompletnie nie rozumiem jego zachowania, przecież on tak naprawdę nie mógł kontrolować tego wzytskiego, czy naprawde nie mógł zmusić Dominiki inaczej do rozmowy? myślę,że mógł, ale chciał jej uwagi... ale te i tak by zdobył, skoro zna jej sekret. Skąd...? czy on może stać za akcją z Patricią? mam szczerą nadzieję, że nie, bo ja go lubię; zawsze mu współczułam, tego, że był trochę słabszy psychicznie od Syriusza i że starszy brat nie zauwazył tego, ze Regulus mogłby byc jak on... w koncu koniec koncow taki wlasnie był. i nikt o tym nie wiedział wtedy, kiedy wiedziec powinien. to okropne :(
      ale zbaczam z tematu... Remus ma sporo racji, ale nie ze wszystkim: to znaczy, nie ma racji z tym, że James jest dalej od Lily niż wczesniej. Wręcz przeciwnie. Myślę, że jest bliżej, własnie dlatego, że nie robi szumu. Swietny pomysł z tym zniczem. NIe mogę sie doczekać dalszejgo rozwinięcia wątku Jily, bo wbrew temu co napisałam wyzej, to ich tez kocham, nie tylko Syrdom, choć tak bardzo chce, żeby Syrdom się dogadało, że to aż boli! uwielbiam to opowiadanie, a nie za bardzo lubię tych detektywów. Ciekawe, po co Snape'owi było to coś. Quidditch piszemy małą literą, o, to chciałam powiedziec :D

      Usuń
    2. Wiesz, problemy komunikacyjne na linii Dominika-Syriusz to nieodłączny element ich relacji od zawsze :D Trudne charaktery, które prędzej powzwolą, żeby negatywne emocje zeżarły ich od środka niż nagną odrobinę dumę i powiedzą, jak jest. Zresztą po tym, co powiedział Syriusz, nie sądzę, żeby zasłużył na przytulenie czy pocałunek :) W końcu dał do zrozumienia, że Dominika nie jest normalna i w efekcie również przez niego niechciana ;) Wiadomo, że oboje mogliby spojrzeć głębiej, ale komu by się chciało, kiedy można cierpieć w milczeniu i polerować swoją głupią dumę.
      Co do Regulusa, to spokojnie, nie zamierzam go demonizować. Myślę, że ludzie dobrzy i szlachetni z natury też mają prawo zaufać niewłaściwej osobie i dać się wciągnąć w coś, czego skali nie podejrzewali.
      Jeśli chodzi o szczerość Dominiki wobec Syriusza w kwestii Regulusa, to Syriusz niestety sam doprowadził do takiej sytuacji, kiedy tak ostro zareagował na drobną i niewinną wzmiankę o bracie po jednym z treningów, w dzień śmierci Patricii.
      Masz rację - nikt, nawet Remus nie podejrzewa, że w szaleństwie Jamesa jest metoda :D Co do znicza, to zainspirowała mnie scena ze wspomnień Severusa, kiedy Potter bawił się złotym zniczem, a później Rowling przypomniała sobie, że jednak był ścigającym. Po raz drugi sięgnęłam po ten wątek, nie mogłam się powstrzymać :)
      Dziękuję Ci bardzo za komentarz i pozdrawiam,
      Eskaryna

      Usuń
  2. Hej !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
    No w końcu rozdział :) na samym początku chce cię przeprosić że ten komentarz nie będzie za długi ale po prostu ostatnio nie umiem sklecić nawet jednego zdania. Pisanie nowego rozdziału idzie mi jak po grudzie więc mam nadzieję że mi wybaczysz.
    Nie wiem czemu ale kontuzje meczowe jakoś mnie nie bolą :D chyba przez to co przeszła moja bohaterka hahah. Ale wierzę że nawet jeśli twarz Blacka by ucierpiała to nadal byłby cudny więc idźmy dalej.
    No powiem ci nie spodziewałam się że to Regulus. Miałam podejrzenia co do pewnej panienki z Francji, ale ... okej. To ma jakiś sens :) Nie wiem jak inni ale ja uwielbiam Regulusa. Niby był Śmierciożercą, miał chore poglądy tak samo jak ich powaleni rodzicie, ale ja wierzę i wiem to iż w środku jest dobry i że ma serce. Choćby ta sytuacja z medalionem nam to ukazała. Dobra kończę bo coś zaspoileruję z mojej histori hahah
    Oj Syriusz Syriusz. Wiem że masz ciężkie życie i w ogóle ale nie trzeba było tak na nią naskakiwać. Ty też masz tajemnice wredny typie! Eh okej spokojnie.
    Pan detektyw ... nie lubię go.
    Remus? Ja najchętniej to bym go przytuliła i nie puściła. Czemu nie ma takich facetów na prawdę?
    I Jily! <3
    Pozdrawiam, życzę jeszcze większej weny niż dotychczas i zapraszam do mnie gdzie pojawiła się niedawno kolejna Miniaturka :O

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć!
      Nie przejmuj się, dla mnie liczy się każde słowo, a pamięć to już w ogóle (bo sama mam jej tak mało, haha).
      Mnie też średnio ekscytują, no bo jak się ma taką panią Pomfrey pod bokiem, to czego tu się bać? :D Kurde, czarodzieje potrafili sprawić, żeby odrosły kości, więc jakieś tam złamanie czy wstrząs mózgu nikogo nie powinny ekscytować. No ale ulubieniec Hogwartu ucierpiał, to może boleć, podobnie jak zraniona duma :)
      Myślę, że estetyczny zmysł Josephine nie pozwoliłby jej na uszkodzenie Blacka :D A przynajmniej fizycznie.
      Ja też bardzo lubię i rozumiem Regulusa, więc w swojej historii postaram się przedstawić go tak, jak go sobie wyobrażam - czyi z jednej strony olbrzymi szacunek i uczucie do istotki tak marnej jak skrzat domowy, ale z drugiej strony oblepianie pokoju proporczykami Slytherinu i artykułami o Voldemorcie. Wbrew pozorom, moim zdaniem to wcale się nie wyklucza, wręcz przeciwnie.
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam,
      Eskaryna

      Usuń
    2. Ja bardzo żałuję że nie było więcej Regulusa w książkach no ale nic dziwnego skoro stało sie to co sie stało
      Pozdrawiam i zapraszam na dość mroczny rozdział :)

      Usuń
  3. Hej, to znowu ja! Bez zbędnych wstępów, zabieram się za komentarz xd

    Nie do końca wychwyciłam powód zepsucia się relacji Dominiki i Syriusza, ale skoro już ze sobą oficjalnie byli, ich zachowanie rzeczywiście było nieco... dziwaczne? tak jak wspomniał ktoś wyżej, mogli do siebie podejść, zrobić cokolwiek. nie chodzi nawet o to, czy po tym co powiedział zasłużył, ale wcześniej też tak było. mam wrażenie, że w związku tak po prostu nie bywa, nie bez powiedzianego wprost powodu. unikania spojrzeń itp. bez otwartej kłótni po prostu nie widze.

    sytuacja z meczu od razu przywiodła mi na myśl akcję komnaty tajemnic - fakt, ze był to Regulus, okropnie mnie rozczarował. przykre po prostu, że tak się zachowuje jego brat. niezależnie od jego relacji ze starszym bratem, nie mogę wyobrazić sobie, że mogliby choćby spróbować się nawzajem skrzywdzić...

    dalej, detektywi zostali wynajęci przez rodziców Patricii, mimo to działają jak organizacja stricte rządowa. czy przesłuchania niepełnoletnich uczniów mają w ogóle prawo sie odbywać bez rodziców? ponadto, przeszukiwanie ot tak wg mnie nie mogłoby się odbyć. mogła wyjść bez żadnych konsekwencji. i rozumiem, co miałaś na celu, pisząc o tym kpiącym "zgłoś się do nas do pracy", ale na ten typ rozmowy detektywi są uodpornieni i nie rzucają raczej takimi tekstami. logiczne uzasadnienie czy argumentacja ze strony przesluchiwanych i oskarzonych to raczej sprawa dość powszechna, nie robi na nikim wrażenia (:

    dalej, może i niuans, ale nie mogłam tego pominąć - kolce jeżowca nie są tak długie. coz, w kazdym razie nieciekawie się złożyło, karma wraca, nie należy kraść xD ale jako że działanie mam nadzieję, że nielegalne (bo to przeszukiwanie naprawdę bezczelne z ich strony...), to nie powinno mieć konsekwencji.

    wątek z Remusem i Liz uroczy, niezręczne komplementy całkiem do niego pasują. sam opis Liz w jego oczach też taki przyjemny, kochany - a i to rozmyślanie o radach dla każdego, poza umiejętnością znalezienia rozwiązania dla swoich własnych spraw, również jest takie... życiowe i remusowe zarazem xd

    znicz i Evans - okropnie kochane! i to, że wiedziała, że to James. nawet nie musiał zostawiać wiadomości, wszystko jasne. podobało mi się też ukazanie ich przyjaźni, że Lily z wyczuciem postanowiła porzucić pozytywne sprawy.

    nie wiem, co więcej dodać, ale rozdział rzeczywiście krótszy niż zwykle... następnym razem musi być dłużej! wyszło dziś może średnio pozytywnie, ale cóż. zdecydowałam, że nie będę u nikogo pomijać żadnych kwestii - szczególnie tych, które w moim mniemaniu nie są dopracowane. nawet, jeżeli będzie się to wiązało z "mszczeniem się" w komentarzach u mnie, choć ciebie akurat o to nie posądzam. wierzę, że wolisz wyciągnąć wnioski, zamiast obrastać w piórka :)
    do zobaczenia pod kolejnym rozdziałem <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejhej!
      Jestem człowiekiem do zemsty skłonnym, owszem, ale nie aż tak głupim, więc bez obaw, trudno byłoby mi negatywnie zareagować na konstruktywną krytykę :) To nie kółko wzjamenej adoracji. Co mogę, to postaram się sprecyzować, chociaż nie spodziewam się, że Cię przekonam, bo każdy ma swój punkt widzenia.
      Rozstanie wynikło z wyraźnej inicjatywy Syriusza i częściowo o powodach wspomniałam już wcześniej, nie chcę teraz tego nazywać wprost. W kolejnym rozdziale, kiedy o całym fakcie dowiedzą się inni, napiszę o tym trochę więcej. RPoza tym relacja Dominiki i Syriusza nigdy nie była idealna, a psuła się już od jakiegoś czasu. Syriusz odsuwał się stopniowo, krok po kroku, a Dominika była zbyt dumna, żeby coś z tym zrobić, bo przyjęła automatycznie, że szkolne bożyszcze po prostu się nią znudziło, a w tym wynikającym z kompleksów oraz wyraźnie niższej pozycji w związku wnioskowaniu jest niestety odrobina prawdy. Ale tak jak mówię, przyjmuję do wiadomości, że może wyszło to dziwnie, nienaturalnie. Ale też to rozstanie nie jest naturalne i prozaiczne.
      E tam, ja wierzę, że pani Pomfrey mogłaby łatwo uleczyć każde fizyczne uszkodzenie ciała :) Przykro mi, że Cię rozczarowałam, mam nadzieję, że w kolejnych rozdziałach nie będzie tak źle, bo wątek Regulusa będzie przybierał na sile.
      Wyobrażam sobie, że ściąganie do szkoły rodziców uczniów byłoby bardzo uciążliwe, a detektywi znajdują się w Hogwarcie za zgodą i aprobatą dyrektora. Przesłuchania nie są obowiązkowe - tak jak ostatnio Dominika odwróciła się na pięcie i uciekła do dormitorium, tak teraz też mogła się wycofać, ale mimo że rozmowy z detektywami nie są przyjemne, to jednak dają nadzieję na wyjaśnienie śmierci Patricii. Postaram się popracować nad tym wątkiem :)
      Jeju, następny rozdział szykuje się tak długi, że naprawdę nie wiem, co z tym zrobić. Najwyżej będzie poprzedzonym alertem "Przygotuj dzban herbaty, zapas ciastek i wygodne miejsce do czytania" :D
      Dziękuję za konstruktywny i motywujący komentarz,
      Eskaryna

      Usuń
  4. Cześć,
    natrafiłam na Twojego bloga jaaaaaakiś czas temu i od razu zabrałam się za czytanie, a raczej za nadrabianie rozdziałów aby móc skomentować bieżący. Mój komentarz będzie zawierał trochę treści, odnoszących się do całości opowiadania i bohaterów oraz te, dotyczące rozdziału XVI - części III. Nie przedłużając - zaczynam!

    Mecz pomiędzy Gryffindorem, a Ravenclawem opisany bardzo szczegółowo, czułam się jakbym znajdowała się na trybunach i obserwowała to widowisko na żywo! Tak jak ktoś napisał wyżej - sytuacja z miotłą Syriusza również skojarzyła mi się z Komnatą Tajemnic!! Myślałam też, że Dominika biegnie, aby zapobiec upadkowi Syriusza… A tymczasem pobiegła za jego bratem! Świetne zagranie Regulusa, genialne odwrócenie uwagi!

    Jeśli chodzi o główny paring - nazwa „Syrdom” jest oficjalną? Błagam, powiedz, że nie… „Syrika” też nie jest nazwą oficjalną, prawda? Rozumiem, że fanom opowiadania łatwiej jest używać połączenia dwóch imion głównych bohaterów, ale czasami pojawiają się imiona, z których po prostu nie da się stworzyć nazwy, która nie brzmiałaby śmiesznie. Dalej, będąc przy kwestii imion - Dominika Moon - połączenie polskiej wersji żeńskiego imienia z angielskim nazwiskiem nieco „gryzie ucho”. Mało tego, główna bohaterka pochodzi z Francji — Dominic, Dominique — za granicą ludzie szukają odpowiedników polskich imion i następnym razem przy tworzeniu bohaterów radziłabym zrobić to samo.

    Związek Syriusza i Dominiki, po tym co razem przeszli, powinien być dojrzalszy. Po co być ze sobą, skoro się nie mówi wszystkiego drugiej połówce z powodu strachu przed zostaniem wyśmianą? Wyjście ze skrzydła szpitalnego - stawianie sobie samej przeszkód na drodze, uciekanie od problemu. Rozumiem, że swoim zachowaniem Syriusz na zasłużył na miłe traktowanie, ale przecież to jego charakter - a kocha się człowieka za całokształt i mimo wszystko.

    Ah, i skoro o Syriuszu mowa to pozwolę sobie przytoczyć tutaj fragment: „Nikt nie był w stanie zatrzymać Syriusza Blacka – on musiał ciągle gnać naprzód, goniąc coś nieuchwytnego, skazany na wieczne spalanie.” - gdyby usunąć imię i nazwisko, bądź wstawić dane kogoś innego, to byłby to wspaniały zarys postaci… Niestety, jest tu napisane Syriusz Black, przez co wydaje mi się, że jego charakter jest wyolbrzymiony… aż za bardzo i jakby na siłę?

    Z tego co wyczytałam w zakładce Liebster Blog Award (nominacja bodajże od dziewczyny o imieniu Bianka) jesteś chyba najbardziej dumna z postaci Dominiki, przez którą chcesz pokazać cienką granicę pomiędzy dobrem, a złem… Na początku odkrywanie nowych cech głównej bohaterki sprawiało, że wydawała się inna niż wszystkie, a zadanie, jakie postawiłaś przed sobą — czekało na pełną realizację, a od kilku rozdziałów wydaje mi się, że Dominika jest taka… hm, płaska? Nijaka? Nieobecna? Nie potrafię tego ściślej sprecyzować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powrócę teraz do rozdziału… wątek z prywatnymi detektywami jest ciekawy, ale ich sposób działania mija się z tym, jak to wygląda w rzeczywistości. Prywatni detektywi działają raczej „po cichu” - wpierw zabrali bohaterów na rozmowę na błoniach, a potem ciągle ich przesłuchują, dorzucając do tego przeszukanie w szkole torby uczennicy?

      Ogólnie zauważyłam u Ciebie tendencje do psucia nastroju rozdziału słowami, bądź zachowaniami bohaterów, które wywołują grymas na twarzy czytającego - niedawne „klepanie po tyłku” czy też występujące w tym rozdziale słowo „dupny” w funkcji przymiotnika. Proponowałabym Ci wyzbycie się tego i to jak najszybciej, nim zakorzeni się w Tobie na dobre!

      Gdybyś nie napisała, że rozdział jest krótszy - nie zwróciłabym na to uwagi! Z jednej strony to dobrze, że masz lekkość w pisaniu, a rozdziały zajmują więcej niż jedną stronę w dokumencie, ALE z drugiej strony ich długość sprawia, że są za bardzo „napakowane” informacjami/wątkami/akcją/opisami, przez co czytanie ich w całości jest niczym wspinaczka w górach - przyjemna, ale męcząca i w jej trakcie konieczne są przerwy.

      Na koniec - muzyka na blogu jest cudowna i bardzo klimatyczna! Kojarzy mi się z potężnymi murami Hogwartu, ich nierównościami spowodowanymi upływem czasu oraz z tajemnicami, jakie skrywają…

      Mam nadzieję, że się na mnie nie pogniewasz za moje uwagi na temat Twojego opowiadania. Widziałam, że w komentarzach czytelnicy bardzo Ci słodzą, a przecież nie można spocząć na samych laurach :)
      Ah, i wybacz podzielenie komentarza - limit znaków mnie do tego zmusił!
      Pozdrawiam i trzymam kciuki za dalszy rozwój pisarski,
      Lucinda.

      Usuń
    2. Witam serdecznie!
      Oj, takie komentarze "zbiorowe" są zawsze najciekawsze :) Bo zupełnie inaczej widzi się historię z zapleczem świeżo przeczytanych rozdziałów, a inaczej z nowym w pamięci.
      Cieszę się, że jesteś zorientowana w tematyce potterowskiej i wychwytujesz smaczki!
      Co do związku Syriusza i Dominiki, to pozostaje mi tylko potwierdzić - ta relacja jest BARDZO niedojrzała. I dlatego właśnie musiało się to skończyć tak, a nie inaczej - oboje muszą przeżyć i zrozumieć znacznie więcej niż do tej pory, żeby stworzyć nowy, udany związek.
      Nie za bardzo rozumiem Twoje uwagi odnośnie do Syriusza, co konkretnie jest wyolbrzymione i dlaczego, ale domyślam się, co miałaś na myśli pisząc o Dominice - nie chcę spojlerować, ale obecnie mierzymy się z okresem przejściowym, byciem ofiarą po różnych ciosach, która kuli się i cofa, ale oczywiście ten etap nie będzie trwał wiecznie - wręcz przeciwnie, już niedługo Moon podniesie się z kolan, ale w jakich okolicznościach i po której stronie? Tego teraz już nie powiem :)
      Za pozostałe uwagi bardzo dziękuję, na pewno postaram się zwracać uwagę na te kwestie podczas pisania kolejnych rozdziałów - szczere komentarze doceniam szczególnie, bo chociaż trudniej przetrawić je niż wspomniane "słodzenie", to przecież motywują do szlifowania samego siebie, a to naprawdę wiele ;) Pewnie nie wszystko będę mogła wprowadzić w życie, bo nie jestem zawodowym pisarzem i mam swoje nawyki, które może nawet lubię, ale rady to na pewno coś, co zawsze przyjmuję z entuzjazmem i motywacją.
      Dziękuję za wspaniały komentarz i pozdrawiam,
      Eskaryna

      Usuń
  5. Buuuum! Tum dum dum!
    Dobra. Nie było mnie długo, przepraszam bardzo :( nawał pracy i tam dalej, zresztą widać to po moim rozdziale, którego mam, oh, trzy strony!
    Także no. Ale to o twoich wypocinach tutaj rozmawiamy. Obawiam się, że mój komentarz nie bd długi, bo dopiero co wróciłam do domu i jestem padnięta, bo troche stresu przez ostatnie godzinki mnie chwyciło, ale dobra. Lecimy z tym koksem!
    To Syriusz i Dominika zerwali ze sobą tak całkiem? Bo ja tego tak nie odebrałam, ale cos tam komcie na gorze przegladalam i chyba tak napisałaś. Mi to raczej wygladalo na taka klotnie malzenska, no bo przeciez oni sie kochaja...
    Ale wrocmy do poczatku... Jak Regulus mógł to Syriuszowi zrobić? Przecież to jego brat! Lubię tą postać, bo na koniec okazał się odwaznym dobrym czlowiekiem, ale tutaj no ten... Tak nie mozna! Black mógł zginąc!
    I skąd Regulus, u licha, wie o Białej Magii?!
    Słowa Syriusza naprawdę okrutne, nie chciałabym czegoś takiego usłyszeć od osoby ktorej ufam (chociaz w sumie nie do konca, bo ich relacja byla pelna niedopowiedzen i tajemnic), wiec nie dziwie sie ze Dominika tak zareagowala...
    Zwlaszcza, ze biegla za regulusem w tym czasie, kiedy jej nie bylo, chcac dowiedziec sie kto zrobil to syriuszowi. A on na nia wyskoczyl.
    Ostatnio ciezkie czasu spotkaly maszych bohaterow, oj ciezkie...
    I jeszcze szykuje nam sie bal?
    A mogla dominika uciec, czemu tego nie zrobila? Mogla sie nie zgadzac na zadne przeszukiwania, teraz jest jeszcze bardziej podejrzana... same kłopoty przez to, echhh...
    Scena z Remusem naprawdę urocza! Ostatnio tak cos nic nie wspominalas o Lisie i Lupinie i proszę! Ciekawie jak sie ich rwlacja rozwinie, ale raczej nie bylo o niej nic w kanonie, a ty trzymasz sie kanonu, to obawiam sie ze nie pojdzie to w takim kierunku jakbym chciala...
    A jeszcze Jily! James zaczyna dorastac jupijaj! Juhuhu! Cieszmy sie i radujmy, bo coraz wiecej Jily bd!
    Bd juz konczyc. Zycze weny i czasu!
    Pozdrowionka,
    Bianka!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć, kochana!
      Może nie było to typowe zerwanie "tu i teraz", ale słowach Syriusza dalszego ciągu związku raczej nie będzie :) Nie umiał i nie chciał tego powiedzieć wprost, ale na obecnych warunkach i po ostatnich wydarzeniach ten związek po prostu nie ma racji bytu.
      Obiecuję, że zbliżający się bal będzie fanfikowo niestandardowy :))
      Cieszę się, że spodobał Ci się wątek Remusa - niedługo będzie go trochę więcej, ale masz absolutną rację - trzymam się kanonu, póki mogę :))
      Ojeju, z Jily mam tyle radości, że nie wiem :) To chyba jedyny stuprocentowo optymistyczny wątek, który mogę obiecać. Więc obiecuję! Już w następnym rozdziale :)
      Z pozdrowieniami,
      Eskaryna

      Usuń
  6. Na wstępie - rozdział za krótki, ale wystarczający, żeby oderwać mnie od rzeczywistości :)

    Biedny Syriusz... Nie! Należało mu się, skoro tak traktuje Dominikę. Niby chce ją chronić, a trzyma ją na dystans. Czy on nie zdaje sobie sprawy z tego, że jej biała magia stanowi dla niej zdecydowanie większe zagrożenie niż jego arystokratyczna rodzinka? Swoją drogą, jak już jesteśmy przy rodzinie Black, skąd Regulus dowiedział się o darze Dominiki? Coś mi się wydaje, że chłopak zadaje się z typami, którzy ponoszą winę za całe zło, jakie ostatnio pojawiło się w życiu panny Moon. Regulus wydaje się miły, więc mam nadzieję, że wpłynie jakoś na swoich 'kolegów' i wybije im z głowy znęcanie się nad Domi.

    Jestem pewna, że Syriusz zrozumie swój błąd, oby tylko nie było zbyt późno na poprawę relacji z Dominiką. Zrywać z dziewczyną w taki sposób? Cios poniżej pasa! Szczyt chamstwa! Cieszę się, że również James nie poprze jego durnego pomysłu (nawiązując do kolejnego rozdziału). Po cichu liczę na to, że Dominikę i Regulusa połączy jakieś głębsze uczucie, byłoby to całkiem ciekawe połączenie :D Oczywiście, ostatecznie Domi byłaby z Łapą, ale nikomu nie zaszkodziłby mały romans Domi z drugim bratem :D (trochę podobna sytuacja jak w "Pamiętnikach Wampirów").

    I jak tu nie kochać Rogacza? Chłopak jest cudowny, a pomysł ze zniczem - genialny! :) Moje serce już skradł, teraz pora na serducho Lily. Cieszę się, że w ostatnich rozdziałach poświęcasz tej parze więcej uwagi, jestem naprawdę wdzięczna :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, właśnie, pomyślunku trochę :) W zachowaniu Syriusza jest trochę obarczania się winą i trochę unikania odpowiedzialności jednocześnie, więc choć paradoksalne, nie jest to najwygodniejsze połączenie.
      Osobiście lubię Regulusa, więc teraz będzie go już tylko więcej.
      Taki scenariusz podchodziłby już pod kolekcjonowanie Blacków :D
      Dziękuję Ci za ciepłe słowa i pozdrawiam,
      Eskaryna

      Usuń
  7. To się porobiło. Nie spodziewałam się, że Syriusz zerwie z Dominiką. W końcu sam też ma tajemnice. A przecież sam stwierdził, że biała magia jest taka... zajebista. A dziewczyny chronić już nie chce jak się zapowiadał? Czy może ktoś lub coś uświadomiło mu, że ona przynosi kłopoty i chce zerwać z nią kontakt, aby uchronić się od nich? Nie wiem, ale nie jestem pewna czy zrobić to dlatego, że ma dość jej tajemnic. Myślę, że Moon mogła się przyzwyczaił do tego, że nikomu nic nie mówi, więc nawet nie dlatego że chce zostawić coś dla siebie, ale dlatego, że po prostu zapomina, nie jest przyzwyczajona do mówienia wszystkiego. A przynajmniej części tego. W końcu Syriusz też ostatnio ją omijał. Ale tego nie był w stanie zauważyć? Hmmm ktoś tu wpadł w sidła zauroczenia. No proszę, a jednak Potterowi coś się udało. Kto by pomyślał? Sukces jak nic. Remus widać, że też nie próżnuje i nawet co? Odciąga go swoją urodą od nauki. No deprawowanie Remusa jak nic, jak nic :D. Swoją drogą to takie niezwykłe są te komplementy, kiedy ktoś porówna nas do czegoś z dziedziny, która go pasjonuje. No to już musi sporo znaczyć. Chłopaki na pewno już niebawem dowiedzą się o co chodzi z tym całym zakonem feniksa. O proszę. No nie spodziewałabym się, że Regulus może czegoś chcieć od Dominiki. Skąd się dowiedział? Może posłuchał, a może jak to czystokrwiści... zawsze znajdzie jakieś źródła informacji. Tylko po co to chciał wiedzieć? Nie obstawiam, że jest mu do czegoś potrzebna. W końcu to ten Black, który chyba nie przepada za mugolami. Czy jednak czarodziejka biała to już coś więcej? Czy Dominika nie powinna zgłosić tych zjaw Dumbledorowi? Chyba że chce sama się tym zająć, ale nie jestem taka pewna czy coś wskóra. To dość dziwne jest. Pewnie coś jej chcą przekazać, może zmusić do przejścia na inną stronę, ostrzegając że zaczną jej wchodzić w życie. No ja nie wiem :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za decyzją Syriusza stoi więcej niż jedna przyczyna, częściowo wyjaśnię to w kolejnych rozdziałach, a częściowo będzie można wyciągnąć sobie własne wnioski - słusznie, że jesteś czujna :)
      Improwizacja Remusa ewidentnie się udała :D Tym bardziej, że była taka swobodna, naturalna.
      Co do Regulusa, to trafiłaś w dziesiątkę, jeśli chodzi o tę pozorną hipokryzję, w końcu Moon jest mugolaczką, więc wedle wszelkiego prawdopodobieństwa młodszy Black powinien nią gardzić ;)
      Dominika miałaby problem z wyjaśnieniem, skąd duch wziął się w jej dormitorium, bo ma to bezpośredni związek z nocnym rabowaniem biblioteki, musiała więc wziąć sprawy we własne ręce :)
      Dziękuję za obszerny i dociekliwy komentarz!
      Z pozdrowieniami
      Eskaryna

      Usuń