1) Kwestia imienia głównej bohaterki. Pisząc, kompletnie nie spodziewałam się, że wywoła to takie... skonfundowanie :) Forma "Dominique" używana jest w środowisku francuskim, a więc w sytuacjach takich jak święta i wakacje, kiedy nasza bohaterka przebywa w otoczeniu rodziny, która z przyzwyczajenia nazywają ją po swojemu. Forma "Dominika" jest używana przez większą część historii, dla ułatwienia i podkreślenia przejścia z jednego otoczenia w drugie.
2) Kwestia informowania. Dziś informuję o nowym rozdziale wszystkich, którzy do tej pory wyrazili zainteresowanie poprzednimi, ale zakładam, że jest pośród nich ktoś, kto nie chciałby być informowany, dlatego to pierwszy i ostatni raz. Jeśli ktoś chce być informowany poza funkcją "obserwowani", zapraszam do "Sowiej Poczty" po prawej stronie na górze, a na pewno co 2 tygodnie dostanie ode mnie małą notatkę. Tak dla porządku ;)
A teraz zapraszam do czytania.
„Od pierwszego wejrzenia”
– rozdział III –
Jej pierwszy ranek w Hogwarcie był jednocześnie
zachwycający i nerwowy. Kiedy zasiadła na jednej z długich ław, tuż obok Lily i
Patricii, spojrzała na sufit i wydała stłumiony okrzyk. Zamiast sklepienia
zobaczyła jasnoniebieskie niebo poprzecinane jasnoszarymi pasmami chmur.
— Piękne, co? — zagadnęła rudowłosa Evans, z uśmiechem
spoglądając na jej pełną podziwu minę.
Przytaknęła. Przez chwilę śledziła wzrokiem leniwy ruch
chmur, kiedy nagle jej żołądek przypomniał o sobie głośnym burczeniem.
Rozejrzała się wokół, roztargniona. Dziś także stoły uginały się od
różnorodnych potraw – wokół unosił się słodki zapach naleśników, dżemów,
czekolady i owsianki. Zdążyła sięgnąć po tosta i miseczkę z dżemem morelowym,
gdy do Wielkiej Sali triumfalnie wkroczyło czterech Gryfonów. Mieli dumnie
uniesione głowy i szerokie uśmiechy na twarzach w iście nie-poniedziałkowym
stylu. Ze zdziwieniem zauważyła, że większość uczniów odprowadzała ich
spojrzeniami.
— Cześć, ludzie — przywitał się okularnik i zajął miejsce tuż
naprzeciwko. Z zapałem nałożył sobie na talerz stos kiełbasek.
Siedzący obok niego czarnowłosy chłopak zajadał się
jajecznicą i jednocześnie uważnie przyglądał się planowi zajęć, który został mu
wręczony przez gryfońską prefekt naczelną.
— Do dupy — powiedział w końcu. — Dwie godziny eliksirów ze Ślizgonami, transmutacja i
mugoloznawstwo.
— Za to już jutro
Obrona Przed Czarną Magią — zauważył
blady chłopak o popielatych włosach. —
Ciekawe, czy nauczyciel do nas trafi, nie było go na wczorajszej uczcie.
— Podobno nie zdążył
na pociąg — powiedziała Lily z przekąsem
i przechyliła się przez stół. — Remusie,
podasz mi sól?
Okularnik o rozczochranych włosach podniósł głowę znad
swoich kiełbasek na dźwięk jej głosu i uśmiechnął się szeroko. Po chwili jego
spojrzenie zogniskowało się na Moon.
— O, nowa — powiedział zdawkowo i sięgnął po dzbanek z
sokiem dyniowym.
— Mam na imię
Dominika — odparła z naciskiem i
zacisnęła usta, a czarnowłosy chłopak siedzący po prawicy okularnika wybuchnął
śmiechem, przypominającym nieco szczekanie psa.
— Jak zrazić do
siebie kobietę przy pomocy trzech sylab autorstwa Jamesa Charlusa Pottera — odpowiedział na ich zdziwione spojrzenia i
zaśmiał się ponownie. Tym razem dołączyli do niego wszyscy w okolicy oprócz
samego Jamesa, który spojrzał na niego z urazą.
— Podoba ci się w
Hogwarcie? — zapytał, pogryzając
kiełbaskę.
— Tak, ale…
— Grasz w
Quidditcha? — przerwał jej, taksując ją
wzrokiem.
— Nie, ale…
— Szkoda — odparł, najwyraźniej tracąc zainteresowanie.
— Evans, dlaczego nie odpisywałaś na moje
listy? Specjalnie dla ciebie kupiłem szmaragdowy atrament. Wiesz, żeby pasował
do koloru twoich oczu.
— Jesteś okropnym
bucem — zauważyła ponuro Evans i
poklepała Moon po ramieniu. — Nie
przejmuj się, nie wszyscy chłopcy w Hogwarcie są tak ograniczeni umysłowo.
— Jedynym moim
ograniczeniem, moja miła, jesteś ty —
zapewnił ją Potter i zamrugał zalotnie.
— Na mózg ci się
rzuciła ta ruda chimera — mruknął
Syriusz, jednak na tyle cicho, by nie usłyszał go nikt poza okularnikiem. Uśmiechnął
się do swojego talerza, przeczuwając, co się za chwilę wydarzy.
— Jak śmiesz! — James niemal zachłysnął się z oburzenia. — Nikt nie będzie obrażał mojej miłości!
Stawaj do walki, ty… psie!
Nie tracąc czasu, wskoczył na ławę i wyszarpnął różdżkę z
kieszeni szaty. Syriusz zaśmiał się szczerze na słowa przyjaciela i po chwili
stał naprzeciwko niego w bojowej pozycji.
— Moment. — Potter gestem powstrzymał Blacka, który
niecierpliwie wymachiwał różdżką. – Evans, pani mego serca, pamiętaj proszę, że
jeżeli umrę, to zrobiłem to tylko z miłości do ciebie, bo…
— Potter, nie
obchodzą mnie twoje bezsensowne popisy i mógłbyś zejść już z tej biednej ławy. — Lily nie wydawała się przejęta całym
zdarzeniem, choć jej policzki zaróżowiły się lekko – sceny z udziałem Pottera
zwykle wzbudzały żywe zainteresowanie wśród uczniów.
— Wedle życzenia, o
pani! — krzyknął zeskakując, chociaż nie
wiadomo było czy zrobił to z powodu Lily patrzącej na niego z odrazą, czy też
pędzącej w jego kierunku profesor McGonagall.
— Potter!
Natychmiast przestań! — zawołała z miną,
która nie wróżyła nic dobrego. — Co ty
sobie wyobrażasz?!
James zrobił zadowoloną minę i szczerząc zęby powiedział: — Ależ nic, pani profesor. Musiałem bronić
honoru damy mego serca.
Tu spojrzał w stronę Lily, która popatrzyła na niego gniewnie.
— Minus pięć
punktów dla Gryffindoru — rzuciła
czarownica surowym tonem i omiotła spojrzeniem przyjaciół Pottera. — Pospieszcie się. Nie róbcie mi więcej wstydu
i nie spóźnijcie się na zajęcia.
Odeszła długim, równym krokiem. Chłopcy posłusznie zajęli
swoje miejsca i z entuzjazmem kończyli śniadanie.
Dominika nerwowo zerknęła na swój plan. Wyposażony był w
losowe, nadobowiązkowe przedmioty takie jak numerologia i wróżbiarstwo, ponieważ
uczniowie Hogwartu mieli możliwość wyboru już na piątym roku. Beauxbatons i
jego zasady wydawały się odległe jak nigdy wcześniej i obawiała się, czy podoła
wymaganiom wykładowców. Eliksiry szczególnie ją martwiły — nigdy nie była zbyt dobra w ich
przyrządzaniu.
— Pomogę ci, jeśli
będziesz chciała. — Wzdrygnęła się na
dźwięk głosu Lily, która najwyraźniej przyglądała się jej od dłuższej chwili.
Odwzajemniła uśmiech.
— Jaki jest
profesor od eliksirów?
Evans i Macmillan wymieniły znaczące spojrzenia, po czym
spojrzały na koleżankę z lekkim zakłopotaniem.
* * * * *
— Witam was w nowym
roku szkolnym. Z tego, co słyszały moje biedne uszy, część profesorów pozwala
wam zabawiać się na pierwszych zajęciach w semestrze. Na moich lekcjach nie
możecie na to liczyć. — Mistrz eliksirów
wparował do klasy i z trzaskiem zamknął za sobą drzwi. Mimo krępej postury
poruszał się nadzwyczaj szybko. —
Wprawdzie w tym roku nie czekają was SUMy ani OWUTEMy, nie znaczy to jednak, że
macie prawo się obijać.
Spojrzał na nich gniewnie spod krzaczastych brwi.
Moon nerwowo oblizała usta. Profesor nie wyglądał ani
trochę przyjaźnie. Sprawiał wrażenie, jakby był na nich za coś obrażony i
demonstrował to zarówno głosem jak i gestykulacją. Miał żółtawą, nalaną twarz,
którą przecinały dwie głębokie bruzdy biegnące od skrzydełek nosa do kącików
wąskich, wykrzywionych ust. Na jego głowie panoszyła się sporych rozmiarów
łysina, zwieńczona dwiema ogniście rudymi kępkami rzadkich włosów po obu
stronach czaszki.
— Dzisiaj będziecie
warzyć uniwersalne antidotum na najpopularniejsze trucizny. Jeśli wasz poziom
nie zmienił się od zeszłego roku, z pewnością bardzo nam się przyda — dodał z przekąsem, rzucając przeciągłe
spojrzenia wybranym uczniom. —
Zaczynajcie.
Salę wypełnił szelest kartek, które uczniowie przerzucali
gorączkowo w poszukiwaniu odpowiedniego przepisu. Dominika zerknęła na swojego
towarzysza. Zajęła miejsce obok niego właściwie tylko dlatego, że wszyscy
pozostali mieli już parę. Próbowała mu się przedstawić, ale chłopak zignorował
ją kompletnie, ukrywając twarz za kurtyną tłustych, kruczoczarnych włosów. Teraz
też zachowywał się dziwnie — zamiast uważnie
przeglądać przepis w podręczniku, notował coś na marginesie, zasłaniając się
dłonią.
Wzruszyła ramionami i zajrzała do podręcznika. Eliksir nie
należał do najtrudniejszych, ale zawsze miała problem z dokładnym odmierzaniem
składników i zapamiętywaniem, ile razy i w którą stronę należy mieszać.
Monsieur Fillion zawsze powtarzał jej, że jest zbyt chaotyczna, chociaż
marzyła, by zostać uzdrowicielką. Piękny początek, panno Moon — zwykł mawiać na początku każdego semestru,
jakby tylko wyczekiwał, że i tym razem powinie się jej noga.
Teraz musiała dać z siebie wszystko. Od tego eliksiru nie
zależała wprawdzie jej kariera uzdrowicielki, ale opinia u nowego profesora na
pewno. Poczuła dreszczyk emocji, gdy zapalała niewielki płomień pod swoim
kociołkiem, po czym dołączyła do uczniów gromadzących się wokół składziku.
Brakowało jej sproszkowanego rogu jednorożca —
był to kosztowny składnik, który rzadko gościł w jej zapasach. Gdy dotarła do
niemal ogołoconej szafki, udało się jej schwycić jeden z ostatnich maleńkich
słoiczków zawierających srebrzysty proszek. Kiedy wycofywała się w kierunku
swojego stanowiska zauważyła, że jej sąsiad wreszcie postanowił uzupełnić swoje
zapasy i też sięgnął po odrobinę rogu jednorożca. Gdy rzuciła jeszcze jedno
ciekawskie spojrzenie w jego kierunku, zobaczyła, że zabrał też słoik
szczurzych wątróbek. Zdziwiła się — to
nie był składnik potrzebny do tego eliksiru.
Zawahała się przez moment, ale po chwili wzruszyła
ramionami i zabrała się za miażdżenie bezoaru w moździerzu. Bądź co bądź,
chłopak z zielono-srebrnym herbem na piersi nie potraktował jej zbyt
przyjaźnie, niech więc sobie warzy, co chce.
Przeniosła szczyptę ciemnoszarego proszku na dłoń i
przyjrzała się mu uważnie. Chyba był odpowiednio drobny. Przygryzła wargę, ale
jej dłoń ani drgnęła, gdy z uwagą odmierzała trzy równe miarki sproszkowanego
bezoaru do kociołka. Płyn zasyczał cicho i zmienił barwę na przejrzysty
burgund. Zerknęła do podręcznika. Pokraśniała z zadowolenia i sięgnęła po słoiczek
pożyczony od profesora.
Nie powstrzymała jednak swojej przeklętej ciekawości i
ponownie zerknęła na poczynania sąsiada. Właśnie siekał szczurze wątróbki w
idealnie równą kostkę.
— Przepraszam — powiedziała cicho, zanim zdążyła ugryźć się
w język. Nie odważyła się spojrzeć na twarz chłopaka — zamiast tego, jak zahipnotyzowana wpatrywała się w jego
szczupłe dłonie, które z wyjątkową sprawnością posługiwały się srebrzystym
nożem. — Jesteś pewien, że powinieneś je
dodać? W przepisie jest napisane, że…
— Wiem, co jest
napisane w przepisie — odparł chłopak
tonem tak chłodnym, że aż ogarnął ją nieprzyjemny dreszcz.
— Chciałam pomóc — burknęła, łypiąc na niego spod oka.
Postanowiła skupić się na swoim własnym eliksirze, chociaż
czuła bezbłędnie jak zdradziecki rumieniec wkrada się jej na policzki. Po co
się wtrącała? Trzeba było go zostawić w spokoju. Jeśli ma ochotę dostać złą
ocenę, powinna na to pozwolić.
Drżącymi palcami chwyciła szczyptę cennego, połyskującego
proszku i dodała go do kociołka. Szybko chwyciła za chochlę i wetknęła ją do
eliksiru, przełykając ślinę.
Zamieszała dwa razy w kierunku biegu wskazówek zegara.
Ciecz w kociołku przybrała pistacjowy odcień. Odetchnęła głośno i zabrała się
za mieszanie w przeciwną stronę.
— Ej, nowa!
Zmarszczyła brwi, ale zmusiła się do pozostania w miejscu.
Niestety, to samo zrobiła z ręką i dopiero po upływie kilku sekund zrozumiała
swój błąd.
— Jak to się
dzieje, że znosisz smród Smarkerusa? Czy we Francji wszystko śmierdzi podobnie?
Niemal nie zwróciła uwagi na śmiech przypominający
szczekanie psa, którego właściciel wygłosił owe głęboko przemyślane uwagi.
Gorączkowo zamieszała w swoim kociołku, ale eliksir przybrał zgniłozieloną
barwę i zaczął wydzielać nieprzyjemny zapach przypominający spaleniznę.
Na jej nieszczęście profesor właśnie obchodził klasę,
zaglądając kolejno do kociołków.
— Znakomicie, panie
Snape — powiedział, z wyraźnym
zadowoleniem wdychając aromat unoszący się znad kociołka jej sąsiada. — Wyraźnie wyprzedza pan pozostałych. Oby tak
dalej!
I pomaszerował, a raczej poczłapał dalej. Dominika,
stojąca nad swoim smętnie dymiącym kociołkiem patrzyła za nim z ponurą
satysfakcją, obserwując jak jego imponujące pośladki kołyszą się na boki.
Z westchnieniem wróciła do podręcznika. Postanowiła
postępować według przepisu z nadzieją, że efekt nie będzie zbyt żałosny. Dodała
dwie jagody jemioły i ostrożnie zamieszała dwa razy w kierunku przeciwnym do
ruchu wskazówek zegara. Eliksir przestał wyglądać jak szlam, ale nadal pachniał
spalenizną.
— Och — powiedział, profesor, zatrzymując się przy
jej stanowisku i demonstracyjnie zatkał nos. Blondynka zmierzyła go ponurym
spojrzeniem. Zapach nie był aż tak straszny, bez przesady. — Piękny początek — powiedział kwaśno, zaglądając do swoich zapisków. — Panno Moon.
I odmaszerował dalej.
Dominika zagryzła wargi i odwróciła się w kierunku źródła
chichotów, które od dłuższego czasu znajdowało się za jej plecami. Znajomy
okularnik i jego towarzysz trzęśli się ze śmiechu, chowając się za swoimi
kociołkami.
Zacisnęła pięści i spojrzała na smętnie bulgocącą
zawartość swojego kociołka.
Tak właśnie rozpoczęła się jej burzliwa znajomość z tak
zwanymi Huncwotami.
* * * * *
— Nie przejmuj się — powiedziała po raz nie wiadomo który Lily i
posłała jej pokrzepiający uśmiech znad ziemniaczanego puree, które właśnie
nałożyła sobie na talerz. — Od kiedy
profesor Slughorn odszedł na emeryturę, mnie też zdarza się nasłuchać
nieprzyjemnych uwag.
— Nie słuchaj jej — ostrzegła Patricia, sięgając po tacę pełną
duszonych żeberek. — Zazwyczaj okazuje
się, że jest genialna, a porażka w jej słowniku oznacza Powyżej Oczekiwań. To
paskudna, kłamliwa prymuska, wspomnisz moje słowa.
Dominika parsknęła w swój puchar z sokiem dyniowym. Uśmiech
jednak spełzł z jej twarzy, kiedy po przeciwnej stronie stołu rozsiedli się
znajomi Gryfoni.
— Jesteś mi winien
dwudziestkę* — powiedziała do
czarnowłosego chłopaka, który zdążył nałożyć na swój talerz chyba połowę tacy z
udkami kurczaka. Bardzo starała się nadać swojemu głosowi groźny ton. Na
wszelki wypadek zmarszczyła też brwi.
— Co jestem ci
winien, kochanie? — zapytał przesadnie
uprzejmym tonem, wywołując nowy atak śmiechu u swoich przyjaciół.
Policzki nieznacznie jej poróżowiały, ale nie spuściła
wzroku.
— Jaka jest tu
najwyższa ocena? — zapytała dziewczyn,
które przyglądały się jej z zaciekawieniem.
— Wu. — Patricia machnęła swoim widelcem na tyle
zamaszyście, że odrobina sałaty wylądowała o stopę od jej talerza. — Znaczy Wybitny.
— Więc jesteś mi
winien Wu — oświadczyła stanowczo.
Między jednym kotletem a drugim postanowiła, że nie pozwoli zrobić z siebie
ofiary. Nie tym razem, kiedy miała okazję zacząć wszystko od nowa.
— Mam tego dość,
Łapo. – Siedzący obok niego okularnik demonstracyjnie wywrócił oczami. — Ciągle słyszę, że jesteś coś winien jakiejś
babie. Powinieneś to sobie notować czy coś.
— Dlaczego mówią na
ciebie Łapa? — zapytała Moon bez
mrugnięcia okiem. Wciąż zamierzała być śmiertelnie obrażona, ale trudno jej
było zapanować nad ciekawością.
Chłopak o popielatych włosach, na którego nie zwróciła dotąd
uwagi, poruszył się niespokojnie, ale pierwszy odezwał się okularnik.
— Bo nie umie
utrzymać łap przy sobie. Ej! — zawołał,
gdy jego ręka wylądowała w misce groszku, po tym jak przyjaciel trącił go
łokciem.
— Dlatego, że mam
takie męskie dłonie — powiedział brunet,
uśmiechając się półgębkiem i rzucając jej długie spojrzenie. Tym razem nie
wytrzymała i odwróciła wzrok.
— Ach tak? — Patricia zmrużyła oczy i wycelowała widelcem
w chłopaka. — A mnie Peter powiedział,
że to dlatego, że kiedyś sir Cadogan nazwał cię nikczemnym łapserdakiem.
— Bzdura — prychnął Black i cała grupa wybuchnęła
śmiechem.
— Spotkamy się
wieczorem — powiedziała nagle Moon,
zarzucając torbę na ramię i wstając od stołu.
— Co masz teraz? — zapytała Lily, oglądając się na nią z
troską.
— Opiekę nad
magicznymi stworzeniami… Co oznacza „B”? —
zapytała, zaglądając do planu zajęć.
— Błonia — odparła natychmiast Patricia. — Wystarczy, że wyjdziesz przed zamek, zajęcia
są nieopodal lasu.
— Dzięki. — Posłała im uśmiech, który nieco przygasł,
gdy spojrzała na Gryfonów, którzy bez cienia zażenowania przysłuchiwali się ich
rozmowie. — A z wami policzę się
później.
— Oooch, to na pewno — powiedział chłopak z przydługimi włosami i
przeciągnął się leniwie z kpiącym uśmiechem na ustach. Odprowadzał ją wzrokiem,
dopóki nie zniknęła we wrotach, prowadzących do Wielkiej Sali.
— Nawet o tym nie
myśl — ostrzegła go Evans, nerwowo
usiłując nabić na widelec kawałek pomidora. —
Musieliście być dla niej tacy okropni? Nie macie lepszych rzeczy do roboty?
— Mamy całe mnóstwo — zapewnił ją natychmiast Black.
— Staraliśmy się
okazać zainteresowanie nowej koleżance —
żachnął się James. — Czy to zbrodnia?
Lily już otworzyła usta, aby mu odpowiedzieć, ale nagle
przerwał jej milczący dotąd Remus.
— Do jutra wychowam
tych dzikusów — powiedział uspokajającym
tonem, posyłając rudej lekki uśmiech, który ta mimowolnie odwzajemniła.
Przyjaciele spojrzeli na niego z oburzeniem, ale ich także uprzedził. — A teraz zbieramy się, mamy robotę do
wykonania.
Gryfoni pomstowali pod nosem, ale podnieśli się posłusznie i
pomaszerowali za szatynem w kierunku wrót, którymi wcześniej wyszła Moon.
Lily patrzyła za nimi, zafascynowana. Co takiego miał w
sobie niepozorny Remus Lupin, żeby przy pomocą paru słów i jednego uśmiechu
uśpić cały jej gniew na tych pacanów, a później bez żadnego widocznego wysiłku
nimi zarządzać? Znała go już sześć lat, ale wciąż pozostawał dla niej zagadką.
* * * * *
To małe kłamstewko sprawiało, że czuła się głupio,
maszerując po niekończących się kamiennych stopniach, ale nic nie mogła na to
poradzić — potrzebowała chwili spokoju
od tych paskudnych chłopaczysk.
I pomyśleć, że zrobili na niej takie dobre pierwsze
wrażenie! Dobre, ale mylne. Nigdy, przenigdy nie wybaczy im zmarnowania szansy
zaprezentowania się na eliksirach. Pełne politowania spojrzenie profesora do
tej pory nawiedzało jej myśli i dawało jedynie niewielkie nadzieje na poprawę.
A tak się starała!
Zwolniła kroku, czując, że jej płuca zaraz eksplodują. Czy
te schody nie mają końca? Z nudów zaczęła patrzeć pod nogi i uważnie liczyć
stopnie.
Piętnaście.
Co za upokorzenie. Może i nie zasługiwała na najwyższą
ocenę, ale na dopuszczającą z pewnością. Pierwsze zajęcia i pierwsza porażka. Piękny
początek, panno Moon.
Trzydzieści trzy.
Co prawda, nigdy nie rzucała słów na wiatr. Na pewno im
teraz nie odpuści, nie po tym, jak lekceważąco ją potraktowali. Myśleli, że
onieśmielą ją kpiącymi uśmiechami i bystrymi spojrzeniami? No, może i tak, ale
to niewiele zmieniało. Zemści się. Zemści się na nich tak, że popamiętają!
Pięćdziesiąt dwa i jest. Wieża Wschodnia.
Nie musiała nawet zerkać na maleńką mapkę szkoły, którą
wręczyła jej życzliwa prefekt naczelna. Liczne żerdzie zajmowane przez
najprawdziwsze sowy upewniały ją w przekonaniu, że nie zabłądziła.
Z zachwytem spojrzała na ptaki. Tylko nieliczne zerkały na
nią żółtymi, bystrymi oczami, jakby oceniając jej zamiary; reszta drzemała z
łebkami ukrytymi pod brunatnymi skrzydłami, wyczekując nocy. Zawsze marzyła o
sowie, choć niespecjalnie miała do kogo słać listy. Nie tęskniła za koleżankami
z Beauxbatons, a mama bała się wszystkiego, co było związane z magią, nie
wyłączając — jak często myślała Dominika
— własnego dziecka.
Wygrzebała z torby niewielki zwój pergaminu, kałamarz i
nieco pogięte jastrzębie pióro. Oparła się o parapet i szybko naskrobała
parę zdań do rodziców, oczywiście nie wspominając ani słowem o swojej porażce
na eliksirach, ani o niezbyt ciepłym przyjęciu, którym powitała ją nowa szkoła.
W gruncie rzeczy, list składał się z głównie z poematów pochwalnych na cześć
bakłażana w pomidorach, którego miała okazję skosztować na wczorajszej uczcie,
oraz wesołej wzmianki o Lily i Patricii, z którymi zdążyła się zapoznać. O
Marion, z którą również dzieliła dormitorium, nie wspomniała. Dziewczyna
wróciła do wieży dość późno i nie zaszczyciła jej nawet spojrzeniem, więc
Dominika postanowiła nie uwzględniać jej w swojej skromnej epistole.
Zwinęła list w rulonik i rozejrzała się niepewnie po sowach.
Nie wiedziała, które z nich należą do szkoły i którą mogłaby ewentualnie wykorzystać
na małą wycieczkę do Bedworth. Jej uwagę zwróciła śliczna, kruczoczarna sowa,
która jednak zaczęła gniewnie trzepotać skrzydłami, gdy tylko się zbliżyła.
— Pomóc? — rozległ się głos za jej plecami.
Obróciła się na pięcie. Na pierwszy rzut oka chłopak
wyglądał dość dziwnie, bo na jego nosie spoczywały czarne okulary
przeciwsłoneczne. Jego ubranie też było ciemne – czarne spodnie i koszula;
właściwie jedynie emblemat na jego piersi zapewniał ją, że znajdują się w
jednym domu. Sam w sobie był dość blady, a jego jasne włosy jedynie pogłębiały
kontrast pomiędzy nim samym a jego prezencją.
— Jak daleko
zamierzasz wysłać list? — zapytał wolno,
nie doczekawszy się odpowiedzi. Policzki Dominki zapłonęły, gdy zrozumiała, że
traktuje ją, jakby była niespełna rozumu.
— Jakieś 90 mil — mruknęła, mocniej zaciskając pergaminowy
rulonik. — Od Londynu.
— Weź tę. — Chłopak podszedł do dużej, pstrej sowy,
która siedziała na najbliższej żerdzi. —
To szkolna uszatka, na pewno da sobie radę z odległością.
Kąciki jego ust powędrowały do góry, ale trudno było to
nazwać pełnowartościowym uśmiechem. Czuła na sobie jego spojrzenie, gdy
drżącymi palcami przywiązywała kopertę do nóżki ptaka, który podczas tej
czynności nie poruszył się nawet o cal.
—- Dzięki — powiedziała, gdy sowa zerwała się do lotu,
trzepocząc ogromnymi skrzydłami. Oboje odprowadzali ją spojrzeniami, aż
zniknęła z pola widzenia.
Moon poprawiła torbę na ramieniu i zerknęła w stronę
nieznajomego. Był od niej znacznie wyższy, ale to akurat nie było jakimś
szczególnym wyczynem. Wciąż zdumiewał ją kontrast pomiędzy jego włosami i cerą
a ubraniem, które było smoliście czarne. Była przekonana, że nawet skarpetki i
bielizna muszą być w tym samym kolorze.
Zarumieniła się. Chłopak odwrócił nieznacznie głowę od okna,
więc mogła zgadywać, że on również rzucił ciekawskie spojrzenie w jej kierunku.
Poprawiła torbę na ramieniu i już miała ewakuować się w kierunku spiralnych
schodów, gdy blondyn przemówił nagle.
— Jestem Ragnarok — powiedział, wyciągając ku niej bladą dłoń.
— Dominika Moon — mruknęła zamiast dziesiątek pytań, które
kłębiły się jej w głowie, walcząc o pierwszeństwo. Dlaczego mi pomagasz? Jak
nazywasz się naprawdę? I dlaczego nosisz okulary przeciwsłoneczne wewnątrz
zamku? Po krótkiej chwili zrozumiała, że nie zada żadnego z nich — chłopak uśmiechał się teraz nieznacznie, a
chłód jego skóry sprawiał, że wzdłuż kręgosłupa przebiegł jej przyjemny
dreszcz.
* * * * *
Za łukowato zwieńczonymi oknami zapadał już zmierzch, gdy
dotarła do Pokoju Wspólnego. Rozejrzała się, wciąż pozostając w cieniu
portretu. Gryfoni rozsiedli się na wszystkich możliwych powierzchniach
dyskutując, grając lub odrabiając pierwsze prace domowe. Dostrzegła Lily i Patricię
zajmujące niewielką, wysłużoną kanapę tuż przed kominkiem. Ruszyła pewnym krokiem
w ich kierunku.
— Jak zajęcia? — zagadnęła, przysiadając na podłokietniku.
— Super — odparła Evans, przesuwając się nieco na
kanapie, aby zrobić jej miejsce. Blask płomieni liżących kłody drewna w kominku
prześlizgnął się po jej włosach. —
Uwielbiam starożytne runy. Są niesamowicie przydatne.
Siedząca obok niej Patricia przewróciła oczami, chociaż jej
usta samoistnie wyginały się w uśmiechu.
— Niby w czym?
— Na każdym kroku
można napotkać runiczne inskrypcje —
ofuknęła ją ruda, po czym obrzuciła Dominikę czujnym spojrzeniem.
— Wszystko w
porządku? Dziwnie wyglądasz.
Moon oparła się ciężko o szorstkie, bordowe poduszki
spoczywające na kanapie i wpatrzyła się w pełgające płomienie. Nie wiedziała,
czy powinna powiedzieć prawdę. W końcu znała te dziewczyny niewiele ponad dobę.
Czy rzeczywiście chciała im się zwierzać?
— Opieka nad
magicznymi stworzeniami była nudna —
powiedziała w końcu, uważnie ważąc słowa. —
Profesor stwierdził, że na egzaminach większość uczniów wykłada się na
najprostszych zagadnieniach, więc całą lekcję pokazywał nam jak odróżniać
zwierzęta z kategorii X i XX według klasyfikacji Ministerstwa Magii. Myślałam,
że usnę między memrotkiem a lunaballą, poważnie.
Patricia i Lily wybuchnęły śmiechem.
— Nie wyobrażam
sobie, żebym kolejny rok musiała znosić starego Horseberga. — Macmillan przeciągnęła się leniwie i
przysunęła stopy bliżej kominka. —
Współczuję ci.
Dominika rzuciła im długie spojrzenie, skubiąc nerwowo pasek
torby. A co jeśli ją wyśmieją? Nawet w jej głowie brzmiało to głupio. Wróciła
myślami do chłopaka, którego spotkała w sowiarni. Na samo wspomnienie poczuła
się, jakby coś dużego i gorącego spłynęło jej do żołądka.
— Dziewczyny? — odezwała się rozmarzonym głosem, patrząc niewidzącym wzrokiem na trzaskające w
kominku płomienie. Wciąż zastanawiała się, jakie sekrety mogły ukrywać się za tymi
ciemnymi okularami. Mogłaby zapytać dziewczyny o tajemniczego chłopaka, w końcu
był Gryfonem, ale… Sama nie wiedziała od czego zacząć. Oprócz cudownego
uniesienia czuła mimo wszystko dziwny niepokój, ale szybko, niemal odruchowo
stłumiła to uczucie. — Wierzycie w
miłość od pierwszego wejrzenia?
* We Francji skala ocen funkcjonuje w zakresie od 0 do 20,
gdzie 20 jest najwyższą oceną.
Bardzo przyjemny rozdział, podoba mi się bardziej, niż poprzednie.
OdpowiedzUsuńNadal trochę gubię się w postaciach "chłopaczysk", mylą mi się ich charaktery i zwyczaje, ale zapewne niedługo się w nich odnajdę. Na samym początku zrobiłaś też błąd, bo nie na ławie, a przy.
Co do treści, oczarowała mnie postać Ragnaroga (aż sama się rumienilam, gdy o nim czytałam), jestem ciekawa co się jeszcze z jego udziałem wydarzy. No i w końcu nakierowujesz akcję na jakieś tory, bo przez chwilę zaczęłam się zastanawiać, czy masz pomysł na to opowiadanie, czy tylko piszesz to, co wpadnie ci do głosy, a tu widzę, że na razie gromadzisz postacie, a potem się będzie działo :)
Możesz mi też wyjaśnić, o co chodzi że zwrotem " Huncwoci"?
Pozdrawiam i czekam nn,
Sophie Eve
lies-that-you-told-me.blogspot.com
Cześć :)
UsuńJaki szybki odzew!
Chodziło mi o taką ławę do siedzenia przy stole :)
Nie chcę spoilerować, ale kiedy pisałam to opowiadanie poprzednim razem, liczyło sobie ponad 90 rozdziałów i pomysł na nie był dość konkretny, po prostu nie chcę nic przyspieszać. Musi być trochę sielanki, żeby wszystkie postacie w miarę się poukładały, a główna linia akcji rozpocznie się w swoim czasie.
Huncwoci to utarta nazwa oznaczająca czterech Gryfonów - Jamesa Pottera, Syriusza Blacka, Remusa Lupina i Petera Pettigrew. W Hogwarcie byli grupą prawdziwych przyjaciół i łobuzów, stąd nazwa. Stoi za tym caaała wielka opowieść :)
Z pozdrowieniami
Eskaryna
Witam!
OdpowiedzUsuńCieszę się, że dodałaś już nowy rozdział i tutaj muszę zgodzić się z Sophie Eve.
Ten rozdział był o wiele lepszy od poprzedniego. Nie, żeby tamten był kiepski, chodzi mi po prostu o to, że tutaj bardziej... hmm... opisałaś postacie Huncwotów i wg, było ciekawiej. Tutaj zacznę tradycyjnie cytować.
,,- Potter, nie obchodzą mnie twoje bezsensowne popisy i mógłbyś zejść już z tej biednej ławy." Lily doskonale wie jak zepsuć taką romantyczną chwilę. Chłopak tutaj swoje życie naraża dla niej, a ona "zejdź z tej ławy i przestań się popisywać" :D
,,Zemści się. Zemści się na nich tak, że popamiętają!" Trzymam Cię za słowo Dom-Dom! Uwielbiam fragmenty gdzie ktoś się na kimś mści, a że jeszcze nie znamy dobrze głównej bohaterki i jej umiejętności może być jeszcze ciekawiej!
,,I dlaczego nosisz okulary przeciwsłoneczne wewnątrz zamku?" Ja mam tutaj swoją szaloną teorię, której będę się trzymać. Pozwól mi, więc ją przedstawić.
Ragnarok jest wampirem! To byłoby interesujący zwrot akcji. Ragnarok... zdaję mi się, iż już kiedyś słyszałam o takiej nazwie (?). Wzięłaś ją skądś czy sama wymyśliłaś? Wybacz, jeśli jednak sama wymyśliłaś. Po prostu strasznie mi to coś przypomina... Ragnarok to chyba jego nazwisko lub ksywa, nie? Rozumiem, że niektórzy rodzice lubią nadawać swoim dzieciom... specyficzne imiona, ale to byłoby już przegięcie. No to na tyle z cytowaniem! Spodobała mi się długość notki oraz ogólnie to jak ją opisałaś. Nie było za dużo nudnych opisów czy zbędnych szczegółów. Wyszła idealnie. A tak w ogóle, jeśli można spytać, to ile masz lat?
Twój styl pisania jest dosyć... dojrzały ;)
A no tak! Mam kolejne pytanko. Czy będzie jakiś trójkącik pomiędzy Łapcią, Dom-Dom, a dziwnoimiennym (kolejne słowo nie występujące w języku polskim, nie zwracaj na to uwagi)? Wtedy byłaby dopiero akcja! Widzę, że Syriusz ma zamiar zrobić z Dom-Dom swój "cel". Powodzenia, stary. Przy takiej dziewczynie jak ona nie masz szans. No, ale masz szansę dostać jakimś upiorgackiem bądź zostać otrutym w trakcie konsumpcji kotletów. Naprawdę, życzę Ci powodzenia Syriusz.
A jak Dom-Dom się do ciebie nie przekona to pamiętaj, że zawsze masz mnie! <3
Mam nadzieję, że komentarz wyszedł w miarę długi ;)
Życzę Ci, abyś utopiła się w morzu weny oraz z niecierpliwością oczekuję nn!
Selene Neomajni
Cześć :)
UsuńDziękuję za wyczerpujący i bardzo zabawny komentarz. Cieszę się, że rozdział Ci się podobał :)
Nic dziwnego, że nazwa Ragnarok gdzieś Ci mignęła - to tzw. "zmierzch bogów" w mitologii skandynawskiej, możliwe, że pojawiała się na lekcjach języka polskiego czy coś :) W moim opowiadaniu to nie jest ani imię, ani nazwisko.
Co do wieku, jestem starą, dwudziestotrzyletnią babą :D Mój styl na pewno nie jest najlepszy, ale biorąc pod uwagę, że do niedawna ciągnęłam to opowiadanie od 12. roku życia, coś tam się wykształciło ;p
E tam, panna Moon ma po prostu urok nowości, tak to już bywa ;)
Z pozdrowieniami
Eskaryna
Co do informowania, to bardzo mi pasuje. Tylko na przyszłość wolałabym, żebyś robiła to w zakładce ,,WASZE BLOGI''. :)
OdpowiedzUsuńRozdział jest inny niż poprzednie. Przynajmniej takie odnoszę wrażenie. Spodobał mi się przede wszystkim. Uwielbiam cały wątek z Huncwotami,dlatego cieszę się, że w tej części nie mogę narzekać na ich brak. :)
Miłego życia i weny życzę!
red-flour.blogspot.com
Wrócę tu i postaram się jak najszybciej !! ^^
OdpowiedzUsuńHeej !
UsuńPrzybywam z opóźnieniem. Wiem, że miałam tu wrócić jak najszybciej, ale jak widać nic z tego nie wyszło. W szkole zadają testy pod rząd i nie miałam nawet czasu zajrzeć na swojego bloga ... Mam nadzieję, że mnie rozumiesz ( :
Co do rozdziału ... Przeczytałam go od razu kiedy zaklepałam sobie miejsce. Muszę ci powiedzieć, że uwielbiam jak piszesz dialogi. Nie było momentu kiedy się nie roześmiałam lub tak po prostu uśmiechnęłam. Po za tym wypowiedzi bohaterów tak łatwo i płynnie mi się czyta. Uwielbiam fragment kiedy Dominika z swoimi nowymi przyjaciółkami rozmawia z Huncwotami. Jeju kiedy James gadał do Lily to mało nie popłakałam się z śmiechu.
Dominika musiała siedzieć z Severusem :D Jak tylko to przeczytałam to wiedziałam, że coś się zaraz wydarzy no i akurat Huncwoci przerwali Dominice podczas warzenia eliksiru, na dodatek naśmiewając się z Severusa. Trochę mi go było wtedy żal. Dominika nawet chciała się z nim zaprzyjaźnić, ale on nawet nie starał się być miłym. Współczuję mu i wcale nie dziwi mnie jego zachowanie.
Co do tego chłopaka - Ragnarok'a, którego Dominika spotkała i poznała. Imię ma naprawdę dość bardzo wyróżniające się. Czytałam nawet to imię na głos haha ... Zaciekawiłaś mnie tą postacią. Jego imię, wygląd no i rzecz jasna te okulary, które nosi. Nie mogę się doczekać więcej scen z tym czarodziejem. Na dodatek ostatnia wypowiedź Dominiki strasznie mnie ucieszyła.
Lecę czytać kolejny rozdział !
http://dramioneiamonlyhuman.blogspot.com/
Cześć :)
UsuńJasna sprawa, szkoła zawsze pochłania trochę czasu. Ale za to masz combo dwóch rozdziałów :D
Bardzo mi miło, że spodobały Ci się dialogi. Ja też współczuję Severusowi, ale staram się nie robić z niego sympatycznej ofiary :)
Widzę, ze Ragnarok narobił zamieszania :D To dla mnie niespodzanka.
Dziękuję za świetny komentarz i pozdrawiam
Eskaryna
Cześć :-)
OdpowiedzUsuńO, widzę, że wyjustowałaś tekst i dodałaś akapity — od razu wygodniej się czyta! No i rozdział długi. Masz bardzo przyjemny i lekki styl, w dłuższych rozdziałach świetnie to widać.
Doskonale rozumiem zdenerwowanie Dominiki. Ba! Sama pewnie zdenerwowałabym się znacznie bardziej, gdyby to mnie ktoś w taki sposób przerwał skupienie. Zawsze byłam osobą, która potrzebuje się skupić i stara się robić wszystko jak najdokładniej, taka moja perfekcjonistyczna natura. I zawsze jedną z rzeczy, które mnie niesamowicie denerwowały oraz wytrącały z równowagi było przerywanie mi — takie właśnie, jak to Huncwoci przerwali Dominice podczas warzenia eliksiru. Lubię Huncwotów, ale jestem zdania, że należy im się nauczka albo jakiś zmyślny odwet. Ot, tak, żeby wiedzieli, jak to jest być po „drugiej stronie” dowcipu.
O masz... Nie wiedziałam, że we Francji funkcjonuje taki system oceniania. Jak widać codziennie można się dowiedzieć czegoś nowego!
A Snape… Cóż, chyba pomimo wszystko zawsze Snape’a lubiłam. Był jedną z naprawdę niewielu postaci, jeśli nie jedyną, która pomimo tego, że stoi po stronie Zakonu, za Harrym nigdy nie przepadała i potrafiła to bez ogródek okazać. A nawet gdybym go nie lubiła — młody Snape to nie jest dorosły Snape. Ciągłe docinki, dokuczanie i prześladowanie to nie jest coś, na co zasłużył. Na pewno nie aż w takim stopniu. Współczuję mu. Mam nadzieję, że jeszcze się w opowiadaniu przewinie i to bynajmniej nie jako czarny charakter ;-)
I w końcu Ragnarok… Imię, trzeba przyznać, dość dziwne, nawet jak na czarodzieja. Strój tym bardziej, szczególnie w Hogwarcie, gdzie królują raczej mundurki, nie okulary przeciwsłoneczne. Widać, że ten chłopak jeszcze sporo namiesza — a ostatnia kwestia Dominiki zdaje się to tylko to potwierdzać! :-D
Gratuluję rozdziału. Bardzo przyjemny w lekturze, ładnie napisany. Nie wyłapałam żadnych błędów, jednak możliwe, że po prostu nie zwracałam na nie zbytniej uwagi. Z niecierpliwością czekam na kolejne posty!
Pozdrawiam serdecznie,
Z.
PS Przy okazji informuję, że u mnie pojawił się nowy rozdział. Zapraszam i życzę miłej lektury! ;-)
Dziękuję za wartościowy komentarz :)
UsuńFormatowanie tekstu odbyło się w bólach, ale jeśli tak jest lepiej, to było warto :)
Staram się wprowadzać "skrawki" Francji do opowiadania, bo widziałam fanficki, w których obce pochodzenie bohaterki znikało nagle po pierwszym rozdziale. U mnie ta "obcość" jest ważna i na pewno odwołam się do niej jeszcze nie raz.
Co do Snape'a, przyznaję Ci całkowitą rację. Też uważam, że nie zasłużył na to wszystko, co go spotkało. To na pewno postać o wielu twarzach, dlatego jest taka inspirująca, ale pisząc, muszę pamiętać o tym, że z pewnością niełatwo nawiązywał nowe kontakty i był ostrożnie nastawiony do osób z zewnątrz.
Ragnarok to ksywa, która dopełnia całości :) Masz rację, jego głównym zadaniem jest buntowanie i mieszanie ;p
Dziękuję za ciepłe słowa i już lecę, pędzę, żeby przeczytać nowy rozdział u Ciebie! Bardzo na niego czekałam.
Z pozdrowieniami
Eskaryna
Witaj ponownie :)
OdpowiedzUsuńRozdział czytałam wczoraj, więc wybacz, jeśli się w czymś pomylę.
Na pewno przyjemnie mi się go czytało; cieszę się, że Dominika (ok, już rozumiem :)) nie jest idealna i tak dalej. Nie jest Mary Sue, więc jest super!
Wkurzyli mnie bardzo Syriusz i James! Bardzo nieładnie się zachowali co do Dominiki :< Fragment o Remusie cudowny! Przypomniałam sobie, jak bardzo go uwielbiam. Niech tylko dotrzyma obietnicy! Ciężki jego żywot, wychowywać Łapę i Rogasia.
Ragnarok... Ach, no oczywiście czekam na rozwinięcie tej postaci. Zaintrygował mnie (zresztą, nie tylko mnie). I ma genialne imię! Jeśli to imię, nie pseudonim...? Jak tak, to genialny pseudonim. Jest w tym słowie coś.
Miłość od pierwszego wejrzenia? :((( Nieeee! Tylko nie to. Ja bardzo tego nie lubię. No ale Dominika jest jeszcze młoda (V rok, tak?).
Błędów się nie doszukałam, piszesz naprawdę świetnie! :)
Pozdrawiam cieplutko, życzę weny.
PS Mam jedną prośbę :( Wyłącz auto-odtwarzanie muzyki.
UsuńCześć :)
UsuńDominice daleko do Mary Sue, dlatego jej - dziecinne jeszcze - zauroczenia są po prostu jej częścią. Zapewniam jednak, że słodko i omdlewająco nie będzie ;)
Cieszę się, że uważasz, że Huncwoci zachowali się nieodpowiednio, bo o to mi chodziło :) Z oryginalnego fragmentu o Huncwotach (napisanego przez Rowling) można wywnioskować różne rzeczy - ja uważam, że nie byli niemili tylko wobec Ślizgonów, ale ogólnie szorstko traktowali osoby, których nie mogli nazwać przyjaciółmi.
Ragnarok to ksywa, ale masz rację, to słowo ma w sobie głębię :)
Dziękuję za wszelkie uwagi
Eskaryna
Cieszę się, że ktoś zdrowo podszedł do Huncwotów i ich nie idealizował! :)
UsuńHej, hej ;) No więc, zacznę od pochwalenia rozdziału ;P Bardzo przyjemnie się czytało ;) Scena 'na stole' świetna ;P Huncwotom przydałby się jakiś karny kopniak, nie zrobili na Moon zbyt dobrego wrażenia ;P I jakże przyjazny Snape na eliksirach, cały on, nie przepadam za gadem ;P A Ragnarok, mam nadzieję, że w kolejnym rozdziale pojawi się o nim coś więcej ;P Jak na miłość od pierwszego wejrzenia trochę za mało jego opisu, i ta scena taka krótka, chciałoby się więcej ;P Jego imię od razu skojarzyło mi się z Ragnarem Lodbrokiem, wiking, więc było blisko ;P Jednak postać zdecydowanie odmienna, tak mi się wydaje przy wstępnym opisie. Jestem ciekawa jaką to tajemnicę skrywa i czy wykorzystasz do tego jego imię, czy nie ;) Cóż, nie zostaje nic jak czekać na kolejny rozdział ;P
OdpowiedzUsuńA i jeszcze! Kurcze, masz 23 lata? Jak miło to słyszeć! ;P Ja mam 22 (18 z czteroletnim stażem, brzmi lepiej ;P). Dobrze widzieć kogoś w tym samym wieku, czasami się zastanawiałam czy oby nie jestem za stara na pisanie opowiadania na blogu ;P Do tej pory grywałam w huncwotów na forach, dopiero teraz postanowiłam napisać coś całkowicie po swojemu, więc nie mam takiego stażu jak ty i wprawy, ale staram się ;P
Co do powiadomień, mam na blogu ten sam gadżet co ty- z blogami które odwiedzam, jesteś tam więc każdy twój nowy post pojawia mi się automatycznie, także nie musisz kłopotać się z pisaniem pow-kom ;)
Weny i huncwotów ;)
niecnimarudersi.blogspot.com
Cześć :)
UsuńBardzo miło czytało mi się Twój komentarz. Jak dobrze spotkać prawie-równieśniczkę! Też myślałam, że jestem tu jakimś tranozaurem, a tu proszę. Masz rację, Twoja wersja nazewnictwa jest o wiele lepsza ;p Mam wrażenie, że jesteśmy już w wieku, w którym się raczej odejmuje...
Ragnarok będzie się pojawiał, to na pewno. Może nie tak, jak to sobie czytelnicy wyobrażają, ale będzie :) Skojarzenie ciekawe, ale z Wikingami ma niewiele wspólnego. Postaram się go opisać nieco staranniej :)
Cieszę się, że uznałaś Snape'a za dość realistycznego - natychmiastowa przyjaźń czy współpraca byłyby tu po prostu niekanoniczne :)
Pytałam, bo niektórzy mają mnie w obserwowanych, a i tak wolą przypomnienie (jak już doda się jakiś katalog to obserwowanych, to robi się niesamowity bałagan, widzę to u siebie), więc zawsze warto zapytać :)
Dziękuję za miły komentarz i pozdrawiam
Eskaryna
Dominika musi być bardzo wrażliwą osobą skoro tak zareagowała na dowcipy Huncwotów. Z jednej strony to zrozumiałe, bo przecież to był jej pierwszy dzień, dobrze jej szło, ogromnie zależało jej na tym, aby dobrze wypaść, a tu proszę. Dwaj dowcipnisie i bum!, po marzeniach. Ale z drugiej strony... No nie wiem, dla mnie takie zachowanie jest dziwne. :D Nie że nierealistyczne, wiem, że większość osób tak by zareagowała. Ale ja siedziałabym i śmiała się razem z Blackiem i Potterem. :D
OdpowiedzUsuńO, Snape. Szczerze mówiąc miałam nadzieję na jakąś interakcję między nim a Dominiką. Nie znoszę go, ale chętnie poczytałabym o jakichś ich rozmowach czy coś. Zwłaszcza, że w tym rozdziale nieco zainteresował Dominikę.
I znowu emocjonalna Dominika. :D Miłość od pierwszego wejrzenia - nie. Lekkie zauroczenie, może fascynacja, rodząca się sympatia - tak, jak najbardziej. Ale w życiu miłość, na to składa się tyle czynników, że przy pierwszym spojrzeniu zadziałała jakaś 1/1000 z nich. :D Niemniej jednak ciekawi mnie ten dziwaczny chłopak i to, czy Dominika zacznie jakoś szukać informacji o nim, czy spróbuje się do niego zbliżyć itd, itp.
Pozdrawiam. :)
Hej! :)
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo przyjemnie się czytało :) Jak dobrze wyrwać się od myśli o nadchodzącej szkole. Chciałabym uczęszczać do Hogwartu >.< Ja bym się cieszyła, gdybym miała takich Huncwotów w szkole. Dominika musi być wrażliwa i podatna na zranienie. Można to tak nazwać? No ale to oczywiste, że chciała się wykazać w pierwszy dzień w nowej szkole, ale nasi Huncwoci oczywiście do tego nie dopuścili.
Postać Ragnarok'a bardzo mnie zaintrygowała. Zastanawiam się, kto to może być i czekam na więcej akcji z nim :D
Przepraszam, że tak krótko, ale nie mam za dużo czasu :( Pozdrawiam i życzę weny!
PS. Chciałam też dodać, że z miłą chęcią będę widzieć powiadomienia na moim blogu o nowym rozdziale! :)
Witam!
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowy rozdział!
http://adrianna-ocalic-istnienia.blogspot.com/2015/08/rozdzia-14-ojczyzna.html
Selene Neomajni
Witaj:)
OdpowiedzUsuńKolejny wspaniały rozdział, coraz bardziej mnie zaciekawiasz jak potoczą się losy Dominiki w Hogwarcie. James i Syriusz są niesamowicie okropni, zawsze nie dało się ich nie lubić a u Ciebie mam ogromny dystans, zwłaszcza do Jamesa, którego uwielbiam. Bardzo ciekawe to jest dla mnie doświadczenie. Podobały mi się eliksiry, to że nie idealizujesz wszystkich i każdy ma również gorszą stronę, jak np Łapa i Rogacz. I snape`a też wplotłaś, chociaż wcale za nim nie tęsknię ale pokazałaś, że jednak nie miał zbyt wielu przyjaciół skoro siedział sam.
Lily i Patricia są bardzo miłe i pomocne. Bawi mnie dramatyzowanie Lily nad swoimi wysokimi ocenami, które zapewne usatysfakcjonowałyby połowę szkoły.
Miłość od pierwszego wejrzenia? Hmmmm zabrzmiało niezwykle tajemniczo:)
Czekam na ciąg dalszy.
Pozdrawiam
Rogata
Cześć :)
UsuńBardzo się cieszę, że doceniłaś moje starania w kwestii Huncwotów :D Uwielbiam ich, ale z tego, co wiemy na ich temat z książek, do ideałów nie należeli, a prawdopodobnie nie tylko Ślizgoni byli obiektami ich niekiedy okrutnych żartów :) Miło wiedzieć, że ktoś dostrzega takie rzeczy.
Pozdrawiam i lecę czytać do Ciebie
Eskaryna
Czołem :)
OdpowiedzUsuńMiałam wcześniej zajrzeć, ale całkiem zapomniałam. A więc tak :
Blog mi się podoba, ładny wygląd, treść ciekawa,bohaterowie z oryginalnymi charakterami.
Co do rozdziału, to był interesujący. Lekcja eliksir była nietypowa i dobrze, że pokazalas, że Dominika ma dość śmieszną relację z Huncwotami. Mam przeczucie, że będzie ciekawie :)
Tajemniczy chłopak z Gryffindoru. Cóż, mogę tylko powiedzieć, że sprawia wrażenie wampira :D mam nadzieje, że wkrótce dowiemy się o nim więcej .
I ogromnie mnie ciekawi, co wyniknie z tego zachowania Syriusza. Może to będzie romantyczny wątek, a może trójkącie Dominika-Syriusz-wampir? A może całkowicie coś innego.
To nie zmienia faktu, że czekam na kolejny rozdział
Weny, czasu i radości życzę
Całuski :*
Zapraszam do mnie na nowy rozdział http://historialilyevans.blogspot.com
Spóźniona, ale obecna!
OdpowiedzUsuńNo witam! :)
Rozdział tak mi się fajnie czytało, że mimo kota błagającego o pogłaskanie nie mogłam przestać! Niesamowicie wciągasz, zazdroszczę Ci tego. Pierwszy dzień w szkole niestety średnio udany, mam nadzieję, że Dominika jeszcze pokaże co potrafi, tak, że profesorowi szczęka opadnie. Podoba mi się to, że relacja aktualna Dominiki z Huncwotami nie jest pozytywna, nadaje to jednak tej oryginalności, a ddobrze wiemy,, że Huncwoci święci nie byli. Czekam na rozwinięcie wątku z tajemniczym chlopakiem, interesująca postać ( zresztą jak chyba każda u Ciebie). Fajnie, że pojawił się również Snape, mimo, że nie lubię go jako postaci. Rozdział bardzo fajny i
Pozdrawiam ciepło
AleksandraOla
Hej,
OdpowiedzUsuńJejku, przychodzę tak bardzo spóźniona, że aż mi głupio, ale nie miałam zupełnie czasu, żeby przeczytać ten rozdział, a poza tym narobiłam sobie chyba milony zaległości na innych blogach, ale w pierwszej kolejności przyszłam do Ciebie :)
Rozdział moim zdaniem bardzo udany. Spodobało mi się wszystko. Dosłownie wszystko.
W ciekawy sposób przedstawiłaś Huncwotów i ich stosunek do Dominiki. To takie w ich stylu, znaczy w stylu Jamesa i Syriusza, bo Remus chyba ich w końcu utemperuje.
Szkoda mi się zrobiło Dominiki, kiedy tak się starała na eliksirach, a przez chłopaków nic jej nie wyszło. I jeszcze Snape był taki oschły.
Pojawił się też wątek Jily, który też mi się bardzo spodobał. Uwielbiam Twojego Jamesa, jest taki uroczy. Szkoda, że Lily tego nie widzi.
Ale scena, w której się po prostu ZAKOCHAŁAM, to ta w sowiarni!!! ♡♡♡♡♡♡♡♡♡
Ten chłopak był taki tajemniczy i w ogóle!!! Chyba sama bym się w nim zakochała od pierwszego wejrzenia :D Jak nic.
Jestem ciekawa, po co mu były te okulary przeciwsłoneczne. Jej, serio, kocham go ♡♡♡ Hahah, przepraszam. Kim on jest? Nie mogę się doczekać, żeby coś jeszcze o nim przeczytać.
Dodam jeszcze, że w poprzednim rozdziale było chyba, że Dominika jest bardzo niska i ma coś ponad 1,60 m, a moim zdaniem taki wzrost jest całkiem przeciętny, a nawet dość wysoki. Radziłabym to zmienić na jakieś 1,50 m, bo to rzeczywiście jest niski :)
Pozdrawiam serdecznie i czekam na nowy rozdział :*
Optimist
PS. U mnie pojawił się 8 rozdział. Informuję dopiero teraz, bo nie chciałam tu dodawać nic nie wnoszącego komentarza z samym powiadomieniem.
Całusy ♡
Cześć :)
UsuńOjej, czuję się zaszczycona :) Nieważne, kiedy skomentujesz, ważne, żeby w ogóle, bo każda uwaga ma swoją wartość, a zwłaszcza Twoje :)
Cieszę się, że spodobał Ci się nowy bohater, na pewno pojawi się jeszcze w kolejnym rozdziale.
Haha, musiała tu chyba zadziałać wyobraźnia, bo nie podawałam takich dokładnych wymiarów Dominiki :) Wyobrażam sobie, że ma około 155 cm wzrostu, ale dziwnie czułabym się , podając takie liczby w treści rozdziału, więc to tak w formie ciekawostki :)
Już lecę czytać.
Z pozdrowieniami
Eskaryna
W takim razie musiałam się pomylić z innym blogiem, bo pamiętam, że gdzieś się spotkałam z dokładnym wzrostem. Przepraszam bardzo :*
UsuńHejka :D sorki, że dopiero teraz ale przez ostatni miesiąc nie miałam internetu. Burza spaliła mi modem.
OdpowiedzUsuńAle wróciłam o od razu przybyłam tutaj. Rozdział, jak zwykle super. Blacka na razie nie lubię. Potter .... odnoszę wrażenie, że jest trochę głupi. Nie wiem czemu.
Uhuhu. Co to za koleś ?!?!? chcieć więcej ! Od razu mi się skojarzyło, że jest wampirem. Hehe. Za dużo Zmierzchu, za dużo Zmierzchu.
Pozdrawiam i życzę weny.
U mnie rozdział pojawi się w przeciągu kilku dni.
Buziaki
Hejka hejka :D :D :D
Usuńu mnie pojawił się rozdział, wpadnij jeśli chcesz ;)
pozdrawiam i weny życzę
Witam!
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowy rozdział!
Selene Neomajni
Przepraszam za opóźnienie, udusić mnie to mało, bo przeczytałam rozdział zaraz po wstawieniu, ale oczywiście zapomniałam, żeby skomentować.
OdpowiedzUsuńRozdział super, akcja powoli idzie do przodu. Jestem bardzo ciekawa, który z Huncwotów skradnie serce Dominiki, obstawiam, że Syriusz albo Remus. Osobiście mam nadzieję, ze będzie to pan Łapa, bo sama darzę go głębokim uczuciem;D Mam tylko nadzieję, że chłopak poznany w sowiarni nie zamiesza w życiu uczuciowym Dominiki.
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam cieplutko!:)
Neithiria.
Cześć! Trafiłam do ciebie wczoraj wieczorem i dzisiaj przeczytałam dotychczas opublikowane rozdziały.
OdpowiedzUsuńMuszę powiedzieć, że bardzo mi się spodobało. Masz przyjemny, lekki styl i bardzo przydatną przy pisaniu fanficków ze świata Harry'ego Pottera umiejętność właściwego oddawania atmosfery zamku. Rzadko kto potrafi opisać Hogwart z taką dozą tajemniczości i magii, jak zrobiła to pani Rowling. Ty to potrafisz, a czytając "Na skraju" mam wrażenie, jakbym z powrotem znalazła się w tym pięknym miejscu.
Widziałam, że na początku tego rozdziału broniłaś imienia Dominika. Mi samej ono się rzuciło w oczy na początku czytania. Rozumiem, że byłoby dziwnie używać imienia Dominique, jako że bohaterka przeniosła się teraz do Anglii, ale czy w takim razie nie powinnaś używać formy Dominica? Wszystkie pozostałe imiona są angielskie, więc tym bardziej imię głównej bohaterki powinno takie być (: To jedno z moich dwóch zastrzeżeń, drugim jest niewypośrodkowany tekst. Na komputerze prezentuje się on ładnie, ale dużo czytelników (w tym ja) czyta opowiadania na komórce i wtedy trudno czyta się tekst, który nie jest wypośrodkowany (:
A teraz co do samej treści, która bardzo mi się spodobała. Już w pierwszym rozdziale zdołałaś mnie rozbawić tym, jak to mama Dominiki prychnęła pogardliwie "mugole", a przecież sama się do nich zalicza :D Do tego genialne teksty Jamesa i Syriusza. Chociaż tutaj muszę się odrobinkę przyczepić do tego, jak to cała paczka Huncwotów przyszła przywitać się z Lily, James powiedział "O jeju" i wszyscy zaczęli się śmiać. Skojarzyło mi się to z Malfoyem, Crabbem i Goylem, a Huncwoci przecież nie byli takimi sługasami Jamesa, by śmiać się ze wszystkiego, co on powie, nawet jeśli nie jest to śmieszne.
Sama Lily jest bardzo dobrze wykreowana, właśnie tak ją sobie wyobrażałam. Taka nieco Hermiona, ale dużo bardziej kontaktowa z innymi. A te jej kłótnie z Jamesem są świetne <3
Gdy Dominika poszła na lekcje eliksirów na początku myślałam, że to Slughorn i się zdziwiłam, że jest tak niepodobny do książkowej wersji. Potem się na szczęście okazało, że to ktoś bardziej podobny do Snape'a, wyraźnie czerpiący satysfakcję z niepowodzeń uczniów.
Ragnarok od razu skojarzył mi się z mitologią skandynawską! Ciekawe, czemu akurat takim imieniem się przedstawił. Zastanawiam się, kim jest... Kimś znanym z kanonu, czy wykreowanym całkowicie przez ciebie? Na początku myślałam, że Dominika będzie coś kręcić z Łapą, ale skoro już mówi o miłości od pierwszego wejrzenia (na marginesie, ja w taką nie wierzę. Zauroczenie tak, ale miłość nie) to chyba tajemniczy Gryfon zajmie jego miejsce. Chyba że planujesz trójkącik? ^^
Dodam jeszcze, że trochę mi brakowało porównań Dominiki do dawnej szkoły, w której w końcu spędziła 5 lat, więc wypadałoby, by od czasu do czasu zestawiła z nią w myślach Hogwart (:
Ogólnie opowiadanie bardzo mi się spodobało i dołączam do obserwatorów, by jak najszybciej wiedzieć o nowym rozdziale, na który czekam (nie)cierpliwie.
PS. Jeśli znajdziesz czas i ochotę, serdecznie zapraszam na http://kierunek-atlantyda.blogspot.com/ (:
Życzę mnóstwo weny! :*
Witam w moich skromnych progach! :) I dziękuję za wspaniały, wartościowy komentarz.
UsuńZdecydowałam się na Dominikę, bo wydaje mi się, że brzmi mniej sztucznie niż "Dominica", a część imion w Harrym Potterze została jednak spolszczona - taki Syriusz na przykład :)
Bardzo dziękuję za miłe słowa o atmosferze i wrażeniu, jakie wywiera opowiadanie. Chyba nikt jeszcze nie napisał mi czegoś podobnego, więc doceniam to podwójnie :)
Ragnarok to OC, wystąpi nawet w kolejnym rozdziale :) Sama też nie wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia, ale czasem pozwalam Dominice na nieco stosownej dla jej wieku beztroski, chociaż jej uczucie to oczywiście nic więcej, tylko zauroczenie.
Jeszcze raz dziękuję za cenne uwagi bardzo motywujący komentarz.
Tymczasem ruszam do Ciebie, adres bloga brzmi bardzo zachęcająco :)
Z pozdrowieniami
Eskaryna
Od razu wpisałam się do sowiej poczty bo jak inaczej:D
OdpowiedzUsuńopowiadanie super. podobają mi sie twoje ciekawe uszczypliwe dialogi, które wnoszą ciekawa atmosferę w to opowiadanie i powiem ze smiałam się na cały pokój, az moja współlokatorka musiala mnie uciszac :) bede czytac z wielka chęcią
http://julia-lili--potter.blogspot.com/
O bliskie poznanie ze Snape'em. Widać, że już tam ma swoją księgę, a właściwie ją tworzy. Też to miał niezłe zdolności do tego. Nie można zaprzeczyć. Dobrze jest wyjść za schemat i próbować coś udoskonalić, a nie lecieć za podręcznikiem. Także Snape, choć trochę jednak cham, to mądry był. Cóż bezczelny ten Twój James ;p. Nic dziwnego, że Dominika chce się zemścić, bo nikt nie lubi, kiedy się z niego naśmiewają. A zwłaszcza, kiedy było tak w poprzednim "życiu". Cały czas mnie zastanawia, jak można się śmiać, aby przerodziło się to w szczekanie. Aczkolwiek inne wymysły na temat genezy "łapy" spodobały mi się. Lubię psy ogólnie. Coś mnie zadziwia, że Łapa aż tak przygląda się dziewczynie, a ona jemu również. Hm... czasem to naprawdę wkurzające, jak uważasz, że umiesz na 6, a tu 5 :P. Także to jest po prostu spadek ocen u Lily i nic dziwnego, że tak to odczuwa. Chociaż dla innych właśnie może to tak wyglądać. Po protu lubi się uczyć. Remus jak zwykle przyjazny chłopak. Ciekawi mnie czy jakoś bardziej ich przedstawisz nam. No i jakoś nowy chłopak, po którym naprawdę nie mam pojęcia, czego się spodziewać, także nie wiem, co mam myśleć. Trochę niecodziennie ubrany. No, ale pomógł Dominice. Nie wiem czy powinna mówić tylko o dobrych rzeczach, ale w sumie jednak nie wszyscy chcą się "spowiadać" rodzicom. W sumie sama też raczej mówię urywkami. Inna rzecz, że lepiej się mówi o dobrych, niż o złych. Ale czy nie jest źle, dusić tego w sobie?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, za jakiś przybędę do Ciebie, aby znów trochę nadrobić :).
PS Właśnie też zauważyłam tę zmianę w imionach. Nawet jeżeli tak chcesz, to nie powinno, więc być "Dominica"?
Witam w moich skromnych progach! :)
UsuńBardzo mnie cieszy, że jednak zdecydowałaś się zostać tu dłużej i konstruktywnie komentować. Widać też wyraźnie, że wiesz, o czym piszesz, że znasz kanon, a to dla mnie szczególnie wartościowe. Ta historia to moja wizja i na pewno nie jest zbieżna z wyobrażeniami każdego fana HP, ale wydaje mi się, że jak dotąd nie jest też z nimi sprzeczna. Co do imienia, Dominika może jest mniej zgrabne fabularnie niż Dominica, ale z drugiej strony, po napisaniu wielu rozdziałów uznałam, że wygodniej czyta się spolszczoną wersję ;) Może to błąd, ale myślę, że tak już zostanie.
Bardzo ciekawie czytało mi się Twoje komentarze i serdecznie dziękuję, że zdecydowałaś się skomentować każdy rozdział osobno. To dużo dla mnie znaczy. Mam nadzieję, że kolejne rozdziały Cię nie zawiodą!
Z pozdrowieniami
Eskaryna
No to jestem. Muzyka w tle ładna, ale nie da się zrobić tak, żeby włączała się na życzenie? ;>
OdpowiedzUsuńCo do samego rozdziału, to historia podoba mi się coraz bardziej. Nie jestem doprawdy fanką robienia z Jamesa totalnego debila, ale on gdzieś znika na drugim planie, więc dam sobie radę. Podobają mi się te przytyki słowne, kilka razy się zaśmiałam. Dominika w tym wszystkim jest taka naturalna - ani nie przesadnie nieśmiała ani też odważna. Po prostu normalna.
Zaciekawił mnie ten nowy chłopak... Ragnarok? Lubię, kiedy w fickach wprowadzane są własne postacie, które nie stanowią tylko bezosobowego tła. Tutaj zostałam zaciekawiona i pewnie niedługo przyssę się do nowego rozdziału.
Pozdrawiam ; )
Witam ponownie w moich skromnych progach :)
UsuńPostaram się zrobić coś z muzyką, ale haker ze mnie marny, więc nie gwarantuję skuteczności.
Ależ James u mnie nie jest totalnym debilem! Staram się nie wykraczać zbytnio za to, co o nim wiemy od Rowling, czyli między innymi to, że był arogancki i bardzo pewny siebie. Od siebie dodałam mu trochę teatralności :)
Cieszę się, że Dominika wydaje się normalna, zawsze łatwo jest popaść w przesadę.
O, w tej i kolejnej części Ragnaroka będzie całe mnóstwo, więc zapraszam ;)
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam,
Eskaryna