25 września 2015

Rozdział V




„Za czym tęsknią wilkołaki”

  rozdział V –


Opierała się o chłodną, kamienną ścianę w jednym z lochów i nerwowo przestępowała z nogi na nogę. Oczami wodziła po schodzących się wolno Gryfonach i Ślizgonach, którzy zbijali się w grupki i leniwie omiatali wzrokiem solidne drewniane drzwi z żelaznymi okuciami, które prowadziły do sali Mistrza Eliksirów.
Ona sama stała tu od dobrych dziesięciu minut i w myślach powtarzała poszczególne punkty swojego genialnego planu. Niecierpliwie szurała nogami, stukała niewysokim, przepisowym obcasikiem w kamienną posadzkę i przebierała paznokciami po ścianie za swoimi plecami, nie mogąc doczekać się lekcji.
Lily siedziała z nosem w podręczniku, marszcząc lekko brwi, jakby czuła na sobie wzrok wychudłego, czarnowłosego Ślizgona, który nie odrywał od niej wzroku. Dominika spojrzała raz i drugi w jego kierunku, po czym skupiła wzrok na niewielkim chrząszczu przechadzającym się po przeciwległej ścianie i przywołała się do porządku. Patricia stała po jej lewej stronie, zgiąwszy nogę w kolanie i nonszalancko pogryzając ślimaki-gumiaki, które przemyciła pomiędzy podręcznikami.
Kiedy po raz kolejny poruszyła się niespokojnie, poczuła na sobie podejrzliwy wzrok Huncwotów, którzy stali nieopodal. Prawie zakrztusiła się cytrynowym ślimakiem, którym poczęstowała ją Macmillan. A co, jeśli czegoś się domyślali? To by mogło zrujnować jej genialny plan. Niechętnie przyznawała przed samą sobą, że zawierał kilka poważnych słabych punktów, które z łatwością mogły pozbawić go sensu, ale lubiła jego istotę. Otóż genialny plan zemsty Moon polegał na tym, żeby wykorzystać arogancję i miłość własną Huncwotów. Należało jedynie nadać sytuacji delikatny impuls, a cała reszta potoczy się sama.
Czy to nie geniusz sam sobie? — pytała się w myślach i uśmiechała się kącikiem ust, wyobrażając sobie cierpienia dwóch młodych Gryfonów, którzy narazili się jej już pierwszego dnia szkoły.
Wreszcie profesor nadszedł od strony Wielkiej Sali.
Wolfgang Heckmann, bo tak właśnie nazywał się hogwarcki Mistrz Eliksirów, nie przepadał za swoją pracą. Codziennie zmuszał się do nauczania leniwych, niezdyscyplinowanych dzieciaków, które prawie nigdy nie potrafiły docenić sztuki, jaką było warzenie eliksirów. Znacznie bardziej wolałby prowadzić zajęcia z alchemii na Uniwersytecie Magicznym w Cambridge, sęk jednak w tym, że nikt mu tego nie zaproponował. Zaczął właśnie rozważać wcześniejszą emeryturę, kiedy sam Albus Dumbledore zwrócił się do niego z prośbą o objęcie stanowiska Mistrza Eliksirów oraz głowy domu Slytherin po emerytowanym Horacym Slughornie. Hogwart nie znajdował się zbyt wysoko na liście jego wymarzonych miejsc pracy, lecz nawet zgorzkniały Wolfgang Heckmann musiał przyznać, że nikt rozsądny nie odmawia takim szychom jak Albus Dumbledore.
Omiótł ponurym spojrzeniem grupkę uczniów, którzy odwzajemnili się równie entuzjastycznymi wyrazami twarzy. Przelotnie zerknął na parę swoich ulubieńców, Lily Evans i Severusa Snape’a, i  – jak w każdy poniedziałek – postanowił, że poprowadzi zajęcia specjalnie dla nich, ignorując niewydarzonych partaczy, jak w myślach nazywał całą resztę mniej utalentowanych uczniów.
Zmarszczył swe krzaczaste brwi i wetknął mosiężny klucz do zamka. Drzwi otworzyły się, skrzypiąc niemiłosiernie. Na brodę Merlina, temu staremu tetrykowi, Plumptonowi, najwyraźniej też przydałaby się emerytura, skoro tak zaniedbuje swoje obowiązki…
— Do środka — burknął przez ramię i skierował się prosto do swojej katedry.
Dominika, której entuzjazm przygasł nieco na widok kawałka jajka przylepionego do kołnierza szaty profesora, pomaszerowała szybko do swojego stanowiska. Kiedy otrzymała „Nędzny” za swoją pracę na poprzednich zajęciach, jej żelazne postanowienie zemszczenia się na Jamesie Potterze i Syriuszu Blacku poważnie się zachwiało.
Nagle coś potoczyło się po jej ławce. Wyciągnęła rękę i schwyciła małą, mlecznobiałą kuleczkę. Obejrzała się ze zdziwieniem i zobaczyła jak wspomniani Gryfoni za pomocą zaklęć miotają jagodami jemioły w jej sąsiada. Z niejaką obawą zerknęła na jego ziemistą twarz, która nie wyrażała niczego, chociaż jego blade dłonie, kurczowo zaciśnięte pod rękawami szaty zdradzały silnie emocje, które nim targały.
Rozpaliła ogień pod swoim kociołkiem i podwinęła rękawy. Zrobi to, choćby ponownie miała zapłacić jakością swojego eliksiru.
Dłonie drżały jej lekko, kiedy przewracała kartki podręcznika. Poczuła ukłucie żalu, kiedy zorientowała się, że dziś będą przyrządzać Eliksir Melancholii. Przerabiała go w zeszłym roku w Beauxbatons i wiedziała, że mogłoby jej to dać sporą przewagę. Postanowiła jednak nie rezygnować ani z podpuszczenia Huncwotów, ani z walki o dobrą ocenę.
Wystarczyło tylko porządnie się skoncentrować.

* * * * *

Byli kompletnie pochłonięci planowaniem najbliższej pełni, kiedy nagle James chrząknął znacząco i kiwnął głową w kierunku przejścia między ławkami.
Syriusz obejrzał się, nie przestając bezwiednie mieszać w kociołku. Tuż obok stała ta nowa, Moon, i uśmiechała się zagadkowo. Zamrugała kilkakrotnie swymi szmaragodowozielonymi oczami, po czym jej spojrzenie zogniskowało się nagle na jego ciemnych tęczówkach.
Jego skołatana podświadomość zarejestrowała jedynie fakt, że uśmiech na jej drobnych ustach zakołysał się nieznacznie i przygasł na moment, by za chwilę powrócić w całej wspaniałości.
— Cześć — powiedziała głębokim głosem i bezwiednie splotła ręce za plecami.
— Hej — odparł, odwzajemniając uśmiech, kompletnie ignorując przy tym Rogacza, który wsypał do kociołka całą garść suszonego tymianku. — Potrzebujesz pomocy?
— Właściwie, to tak. — Dziewczyna przechyliła się nad ich stolikiem, a on poczuł nagle jakiś nieznany aromat, którego nie był w stanie wyłowić znad oparów unoszących się znad kociołków. Odkaszlnęła kilka razy, oganiając się od brunatnego dymu unoszącego się nad ich stanowiskiem, po czym odgarnęła jasne kosmyki z twarzy i posłała mu kolejny uśmiech.
Potter trzepnął go chochlą w ramię, jednak jego wargi same rozciągały się w uśmiechu. Najwyraźniej nowa uczennica nie była wcale wyjątkiem i szybko uległa jego urokowi.
— Potrzebuję trochę elfich skrzydełek. — Jej twarz nagle spoważniała w wyrazie troski. — Zabrakło mi, a koniecznie muszę zaliczyć ten eliksir. Wiecie, ostatnim razem kiepsko mi poszło.
— Ależ oczywiście. — Black poszperał w swoim przyborniku i wydobył z niego garść sztywnych skrzydełek, opalizujących tęczowo w świetle pochodni. — Trzymaj.
— Dziękuję. — Uśmiechała się dziwnie, mocno zaciśniętymi wargami, a jej oczy iskrzyły, po wielokroć odbijając płomienie pełgające w pochodniach płomyki. Syriusz uznał, że nie jest to klasycznie piękny i urzekający widok, ale mimo to, jakoś nie potrafił odwrócić od niego wzroku. W końcu Moon odwróciła się na pięcie i truchtem pobiegła do własnego stanowiska.
Black wzruszył ramionami i potarł podbródek, w zamyśleniu analizując treść podręcznika.
— Myślisz o tym samym, co ja? — zapytał, ściągając brwi, kiedy po raz piąty przebiegł wzrokiem listę ingrediencji.
— Po cholerę jej elfie skrzydełka? — W głosie Jamesa słychać było napięcie, kiedy przesuwał palec wskazujący wzdłuż kolejnych wersów przepisu.
— Może coś pomyliła. — Black chwycił buteleczkę z atramentem ośmiornicy i na oko odmierzył potrzebną ilość. Ze stoickim spokojem wlał zawartość miarki do kociołka. Eliksir spienił się lekko, ale chłopak nie poświęcił temu żadnej uwagi, rzucając pytające spojrzenie w kierunku przyjaciela.
— No nie wiem. — Potter zdjął okulary i nerwowo przetarł je rąbkiem szaty.
— Czemu tak się przejmujesz? Postanowiłeś zostać prymusem? — Uniósł brwi i uśmiechnął się kpiąco, prowokując Jamesa spojrzeniem. Okularnik był jednak zbyt zaaferowany warzonym eliksirem, żeby dać się wciągnąć do zabawy.
— Nie mogę zawalać każdej lekcji — mruknął, biorąc się pod boki i zaglądając do kociołka, którego zawartość bulgotała leniwie. — Evans pomyśli, że jestem pacanem.
— To chyba się zbytnio nie pomyli, nie? — Syriusz po raz ostatni zerknął z nadzieją w kierunku przyjaciela, a kiedy nie doczekał się żadnej interesującej reakcji, westchnął z rezygnacją. — Dodaj ze dwa.

* * * * *

Dominika pracowicie siekała korzeń waleriany na idealnie równe kawałki, usilnie starając się nie oglądać za siebie. W jej ruchach łatwo było dostrzec podekscytowanie, kiedy najpierw posługiwała się ostrzem, a następnie kolejno dodawała ingrediencje, zaglądając raz po raz do podręcznika, aby sprawdzić, czy eliksir zachowuje się odpowiednio.
Kątem oka zerkała w kierunku ślizgońskiego sąsiada, który obserwował ją z podobną rezerwą. Kilka razy nawet udało jej się przyłapać go, jak przyglądał się jej zza kurtyny czarnych włosów, ale zanim zdążyła wypowiedzieć choć słowo, odwracał szybko wzrok i tak gorliwie skupiał się na pracy, że sama traciła pewność, czy nie przywidziała sobie tego wszystkiego.
Elfie skrzydełka odłożyła oczywiście do odpowiedniej przegródki i ani myślała ich użyć.
Za jej plecami pobrzmiewały zwykłe odgłosy krzątaniny uczniów na lekcji eliksirów i nic nie wskazywało na to, że Huncwoci złapali przynętę. Nie traciła jednak nadziei i nawet uśmiechała się półgębkiem, kiedy nagle pęk suszonego tymianku, który trzymała w dłoni, zaczął dziwnie się zachowywać.
W pierwszej chwili poczuła jedynie dziwnie pieczenie w dłoniach. Zdziwiona, odwróciła wzrok od tablicy, na której wypisany był uniwersalny przepis, i popatrzyła w dół. Suche, pociemniałe i przypominające rozczapierzone palce gałązki tymianku pogrubiały nagle i zmieniły kolor na orzechowy odcień brązu. Same listki, do tej pory zwinięte w ciasne ruloniki, rozwinęły się jakby z ulgą, prostując się i zieleniejąc we wszystkich kierunkach, jakby poszukując słabego ciepła, emanującego od zatkniętych w żelazne uchwyty pochodni.
Przerażona, upuściła cały pęk prosto do kociołka. Jęknęła i w przebłysku rozsądku usiłowała wyłowić chochlą szybko nasiąkające gałązki, ale jej wysiłki nie zdały się na nic, bowiem eliksir przybrał głęboką, turkusową barwę, przynajmniej o kilka odcieni ciemniejszą niż przewidywał to podręcznik.
Sięgnęła po tymianek, parząc palce, ale niemal natychmiast go upuściła, słysząc nieopodal ciężkie kroki i charakterystyczne chrząkanie.
Profesor bez ceregieli zajrzał jej przez ramię, marszcząc swe wspaniałe brwi na widok zawartości kociołka. Sięgnął po chochlę i zamieszał nią krótko, przyglądając się konsystencji i barwie eliksiru.
— Interesujące — mruknął, nie starając się nawet przekrzyczeć gwaru, który panował w sali; mimo to, stojący nieopodal uczniowie czujnie nastawili uszy. — Świeży tymianek zamiast suszonego…
Moon odruchowo zgarbiła ramiona i błagała w myślach, by profesor przestał kontemplować jej błąd i przeszedł wreszcie do następnego stanowiska. Heckmann uparcie stał jednak przy jej kociołku, wciąż przelewając eliksir.
— Nowatorskie podejście — ocenił wreszcie, rzucając jej bystre spojrzenie spod krzaczastych brwi. — Jeden punkt dla Gryffindoru. Oby tak dalej… — Zerknął do swojego notesu. — Panno Moon.
I odszedł, zostawiając ją zarumienioną i szczęśliwą.

* * * * *

— Oj — jęknął Syriusz, wydobywając z kociołka nadpalony kikut chochli, który jeszcze kilka chwil temu był solidną, dębową łychą.
— Mówiłem, że to jest jakieś podejrzane. — James porwał swoją różdżkę i gorączkowo wymachiwał nią tuż ponad powierzchnią złowrogo bulgocącego eliksiru. — Remus, Peter… Pomóżcie!
Remus Lupin, będąc jednocześnie prefektem i gryfońskim prymusem, nie odpowiedział na tę desperację, zbyt zajęty ewakuowaniem stanowiska.
— Odsuńcie się — powiedział tylko, odstawiając swój kociołek w najdalszy kąt sali, jednocześnie obserwując jak Peter przenosi grzechoczące fiolki. — Może być… — Gwałtowny wybuch, skutkujący kłębem dymu przypominającym miniaturowego, smoliścieczarnego grzyba wykwitającego z kociołka Jamesa i Syriusza, przerwał jego wypowiedź. — Nieprzyjemnie — dokończył zrezygnowanym tonem, nie bez odrobiny satysfakcji patrząc jak jego przyjaciele obmacują osmolone brwi i rozglądają się nieprzytomnie.
Black odwrócił się gwałtownie w kierunku ławki stojącej niepozornie w środkowym rzędzie. Moon przez chwilę oglądała się, spoglądając na nich zmrużonymi oczami, które w świetle pochodni wydawały się zupełnie ciemne. Po chwili wybuchnęła serdecznym śmiechem. Jasne włosy, dziwnie poskręcane od oparów buchających z kociołków, podskakiwały rytmicznie, odbijając się zgrabnie od jej ramion i pleców.
Syriusz i James, którzy od dobrych kilku minut pocierali osmalone twarze, zawtórowali jej wreszcie.
Być może wszystko skończyłoby się na tym niezobowiązującym wybuchu wesołości, gdyby nie profesor Heckmann.
— Potter, Black, Moon – szlaban! — zakrzyknął Mistrz Eliksirów. Większość spojrzeń zwróciła się na jego poczerwieniałe od gniewu oblicze. — OWUTEMy za pasem i takie lekceważenie! Mam tego dość! Powagi trochę!
Profesor odwrócił się na pięcie, łopocząc nieco przykrótką szatą, która nie omiotła nawet skraju kamiennej posadzki lochów. Moon popędziła w jego kierunku, wskazując gwałtownie swój kociołek, ale Heckamann ledwie wzruszył ramionami.
Remus ze stoickim spokojem zaczął przelewać swoją i Petera miksturę do przepisowej fiolki. Nowa najwyraźniej musiała nauczyć się jeszcze wielu rzeczy – między innymi tego, że z Heckmannem nigdy się nie dyskutuje.

* * * * *

— Szlaban u Heckmanna — westchnęła Lily z nutą zgrozy w głosie i od razu się zreflektowała. — To znaczy… Wiesz już, co będziecie robić?
— Nie — mruknęła Moon, niepocieszona z wielu powodów. Po pierwsze, zaliczyła pierwszy szlaban w Hogwarcie i nie wiedziała, czy ta informacja dotrze do jej rodziców. Po drugie, musiała dokończyć piekielne trudne wypracowanie z transmutacji, które wymagało nieco praktyki i tony lektur nadobowiązkowych. Po trzecie, nieuchronnie zbliżała się jej pierwsza lekcja astronomii.
Ociężałe powieki coraz częściej przykrywały oczy. Moon wsparła się łokciem o blat stolika i niewidzącym wzrokiem wpatrzyła się w niekończące się linijki tekstu Transmutacji dla Zaawansowanych. Kiedy zostało pół godziny do rozpoczęcia lekcji, wyszła niewiele poza wykaligrafowanie swojego imienia, nazwiska, tematu wypracowania oraz kulawy wstęp.
— Jutro to zrobię — mruknęła tonem usprawiedliwienia, niezupełnie wierząc we własne słowa. Wraz z nią podniosła się Patricia, która od dłuższego czasu z premedytacją pisała swoje wypracowanie coraz większymi literami, mając w pamięci, że zadano im aż trzy stopy pergaminu do zapełnienia. Przeciągnęła się jak kotka i zerknęła na Lily, która leniwie przewracała kartki podręcznika.
— Lileńko? — zaczęła przesadnie słodkim tonem, zezując na wypracowanie przyjaciółki.
— Nie dam ci spisać — oświadczyła Evans, nawet nie podnosząc wzroku.
Macmillan opuściła ramiona z rezygnacją.
— Ale ty jesteś — mruknęła, krzywiąc się, po czym kiwnęła głową w kierunku dziury pod portretem. — Chodźmy, bo jeszcze się spóźnimy.
Wpadły do dormitorium po teleskopy i mapy nieba, pomachały Lily i wyszły na ciemny, zimny korytarz, oświetlony jedynie plamami pomarańczowego światła rzucanego przez pochodnie.
Lekcje astronomii w Hogwarcie były wyjątkowe. Odbywały się raz w tygodniu, jednak dokładny termin zależny był od warunków atmosferycznych, które znacząco wpływały na jakość obserwacji. W ciepłych miesiącach zaczynały się o jedenastej wieczorem, a zimą dwie godziny wcześniej. Mimo senności, Dominika z ciekawością zmierzała na pierwsze w tym roku zajęcia ze względu na zupełnie inną atmosferę, która towarzyszyła nocnym lekcjom.
Kiedy dotarły na szczyt wieży, większość uczniów ustawiała już swoje teleskopy. Moon przystanęła obok Petera Pettigrew i uśmiechnęła się do niego ciepło. Pete był zdecydowanie jej ulubionym Huncwotem. Nie był złośliwy i nieobliczalny jak James i Syriusz, nie rzucał też nieprzyjemnie przenikliwych spojrzeń jak Remus. Sprawiał wrażenie nieśmiałego i płochliwego, a fakt, że Dominika nie wiedziała o nim kompletnie nic, jedynie pobudzał jej ciekawość.
Zdążyła jedynie zauważyć, że Pettigrew nie był najbystrzejszym i najpilniejszym uczniem, jakiego znał Hogwart. Często bywał rozkojarzony i patrzył tęsknie za okno, a na lekcjach prześlizgiwał się i zwykle nie tracił punktów, choć nauczyciele rzadko bywali z niego zadowoleni.
Tym bardziej teraz Moon zerkała ku niemu raz po raz, bezsensownie majstrując przy ustawieniach swojego teleskopu. Peter z entuzjazmem zabrał się za dokręcanie wszystkich śrubek i ustawianie urządzenia w idealnej pozycji, po czym pieczołowicie rozłożył swoje mapy nieba, uważnie wygładzając wszelkie nierówności.
— Lubisz astronomię, co? — zapytała, nie odrywając wzroku od jego pulchnych dłoni, które pracowały tak sprawnie jak na żadnej innej lekcji.
— Bardzo — wypalił i spojrzał na nią spod jasnej grzywki, po czym szybko opuścił głowę, udając, że po raz kolejny sprawdza kąt ustawienia teleskopu.
Moon uniosła wzrok i rozejrzała się po niebie. Rzeczywiście, była jakaś magia w tych zajęciach. Panowała odświętna atmosfera, jakby pomimo późnej godziny wszyscy byli podekscytowani perspektywą lekcji w kompletnych ciemnościach, ograniczonym gronie i wszechogarniającej ciszy, przerywanej jedynie spokojnym głosem nauczycielki, profesor Aurory Borealis.
Czarownica stała nieco za linią uczniowskich teleskopów, z twarzą uniesioną do nieba. Księżyc uwydatniał jej ostre rysy, kruczoczarne włosy i nieco płaski nos, przywodzący na myśl gorące wzgórza Indii. Raz po raz unosiła rękę, wskazując którąś z konstelacji, a spojrzenia uczniów wędrowały posłusznie we wskazanym kierunku, po czym przenosiły się na zwoje pergaminu, by odnotować wszelkie obserwacje.
Moon oderwała się od okulara, by przyjrzeć się niebu z większej perspektywy. Nic dziwnego, ze profesor Borealis obstawała przy dzisiejszym terminie – właśnie dziś mieli okazję obserwować idealną pełnię, wyraźnie odcinającą się na tle atramentowoczarnego nieba. Tej nocy światło gwiazd pozostawało jedynie marnym tłem dla bladej jasności księżyca.
Zerknęła na Patricię, która drzemała, wsparta o swój teleskop. Zaśmiała się w duchu i spojrzała na swojego drugiego sąsiada.
— Mam nadzieję, że nie obserwujesz cudzego dormitorium — szepnęła konspiracyjnym tonem.
— Coś ty! — Pettigrew garbił się i marszczył czoło w poszukiwaniu idealnego kąta. Przez chwilę gmerał przy jednej ze śrubek, poprawiając ostrość.
— Czy w Zakazanym Lesie mieszkają wilkołaki? — zapytała nagle, kierując swój teleskop na ciemną linię drzew, okalającą jezioro od wschodniej strony.
— Wilkołaki? — pisnął Peter. — Skąd ten pomysł?
Wzruszyła ramionami. Nie dostrzegła niczego ciekawego, więc posłusznie przeniosła swoje obserwacje na gwiazdozbiór Cefeusza, o którym opowiadała właśnie nauczycielka.
Po chwili jednak wsparła ramiona o teleskop i ponownie podniosła twarz ku jaśniejącemu księżycowi. Nie mogła oderwać od niego wzroku – kompletnie zdominował nieboskłon, niewiele uwagi pozostawiając gwiazdom i konstelacjom. Zanim zdążyła zebrać myśli, nocną ciszę rozcięło przeciągłe wycie, a na jej przedramionach mimowolnie pojawiła się gęsia skórka. Intensywniej wpatrzyła się w idealnie równy okrąg bladego światła, wyobrażając sobie niezliczone stworzenia, które tak jak ona mogły wpatrywać się teraz w księżyc.
— Jak myślisz — zapytała, odgarniając włosy z czoła i wygodniej opierając się o blankę wieży. — Za czym tak tęsknią wilkołaki?
Przez chwilę czekała na odpowiedź, po czym odwróciła się z pytającym spojrzeniem.
Peter najwyraźniej rozpłynął się w powietrzu. Został po nim teleskop, mapy i kalendarz – nic więcej.
Moon skrzywiła lekko usta i przyciągnęła do siebie stos pergaminów, dołączając do sporządzających notatki uczniów – a już myślała, że znalazła bratnią duszę!

33 komentarze:

  1. Pierwszy raz pierwsza ;P To jednak możliwe, niesamowite ;P
    Nie przeczytałam wiele fanficków, ale jak z lekcją eliksirów spotykam się dość często, tak pierwszy raz czytałam o lekcji astronimii i bardzo się cieszę, że mogłam tego doświadczyć u ciebie, bo jesteś jedną z niewielu osób które moim zdaniem świetnie kreują i przede wszystkim potrafią dobrze opisać, świat magii. To taka genialna lekcja, aż szkoda, że pojawia się tak rzadko! Peter pasjonatem astronomii, fajnie ;) Pewnie pobiegł do Remusa, chociaż zastanawiam się dlaczego dopiero teraz, być może bardzo chciał być na swojej ulubionej lekcji, ale wycie Lupina go zaniepokoiło? Na pytanie Moon mogłabym jednoznacznie odpowiedzieć: za niebem bez księżyca ;P
    Wracając do eliksirów, widzę, że ożywcze zdolności Dominiki dają się jej coraz bardziej we znaki, wyobraziłam sobie ją jak Elsę z Frozen- chodzącą w rękawiczkach i nie radzącą sobie ze swoją mocą ;P Brakuje mi reakcji dziewczyn na ożywioną paprotkę ;P
    No i 'zemsta' Dominiki, nie do końca wypaliła, sama również wpakowała się w szlaban ;P Zabawny jest wątek tej 'rywalizacji' między nią a chłopakami, mam nadzieję, że to jeszcze trochę potrwa i będzie jeszcze wiele zabawnych sytuacji ;P

    Weny i huncwotów ;*

    niecnimarudersi.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć :)
      Też wydaje mi się, że astronomia to ciekawa, a jednak niedoceniana lekcja.
      Co do Petera, w mojej historii na pewno będzie kimś więcej niż obżartuchem-nieudacznikiem :) Nie wiemy też, czy Huncwoci byli z Remusem od momentu przemiany, czy może pojawiali się wtedy, kiedy już księżyc zrobił swoje.
      To bardzo dobra odpowiedź :p
      Haha, ciekawe skojarzenie, coś w tym jest.
      Dziękuję za komentarz i ciepłe słowa
      Eskaryna

      Usuń
  2. Witam!
    Pewnie mnie kojarzysz.
    To ja, ta zła, która zawiesiła bloga i nikomu nic nie powiedziała. No cóż, takie życie, ale nie myśl, że przez to będę zaniedbywać blogi swoich czytelników! Regularnie sprawdzam czy któraś z was nie dodała nowego rozdziału, więc bez obaw. Zacznę tradycyjnie od cytowania.
    ,,- Jeden punkt dla Gryffindoru. Oby tak dalej…" Nie ma co, profesorek rozrzutny jest w punktach. Niech zgadnę, dla Lily i Severusa daje, AŻ jeden i pół? A może czasami zaszaleje i da dwa? Jaki on jest krejzi!
    ,,- Remus, Peter… Pomóżcie!" Rozwaliło mnie to "Peter", oni naprawdę musieli być zdesperowani, żeby prosić go o pomoc. Wiem, wredna jestem. Właśnie. A propos Pettigrew. Zdziwiłaś mnie tym, że jest on dobry z Astronomii. Większość bloggerek robi z niego jakiegoś przygłupa i przydupasa reszty Huncwotów, który tylko je, je i je. Nie ma żadnych pozytywnych cech czy talentów. Miło zobaczyć taką odmianę. Wiesz co? Ostatnio przeanalizowałam parę blogów, które czytam i muszę przyznać, że Twój pod względem stylu pisania znajduje się w mojej TOP dwójce. Jesteś w niej Ty i jeszcze inna dziewczyna. Czytając Twoje rozdziały miałam praktycznie cały czas wrażenie, że czytam rozdziały jakiejś sławnej książki, a nie bloga. Chociaż patrząc na Twój wiek i doświadczenie to nic dziwnego. Jednakże, propsy dla Ciebie, kochana (chyba pierwszy raz w życiu używam tego słowa i zdaje mi się, że w moich ustach brzmi ono ironicznie, ale nie zwracaj na to uwagi)! Wracając do notki.
    To co z tym planem Dominiki? Kiedy spróbuje go zrealizować? Jestem tym strasznie podjarana i wprost nie mogę się doczekać tego momentu!
    Dominika i jej szalone moce.
    No to też bardzo ciekawy temat i jestem ciekawa jego rozwinięcia. Skąd, jak, gdzie. To naprawdę bardzo intrygujące. Jedyne zastrzeżenie po przeczytanym rozdziale to... za mało Ragnaroka! Jeśli pozwolisz, chciałabym zostać przewodniczącą klubu "R.A.A.F" (RAGNAROK ALWAYS AND FOREVER ♥). Liczę, że przyjmiesz moją kandydaturę i nie zlinczujesz za tak krótki komentarz.
    Życzę Ci, abyś utopiła się w morzu weny oraz z niecierpliwością oczekuję nn!
    Selene Neomajni

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć :)
      Dziękuję za komentarz, jesteś kochana.
      Bardzo cieszę się, że doceniłaś mojego Petera - zgadzam się z Tobą całkowicie, jego rola i osobowość zbyt często są bagatelizowane. Tym bardziej ciekawa jestem jak wystąpi u Ciebie :)
      No halo, genialny plan już został wcielony w życie - Huncwoci zostali pokonani swoją własną dumą, na skutek czego zyskali szlaban i nadpalone brwi :) Dla pocieszenia powiem, że to nie ostatni raz.
      Rzeczywiście, profesor szasta punktami równie zamaszyście jak ja Ragnarokiem w tym rozdziale, ale ileż można? :D OK, klub R.A.A.F. brzmi świetnie, specjalnie dla Ciebie postaram się skupić na tym wątku, haha.
      Dziękuję za te wszystkie miłe słowa, nie raz wywołały u mnie szczery uśmiech (a że jestem teraz w pracy, to jest to dość niebezpieczne - w końcu kto normalny uśmiecha się, wprowadzając do sklepu wentylatory i prysznice?), Twoje komentarze są niezawodne.
      Mam nadzieję, że szybko uwiniesz się z poprawkami u siebie i wkrótce dodasz coś nowego!
      Z pozdrowieniami
      Eskaryna

      Usuń
  3. Cześć moja droga :) :)
    Czekałam na rozdział i w końcu jest.
    Same lekcje, ale to dobrze ;) ja muszę nad tym o siebie popracować.
    Zemsta Domi nie wypaliła, ale przynajmniej została doceniona przez nauczyciela. Super.
    Astronomia. Chciałabym mieć takie zajęcia. Mogłabym zamienić matmę na nią. Na pewno byłoby ciekawiej.
    Fajnie by było żeby Peter był kimś więcej. Przecież musi mieć w sobie cechy godne zostania Huncwotem. Masz plusa.
    Pozdrawiam i weny życzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć :)
      Kiedy chodziłam do szkoły, zamieniłabym matmę na cokolwiek, szczerze mówiąc xD Nigdy nie kochałam przedmiotów ścisłych.
      Dziękuję Ci bardzo za docenienie Petera! Dobrze się rozumiemy :)
      Z pozdrowieniami
      Eskaryna

      Usuń
  4. Ha tutaj przynajmniej nie będę ostatnią komentującą osobą:)
    Dominika chce przechytrzyć Huncwotów:D A to ci heca:D
    Mistrz Eliksirów- zawiewa późniejszym Snape`m, również nie chciał uczyć swojego ukochanego przedmiotu.
    Moon ma jakieś właściwości uleczające sfatygowane kwiatki:> Przydałaby się do mnie do domu, moje też pousychały na oknie choć staram się nie zapominać podlewać.
    Moon i niebezpieczna zemsta- to się nadaje na tytuł książki :D No nie mogę uwierzyć, że dali się złapać, a niby tacy cwani a dali się podejść jak pierwszaki^^
    Peter, w końcu coś o nim i to niezwykle pozytywnego. Super, że nie jest tylko "cieniem" reszty i jego zapał i widoczne podekscytowanie z lekcji astronomii. Bomba!
    Wielbię Twoje pomysły:) i bloga! Genialnie!
    Pozdrawiam
    Rogata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojeej, jesteś taka słodka :)
      Haha, to dopiero moc! Też by mi się przydała, bo ja mam chyba coś odwrotnego - jakiego kwiatka nie dotknę, zaraz pada. Czasami czuję się jak w rodzinie Addamsów.
      Ooo, ja też lubię wymyślać chwytliwe tytuł, tylko zazwyczaj tworzę je w stylu "Harry Potter i..." :D Wyprodukowałam tego naprawdę dużo, szczególnie inspirowały mnie zajęcia z tłumaczeń np. Harry Potter i Wybuchający Wodospad albo Harry Potter i Plujący Wulkan.
      Dzięki za Petera! To dla mnie ważne.
      Dziękuję i pozdrawiam
      Eskaryna

      Usuń
  5. Przeczytałam dotychczasowe rozdziały i zaintrygowało mnie to opowiadanie. Wiele juz czytałam opowiadań na temat Huncwotów, a jednak widać tutaj pewne nowatorstwo. nie chodzi mi o sam fakt, że główna bohaterka uczęszczała wcześniej do innej szkoły... Nie, chodzi przede wszystkim o narracje, o tym, że skupiasz się na lekcjach i wykrozystujesz je czesto w fabule, a dużo bloggerów piszących ff potterowskie w ogóle o nich zapomina. Podoba mi się też innpowackja spojrzenia, np. na Pettera w tym rozdziale. Nie spodziewałam się, że Dominika najbardzie z Huncwotów polubi Pettigrew. Ale to dobrze bo to jakas odmiana, zresztą juz widać że Twój Peter jest całkiem ciekawą, choć cichą postacią (i znikająća - pewnie sie musiał zamienić w szczura na czas pełni... zdziwiło mnie to pozytywnie, bo raczej nauczycielka zobaczy jego nieobecność). James i Syriusz zachowują się jak dzieci, szczególnie gdy chcą zaimponować innym badż graja bardziej niewychowanych, niz są (to jak James niby zadawal Dominice pytania, a pozniej nie sluchal odpowiedzi), bo jak rozmawiali we dwójkę, to było lepiej, widać między nimi tę niesamowitą więź. Remus z jednej strony jest tym prymusem i w ogóle, ale wydał mi się tutaj jakiś troche zakłamany, jakby oceniał innych jako gorszych od siebie, to do niego jakies takie niepodobne... Nie do końca rozumiałam, na czym miała polegać zemsta doimniki na elkkksirach, po co brała ta elfie skrzydełka ? Czy jakoś spowodowała ten wybuch w kociołku HUncotów? no i ta zamiana tymianku? czyżby akurat ot miało jakiś związek z tym, jak dziwnie zachowywała się ta paprotka podczas snu dziewcząt? muszę przyznać, że ten wątek mnie zaintrygował. Znalazłam jedną nieścisłosć - w której klasie są nasi bohaterowie? bo raz napisałaś, że w szóstej i gdzieś jeszcze, że nie mają w tym roku SUMów ani OWUTEmów ale po tym wyszłoi, że ten nauczyciel od eliksitów (którego wg mnie bardoz dobrze wykreowałas i zaintrygowałas mnie tą posciatą) mówi Huncwotom i pannie Moon, że przed SUMami się tak źle zachowują... więc nie ogarniam xDxD no i jakoś nie wiem, jak w czasie ustawić to, że Black sie jeszcze nie wyrzekł swojego rodu... miał 16 lat, jak to zrobił... to chyba juz tyle ma? no, ale oprócz tego musze pryznać, że podoba mi się to opowiadanie. już pisałam, podchodzisz do hogwartu inaczej niż większosć ludzi, jest sporo ciekawych postaci Twojego autorstwa, zarówno Pauline, jak i tajemniczy adorator Dominiki... zastanawia mnie bardoz jego postać, skoor jest z Gryffindoru i ma z dziewczyną numerologię, to chyba powinien być w dormitorium z huncwotami? ale chyba się w ogóle z nimi nie dogaduje... zastanawia mnie, z kim się trzyma i czemu Lily twiedzi,że to złe towarzystwo. W ogole jest intrygujacy, te jego okulary i z pewnoscia dziwny wplyw na Dominike.... To zbyt intensywne jak na zwykle zaurocznie, cos jest chyba na rzecyz. Chce go bardziej poznac. Co do evans jeszcze nie mam jednoznacznej opinii, Jamesa zlewa po linii i sie z nim nie dogaduje, ale coz, on sam wobec niej nie zachowuje sie byc normalnie, wiec co sie dziwic. Sama Dominika za to wydaje mi sie byc w porzadku, nie znamy jej jeszcze zbyt dobrze, ale to, ze chce byc uzdrowicielem i nie daje sobie w kasze dmuchac, ma u mnie plus ;) Czekam z niecierpliwoscia na ciag dalszy i rozwoj akcji. Pozdrawiam i zapraszam do mnie, obecnie publikuje opowiadanie potterowskie pt. Niezależnosc :) zapiski-condawiramurs.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć :)
      Ojeju, jaki wspaniały, wyczerpujący komentarz!
      Cieszę się, że czytasz tak uważnie, to pozwala wyłapać błędy (SUMy! Rzeczywiście, nie wiem, skąd to się wzięło - może dlatego, że Dominika musi zdać SUMy, bo w Beauxbatons jedyny egzamin ma miejsce na koniec szkoły) i pisać coraz lepiej.
      Może wyjaśnię te niezrozumiałe wątki :)
      1. Wrażenie, jakie zrobił Remus, było niezamierzone :) Moon obawia się go trochę, bo Lupin jest milczącym obserwatorem i trudno powiedzieć, co tak naprawdę myśli.
      2. Zemsta polegała na tym, że Moon zwyczajnie dała Huncwotom do zrozumienia, że do prawidłowego uwarzenia eliksiru konieczne są elfie skrzydełka - składnik silnie wybuchowy. Huncwoci, jak to Huncwoci, jak zwykle chcieli być najlepsi, więc na wszelki wypadek użyli skrzydełek, żeby nie było. I bum.
      3. Syriusz ma tu 16 lat, 17 lat ukończy w siódmej klasie, więc spokojnie, wszystko jest pod kontrolą :) Ucieczka nastąpi w wakacje, pomiędzy szóstą a siódmą klasą.
      Dziękuję Ci bardzo za tak wspaniały komentarz! Ustawiam Twoje opowiadanie na szczycie kolejki i najpóźniej jutro przeczytam :)
      Z pozdrowieniami
      Eskaryna

      Usuń
  6. Cześć :-)
    No, plan zemsty szatański. Mam jednak wrażenie, że od jednego wybuchu w twarz Huncwoci się bynajmniej nie nauczą, żeby z Dominiką nie zadzierać — wręcz przeciwnie, coś mi podpowiada, że uznają to za rzucone im wyzwanie i, będąc sobą, przyjmą je bez wahania. Szkoda tylko, że Dominika zarobiła za to szlaban; czyżby profesor Heckmann zauważył, co kombinuje? A może jest aż tak surowy i zgorzkniały, że każdy przejaw wesołości na swoich zajęciach kara?
    Najpierw rozkwitająca paprotka, teraz ożywający zasuszony tymianek. Czyżby Dominika miała naturalny talent do roślin? Jakoś trudno mi uwierzyć, żeby był to zbieg okoliczności.
    Niesamowicie miłą niespodzianką było skupienie się na Peterze, danie mu głębi, zainteresowań. W większości opowiadań jest albo całkowicie ignorowany, a mnie się wydaje, że gdyby tylko dać mu szansę, mógłby być jedną z ciekawszych postaci. Z pozoru bardzo nie-gryfoński Gryfon, który zostaje Śmierciożercą i sługą Czarnego Pana? Potencjał ogromny! Mam nadzieję, że w jakimś stopniu to wykorzystasz :-)
    Za czym tęsknią wilkołaki… Ciekawe pytanie, naprawdę. Lubię takie pytania — trochę melancholii, trochę myślenia, empatii, wczuwania się w inną osobę… Może kiedyś Dominika dowie się, kto tak tęsknie wył i dlaczego…? ;-) Uwielbiam takie drobne smaczki, od których aż roi się w Twoim opowiadaniu!
    Ogólnie rozdział bardzo udany, gratuluję. Niezmiernie mi się podobał; taki… spokojny, uroczy. Ogromnie się cieszę, że nie spieszysz się z rozwijaniem fabuły — chyba nie ma niczego gorszego, niż pędząca na złamanie karku akcja i ignorowanie całego tła, które jest równie istotną częścią dobrego, czytanego z przyjemnością opowiadania.
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.

    Pozdrawiam ciepło i życzę mnóstwa weny,
    Z.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć :)
      Dziękuję bardzo za docenienie Petera! Zawsze w fanfickach irytowało mnie to, że jest tak marginalizowany, przedstawiany jako żarłok-nieudacznik, którym gardzą Huncwoci. Po pierwsze, był jednym z Huncwotów, po drugie jego przyjaciele nawet po latach przyznawali, że oddaliby za niego życie. Masz rację, jest tu pole do popisu i nie należy Petera lekceważyć.
      Czasami mam wrażenie, że fabuła rzeczywiście się wlecze, ale muszę przygotować mocny grunt pod przyszłe wydarzenia :) Cieszę się, ze to rozumiesz.
      Bardzo dziękuję Ci za wartościowy komentarz.
      Z pozdrowieniami
      Eskaryna

      Usuń
  7. Jestem! Rozdział bardzo ciekawy :)
    Spodobała mi się mała zemsta Moon. Głupi Syriusz i James uwierzyli, że trzeba dodać te skrzydełka :D
    Uważam, że lekcja astronomii ma swój klimat. Oglądanie gwiazd na dachu...m.in. dla takich chwil chciałabym być w Hogwarcie :)
    Fajnie, że tak opisujesz Petera. Lubię, gdy jest przedstawiony jako normalny chłopak, a nie tylko grubasek, który ciągle je.
    Nie wiem dlaczego, ale urzekło mnie to zdanie: "Jak myślisz, za czym tak tęsknią wilkołaki?". Jest naprawdę... Inspirujące? Nie wiem, nie używam za dobrych określeń :)
    Czekam na kolejne rozdziały i na tajemniczego chłopaka :)
    Weny, czasu i radości :)
    Buziaki :*
    No i zapraszam do mnie na nowy rozdział :)
    http://historialilyevans.blogspot.com/?m=0

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć :)
      Widzę, że jako jedna z nielicznych zrozumiałaś istotę zemsty xD Miło mi to widzieć!
      Cieszę się, że spodobało Ci się to zdanie, dla mnie też jest bardzo inspirujące, chociaż przyszło mi do głowy w bardzo nieromantycznych okolicznościach, a mianowicie między opisywaniem dwóch kabin prysznicowych, haha.
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam
      Eskaryna

      Usuń
  8. Hej,
    Pod poprzednim rozdziałem, pisałam, że już biegnę czytać kolejny, ale zajęło mi to więcej czasu. Dopiero teraz wzięłam się za czytanie. Może dlatego, że nienawidzę i nie umiem biegać? :)
    W każdym bądź razie, pomijając wszelkie wstępy, rozdział wyszedł bardzo ciekawy, chociaż nie było w nim mojego ulubionego bohatera ♡
    Jak czytam o Twoim Snapie, zaczynam mu współczuć i myślę sobie, żeby poświęcić mu więcej uwagi w swoim opowiadaniu. Wydaje mi się on tutaj taki uroczy, to jak patrzył na Lily przed lekcją było cudne. Czasami zapominam, że on ją kochał i skupiam się tylko na Jamesie, ale dzięki Twojemu blogowi sobie o tym przypominam, chociaż oczywiście: Jily życiem ♡
    Przechodząc już do eliksirów, nie sądziłam, że Dominika będzie się chciała na nich zemścić, ale to zrozumiałe. Dobrze, że Syriusz i James potraktowali to z przymrużeniem oka i humorem, choć podejrzewam, że nie puszczą jej tego płazem. Gdyby Moon nie wybuchła śmiechem, zemsta by pewnie się udała, a tak sama dostała szlaban. I to razem z chłopakami. Ciekawe, co wymyślą i jak będzie przebiegała ta kara.
    A, jeszcze ta sytuacja z tą rośliną (czy co to tam było), która "ożyła" i wpadła jej do kociołka. Taki przypadek, a okazało się, że na dobre jej to wyszło. Myślę, że to miało jakiś związek z tą paprotką, która była w poprzednim rozdziale :)
    Lekcja astronomii także mi się spodobała. Sama mam zamiar ją kiedyś opisać, bo jest naprawdę ciekawa. Też bym chciała mieć takie zajęcia późnym wieczorem. Chociaż pewnie tylko w Hogwarcie. W normalnej szkole nie byłabym taka chętna, chyba że byłoby to oglądanie gwiazd ♡
    Ktoś pisał, że spodobało mu się to, że Dominika najbardziej z Huncwotów polubiła Petera i ja dołączę się do tych słów. To fajny pomysł, bo zazwyczaj ten chłopak jest pomijany i uznawany za nic nieznaczącą postać.
    Jeśli to była pełnia, Remus pewnie musiał właśnie przechodzić przemianę. Czyżby Peter o tym zapomniał? I czy James i Syriusz byli na astronomii? Podejrzewam, że byli z Lupinem, a Peter też zniknął, gdy usłyszał wycie wilkołaka. Chociaż mogę się mylić.
    No, to chyba tyle. Pozdrawiam serdecznie i liczę na dużo Ragnaroka (mam nadzieję, że dobrze napisałam) w przyszłym rozdziale. ♡♡♡♡
    A najlepiej Ragnamiki ♡♡♡
    Całusy,
    Optimist

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć :)
      Kurczaki, mieszacie mi szyki tym Ragnarokiem! :D Nie zamierzałam mu poświęcać tyle uwagi na tym etapie, ale cóż począć, będę musiała to uwzględnić.
      No, Snape jest ważny, zwłaszcza że to początek szóstego roku, czyli sprawa nazwania Lily szlamą jest jeszcze dość świeża. Znęcanie się Huncwotów właśnie nad Snapem też jest ważną częścią relacji Lily i Jamesa, więc wydaje mi się, że wykorzystanie Severusa w Twoim opowiadaniu może wyjść tylko na plus :)
      No właśnie, zamek i gwiazdy, czegóż chcieć więcej? Ale w zwykłej szkole pewnie wolałabym słodko spać o tej godzinie :)
      Wymyśliłam sobie, że Syriusz i James pogardzili astronomią przy wyborze przedmiotów, więc chodzą na nią jedynie Peter i Remus, który akurat tej nocy był "niedysponowany".
      Dziękuję za oba komentarze i cenne uwagi :)
      Z pozdrowieniami
      Eskaryna

      Usuń
  9. Cóż, pytanie Petera o wilkołaki nie jest najlepszym pomysłem, ale znowu skąd biedna Dominika mogła to wiedzieć. :D Z jednej strony trochę mnie irytuje (mszczenie się na Huncwotach to bardzo dziecinny pomysł, przez to "sięga ich poziomu", a przecież tego tak nie chciała), ale z drugiej właściwie mi jej szkoda. Jest nowa w szkole i pewnie czuje się wyobcowana. Może nie bardzo, ale na pewno trochę. A Huncwoci to bardzo dobry przykład tego, jak mimowolnie można kogoś skrzywdzić. Mają swoją grupkę, swoje problemy, swoje sprawy i chociaż są powszechnie uwielbiani to raczej z nikim nie dzielą się huncwockimi sprawami. A Dominika na pewno poczuła się przez to zwyczajnie odrzucona. Tym bardziej, że już od samego początku niezamierzenie jej dokuczyli.
    Podoba mi się to, jak wykreowałaś tego profesora eliksirów. Taki niespełniony typek przekonany o swojej wyższości. Nie uważa, by Hogwart spełniał jego oczekiwania... Well, well, well. :D Ciekawa postać, masz u mnie plusa.
    No i czekam na ten huncwocko-dominikowy szlaban.
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  10. wiem, wiem, że późno, ale takie zamieszanie miałam. ale juz jestem nie na długo ale jestem.
    rozdział g e n i a l n y ! i ty nie umiesz opisów?! nie uczyli, że nie można kłamać?! bo widzę, że mnie okłamałaś. bo ten rozdział jest pełen opisów super super. pomysł zemsty? przewspaniały ! ale czemu dostala szlaban? nie fair ! no cóż może cos z tego wyjdzie. o i Remusik się zmienia. uuuuhu : ) czekam na więcej ! :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Droga Eskaryno!
    Przepraszam, że przychodzę z komentarzem dopiero teraz. Czuję, że zachowuję się w stosunku do Ciebie nie fair, Twoje komentarze u mnie są pierwszymi, a jak nie to i tak wypowiadasz się najpóźniej następnego dnia, a ja .. Przychodzę praktycznie tydzień po dodaniu przez Ciebie rozdziału..
    Przechodząc do rzeczy! Rozdział jak zawsze udany, ogólnie cały tekst czyta się jak wyjęty z książki, naprawdę, pisałam już o tym? Chyba nie, a jak tak.. to piszę drugi raz :D. I kolejna scena z .. ożywającą roślinką? Teraz mamy już 100% pewność, że paprotka z zeszłego rozdziału była sprawką Dominiki. Jestem mega zaciekawiona tym wątkiem. Zdaję sobie sprawę, że szybko nie masz zamiaru wyjaśnić tego wszystkiego, więc tym bardziej ciekawość mnie zżera.

    No i pojawiła się troszkę inna strona charakteru Dominiki, nie da sobie do końca wejść za skórę, bardzo fajnie, że zaplanowałaś jej zemstę. Huncwoci puszczą jej to płazem? Ciekawie by było, gdyby narodziła się między nimi jakaś mini wojna na żarty... Chociaż no nie wiem, z ich strony mogłoby być to troszkę ostrzejsze niż zwykłe bum na eliksirach. Zasadzka jak najbardziej udana.
    Przeleciałam szybko wzrokiem po komentarzach (nie wiem tak jakoś mam; odwołując się do odpowiedzi jednej dziewczyny) i co mnie tknęło. Czy Syriusz nie był rok starszy od reszty Huncwotów? Wydaje mi się, że ucieczka nastąpiła w wakacje po SUMach, chyba, że coś pomieszałam.
    Ale świetnie opisałaś astronomię! Podoba mi się to, że trochę czasu poświęciłaś Glizdogonowi, Dominika nie jest (jak wszędzie) 'zauroczona' Jamesem, Syriuszem czy Lupinem, a właśnie Peterem! Taka miła odmiana i jak fajnie się czyta!
    Wracając, piękny opis nieba i samej lekcji. Właśnie! Księżyc! To jak się w niego wpatrywała.. coś mi się tu wydaje, że jej nazwisko nie jest przypadkowe ;) Może to ma też związek z Lupinem, skoro zrobił na niej takie wrażenie bacznego obserwatora czy jak to inaczej nazwać.. może pełnia - wilkolak - nazwisko są jakoś powiązane? No nie wiem (x2), ten Lunatyk to tylko moje domysły.. może to nie ma głębszego przekazu a ja jak zwykle próbuję coś wymyślić? :D
    Gorąco (bo zimno) pozdrawiam
    ~AleksandraOla

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć :)
      Nie przejmuj się, ja jestem zwyczajnie uzależniona od Huncwockich fanficków, a Twój jest uroczy, więc wchodzę w pierwszej kolejności :) Data dodania komentarza nie ma większego znaczenia, najważniejsze, że przeczytałaś i wyraziłaś swoją opinię, za co bardzo dziękuję :)
      Nie jestem wprawdzie Dominiką, ale osobiście bałabym się wszczynać wojnę z Huncwotami :D To chyba mogłoby skończyć się tylko w jeden sposób.
      Co do Syriusza, to powiem tak - nie trzymam się niestety dat urodzin z Pottermore, bo jakoś wyleciało mi to poza fabułę. W mojej historii Syriusz (tak jak reszta) ma teraz 16 lat i 17 skończy na siódmym roku, więc ucieczka nastąpi między szóstą a siódmą klasą. Mam nadzieję, że nie poplątałam za bardzo :) Ale spokojnie, wszystko przed nami.
      Haha, kwestia nazwiska to zupełny przypadek :) Kilka lat temu takie się przypałętało i takie zostało.
      Dziękuję za te wszystkie przemiłe i motywujące uwagi!
      Z pozdrowieniami
      Eskaryna

      Usuń
  12. Jestem! Rozdział widziałam już wcześniej, jednak przez natłok obowiązków, nie byłam w stanie odpowiednio wyczerpująco go skomentować.
    Jak widać, moce Moon dają się coraz częściej we znaki. Ba, nawet inteligentnie wiedziały kiedy się ukazać. Jeden punkt dla Gryffindoru z pewnością piechotę nie chodzi na lekcjach eliksirów. Oby to nowatorskie podejście, wyszło Dominice tylko na dobre :)
    Lekcje astronomii w twoim wydaniu są niezwykle ciekawe. Zarówno nauczycielka jak i uczniowie wkładają w te zajęcia sporo pracy. Oczywiście za wyjątkiem tych kilku osób, które nie są w stanie siedzieć do późna i zasypiają oparci o teleskop.
    Peter, Peter... Taka niby niepozorna osóbka, która w oryginale stała się sługą Czarnego Pana. Nareszcie zyskał jakieś zalety. Powiększająca się z każdym opowiadaniem lista wad była zarówno krępująca jak i nudna. Nikt nawet nie starał się ukazać go w dobrym świetle, za co tobie tutaj należy się order i pieśni na twą cześć!
    Z tymi wilkołakami, to Moon ma niezłego nosa. Jeszcze nie wie tylko, że jeden z nich znajduje się blisko niej. Bardzo. Głównie przez dwójkę Huncwotów, którzy dokazują czasem aż za bardzo.

    Pozdrawiam i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć :)
      Zaczyna się niewinnie, ale zdradzę, że niestety ten jeden punkt to jeden z niewielu plusów takiej sytuacji. Szkoda, że nowatorskość Dominiki w dziedzinie eliksirów to jedynie dzieło przypadku ;p
      Peter to arcyciekawa postać i też mam wrażenie. że większość fanfickowych autorów nie docenia jej potencjału. Obiecuję, że u mnie Peter będzie się pojawiał od czasu do czasu i bynajmniej nie w negatywnym kontekście - musiał być przecież wartościowym przyjacielem, skoro po latach Huncwoci twierdzili, że bez wahania oddaliby za niego życie.
      Dziękuję za miłe słowa i pozdrawiam serdecznie
      Eskaryna

      Usuń
  13. Powiem ci, że z każdym następnym rozdziałem coraz bardziej się wciągam w tę historię. Już od początku mi się bardzo podobała, ale teraz jestem po prostu wciągnięta na maksa. Tak niesamowicie umiesz oddać klimat Hogwartu, że naprawdę czuję, jakbym czytała jedną z książek pani Rowling.
    Dominika się chciała zemścić, ale tak naprawdę strzeliła sobie w nogę. Widzę, że profesor eliksirów jest równie wredny, jak Snape ;D Ale to dobrze, takie postacie są potrzebne, bo kto w innym razie by gnębił naszych Huncwotów?
    Podobało mi się, jak na początku rozdziału opisałaś, że Snape się gapił na Lily. Właśnie po raz dziesiąty skończyłam czytać Insygnia Śmierci, więc takie nawiązania są zawsze bardzo mile widziane ^^
    Zawsze się zastanawiałam, co Peter robił w towarzystwie Syriusza i Jamesa. Podczas gdy rozumiem ich przyjaźń z Lupinem (zawsze miałam do niego słabość) to Peter kompletnie mi do nich nie pasuje i jak tylko teraz o nim czytam to mam ochotę go zabić. Dobrze, że "olał" Moon, niech dziewczyna się nie zaprzyjaźnia z tym zdrajcą :\ Swoją drogą ciekawe, co ją tak nagle natchnęło do pytania o wilkołaki.
    Jestem ciekawa, jak będzie wyglądał ten szlaban. Przeczuwam, że będzie bardzo ciekawie! Przepraszam, że tak późno przychodzę z komentarzem, ale zawsze ciężko mi się zabrać do komentowania, w roku szkolnym już szczególnie :( W następnym rozdziale przybędę szybciej, obiecuję!
    Życzę mnóstwo weny! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć :)
      Oj tam, lepiej późno niż wcale!
      Jesteś przemiła, dziękuję za te wszystkie miłe słowa, chociaż trudno mi w nie uwierzyć - no bo Rowling to taka mistrzyni prostoty i trafiania w punkt :)
      Widzę, że różnimy się trochę w kwestii Petera - też za nim nie przepadam i trudno nie pamiętać o tym, że zdradził swoich przyjaciół, ale ciekawie jest pomyśleć, jakim był chłopcem i co go mimo wszystko wyróżniało na tyle, żeby Huncwoci przyjęli go do swojego grona. Obawiam się trochę uwagi będę musiała mu poświęcić :)
      Dziękuję za ciekawy komentarz
      Eskaryna

      Usuń
  14. Heeej!
    Komentujesz wiele blogów, które czytam, więc jakoś tak zawsze wiedziałam, że istniejesz w świecie internetów. I jakoś tak dzisiaj mnie tknęło, żeby sprawdzisz, czy coś piszesz. No i jestem tutaj, na twojm blogu i do tego bardzo zadowolona.
    Po pierwsze uwielbiam blogi z postaciami OC w głównej roli (sama taki piszę), a do tego huncwoci! Ich też uwielbiam. No, ale samym tematem nie da się zawładnąć sercem czytelnika.
    Ale tobie to się udało! Twój styl pisania, historia, postacie - po prostu niesamowite!
    Dobrze, że nawet twoi mniej ważni bohaterowi nie są płytcy i słabo wykreowani.
    Tak się cieszę, że tu trafiłam!
    Weny życzę i zapraszam do siebie
    zakrecone-zycie-huncwotow.blogspot.com
    zwiadowcy-bron-bogow.blogspot.com
    Bianka
    Ps. Czy tego chcesz czy nie zostajesz dodana do zakładki polecana na moim blogu. Nie masz wyboru.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć :)
      No tak, myślę, że w ten sposób nietrudno na mnie trafić, bo jestem bardzo aktywną czytelniczką, co widać po długaśnej liście blogów, które wiernie czytuję ;p Tym bardziej jestem zdziwiona, że nigdy nie wpadłam do Ciebie, skoro piszesz opowiadanie o Huncwotach! Myślałam, że widziałam już wszystko, a tu taka niespodzianka :) Ale spokojnie, zaraz to nadrobię.
      Dziękuję za ciepłe słowa i polecenie :) To dużo dla mnie znaczy.
      Z pozdrowieniami
      Eskaryna

      Usuń
  15. Już lubię Twoje opowiadanie :) Bardzo fajnie i obrazowo piszesz, a to jest dużym plusem. Dominika jest bardzo fajną postacią. Nawet przyznam, że kolorową. Ehh, żałuję, że nigdy nie miałam wprawy w pisaniu długich komentarzy. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału.
    Pozdrawiam :)
    http://dwaswiatyblog.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  16. zapraszam do siebie coś nowego :D

    OdpowiedzUsuń
  17. Witaj!
    Kilka dni temu trafiłam na Twojego bloga i jestem już po lekturze wszystkich pięciu rozdziałów, więc mogę komentować :D
    Uwielbiam czasy Huncwotów! Są takie wspaniałe i magiczne *.* W sumie to jest główny powód dlaczego pisze właśnie o nich... W Harry'm nie było o nich za dużo powiedziane, więc można puścić wodze wyobraźni i stworzyć coś kreatywnego. I Ty to właśnie zrobiłaś. Na wstępie powiem, że bardzo podoba mi się styl jakiego używasz. Na prawdę. Jestem pod wielkim wrażeniem.
    Teraz przejdę do samej treści opowiadania. No nie powiem... Wciągnęłam się. Niezmiernie zaciekawił mnie wątek zdolności Dominiki do ożywiania roślin. Najpierw paprotka, a teraz tymianek na lekcji eliksirów.
    A jak już jestem przy eliksirach, to zgodzę się z którymś wcześniejszym komentarzem, że Heckmann przypomina mi Snape'a.
    Dalej. Polubiłam Patricię :D Jest taka pozytywna :) Pokochałam ją już od momentu, w którym pomogła Dominice w pociągu z jej walizką...
    Powinnam teraz powiedzieć, że kocham Jily całym swoim sercem, dlatego mam ogrooomną nadzieję, że nie zabraknie ich w Twojej historii i będzie ich jak najwięcej! <3
    Podoba mi się również to, że nie zaniedbałaś Peter'a... Niestety ja mam do tego tendencję, ale staram się jakoś z tym walczyć, bo mimo, że szczerze go nienawidzę to Huncwotem jednak był :/
    Podoba mi się również wątek "rywalizacji" pomiędzy Huncami a Dominiką i mam nadzieję, że tak szybko go nie zakończysz :)
    Nie wiem, czy ten komentarz ma jakikolwiek sens, a jak nie to bardzo Cię przepraszam... Następnym razem postaram się poprawić.
    Czekam niecierpliwie na następny rozdział i dodaję się do obserwowanych :)
    Pozdrawiam serdecznie :*
    Veriatte

    PS W wolnej chwili zapraszam do siebie na rocznik-lily-evans.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć :)
      Bardzo cieszę się, że wpadłaś - dzięki temu odkryłam kolejne cudowne huncwockie opowiadanie :) Na pewno niedługo się zrewanżuję, już nie mogę się doczekać.
      Dziękuję za wszystkie ciepłe słowa i sugestie - bardzo mnie zmotywowały. Muszę się wziąć do roboty, bo piątek tuz-tuż, a rozdział jeszcze w lesie! :D
      Z pozdrowieniami
      Eskaryna

      Usuń
  18. Całe szczęście, że ten zdrajca nie będzie jej bratnie duszą, tfu!

    Wybacz, że dopiero teraz, ale do niedawna miałam taki system, że wszystko czytałam na raz po rozdziale, ale teraz nieco zmieniłam swoje "działanie". Chciałabym się skupić na jednej historii, kiedy ją zaczynam, bo wtedy łatwiej mi się czyta i zapamiętuje. Teraz mam nadzieję już doczytać wszystko, co tam masz napisane. Pewnie i tak wolno, ale praca i te sprawy... sama rozumiesz :D

    Pewnie o tym wspominałam, ale ja nie przepadam szczególnie za takimi głupkami-huncwotami, ale u ciebie jakoś mi ta ich lekkomyślnosć nie przeszkadza. Może dlatego, że te ich durne żarciki naprawdę są takie młodzieńcze, a oni sami to takie głupktaki... a nie jakiś potok lamentu o znęcaniu się nad Severusem. Szczególnie podobał mi się tutaj ten żarcik "Evans pomyśli, że jestem pacanem.
    — To chyba się zbytnio nie pomyli, nie?".

    Z tego wszystkiego wypływa taka lekkość, która jest mocno potterowa, co pewnie już pisałam. Lubię Dominikę i to, jak się zachowuje. Podobają mi się twoje własne postacie i chociaż nie kręci mnie paczka Lily, to może z czasem się do niej przekonam.

    Na razie chyba tyle, pozdrawiam serdecznie!! ; ))

    OdpowiedzUsuń
  19. Witam w moich skromnych progach :)
    Myślę, że to dobry system, zwłaszcza przy okazji nowych historii - niestety blogowe opowiadania rządzą się swoimi prawami i nie jest z nimi tak wygodnie jak z książką, po którą można sięgnąć w dogodnej chwili i pochłonąć za jednym zamachem :)
    Też nie przepadam za praniem huncwockich mózgów - z tego, co wiemy z książek, wynika raczej, że nikt nie uważał ich za półgłówków, a że byli z tego powodu nadmiernie aroganccy i lubili czasem podokuczać innym, to już zupełnie inna sprawa.
    Dziękuję Ci za miłe słowa i komentarz!
    Z pozdrowieniami,
    Eskaryna

    OdpowiedzUsuń