5 marca 2016

Rozdział VII - część II

„Najgorszy dzień”
– rozdział VII

Szedł wolno przed siebie, czubkami butów burząc kopczyki śniegu piętrzącego się na błoniach. Tegoroczny styczeń był wyjątkowo chłodny, dzięki czemu rozległe pagórkowate tereny otaczające Hogwart nie zamieniły się jeszcze w brudnobrązową breję. Puszty śnieg utrudniał uczniom wynurzenie się ze świątecznej beztroski, ale nie był głównym powodem, dla którego Remus wciąż trwał w stanie przyjemnego odrętwienia.
Sam nie wiedział, kiedy właściwie spacery z Elisabettą stały się czymś, na co oczekiwał z utęsknieniem. Niepokoiło go, że po raz pierwszy czuje coś takiego, przerażało go, że wcale nie jest gotowy na wszystkie możliwe następstwa, ale najstraszniejsza była świadomość, że robi coś wbrew przyjacielowi. Jakaś samolubna i dziwnie obca część jego osobowości przekonywała go, że przecież Syriusz też tylko niezobowiązująco spotykał się z Elisabettą i nie był to żaden poważny związek, ale doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że wszedł Blackowi w paradę, całkiem niespodziewanie dla nich obu.
W pierwszej chwili chciał się wycofać, zniknąć gdzieś za stosem podręczników i nie wtrącać się w cudze życie uczuciowe, ale Lisa lgnęła do niego i od pamiętnej rozmowy w bibliotece wpadała na niego częściej niż można by uznać za przypadek. Może dlatego, że najwyraźniej nie miała się komu wygadać, a Remus był cierpliwym i uważnym słuchaczem?
Tego chłodnego, styczniowego poranka wydawało mu się, że jego empatia zabrnęła chyba zbyt daleko, bo Elisabetta zaczęła mówić o Syriuszu, a to kompletnie wyprowadziło go z równowagi. Nie zamierzał udzielać jej żadnych rad, nie chciał też wysłuchiwać, jaki to Łapa jest wspaniały. W myślach trawił przygnębienie i żal do samego siebie za to, że uwierzył w swoje własne głupie wyobrażenia, kiedy nagle monolog Krukonki zaczął zmierzać w niespodziewanym kierunku. Lupin z trudem zmusił odrętwiały mózg do wzmożonego wysiłku, ale był świadom tego, że nigdy nie potrafił dobrze panować nad mimiką, więc schylił się szybko i zgarnął w dłonie kupkę puszystego śniegu zanim odważył się odezwać.
— Czekaj, chyba nie do końca rozumiem. — Zmarszczył brwi, a śnieg przesypywał mu się przez palce. — Nie chcesz być z Syriuszem?
— Przepraszam. — Elisabetta rzuciła mu wyraźnie spłoszone spojrzenie, po czym ukryła je pod falą swoich wspaniałych ciemnobrązowych włosów. Dotąd przechadzali się leniwym krokiem wzdłuż linii jeziora, ale teraz tempo znacznie zwolniło, zupełnie jakby niewypowiedziane słowa ciążyły im także fizycznie. Tak przynajmniej odczuwał je Remus – nie miał pojęcia, co może czuć jego towarzyszka, która odwracała od niego twarz i nerwowym gestem rozluźniała splot szalika w granatowo-żółte pasy.
Milczenie przedłużało się, przez co jeszcze trudniej było je przerwać. Wokół było słychać jedynie świst wiatru i chrzęst śniegu pod podeszwami ich butów. Remus bardzo chciał przerwać ten impas, powiedzieć cokolwiek, jednak pytania kłębiły się w jego głowie i nie sposób było wybrać to jedno, najważniejsze, które powinno zawisnąć pomiędzy nimi w mroźnym, zimowym powietrzu.
— Pewnie teraz mnie nie lubisz. — Elisabetta podniosła głowę i wpatrzyła się intensywnie w jasnoszare sklepienie nad ich głowami, mrugając gwałtownie. Lupin odwrócił od niej wzrok, jakby przez przypadek zobaczył coś wstydliwego, oszołomiony jej słowami.
— Jak to? — zapytał tylko głupio, nie mając pojęcia, dlaczego ta zjawiskowa dziewczyna mogła pomyśleć coś takiego. Wiele razy wyobrażał sobie tę rozmowę, podczas której Elisabetta mówiła mu, że nie powinni się więcej widywać, ponieważ oboje są w jakiś sposób związani z Syriuszem, albo że Remus nieodpowiednio traktował ich relację – oba te scenariusze przerobił już wiele razy i żaden z nich nie zaskoczyłby go tak bardzo jak ten, który właśnie rozgrywał się na jego oczach.
Lisa skupiła na nim niespokojne spojrzenie.
— No wiesz — powiedziała pozornie niedbale, strzepując śnieg z wełnianych rękawiczek. — Skoro nie chcę…. Z Syriuszem.
— Nie! — zaprzeczył odruchowo, kompletnie nie mając pojęcia, o czym mówi. — To nie ma nic do rzeczy! Ja tylko…
— To dlatego, że on nigdy nie będzie taki. — Lisa zatrzymała się. Mroźny wiatr roztrzepywał jej śniące, ciemnobrązowe loki, odsłaniając śniade, zaokrąglone i nieco zbyt rumiane policzki. Remus zapatrzył się na nią do tego stopnia, że niewypowiedziane pytanie zawisło pomiędzy nimi, niezręczne i konieczne jednocześnie. Zmieszał się, mimowolnie wygładzając ścieżkę wśród śniegu, którą wydarły ich kroki.
— Jaki? — Odważył się podnieść na nią błyskawiczne spojrzenie, które omiotło wyraz jej twarzy, po czym ponownie spoczęło na błyszczących od roztopionego śniegu czubkach jego butów.
— Taki jak ty. — Jej słowa uformowały się w półprzejrzysty obłok, który zawisł pomiędzy nimi jak nieprzekraczalna bariera.

* * * * *

Białawe światło wylewało się zza naderwanej zasłony, wydobywając z mroku cały nieporządek, w którym pogrążone było dormitorium. Panowała cisza, przerywana tylko ciężkimi westchnieniami, które od czasu do czasu wydobywał z siebie młodzieniec leżący na jednym z łóżek.
Syriusz nie czuł się dobrze. Był przekonany, że albo zaraz się udusi, albo pęknie mu głowa. Pogoda była koszmarna. Światło raziło go nieznośnie, a on nie wiedział, gdzie zostawił różdżkę. Poza tym, zauważył z niesmakiem, w łóżku Jamesa spał ktoś, kto na pewno Jamesem nie był. Co za okropny dzień.
Zakrył oczy rękawem i wtulił twarz w poduszkę, gdy rozległo się energiczne pukanie do drzwi. Zajęty własnym poczuciem beznadziejności Syriusz postanowił nie reagować. Niestety, intruz był uparty i nie czekając na zaproszenie, wkroczył do środka. Black słyszał jak usiłuje przebrnąć przez porozrzucane dookoła przedmioty. Mimo wszystko, poczuł złośliwą satysfakcję, natychmiast zastąpioną przez gwałtowny przypływ miłości do nieznajomego, gdy ten naprawił jedną z zasłon, okrywając Syriusza przyjemnym cieniem. Zabrzmiało ciche stuknięcie i intruz zaczął wycofywać się ku drzwiom. Młody czarodziej łaskawie otworzył oczy. I rozbudził się natychmiast.
— NIE DOTYKAJ TEGO! — krzyknął do jasnowłosej dziewczyny, która wyciągała rękę ku czemuś leżącemu przy drzwiach. Było jednak za późno.
Rozległo się nieprzyjemne syknięcie i bolesny jęk. Jakiś drobny przedmiot wypadł z jej ręki i uderzył o podłogę.
Syriusz natychmiast podbiegł do niej, niezgrabnie omijając przeszkody w postaci ubrań, książek i kociołków.
— Pokaż — rozkazał i wyciągnął rękę.
— Przepraszam — wymamrotała Moon roztrzęsionym głosem i cofnęła dłoń. — Przyniosłam ci różdżkę, a to leżało przy drzwiach i...
— Przecież nie na ciebie jestem zły — przerwał jej zdziwiony, a jego głos stał się głębszy i łagodniejszy. — Mówię ci, pokaż, bo znając moją rodzinkę, to mogło być coś paskudnego.
Bardzo ostrożnie ujął jej dłoń i zaklął siarczyście, kiedy zobaczył na dziewczęcych palcach wypalone ogniwka łańcuszka i część herbu Blacków. Oparzenie było ogniście czerwone. Musiało być też bardzo bolesne – przelotnie zauważył w oczach Moon łzy, które starała się przed nim ukryć pod rzęsami.
Bez słowa objął ją ramieniem i zaprowadził do łazienki. Na usta cisnęły mu się ciężkie od nienawiści słowa, ale milczał, patrząc z ukosa na Dominikę, która potulnie szła za nim, unikając zawzięcie jego spojrzenia.
W innej sytuacji, na pewno chętnie rozejrzałaby się po tym wyłożonym kafelkami pomieszczeniu, z którego Huncwoci zrobili sobie minilaboratorium. Teraz jednak z przestrachem patrzyła to na swoją dłoń, umieszczoną w cudownie chłodnej wodzie, to na twarz Blacka, z której po prostu ziała nienawiść.
— Pójdziemy teraz do Skrzydła Szpitalnego — oznajmił w końcu tym samym zmienionym głosem. — Ktoś powinien to obejrzeć. Sprawdzić, czy to na pewno zwykłe oparzenie.
Dziewczyna szybko pokiwała głową. Była tak zszokowana całą sytuacją, że gdyby Syriusz zaproponował jej teraz wspólną przejażdżkę na buchorożcach, zgodziłaby się z równym entuzjazmem.
Niezgrabnie owinął jej dłoń chusteczką i oboje ruszyli w kierunku drzwi. Wychodząc, chłopak ze złością kopnął medalion, który ze zgrzytem wsunął się pod łóżko.
Drogę do Skrzydła przebyli w milczeniu. Dominika była zbyt zażenowana położeniem, w którym się znalazła, by powiedzieć coś sensownego. Black również się nie odzywał – targała nim nienawiść i poczucie winy, jakby to on zrobił jej krzywdę.
Pani Calahan była pochłonięta wypełnianiem raportów, więc zajęła się nimi panna Pomfrey. Ze zgrozą obejrzała ranę, ale bez chwili zwłoki posmarowała ją maścią i opatrzyła. Syriusz był jej wdzięczny, że nie zadawała żadnych pytań.
Później siedzieli na ławce przed Skrzydłem, czekając aż pielęgniarka spisze protokół. W pewnym momencie chłopak podniósł na nią ponure spojrzenie.
— Jesteś z mugolskiej rodziny? — Bardziej stwierdził niż zapytał.
— Tak — powiedziała z lekkim zdziwieniem. — A to ma jakiś związek...?
Black zacisnął szczęki i powoli pokiwał głową. Skupił wzrok na własnych kolanach i nabrał powietrza, jakby nagle powziął jakąś decyzję, ale za chwilę z niej zrezygnował, bo westchnął i mruknął cicho:
— Może kiedyś ci opowiem...
Panna Pomfrey wyjrzała zza drzwi i oznajmiła, że mogą już iść, a Dominika ma się u niej pokazywać co jakiś czas na kontrolę. Podziękowali i ruszyli do portretu Grubej Damy.
— Do diabła, jak można coś takiego zrobić! — Wybuchnął w końcu Syriusz.
— Cóż, w każdym razie nic poważnego się nie stało — odezwała się dziarskim tonem, chcąc dodać mu otuchy. — Sam słyszałeś, co powiedziała panna Pomfrey. Niedługo się zagoi i po problemie.
— To niczego nie zmienia — odwarknął.
Ponownie zapadło ciężkie milczenie. Bardzo niepewnie czuła się w towarzystwie tego dziwnego Syriusza, którego nastrój zmieniał się tak szybko, że nie można było przewidzieć, co zrobi lub powie za chwilę. Chyba po raz pierwszy widziała go w takim stanie i dlatego droga do wieży dłużyła się jej niemiłosiernie. Pogratulowała sobie w duchu, kiedy wpadła na genialny pomysł.
— No to może pójdę do biblioteki, nie napisałam jeszcze tego wypracowania o Kirke — oznajmiła z nowym entuzjazmem. Syriusz wciąż sprawiał wrażenie nieobliczalnego, więc uznała, że im szybciej się rozstaną, tym lepiej. Owszem, była mu wdzięczna, w końcu w jakiś pokrętny sposób próbował uratować jej rękę, mimo że cała ta sytuacja była winą wyłącznie jej nieposkromionej ciekawości, ale nie czuła się dobrze, widząc jego wściekłość. Uśmiechnęła się więc na pożegnanie i energicznym krokiem ruszyła przez korytarz. Właśnie zdołała wydać z siebie westchnienie ulgi, gdy usłyszała stukot butów szybko uderzających o kamienną posadzkę.
— Idę z tobą.

* * * * *

Lily uśmiechnęła się błogo. Znajdowała się właśnie na cudownej granicy jawy i snu, kiedy żaden koszmar nie może już zaskoczyć, a nie czas jeszcze na przebudzenie. Było jej ciepło, z lubością wdychała jakiś przyjemny zapach, a James cicho nucił Magic Bus The Who...
Zaraz – James?!
— Potter, wynoś się z mojego dormitorium! — krzyknęła w panice, zrywając się błyskawicznie. Z ramion zsunął jej się szkarłatno-złoty sweter. Strząsnęła go z obrzydzeniem.
Chłopak spojrzał na nią zdziwiony, zaraz jednak uśmiechnął się złośliwie, co jeszcze bardziej rozwścieczyło Evans.
— No? I z czego się cieszysz? Jak tu w ogóle wszedłeś?! Niech tylko...
— Słońce, każdy Gryfon może tu wejść. Rozejrzyj się.
Lily mimowolnie omiotła wzrokiem otoczenie. W tej chwili jej migdałowe oczy stały się niemal okrągłe ze zdziwienia.
— Pokój Wspólny? — wykrztusiła. — Ale jak... To twoja sprawka! – Domyśliła się, wciąż oszołomiona niedawnym snem i przyjemnymi wrażeniami, które postanowiła jednak zepchnąć na dalszy plan.
Potter pokręcił głową z politowaniem.
— Evans, sama chciałaś tu spać, pamiętasz? Jedyna samowola, na jaką sobie pozwoliłem, to przykrycie cię swetrem. — Ruda zerknęła na ramiona chłopaka przykryte jedynie cienką koszulką i zrobiło jej się głupio. — Zapytaj Macmillan, jak chcesz.
— Tak zrobię — powiedziała z wyższością, niezgrabnie podnosząc się z fotela i popędziła w kierunku dormitorium dziewcząt.
— Patricia! — krzyknęła od progu. — Patty!
— Evans, oszalałaś?!
— Przepraszam, Marion — odezwała się ze skruchą w głosie, widząc furię w oczach rozczochranej koleżanki.
Wtem z łazienki wyszła Patricia.
— O co chodzi, Lily?
Ruda przyparła ją do ściany.
— Uknuliście spisek z Potterem, tak? — zaczęła konspiracyjnym szeptem, chociaż zszokowane spojrzenie przyjaciółki wydawało się potwierdzać wersję wydarzeń Huncwota. — Dlaczego spałam w fotelu? O co w tym wszystkim chodzi?
Brunetka nie wytrzymała i roześmiała się.
— Lily! Pół nocy przegadałaś z Jamesem i kiedy szłam spać, oświadczyłaś, że chcesz jeszcze zostać. Reszty możesz się sama domyślić.
Evans puściła ją i ze zmarszczonym czołem zaczęła krążyć po pokoju. Macmillan przyglądała się jej z ciekawością.
— Nie pamiętasz? Przecież nie wypiłaś wcale tak dużo.
Sęk w tym, że Lily już pamiętała. Rzeczywiście, jakimś cudem Potterowi udało się skłonić ją do rozmowy, która okazała się na tyle ciekawa, że trwała tak długo... Nic dziwnego, że zareagowała w ten sposób, teraz też trudno było jej uwierzyć w fakt, że Potter bywa normalny...
— Lily?
No tak, ale co teraz? Przecież zrobiła z siebie kompletną kretynkę. I to przed nim! To koniec.
— To koniec — powiedziała głosem nie wróżącym nic dobrego. — Będę musiała zabić albo jego, albo siebie. Merlinie, już nigdy nie wyjdę z tego dormitorium! — Patricia objęła przyjaciółkę i  w międzyczasie uśmiechnęła się przepraszająco do Marion, która wciąż łypała na nie morderczym wzrokiem.
— Może chodźmy na śniadanie, co, Lily? Umieram z głodu — westchnęła, próbując zmienić temat, ale ruda zmierzyła ją tylko groźnym spojrzeniem i odparła, że za żadne skarby nie przejdzie przez Pokój Wspólny, w którym grasuje „ten gargulec”.
Doświadczona w bojach Evans-Potter Pat, uchyliła drzwi i stwierdziwszy brak niepożądanych osobników, wyciągnęła opierającą się przyjaciółkę do Wielkiej Sali. Kiedy przechodziły obok kominka, Lily z nieodgadnionym wyrazem twarzy zerknęła na leżący obok sweter. Po chwili jednak znowu zrobiła zaciętą minę, co widząc Macmillan pokręciła głową i pomyślała ze współczuciem:
Oj, Potter, Potter... Kiedyś zgubią cię te twoje ambicje...
Dziura pod portretem zamknęła się za nimi z trzaskiem.

* * * * *

Stuk, stuk, stuk.
Syriusz nerwowo wybijał rytm podeszwą buta. Z założonymi na piersiach ramionami mierzył groźnym spojrzeniem egzemplarz Sylwetek stu najwybitniejszych magów wszech czasów stojący na pobliskiej półce.
Teraz już żałował, że przyszedł tu z Moon. Po co to zrobił? Sam nie wiedział. Nigdy nie przepadał za biblioteką, a teraz miał do tego kolejny powód.
Niecierpliwie odgarnął włosy z czoła i ukradkiem zerknął przez ramię, ale zaraz błyskawicznie się odwrócił.
Też sobie znalazł miejsce na randki! Zakurzona i ciasna komórka na miotły z tą wariatką, Pince, dyszącą ci w kark.
Prawdopodobnie była w tym odrobina przesady, jako że sama Moon – ku ponurej rezygnacji Syriusza – przed chwilą z radością  na twarzy wpadła między regały w poszukiwaniu odpowiedniej książki. No ale mimo wszystko...
— Jesteś wreszcie — burknął do blondynki, kiedy w końcu stanęła przed nim z jakąś koszmarnie nudno wyglądającą księgą przyciśniętą do piersi.
Dziewczyna uniosła brwi, ale po chwili jej wzrok padł na coś ponad ramieniem Blacka i jej oczy zrobiły się niemal okrągłe ze zdumienia.
— O rany! Czy to nie Remus i Lisa? Jak...
Syriusz stwierdził, że nie ma czasu ani ochoty na subtelności i zamknąwszy dłonią usta Moon, pociągnął ją do stolika za regałem.
— Siadaj — rzucił rozkazującym tonem, co Dominika niechętnie uczyniła po kilkusekundowej demonstracji swego niezadowolenia. Ciekawość była w tej chwili silniejsza niż duma, ale i tak zanotowała w pamięci, że Black jest wstrętnym gburem, a ona jest na niego obrażona.
— No? O co chodzi? — zapytała, siląc się na możliwie obojętny ton. Chłopak wiercił się niespokojnie pod jej spojrzeniem.
— Nie widzisz? Zrobili ze mnie rogacza! — Wybuchnął w końcu na tyle, na ile pozwalały na to czujne uszy panny Pince.
— Myślałam, że to ksywa Jamesa — parsknęła. — Przepraszam — zreflektowała się szybko, widząc minę chłopaka. — Ale to takie niepodobne do Remusa...
— Taa... Przyjaciel wbił mi nóż w plecy — syknął, a Moon milczała zakłopotana. Sprawy sercowe zawsze wydawały się jej zbyt zawikłane.
— I to jeszcze on! Nudny... Nudny kujon! — Black najwyraźniej dopiero się rozkręcał, bo swoje słowa przypieczętował kilkukrotnym uderzeniem pięścią w blat stolika.
Dominika spojrzała na niego triumfalnie.
— A więc tu cię boli! Że pokonał cię ktoś mniej popularny od ciebie!
— Wcale nie! — Zaprotestował natychmiast, rzucając jej pełne urazy spojrzenie. — Po czyjej stronie właściwie jesteś? To on mi odbił dziewczynę! Prosto, bezczelnie i zdradziecko.
Dominika odchrząknęła i mimowolnie uciekła wzrokiem od jego pałającego spojrzenia. To najwyraźniej był jeden z gorszych dni Blacka, a ona niefortunnie cały czas znajdowała się w polu rażenia.
— Zależy ci na niej?
Młody Black najwyraźniej nie spodziewał się tego pytania, bo wyprostował się i zmarszczył brwi w zamyśleniu. Wzruszył ramionami.
— Trudno powiedzieć — odparł enigmatycznie.
— No dobrze, może inaczej. Czy ty w ogóle wiesz coś o niej? Jak ma na nazwisko, co lubi czytać, czym się interesuje? No wiesz, cokolwiek? — Rzuciła mu krótkie, intensywne spojrzenie.
— Nie — przyznał po długiej chwili. Cicho i niechętnie.
Moon pokręciła głową z rezygnacją.
— Syriuszu...
— Co z tego! — Poczuł nagle, że musi się bronić. — Wszystko jedno, czy coś do niej czuję! I tak zachował się nie w porządku! A teraz cała szkoła o tym plotkuje, jakby to był temat stulecia!
— Spokojnie. Właśnie próbuję ci wytłumaczyć, że nie wszystko jedno. — Zastanowiła się przez chwilę. — Wyobraź sobie, że spotykasz kogoś, na kim ci zależy. Kto do ciebie pasuje. I ten ktoś jest źle traktowany przez inną osobę. To chyba normalne, że reagujesz jak Remus. Chcesz bronić tej dziewczyny. Zwłaszcza jak jest się Remusem i nieczęsto ma się takie sercowe przeżycia.
— Co za dogłębna analiza, panno Moon — odezwał się sarkastycznie, tak udatnie naśladując Heckmanna, że uśmiech sam wypłynął na jej usta.
Cisza zawisła między nimi jak ciężki kir.
Dziewczyna wpatrywała się w podniszczoną okładkę woluminu i zastanawiała się właśnie czy wypada już zakończyć tą dziwaczną rozmowę, kiedy Syriusz wypowiedział rozbawionym tonem słowa, które na moment ją sparaliżowały.
— Moon, czemu ty mi tak uciekasz wzrokiem, co?
Poczuła jak nieprzyjemne odrętwienie ogarnia całe jej ciało. Wstrętna, spostrzegawcza bestia!
— Wcale nie — wypaliła i błyskawicznie zakryła oczy dłońmi.
Brawo, Moon.
— Właśnie, że tak. — Humor wstrętnej, spostrzegawczej bestii najwyraźniej gwałtownie się poprawił. Pochylił się ku koleżance i stanowczo odciągnął jej ręce od twarzy. —  A teraz się rumienisz — oznajmił, co blondynka skwitowała poirytowanym prychnięciem i szarpnęła się.
— No dobra, Moon, nie gniewaj się! Ale przyznaj, boisz się spojrzeć mi w oczy.
Gwałtownie wypuściła powietrze przez nos. Co za niedorzeczny pomysł!
— W takim razie udowodnij mi, że się mylę. — Ponownie pochylił się w jej kierunku i uśmiechnął się z satysfakcją. Wcale nie była taka pewna, czy poprawienie Syriuszowi humoru było warte kompromitacji z jej strony. Wprawdzie postanowiła sobie, że nie będzie już takim tchórzem i spróbuje być bardziej otwarta, to jednak nie oznaczało, że musi od razu rzucać się na głęboką wodę i gapić się na Blacka, bo taki właśnie ma kaprys.
— Czy żebym patrzyła ci w oczy, musisz być tak strasznie blisko? — zapytała nadąsanym tonem, ale Black nie odpowiedział. Był zbyt zajęty rozczulającym zjawiskiem, jakim było odkrycie, że oczy Moon nie są całkiem zielone. Przy samych źrenicach miały rdzawy odcień, a dalej panoszyły się małe, złote plamki, które...
— Jesteś głupi. — Ze stoickim spokojem oświadczyła dziewczyna, niwecząc tę magiczną chwilę.
— Hę? — mruknął półprzytomnie, zbyt zaskoczony, by dobrać odpowiednio ciętą ripostę.
Dominika odwróciła wzrok w stronę parapetu, na którym leżał Prorok Codzienny.
— Czytałeś? — zapytała z ożywieniem, wskazując duże zdjęcie na pierwszej stronie, przedstawiające miotlarza z zawrotną prędkością kreślącego ósemki wokół bramek.
— Jasne! — Black z zainteresowaniem powitał zmianę tematu. — To dopiero zagranie! Zięby z Fitchburga nie miały szans.
— Za to Armaty miały szczęście, że nie przyszło im grać z Pogromcami Kafla z Quiberon. — Moon uśmiechnęła się z przekorą. — Oni takich kombinacji mają mnóstwo.
— W porządku, może i są nieźli, a Armaty nie są ostatnio w najlepszej formie, ale w końcu mistrzostwo zdobyli aż dwadzieścia jeden razy! — zaperzył się Syriusz. — I to nie dzięki ogłupianiu przeciwnika dziwacznymi szatami — dodał nie bez złośliwości.
Zawrzała namiętna i pełna zachwytów dyskusja, którą ostatecznie przerwało gderanie panny Pince. Ruszyli w kierunku wyjścia z niejakim zadowoleniem, chwilowo przygaszonym, kiedy spojrzenia Syriusza i Remusa skrzyżowały się przelotnie.
— Hej. — Dominika pewnym gestem ujęła pod ramię swojego towarzysza. — Naprawdę, spróbuj to sobie jeszcze raz spokojnie przemyśleć. Czy warto tak głupio się obrażać...
Black przewrócił oczami.
— Nie moralizuj mnie, dziewczyno.
Mieszanina znudzenia i irytacji na jego twarzy była tak teatralna, że Moon nie mogła się powstrzymać i po chwili pusty korytarz wypełnił się jej śmiechem.
Damy na mijanych przez nich obrazach spoglądały za nimi ze zgorszeniem, ale ich namalowane grymasy nie wzbudziły niczyjego zainteresowania.
Syriusz był mile zaskoczony. Najwyraźniej rodzinne święta natchnęły Moon zupełnie nowym duchem, bo dobrze i swobodnie czuł się w jej towarzystwie, a przy tym przypomniał sobie, że także z dziewczynami można czasem ciekawie porozmawiać o Quidditchu. Do tej pory zdarzało mu się to jedynie w towarzystwie Hazel Kaolin, gryfońskiej ścigającej, którą traktował raczej jako kolegę z drużyny.
Nagle coś przyszło mu do głowy.
— Moon, skoro tak lubisz Quidditch, to czemu nie zgłosisz się do drużyny?
Blondynka nie odpowiedziała od razu. Poczuł jak jej dłoń drgnęła niespokojnie.
— Boję się latać — przyznała w końcu z pewnym zażenowaniem. — Mam lęk wysokości.
— Na gacie Merlina! Więc jednak nie ma dziewczyn bez wad – sapnął boleśnie, na co Dominika po raz kolejny roześmiała się i cofnęła rękę.
— Lepiej się pospieszmy. Kirke czeka.

* * * * *

Następnego dnia Syriusz nieco rozchwianym krokiem wkroczył do Wielkej Sali. Przemierzył ją niemal na oślep, swojej mocno sponiewieranej świadomości pozostawiając zadanie doprowadzenia go do stołu przy możliwie minimalnym uszczerbku fizycznym. Był tak zaspany, że kompletnie nie zwrócił uwagi na sklepienie, które tego poranka przybrało gołębioszarą barwę, miejscami zmieszaną z rumianymi pozostałościami świtu. Widok był naprawdę wart wcześniejszego zerwania się z łóżka, co na pewno ochoczo potwierdziliby uczniowie cierpiący na bezsenność lub nadmiar energii, którzy znajdowali się wtedy w Sali. Syriusz uważał, że nie należy ani do jednych, ani do drugich, więc po prostu zabrał się za poszukiwanie dzbanka z kawą. Prawdopodobnie, nawet gdyby porządnie wyspał się tej nocy, i tak nic by nie zauważył. Nie był wielbicielem tego typu widoków, ba, w ogóle rzadko patrzył w niebo. Na ziemi było znacznie więcej interesujących spraw.
Kiedy pierwszy łyk ożywczego napoju rozgrzał jego ciało, odetchnął głęboko i rozejrzał się po stole Gryffindoru. Zdziwiło go trochę, że ktoś o tej porze jest w stanie normalnie funkcjonować. Jakaś drobna dziewczynka wczytywała się w Standardową księgę zaklęć – II stopień; wysoka, niezbyt urodziwa Gryfonka o nadąsanym wyrazie twarzy, znana Syriuszowi jako Trollica Lucy, leniwie zmieniała kolor swojego talerza; Dirk Cruiser (a może Cresswell? Czy raczej Cridell? Łapa nie miał dobrej pamięci do nazwisk. Zresztą, co za różnica...) zawzięcie skrobał coś na długim pergaminie – chyba przepisywał wypracowanie. Kolejną dwójkę Gryfonów, prowadzących ożywioną dyskusję, Syriusz znał bliżej, więc nieco dłużej zatrzymał na nich znudzony wzrok.
— Powtarzam ci po raz kolejny. — Moon najwyraźniej zaczynała tracić cierpliwość, chociaż ton jej głosu pozostawał uprzejmy. — Jest różnica. Bahanki, w przeciwieństwie do elfów, są całe porośnięte gęstym, ciemnym futerkiem...
Peter żuł tosta, z głębokim skupieniem patrząc w pałające entuzjazmem oczy koleżanki. Syriusz zauważył zafascynowany, że nawet dwa podbródki Glizdogona poruszają się jakby w zamyśleniu.
— Poza tym, mają zupełnie inne skrzydełka. Elfie są duże i przezroczyste, podczas gdy...
Koniec. Świadomość Blacka wyłączyła się, najwyraźniej broniąc się dzielnie przed napływem śmiertelnie nudnych informacji. Oparł policzek na dłoni, zastanawiając się czy nie warto wrócić do łóżka. Nawet nie dosłyszał flegmatycznej odpowiedzi Petera, po której Moon natychmiast podjęła kolejną próbę edukacji biednego chłopca.
Mimowolnie skupił wzrok na dłoniach Moon. Nie była to przyczyna gestykulacji, która stawała się coraz gwałtowniejsza z powodu ciągłego niezrozumienia ze strony Petera, ale faktu, że prawa z nich była ciasno owinięta bandażem. Syriusz spochmurniał natychmiast. Do licha! A już myślał, że to tylko głupi koszmar.
Poczuł się, jakby coś ciężkiego spłynęło mu do żołądka.
Chyba winien był jej jakieś wyjaśnienia. Nie mógł się jednak na to zdobyć. Gdy tylko patrzył na ten nieszczęsny bandaż, czuł przemożny wstyd, poczucie winy i wściekłość na tą bandę psychopatów, jego rodzinę. Prawdopodobnie nie mógłby wydobyć z siebie słowa na ten temat bez niekontrolowanych wybuchów złości, które i tak pewnie wprawiłyby ją w zakłopotanie, więc wolał nawet nie próbować. Dlaczego wcześniej nie pozbył się tego paskudztwa? Ba, kolejne głupie i retoryczne pytanie. Bo próbował, czyż nie? Próbował, próbował tak bardzo, że nadgarstek drętwiał mu od machania różdżką i rzucania medalikiem gdzie popadnie. Ale on wracał. Zawsze.
Potarł mocno powieki, jakby próbując usunąć spod nich niechciane obrazy i myśli.

* * * * *

Dominika patrzyła obojętnie jak łyżeczka sama miesza herbatę w jej kubku. Ożywiła się nieco, kiedy po jej lewej stronie zasiadła Lily, rzucając w przestrzeń dziarskie „cześć”. Tuż za nią przywlokła się Patricia, która wyglądała, jakby jeszcze nie do końca się obudziła.
— Możesz mi podać talerz z kiełbaskami? Dziękuję — powiedziała, kiedy blondynka niezgrabnie chwyciła półmisek lewą ręką. — Co ci się stało? — zapytała bez ogródek, a jej zielone oczy zwęziły się podejrzliwie, utkwione w bandażu na dłoni przyjaciółki.
— To? A, nic takiego. — Przyciszonym głosem opowiedziała jej, co stało się wczoraj, starając się jednak, aby historyjka zabrzmiała jak najmniej poważnie i dramatycznie. — Sama widzisz, ciekawość nie ułatwia mi życia — zakończyła zdawkowo, sięgając po herbatę. Lily spojrzała na nią ze współczuciem.
— Pewnie będzie ci teraz niewygodnie na lekcjach, co? Zwłaszcza przy krojeniu składników na eliksiry...
— Pewnie tak — rzuciła obojętnie, kiedy poprzez mgiełkę pary unoszącej się znad kubka zauważyła, że Syriusz nie odrywa ponurego wzroku od jej palców. Szybko cofnęła rękę pod blat.
Ich spojrzenia skrzyżowały się.
Przez chwilę patrzyła mu w oczy, ale poddała się pierwsza i zaczęła udawać, że szuka czegoś w torbie. Wciąż czując na sobie jego wzrok, wyjęła niewielki kawałek pergaminu, na którym nakreślony był plan lekcji. Serce zabiło jej szybciej, kiedy zauważyła, że po przerwie obiadowej ma numerologię. Oznaczało to kolejne spotkanie z Ragnarokiem, jako że na lekcjach profesor Morwell nie było ścisłego podziału na domy i roczniki ze względu na niewielką liczbę uczniów uczęszczających na zajęcia.
Kiedy zabrzmiał dzwon oznajmiający początek lekcji, zupełnie nie pamiętała już o dziwacznym zachowaniu Syriusza. Pospieszyła na zaklęcia, a jej myśli prześcigały się wzajemnie, tworząc w głowie kompletny chaos. Wszystkie dotyczyły wysokiego blondyna w przyciemnionych okularach...

* * * * *

Czarowanie za pomocą lewej ręki okazało się znacznie trudniejsze niż się spodziewała. Różdżka zrobiła się rozkapryszona i nieposłuszna, nigdy też nie była do końca pewna efektu rzucanego zaklęcia, jeśli wymagało ono skomplikowanych gestów.
Na jej nieszczęście profesor Flitwick zarządził spontaniczny test umiejętności magicznych. Podzielił ich na pary i klaśnięciem dał do zrozumienia, że mogą rozpoczynać pojedynki.
Dominika stała naprzeciw Marion, niezbyt przyjaźnie nastawionej koleżanki z dormitorium. Uśmiechnęła się do niej niepewnie i otworzyła usta, żeby uprzedzić ją o swojej nie najlepszej formie i jej ewentualnych konsekwencjach, ale Marion najwyraźniej uznała, że Moon chce ją zaatakować, bo machnęła różdżką i krzyknęła:
Incendio!
Blondynka uchyliła się machinalnie, ale poczuła jak coś gorącego świsnęło jej koło ucha.
Podniosła różdżkę.
Expulso!
Wiedziała, że coś jest nie tak. Wiedziała to już wtedy, gdy pomarańczowy promień trysnął z jej różdżki. Powinien być błękitny...
Zaklęcie powinno odrzucić dziewczynę do tyłu, nie wyrządzając jej większych szkód, jednak Marion wciąż stała w miejscu, w którym znajdowała się, kiedy oberwała urokiem. Z tą różnicą, że teraz jej kędzierzawe włosy sterczały na wszystkie strony, a na jednym z kosmyków tlił się niewielki płomień.
— Przepraszam, o rany, to było naprawdę niechcący! — zawołała Moon z troską i podbiegła do koleżanki z zamiarem ugaszenia małego pożaru.
Niestety, Marion wpadła w stan bliski histerii, który tylko się pogłębił, gdy dostrzegła Dominikę biegnącą ku niej z wyciągniętą różdżką.
Drętwota! Drętwota!
Obscuro — jęknęła blondynka, profilaktycznie rozpaczając nad powstałym chaosem i kolanem, które sobie rozbiła, kiedy próbowała uniknąć jednego z zaklęć Gryfonki.
Tym razem wszystko poszło zgodnie z planem i na oczach Marion pojawiła się czarna opaska. Jeśli jednak Moon sądziła, że unieszkodliwi tym przeciwniczkę, to bardzo się pomyliła. Dziewczyna zaczęła miotać zaklęciami na oślep. Jedno z nich strąciło tiarę z głowy profesora Flitwicka, który właśnie pędził ku nim z zamiarem uspokojenia sytuacji. Machnął krótko różdżką, z której po chwili trysnął strumień wody i ugasił zarówno płomyk we włosach jak i wściekłość Marion.
Profesor spojrzał z wyrzutem na Dominikę, która z głupią miną klęczała na środku sali, ale nie zdążył nic powiedzieć, bo oto kolejne dwie pary wymagały już jego interwencji.
Nigdy więcej — pomyślał, wymachując różdżką. Są bardziej nieobliczalni niż banda pięciolatków... I pomyśleć, że za rok zdają OWUTEM-y!
Westchnął z rezygnacją, gdy poczuł, że ktoś podpalił mu skraj szaty.

* * * * *

Po zakończonej i jakże nieudanej lekcji zmęczona Moon opuściła salę wraz z resztą uczniów. Patrzyła przed siebie ponuro, za plecami mając Pottera, który co chwila gratulował jej zrobienia z zajęć katastrofy. Uważała, że zdecydowanie przecenia jej zasługi, ponieważ po zaklęciach aż dwie osoby zostały odesłane do Skrzydła Szpitalnego zupełnie nie z jej winy, ale James najwyraźniej czerpał ogromną satysfakcję z dokuczania jej, więc milczała.
Wtem kilka jardów przed sobą zobaczyła kędzierzawą głowę Marion. Podbiegła do niej, przywołując na twarz uśmiech wyrażający uprzejmą troskę.
— Hej, jak tam? Całkiem dobrze już wyglądasz. — Było to oczywiste kłamstwo, bowiem wilgotne i lekko nadpalone włosy dziewczyny sprawiały wrażenie jeszcze bardziej nastroszonych niż zwykle. — Posłuchaj, nie chciałam, żeby tak wyszło, po prostu wczoraj...
CHLUST!
Moon z zastygłymi na ustach słowami wpatrywała się w czubek różdżki Marion. Czuła jak strumienie lodowatej wody spływają jej po włosach za szatę.
— Bardzo przydatna lekcja. — Dziewczyna uśmiechnęła się złośliwie, najwyraźniej dumna ze swojej zemsty... Albo chociaż z faktu, że tak umiejętnie użyła zaklęcia niewerbalnego. Odwróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie z nosem wycelowanym w sufit.
Za jej plecami rozległy się chichoty. Odwróciła się gwałtownie, rozchlapując dookoła wodę. Stanęła twarzą w twarz z Potterem, który bezwstydnie ryczał ze śmiechu. Spojrzała na niego pogardliwie, po czym przeniosła wzrok na Syriusza, którego kąciki ust uniosły się w rozedrganym uśmiechu.
— Ślicznie wyglądasz — bąknął i zaniósł się niezbyt wiarygodnie brzmiącym kaszlem.
Dominika zacisnęła dłonie w pięści i podziękowała niebiosom, że kolejna lekcja nie wymaga żadnego zaangażowania ze strony uczniów.
Kiedy zajęła miejsce w klasie profesora Binnsa, wyjęła różdżkę i po kilku sekundach ryzyka, z ulgą poczuła jak ciepłe powietrze rozdmuchuje jej włosy. Nie miała wyrzutów sumienia, i tak nie mogłaby pisać notatek lewą ręką. Zamiast tego wsłuchała się w usypiający głos profesora, a gdy i to ją znudziło, potoczyła wzrokiem po sali. Większość uczniów jak zwykle poopierała głowy na ławkach i korzystała z okazji na krótką drzemkę. Jedynie Remus i Lily wspierali podbródki na dłoniach i coraz mniej przytomnym wzrokiem patrzyli na Binnsa, ale to też należało do normy. Coś jednak było inaczej. Zmusiła otępiały mózg do myślenia. No tak! Syriusz, zamiast drzemać z resztą klasy, nieprzerwanie skrobał piórem po pergaminie, co jakiś czas zerkając uważnie na profesora. Było to tak nietypowe zjawisko, że Moon zagapiła się na niego zupełnie do tego stopnia, że całkowicie zapomniała o zaklęciu, które wysuszywszy jej włosy, zaczęło parzyć skórę. W końcu odwołała je i w zamyśleniu podrapała się różdżką za uchem. Co on może robić? Przecież niemożliwe, żeby knuł kolejny dowcip, bo zawsze robił to razem z Potterem, który teraz leżał z głową na podręczniku, pochrapując cicho. Pisze list do rodziny? Niemożliwe. Przecież wczoraj wypowiadał się o niej tak strasznie... Zresztą, kto pisze takie długie listy? Więc musiał robić notatki. Ale po co? Odkąd go poznała, nieskazitelny Syriusz Black nigdy nie zajmował się czymś tak przyziemnym jak notatki, chyba że było to pożyczanie przed krótkimi testami. Poczuła, że zżera ją ciekawość. Dlaczego on to robi?
Kiedy koniec lekcji nastąpił wraz z metalicznym dzwonieniem, postanowiła pójść do Syriusza i po prostu go o to zapytać. Ale Black ociągał się z wyjściem z sali i dopiero gdy w środku zostało tylko kilka osób, zarzucił torbę na ramię i odwrócił się ku niej.
Moon zarumieniła się lekko. Czyżby zauważył, że go obserwowała? Zanim zdążyła wymyślić jakąś dobrą wymówkę, chłopak już szedł ku niej. Zatrzymał się w odległości kilku cali.
— Trzymaj — mruknął szorstko, wciskając jej do rąk pęk pergaminów. Zdezorientowana przebiegła wzrokiem kartki zapisane drobnym, zamaszystym pismem. Podniosła na niego zdumione spojrzenie.
Syriusz potarł nerwowo górną wargę i zerknął gdzieś w bok.
— Wiem, że zawsze robisz notatki na historii... I wiem, że teraz nie możesz. — Rzucił okiem na jej dłoń, teraz bezwładnie wiszącą przy boku. — Co pośrednio jest moją winą. Dlatego... Dlatego... — zająknął się. — No, to dla ciebie. — Zakończył kulawo, wkładając ręce do kieszeni i patrząc na nią wyczekująco.
Dominika starała się nie wyglądać na zbyt zszokowaną. To chyba byłoby niemiłe... Ale nie mogła nic poradzić na to, jak bardzo zaskoczył ją Black. To było do niego zupełnie niepodobne. No i od jakiegoś czasu musiał się jej uważnie przyglądać skoro nawet zauważył co robi na historii magii...
Poczuła jak na jej policzki wypełza zdradziecki rumieniec.
— O rany. Dzięki — wydukała w końcu, rzucając przeciągłe spojrzenie w górę, prosto w jego oczy.
Uśmiechnął się lekko.
— Nie powiem, że nie ma za co. Będę miał teraz uraz na całe życie.
Roześmiała się nerwowo, nie spuszczając wzroku, jakby czegoś szukała w jego twarzy.
— Przepraszam bardzo, skończyli już państwo? — zapytał Binns rozeźlonym tonem. Przedstawiał sobą dość makabryczny widok, bo do połowy wystawał z tablicy.
— Tak, już idziemy — powiedziała szybko Dominika i wyszła z klasy. Syriusz poszedł za nią i oboje skierowali się do Wielkiej Sali.
— Bardzo jesteś kochany — odezwała się z uśmiechem, kiedy przechodzili przez wąski korytarz pozbawiony wszelkich ozdób. Ochłonęła już nieco i zaczęła doceniać urok całej sytuacji.
— Wiem — powiedział lekceważącym tonem, zdmuchując z czoła czarne kosmyki, które po chwili i tak wróciły na swoje miejsce. — Ale nie mów o tym nikomu, bo wszyscy będą mnie błagać, żebym coś za nich pisał.
Zaśmiała się pod nosem, ale nic nie odpowiedziała, bo właśnie pojawiło się przed nimi wejście do Wielkiej Sali.
Kiedy doszli do stołu Gryffindoru, Moon usiadła przy Lily i Patricii, a Syriusz skręcił w kierunku Huncwotów.
— Co tak długo? — zapytała jak zwykle dociekliwa Evans, odstawiając puchar z sokiem dyniowym.
— Och, zagadałam się trochę z Blackiem — powiedziała, nakładając na talerz pokaźną porcję gulaszu, po czym zaczęła go jeść w takim tempie, że Pat spojrzała na nią z podziwem.
— Spieszysz się gdzieś?
Dominika heroicznym wysiłkiem spróbowała przełknąć wszystko, co miała w ustach.
— Na numerologię — powiedziała w końcu.
Przyjaciółki pokiwały głowami ze zrozumieniem.
— Jak wyglądam? – zapytała nerwowo kilka chwil później, usiłując przejrzeć się w wypolerowanym ostrzu noża.
— Fiet’ne! — wykrztusiła Macmillan, na wszelki wypadek unosząc kciuk do góry.
— No, nie do końca — zauważyła Lily i krytycznie spojrzała na poluźniony i poskręcany krawat Moon. Poprawiła go szybko. — Teraz jest dobrze — powiedziała, patrząc z dumą na swoje dzieło.
— No to lecę — rzuciła blondynka, złapała torbę i machając im w biegu opuściła salę.
Czuła jak serce nienaturalnie szybko tłucze się jej pod koszulą. Chaos w myślach zastąpiła kompletna pustka z niejasnym poczuciem euforii i lekkiej paniki. Ponure ściany zamku wydawały się jej teraz niezwykle przyjazne, stukot obcasów o kamienną posadzkę cudownie melodyjny, a najbliższa przyszłość, och, jak wspaniała.
Skręciła gwałtownie za posągiem gargulca o wyglądzie leniwca i już, już widziała drewniane drzwi prowadzące do...
— Dominika! Hej... Hej, poczekaj!
Westchnęła ciężko i poczuła jak z tym westchnieniem wolno ulatuje z niej euforia. Odwróciła się jednak i uśmiechnęła do postaci, która biegła ku niej z wdziękiem rannego bawoła.
— Witaj, Dorothy!
Dziewczyna nie odezwała się, dopóki nie dotarła na miejsce sapiąc i trzymając się pod boki. Miała błyszczące, kasztanowe loki, które opadały jej teraz na nadąsaną, nieco zbyt pulchną i czerwoną z wysiłku twarz. Oczy o nieokreślonej barwie spoglądały na Dominikę z wyrzutem zza grubych szkieł w ciemnej, plastikowej oprawce.
— Mówiłam ci... Jestem Dora... Dora...
— W porządku, Dora — odrzekła polubownie Moon i udała, że z uwagą przygląda się poszarzałemu gobelinowi, dając koleżance czas na dojście do siebie. W końcu ruszyła przed siebie wolnym krokiem, który – dziwna rzecz – zdawał się wymagać od niej znacznie więcej wysiłku niż bieg. Koleżanka podreptała za nią.
— Tak ci spieszno na numerologię? — Dziewczyna łypnęła spomiędzy loków i ułożyła drobne usta w podkówkę.
— No, trochę! — Entuzjazm na nowo zaczął ogarniać Dominikę. – Niby już wszystko rozumiem, ale mam jeszcze wątpliwości co do tego zadania, które mieliśmy zadane na ferie, więc pomyślałam, że mogę zapytać profesor Morwell albo... No, kogokolwiek... — Zarumieniła się lekko.
— Ja mogę ci pomóc — zaoferowała łaskawie Dorothy, omiatając przygnębionym spojrzeniem powoli gromadzących się uczniów.
— Och, dzięki, ale wiesz... — zaczęła Moon, lecz niemal natychmiast zamarła, bo oto na korytarzu pojawił się wysoki Gryfon w ciemnych okularach na nosie. Jak zwykle towarzyszyła mu dziewczyna o krótkich fioletowych włosach, z ożywieniem opowiadająca najwyraźniej zabawną historię, bo Ragnarok co chwila uśmiechał się półgębkiem. Dominika poczuła, ze zaczyna brakować jej powietrza. Właśnie starała się dokonać niemożliwego, próbując jednocześnie chłonąć każdy gest blondyna i udawać, że wcale na niego nie patrzy, kiedy Dora dźgnęła ją łokciem między żebra.
— Wchodzimy — burknęła, wskazując jej otwarte drzwi sali.
Moon stanęła na palcach, usiłując dojrzeć ponad głowami uczniów miejsce, do którego kierował się Ragnarok. Zaczęła iść w tamtą stronę, kiedy koleżanka pociągnęła ją do pierwszej ławki, tuż naprzeciw tablicy. Rzuciła ostatnie rozpaczliwe spojrzenie za siebie i zabrała się za wypakowywanie książek. Do stu piorunów! W takim miejscu będzie się musiała nieźle nagimnastykować, żeby spojrzeć na niego choć kilka razy...
Lekcje numerologii były wyjątkowo spokojne. Zazwyczaj wykonywali na nich różnorodne zadania zlecone przez profesor Morwell, która chodziła między ławkami i sprawdzała jak radzą sobie z korzystaniem ze skomplikowanych tablic liczbowych. Czasem analizowali co ciekawsze wyniki. Tym razem nie było inaczej, chociaż kiedy Dominika wytężyła słuch, słyszała jak Charlie przyciszonym głosem rozmawia ze swoją dziwaczną znajomą. Gdy Moon po raz kolejny upuściła pióro w celu rzucenia ciekawskiego spojrzenia w ich stronę, Dora zerknęła na nią sponad pergaminu.
— Podoba ci się, prawda? — spytała szeptem, nie przestając rysować esów-floresów przy swoich obliczeniach. Blondynka poczuła jak krew odpływa jej z twarzy. Na początku chciała ostro zaprzeczyć, kiedy jednak spojrzała w pulchną, wiecznie smutną twarz koleżanki, odszepnęła:
— Tak jakby.
Dorothy uśmiechnęła się pobłażliwie i pokiwała głową w sposób sygnalizujący wieloletnie doświadczenie.
— Wiem coś o tym — westchnęła niczym rasowa bohaterka romansidła i oparła krągły policzek na dłoni. — Ile ja bym dała, żeby być na twoim miejscu...
— Jak to? — zdziwiła się Dominika. Jak już zdążyła zauważyć, Krukoni zwykle byli dość dumnymi, czasem przemądrzałymi osobami i Dora nie stanowiła tu wyjątku. Dlaczego więc nagle powiedziała coś tak dla siebie nietypowego?
Dziewczyna jednak szybko się otrząsnęła i zmierzyła Moon spojrzeniem pełnym politowania.
— Cała ty — odezwała się tonem, jakby znała ją już znacznie dłużej niż od tych kilkunastu lekcji, które przesiedziały razem. — Chodzi o to, że jesteś w Gryffindorze. No i tak często z nim przebywasz. — Zerknęła na nią z zazdrością. — Masz tyle okazji, żeby...
Umilkła, bo ku ich ławce zbliżała się nauczycielka. Udały, że są całkowicie pochłonięte tablicami numerologicznymi. Po chwili podniosły głowy znad pergaminów i Dora kontynuowała rozmarzonym głosem:
— A on przecież jest taki przystojny... I niegłupi... Nie na tyle, rzecz jasna, żeby być Krukonem, ale jednak. No i doskonale lata na miotle. Odkąd jest w drużynie, chodzę na każdy mecz, wiesz? Wiatr wspaniale rozdmuchuje mu te jego czarne włosy...
Domnika poczuła, że robi jej się niedobrze.
— Podkochujesz się w Syriuszu? — zapytała rozbawionym tonem.
Dorothy spojrzała na nią, jakby powiedziała coś obrzydliwego.
— Oczywiście, że nie. W Jamesie — dodała rzeczowo, ale po chwili zreflektowała się i westchnęła ciężko, dając upust swoim cierpieniom.
— W Potterze? — Moon nie siliła się już nawet na szept. Dzisiejszy dzień obfitował w same zaskakujące informacje, a jeszcze czekało ją spotkanie z Corneliusem.
— Ciszej, głupia. — Krukonka rozejrzała się nerwowo, jakby wszyscy marzyli tylko o tym, żeby podsłuchać ich rozmowę.
Dominika uniosła brwi i wróciła do swoich tablic. Z trudem powstrzymała się od poinformowania Dory, jak bardzo ma przechlapane.
— Słuchaj... Słuchaj, Dominiko... — Dziewczyna uczepiła się jej ramienia i zmieniła ton na znacznie bardziej przyjazny. — Mogłabyś mnie z nim zapoznać?
Moon spojrzała badawczo w lekko zaparowane szkła koleżanki. Czy ona przypadkiem z niej nie żartuje? Przecież Potter ją wyśmieje. Upokorzy. Albo w najlepszym wypadku zlekceważy. Nie, chyba nie żartuje.
Poklepała Dorę po ramieniu.
— Zobaczę, co da się zrobić.

30 komentarzy:

  1. Cześć kochanie
    Przeczytałam ale jestem padnięta po całym dniu w szkole więc komentarz napisze jutro
    Rozdział genialny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Po pierwsze wielki szacunek za długość tekstu. Na serio.
    To teraz przejdźmy do fabuły.
    Remus i Lisa. Awww. Nie wiem czemu, ale bardzo lubię to parę i cieszę się, że dziewczyna przejrzała na oczy. Może i Łapa jest wspaniały i w ogóle, ale Remus też jest fajnym facetem. No i na pewno mają wiele więcej wspólnego. No proszę cię Black. Jesteś zły, że Lupin zarywa cię dziewczynę, ale nie wiesz nawet jak ma na nazwisko? Super. Brawa dla tego pana.
    Dominika i Syriusz są razem wspaniali, ale jak widać Dominika o tym nie wie bo lata za Ragnorakiem. Cały czas obstawiam, że jest wampirem czy czymś takim. Brytyjski Edward hehe. Ale to jak Syriusz przejął się Dominiką i jej raną i to jak zastanawiał się nad kolorem jej oczy było takie awwww. I to jak napisał jej notatki. Normalnie nie wierzę własnym oczom! Black dorasta hehe.
    Lilka jest przeurocza. Naskakuje na Pottera nawet nie wiedząc co się wydarzyło. Hehe. Prawdziwa Lily Evans. Ale nie martw się ruda. James na pewno zaraz za tym zapomni.
    No i końcówka. Dora. Hm. Nie wiem co niej myśleć. Jakoś nie dziwię się, że zauroczyła się Potterem. Jim ma coś w sobie. Ale wydaje mi się, że nie jest ona w jego typie. Albo się mylę.
    Pozdrawiam, wiadra weny życzę i dzięki za komentarz u mnie.
    No i zapraszam na nowy, który już dziś się pojawi.
    Buziaki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taak, trochę się rozrósł. W sposób niekontrolowany :p
      Lisa już teraz niechcący namieszała, a w przyszłości jeszcze będzie miała pewną rolę do odegrania. Tymczasem ego Blacka nieco ucierpiało :p
      Edwardy i inne wróżki nie są w moim stylu, niestety.
      Ooohoho, Syriusz przedstawiony przez Rowling sprawia wrażenie osoby, która nigdy nie dorosła, więc obawiam się, że i na tym etapie z dorastania nici :p Chociaż pewna zmiany postępują, to fakt.
      Dziękuję i pozdrawiam
      Eskaryna

      Usuń
    2. Ja nie mam pretensji :D uwielbiam to jak piszesz więc im dłuższy rozdział to lepiej
      No wiadomo. Łapa to takie duże dziecko. Jednak dobrze mieć czasem nadzieję hehe
      Pozdrawiam i zapraszam do moich huncwotów

      Usuń
  3. Świetny rozdział. Po pierwsze jego długość - to jest to;). Po drugie treść. Vardzo podobał mi sie początek. Swietnie wplotłaś rozmowę miedzy Lizą a Remusem w krajobraz. Nie padło midzy nimi wiele słów, ale te, ktore zostały wypowiedziane, miały w sobie niesamowita moc. W jakimś sensie tozumiem, o co chodzi Remusowi i Syrouszowi, ale tak naprawdę oboje powinni szybko zrozumieć, ze nie istnieje tutaj żaden problem. Black nic nie wie o tej dziewczynie i mam nadzieje, ze wyciągnie z tej sytuacji odpowiednie wnioski (bynajmniej nie takie, ze przyjaciel-mniej popularny od niego-go wykiwał...). Ale wierze w niego. Juz potrafi pozytywnie zaskoczyć; to mega miłe, ze zrobił dla Moon notatki. Ale wiesz, jednak mam jedno zastrzeżenie: nie zrozumialam, dlaczego Dominika odwiedziła dormitorium Syriusza? No i czemu na początku tak trudno im było poprowadzić Rozmowe. Ech, te hormony xD. czemu ona nadal interesuje sie tym Krukonem? Odnoszę wrażenie, ze to tylko dla zasady... Przecież Black jest o wiele lepsza opcja. Rozwaliła mnie tez Dora zakochana w Jamesie. Przeżyje biedaczka zawód miłosny... Z niecierpliwoscia czekam na ciąg dalszy ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję Ci bardzo :) Tyle komplementów, że aż mi głupio. Chyba największą przyjemność sprawił mi ten o "mocy" dialogów - niektórzy mają ten talent i potrafią trafić we właściwą (zwykle niewielką) liczbę słów, przez co tekst jest "zagęszczony" - zawsze miałam nadzieję, że i mnie kiedyś się to uda, a Twoje słowa dają mi znać, że może powoli zmierzam we właściwym kierunku :)
    Zgodnie z tym, co na początku powiedziała Dominika, poszła do dormitorium chłopaków, żeby odnieść różdżkę, którą Syriusz po pełnym atrakcji wieczorze zostawił w pokoju wspólnym. Okoliczności do rozmowy były raczej przykre, bo Black po raz kolejny musiał wstydzić się za swoją rodzinę. Chociaż hormony też mogły mieć w tym swój udział, haha :p
    Wiesz, Dora to twarda sztuka, więc może być różnie :)
    Dziękuję jeszcze raz i pozdrawiam
    Eskaryna

    OdpowiedzUsuń
  5. Nowy rozdział! *.* Za niedługo tu wrócę! ^.^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Eskaryno,

      Przepraszam za spóźnienie! Nie mogłam znaleźć ani chwili na skomentowanie... We wtorek wróciłam późno do domu po siatkówce, wczoraj tak samo, tylko doszło do tego zbiórka harcerska + moje urodziny ;-; Rozdział jak zwykle genialny!

      Elisabetta i Remus - uwielbiam tą dwójkę! Kocham cię za tą scenę:
      — To dlatego, że on nigdy nie będzie taki. — Lisa zatrzymała się. Mroźny wiatr roztrzepywał jej śniące, ciemnobrązowe loki, odsłaniając śniade, zaokrąglone i nieco zbyt rumiane policzki. Remus zapatrzył się na nią do tego stopnia, że niewypowiedziane pytanie zawisło pomiędzy nimi, niezręczne i konieczne jednocześnie. Zmieszał się, mimowolnie wygładzając ścieżkę wśród śniegu, którą wydarły ich kroki.
      — Jaki? — Odważył się podnieść na nią błyskawiczne spojrzenie, które omiotło wyraz jej twarzy, po czym ponownie spoczęło na błyszczących od roztopionego śniegu czubkach jego butów.
      — Taki jak ty. — Jej słowa uformowały się w półprzejrzysty obłok, który zawisł pomiędzy nimi jak nieprzekraczalna bariera.
      Rozpłynęłam się, jak to czytałam *.* Zastanawiam się tylko, dlaczego Syriusz jest zazdrosny o Elisabettę, skoro on nawet jej tak naprawdę nie zna i nie zależy mu na niej…

      Evans-Potter! Uwielbiam tą dwójkę! Praktycznie cały czas się śmiałam czytając scenę z nimi! Widzę też, że Lily coraz bardziej zbliża się do Jamesa. I bardzo dobrze, pragnę więcej i więcej scen Jily! :D ^.^

      Zastanawiam się, o co chodzi z tym medalionem, że aż tak zranił Dominikę. Interwencja Syriusza była natychmiastowa, dobrze, że Black dba o Moon. Jejku ta dwójka wydaje mi się naprawdę urocza! Ich rozmowa w bibliotece była…achhh! XD Dominika się rumieni :3 A to jak Black zrobił z bez przymusu notatki dla Moon, to było nieziemskie!

      Marion to zjarana dziewczyna…Dosłownie :D Śmiałam się do ekranu jak głupia, gdy Dominika ją podpaliła XD Zemsta dziewczyny jednak nie była za miła…

      Ktoś tu się podkochuje w Potterze *gwiżdże*. Ale Dora nie jest jedyną, która jest w nim zadłużona. Co podkusiło Moon, żeby zgadzać się na zapoznanie ich razem, no co? Przecież Jily na zawsze :D

      Podsumowując, rozdział genialny (jak zwykle, ehh)!
      Pozdrawiam i życzę weny na dalsze notki
      ~V

      Usuń
    2. Hej, kochana.
      Nie przejmuj się, widzę, że sporo się dzieje, więc tym bardziej dziękuję za Twój komentarz. Spóźnione wszystkiego najcudowniejszego z okazji urodzin!
      Sprawa między Remusem a Syriuszem to kwestia ambicji :) Niby Blackowi nie zależy specjalnie na Lisie, ale to on był pierwszy, a przy tym Remus też nikomu nie zwierzył się ze swoich uczuć względem Elisabetty. Jak to zwykle bywa, cała sprawa nie miałaby miejsca, gdyby nie głupie niedopowiedzenia.
      Działanie medalionu to nie tajemnica - jak większość artefaktów należących do Blacków, i ten został potraktowany magiczną barierą, która nie pozwala dotknąć go niepożądanym osobom, a więc w tym przypadku mugolakom. Dlatego Syriusz może się nim bawić do woli, natomiast Moon czuje, jakby był rozgrzany do czerwoności.
      Zjarana Marion xD Wspaniałe określenie. Po fakcie wydaje mi się, że powinnam tak zatytułować rozdział...
      Jeju, ja mam takie wiekopomne plany na przyszłość, że naprawdę dziwię się i zawstydzam, kiedy czytam takie miłe słowa na temat aktualnych rozdziałów. Na razie są takie niewinne i nieskomplikowane, że zastanawiam się, co powiecie później :)
      Niemniej na komentarze takie jak Twój warto czekać, naprawdę.
      Bardzo dziękuję i pozdrawiam
      Eskaryna

      Usuń
  6. Jestem! Ile się dzieje!
    Przepraszam, że ostatnio nie komentowałam, ale tak jak uprzedzałam, choć czytam wszystko regularnie, nie mam siły i weny na komentarze :(
    Zacznę od Jamesa i Lily. Na Merlina, jak się cieszę, że coś zaczęło się między nimi dziać! I to teraz już tak na pełnych obrotach <3 Przegadali pół nocy, mmm... A tak w ogóle, mam prośbę, oczywiście nie musisz jej realizować, ale jako fanka twojego opowiadania czuje się w obowiązku ją wypowiedzieć - może wprowadzisz Severusa? Trochę mi go brakuje, zwłaszcza, że jego relacje z Lily kocham niemal tak samo jak Lily&Jamesa i byłoby miło się dowiedzieć o ich przyjaźni czegoś więcej (:
    Ragnarok... nie lubię go jakoś. Jest bardzo tajemniczy i momentami naprawdę fajny, ale jednak jakoś nie zdobył mojej pełnej sympatii. Co za czubek chodzi po Hogwarcie w okularach przeciwsłonecznych? xD Wiem, że coś się za tym na pewno kryje, ale jednak dopóki się to nie wyjaśni, to będę go uważała za nieco... niezdrowego :D
    Za to Syriusza uwielbiam całym sercem, zwłaszcza po tym, jak zrobił specjalnie dla Dominiki notatki. Podobnie jak dziewczyna, nie spodziewałam się tego po nim, ale uważam, że był to bardzo miły i słodki gest <3 Ogólnie zauważyłam, że Black i Moon się do siebie jakoś ostatnio zbliżyli i bardzo mnie to cieszy. Nie wiem, czy przewidujesz tu podtekst romantyczny, ale z pewnością bym się za niego nie obraziła ^^
    Remus i Elisabetta - kibicuję im. Pasują do siebie idealnie i mam nadzieję, że Syriusz nie stanie im na drodze, ani, co ważne, przyjaźń Huncwotów na tym nie ucierpi. Dla Łapy Krukonka prawie nic nie znaczy, za to dla Lunatyka zaczyna znaczyć bardzo dużo. Ale wiadomo i tak, że w przyszłości ich drogi się rozejdą :(
    Dodam jeszcze, że jako wielkiej fance mitologii, ogromnie podobała mi się wzmianka o Kirke (:
    Życzę weny i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, kochana :) Tym bardziej dziękuję Ci, że znalazłaś dla mnie chwilę.
      Jestem otwarta na życzenia :p Wprawdzie mam co do Severusa wielkie plany na później, ale na pewno nie zaszkodzi trochę rozwinąć jego wątek już teraz.
      Ciekawe, że to zauważyłaś, w sensie, że kanon narzuca nam pewne zakończenie i dzięki temu możemy spodziewać się, w którą stronę skręcą poszczególne wątki. Wszystko mam pod tym względem zaplanowane i mam nadzieję, że uda mi się odpowiednio wszystko uzasadnić tak, aby pasowało do historii Harry'ego :) To chyba wielki spoiler, ale jednocześnie tak ciekawa kwestia, że aż nie mogłam się powstrzymać od komentarza :p
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam serdecznie
      Eskaryna

      Usuń
  7. Hej, hej!
    Oto i ja! Spóźniona, ale jestem!
    Wiesz, jak bardzo cię kocham za ten rozdział? Wiesz, że on jest po prostu cudowny? Dziękuję ci za dużo Syriusza i Dominiki! Jupijajajajajjajajajajajajjajaj! Czytałam go z bananem na ustach :)
    Zacznijmy od Remusa i Elizabetty. Ta sytuacja była taka piękna! I ten ostatni fragment, no po prostu awwwwwww ^^ I pewnie gryzą go teraz wyrzuty sumienia... Ale mam nadzieję, że dość szybko się pogodzą i nie będą się już tak beznadziejnie na siebie obrażać.
    I tutaj pojawił ponownie zaczęła mi się buzia cieszyć, bo do akcji wkracza Syriusz. A z kim? A z Moon! Uhuhuhuhu!!! Ale powiem ci, że biedna jest... No naprawdę... W ogóle jak rodzice Syriusza mogli zrobić coś takiego... Teraz jeszcze bardziej ich nie lubię... O ile to jeszcze możliwe...
    Ale jest jeden plus! Dzięki temu Syriusz spędził z Dom-Dom dużo czasu! :) wiesz jak się cieszę? No po prostu taaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaak!
    A później była numerologia, na której przypomniałaś mi, że Dom-dom przecież szaleje za Ragnarokiem i że moje wypbrażenia i plany mogę sobie wsadzić w d... No.
    Biedna Dora... Podoba jej się Potter... To się na pewno dobrze nie skończy...
    A i widzę, że rozwija się Jily! Przegadali pół nocy! Jupijaj! Jakże się cieszę!
    Dobra, będę już kończyć, bo czas na naukę!
    Pozdrowionka,
    Bianka! :)



    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć, rybka :p Cudownie czytało mi się Twój niesamowicie entuzjastyczny komentarz. Aż chce się pisać dalej!
      Wątek Jamesa i Dory będzie musiał jeszcze trochę poczekać, ale myślę, że warto, bo będzie dość nietypowo :)
      Wiadomo, nauka ważna rzecz, więc mogę tylko zachęcać, ewentualnie współczuć ;)
      Dziękuję i pozdrawiam
      Eskaryna

      Usuń
  8. Kurczaki, a się zagapiłam i nawet nie zauważyłam, że u ciebie nowy rozdział! Pędzę do czytania i komentowania! ;-)
    Jejku, ale świetna ta otwierająca scena była, aż mi się przyjemnie zrobiło. Kiedy wspomniałaś w którymś komentarzu, że chyba jestem jedyną osobą, która lubi Elisabettę, nie mogłam uwierzyć – bo jak tu nie lubić kogoś tak zwyczajnie sympatycznego oraz szczerego? Od początku kibicowałam jej i Remusowi, a ten dialog mnie tylko utwierdził w przekonaniu, że między tą dwójką coś kiedyś musi być. Remusowi przyda się ktoś, kto nie będzie tylko przyjacielem, żeby w końcu przestał przejmować się swoim wilkołactwem, a Lisa… Lisa po prostu wygląda na kogoś idealnego. Miła, wyrozumiała, inteligentna. Świetna partia dla Remusa!
    Uch, rodzina Blacków. Naprawdę trudno jest mi wyobrazić sobie, aby ktoś był tak podły oraz nienawistny, szczególnie jeśli chodzi o jego własne dziecko. Dobrze, że chociaż Syriusz i Regulus wyrośli na porządnych (no, pomijając niektóre burzliwe fakty z ich życia ;-)) ludzi.
    Lily i James, James i Lily. Uwielbiam tę dwójkę, a już szczególnie uwielbiam to, jak przedstawiasz ich relacje, bez tego bardzo irytującej i częstej w fanfikach maniery robienia z Jamesa kompletnego głupka, a z Lily zarozumiałej panny. Bardzo się cieszę, że w końcu ich relacja zaczyna się ocieplać, a oni sami zbliżać do siebie… Ach, czekam tylko na jakieś miłosne (albo chociaż: „Tak właściwie, to nawet bardzo cię lubię”) wyznanie! :-)
    Jakie to typowe, to zachowanie Syriusza. Może udawać, może zaprzeczać, ale Dominika ma rację – jest najzwyczajniej w świecie zazdrosny i boli go, że dziewczynę „odbił” mu nie kto inny, a Remus; Remus, który nie jest ani równie przebojowy, ani równie przystojny, ani nie ma tak wybujałego ego oraz ciętej gadki, jak wielce szanowny panicz Black. Tylko chyba żeby Lupin mógł mu odbić dziewczynę, Elisabetta najpierw musiałaby tą dziewczyną Syriusza być… Ale wiadomo, Syriusz lubi przesadzać i taki już jest. Ciekawe tylko, jak ten mały fakt wpłynie na relacje między chłopakami. Podejrzewam, że prędzej czy później Syriuszowi przejdą fochy i przejrzy na oczy, że Dominika rozszyfrowała go idealnie, ale zanim do tego dojdzie, różne ciekawe rzeczy mogą się dziać.
    Uwielbiam profesora Flitwicka. A ta scena oraz tekst o bandzie pięciolatków… Perfekcyjny! I chyba świetnie oddający hogwarcką rzeczywistość ;-)
    Jak widzę, zauroczenie Ragnarokiem dalej mocno trzyma Dominikę. Nie powiem, że spodziewałam się, że tak szybko jej minie, bo takie rzeczy nie mijają na pstryknięcie palcami, ale myślałam, że może teraz, kiedy poznała, jak gburowatym i nieprzyjemnym jest człowiekiem, trochę się nasza kochana panna Moon opanuje… Ale nie. Tak czy siak, zabawnie się czytało o tym dialogu z Dorą – każdy podkochuje się w każdym, a rzadko kiedy z wzajemnością: Dora w Jamesie, James w Lily; z kolei Syriusz chyba nie wie, czy Dominika mu się podoba, czy tylko lubi ją jak koleżankę, a jeśli chodzi o Elisabettę, to nie czuje do niej nic, ale jest zazdrosny o to, że ta spotyka się z Remusem. No i Dominika, która beznadziejnie zauroczona jest w Ragnaroku… O którym praktycznie nic nie wiadomo. Nie wiem czemu, ale takie zawiłe relacje sprawiają, że całe opowiadanie nabiera głębi; w końcu rzadko kiedy wszystko bywa proste. Do tego Hogwart naprawdę wygląda jak prawdziwa szkoła, a nie tylko jakaś idealna nierealna wersja ;-)

    Czekam na kolejne rozdziały i życzę mnóstwa weny!
    Ściskam
    Mglista

    OdpowiedzUsuń
  9. Cześć, kochana :)
    O, jakie to miłe. Na tym etapie nie mogę zbyt wiele powiedzieć na ten temat, ale mam nadzieję, że Elisabetta z czasem rozwinie się jako postać.
    Ja też uwielbiam wątek Lily i Jamesa! Tym bardziej czuję, że powinnam dobrze to rozegrać. To szósta klasa, więc na razie wyznań miłosnych nie będzie, ale stopniowe zbliżanie się do siebie, interesowanie się sobą nawzajem na pewno będzie postępować :) Właściwie lubię ten etap przejściowy, kiedy Lily nie nienawidzi Jamesa, ale też jeszcze z nim nie jest.
    Tak to już bywa, że ślepe zauroczenia nie zawsze mijają ot tak. Ale to takie ludzkie, prawda? Do niektórych rzeczy trzeba po prostu dojrzeć.
    Relacje damsko-męskie faktycznie trochę zdominowały całą historię, ale z czasem akcent będzie się trochę przesuwał :) Niech biedni Hogwartczycy zakochują się, czują i kombinują póki mogą!
    Dziękuję za (jak zwykle) wspaniały komentarz.
    Z pozdrowieniami
    Eskaryna

    OdpowiedzUsuń
  10. Cześć!
    Jak widać jest już troszeczkę późno, więc napiszę komentarz jutro.
    No to do jutra!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam ponownie!
      Miałam dzisiaj nie napisać komentarza, gdyż mam szlaban na telefon.
      Ale przecież to ja, więc po cichutku zabrałam telefon i schowałam się w łazience, aby napisać c:
      No to na początku chcę powiedzieć, że tak średnio lubię klimat "Harry Potter".
      Ale twoje opowiadanie mnie do tego przekonało.
      To z jaką lekkością piszesz każdy rozdział, jest niewyobrażalne.
      Oczywiście nie mam nic przeciwko, jeżeli w opowiadaniu występuje relacja damsko-męska, jeżeli nie jest jej za dużo to spoko.
      Napisałabym porządniejszy komentarz, ale:
      1.Nie chcę się powtarzać.
      2.Siostra zaraz wywarzy drzwi od łazienki.
      3.Ciągle rajcuję się tym o to rozdziałem.
      Pozdrawiam, życzę dużo weny, oraz cierpliwości w pisaniu.
      PS.W międzyczasie zapraszam do mnie:
      http://medrowey.blogspot.com/?m=1
      Do następnego!

      Usuń
    2. Cześć :)
      Jeśli tematyka potterowska zwykle Cię nie interesuje, tym bardziej miło mi jest widzieć, że moje wykonanie w pewien sposób Cię przekonuje.
      Dziękuję za zainteresowanie. W wolnej chwili oczywiście wpadnę z kontrwizytą.
      Z pozdrowieniami,
      Eskaryna

      Usuń
  11. hej, z góry mówię że czytam od końca, bo rozdziałów masz dużo i długie, a ja czasu nie mam jakoś szczególnie dużo...
    w każdym razie przeczytałam ten i chociaż pewnie dużo się działo wcześniej, nie odczulam jakiejś wielkiej dezinformacji, że tak to ujmę.
    masz przyjemny styl. wiele osób ma tak, że gdy są przekonani o swoich umiejętnościach, trzaskaja takie pseudoartystyczne opisy, że nie umiem tego czytać - szczególnie po którejś błekitnookiej, czekoladowowłosej z kolei. u ciebie nie ma tej tendencji, wszystko jest napisane z umiarem.
    Lise polubiłam od razu, wydaje się taka urocza i miła. Remus do niej pasuje o wiele bardziej niż wykreowany przez ciebie Syriusz aka wieczny dzieciak. nie to że go tu nie lubię, sama mam co prawda wizję odmienną od rowling, ale ta również ma swój urok.
    nie mogę się przyzwyczaić do imienia Dominika, nie wiem dlaczego. może po prostu polska wersja jakoś mi się kłóci, ale cóż, to nic istotnego xD kweeota przyzwyczajenia.
    w ogóle ciekawy pomysł, żeby poniekąd skłócić ze soba dwójkę huncwotów. nie spotkałam się z tym raczej.
    może wcześniej było wyjaśnione co jest z tym medalionem Blacka, ale póki jeszcze nie sprawdziłam poprzednich rozdziałów mogę powiedzieć, że mnie to całkiem zaintrygowało.
    a i co do Lily. zawsze się cieszę, jak widze, że nie robi się z niej wrednej idiotki, która wyzywa się na Jamesie za oddychanie. moze i jest impulsywna, ale rude chyba już tak mają xD
    strasznie... miłosny rozdział, tak podsumowując. u każdego sie coś w życiu uczuciowym dzieje. w każdym razie udany c:
    jak gdzieś coś słownik poprzekrecal to wybacz, pisze z telefonu.

    no, i zapraszam do siebie <3
    www.theasphodelus.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć!
      Miło mi, że zdecydowałaś się przeczytać. Mam nadzieję, że kiedy przebrniesz przez poprzednie rozdziały, większość kwestii się wyjaśni ;)
      No taaak, imię głównej bohaterki przeszkadza nawet mnie, ale z tego wytłumaczyłam się w przedmowie do rozdziału pierwszego :) Musimy to jakoś przeżyć.
      Dziękuję za miłe słowa. Na pewno postaram się wpaść z kontrwizytą.
      Z pozdrowieniami,
      Eskaryna

      Usuń
  12. Cześć, Misiaczku!
    Bardzo Cię przepraszam, że dopiero teraz piszę komentarz, ale odkładałam to cały czas na później, aż w końcu... mój laptop został zmiażdżony. Dosłownie. No, ale nie jestem tu, żeby mówić o swoim biednym laptopie! Skoro już niewątpliwie mi wybaczyłaś, to przejdę do cytowania!
    ,,Sam nie wiedział, kiedy właściwie spacery z Elisabettą stały się czymś, na co oczekiwał z utęsknieniem." A ja czekam z utęsknieniem, kiedy się Klemensa pozbędziesz. Nie no, teraz żartuję.
    Bardzo lubię Remusa i jeśli jest zakochany w tej idiotce, to mimo wszystko życzę im szczęścia. Elka, mimo swojej wrodzonej ciapowatości, z pewnością by go nie zdradziła.
    A jakby by spróbowała...
    ,,Nie zamierzał udzielać jej żadnych rad, nie chciał też wysłuchiwać, jaki to Łapa jest wspaniały." No, bo po co mówić o czymś, co jest powszechnie wiadome? Każdy wie, jak Syriusz jest zajebisty. Nie ma, co się wykłócać. To sama prawda.
    ,,— Przecież nie na ciebie jestem zły — przerwał jej zdziwiony, a jego głos stał się głębszy i łagodniejszy." *_*
    ,,— To koniec — powiedziała głosem nie wróżącym nic dobrego. — Będę musiała zabić albo jego, albo siebie. Merlinie, już nigdy nie wyjdę z tego dormitorium!" Matko, uwielbiam Lily za to jej przesadne dramatyzowanie. Jest taaaaka urocza. No napatrzeć się nie mogę ♥
    ,,Oznaczało to kolejne spotkanie z Ragnarokiem" kurde! A już o nim zapomniałam do momentu, gdy doszłam do tego fragmentu. Ja tam średnio przepadam za Dornoką. Jestem team Synica ♥
    ,,— Co pośrednio jest moją winą. Dlatego... Dlatego... — zająknął się. — No, to dla ciebie. — Zakończył kulawo, wkładając ręce do kieszeni i patrząc na nią wyczekująco." *-* *-* *-*
    Aktualnie, napawam się wszystkimi momentami związanymi z Syriuszem i Dominiką razem. Zaraz wrócę do pisania, ale teraz... *-*
    Okej, wróciłam.
    Zacznijmy od Synicy... oł Dżidżast! Jacy oni byli uroczy! Zachowywali się tak, tak... matko, jacy oni byli słodcy!
    I jeszcze te spojrzenia Syriusza kierowane ku Dominice!
    Aww... so cute! <3
    Mam nadzieję, że oni będą razem. Ech, co ja gadam. Oni NA PEWNO będą razem! Ragnarok to tylko zwykłe zauroczenie. Poza tym, on ma tą fioletowowłosą pannicę. O. I przedstawię Ci moje podejrzenie dnia (a raczej wieczora)!
    Werble proszę *nie ma werblów, ale to nie szkodzi*.
    ...
    Ragnarok jest bratem Dominiki! Oboje są blondwłosi! To jest znak, powiadam! To nie może być przypadek! Widzisz, co ty ze mną robisz? Jestem tak bardzo team Synica, że zaczynam pleść jakieś niebywale... mądre rzeczy, które mają szansę się spełnić!
    Okej, koniec teorii spiskowych. Przejdźmy do wątku Jily.
    ...
    Jeżu kochany! Jak ty to robisz, że wszystko, co piszesz jest tak niewyobrażalnie słodkie i urocze?! Ten moment w Pokoju Wspólnym... ach... aż serce rośnie patrząc na tą parę! <3
    Jestem absolutnie i niezaprzeczalnie zachwycona tym rozdziałem! Ale swoim komentarzem już nie tak bardzo... z pewnością byłby dłuższy i bardziej interesujący, gdybym miała laptopa. Ale nie mam, więc musisz mi wybaczyć, honey.
    Życzę Ci, abyś utopiła się w morzu weny oraz z niecierpliwością oczekuję nn!
    Sophie Casterwill

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, kochana :)
      Boszesztymój, jak to zmiażdżony? Brzmi przerażająco!
      Hmhmhmm, może i by go nie zdradziła, ale mogłaby zrobić coś innego... Hłyhły :>
      Mam wrażenie, że wszystkim Ragnarok wyparował z głowy, a tu bum, wielki powrót :) W kolejnym rozdziale też nie da o sobie zapomnieć, stety-niestety. Ale skoro dochodzisz już do takich teorii spiskowych jak spokrewnienie Ragnaroka i Dominiki, to aż zaczynam obawiać się, że nie będę w stanie niczym Cię zaszokować, haha :D
      Widzę, że poziom słodyczy osiągnął niebezpieczny poziom. Będę musiała coś z tym zrobić!
      Dziękuję i przesyłam całuski
      Eskaryna

      Usuń
    2. Widzisz, Sophie też chce Syriusza z Dom-Dom! Dlaczego Dominika nie może po prostu zapomnieć o Ragnaroku?! Dlaczego?!

      Usuń
  13. Hej!
    Jejku, jesteś genialna! Numerologia mnie po prostu rozwaliła ;P Też machinalnie pomyślałam jak Dominika: najpierw o Ragnaroku, później o Syriuszu, a tu o Pottera chodziło! ;P Świetnie ci to wyszło! ;P Tak naturalnie ;P Oj no szkoda trochę Dory, biedna łudzi się, że James zwróci na nią uwagę, ale nie oszukujmy się, pewnie jeżeli ją wgl zwróci to nie będzie to nic z czego mogłaby się cieszyć... Trochę ją rozumiem, nadzieja umiera ostatnia, ile to razy ja byłam 'zakochana' w chłopaku u którego nawet nie miałam szans...
    Natychmiast wyobraziłam ją sobie jako taką pulchną dziewczynę ;P Jakoś tak imię Dorothy właśnie mi pasuje do takiej postaci ;P (w moim kolorystycznym dziwactwie Dorothy jest brązowe z nutką zieleni i pomimo takiego trochę surowego odcienia, jest to ciepłe imię, dla kogoś takiego rodzinnego, przytulaśnego, matczynego ;PPP) No jestem ciekawa co tu będzie się działo, liczę na jakieś zabawne, konspiracyjne akcje ;P
    A co do trójkąta Syriusz-Elisabetta-Remus, ależ się tam narobiło! Remus jest chyba pierwszym w 'friendzone' któremu się udało! xDDD Chyba w dzisiejszych czasach to nieosiągalne ;P Trochę bałam się, że Lisa będzie taka tępawą dziunią, która Blacka nie opuści za żadne skarby, bo to okaz idealny do fejmu i szpanu przed damską częścią globu, a tu proszę, jednak bratnia dusza zwyciężyła ;)
    A cóż oni wyprawiali w tej bibliotece ;P Jakoś ciężko mi sobie wyobrazić ułożonego, poważnego Remusa na umizgach ;P To Black miał wyczucie żeby odwiedzić 'uwielbianą' przez siebie bibliotekę, akurat wtedy ;P Czuję, że będzie ostra konfrontacja ;P
    Ach i co do Jamesa i Lily ;P Ruda powinna brać przykład z Elisabetty: skoro tyle czasu spędziła na rozmowie z Potterem i nawet w podświadomości, w trakcie snu, jego nucenie sprawiło jej taką przyjemności, to chyba coś znaczy, co nie? Czyż to właśnie nie jest jej bratnia dusza? Może trzeba zajrzeć głębiej niż tylko oglądać okładkę ;P Życzę jej tego z całego serca ;P
    No, chyba skomentowałam wszystkie wątki które chciałam poruszyć, ale rozdział był taaaaaaki długi, że pewności nie mam ;P Ach! Opryskanie Moon wodą ;P To też było świetne! ;P No i Black! Jak on mnie zaskoczył xD Szczególnie z tymi notatkami! Kto by pomyślał, że stać go na taki gest ;P Podejrzewam, że dla 'jakiejś' Lisy by tego nie zrobił ;P Ale czuć, że Dominika jest dla niego kimś ważniejszym ;P Och, niby masz zimę w opowiadaniu, ale jeżeli chodzi o uczucia to wiosennie, dużo kwitnie, chociaż niektórzy jeszcze nie wiedzą co takiego kwitnie ;P
    No więc, tak jak już wspomniałam, ale jak zwykle rozgadałam się dalej xD : super długaśny rozdział! Chwali się ;P I jeszcze chciałam pochwalić zgrabne wplecenie lekcji ;) Często jest to problem, u siebie też go zauważam, niby jesteśmy w szkole z internatem, a o zajęciach ni widu, ni słychu ;P A jak już jakieś są to: albo eliksiry (przeważnie), albo pojedynki, tudzież OPCM. A tu proszę, tyle zajęć ;P
    Dobra, kończę, bo czuję, że się strasznie rozgadałam xD Chyba siądę do rozdziału skoro tak dobrze mi idzie xD
    Pozdrawiam serdecznie i życzę mnóóóóóóóóóstwo weny!!!
    niecnimarudersi.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć :)
      Tak to już bywa z tymi zauroczeniami, często są ulokowane w nieodpowiednich osobach. Miejmy nadzieję, że krukoński rozsądek Dory ją ocali!
      Ja też tak sobie ją wyobrażam. Rzeczywiście, imię Dorothy ma w sobie coś ciepłego i sielskiego. Może to przez Dorotkę z Krainy Oz? :)
      Jej, tekst o friendzone był trafiony w punkt xD
      Dziękuję za przemiły komentarz. Bardzo słusznie, bierz się do pisania!
      Pozdrawiam
      Eskaryna

      Usuń
  14. Hey!
    Dopiero niedawno trafiłam na Twojego bloga, nadrobiłam zaległości, i muszę powiedzieć, że......wow. Twoja historia naprawdę robi wielkie wrażenie! Twoje postacie są ciekawe, nie stereotypowe, i bardzo, ale to bardzo mi się podoba Twoja historia <3
    Trochę, a nawet bardzo dużo jest tutaj wątków miłosnych! Cieszę się, ale czekam na rozwój akcji!
    Życzę duuuużo weny <3
    A, i czekam na wyjaśnienie z rodziną Syriusza! :P
    http://roseskylarriddle.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  15. Trochę nie rozumiem fragmentu z tym, że na miejscu Jamesa nie spał on... No bo Moon to nie była. Ona pukała. Czy dobrze zrozumiałam, że to po prostu ktoś inny, ale nie było o nim mowy? Po imprezach podobno się to zdarza.
    Serio zadziwia mnie Syriusz. Chociaż w sumie nie do końca. Wiadomo, że coś w nim jest z tego arystokraty, ale w końcu jest w Gryfindorze i jednak jest przyjacielem Jamesa, a on nie przyjaźnił by się z zapatrzonym w siebie gburem. Toteż może pomoc dla Dominiki i ta troska nie powinna być dla mnie tak wielkim zdziwieniem. Miło z jego strony, ale sądzę, że jednak nie byłoby chętnych na te notatki. Nie z tego powodu, że by nie chcieli, ale z tego, że... jakoś mam wrażenie, że odezwanie się go Huncwotów to szczyt odwagi. Nie dla wszystkich oczywiście. Dominika ma sporo racji jeżeli chodzi o Remusa. Jednak rozumiem, jak może boleć Syriusza ta "zdrada". Chociaż dla mnie to w sumie jeszcze nic, skoro przecież tylko rozmawiali. Nie było nic o czymś więcej, co widział Syriusz.
    Mam jakieś dziwne wrażenie, że za szybko zaczęły się lekcje po tej przerwie. No i wtedy te przybycie Moon zdecydowanie wygląda na zwykły kaprys, bo wielkiej różnicy by nie było.
    Swoją drogą cieszę się, że po raz kolejny nie widać tego schematu, że koleżankami Lily są jakieś dwie dziewczyny, których w kanonie niby ma... znaczy są, ale nic nie jest wspomniane. No i jest ta właśnie Marion, która nie zachowuje się jak te dwie pozostałe. Nie lubi wszystkich i szybko się denerwuje i to sprawia, że mi się to podoba, bo tak jakoś dziwnie, jak wszyscy siebie lubią. Wiem, piękne by to było, ale wszystkim się nie dogodzi a ja lubię czytać o realności.
    A ten Ragnarok to podejrzliwa gnida i dziwiłabym się Dominice, że zwraca na niego uwagę. Ale serce nie sługa. No i zgadzam się, że James to raczej ma kogoś na oku i raczej nie weźmie na poważnie wyznań Dory.
    A może Lily nie jest taka zła, jeżeli się rozluźni? W końcu potrafiła rozmawiać z Potterem nie rzucając na oślep zaklęciami ani zirytowanymi spojrzeniami.

    "Dziewczyna wpatrywała się w podniszczoną okładkę woluminu i zastanawiała się właśnie czy wypada już zakończyć tą dziwaczną rozmowę" --> "tę"
    Ostatni myślnik powinien być od akapitu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chodziło o to, że James nie dotarł z powrotem do dormitorium ;)
      Tak jak pisałam w poprzednim komentarzu, "zdrada" Remusa ma charakter psychiczny. Nie chodzi o to, że coś zrobił, tylko o to, że jego zainteresowanie Elisabettą jest w gruncie rzeczy skierowane przeciwko Syriuszowi, bo to on był pierwszy, bez względu na to jak ją traktuje. Do tego dochodzi złość Lupina na Blacka za jego zachowanie względem Lisy - uczucie niechęci pomiędzy Huncwotami to stan nienaturalny ;)
      Dziękuję za miłe słowa o postaci Marion. Rzeczywiście, trudno, żeby wszyscy przyjaźnili się tylko dlatego, że przypadkowo trafili do jednego dormitorium.
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam,
      Eskaryna

      Usuń
  16. Trochę mnie denerwuje czasami Dominika. Nie wiem dlaczego, pewnie bez powodu, ale to jej zainteresowanie tym świrem w okularach działa mi na nerwy... po prostu.

    Syriusz chyba wydaje się najciekawszą postacią w tej ekipie, bo nie jestem w stanie przewidzieć, jak się zachowa. Mimo tej powierzchowności amanta i dowcipnisia jest w nim trochę... mroku?

    czekam aż im ta szczeniacka skłonność do idiotyzmów minie, bo czasami mnie ich żarty nie śmieszą i trochę mnie denerwują.

    Ale może po prostu w tym rozdziale mnie wszyscy denerwowali. Remus też mnie denerwuje :D

    No nic. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie dziwię się, ale Dominika to nie jest postać bez wad - przeżywa pierwsze, ślepe zauroczenie i w tej sytuacji zachowuje się dość typowo, czyli nielogicznie i trochę dziecinnie.
      O, to na pewno :) Ten mrok będzie coraz wyraźniejszy.
      Haha, przykro mi, że ten rozdział by taki denerwujący, ale jak by nie patrzeć wzbudził jakieś emocje, a to chyba dobrze ;p
      Z pozdrowieniami
      Eskaryna

      Usuń