„Tłumione i znalezione”
– rozdział IX –
Dominika nerwowo krążyła po Sali Wejściowej. Była pora
ostatniego tego dnia posiłku, a uczniowie powoli schodzili się ze wszystkich stron,
więc na szczęście nikt nie zwracał na nią uwagi. Wcisnęła ręce do kieszeni, po
chwili wyjęła je i założyła na piersiach, by ostatecznie zwiesić bezwładnie
wzdłuż ciała. Teraz żałowała, że zostawiła torbę w dormitorium.
Oddychała z wymuszonym spokojem, ale jej zdenerwowanie
zdradzały nie tylko ręce – wciąż rzucała wokół szybkie spojrzenia, jakby na
kogoś czekała.
Kiedy omiatała twarze mijających ją uczniów przelotnym
spojrzeniem, ogarniało ją dziwne uczucie odrealnienia. Miała złe przeczucia i
łapała się na tym, że w głębi duszy pragnęła, aby Charlie zapomniał o wszystkim
i nie wciągał jej do pomocy nieznanemu jej przyjacielowi, dzięki czemu ona sama
mogłaby włączyć się w strumień uczniów kierujących się ku Wielkiej Sali i mieć
jedno zmartwienie mniej.
Podskoczyła ze strachu, kiedy nagle poczuła dotyk na swoim
ramieniu. Odwróciła się gwałtownie.
— Och, to ty — odetchnęła ciężko, łapiąc się za szatę w okolicach
serca. — Następnym razem nie zachodź mnie tak
od tyłu.
— Bo co? — Black uniósł brwi i uśmiechnął się ironicznie. — Zawiążesz mi język w supeł?
Och, nie —
pomyślała ze złością. — Po prostu
własnoręcznie ci go wyrwę. Ale nie powiedziała tego na głos, ograniczyła
się do pełnego wzgardy spojrzenia i strzepnięcia niewidocznych pyłków z rękawa.
Wprawdzie jej utarczka ze Ślizgonami miała miejsce zaledwie kilka godzin temu,
ale teraz w obliczu nowego wyzwania, wydawała się niewiarygodnie odległa. To
uczucie nie zmieniało jednak faktu, że zdziwiła się mimowolnie, jak szybko
plotki rozchodzą się po Hogwarcie.
Black nie speszył się jej reakcją i przez chwilę przyglądał
się jej uważnie, po czym spoważniał nagle.
— Nie idziesz na kolację? — spytał, czujnie śledząc wzrokiem każdy jej ruch.
— Nie twoja sprawa — odburknęła obrażona, ale po chwili dodała: — Może później.
Black skrzyżował ręce na piersiach i spojrzał na nią z góry.
— Czekasz na tego
palanta, Gordona, prawda? — zapytał lodowatym
tonem i lekko wydął usta z niezadowoleniem. —
Jesteś głupsza niż myślałem.
— Odwal się, dobra? — warknęła ze złością. Jego zachowanie jeszcze
bardziej ją zdenerwowało. Nienawidziła, kiedy patrzył na nią z taką wyższością,
a do tego sprawiał wrażenie, jakby miał prawo do zarządzania jej życiem. Też
coś! Czuła, że nie znajdzie w sobie dość cierpliwości, by wyciągnąć z niego,
skąd wie, że umówiła się z Charliem. — Mówiłam
ci, że to nie twoja...
Złapał ją za łokieć i przyciągnął do siebie.
— Posłuchaj — wycedził, a w jego oczach zalśniły groźne błyski. — Wiem, że znowu wpakowałaś się w jakieś tarapaty.
Nie zamierzam...
— Jakiś problem? — rozległ się głos za jego plecami. Twarz Moon
pojaśniała automatycznie. Ragnarok podszedł do nich, podzwaniając metalowymi
suwakami przy czarnej, skórzanej kurtce. Towarzyszył mu jakiś krępy, nieznany
Dominice Puchon, co rozczarowało ją odrobinę. To pewnie on był przyczyną tej
całej nieprzyjemnej sytuacji – chłopak, który był na tyle głupi, żeby narobić
sobie problemów u Minerwy McGonagall.
— Skąd — powiedziała, wyszarpując rękę z uścisku Blacka.
Uśmiechnęła się lekko do blondyna. Poczuła cudowną lekkość, kiedy uleciały z
niej wszelkie wątpliwości – była głupia, nie ufając mu, to przecież nie mogło
być nic złego. Jedna niewinna akcja, jak z Huncwotami, a przy tym uda jej się
zdobyć uznanie tego tajemniczego, nieprzystępnego, niesamowitego chłopaka. W
gruncie rzeczy, był to wspaniały zbieg okoliczności, bo niby czym mogła mu
zaimponować nieciekawa małolata?
— W takim razie chodźmy. — Objął ją ramieniem i demonstracyjnie spojrzał
prosto w twarz gotującego się ze złości Syriusza. Dominika zaryzykowała szybkie
spojrzenie w górę, ale nie pomogło jej to w zrozumieniu, dlaczego obaj Gryfoni
się tak nie lubią. Nie miała jednak zamiaru teraz o tym myśleć.
Potulnie pozwoliła Ragnarokowi wyprowadzić się przez jedno
z wyjść. Myśli znowu wirowały jej w głowie w szaleńczym tempie, kiedy usiłowała
je stłumić, zapamiętując pokonywaną drogę.
Chłodny korytarz, w którym unosi się zapach wilgoci...
Długie schody... Jego ramię jest takie silne, choć zupełnie nie czuje jego
ciężaru... Przejście pod gobelinem... Zakręt przy zakurzonej zbroi... Opuścił
rękę, jaka szkoda, ale wciąż jest tak blisko... Znowu schody...
W końcu stanęli przed prostymi drzwiami z wiśniowego
drewna.
— To tutaj — powiedział Charlie, odwracając się ku niej i
patrząc wyczekująco. Poczuła, że zaschło jej w ustach.
— Czy możecie... — odezwała się schrypniętym głosem i machnęła ręką w
stronę wylotu korytarza. Słowa utknęły jej
gardle. Poczucie realności wróciło do niej z całą mocą i nagle stała się
bardzo świadoma każdego załamania światła na złoconej klamce, każdego pyłka
kurzu unoszącego się w powietrzu i każdego uderzenia serca, które kołatało jej
pod koszulą.
Ragnarok polecił koledze stanąć przy obrazie
przedstawiającym rozległe łąki, a sam zatrzymał się po drugiej stronie. Uniósł
kciuk. Najprawdopodobniej wszyscy zgromadzili się już w Wielkiej Sali, dając im
niewiele czasu na to, co zamierzali zrobić.
Dominika wyciągnęła drżącą rękę i dotknęła klamki.
Spodziewała się jakichś wyrafinowanych barier magicznych, a może właściwie chciała
napotkać jakąś barierę nie do przejścia, ale drzwi ustąpiły niemal natychmiast
przy akompaniamencie cichego kliknięcia zamka. Chłopcy błyskawicznie pojawili
się obok i szeptali podekscytowani. Moon niepewnie przyglądała się wnętrzu
gabinetu. Krępy nieznajomy uczynił krok naprzód, ale zatrzymała go gestem ręki,
wciąż patrząc przed siebie.
— Explicite — powiedziała cicho. Pokój wypełniły niewielkie
obłoczki różnokolorowego dymu. Poczuła nieprzyjemne dreszcze, kiedy zaklęcia
same wdarły się między jej myśli. Potarła skroń i przygryzła wargę.
— W porządku — mruknęła, upewniwszy się, że gabinetu nie strzegą
żadne dodatkowe zaklęcia. Najwyraźniej biedna profesor McGonagall nie
podejrzewała, że ktoś może być tak bezczelny, żeby się tu włamać…
Ragnarok i jego przyjaciel nie tracili czasu, od razu
ruszyli w stronę biurka. Dominika rozejrzała się ciekawie po niewielkim
pomieszczeniu. Urządzone było bardzo skromnie, niemal spartańsko. Znajdowały
się w nim tylko dwa regały z książkami, prosty kufer, dwa krzesła i biurko.
Mimo to gabinet sprawiał miłe wrażenie: na kufrze leżało kilka serwet w szkocką
kratę, a ścianę zdobiła duża flaga Gryffindoru, wisząca tuż obok kolejnych
drzwi.
— W porządku, mamy to — powidział z ulgą Charlie i obaj wyszli na
zewnątrz. Dominika zamknęła za sobą drzwi i zamknąwszy je zaklęciem, odetchnęła
ciężko.
— Merlinie. — W tym krótkim słowie zawarła całą ulgę, która
spłynęła na nią w momencie, kiedy drzwi trzasnęły o framugę. Spodziewała się
czegoś okropnego, że zdemaskuje ich jakiś szczegół, którego nie przewidzieli
albo, że ktoś nakryje ich na gorącym uczynku, ale nic takiego się nie stało –
widocznie niepotrzebnie się zamartwiała.
Zerknęła z ciekawością na przedmiot trzymany przez
nieznajomego i na moment przestała oddychać. Zgrabne litery na poszarzałej
teczce układały się w napis Testy – klasa siódma.
Ragnarok, widząc jej spojrzenie, podszedł do niej szybko i
pogłaskał po ramieniu.
— Jesteś świetna — zapewnił ją i wyszczerzył zęby w uśmiechu.
— Okłamałeś mnie — powiedziała, z niedowierzaniem wpatrując się w
teczkę. — Powiedziałeś, że chodzi o jakąś
pamiątkę...
Blondyn pochylił się i zanim zdążyła się zorientować,
pocałował ją w usta.
W każdej innej sytuacji rozkoszowałaby się tą chwilą,
dotykiem jego warg i oszałamiającym zapachem, ale teraz, kiedy w końcu się od
niej odsunął, wciąż patrzyła na niego ze zgrozą.
— Wybaczcie, gołąbeczki. — Głos tego drugiego docierał do niej jakby z
oddali. — Ale musimy spadać. Kolacja chyba już
się skończyła.
Korytarze z wolna zaczęły na nowo rozbrzmiewać gwarem
rozmów.
* * * * *
Wzdrygnął się, kiedy kolejna sowa musnęła mu czubek głowy.
Bezwiednie przeczesał palcami włosy, łowiąc kilka dziewczęcych spojrzeń i
pociągnął łyk czarnej, gorącej kawy. Czuł dziwny niepokój. W Wielkiej Sali było
głośno i duszno, dziesiątki dźwięków zlewały się w jedno nieokreślone buczenie.
Każdy zajmował się teraz swoim śniadaniem albo nerwowymi przygotowaniami do
pierwszych lekcji. No, prawie każdy.
Odstawił czarę z cichym stuknięciem i wsparł się łokciami
o blat stołu, rzucając jej kolejne dyskretne spojrzenie. Wciąż miała
zaczerwienione policzki i ponury wyraz twarzy, w jej uszach chyba nie
przebrzmiały jeszcze pogardliwe gwizdy i okrzyki Ślizgonów, które rozległy się,
kiedy wchodziła do Wielkiej Sali. Przyglądał się jej wtedy z zafascynowaniem,
jak wysoko uniosła głowę, jak gniewnie zapłonęły jej oczy, jak bardzo sprawiała
wrażenie wyniosłej i silnej. Cała ta buta jednak szybko zgasła, kiedy osunęła
się na siedzenie pomiędzy Lily i Patricią, zasłoniwszy dłonią jeden z piekących
policzków i utkwiwszy spojrzenie w złoconym talerzu, czekając aż uczniowie
przestaną się jej bezczelnie przyglądać.
A może nie tylko to było przyczyną jej złego humoru?
Syriusz patrzył na nią z ponurą ciekawością, zupełnie lekceważąc sposób, w jaki
jego zainteresowanie mogłoby zostać odebrane przez bacznego obserwatora.
Wiedział, że poszła gdzieś z Gordonem i wiedział jak mogło się to skończyć.
Moon zdawała się potwierdzać jego przypuszczenia, konsekwentnie unikając
jasnowłosego Gryfona, który nieustannie kręcił się gdzieś w pobliżu.
Black czuł narastające rozdrażnienie. Przecież mówił jej,
ostrzegał... Miał wielką ochotę wstać i załatwić wszystko jak należy, ale na
miejscu trzymały go jej płochliwe spojrzenia i rozgoryczone półuśmiechy. Byłaby
awantura, to pewne, a po dzisiejszym powitaniu zgotowanym tej małej przez
Ślizgonów, to raczej nie było coś, co mogłoby w jakikolwiek sposób pomóc. Chyba
i tak dostatecznie ją do siebie zraził, kiedy kilka chwil wcześniej próbowała
do niego zagadać, a on zbył ją dość szorstko i opryskliwie. Nie miał wyrzutów
sumienia. Poza tym, co niby miał powiedzieć? Że gratuluje jej związku z tym
dupkiem? Że ma to, czego chciała? Że nadal zrobiłby dla niej tyle, chociaż jest
po prostu zbyt... zawsze ma taką idealną fryzurę, która, och Merlinie,
przypomina mu czasem jego własną matkę... i denerwuje go jej słabość, nawet
sposób, w jaki trzyma ten cholerny widelec?
Rozmyślania zdezorientowanego psychopaty — pomyślał ponuro i upił kolejny łyk kawy.
* * * * *
Dominika oparła policzek na dłoni i wpatrując się
beznamiętnie w zawartość pucharu, udawała, że przysłuchuje się rozmowie Lily i
Patricii na temat OWUTEMów.
Sytuacja jak zwykle nie przedstawiała się zbyt dobrze.
Syriusz był na nią okropnie wściekły. Wiedziała to na pewno, bo mimo że
siedział kilka miejsc dalej po drugiej stronie stołu, to naturalnym było, że
czasem ich spojrzenia krzyżowały się, a wtedy jego oczy zdawały się płonąć.
Jakby to pozostawiało jakiekolwiek wątpliwości, to ton, jakim się dzisiaj do
niej odezwał, niwelował wszystkie.
— Możliwe — powiedziała ostrożnie, kiedy zauważyła, że Pat
zadała jej jakieś pytanie. Tym razem najwyraźniej się udało, bo zadowolona
dziewczyna wróciła do przerwanej dyskusji.
Moon w skupieniu przyjrzała się listkom mięty pływającym
po powierzchni cieczy.
Właściwie nawet nie wiedziała, co tym razem odbiło
Blackowi. Jakoś nie potrafiła sobie przypomnieć, żeby w niedalekiej przeszłości
czymś go uraziła, a już na pewno nie tak, żeby miał prawo obchodzić się z nią w
taki sposób.
Jakkolwiek było to dla niej niezrozumiałe, nie poświęcała
temu zbyt wiele uwagi, bo prawdziwy problem ciągle czaił się gdzieś blisko i
najwyraźniej tylko wyczekiwał okazji, żeby ją dopaść.
Nie rozmawiała z Charliem od wczorajszego wieczora i,
szczerze mówiąc, jej jedynym planem było unikanie chłopaka do końca życia. Albo
chociaż roku szkolnego.
Nie mogła uwierzyć, że tak ją wykorzystał, że nie zdradził
jej swoich prawdziwych intencji i jeszcze traktował to tak beztrosko. Powinien
był jej powiedzieć. Oczywiście wtedy by mu nie pomogła, bo sama myśl, że
uczestniczyła w zwędzeniu własności szkoły z gabinetu Minerwy McGonagall,
wprowadzała ją w stan wewnętrznej paniki, ale i tak powinien.
Wychyliła się lekko, żeby spojrzeć na stół nauczycielski.
Opiekunka Gryffindoru piła jakiś parujący płyn z pucharu, prezentując idealnie
wyprostowaną postawę i miotając wokół baczne spojrzenia, ale nie wyglądało
jednak na to, że zauważyła zniknięcie teczki.
Kiedy Dominika wróciła do swej wcześniejszej pozycji,
prawie zachłysnęła się powietrzem ze strachu, kiedy tuż obok napotkała zmęczoną
twarz Remusa.
— Cześć. Co tam? — zapytał zdawkowo i oparłszy się łokciem o stół,
zmierzył ją uważnym spojrzeniem. Moon nawet nie zauważyła, kiedy jej
przyjaciółki opuściły Wielką Salę, a Lupin zajął miejsce obok.
— Nieźle — powiedziała i przesunęła wzrokiem po jego twarzy.
Nie wyglądał zbyt dobrze. Wczesnym rankiem mało kto wyglądał na wypoczętego (z
wyjątkiem nielicznych, w tym Syriusza, który, jak po raz kolejny zauważyła
Dominika, nawet zły i zarośnięty pozostawał wyjątkowo atrakcyjny), ale dziś
Remus sprawiał wrażenie skrajnie wyczerpanego i znacznie starszego niż w
rzeczywistości. Jego skóra miała szary, niezdrowy odcień, a twarz wydawała się
zapadnięta. Jedynym żywym elementem pozostały oczy, które teraz uparcie się w
nią wpatrywały.
— Tak naprawdę chciałem
pogadać o Syriuszu. Nie bądź na niego zła, on przechodzi teraz trudny okres...
— Remusie, błagam cię. — Moon wywróciła oczami i pacnęła otwartą dłonią o
blat stołu. — Ogromnie mi miło, że się
pogodziliście, ale to jeszcze nie powód, żebyś tłumaczył się za niego z braku
wychowania.
Chłopak odetchnął ciężko, ale jej słowa najwyraźniej nie
zrobiły na nim żadnego wrażenia, bo ciągnął:
— Posłuchaj, znam go
dłużej niż ty i do niektórych rzeczy zdążyłem się przyzwyczaić. Bywa
opryskliwy, bo nie potrafi sobie poradzić z emocjami. Na pewno nie chciał być
niemiły.
— Nie, skąd. — Dominika prychnęła, wodząc palcem po brzegu
pucharu. — Przecież Syriusz jest uczynnym i
sympatycznym chłopcem, nie wiem czemu poczułam się urażona.
Oboje zerknęli na Blacka, który wybrał właśnie ten moment,
by ugodzić zaklęciem w Puchona, który zachwiał się i z donośnym plaśnięciem
upadł na posadzkę.
Blondynka uniosła brwi i rzuciła Remusowi taksujące
spojrzenie. Gryfon wyglądał na zakłopotanego.
— Przecież nie
powiedziałem, że jest niewinny. Po prostu wiem, że nie jest taki jak myślisz.
Nie oceniaj go zbyt szybko. Gdyby nie był wspaniałym przyjacielem, nie
ratowałbym mu teraz tyłka, prawda? —
Uśmiechnął się lekko, a Dominika odwdzięczyła mu się tym samym, choć chłopak
widział wyraźnie, że jego słowa potraktowała sceptycznie.
— Teraz wróżbiarstwo? — spytała, sięgając po torbę zawieszoną na oparciu
krzesła. Remus skinął głową, rozumiejąc doskonale, że rozmowa jest skończona.
Ku jego zdziwieniu dziewczyna rozejrzała się nerwowo, rzuciła kilka słów
pożegnania i ukradkiem wycofała się z Wielkiej Sali, coraz bardziej
przyspieszając kroku w miarę zbliżania się do wyjścia. Lupin odprowadził ją
wzrokiem, po czym wsparł się ciężko na stole i zakrył oczy dłonią. Mimo
nieprzyjemnego wirowania w głowie, czuł zadowolenie, bo wreszcie zachował się
tak, jak powinien.
* * * * *
Dominika niespokojnie obracała różdżkę w swych długich
palcach, co kilka sekund zerkając na tarczę magicznego zegarka znajdującego się
na nadgarstku Patricii. Trwały ostatnie minuty transmutacji, która dłużyła się
jej dziś znacznie bardziej niż zwykle. Na ławce przed nią stało lustro, w
którym mogła zobaczyć jak bardzo zdenerwowanie wpływa na jej umiejętności
magiczne. Ćwiczyli na sobie zaklęcia zmieniające kolor włosów, co stanowiło
swego rodzaju wstęp do transmutacji ludzkiej, i wszystko byłoby dobrze, gdyby
nie fakt, że starannie upięte pukle Dominiki były fioletowe, a nie brązowe jak
planowała. Może i nie była to jakaś spektakularna porażka, biorąc pod uwagę
wyniki reszty klasy, ale Moon była na siebie zła, bo transmutacja nigdy nie
sprawiała jej większych problemów.
Ledwie zdążyła odwołać zaklęcie, kiedy zabrzmiał
upragniony dźwięk dzwonu. Moon poderwała się z ławki, zgarnęła podręcznik do
torby i jako jedna z pierwszych wypadła z klasy. Odetchnęła chłodem zamkowych
murów, po czym zerknęła w lewo na Syriusza, który zrównał się z nią krokiem.
— Cześć — rzucił, wiercąc ją spojrzeniem, a ona znowu
poddała się pierwsza i odwróciła wzrok.
— Hej. Wrócił ci humor? — Nie mogła sobie odmówić tej drobnej złośliwości.
Jej ręka automatycznie powędrowała do krawata, rozluźniając węzeł.
Black zignorował pytanie i powiódł wzrokiem za jej dłonią.
— Szybko się zagoiło — powiedział, marszcząc lekko brwi. Dominika zamarła
na chwilę, zdziwiona.
— Ach... No tak. –
Wcisnęła rękę do kieszeni szaty, pewna, że Syriusz i tak zauważy jej minę
winowajcy. Przecież nie mogła mu się przyznać, w jaki sposób udało jej się
wyleczyć oparzenie. — Panna Pomfrey znalazła
jakąś świetną maść i już po wszystkim. Tak jak mówiłam.
Chłopak zamruczał w odpowiedzi, przyglądając się jej z
takim skupieniem, że niemal stratował profesora Flitwicka wychodzącego z klasy.
— Przepraszam, psorze — rzucił przez ramię, a Dominika dziękowała
niebiosom, że w końcu coś odwróciło jego uwagę. Kiedy skręcili w kierunku
schodów, Syriusz pochylił się ku niej i odezwał się tak cicho, że musiała
wysilić słuch, aby usłyszeć coś w szkolnym gwarze.
— Moon, z tobą wszystko w
porządku?
— W jakim sensie? — zapytała, zwalniając nieco. Jakkolwiek głos Gryfona
był teraz łagodny i ciepły, to pytanie zabrzmiało, jakby miał ją za wariatkę.
Chłopak zmieszał się i zmierzył gniewnym wzrokiem
pokasłującą obok zbroję.
— No wiesz. — Odchrząknął. —
Czy nie masz żadnych problemów. Bo jak masz, to nie musisz się wstydzić, na
pewno ci pomożemy. — Rzucił jej krótkie
spojrzenie spod czarnej grzywki opadającej mu nieco na oczy, kiedy pochylał
głowę.
— Eee, dzięki — powiedziała Dominika, miło zaskoczona tym
niekonwencjonalnym wyznaniem, choć zupełnie nie miała pojęcia, co Black może
mieć na myśli. — Ale nie, wszystko dobrze.
Syriusz skinął głową, najwyraźniej niezadowolony z jej
odpowiedzi. Mijając jednego ze Ślizgonów, umyślnie trącił go barkiem tak, że
ten rozsypał wszystkie książki. Moon popatrzyła ze zdziwieniem na beznamiętną
twarz Syriusza, po czym obejrzała się i poznała młodzieńca z tłustymi włosami
opadającymi na kołnierz.
— Ale ty jesteś mściwy — mruknęła z niechęcią. —
A przecież nie musisz. Pamiętasz jak Marion oblała mnie wodą? Nic jej za to nie
zrobiłam. Mógłbyś wziąć przykład ze mnie i...
— Podpaliłaś jej włosy — zauważył Syriusz.
Dominika wywróciła oczami.
— Ale to było przedtem.
I niechcący.
— Moon, daj spokój. — Chłopak rzucił torbę na podłogę nieopodal klasy i
oparł się o ścianę, krzyżując ramiona na piersiach. —
Ślizgoni są beznadziejni. Chodzisz do tej szkoły cztery miesiące, powinnaś się
już zorientować.
— Po prostu żyjesz
stereotypami! — powiedziała z satysfakcją i
dźgnęła go palcem w ramię. — Gdybyś spróbował
poznać bliżej jakiegoś Ślizgona, to na pewno zmieniłbyś zdanie.
— Na pewno nie — oświadczył Black, uśmiechając się do niej z
politowaniem.
— Założę się, że tak — powiedziała i odwróciła się na pięcie z zamiarem
odszukania przyjaciółek, kiedy drogę zastąpił jej Potter.
— Zakład? — spytał ciekawsko, mrużąc złowrogo swe orzechowe
oczy. — O co chodzi, Łapciu?
Dominika wyszczerzyła zęby do Blacka i bezgłośnie wymówiła
słowo Łapcia. Syriusz uśmiechnął się mimowolnie.
— Moon uważa, że Ślizgoni
nie są przeżarci złem i fałszem do szpiku kości. Wyobrażasz sobie, Rogaczu?
Dlatego w obronie swojej rewolucyjnej opinii na pewno nie zawaha się bliżej
zapoznać ze Smarkerusem w ramach zakładu, nieprawdaż? — Black uśmiechnął się jeszcze szerzej i obaj
spojrzeli na nią pytająco.
Ty draniu —
pomyślała dziewczyna, robiąc w myślach szybki bilans. Jeśli się nie zgodzi, to
będzie jasnym, że wcale nie uważa Ślizgonów za normalnych ludzi, którzy mogą
mieć swoje zalety, a dodatkowo wyjdzie na hipokrytkę. Z drugiej strony, Snape
był ostatnią osobą, na której miałaby ochotę wypróbować swoją teorię, ze
względu na jego dziwaczne zainteresowania i nienawistny stosunek do reszty
świata. Ale nie mogła, po prostu nie mogła dać tym głupkom satysfakcji...
— Oczywiście, chętnie się
założę. — Wzruszyła ramionami z pozornym
lekceważeniem. — O co?
— Jak przegrasz, zabieram
cię na lekcję latania na miotle. — Oczy
Syriusza zabłysły demonicznie, kiedy wypowiedział swoje żądanie, nie zawahawszy
się nawet przez chwilę.
— Nie! — zaprotestowała natychmiast z oburzeniem. Przecież
doskonale wiedział, że ma lęk wysokości, to było zdecydowanie niesprawiedliwe.
— Dobra, Syriuszu, daj
jej spokój. Od razu widać, że też uważa Ślizgonów za szumowiny, tylko nie chce
się przyznać. — James ziewnął ostentacyjnie i
popatrzył na nią złośliwie.
Merlinie, co teraz? Prędzej zapisze się na dodatkowe
zajęcia z eliksirów niż usiądzie na miotle. Ale przecież musi wygrać, prawda?
Nie ma się czego obawiać. Warunek Syriusza był bezsensowny, ale zupełnie
nieważny, bo z Severusem na pewno można się dogadać. Już kiedyś z nim rozmawiała.
Lily też. To jest możliwe. Musi.
— Zgoda, ale jak ja
wygram, a ostrzegam cię, że tak będzie, to ty publicznie ogłosisz, że myliłeś
się w stosunku do Ślizgonów i za wszystko ich przepraszasz.
Potter gwizdnął i zerknął na przyjaciela, który
najwyraźniej prowadził podobne rozważania jak przed chwilą Moon.
— Zgoda — powiedział w końcu i wyciągnął rękę, którą
dziewczyna skrzętnie uścisnęła.
— Jestem naocznym
świadkiem! — zakomunikował uroczyście James,
najwyraźniej zachwycony całą sytuacją.
— Bez magii? — zapytała Syriusza, pewnie utrzymując uścisk.
— Może jeszcze tego nie
wiesz, ale ja zawsze dotrzymuję słowa. —
Uśmiechnął się i wbił w nią spojrzenie swych ciemnych oczu przypominających
rozpalone węgle.
* * * * *
Mimo niskiej temperatury panującej na zewnątrz, w
cieplarni numer 3 jak zwykle było gorąco i duszno. Półprzezroczyste szyby
pokryły się wilgotną parą, a w powietrzu unosił się ciężki zapach roślin i
nawozu.
Tego dnia profesor Sprout była wyjątkowo roztargniona.
Wpadła do cieplarni, mimochodem poleciła im zebrać dla profesor Tattle nasiona
mugwortu, rośliny wywołującej prorocze sny, a sama zabrała się za zrywanie
kielichów tojadu.
Dominika wyjrzała zza pierzastych, zielonych liści i
upewniła się, że nauczycielka jest całkowicie pochłonięta swą pracą.
— W porządku — szepnęła ukradkiem, udając, że pochyla się w
kierunku stosu doniczek. — Nie zauważy cię,
ale lepiej się pospiesz. Strasznie jest dzisiaj nerwowa.
— Jasne — odszepnął jej Potter i wynurzył się spod stolika,
po czym sprawnie przeczołgał się na bok. Rzucił jej wymowne spojrzenie, a
Dominika z cichym stęknięciem chwyciła doniczkę z mugwortem i przeniosła się na
stanowisko bliżej, niemal całkowicie zasłaniając chłopaka zielonymi pędami.
— Nie rozumiem, dlaczego
nie chcecie mi powiedzieć o co chodzi —
mruknęła, zerkając między liśćmi na Pottera, który umiejętnie ścinał piękne,
purpurowe irysy za pomocą prostego scyzoryka.
— Niespodzianka — powiedział James i wystawił koniuszek języka, ze
skupieniem podcinając kolejne łodygi. — Dobra,
wystarczy — odezwał się w końcu, upychając
kwiaty do kieszeni szaty.
— W samą porę — mruknęła Moon, patrząc jak profesor Sprout
przechadza się między stanowiskami i od niechcenia ocenia efekty ich pracy. — Wracaj pod stolik.
— Powiesz mi chociaż,
kiedy będą efekty waszego niecnego planu? —
spytała, ukradkiem osłaniając usta ręką, bo kilku uczniów zaczęło przyglądać
się jej z zaciekawieniem. Odkaszlnęła parę razy.
— Kwestia tygodnia — usłyszała tylko, a po chwili spod stolika zaczęły
wydobywać się ledwosłyszalne dźwięki jakiejś sprośnej piosenki.
* * * * *
Minęło kilka dni, a ona wciąż czuła wyrzuty sumienia.
Wprawdzie nic jeszcze nie wyszło na jaw, a Charlie przeprosił ją za to, że nie
od początku był z nią szczery, ale nadal wstydziła się spojrzeć w oczy
McGonagall. Często przywoływała w myślach słowa, które skierowała do niej
czarownica tuż po pojedynku ze Ślizgonami i jeszcze częściej dochodziła do
wniosku, że McGonagall myliła się co do niej. Nie była ani odważna, ani
uczciwa, siedziała przy nieodpowiednim stole w nieodpowiedniej szkole, niemal
bez przerwy robiąc coś wbrew sobie. Charlie chyba zauważył, że coś ją gryzie,
ale go to nie obchodziło, a nawet jeśli, to nie dawał tego po sobie poznać.
Merlinie, nawet on był dla niej nieodpowiedni, wiedziała to od samego początku,
ale nie zrezygnowała z niego wtedy i teraz też pewnie tego nie zrobi. Zbyt duży
miał na nią wpływ, zbyt duży, a może to nie on, tylko wrażenie, że przy nim
staje się wyjątkowa?
W Wielkiej Sali panowało wyjątkowe ożywienie. Początkowo
Dominika myślała, że to ze względu na początek weekendu i dzisiejszy wypad do
Hogsmeade, ale po chwili zauważyła, że wiele osób wymienia entuzjastyczne
uwagi, wskazując sobie nawzajem jedną ze stron w magicznym dzienniku.
— Skąd to zamieszanie? — Szturchnęła Lily, która bez większego entuzjazmu
przeglądała gazetę.
— Fatalne Jędze wydały
drugą płytę. Nie wiedziałam, że mają aż tylu fanów. —
Omiotła wzrokiem Wielką Salę, a po chwili jej soczystozielone oczy znowu
spoczęły na Dominice. — Chcesz?
— Czemu nie — powiedziała, pewna, że w tym momencie wszystko
lepsze jest od jej własnych myśli, i wyjęła pismo z wyciągniętej ręki Lily.
Istotnie, większą część strony zajmowało ruchome zdjęcie i
obszerny wywiad z członkami zespołu, który jednak szybko ją znudził, zaczęła
więc przeglądać kolumnę obok.
W tej chwili do Wielkiej Sali wkroczyli Huncwoci, witani
przez przyjazne okrzyki i tęskne westchnienia.
— Dzień dobry — powiedział Syriusz, klapnąwszy na miejsce obok, i
zajrzał jej przez ramię. — O nie, Moon, ty
też?
Dziewczyna mruknęła coś niecierpliwie, nie odrywając
wzroku od gazety, a Black zauważył, że wcale nie przygląda się muzykom stojącym
w wyzywających pozach, a jakiemuś niewielkiemu artykułowi w rogu strony. Wpakował
do ust tosta i zaczął czytać.
T.M. Riddle, szerzej znany jako Lord
Voldemort, uświetnił tegoroczny Zjazd Miłośników Magii Niekonwencjonalnej
(ZMMN), który odbył się 4 stycznia w okolicach Salisbury.
50-letni mag, znany ze swych badań nad
nietypowymi technikami magicznymi, na oczach uczestników Zjazdu ożywił ciało zmarłej
przed trzema dniami Latony Maverick, co spotkało się z dużym uznaniem
specjalistów. Mimo iż pani Maverick nie odzyskała swojej osobowości, a po
zakończonym pokazie spoczęła na cmentarzu w Southampton, wielu uważa to
wydarzenie za niezwykle znaczące dla rozwoju współczesnej magii.
Redakcja Proroka wyraża uprzejme
zainteresowanie etycznością i prawną stroną całego przedsięwięcia, nie
omieszkając się w przyszłości dokładnie przyjrzeć osobom odpowiedzialnym za
jego organizację (zobacz też artykuł na s. 7 – „Cyryl Gowdish i nielegalny
handel świergotnikami”).
Przypominamy, że w zeszłym miesiącu
Voldemort dokonał pełnego wyjścia ciała astralnego, co zapewniło mu miejsce na
liście Najbardziej Wpływowych Czarodziejów XX wieku.
Syriusz przełknął tosta i zerknął na Moon, która dopiero
teraz wyglądała na zafascynowaną.
— Nie wiedziałem, że
interesujesz się takimi rzeczami — powiedział
i na oślep sięgnął po dzbanek z sokiem dyniowym.
— Może trochę, ale bez
przesady. Swoją drogą, ten Voldemort musi być naprawdę wielkim czarodziejem.
To, co zrobił w zeszłym miesiącu, było najbardziej spektakularnym wydarzeniem
magicznym od czasów Władimira Durowa...
— Tego od wiewiórek i
telepatii? — Chłopak uniósł brwi. — Może i tak, ale to wszystko cuchnie czarną magią
na odległość. — Sięgnął po kolejnego tosta. — A czarna magia nikomu nie jest do szczęścia
potrzebna — dodał, pochmurniejąc na chwilę i
żując śniadanie w milczeniu.
Dominika podziękowała Lily za gazetę i odwróciła się
ponownie do Syriusza, który sprawiał wrażenie nieco przybitego.
— Idziecie dzisiaj do
Hogsmeade? — zapytała, chcąc przerwać ponure
milczenie.
Chłopak potrząsnął głową.
— Szlaban — powiedział wymijająco i pociągnął potężny łyk
soku.
— Biedactwa, a od kiedy to
szlabany powstrzymują was przed czymkolwiek?
Black uśmiechnął się do niej przyjaźnie, ale w tej chwili
Evans pociągnęła ją za rękaw, zarządzając natychmiastowy odwrót do Sali
Wejściowej.
— Ile masz czasu, Lily? — spytała niewyraźnie Moon spod szalika, którym
szczelnie się owinęła. Nastąpiła wyraźnie odczuwalna poprawa pogody, słońce
przygrzewało mocniej niż zwykle, zmieniając puszyste zaspy śniegu w
brudnobrązową breję, ale dziewczyna wciąż nie mogła się przyzwyczaić do
kapryśnego, brytyjskiego klimatu.
— Tylko pół godziny — rzuciła ruda przepraszającym tonem.
— W sam raz, żeby zrobić
zakupy w Mandragorze. Ja będę miała krem, a ty pójdziesz obściskiwać się z
Jonathanem, to uczciwa zamiana — westchnęła
Patricia i odskoczyła, unikając słynnego prawego sierpowego Lily.
Do czarodziejskiej drogerii wspomnianej przez Macmillan
nie było daleko, ale tym razem droga trwała znacznie dłużej niż zwykle ze
względu na rozmokniętą i lepką ziemię, która utrudniała chód. Mimo tych
niesprzyjających warunków, uliczki Hogsmeade zapełnione były uczniami Hogwartu,
którzy chętnie wyrwali się z zamkowych murów. W końcu dotarły do niewielkiego
budynku pomalowanego na pastelowe kolory, nad którego drzwiami wisiał ozdobny
szyld z napisem „Mandragora – oczaruj wszystkich wokół!”
Evans podeszła do jednej z zaparowanych szyb, potarła ją rękawem
i zajrzała do środka.
— Wiesz co, Pat... — powiedziała powoli. —
Chyba nie ma sensu, żebyśmy wchodziły tam z tobą. Jest wielki tłok, a ja
niekoniecznie chcę być stratowana...
— No jasne — powiedział brunetka, wchodząc po schodkach. — Po co Jonathanowi twoje resztki. — Posłała Lily krzywy uśmiech i po chwili zniknęła
za drzwiami.
Przyjaciółki oparły się o stojące nieopodal rozłożyste
drzewo.
— James wie, że się z
kimś spotykasz? — zapytała nagle Dominika,
skubiąc korę za swoimi plecami.
— Jeszcze nie wiem, czy
się spotykam, umówiłam się z nim pierwszy raz. A poza tym, co Potterowi do
tego? — fuknęła ruda, krzyżując ręce na
piersiach. — Nigdy nic mu nie obiecywałam.
— Rzeczywiście. Tylko
wiesz... — Moon czubkiem buta przesunęła
grudkę błota, starannie dobierając słowa. — On
już dość długo próbuje umówić się z tobą na randkę i nie dajesz mu żadnych
szans, a nagle pojawia się jakiś Krukon i... No wiesz.
— Potter jest
rozpieszczonym dzieciakiem — mruknęła Evans,
szarpiąc nitkę przy kolorowej rękawiczce. — A
Jonathan mi imponuje. Jest inteligentny.
Blondynka pokiwała głową ze zrozumieniem i zapadła trudna
do zniesienia cisza, którą szcześliwie po chwili przerwały ciężkie plaśnięcia.
— Lily, zobacz! — Dominika wskazała na dużego, czarnego psa, który
przysiadł na drodze kilka stóp od nich. Zamachał niepewnie ogonem, kiedy na
niego spojrzały.
Ruda łypnęła nieufnie na zwierzę.
— Pewnie jakiś włóczęga.
Lepiej nie podchodź, może mieć wściekliznę albo... —
Ale było za późno, bo Moon zdjęła już rękawiczkę i zanurzała palce w bujnej,
jedwabistej sierści psa, przemawiając do niego pieszczotliwym tonem.
— Na pewno nie jesteś
włóczęgą, jesteś na to zbyt śliczny, prawda? Piękny, piękny piesek. — Zwierzę znacznie się ośmieliło i zaczęło lizać
dziewczynę pod dłoniach i policzkach, machając namiętnie ogonem. Lily zbliżyła
się nieco, przyglądając się temu ze ściągniętymi brwiami.
— On jest jakiś dziwny — powiedziała, kiedy pies skoczył ku niej z wesołym
szczeknięciem. Jeszcze kilka liźnięć, kilka machnięć ogonem i czworonóg wycofał
się ku zabudowaniom, odwracając się raz po raz, aż w końcu zniknął im z oczu.
— Widzisz? Spłoszyłaś go
swoim sceptycyzmem — odezwała się Moon,
starannie otrzepując spodnie. Ruda wzruszyła ramionami, a po chwili ze sklepu
wyszła Patricia wyglądająca, jakby o swój krem musiała stoczyć walkę na śmierć
i życie.
Pożegnały się szybko, Dominika i Pat życzyły Lily
powodzenia, po czym niespiesznie ruszyły w stronę Miodowego Królestwa.
* * * * *
— Mógłbyś w końcu
przestać się szczerzyć — burknął James i z
impetem kopnął kamień, który podskoczył i potoczył się w stronę pobliskiej
kałuży, po czym wpadł w nią z nieprzyjemnym pluśnięciem. — To takie niesprawiedliwe. Wątpię, żeby Lily na mój
widok zawołała „Och, jaki uroczy jelonek!”
Syriusz ryknął śmiechem przypominającym szczekanie psa i
potoczył wokół wzrokiem pełnym zadowolenia. Jego doskonałego humoru nie byłby w
stanie zepsuć nawet Smarkerus. W dodatku zbliżał się mecz, w którym będzie mógł
się popisać swoimi miotlarskimi zdolnościami, i który oczywiście musieli
wygrać.
— Uszy do góry, Jim. Po
dzisiejszym zwycięstwie Evans nie będzie zachwycać się jakimś futrzakiem, tylko
tobą.
— Jasne — odparł chłopak i łypnął ponuro na stalowoszare
masywy chmur nad ich głowami, jakby to one były przyczyną jego zmartwień. — Powiedz mi, jak to możliwe? Od dwóch lat świata
poza nią nie widzę, proszę, grożę, błagam, a ona nic! I teraz znowu umówiła się
z jakimś palantem! Tak po prostu! Niech to szlag —
syknął, kiedy jakaś gałązka smagnęła jego policzek.
Black patrzył w milczeniu na przyjaciela, który miotał
się, na zmianę wywarkując obelgi pod adresem wspomnianej pary i wyjękując swe
żale na temat bezduszności Evans. Nie było to nic wyjątkowego, ale mimo to
Syriusz cieszył się, że wybrali jedną z mało uczęszczanych dróg, tuż przy niewielkim
lesie, i nie mają świadków. Było mu żal przyjaciela, choć wiedział doskonale,
że ten wybuch trzeba po prostu przeczekać.
Podszedł do Jamesa i milcząc, poklepał go po ramieniu.
— Wiesz co? — Potter odwrócił się i spojrzał na niego
rozjarzonymi gniewną determinacją oczami. —
Pójdę tam. Pójdę tam i... i zobaczę.
Po czym energicznym krokiem ruszył w kierunku Hogsmeade,
nie obejrzawszy się na przyjaciela.
Syriusz powstrzymał uśmiech, który cisnął mu się na usta
na myśl o kolejnej przygodzie, i truchtem podążył za Potterem.
* * * * *
Lily wpatrywała się w rozmoknięty krajobraz za oknem, rwąc
papierową serwetkę na idealnie równe paski. Już od jakichś dziesięciu minut nie
zachowywała pozorów uprzejmości i umiarkowanego zainteresowania, i po prostu
gapiła się na nieokreślony punkt za szybą.
Jonathan rzeczywiście był inteligentny i zupełnie inny od
Pottera, ale zdążył się również wykazać niezwykłym wprost egocentryzmem, którym
przewyższał wszystkich znanych jej chłopaków. W ogóle nie interesował się nią,
najwyraźniej całkowicie pochłonęło go wyliczanie własnych sukcesów i zamierzeń,
co bardzo irytowało rudą. Zastanawiała się, kiedy właściwie ten palant zauważy,
że jego przemówienie trafia w bliżej nieokreśloną przestrzeń.
Zgniotła resztki serwetki w dłoni i westchnąwszy
demonstracyjnie, oparła podbródek na dłoni.
To dziwne, że Dominika nawiązała do tej sytuacji z
Jamesem. No bo przecież nie miała wobec niego żadnych zobowiązań, dlaczego więc
miałaby się zastanawiać, co on o tym wszystkim myśli? Bezsens. A Moon pewnie
zwyczajnie namówił, żeby ją wybadała, w końcu chyba miała z nimi dobry kontakt.
Tak czy inaczej, nie mogła zaprzeczyć, że gdyby to Potter siedział teraz na
miejscu Jonathana, na pewno nie lekceważyłby jej i nie zanudzał cytowaniem
tego, co w zeszłym tygodniu powiedział Flitwick, chwaląc jego zaklęcie.
Jakby w odpowiedzi na jej rozmyślania, nagle za oknem
mignęła jej poważna twarz Jamesa. Wyprostowała się gwałtownie i wbiła oczy w
tłum przechodzący koło kawiarni, ale już go nie zauważyła. Czyżby miała zwidy?
— Rzeczywiście, to nieco
szokujące — odezwał się Krukon pompatycznie,
najwyraźniej błędnie interpretując jej nagłe ożywienie. — Chociaż, szczerze mówiąc, nie byłem zbyt zaskoczony, jeśli
wiesz co mam na myśli.
— Taa – mruknęła Lily,
nie przestając przeczesywać wzrokiem fali uczniów. —
Wiesz co? Późno już. Chcę zdążyć na mecz, Gryffindor gra dzisiaj z Ravenclawem,
pamiętasz? — I zanim chłopak zorientował się,
co się właściwie stało, Evans otwierała już drzwi, trącając przy tym pęk
dzwoneczków.
* * * * *
— Nie mogę uwierzyć w to,
że chodzisz z Longbottomem! — Patricia
Macmillan uniosła rozanielony wzrok ku bladoniebieskiemu niebu, wolno posuwając
się za tłumem, który zmierzał w kierunku boiska Quidditcha. — Co nie zmienia faktu, że od zawsze wiedziałam, że
tak to się skończy.
Alicja Abercombie, pucołowata siódmoklasistka, wywróciła
oczami o oszałamiającej barwie niezapominajek, ale na jej usta niemal
samoistnie wypłynął charakterystyczny, pełen szczęścia i szczerości uśmiech.
Dominika wyszczerzyła zęby do nowej koleżanki, kiedy ponad
jej ramieniem zobaczyła naburmuszoną Lily, niemal biegnącą w ich stronę.
— Chyba po randce — skwitowała, a w tym samym momencie ruda stanęła
przy nich i machnęła lekceważąco ręką w odpowiedzi na ich pytające spojrzenia.
— Szkoda gadać — prychnęła, a z jej ust wydostał się obłoczek pary.
— Opowiem wam później. Nie psujmy sobie meczu.
— Tak! — zawołała Moon, którą fantastyczny brytyjski trunek
zwany Kremowym Piwem rozgrzał do tego stopnia, że zdobyła się na zdjęcie
szalika i teraz wymachiwała nim entuzjastycznie.
Evans przyjrzała się jej podejrzliwie, ale po chwili
uśmiechnęła się wesoło i wszystkie cztery pomaszerowały w kierunku boiska.
Dominika rozglądała się ciekawie, z uznaniem patrząc na
trzy masywne bramki i trybuny, które wolno zapełniały się uczniami. Warunki
pogodowe nie były zbyt sprzyjające dla hogwarckich zawodników – chłodne
powietrze mroziło nieprzyjemnie, podłoże wciąż było lepkie i grząskie, a
krajobraz zlewał się w jednolitą, rozmytą plamę.
— Szybciej — syczała co chwila jasnowłosa. — Szybciej, bo zajmą nam wszystkie dobre miejsca!
Lily, która Quidditchem była zainteresowana dość
umiarkowanie, tylko wywróciła oczami i posłusznie powędrowała za przyjaciółką.
— Może być — oceniła Moon, kiedy już zajęła siedzenie w drugim
rzędzie i mimochodem rozejrzała się po sąsiadach. Rozłożyła szalik na kolanach
i poklepała go czule, po czym wbiła uważny wzrok w płytę boiska.
Zawodnicy nie kazali długo na siebie czekać. Kwadrans
później śmigali już w powietrzu, z dumą prezentując najnowsze Zmiatacze i
fachowe postawy.
Patricia starała się śledzić wszystko, co działo się na
boisku, ale nie było to zadaniem łatwym, jako że akcja przebiegała
nadzwyczajnie szybko, a ona sama miała u boku Dominikę, która podskakiwała
nerwowo przy co ciekawszych zagrywkach.
— Jak to faul?! — zawołała w pewnym momencie i zerwała się na równe
nogi, wytrącając z rąk Macmillan paczkę żelków, którym biedna brunetka
poświęciła dużą część swojej uwagi, nie mogąc zorientować się, co dzieje się na
boisku.
— No nie! — burknęła, obrzuciwszy ponurym wzrokiem odpełzające
we wszystkie strony gumowe ślimaki, a Dominika rzuciła w jej kierunku
rozognione spojrzenie, najwyraźniej mając w niej sojuszniczkę buntowniczych
okrzyków.
Dziewczyna odetchnęła z ulgą, kiedy w końcu z trybun
podniósł się wrzask, a Moon uścisnęła ją mocno i przekrzykując tłum, wrzasnęła:
— Wygraliśmy!
* * * * *
— Wygraliśmy! — oznajmił
z satysfakcją Syriusz, odrzucając miotłę na bok i spojrzał na lądującego
przyjaciela. Oczy Jamesa lśniły adrenaliną, a kruczoczarne włosy były
koszmarnie rozczochrane, kiedy zerknął na niego i uśmiechnął się szeroko.
— No ba — powiedział i popatrzył w stronę zbliżającego się
tłumu Gryfonów. — Wiesz co, Łapo? — odezwał się znowu James i odwrócił się ku niemu z
wesołym uśmiechem. — Może to głupie, ale... W
takich chwilach jak ta, wydaje mi się, że będziemy żyć wiecznie.
Syriusz zaśmiał się wtedy krótko i pokręcił głową z
niedowierzaniem, nie wiedząc jeszcze jak często będzie w przyszłości wspominał
tę chwilę.
Hej, hej!
OdpowiedzUsuńEj... To ostatnie stwierdzenie było takie smutne :( Dlaczego to zrobiłaś?...
Zacznijmy od Syriusza, który jest trochę porywczy, ale potrafi naprawić swoje przewinienia i zachował się bardzo ładnie i miło i ogólnie go uwielbiam i niech Dominika zapomni o Ragnaroku i zacznie myśleć, jakim Syriusz jest świetnym chłopakiem, któremu czasem coś odwala i nie zgrzyta w mózgu, ale, jak już mówiłam, potrafi się zrekompensować. I on się o ciebie troszczy! No. To zdanie jest specjalnie takie długie.
Dalej. Ragnarok. Zqpomnij, Dom-Dom! Okłamał cię! Zrobi to jeszcze raz. Bezwzględnie cię wykorzystał. I jeszcze pocałował, ale tylku dlatego żebys zapomniala, ze cie oklamal. Nie licz na niego! I jeśli mogę ci kogoś poradzić... Syriusz byłby idealny, Dom-Dom!
Haha, ta scena z Syriuszem. Ale Lily ma przeczucie, że to nie jest zwykły piesek. Ha! Lily to wie! Ale to było takie słodkie! No naprawdę. A później te nażekania Pottera o jakże ślicznym jelonku! Xd
Lily, naprawdę biedna. Jonathan jednak nie jest taki fajny, jak myślała. Ja to bym na jej miejscu już wcześniej sobie stamtąd poszła i nieprzejmowała się jakimś zadufanym w sobie krukonem.
A potem zaczął się mecz!!!!! I wygraliśmy! Tak bo ja tez jestem Gryfonką, więc zawsze kibicuję gryfonom! Na dobre i na złe!
Przynajmniej Moon nie dostała kaflem czy tam tłuczkiem w głowę xd
Ciekawe co szykują huncwoci!
I ten zakład z Syriuszem! Ciekawe co z tego wyniknie :)
Ale to kstatnie stwierdzenie to jest naprawdę smutne... Kurczaczki! Takie dobijające...
Rozdział cudowny!
Naprawdę świetnie się go czytało :)
Pozdrowionka,
Bianka
Wieeem, ja sama się zasmuciłam! Ale pisząc opowiadanie o Huncwotach, cały czas gdzieś w tyle głowy mam tę myśl, że już bliżej niż dalej :(
UsuńMasz rację, każdy mecz bez kontuzji czaszka-tłuczek to dobry mecz dla Dominiki xD
Dziękuję, rybko, za błyskawiczny i przemiły komentarz.
Buziaczki-ślimaczki
Eskaryna
końcówka mnie zasmuciła, mimo że wygrali, bo pomyślałam sobie, jak długo będzie żyć James i jakie to cholernie niesprawiedliwe i teraz mi smutnoi, bu.
OdpowiedzUsuńRozdział był bardzo długi i nie wienm, czy do wwszystkiego zdołam się odnieść.
Moon była zafascynowana wyobrażeniem R., a nie prawdziwym chłopakiem. Uzmysłowienei sobie tego boli i pewnie będie jeszcze boleć, ale wydaje mi sie, że dziewczyna jest na dobrej drodze do wyleczenia. Chłopak bezczelnie ją wykorzystał, ona czuje wyrzuty sumienia (nie dziwię się), myślę, że na szczęscie to koniec tej relacji. za to Syriusz... Boże, jak ja go uwielbiam. tę jego wściekłość, te myśli o Dominice, których nigedy nie kończy (a i ona wspomniała chyba po raz pierwszy, że Syriusz wygląda atrakcyjnie, ha!), to, ze jeszcze abrdziej nienawidzi starszego Gryfona niż wcześniej i to, że nawet nie odpysknął Jamesowi, kiedy ten powiedizał, że Lily o nim nigdy nie powie "Jaki słodki jelonek xD". to ostatnie xhyba najbardziej mówiło samo przez się. Dominika musi zrozumieć,że zakochiwac się należy w prawdziwych osobach, które mają wady, ale i dużo zalet, a nie we własnych wyobrażeniach, które może mają ciekawe "pierwsze" wejście, ale z pewnością nie drugie czy trzecie ;p. Choć właściwie Lily może kiedyś pomysli o tym jelonku ciepło. NA rande z Johnattanem stwiewrdziła, że James by się nigdy tak nie zachowywał xDma rację.
ale faktycznie, Moonma generalnie tendencje do wkopywania samej siebie, teraz biedaczka musi spróbować zakoprzyjaźnić się z Severusem, hah! mam nadzieję, że przegra.
A co z tym żartem Huncowotów? chcę zobaczyć xD
coraz bardziej lubię to opowiadanie, Twój styl jest lekki, super wyważąsz różnego rodzaju uczucia, dobrze kreujesz bohaterów i potrafisz zaskoczyć ;)
Tak to już u mnie bywa, że mam głowę napakowaną pomysłami i chciałabym, żeby każdy rozdział był możliwie jak najciekawszy, w efekcie czego staje się gigantyczny :p
UsuńJeeej, jestem pod wrażeniem Twoich wniosków - jesteś bardzo spostrzegawcza. Uwielbiam to, że potrafisz wyłowić z tekstu wszystkie te "mrugnięcia okiem" do czytelnika :) Jesteś skarbem!
Dziękuję bardzo za ciepłe słowa, bardzo mnie to cieszy.
Z pozdrowieniami,
Eskaryna
Rozdział cuuudowny!!! Oby w następnym rozdziale było już o zakładzie :D czekam na kolejny <3
OdpowiedzUsuńBędzie, będzie :) Trzeba w końcu pchnąć tę akcję naprzód, a będzie się działo! Dziękuję za komentarz
UsuńEskaryna
Taki wesoły, przyjemny rozdział i nagle bum, ostatnie zdanie prowadzi na skraju łez :'(
OdpowiedzUsuńDzisiaj jedynie daję znać, że przeczytałam, a dłuższy komentarz dodam w najbliższym czasie. Teraz idę płakać w poduszkę, bo wiem, że połowa bohaterów tego cudownego opowiadania już nie żyje...
Jeju, przepraszam :( Ale jak już wspomniałam wcześniej, ten maleńki, smutny fragment to część mojego sposobu myślenia o Huncwotach. Uwielbiam ich brawurę i beztroskę, ale nad tym wszystkim wisi piętno tragedii i nigdy nie potrafię o tym zapomnieć...
UsuńNie przepraszaj, mało co jest mnie w stanie tak poruszyć, jak to zrobiłaś, więc powinnaś się cieszyć (:
UsuńMimo smutku, który poczułam, ogromnie podobał mi się ten fragment, jak i cały rozdział.
Coraz bardziej czuję, że między Syriuszem, a Dominiką coś zaczyna się dziać i to coś, muszę przyznać, bardzo mi się podoba :D Chociaż mam wrażenie, że koniec końców blondynka w jakiś sposób złamie jego serce... chyba że to nasz casanova złamie jej serce - w każdym przypadku, raczej dobrze się to nie skończy.
Ale za bardzo się zapędzam, podczas gdy mogę mówić o czymś, co już się wydarzyło, a mianowicie całej akcji z Ragnarokiem. Ech, nie podoba mi się ten chłopak. Bezczelnie ją okłamał, a potem jeszcze miał czelność ją pocałować, żeby jeszcze bardziej namotać jej w głowie. Serio nie wiem, co ona w nim widzi ;D
Przykro mi się zrobiło, jak dowiedziałam się, że Lily umówiła się na randkę z Krukonem, ale ucieszyło mnie (i Jamesa na pewno też), że im nie wyszło.
Rozbawiło mnie, jak Moon głaskała Łapę pod postacią psa i jaki potem był on z siebie zadowolony :D
No i zakład Syriusza i Moon brzmi bardzo interesująco! Niestety, znając Snape'a myślę, iż dziewczyna raczej go przegra.
Życzę weny i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział! :*
OK, w takim razie jestem z siebie dumna :p
UsuńCóż mogę powiedzieć? Może to, że nie znoszę happy endów. Tak bardzo, że może nawet żaden wątek w tej historii nie skończy się dobrze, haha :D Wydaje się jednak, że żadna skrajność nie jest dobra.
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam ciepło,
Eskaryna
Hej!
OdpowiedzUsuńTeż się ogromnie zasmuciłam na koniec... A powinnam się cieszyć wygranym meczem! Eh... Nie wiem czy kiedykolwiek wybaczę Rowling to jak poprowadziła losy huncwotów i reszty... Przecież 'po każdej burzy wychodzi słońce', to gdzie tu ono... No nic, nie ma co się rozwodzić nad wątkami egzystencjalnymi ;P
Czytając wątek Łapy-psa i Moon, wyobraziłam sobie jak zazdrosny Potter wyskakuje nagle zza budynku i rzuca się na Lily xDDD Komedia w biały dzień xDDD
No dobra, ale zaczęłam tak od środka, może wrócę się trochę w wątkach ;P Jestem wściekła na Ragnaroka! Co za prostacki podstępek! Wgl to na początku myślałam, że może zaprowadzą Moon gdzieś indziej, nie do gabinetu McGonagall, ale wkręcą ją że właśnie tam są. Później myślałam, że będą chcieli wykraść coś innego, może osobistego Minerwy, za co oczywiście też byłabym ogromnie wściekła, chociaż istniałaby nadzieja, że mają jakiś głębszy plan czy coś, ale testy... I jeszcze ten całus na zdezorientowanie Moon... Co za prostak! Za kogo on się ma? Ale muszę przyznać, że mnie zaskoczyłaś, chba testy były ostatnim o czym bym pomyślała ;P Gratuluję! ;P
A Syriusz to zamiast się wściekać po kątach mógłby powiedzieć Dominice parę ciepłych o Ragnaroku. Na pewno posiada w zasobach jakieś informacje które oziębiłyby głupie uczucie Moon. Och wiem jak ona się czuje, jak to jest być ślepo zakochanym, ale to potrzeba właśnie takich kubłów zimnej wody ;P A tak nawiasem mówiąc, to Black jest uroczy z tym swoim zauroczeniem ;P
Nie mogę doczekać się rozstrzygnięcia w związku z zakładem ;P Jak Syriusz przegra... Hehehehe ;P Duma w kieszeń panie Black ;P
Bardzo ciekawy artykuł dotyczący Voldemorta, wgl to jestem trochę zaskoczona, że na razie nie pokazał swoich pazurków, no tzn no sam ten eksperyment był taki trochę 'o zgrozo', ale widzę, że na razie to po prostu wielki czarodziej i, chociażby, jeszcze nikt nie boi się wymawiać jego imię, więc wszystko co najgorsze jeszcze przed nami, a tak jak zauważyłaś 'już bliżej niż dalej' do mrocznych epizodów... Matko jakie długie zdanie xD Wiem, piszę dziś trochę pogmatwanie i wgl, ale mam jakiś taki dzień xD Pełen myśli a wysłowić się po ludzku nie potrafię ;P
Ach no i randka Lily xD Właśnie, w końcu dostrzegła, że James ma też swoje plusy xD Wyobrażam sobie jego naburmuszoną minę w oknie, na widok Lily i tego no... Już zapomniałam, ale nie ważne bo i tak Lily już go skreśliła ;P Liczę na jakąś super imprezę po spektakularnym zwycięstwie Gryfonów i może krok do przodu Lily ;P
Czekam na kolejny rozdział! Ten był znakomity! Życzę mnóstwo weny i ściskam mocno!!!
niecnimarudersi.blogspot.com
Oczywiście to z wyskokiem Pottera z za budynku to w postaci jelenia ;P Wyobraź sobie, że w środku miasteczka, nagle w twoja stronę pędzi zasapany jeleń z wielkim porożem! Uciekałabym aż by się za mną kurzyło xD
UsuńCześć, kochana!
UsuńHistoria Huncwotów jest niewiarygodnie smutna i przygnębiająca, ale z drugiej strony, gdyby Rowling zafundowała im taki happy end jak Harry'emu, to chyba byłoby jeszcze gorzej... Trzeba znać umiar :p
Szarżujący James, mówisz? Na pewno byłoby ciekawie, gdyby np. spróbował stratować Jonathana, ale masz rację, właściwie nie było takiej potrzeby i problem chwilowo rozwiązał się sam :p
O, jesteś pierwszą osobą, która zwróciła uwagę na artykuł o Voldku! Ja wiem, to pewna innowacja w fanfickowym świecie, gdzie zawsze Voldemort jest już u szczytu potęgi i sieje spustoszenie, więc spodziewałam się tu pewnych kontrowersji. Wczytując się w poszczególne wzmianki w książkach o tym, jak Voldemort dochodził do władzy, zwróciłam uwagę na dwie kwestie:
1) Początkowo duża część czarodziejskiej społeczeności uważała, że Voldemort gada z sensem i stanowi interesujący głos w ramach ówczesnej sytuacji społeczno-politycznej;
2) Voldemort sam powiedział, że przesuwał granice magii aż osiągnął taki efekt, jak nikt inny wcześniej.
I stąd moja wizja pierwszych kroków Voldemorta na drodze do władzy. Eksperymentuje w wyraźnym kierunku, ale jeszcze nikt się go nie obawia, jeszcze jest szanowany. Do czasu, oczywiście. Cieszę się, że o tym wspomniałaś :)
Dziękuję Ci bardzo za komenatrz i pozdrawiam serdecznie,
Eskaryna
Droga Eskaryno,
OdpowiedzUsuńRozdział przeczytałam jakiś czas temu, ale na dłuższy komentarz na razie nie mam czasu, za co bardzo cię przepraszam :( Za tydzień mam egzaminy, po egzaminach obiecuję, że nadrobię komentarz w notkach.
Pozdrawiam
~V
Hej kochanie przepraszam że tak długo mnie nie było. Przeczytałam rozdział już dawno ale było tak późno że zasnęłam bez dodania komentarza. No i całkowicie zapomniałam żeby tu zajrzeć aż w końcu wczoraj sobie przypomniałam, że muszę napisać trochę słów.
OdpowiedzUsuńNo i dlatego jestem!
Rozdział wspaniały i długi za co bardzo dziękuje bo dzięki temu mamy więcej przyjemności z twojego już i tak wspaniałego talentu.
No i co? No i co? Wiedziałam że ten debil coś kombinuje! Chociaż na początku wydawał mi się nie taki zły to teraz mam ochotę zrzucić go z wieży astronomicznej! ... no oczywiście jeśli chodziłabym do Hogwartu ... nie ważne. Mam tylko nadzieję że Dom się w końcu opamięta i kopnie go w dupę. Wokoło tylu wspaniałych facetów * chrząka znacząco co brzmi trochę jak Łapa * że powinna się opamiętać i dać sobie spokój z tym nie-wampirzym Edwardem.
A Łapka taki biedny, zazdrosny a nie zdaje sobie z tego sprawy. Lubisz ją Black i nawet nie waż sie zaprzeczać! Bo ciocia Ola cię skrzywdzi, pamiętaj.
Ale Jeśli James zacząłby biec w stronę Lilki w postaci jelenia to chyba posikałabym się ze śmiechu. To by było tak bardzo w jego stylu.
No i oczywiście Gryfoni wygrali :) inaczej być nie mogło.
Ej, czemu taka smutna końcówka? Niby wygrali i powinni się cieszyć a tu ... czemu Rowling to zrobiła?!?!?! Dlaczego nie oszczędziła chociaż jednego Huncwota? Ola smutna.
Pozdrawiam, wiadra weny życzę i zapraszam do siebie
i zapraszam na hogwartpannybenson :) w końcu dodałam rozdział , po miesiącu czekania
UsuńEhh... Cześć? Czy ja w ogóle mogę tak do kogokolwiek tutaj tak mówić?
OdpowiedzUsuńWróciłam, wiesz? Teraz nawet pewnie nie pamiętasz, kim jestem, byłam! I tak cholernie dawno już tu nie zaglądałam. Ale żeby nie było, przeczytałam. Chociaż nie komentowałam, to śledziłam. Chyba miałam dość "spojrzeń"... Jeżeli wiesz, o co mi chodzi.
Sama nie wiem, dlaczego to piszę. Chyba brakowało mi uroku Blogspota.
Rozwinęłam się. Mój charakter, mój styl, ja sama. Zaczęłam słuchać innej muzyki, ubieram się inaczej, ścięłam włosy, jakby to miało świadczyć o moim dojrzeniu.
Dorosłam? Nie wiem, może.
Ale powracam.
Ze starym Harrym, ale nową Riven.
Tyle, ze teraz to Vivienne, którą chyba pokochałam.
Wydaje się...
Bardziej prawdziwa?
Chyba tak.
Jeżeli chciałabyś poczytać, zostawiam linka.
Naprawdę źle się czuję z tym, że nie komentowałam.
Chyba nawet to było ciężarem...
No nic. Nie cofnę czasu. Chyba nawet nie chcę.
Przechodząc do rozdziału.
Jak ja tęskniłam za tym szablonem! Naprawdę, kojarzy mi się niesamowicie ciepło, bo z tobą. to takie dziwne... Nie powinnam tęsknić za rzeczami martwymi.
Twój styl pisania chyba nigdy mi się nie znudzi. Kiedy nadrabiałam rozdziały mogłam je czytać po kolei i... To wszystko "zabrzmiało" nagle tak fajnie! Bardziej spójnie. Chyba tak mogę to nazwać.
Tak jak na początku byłam za Ragnarokiem to teraz przekaż mu, że jest dupkiem i już go nie lubię. Nara, młody, zrób miejsce dla Syriusza.
Naprawdę, spiknij ich, a będę w siódmym niebie!
"Od nienawiści do miłości jest bardzo cienka linia"
Czy jakoś tak...
Dom. Nie bądź, głupia, złotko. Przejrzyj na oczy, proszę! Zaczynam się o nią martwić. Ja po pierwszym kłamstwie już zastanawiałbym się nad wiargodnością jakiejś osoby. Chociaż ja może jestem inna. Życie uczy, tylko nie wiem, czy chcę, aby Dominika na tym ucierpiała. Oszczędź ją.
Oh, uwielbiam Lily. Serio, ona jest na jednym z pierwszych miejsc, jeżeli chodzi o fanfictions. A ty tutaj wykreowałaś ją tak świetnie. Bardzo podoba mi się "twoja" Lily. I nareszcie! Spławiłaś go! Alleluja! Teraz tylko czekam z niecierpliwością na Jily. Chociażby mały fragmencik. Nie chodzi mi tutaj o pocałunki i nie- wiadomo-co. Bardziej zacieśnienie więzi!
Tak, włączył mi się fangirling.
Po ostatnim zdaniu było mi tak... Smutno. Bardzo smutno.
Bo przecież wszyscy Huncwoci w końcu zginą. Jak każdy. Tylko wszystkim będzie wtedy smutno.
Nigdy nie pogodzę się z decyzją p. Rowling.
Jest wspaniałą autorką książek, ale umie złamać serce.
Pisz dalej, słońce. Jeżeli kiedykolwiek ktoś powie ci, że nie umiesz pisać czy jesteś w tym beznadziejna, kopnij go w dupę. Niech spieprza. Idź dalej z uniesioną głową.
Mam nadzieję, że nie jesteś złą. Miałam takie chwile, w których tak bardzo chciałam się poddać. Tu już nie chodziło o samo pisanie. Ale mniejsza o to. Zaczęłam od nowa i znowu to pokochałam. Kiedy piszę na Wattpadzie nie czuję takiego dreszczyku emocji jak tutaj. To takie dziwne uczucie!
Od teraz obiecuję, że będę w miarę na bieżąco komentowała.
~ Nowa Carolyn.
Cześć :) Oj przestań, dawno niewidziani czytelnicy też sprawiają niemało radości. No bo jednak do mnie wróciłaś! Obiecuję, że niedługo wpadnę do Ciebie, żeby zobaczyć tę przemianę, bardzo jestem ciekawa.
OdpowiedzUsuńChyba rozumiem, co masz na myśli - upychanie całego wątku w jednym rozdziale wydaje się jednocześnie bardzo trudne i bardzo nudne, ale z drugiej strony, kiedy poszczególne rozdziały dzielą dwa tygodnie, to łatwo wypaść z rytmu i pogubić po drodze wszystkie wskazówki, które zwykle upycham tu i tam. Ale cóż począć! Ostatnio rozdziały mi się wydłużyły, więc może pod tym względem jeszcze będzie lepiej.
Oj, każdy ma swoje wady, a w tym momencie dla Dominiki naiwność na pewno jest jedną z nich. Z czasem będzie się to zmieniało, ale to raczej nieprzyjemne wydarzenia powodują, że stajemy się mnie ufni, więęęc... :) Nie wiem czy nie lepiej żyć w słodkiej nieświadomości, haha.
Jily będzie w swoim czasie. Jak wiemy z książek, Lily i James zaczęli ze sobą chodzić w siódmej klasie i tego się trzymajmy. Co nie zmienia jednak faktu, że aby do tego "chodzenia" doszło, musi być coś wcześniej :) To już się dzieje, ale jak to zwykle bywa, nie ma co spodziewać się prostej drogi do celu.
Dziękuję, że wróciłaś, dziękuję za komentarz i przede wszystkim dziękuję za ciepłe słowa.
Do następnego razu!
Z pozdrowieniami,
Eskaryna
Trochę nie wiem o co chodzi, ale wpadłam przez przypadek, rzuciłam okiem na najnowszy rozdział i kompletnie i do szaleństwa zakochałam się w Twoim stylu pisania. Ładujesz mnóstwo określeń do zdania, ale tak perfekcyjnie je komponujesz ze sobą, że czyta się to jak książkę z najwyższej półki. Dodaję do zakładek i biorę się za czytanie wcześniejszych rozdziałów. Na pewno powrócę z dłuższym komentarzem!
OdpowiedzUsuńMiło mi to widzieć :) Czytanie historii od środka zawsze jest trochę dezorientujące, więc jestem ciekawa, co powiesz po przeczytaniu kilku rozdziałów.
UsuńDziękuję i pozdrawiam,
Eskaryna
ostatnie zdanie rzeczywiście smutne. wydaje im się, że będą żyć wiecznie, w końcu każdemu się wydaje, że jest niezniszczalny - a tu za parę lat taka niespodzianka.
OdpowiedzUsuńSyriusz i Dom bardzo do siebie pasują. sposób w jaki on ją traktuje i okazywanie zazdrości w taki... porywczy sposób mówią same za siebie. już mogłaby sobie naprawdę darować tego ragnaroka.
no, poza tym ten to dopiero jest frajerem. wykraść testy? no gratuluję mu pomysłowości, ale mógłby chociaż sam sobie poradzić. nie planujesz dla niego jakiegoś wypadku samochodowego albo coś?
Lily się jeszcze łudzi, że nie jest stworzona dla Jamesa - no trudno, musi być ten etap wyparcia, zanim nastanie akceptacja. w każdym razie tego pajaca potraktowała tak, jak na to zasługiwał :))))))))
Zgubiłam się trochę. Miałam wrażenie, jakby teraz już był nowy dzień, od tego rozdziału, a on chyba zaczął się dopiero od posiłku w Wielkiej Sali. Jednak nie wiem, dopowiedz. Nie wiem jak to jest zakochać się w takim łobuzie, ale jeżeli on cię oszukuję i potem bezwstydnie całuje, myśląc, że to ukoi twoje nerwy, to trochę nie tędy droga, nie ten wybór. Niby Dominika to wie, ale myślę, że jakby znów się pojawił z jakąś tam prośbą czy właśnie bardziej chęcią na spotkanie czy przeprosinami, to nie wahałaby się długo.
OdpowiedzUsuńZa to ja kompletnie nie rozumiem tej złości na Syriusza. Nie wiem czemu ona ją kumuluje w tak wielkiej ilości. Mam wrażenie, że nawet na niego jest bardziej zła niż na tego Ragnaroka czy kogokolwiek innego, co wydaje mi się niezrozumiałe. Przecież nie za wścibskość? Lily jest w tym gorsza do zniesienia. Jednak bardzo urocze było, jak pogłaskała Syriusza, jako psa :). Zwłaszcza, że uwielbiam piesełki. Tutaj znowu minus dla Lily ode mnie ;p.
Pewnie Lily w końcu odkryję, że James pomimo tej swojej głupoty, to ją kocha i ona w końcu to zrozumie, że nie jest taki zły, na jakiego wygląda. Nie powiedziałabym, że Lily triumfalnie rzuci mu się w ramiona na widok ich wygranej. Nie, nie ten typ człowieka, nie za to.
Co do zakładu, to myślę, że i Syriusz powinien przekonać się czy na pewno każdy ślizgon to zaraza. Tylko nie wiem czy każdy nie byłby do niego uprzedzony lub czy specjalnie nie upierał się na tym, że ich nie da się polubić. Nie mam pojęcia, kto wygra. Jednak bardziej prawdopodobne wyda mi się, że Moon nauczy się latać ;p. Chociaż nie należy zapominać o tym, że Syriusz ma brata :). Którego przecież lubił.
Pozdrawiam
Nie, nie, to wciąż ten sam dzień. Nie mam takiej zasady "nowy rozdział=nowy dzień", a liczba wątków była trochę za duża jak na jeden rozdział.
UsuńTak to już bywa, że czasem dokładnie wiemy jak powinniśmy się zachować w danej sytuacji, ale kiedy przychodzi do praktyki, nic z tego nie wychodzi. Szczególnie duży rozstrzał między tym, co być powinno, a tym, co jest, zdarza się właśnie w przypadku takich naiwnych zauroczeń jak w przypadku Dominiki. Dużo potrzeba, żeby wygrała duma :)
Syriusz lubił swojego brata do pewnego momentu, później ich stosunki bardzo się pogorszyły. Ale spokojnie, Regulus odegra jeszcze ważną rolę w tej historii :)
Dziękuję za komentarze i pozdrawiam,
Eskaryna
No tak! Niby dlaczego łudziłam się, że Dominika nie wykona tego głupiego zadania Ragnaroka. Dziwi mnie tylko, że ktoś tak zarozumiały jak Syriusz odpuścił.
OdpowiedzUsuńZnaczy wiesz, ja też kiedyś zapierdzieliłam nauczycielce kartkówkę i cała klasa miała pytania... ale byłam wtedy w gimnazjum, no i nikogo nie wykorzystałam ani nikt mnie nie wykorzystał ;p
Ale ciężko mi zrozumieć, że Minerwa nie ogarnęła zniknięcia całej teczki. Bo co innego, jak znika kartka, a co innego jak jakaś własność, rzecz wyróżniająca się na tle reszty. Ten Ragnarok nie jest zbyt inteligentny, tak myślę.
Tak myślałam, że Syriusz będzie się podkochiwał w Dominice, ale albo ona go nie będzie chciała albo im się nie ułoży. Nie potrafię sobie wyobrazić ich razem albo po prostu Syriusza nie potrafię sobie wyobrazić w zdrowo funkcjonującym związku.
Ja tam rozumiem Syriusza i jego niechęć do Ślizgonów, bo on jak nikt doskonale zdążył ich poznać. Fakt, że wychował się ze Ślizgonami przesiąkniętymi tymi ideologiami do szpiku kości. Ale nie ma co ukrywać, że Slytherin wychowywał drani i szumowiny i to nie są tylko stereotypy. To nie jest oczywiście wina samych uczniów, ja po prostu nigdy nie zrozumiem jak można w szkole zrobić zakątek dla przestępców i liczyć, ze część z nich wyjdzie magicznie na ludzi ;p
Ten artykuł z Voldemortem nieco mnie zdziwił. No b nie do końca mi się to układa. On zawsze ukrywał swoje prawdziwe imię, gazety nie pisały o tym ot tak. Ponad to ludzie bali się wymawiać jego imię i nie sądzę, żeby to nastąpiło w ciągu roku. On musiał siać zamęt wcześniej, budzić strach... a samo określenie Lord Voldemort no to wiesz... nie widzę tego. Ale pewnie chcesz pokazać, że on jeszcze nie zyskał takiej sławy, ze wojna dopiero nastąpi. Nie będę więc tego negatywnie oceniać, jestem jedynie sceptyczna.
No i na razie chyba tyle mam do powiedzenia
Pozdrawiam!
Nie za bardzo miał wybór :) W końcu Moon sama chciała iść z Ragnarokiem, więc szarpanie się z nimi na oczach wszystkich osób przechodzących przez salę wejściową mogłoby zranić jego miłość własną i na pewno nie skończyłoby się jego triumfem.
UsuńWierzę na słowo! ^^ Zresztą nikt nie powiedział, że Ragnarok zrobił dobry uczynek i podzielił się zdobyczą z innymi Gryfonami.
Też tak myślę, że Syriusz nie mógłby być w zdrowo funkcjonującym związku ;) Za dużo w nim wewnętrznej walki i takiego niedopasowania do rzeczywistości, moim zdaniem.
Tu się nie zgadzam. Jeśli przypomnimy sobie wypowiedzi różnych osób na temat Voldemorta sprzed ery jego terroru, to pojawia nam się obraz bardzo wpływowego czarodzieja, którego poglądy i kandydaturę wspierali różni ludzie, nie tylko radykałowie. W tym momencie Voldemort jeszcze nie stosuje przemocy, więc nikt nie obawia się jego imienia. Pierwsza Wojna nie zaczęła się i nie skończyła w ciągu roku, kiedy nasi bohaterowie opuścili Hogwart, więc między tym artykułem a klęską Voldemorta jest, zdaje się, jakieś 5 lat. Cieszę się jednak, że zastanawiasz się nad tym, co czytasz, to bardzo motywujące :)
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam
Eskaryna