3 kwietnia 2016

Rozdział IX - część II

„Tłumione i znalezione”
– rozdział IX –

Dominika nerwowo krążyła po Sali Wejściowej. Była pora ostatniego tego dnia posiłku, a uczniowie powoli schodzili się ze wszystkich stron, więc na szczęście nikt nie zwracał na nią uwagi. Wcisnęła ręce do kieszeni, po chwili wyjęła je i założyła na piersiach, by ostatecznie zwiesić bezwładnie wzdłuż ciała. Teraz żałowała, że zostawiła torbę w dormitorium.
Oddychała z wymuszonym spokojem, ale jej zdenerwowanie zdradzały nie tylko ręce – wciąż rzucała wokół szybkie spojrzenia, jakby na kogoś czekała.
Kiedy omiatała twarze mijających ją uczniów przelotnym spojrzeniem, ogarniało ją dziwne uczucie odrealnienia. Miała złe przeczucia i łapała się na tym, że w głębi duszy pragnęła, aby Charlie zapomniał o wszystkim i nie wciągał jej do pomocy nieznanemu jej przyjacielowi, dzięki czemu ona sama mogłaby włączyć się w strumień uczniów kierujących się ku Wielkiej Sali i mieć jedno zmartwienie mniej.
Podskoczyła ze strachu, kiedy nagle poczuła dotyk na swoim ramieniu. Odwróciła się gwałtownie.
— Och, to ty — odetchnęła ciężko, łapiąc się za szatę w okolicach serca. — Następnym razem nie zachodź mnie tak od tyłu.
— Bo co? — Black uniósł brwi i uśmiechnął się ironicznie. — Zawiążesz mi język w supeł?
Och, nie — pomyślała ze złością. — Po prostu własnoręcznie ci go wyrwę. Ale nie powiedziała tego na głos, ograniczyła się do pełnego wzgardy spojrzenia i strzepnięcia niewidocznych pyłków z rękawa. Wprawdzie jej utarczka ze Ślizgonami miała miejsce zaledwie kilka godzin temu, ale teraz w obliczu nowego wyzwania, wydawała się niewiarygodnie odległa. To uczucie nie zmieniało jednak faktu, że zdziwiła się mimowolnie, jak szybko plotki rozchodzą się po Hogwarcie.
Black nie speszył się jej reakcją i przez chwilę przyglądał się jej uważnie, po czym spoważniał nagle.
— Nie idziesz na kolację? — spytał, czujnie śledząc wzrokiem każdy jej ruch.
— Nie twoja sprawa — odburknęła obrażona, ale po chwili dodała: — Może później.
Black skrzyżował ręce na piersiach i spojrzał na nią z góry.
— Czekasz na tego palanta, Gordona, prawda? — zapytał lodowatym tonem i lekko wydął usta z niezadowoleniem. — Jesteś głupsza niż myślałem.
— Odwal się, dobra? — warknęła ze złością. Jego zachowanie jeszcze bardziej ją zdenerwowało. Nienawidziła, kiedy patrzył na nią z taką wyższością, a do tego sprawiał wrażenie, jakby miał prawo do zarządzania jej życiem. Też coś! Czuła, że nie znajdzie w sobie dość cierpliwości, by wyciągnąć z niego, skąd wie, że umówiła się z Charliem. — Mówiłam ci, że to nie twoja...
Złapał ją za łokieć i przyciągnął do siebie.
— Posłuchaj — wycedził, a w jego oczach zalśniły groźne błyski. — Wiem, że znowu wpakowałaś się w jakieś tarapaty. Nie zamierzam...
— Jakiś problem? — rozległ się głos za jego plecami. Twarz Moon pojaśniała automatycznie. Ragnarok podszedł do nich, podzwaniając metalowymi suwakami przy czarnej, skórzanej kurtce. Towarzyszył mu jakiś krępy, nieznany Dominice Puchon, co rozczarowało ją odrobinę. To pewnie on był przyczyną tej całej nieprzyjemnej sytuacji – chłopak, który był na tyle głupi, żeby narobić sobie problemów u Minerwy McGonagall.
— Skąd — powiedziała, wyszarpując rękę z uścisku Blacka. Uśmiechnęła się lekko do blondyna. Poczuła cudowną lekkość, kiedy uleciały z niej wszelkie wątpliwości – była głupia, nie ufając mu, to przecież nie mogło być nic złego. Jedna niewinna akcja, jak z Huncwotami, a przy tym uda jej się zdobyć uznanie tego tajemniczego, nieprzystępnego, niesamowitego chłopaka. W gruncie rzeczy, był to wspaniały zbieg okoliczności, bo niby czym mogła mu zaimponować nieciekawa małolata?
— W takim razie chodźmy. — Objął ją ramieniem i demonstracyjnie spojrzał prosto w twarz gotującego się ze złości Syriusza. Dominika zaryzykowała szybkie spojrzenie w górę, ale nie pomogło jej to w zrozumieniu, dlaczego obaj Gryfoni się tak nie lubią. Nie miała jednak zamiaru teraz o tym myśleć.
Potulnie pozwoliła Ragnarokowi wyprowadzić się przez jedno z wyjść. Myśli znowu wirowały jej w głowie w szaleńczym tempie, kiedy usiłowała je stłumić, zapamiętując pokonywaną drogę.
Chłodny korytarz, w którym unosi się zapach wilgoci... Długie schody... Jego ramię jest takie silne, choć zupełnie nie czuje jego ciężaru... Przejście pod gobelinem... Zakręt przy zakurzonej zbroi... Opuścił rękę, jaka szkoda, ale wciąż jest tak blisko... Znowu schody...
W końcu stanęli przed prostymi drzwiami z wiśniowego drewna.
— To tutaj — powiedział Charlie, odwracając się ku niej i patrząc wyczekująco. Poczuła, że zaschło jej w ustach.
— Czy możecie... — odezwała się schrypniętym głosem i machnęła ręką w stronę wylotu korytarza. Słowa utknęły jej  gardle. Poczucie realności wróciło do niej z całą mocą i nagle stała się bardzo świadoma każdego załamania światła na złoconej klamce, każdego pyłka kurzu unoszącego się w powietrzu i każdego uderzenia serca, które kołatało jej pod koszulą.
Ragnarok polecił koledze stanąć przy obrazie przedstawiającym rozległe łąki, a sam zatrzymał się po drugiej stronie. Uniósł kciuk. Najprawdopodobniej wszyscy zgromadzili się już w Wielkiej Sali, dając im niewiele czasu na to, co zamierzali zrobić.
Dominika wyciągnęła drżącą rękę i dotknęła klamki. Spodziewała się jakichś wyrafinowanych barier magicznych, a może właściwie chciała napotkać jakąś barierę nie do przejścia, ale drzwi ustąpiły niemal natychmiast przy akompaniamencie cichego kliknięcia zamka. Chłopcy błyskawicznie pojawili się obok i szeptali podekscytowani. Moon niepewnie przyglądała się wnętrzu gabinetu. Krępy nieznajomy uczynił krok naprzód, ale zatrzymała go gestem ręki, wciąż patrząc przed siebie.
Explicite — powiedziała cicho. Pokój wypełniły niewielkie obłoczki różnokolorowego dymu. Poczuła nieprzyjemne dreszcze, kiedy zaklęcia same wdarły się między jej myśli. Potarła skroń i przygryzła wargę.
— W porządku — mruknęła, upewniwszy się, że gabinetu nie strzegą żadne dodatkowe zaklęcia. Najwyraźniej biedna profesor McGonagall nie podejrzewała, że ktoś może być tak bezczelny, żeby się tu włamać…
Ragnarok i jego przyjaciel nie tracili czasu, od razu ruszyli w stronę biurka. Dominika rozejrzała się ciekawie po niewielkim pomieszczeniu. Urządzone było bardzo skromnie, niemal spartańsko. Znajdowały się w nim tylko dwa regały z książkami, prosty kufer, dwa krzesła i biurko. Mimo to gabinet sprawiał miłe wrażenie: na kufrze leżało kilka serwet w szkocką kratę, a ścianę zdobiła duża flaga Gryffindoru, wisząca tuż obok kolejnych drzwi.
— W porządku, mamy to — powidział z ulgą Charlie i obaj wyszli na zewnątrz. Dominika zamknęła za sobą drzwi i zamknąwszy je zaklęciem, odetchnęła ciężko.
— Merlinie. — W tym krótkim słowie zawarła całą ulgę, która spłynęła na nią w momencie, kiedy drzwi trzasnęły o framugę. Spodziewała się czegoś okropnego, że zdemaskuje ich jakiś szczegół, którego nie przewidzieli albo, że ktoś nakryje ich na gorącym uczynku, ale nic takiego się nie stało – widocznie niepotrzebnie się zamartwiała.
Zerknęła z ciekawością na przedmiot trzymany przez nieznajomego i na moment przestała oddychać. Zgrabne litery na poszarzałej teczce układały się w napis Testy – klasa siódma.
Ragnarok, widząc jej spojrzenie, podszedł do niej szybko i pogłaskał po ramieniu.
— Jesteś świetna — zapewnił ją i wyszczerzył zęby w uśmiechu.
— Okłamałeś mnie — powiedziała, z niedowierzaniem wpatrując się w teczkę. — Powiedziałeś, że chodzi o jakąś pamiątkę...
Blondyn pochylił się i zanim zdążyła się zorientować, pocałował ją w usta.
W każdej innej sytuacji rozkoszowałaby się tą chwilą, dotykiem jego warg i oszałamiającym zapachem, ale teraz, kiedy w końcu się od niej odsunął, wciąż patrzyła na niego ze zgrozą.
— Wybaczcie, gołąbeczki. — Głos tego drugiego docierał do niej jakby z oddali. — Ale musimy spadać. Kolacja chyba już się skończyła.
Korytarze z wolna zaczęły na nowo rozbrzmiewać gwarem rozmów.

* * * * *

Wzdrygnął się, kiedy kolejna sowa musnęła mu czubek głowy. Bezwiednie przeczesał palcami włosy, łowiąc kilka dziewczęcych spojrzeń i pociągnął łyk czarnej, gorącej kawy. Czuł dziwny niepokój. W Wielkiej Sali było głośno i duszno, dziesiątki dźwięków zlewały się w jedno nieokreślone buczenie. Każdy zajmował się teraz swoim śniadaniem albo nerwowymi przygotowaniami do pierwszych lekcji. No, prawie każdy.
Odstawił czarę z cichym stuknięciem i wsparł się łokciami o blat stołu, rzucając jej kolejne dyskretne spojrzenie. Wciąż miała zaczerwienione policzki i ponury wyraz twarzy, w jej uszach chyba nie przebrzmiały jeszcze pogardliwe gwizdy i okrzyki Ślizgonów, które rozległy się, kiedy wchodziła do Wielkiej Sali. Przyglądał się jej wtedy z zafascynowaniem, jak wysoko uniosła głowę, jak gniewnie zapłonęły jej oczy, jak bardzo sprawiała wrażenie wyniosłej i silnej. Cała ta buta jednak szybko zgasła, kiedy osunęła się na siedzenie pomiędzy Lily i Patricią, zasłoniwszy dłonią jeden z piekących policzków i utkwiwszy spojrzenie w złoconym talerzu, czekając aż uczniowie przestaną się jej bezczelnie przyglądać.
A może nie tylko to było przyczyną jej złego humoru? Syriusz patrzył na nią z ponurą ciekawością, zupełnie lekceważąc sposób, w jaki jego zainteresowanie mogłoby zostać odebrane przez bacznego obserwatora. Wiedział, że poszła gdzieś z Gordonem i wiedział jak mogło się to skończyć. Moon zdawała się potwierdzać jego przypuszczenia, konsekwentnie unikając jasnowłosego Gryfona, który nieustannie kręcił się gdzieś w pobliżu.
Black czuł narastające rozdrażnienie. Przecież mówił jej, ostrzegał... Miał wielką ochotę wstać i załatwić wszystko jak należy, ale na miejscu trzymały go jej płochliwe spojrzenia i rozgoryczone półuśmiechy. Byłaby awantura, to pewne, a po dzisiejszym powitaniu zgotowanym tej małej przez Ślizgonów, to raczej nie było coś, co mogłoby w jakikolwiek sposób pomóc. Chyba i tak dostatecznie ją do siebie zraził, kiedy kilka chwil wcześniej próbowała do niego zagadać, a on zbył ją dość szorstko i opryskliwie. Nie miał wyrzutów sumienia. Poza tym, co niby miał powiedzieć? Że gratuluje jej związku z tym dupkiem? Że ma to, czego chciała? Że nadal zrobiłby dla niej tyle, chociaż jest po prostu zbyt... zawsze ma taką idealną fryzurę, która, och Merlinie, przypomina mu czasem jego własną matkę... i denerwuje go jej słabość, nawet sposób, w jaki trzyma ten cholerny widelec?
Rozmyślania zdezorientowanego psychopaty — pomyślał ponuro i upił kolejny łyk kawy.

* * * * *

Dominika oparła policzek na dłoni i wpatrując się beznamiętnie w zawartość pucharu, udawała, że przysłuchuje się rozmowie Lily i Patricii na temat OWUTEMów.
Sytuacja jak zwykle nie przedstawiała się zbyt dobrze. Syriusz był na nią okropnie wściekły. Wiedziała to na pewno, bo mimo że siedział kilka miejsc dalej po drugiej stronie stołu, to naturalnym było, że czasem ich spojrzenia krzyżowały się, a wtedy jego oczy zdawały się płonąć. Jakby to pozostawiało jakiekolwiek wątpliwości, to ton, jakim się dzisiaj do niej odezwał, niwelował wszystkie.
— Możliwe — powiedziała ostrożnie, kiedy zauważyła, że Pat zadała jej jakieś pytanie. Tym razem najwyraźniej się udało, bo zadowolona dziewczyna wróciła do przerwanej dyskusji.
Moon w skupieniu przyjrzała się listkom mięty pływającym po powierzchni cieczy.
Właściwie nawet nie wiedziała, co tym razem odbiło Blackowi. Jakoś nie potrafiła sobie przypomnieć, żeby w niedalekiej przeszłości czymś go uraziła, a już na pewno nie tak, żeby miał prawo obchodzić się z nią w taki sposób.
Jakkolwiek było to dla niej niezrozumiałe, nie poświęcała temu zbyt wiele uwagi, bo prawdziwy problem ciągle czaił się gdzieś blisko i najwyraźniej tylko wyczekiwał okazji, żeby ją dopaść.
Nie rozmawiała z Charliem od wczorajszego wieczora i, szczerze mówiąc, jej jedynym planem było unikanie chłopaka do końca życia. Albo chociaż roku szkolnego.
Nie mogła uwierzyć, że tak ją wykorzystał, że nie zdradził jej swoich prawdziwych intencji i jeszcze traktował to tak beztrosko. Powinien był jej powiedzieć. Oczywiście wtedy by mu nie pomogła, bo sama myśl, że uczestniczyła w zwędzeniu własności szkoły z gabinetu Minerwy McGonagall, wprowadzała ją w stan wewnętrznej paniki, ale i tak powinien.
Wychyliła się lekko, żeby spojrzeć na stół nauczycielski. Opiekunka Gryffindoru piła jakiś parujący płyn z pucharu, prezentując idealnie wyprostowaną postawę i miotając wokół baczne spojrzenia, ale nie wyglądało jednak na to, że zauważyła zniknięcie teczki.
Kiedy Dominika wróciła do swej wcześniejszej pozycji, prawie zachłysnęła się powietrzem ze strachu, kiedy tuż obok napotkała zmęczoną twarz Remusa.
— Cześć. Co tam? — zapytał zdawkowo i oparłszy się łokciem o stół, zmierzył ją uważnym spojrzeniem. Moon nawet nie zauważyła, kiedy jej przyjaciółki opuściły Wielką Salę, a Lupin zajął miejsce obok.
— Nieźle — powiedziała i przesunęła wzrokiem po jego twarzy. Nie wyglądał zbyt dobrze. Wczesnym rankiem mało kto wyglądał na wypoczętego (z wyjątkiem nielicznych, w tym Syriusza, który, jak po raz kolejny zauważyła Dominika, nawet zły i zarośnięty pozostawał wyjątkowo atrakcyjny), ale dziś Remus sprawiał wrażenie skrajnie wyczerpanego i znacznie starszego niż w rzeczywistości. Jego skóra miała szary, niezdrowy odcień, a twarz wydawała się zapadnięta. Jedynym żywym elementem pozostały oczy, które teraz uparcie się w nią wpatrywały.
— Tak naprawdę chciałem pogadać o Syriuszu. Nie bądź na niego zła, on przechodzi teraz trudny okres...
— Remusie, błagam cię. — Moon wywróciła oczami i pacnęła otwartą dłonią o blat stołu. — Ogromnie mi miło, że się pogodziliście, ale to jeszcze nie powód, żebyś tłumaczył się za niego z braku wychowania.
Chłopak odetchnął ciężko, ale jej słowa najwyraźniej nie zrobiły na nim żadnego wrażenia, bo ciągnął:
— Posłuchaj, znam go dłużej niż ty i do niektórych rzeczy zdążyłem się przyzwyczaić. Bywa opryskliwy, bo nie potrafi sobie poradzić z emocjami. Na pewno nie chciał być niemiły.
— Nie, skąd. — Dominika prychnęła, wodząc palcem po brzegu pucharu. — Przecież Syriusz jest uczynnym i sympatycznym chłopcem, nie wiem czemu poczułam się urażona.
Oboje zerknęli na Blacka, który wybrał właśnie ten moment, by ugodzić zaklęciem w Puchona, który zachwiał się i z donośnym plaśnięciem upadł na posadzkę.
Blondynka uniosła brwi i rzuciła Remusowi taksujące spojrzenie. Gryfon wyglądał na zakłopotanego.
— Przecież nie powiedziałem, że jest niewinny. Po prostu wiem, że nie jest taki jak myślisz. Nie oceniaj go zbyt szybko. Gdyby nie był wspaniałym przyjacielem, nie ratowałbym mu teraz tyłka, prawda? — Uśmiechnął się lekko, a Dominika odwdzięczyła mu się tym samym, choć chłopak widział wyraźnie, że jego słowa potraktowała sceptycznie.
— Teraz wróżbiarstwo? — spytała, sięgając po torbę zawieszoną na oparciu krzesła. Remus skinął głową, rozumiejąc doskonale, że rozmowa jest skończona. Ku jego zdziwieniu dziewczyna rozejrzała się nerwowo, rzuciła kilka słów pożegnania i ukradkiem wycofała się z Wielkiej Sali, coraz bardziej przyspieszając kroku w miarę zbliżania się do wyjścia. Lupin odprowadził ją wzrokiem, po czym wsparł się ciężko na stole i zakrył oczy dłonią. Mimo nieprzyjemnego wirowania w głowie, czuł zadowolenie, bo wreszcie zachował się tak, jak powinien.

* * * * *

Dominika niespokojnie obracała różdżkę w swych długich palcach, co kilka sekund zerkając na tarczę magicznego zegarka znajdującego się na nadgarstku Patricii. Trwały ostatnie minuty transmutacji, która dłużyła się jej dziś znacznie bardziej niż zwykle. Na ławce przed nią stało lustro, w którym mogła zobaczyć jak bardzo zdenerwowanie wpływa na jej umiejętności magiczne. Ćwiczyli na sobie zaklęcia zmieniające kolor włosów, co stanowiło swego rodzaju wstęp do transmutacji ludzkiej, i wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że starannie upięte pukle Dominiki były fioletowe, a nie brązowe jak planowała. Może i nie była to jakaś spektakularna porażka, biorąc pod uwagę wyniki reszty klasy, ale Moon była na siebie zła, bo transmutacja nigdy nie sprawiała jej większych problemów.
Ledwie zdążyła odwołać zaklęcie, kiedy zabrzmiał upragniony dźwięk dzwonu. Moon poderwała się z ławki, zgarnęła podręcznik do torby i jako jedna z pierwszych wypadła z klasy. Odetchnęła chłodem zamkowych murów, po czym zerknęła w lewo na Syriusza, który zrównał się z nią krokiem.
— Cześć — rzucił, wiercąc ją spojrzeniem, a ona znowu poddała się pierwsza i odwróciła wzrok.
— Hej. Wrócił ci humor? — Nie mogła sobie odmówić tej drobnej złośliwości. Jej ręka automatycznie powędrowała do krawata, rozluźniając węzeł.
Black zignorował pytanie i powiódł wzrokiem za jej dłonią.
— Szybko się zagoiło — powiedział, marszcząc lekko brwi. Dominika zamarła na chwilę, zdziwiona.
— Ach... No tak. – Wcisnęła rękę do kieszeni szaty, pewna, że Syriusz i tak zauważy jej minę winowajcy. Przecież nie mogła mu się przyznać, w jaki sposób udało jej się wyleczyć oparzenie. — Panna Pomfrey znalazła jakąś świetną maść i już po wszystkim. Tak jak mówiłam.
Chłopak zamruczał w odpowiedzi, przyglądając się jej z takim skupieniem, że niemal stratował profesora Flitwicka wychodzącego z klasy.
— Przepraszam, psorze — rzucił przez ramię, a Dominika dziękowała niebiosom, że w końcu coś odwróciło jego uwagę. Kiedy skręcili w kierunku schodów, Syriusz pochylił się ku niej i odezwał się tak cicho, że musiała wysilić słuch, aby usłyszeć coś w szkolnym gwarze.
— Moon, z tobą wszystko w porządku?
— W jakim sensie? — zapytała, zwalniając nieco. Jakkolwiek głos Gryfona był teraz łagodny i ciepły, to pytanie zabrzmiało, jakby miał ją za wariatkę.
Chłopak zmieszał się i zmierzył gniewnym wzrokiem pokasłującą obok zbroję.
— No wiesz. — Odchrząknął. — Czy nie masz żadnych problemów. Bo jak masz, to nie musisz się wstydzić, na pewno ci pomożemy. — Rzucił jej krótkie spojrzenie spod czarnej grzywki opadającej mu nieco na oczy, kiedy pochylał głowę.
— Eee, dzięki — powiedziała Dominika, miło zaskoczona tym niekonwencjonalnym wyznaniem, choć zupełnie nie miała pojęcia, co Black może mieć na myśli. — Ale nie, wszystko dobrze.
Syriusz skinął głową, najwyraźniej niezadowolony z jej odpowiedzi. Mijając jednego ze Ślizgonów, umyślnie trącił go barkiem tak, że ten rozsypał wszystkie książki. Moon popatrzyła ze zdziwieniem na beznamiętną twarz Syriusza, po czym obejrzała się i poznała młodzieńca z tłustymi włosami opadającymi na kołnierz.
— Ale ty jesteś mściwy — mruknęła z niechęcią. — A przecież nie musisz. Pamiętasz jak Marion oblała mnie wodą? Nic jej za to nie zrobiłam. Mógłbyś wziąć przykład ze mnie i...
— Podpaliłaś jej włosy — zauważył Syriusz.
Dominika wywróciła oczami.
— Ale to było przedtem. I niechcący.
— Moon, daj spokój. — Chłopak rzucił torbę na podłogę nieopodal klasy i oparł się o ścianę, krzyżując ramiona na piersiach. — Ślizgoni są beznadziejni. Chodzisz do tej szkoły cztery miesiące, powinnaś się już zorientować.
— Po prostu żyjesz stereotypami! — powiedziała z satysfakcją i dźgnęła go palcem w ramię. — Gdybyś spróbował poznać bliżej jakiegoś Ślizgona, to na pewno zmieniłbyś zdanie.
— Na pewno nie — oświadczył Black, uśmiechając się do niej z politowaniem.
— Założę się, że tak — powiedziała i odwróciła się na pięcie z zamiarem odszukania przyjaciółek, kiedy drogę zastąpił jej Potter.
— Zakład? — spytał ciekawsko, mrużąc złowrogo swe orzechowe oczy. — O co chodzi, Łapciu?
Dominika wyszczerzyła zęby do Blacka i bezgłośnie wymówiła słowo Łapcia. Syriusz uśmiechnął się mimowolnie.
— Moon uważa, że Ślizgoni nie są przeżarci złem i fałszem do szpiku kości. Wyobrażasz sobie, Rogaczu? Dlatego w obronie swojej rewolucyjnej opinii na pewno nie zawaha się bliżej zapoznać ze Smarkerusem w ramach zakładu, nieprawdaż? — Black uśmiechnął się jeszcze szerzej i obaj spojrzeli na nią pytająco.
Ty draniu — pomyślała dziewczyna, robiąc w myślach szybki bilans. Jeśli się nie zgodzi, to będzie jasnym, że wcale nie uważa Ślizgonów za normalnych ludzi, którzy mogą mieć swoje zalety, a dodatkowo wyjdzie na hipokrytkę. Z drugiej strony, Snape był ostatnią osobą, na której miałaby ochotę wypróbować swoją teorię, ze względu na jego dziwaczne zainteresowania i nienawistny stosunek do reszty świata. Ale nie mogła, po prostu nie mogła dać tym głupkom satysfakcji...
— Oczywiście, chętnie się założę. — Wzruszyła ramionami z pozornym lekceważeniem. — O co?
— Jak przegrasz, zabieram cię na lekcję latania na miotle. — Oczy Syriusza zabłysły demonicznie, kiedy wypowiedział swoje żądanie, nie zawahawszy się nawet przez chwilę.
— Nie! — zaprotestowała natychmiast z oburzeniem. Przecież doskonale wiedział, że ma lęk wysokości, to było zdecydowanie niesprawiedliwe.
— Dobra, Syriuszu, daj jej spokój. Od razu widać, że też uważa Ślizgonów za szumowiny, tylko nie chce się przyznać. — James ziewnął ostentacyjnie i popatrzył na nią złośliwie.
Merlinie, co teraz? Prędzej zapisze się na dodatkowe zajęcia z eliksirów niż usiądzie na miotle. Ale przecież musi wygrać, prawda? Nie ma się czego obawiać. Warunek Syriusza był bezsensowny, ale zupełnie nieważny, bo z Severusem na pewno można się dogadać. Już kiedyś z nim rozmawiała. Lily też. To jest możliwe. Musi.
— Zgoda, ale jak ja wygram, a ostrzegam cię, że tak będzie, to ty publicznie ogłosisz, że myliłeś się w stosunku do Ślizgonów i za wszystko ich przepraszasz.
Potter gwizdnął i zerknął na przyjaciela, który najwyraźniej prowadził podobne rozważania jak przed chwilą Moon.
— Zgoda — powiedział w końcu i wyciągnął rękę, którą dziewczyna skrzętnie uścisnęła.
— Jestem naocznym świadkiem! — zakomunikował uroczyście James, najwyraźniej zachwycony całą sytuacją.
— Bez magii? — zapytała Syriusza, pewnie utrzymując uścisk.
— Może jeszcze tego nie wiesz, ale ja zawsze dotrzymuję słowa. — Uśmiechnął się i wbił w nią spojrzenie swych ciemnych oczu przypominających rozpalone węgle.

* * * * *

Mimo niskiej temperatury panującej na zewnątrz, w cieplarni numer 3 jak zwykle było gorąco i duszno. Półprzezroczyste szyby pokryły się wilgotną parą, a w powietrzu unosił się ciężki zapach roślin i nawozu.
Tego dnia profesor Sprout była wyjątkowo roztargniona. Wpadła do cieplarni, mimochodem poleciła im zebrać dla profesor Tattle nasiona mugwortu, rośliny wywołującej prorocze sny, a sama zabrała się za zrywanie kielichów tojadu.
Dominika wyjrzała zza pierzastych, zielonych liści i upewniła się, że nauczycielka jest całkowicie pochłonięta swą pracą.
— W porządku — szepnęła ukradkiem, udając, że pochyla się w kierunku stosu doniczek. — Nie zauważy cię, ale lepiej się pospiesz. Strasznie jest dzisiaj nerwowa.
— Jasne — odszepnął jej Potter i wynurzył się spod stolika, po czym sprawnie przeczołgał się na bok. Rzucił jej wymowne spojrzenie, a Dominika z cichym stęknięciem chwyciła doniczkę z mugwortem i przeniosła się na stanowisko bliżej, niemal całkowicie zasłaniając chłopaka zielonymi pędami.
— Nie rozumiem, dlaczego nie chcecie mi powiedzieć o co chodzi — mruknęła, zerkając między liśćmi na Pottera, który umiejętnie ścinał piękne, purpurowe irysy za pomocą prostego scyzoryka.
— Niespodzianka — powiedział James i wystawił koniuszek języka, ze skupieniem podcinając kolejne łodygi. — Dobra, wystarczy — odezwał się w końcu, upychając kwiaty do kieszeni szaty.
— W samą porę — mruknęła Moon, patrząc jak profesor Sprout przechadza się między stanowiskami i od niechcenia ocenia efekty ich pracy. — Wracaj pod stolik.
— Powiesz mi chociaż, kiedy będą efekty waszego niecnego planu? — spytała, ukradkiem osłaniając usta ręką, bo kilku uczniów zaczęło przyglądać się jej z zaciekawieniem. Odkaszlnęła parę razy.
— Kwestia tygodnia — usłyszała tylko, a po chwili spod stolika zaczęły wydobywać się ledwosłyszalne dźwięki jakiejś sprośnej piosenki.

* * * * *

Minęło kilka dni, a ona wciąż czuła wyrzuty sumienia. Wprawdzie nic jeszcze nie wyszło na jaw, a Charlie przeprosił ją za to, że nie od początku był z nią szczery, ale nadal wstydziła się spojrzeć w oczy McGonagall. Często przywoływała w myślach słowa, które skierowała do niej czarownica tuż po pojedynku ze Ślizgonami i jeszcze częściej dochodziła do wniosku, że McGonagall myliła się co do niej. Nie była ani odważna, ani uczciwa, siedziała przy nieodpowiednim stole w nieodpowiedniej szkole, niemal bez przerwy robiąc coś wbrew sobie. Charlie chyba zauważył, że coś ją gryzie, ale go to nie obchodziło, a nawet jeśli, to nie dawał tego po sobie poznać. Merlinie, nawet on był dla niej nieodpowiedni, wiedziała to od samego początku, ale nie zrezygnowała z niego wtedy i teraz też pewnie tego nie zrobi. Zbyt duży miał na nią wpływ, zbyt duży, a może to nie on, tylko wrażenie, że przy nim staje się wyjątkowa?
W Wielkiej Sali panowało wyjątkowe ożywienie. Początkowo Dominika myślała, że to ze względu na początek weekendu i dzisiejszy wypad do Hogsmeade, ale po chwili zauważyła, że wiele osób wymienia entuzjastyczne uwagi, wskazując sobie nawzajem jedną ze stron w magicznym dzienniku.
— Skąd to zamieszanie? — Szturchnęła Lily, która bez większego entuzjazmu przeglądała gazetę.
— Fatalne Jędze wydały drugą płytę. Nie wiedziałam, że mają aż tylu fanów. — Omiotła wzrokiem Wielką Salę, a po chwili jej soczystozielone oczy znowu spoczęły na Dominice. — Chcesz?
— Czemu nie — powiedziała, pewna, że w tym momencie wszystko lepsze jest od jej własnych myśli, i wyjęła pismo z wyciągniętej ręki Lily.
Istotnie, większą część strony zajmowało ruchome zdjęcie i obszerny wywiad z członkami zespołu, który jednak szybko ją znudził, zaczęła więc przeglądać kolumnę obok.
W tej chwili do Wielkiej Sali wkroczyli Huncwoci, witani przez przyjazne okrzyki i tęskne westchnienia.
— Dzień dobry — powiedział Syriusz, klapnąwszy na miejsce obok, i zajrzał jej przez ramię. — O nie, Moon, ty też?
Dziewczyna mruknęła coś niecierpliwie, nie odrywając wzroku od gazety, a Black zauważył, że wcale nie przygląda się muzykom stojącym w wyzywających pozach, a jakiemuś niewielkiemu artykułowi w rogu strony. Wpakował do ust tosta i zaczął czytać.

T.M. Riddle, szerzej znany jako Lord Voldemort, uświetnił tegoroczny Zjazd Miłośników Magii Niekonwencjonalnej (ZMMN), który odbył się 4 stycznia w okolicach Salisbury.
50-letni mag, znany ze swych badań nad nietypowymi technikami magicznymi, na oczach uczestników Zjazdu ożywił ciało zmarłej przed trzema dniami Latony Maverick, co spotkało się z dużym uznaniem specjalistów. Mimo iż pani Maverick nie odzyskała swojej osobowości, a po zakończonym pokazie spoczęła na cmentarzu w Southampton, wielu uważa to wydarzenie za niezwykle znaczące dla rozwoju współczesnej magii.
Redakcja Proroka wyraża uprzejme zainteresowanie etycznością i prawną stroną całego przedsięwięcia, nie omieszkając się w przyszłości dokładnie przyjrzeć osobom odpowiedzialnym za jego organizację (zobacz też artykuł na s. 7 – „Cyryl Gowdish i nielegalny handel świergotnikami”).
Przypominamy, że w zeszłym miesiącu Voldemort dokonał pełnego wyjścia ciała astralnego, co zapewniło mu miejsce na liście Najbardziej Wpływowych Czarodziejów XX wieku.

Syriusz przełknął tosta i zerknął na Moon, która dopiero teraz wyglądała na zafascynowaną.
— Nie wiedziałem, że interesujesz się takimi rzeczami — powiedział i na oślep sięgnął po dzbanek z sokiem dyniowym.
— Może trochę, ale bez przesady. Swoją drogą, ten Voldemort musi być naprawdę wielkim czarodziejem. To, co zrobił w zeszłym miesiącu, było najbardziej spektakularnym wydarzeniem magicznym od czasów Władimira Durowa...
— Tego od wiewiórek i telepatii? — Chłopak uniósł brwi. — Może i tak, ale to wszystko cuchnie czarną magią na odległość. — Sięgnął po kolejnego tosta. — A czarna magia nikomu nie jest do szczęścia potrzebna — dodał, pochmurniejąc na chwilę i żując śniadanie w milczeniu.
Dominika podziękowała Lily za gazetę i odwróciła się ponownie do Syriusza, który sprawiał wrażenie nieco przybitego.
— Idziecie dzisiaj do Hogsmeade? — zapytała, chcąc przerwać ponure milczenie.
Chłopak potrząsnął głową.
— Szlaban — powiedział wymijająco i pociągnął potężny łyk soku.
— Biedactwa, a od kiedy to szlabany powstrzymują was przed czymkolwiek?
Black uśmiechnął się do niej przyjaźnie, ale w tej chwili Evans pociągnęła ją za rękaw, zarządzając natychmiastowy odwrót do Sali Wejściowej.
— Ile masz czasu, Lily? — spytała niewyraźnie Moon spod szalika, którym szczelnie się owinęła. Nastąpiła wyraźnie odczuwalna poprawa pogody, słońce przygrzewało mocniej niż zwykle, zmieniając puszyste zaspy śniegu w brudnobrązową breję, ale dziewczyna wciąż nie mogła się przyzwyczaić do kapryśnego, brytyjskiego klimatu.
— Tylko pół godziny — rzuciła ruda przepraszającym tonem.
— W sam raz, żeby zrobić zakupy w Mandragorze. Ja będę miała krem, a ty pójdziesz obściskiwać się z Jonathanem, to uczciwa zamiana — westchnęła Patricia i odskoczyła, unikając słynnego prawego sierpowego Lily.
Do czarodziejskiej drogerii wspomnianej przez Macmillan nie było daleko, ale tym razem droga trwała znacznie dłużej niż zwykle ze względu na rozmokniętą i lepką ziemię, która utrudniała chód. Mimo tych niesprzyjających warunków, uliczki Hogsmeade zapełnione były uczniami Hogwartu, którzy chętnie wyrwali się z zamkowych murów. W końcu dotarły do niewielkiego budynku pomalowanego na pastelowe kolory, nad którego drzwiami wisiał ozdobny szyld z napisem „Mandragora – oczaruj wszystkich wokół!”
Evans podeszła do jednej z zaparowanych szyb, potarła ją rękawem i zajrzała do środka.
— Wiesz co, Pat... — powiedziała powoli. — Chyba nie ma sensu, żebyśmy wchodziły tam z tobą. Jest wielki tłok, a ja niekoniecznie chcę być stratowana...
— No jasne — powiedział brunetka, wchodząc po schodkach. — Po co Jonathanowi twoje resztki. — Posłała Lily krzywy uśmiech i po chwili zniknęła za drzwiami.
Przyjaciółki oparły się o stojące nieopodal rozłożyste drzewo.
— James wie, że się z kimś spotykasz? — zapytała nagle Dominika, skubiąc korę za swoimi plecami.
— Jeszcze nie wiem, czy się spotykam, umówiłam się z nim pierwszy raz. A poza tym, co Potterowi do tego? — fuknęła ruda, krzyżując ręce na piersiach. — Nigdy nic mu nie obiecywałam.
— Rzeczywiście. Tylko wiesz... — Moon czubkiem buta przesunęła grudkę błota, starannie dobierając słowa. — On już dość długo próbuje umówić się z tobą na randkę i nie dajesz mu żadnych szans, a nagle pojawia się jakiś Krukon i... No wiesz.
— Potter jest rozpieszczonym dzieciakiem — mruknęła Evans, szarpiąc nitkę przy kolorowej rękawiczce. — A Jonathan mi imponuje. Jest inteligentny.
Blondynka pokiwała głową ze zrozumieniem i zapadła trudna do zniesienia cisza, którą szcześliwie po chwili przerwały ciężkie plaśnięcia.
— Lily, zobacz! — Dominika wskazała na dużego, czarnego psa, który przysiadł na drodze kilka stóp od nich. Zamachał niepewnie ogonem, kiedy na niego spojrzały.
Ruda łypnęła nieufnie na zwierzę.
— Pewnie jakiś włóczęga. Lepiej nie podchodź, może mieć wściekliznę albo... — Ale było za późno, bo Moon zdjęła już rękawiczkę i zanurzała palce w bujnej, jedwabistej sierści psa, przemawiając do niego pieszczotliwym tonem.
— Na pewno nie jesteś włóczęgą, jesteś na to zbyt śliczny, prawda? Piękny, piękny piesek. — Zwierzę znacznie się ośmieliło i zaczęło lizać dziewczynę pod dłoniach i policzkach, machając namiętnie ogonem. Lily zbliżyła się nieco, przyglądając się temu ze ściągniętymi brwiami.
— On jest jakiś dziwny — powiedziała, kiedy pies skoczył ku niej z wesołym szczeknięciem. Jeszcze kilka liźnięć, kilka machnięć ogonem i czworonóg wycofał się ku zabudowaniom, odwracając się raz po raz, aż w końcu zniknął im z oczu.
— Widzisz? Spłoszyłaś go swoim sceptycyzmem — odezwała się Moon, starannie otrzepując spodnie. Ruda wzruszyła ramionami, a po chwili ze sklepu wyszła Patricia wyglądająca, jakby o swój krem musiała stoczyć walkę na śmierć i życie.
Pożegnały się szybko, Dominika i Pat życzyły Lily powodzenia, po czym niespiesznie ruszyły w stronę Miodowego Królestwa.

* * * * *

— Mógłbyś w końcu przestać się szczerzyć — burknął James i z impetem kopnął kamień, który podskoczył i potoczył się w stronę pobliskiej kałuży, po czym wpadł w nią z nieprzyjemnym pluśnięciem. — To takie niesprawiedliwe. Wątpię, żeby Lily na mój widok zawołała „Och, jaki uroczy jelonek!”
Syriusz ryknął śmiechem przypominającym szczekanie psa i potoczył wokół wzrokiem pełnym zadowolenia. Jego doskonałego humoru nie byłby w stanie zepsuć nawet Smarkerus. W dodatku zbliżał się mecz, w którym będzie mógł się popisać swoimi miotlarskimi zdolnościami, i który oczywiście musieli wygrać.
— Uszy do góry, Jim. Po dzisiejszym zwycięstwie Evans nie będzie zachwycać się jakimś futrzakiem, tylko tobą.
— Jasne — odparł chłopak i łypnął ponuro na stalowoszare masywy chmur nad ich głowami, jakby to one były przyczyną jego zmartwień. — Powiedz mi, jak to możliwe? Od dwóch lat świata poza nią nie widzę, proszę, grożę, błagam, a ona nic! I teraz znowu umówiła się z jakimś palantem! Tak po prostu! Niech to szlag — syknął, kiedy jakaś gałązka smagnęła jego policzek.
Black patrzył w milczeniu na przyjaciela, który miotał się, na zmianę wywarkując obelgi pod adresem wspomnianej pary i wyjękując swe żale na temat bezduszności Evans. Nie było to nic wyjątkowego, ale mimo to Syriusz cieszył się, że wybrali jedną z mało uczęszczanych dróg, tuż przy niewielkim lesie, i nie mają świadków. Było mu żal przyjaciela, choć wiedział doskonale, że ten wybuch trzeba po prostu przeczekać.
Podszedł do Jamesa i milcząc, poklepał go po ramieniu.
— Wiesz co? — Potter odwrócił się i spojrzał na niego rozjarzonymi gniewną determinacją oczami. — Pójdę tam. Pójdę tam i... i zobaczę.
Po czym energicznym krokiem ruszył w kierunku Hogsmeade, nie obejrzawszy się na przyjaciela.
Syriusz powstrzymał uśmiech, który cisnął mu się na usta na myśl o kolejnej przygodzie, i truchtem podążył za Potterem.

* * * * *

Lily wpatrywała się w rozmoknięty krajobraz za oknem, rwąc papierową serwetkę na idealnie równe paski. Już od jakichś dziesięciu minut nie zachowywała pozorów uprzejmości i umiarkowanego zainteresowania, i po prostu gapiła się na nieokreślony punkt za szybą.
Jonathan rzeczywiście był inteligentny i zupełnie inny od Pottera, ale zdążył się również wykazać niezwykłym wprost egocentryzmem, którym przewyższał wszystkich znanych jej chłopaków. W ogóle nie interesował się nią, najwyraźniej całkowicie pochłonęło go wyliczanie własnych sukcesów i zamierzeń, co bardzo irytowało rudą. Zastanawiała się, kiedy właściwie ten palant zauważy, że jego przemówienie trafia w bliżej nieokreśloną przestrzeń.
Zgniotła resztki serwetki w dłoni i westchnąwszy demonstracyjnie, oparła podbródek na dłoni.
To dziwne, że Dominika nawiązała do tej sytuacji z Jamesem. No bo przecież nie miała wobec niego żadnych zobowiązań, dlaczego więc miałaby się zastanawiać, co on o tym wszystkim myśli? Bezsens. A Moon pewnie zwyczajnie namówił, żeby ją wybadała, w końcu chyba miała z nimi dobry kontakt. Tak czy inaczej, nie mogła zaprzeczyć, że gdyby to Potter siedział teraz na miejscu Jonathana, na pewno nie lekceważyłby jej i nie zanudzał cytowaniem tego, co w zeszłym tygodniu powiedział Flitwick, chwaląc jego zaklęcie.
Jakby w odpowiedzi na jej rozmyślania, nagle za oknem mignęła jej poważna twarz Jamesa. Wyprostowała się gwałtownie i wbiła oczy w tłum przechodzący koło kawiarni, ale już go nie zauważyła. Czyżby miała zwidy?
— Rzeczywiście, to nieco szokujące — odezwał się Krukon pompatycznie, najwyraźniej błędnie interpretując jej nagłe ożywienie. — Chociaż, szczerze mówiąc, nie byłem zbyt zaskoczony, jeśli wiesz co mam na myśli.
— Taa – mruknęła Lily, nie przestając przeczesywać wzrokiem fali uczniów. — Wiesz co? Późno już. Chcę zdążyć na mecz, Gryffindor gra dzisiaj z Ravenclawem, pamiętasz? — I zanim chłopak zorientował się, co się właściwie stało, Evans otwierała już drzwi, trącając przy tym pęk dzwoneczków.

* * * * *

— Nie mogę uwierzyć w to, że chodzisz z Longbottomem! — Patricia Macmillan uniosła rozanielony wzrok ku bladoniebieskiemu niebu, wolno posuwając się za tłumem, który zmierzał w kierunku boiska Quidditcha. — Co nie zmienia faktu, że od zawsze wiedziałam, że tak to się skończy.
Alicja Abercombie, pucołowata siódmoklasistka, wywróciła oczami o oszałamiającej barwie niezapominajek, ale na jej usta niemal samoistnie wypłynął charakterystyczny, pełen szczęścia i szczerości uśmiech.
Dominika wyszczerzyła zęby do nowej koleżanki, kiedy ponad jej ramieniem zobaczyła naburmuszoną Lily, niemal biegnącą w ich stronę.
— Chyba po randce — skwitowała, a w tym samym momencie ruda stanęła przy nich i machnęła lekceważąco ręką w odpowiedzi na ich pytające spojrzenia.
— Szkoda gadać — prychnęła, a z jej ust wydostał się obłoczek pary. — Opowiem wam później. Nie psujmy sobie meczu.
— Tak! — zawołała Moon, którą fantastyczny brytyjski trunek zwany Kremowym Piwem rozgrzał do tego stopnia, że zdobyła się na zdjęcie szalika i teraz wymachiwała nim entuzjastycznie.
Evans przyjrzała się jej podejrzliwie, ale po chwili uśmiechnęła się wesoło i wszystkie cztery pomaszerowały w kierunku boiska.
Dominika rozglądała się ciekawie, z uznaniem patrząc na trzy masywne bramki i trybuny, które wolno zapełniały się uczniami. Warunki pogodowe nie były zbyt sprzyjające dla hogwarckich zawodników – chłodne powietrze mroziło nieprzyjemnie, podłoże wciąż było lepkie i grząskie, a krajobraz zlewał się w jednolitą, rozmytą plamę.
— Szybciej — syczała co chwila jasnowłosa. — Szybciej, bo zajmą nam wszystkie dobre miejsca!
Lily, która Quidditchem była zainteresowana dość umiarkowanie, tylko wywróciła oczami i posłusznie powędrowała za przyjaciółką.
— Może być — oceniła Moon, kiedy już zajęła siedzenie w drugim rzędzie i mimochodem rozejrzała się po sąsiadach. Rozłożyła szalik na kolanach i poklepała go czule, po czym wbiła uważny wzrok w płytę boiska.
Zawodnicy nie kazali długo na siebie czekać. Kwadrans później śmigali już w powietrzu, z dumą prezentując najnowsze Zmiatacze i fachowe postawy.
Patricia starała się śledzić wszystko, co działo się na boisku, ale nie było to zadaniem łatwym, jako że akcja przebiegała nadzwyczajnie szybko, a ona sama miała u boku Dominikę, która podskakiwała nerwowo przy co ciekawszych zagrywkach.
— Jak to faul?! — zawołała w pewnym momencie i zerwała się na równe nogi, wytrącając z rąk Macmillan paczkę żelków, którym biedna brunetka poświęciła dużą część swojej uwagi, nie mogąc zorientować się, co dzieje się na boisku.
— No nie! — burknęła, obrzuciwszy ponurym wzrokiem odpełzające we wszystkie strony gumowe ślimaki, a Dominika rzuciła w jej kierunku rozognione spojrzenie, najwyraźniej mając w niej sojuszniczkę buntowniczych okrzyków.
Dziewczyna odetchnęła z ulgą, kiedy w końcu z trybun podniósł się wrzask, a Moon uścisnęła ją mocno i przekrzykując tłum, wrzasnęła:
— Wygraliśmy!

* * * * *

— Wygraliśmy! — oznajmił z satysfakcją Syriusz, odrzucając miotłę na bok i spojrzał na lądującego przyjaciela. Oczy Jamesa lśniły adrenaliną, a kruczoczarne włosy były koszmarnie rozczochrane, kiedy zerknął na niego i uśmiechnął się szeroko.
— No ba — powiedział i popatrzył w stronę zbliżającego się tłumu Gryfonów. — Wiesz co, Łapo? — odezwał się znowu James i odwrócił się ku niemu z wesołym uśmiechem. — Może to głupie, ale... W takich chwilach jak ta, wydaje mi się, że będziemy żyć wiecznie.
Syriusz zaśmiał się wtedy krótko i pokręcił głową z niedowierzaniem, nie wiedząc jeszcze jak często będzie w przyszłości wspominał tę chwilę.

25 komentarzy:

  1. Hej, hej!
    Ej... To ostatnie stwierdzenie było takie smutne :( Dlaczego to zrobiłaś?...
    Zacznijmy od Syriusza, który jest trochę porywczy, ale potrafi naprawić swoje przewinienia i zachował się bardzo ładnie i miło i ogólnie go uwielbiam i niech Dominika zapomni o Ragnaroku i zacznie myśleć, jakim Syriusz jest świetnym chłopakiem, któremu czasem coś odwala i nie zgrzyta w mózgu, ale, jak już mówiłam, potrafi się zrekompensować. I on się o ciebie troszczy! No. To zdanie jest specjalnie takie długie.
    Dalej. Ragnarok. Zqpomnij, Dom-Dom! Okłamał cię! Zrobi to jeszcze raz. Bezwzględnie cię wykorzystał. I jeszcze pocałował, ale tylku dlatego żebys zapomniala, ze cie oklamal. Nie licz na niego! I jeśli mogę ci kogoś poradzić... Syriusz byłby idealny, Dom-Dom!
    Haha, ta scena z Syriuszem. Ale Lily ma przeczucie, że to nie jest zwykły piesek. Ha! Lily to wie! Ale to było takie słodkie! No naprawdę. A później te nażekania Pottera o jakże ślicznym jelonku! Xd
    Lily, naprawdę biedna. Jonathan jednak nie jest taki fajny, jak myślała. Ja to bym na jej miejscu już wcześniej sobie stamtąd poszła i nieprzejmowała się jakimś zadufanym w sobie krukonem.
    A potem zaczął się mecz!!!!! I wygraliśmy! Tak bo ja tez jestem Gryfonką, więc zawsze kibicuję gryfonom! Na dobre i na złe!
    Przynajmniej Moon nie dostała kaflem czy tam tłuczkiem w głowę xd
    Ciekawe co szykują huncwoci!
    I ten zakład z Syriuszem! Ciekawe co z tego wyniknie :)
    Ale to kstatnie stwierdzenie to jest naprawdę smutne... Kurczaczki! Takie dobijające...
    Rozdział cudowny!
    Naprawdę świetnie się go czytało :)
    Pozdrowionka,
    Bianka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wieeem, ja sama się zasmuciłam! Ale pisząc opowiadanie o Huncwotach, cały czas gdzieś w tyle głowy mam tę myśl, że już bliżej niż dalej :(
      Masz rację, każdy mecz bez kontuzji czaszka-tłuczek to dobry mecz dla Dominiki xD
      Dziękuję, rybko, za błyskawiczny i przemiły komentarz.
      Buziaczki-ślimaczki
      Eskaryna

      Usuń
  2. końcówka mnie zasmuciła, mimo że wygrali, bo pomyślałam sobie, jak długo będzie żyć James i jakie to cholernie niesprawiedliwe i teraz mi smutnoi, bu.
    Rozdział był bardzo długi i nie wienm, czy do wwszystkiego zdołam się odnieść.
    Moon była zafascynowana wyobrażeniem R., a nie prawdziwym chłopakiem. Uzmysłowienei sobie tego boli i pewnie będie jeszcze boleć, ale wydaje mi sie, że dziewczyna jest na dobrej drodze do wyleczenia. Chłopak bezczelnie ją wykorzystał, ona czuje wyrzuty sumienia (nie dziwię się), myślę, że na szczęscie to koniec tej relacji. za to Syriusz... Boże, jak ja go uwielbiam. tę jego wściekłość, te myśli o Dominice, których nigedy nie kończy (a i ona wspomniała chyba po raz pierwszy, że Syriusz wygląda atrakcyjnie, ha!), to, ze jeszcze abrdziej nienawidzi starszego Gryfona niż wcześniej i to, że nawet nie odpysknął Jamesowi, kiedy ten powiedizał, że Lily o nim nigdy nie powie "Jaki słodki jelonek xD". to ostatnie xhyba najbardziej mówiło samo przez się. Dominika musi zrozumieć,że zakochiwac się należy w prawdziwych osobach, które mają wady, ale i dużo zalet, a nie we własnych wyobrażeniach, które może mają ciekawe "pierwsze" wejście, ale z pewnością nie drugie czy trzecie ;p. Choć właściwie Lily może kiedyś pomysli o tym jelonku ciepło. NA rande z Johnattanem stwiewrdziła, że James by się nigdy tak nie zachowywał xDma rację.
    ale faktycznie, Moonma generalnie tendencje do wkopywania samej siebie, teraz biedaczka musi spróbować zakoprzyjaźnić się z Severusem, hah! mam nadzieję, że przegra.
    A co z tym żartem Huncowotów? chcę zobaczyć xD
    coraz bardziej lubię to opowiadanie, Twój styl jest lekki, super wyważąsz różnego rodzaju uczucia, dobrze kreujesz bohaterów i potrafisz zaskoczyć ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak to już u mnie bywa, że mam głowę napakowaną pomysłami i chciałabym, żeby każdy rozdział był możliwie jak najciekawszy, w efekcie czego staje się gigantyczny :p
      Jeeej, jestem pod wrażeniem Twoich wniosków - jesteś bardzo spostrzegawcza. Uwielbiam to, że potrafisz wyłowić z tekstu wszystkie te "mrugnięcia okiem" do czytelnika :) Jesteś skarbem!
      Dziękuję bardzo za ciepłe słowa, bardzo mnie to cieszy.
      Z pozdrowieniami,
      Eskaryna

      Usuń
  3. Rozdział cuuudowny!!! Oby w następnym rozdziale było już o zakładzie :D czekam na kolejny <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie, będzie :) Trzeba w końcu pchnąć tę akcję naprzód, a będzie się działo! Dziękuję za komentarz
      Eskaryna

      Usuń
  4. Taki wesoły, przyjemny rozdział i nagle bum, ostatnie zdanie prowadzi na skraju łez :'(
    Dzisiaj jedynie daję znać, że przeczytałam, a dłuższy komentarz dodam w najbliższym czasie. Teraz idę płakać w poduszkę, bo wiem, że połowa bohaterów tego cudownego opowiadania już nie żyje...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeju, przepraszam :( Ale jak już wspomniałam wcześniej, ten maleńki, smutny fragment to część mojego sposobu myślenia o Huncwotach. Uwielbiam ich brawurę i beztroskę, ale nad tym wszystkim wisi piętno tragedii i nigdy nie potrafię o tym zapomnieć...

      Usuń
    2. Nie przepraszaj, mało co jest mnie w stanie tak poruszyć, jak to zrobiłaś, więc powinnaś się cieszyć (:
      Mimo smutku, który poczułam, ogromnie podobał mi się ten fragment, jak i cały rozdział.
      Coraz bardziej czuję, że między Syriuszem, a Dominiką coś zaczyna się dziać i to coś, muszę przyznać, bardzo mi się podoba :D Chociaż mam wrażenie, że koniec końców blondynka w jakiś sposób złamie jego serce... chyba że to nasz casanova złamie jej serce - w każdym przypadku, raczej dobrze się to nie skończy.
      Ale za bardzo się zapędzam, podczas gdy mogę mówić o czymś, co już się wydarzyło, a mianowicie całej akcji z Ragnarokiem. Ech, nie podoba mi się ten chłopak. Bezczelnie ją okłamał, a potem jeszcze miał czelność ją pocałować, żeby jeszcze bardziej namotać jej w głowie. Serio nie wiem, co ona w nim widzi ;D
      Przykro mi się zrobiło, jak dowiedziałam się, że Lily umówiła się na randkę z Krukonem, ale ucieszyło mnie (i Jamesa na pewno też), że im nie wyszło.
      Rozbawiło mnie, jak Moon głaskała Łapę pod postacią psa i jaki potem był on z siebie zadowolony :D
      No i zakład Syriusza i Moon brzmi bardzo interesująco! Niestety, znając Snape'a myślę, iż dziewczyna raczej go przegra.
      Życzę weny i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział! :*

      Usuń
    3. OK, w takim razie jestem z siebie dumna :p
      Cóż mogę powiedzieć? Może to, że nie znoszę happy endów. Tak bardzo, że może nawet żaden wątek w tej historii nie skończy się dobrze, haha :D Wydaje się jednak, że żadna skrajność nie jest dobra.
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam ciepło,
      Eskaryna

      Usuń
  5. Hej!
    Też się ogromnie zasmuciłam na koniec... A powinnam się cieszyć wygranym meczem! Eh... Nie wiem czy kiedykolwiek wybaczę Rowling to jak poprowadziła losy huncwotów i reszty... Przecież 'po każdej burzy wychodzi słońce', to gdzie tu ono... No nic, nie ma co się rozwodzić nad wątkami egzystencjalnymi ;P
    Czytając wątek Łapy-psa i Moon, wyobraziłam sobie jak zazdrosny Potter wyskakuje nagle zza budynku i rzuca się na Lily xDDD Komedia w biały dzień xDDD
    No dobra, ale zaczęłam tak od środka, może wrócę się trochę w wątkach ;P Jestem wściekła na Ragnaroka! Co za prostacki podstępek! Wgl to na początku myślałam, że może zaprowadzą Moon gdzieś indziej, nie do gabinetu McGonagall, ale wkręcą ją że właśnie tam są. Później myślałam, że będą chcieli wykraść coś innego, może osobistego Minerwy, za co oczywiście też byłabym ogromnie wściekła, chociaż istniałaby nadzieja, że mają jakiś głębszy plan czy coś, ale testy... I jeszcze ten całus na zdezorientowanie Moon... Co za prostak! Za kogo on się ma? Ale muszę przyznać, że mnie zaskoczyłaś, chba testy były ostatnim o czym bym pomyślała ;P Gratuluję! ;P
    A Syriusz to zamiast się wściekać po kątach mógłby powiedzieć Dominice parę ciepłych o Ragnaroku. Na pewno posiada w zasobach jakieś informacje które oziębiłyby głupie uczucie Moon. Och wiem jak ona się czuje, jak to jest być ślepo zakochanym, ale to potrzeba właśnie takich kubłów zimnej wody ;P A tak nawiasem mówiąc, to Black jest uroczy z tym swoim zauroczeniem ;P
    Nie mogę doczekać się rozstrzygnięcia w związku z zakładem ;P Jak Syriusz przegra... Hehehehe ;P Duma w kieszeń panie Black ;P
    Bardzo ciekawy artykuł dotyczący Voldemorta, wgl to jestem trochę zaskoczona, że na razie nie pokazał swoich pazurków, no tzn no sam ten eksperyment był taki trochę 'o zgrozo', ale widzę, że na razie to po prostu wielki czarodziej i, chociażby, jeszcze nikt nie boi się wymawiać jego imię, więc wszystko co najgorsze jeszcze przed nami, a tak jak zauważyłaś 'już bliżej niż dalej' do mrocznych epizodów... Matko jakie długie zdanie xD Wiem, piszę dziś trochę pogmatwanie i wgl, ale mam jakiś taki dzień xD Pełen myśli a wysłowić się po ludzku nie potrafię ;P
    Ach no i randka Lily xD Właśnie, w końcu dostrzegła, że James ma też swoje plusy xD Wyobrażam sobie jego naburmuszoną minę w oknie, na widok Lily i tego no... Już zapomniałam, ale nie ważne bo i tak Lily już go skreśliła ;P Liczę na jakąś super imprezę po spektakularnym zwycięstwie Gryfonów i może krok do przodu Lily ;P
    Czekam na kolejny rozdział! Ten był znakomity! Życzę mnóstwo weny i ściskam mocno!!!

    niecnimarudersi.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście to z wyskokiem Pottera z za budynku to w postaci jelenia ;P Wyobraź sobie, że w środku miasteczka, nagle w twoja stronę pędzi zasapany jeleń z wielkim porożem! Uciekałabym aż by się za mną kurzyło xD

      Usuń
    2. Cześć, kochana!
      Historia Huncwotów jest niewiarygodnie smutna i przygnębiająca, ale z drugiej strony, gdyby Rowling zafundowała im taki happy end jak Harry'emu, to chyba byłoby jeszcze gorzej... Trzeba znać umiar :p
      Szarżujący James, mówisz? Na pewno byłoby ciekawie, gdyby np. spróbował stratować Jonathana, ale masz rację, właściwie nie było takiej potrzeby i problem chwilowo rozwiązał się sam :p
      O, jesteś pierwszą osobą, która zwróciła uwagę na artykuł o Voldku! Ja wiem, to pewna innowacja w fanfickowym świecie, gdzie zawsze Voldemort jest już u szczytu potęgi i sieje spustoszenie, więc spodziewałam się tu pewnych kontrowersji. Wczytując się w poszczególne wzmianki w książkach o tym, jak Voldemort dochodził do władzy, zwróciłam uwagę na dwie kwestie:
      1) Początkowo duża część czarodziejskiej społeczeności uważała, że Voldemort gada z sensem i stanowi interesujący głos w ramach ówczesnej sytuacji społeczno-politycznej;
      2) Voldemort sam powiedział, że przesuwał granice magii aż osiągnął taki efekt, jak nikt inny wcześniej.
      I stąd moja wizja pierwszych kroków Voldemorta na drodze do władzy. Eksperymentuje w wyraźnym kierunku, ale jeszcze nikt się go nie obawia, jeszcze jest szanowany. Do czasu, oczywiście. Cieszę się, że o tym wspomniałaś :)
      Dziękuję Ci bardzo za komenatrz i pozdrawiam serdecznie,
      Eskaryna

      Usuń
  6. Droga Eskaryno,

    Rozdział przeczytałam jakiś czas temu, ale na dłuższy komentarz na razie nie mam czasu, za co bardzo cię przepraszam :( Za tydzień mam egzaminy, po egzaminach obiecuję, że nadrobię komentarz w notkach.

    Pozdrawiam
    ~V

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej kochanie przepraszam że tak długo mnie nie było. Przeczytałam rozdział już dawno ale było tak późno że zasnęłam bez dodania komentarza. No i całkowicie zapomniałam żeby tu zajrzeć aż w końcu wczoraj sobie przypomniałam, że muszę napisać trochę słów.
    No i dlatego jestem!
    Rozdział wspaniały i długi za co bardzo dziękuje bo dzięki temu mamy więcej przyjemności z twojego już i tak wspaniałego talentu.
    No i co? No i co? Wiedziałam że ten debil coś kombinuje! Chociaż na początku wydawał mi się nie taki zły to teraz mam ochotę zrzucić go z wieży astronomicznej! ... no oczywiście jeśli chodziłabym do Hogwartu ... nie ważne. Mam tylko nadzieję że Dom się w końcu opamięta i kopnie go w dupę. Wokoło tylu wspaniałych facetów * chrząka znacząco co brzmi trochę jak Łapa * że powinna się opamiętać i dać sobie spokój z tym nie-wampirzym Edwardem.
    A Łapka taki biedny, zazdrosny a nie zdaje sobie z tego sprawy. Lubisz ją Black i nawet nie waż sie zaprzeczać! Bo ciocia Ola cię skrzywdzi, pamiętaj.
    Ale Jeśli James zacząłby biec w stronę Lilki w postaci jelenia to chyba posikałabym się ze śmiechu. To by było tak bardzo w jego stylu.
    No i oczywiście Gryfoni wygrali :) inaczej być nie mogło.
    Ej, czemu taka smutna końcówka? Niby wygrali i powinni się cieszyć a tu ... czemu Rowling to zrobiła?!?!?! Dlaczego nie oszczędziła chociaż jednego Huncwota? Ola smutna.
    Pozdrawiam, wiadra weny życzę i zapraszam do siebie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. i zapraszam na hogwartpannybenson :) w końcu dodałam rozdział , po miesiącu czekania

      Usuń
  8. Ehh... Cześć? Czy ja w ogóle mogę tak do kogokolwiek tutaj tak mówić?
    Wróciłam, wiesz? Teraz nawet pewnie nie pamiętasz, kim jestem, byłam! I tak cholernie dawno już tu nie zaglądałam. Ale żeby nie było, przeczytałam. Chociaż nie komentowałam, to śledziłam. Chyba miałam dość "spojrzeń"... Jeżeli wiesz, o co mi chodzi.
    Sama nie wiem, dlaczego to piszę. Chyba brakowało mi uroku Blogspota.
    Rozwinęłam się. Mój charakter, mój styl, ja sama. Zaczęłam słuchać innej muzyki, ubieram się inaczej, ścięłam włosy, jakby to miało świadczyć o moim dojrzeniu.
    Dorosłam? Nie wiem, może.
    Ale powracam.
    Ze starym Harrym, ale nową Riven.
    Tyle, ze teraz to Vivienne, którą chyba pokochałam.
    Wydaje się...
    Bardziej prawdziwa?
    Chyba tak.
    Jeżeli chciałabyś poczytać, zostawiam linka.
    Naprawdę źle się czuję z tym, że nie komentowałam.
    Chyba nawet to było ciężarem...
    No nic. Nie cofnę czasu. Chyba nawet nie chcę.
    Przechodząc do rozdziału.
    Jak ja tęskniłam za tym szablonem! Naprawdę, kojarzy mi się niesamowicie ciepło, bo z tobą. to takie dziwne... Nie powinnam tęsknić za rzeczami martwymi.
    Twój styl pisania chyba nigdy mi się nie znudzi. Kiedy nadrabiałam rozdziały mogłam je czytać po kolei i... To wszystko "zabrzmiało" nagle tak fajnie! Bardziej spójnie. Chyba tak mogę to nazwać.
    Tak jak na początku byłam za Ragnarokiem to teraz przekaż mu, że jest dupkiem i już go nie lubię. Nara, młody, zrób miejsce dla Syriusza.
    Naprawdę, spiknij ich, a będę w siódmym niebie!
    "Od nienawiści do miłości jest bardzo cienka linia"
    Czy jakoś tak...
    Dom. Nie bądź, głupia, złotko. Przejrzyj na oczy, proszę! Zaczynam się o nią martwić. Ja po pierwszym kłamstwie już zastanawiałbym się nad wiargodnością jakiejś osoby. Chociaż ja może jestem inna. Życie uczy, tylko nie wiem, czy chcę, aby Dominika na tym ucierpiała. Oszczędź ją.
    Oh, uwielbiam Lily. Serio, ona jest na jednym z pierwszych miejsc, jeżeli chodzi o fanfictions. A ty tutaj wykreowałaś ją tak świetnie. Bardzo podoba mi się "twoja" Lily. I nareszcie! Spławiłaś go! Alleluja! Teraz tylko czekam z niecierpliwością na Jily. Chociażby mały fragmencik. Nie chodzi mi tutaj o pocałunki i nie- wiadomo-co. Bardziej zacieśnienie więzi!
    Tak, włączył mi się fangirling.
    Po ostatnim zdaniu było mi tak... Smutno. Bardzo smutno.
    Bo przecież wszyscy Huncwoci w końcu zginą. Jak każdy. Tylko wszystkim będzie wtedy smutno.
    Nigdy nie pogodzę się z decyzją p. Rowling.
    Jest wspaniałą autorką książek, ale umie złamać serce.
    Pisz dalej, słońce. Jeżeli kiedykolwiek ktoś powie ci, że nie umiesz pisać czy jesteś w tym beznadziejna, kopnij go w dupę. Niech spieprza. Idź dalej z uniesioną głową.
    Mam nadzieję, że nie jesteś złą. Miałam takie chwile, w których tak bardzo chciałam się poddać. Tu już nie chodziło o samo pisanie. Ale mniejsza o to. Zaczęłam od nowa i znowu to pokochałam. Kiedy piszę na Wattpadzie nie czuję takiego dreszczyku emocji jak tutaj. To takie dziwne uczucie!
    Od teraz obiecuję, że będę w miarę na bieżąco komentowała.
    ~ Nowa Carolyn.

    OdpowiedzUsuń
  9. Cześć :) Oj przestań, dawno niewidziani czytelnicy też sprawiają niemało radości. No bo jednak do mnie wróciłaś! Obiecuję, że niedługo wpadnę do Ciebie, żeby zobaczyć tę przemianę, bardzo jestem ciekawa.
    Chyba rozumiem, co masz na myśli - upychanie całego wątku w jednym rozdziale wydaje się jednocześnie bardzo trudne i bardzo nudne, ale z drugiej strony, kiedy poszczególne rozdziały dzielą dwa tygodnie, to łatwo wypaść z rytmu i pogubić po drodze wszystkie wskazówki, które zwykle upycham tu i tam. Ale cóż począć! Ostatnio rozdziały mi się wydłużyły, więc może pod tym względem jeszcze będzie lepiej.
    Oj, każdy ma swoje wady, a w tym momencie dla Dominiki naiwność na pewno jest jedną z nich. Z czasem będzie się to zmieniało, ale to raczej nieprzyjemne wydarzenia powodują, że stajemy się mnie ufni, więęęc... :) Nie wiem czy nie lepiej żyć w słodkiej nieświadomości, haha.
    Jily będzie w swoim czasie. Jak wiemy z książek, Lily i James zaczęli ze sobą chodzić w siódmej klasie i tego się trzymajmy. Co nie zmienia jednak faktu, że aby do tego "chodzenia" doszło, musi być coś wcześniej :) To już się dzieje, ale jak to zwykle bywa, nie ma co spodziewać się prostej drogi do celu.
    Dziękuję, że wróciłaś, dziękuję za komentarz i przede wszystkim dziękuję za ciepłe słowa.
    Do następnego razu!
    Z pozdrowieniami,
    Eskaryna

    OdpowiedzUsuń
  10. Trochę nie wiem o co chodzi, ale wpadłam przez przypadek, rzuciłam okiem na najnowszy rozdział i kompletnie i do szaleństwa zakochałam się w Twoim stylu pisania. Ładujesz mnóstwo określeń do zdania, ale tak perfekcyjnie je komponujesz ze sobą, że czyta się to jak książkę z najwyższej półki. Dodaję do zakładek i biorę się za czytanie wcześniejszych rozdziałów. Na pewno powrócę z dłuższym komentarzem!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi to widzieć :) Czytanie historii od środka zawsze jest trochę dezorientujące, więc jestem ciekawa, co powiesz po przeczytaniu kilku rozdziałów.
      Dziękuję i pozdrawiam,
      Eskaryna

      Usuń
  11. ostatnie zdanie rzeczywiście smutne. wydaje im się, że będą żyć wiecznie, w końcu każdemu się wydaje, że jest niezniszczalny - a tu za parę lat taka niespodzianka.
    Syriusz i Dom bardzo do siebie pasują. sposób w jaki on ją traktuje i okazywanie zazdrości w taki... porywczy sposób mówią same za siebie. już mogłaby sobie naprawdę darować tego ragnaroka.
    no, poza tym ten to dopiero jest frajerem. wykraść testy? no gratuluję mu pomysłowości, ale mógłby chociaż sam sobie poradzić. nie planujesz dla niego jakiegoś wypadku samochodowego albo coś?
    Lily się jeszcze łudzi, że nie jest stworzona dla Jamesa - no trudno, musi być ten etap wyparcia, zanim nastanie akceptacja. w każdym razie tego pajaca potraktowała tak, jak na to zasługiwał :))))))))

    OdpowiedzUsuń
  12. Zgubiłam się trochę. Miałam wrażenie, jakby teraz już był nowy dzień, od tego rozdziału, a on chyba zaczął się dopiero od posiłku w Wielkiej Sali. Jednak nie wiem, dopowiedz. Nie wiem jak to jest zakochać się w takim łobuzie, ale jeżeli on cię oszukuję i potem bezwstydnie całuje, myśląc, że to ukoi twoje nerwy, to trochę nie tędy droga, nie ten wybór. Niby Dominika to wie, ale myślę, że jakby znów się pojawił z jakąś tam prośbą czy właśnie bardziej chęcią na spotkanie czy przeprosinami, to nie wahałaby się długo.
    Za to ja kompletnie nie rozumiem tej złości na Syriusza. Nie wiem czemu ona ją kumuluje w tak wielkiej ilości. Mam wrażenie, że nawet na niego jest bardziej zła niż na tego Ragnaroka czy kogokolwiek innego, co wydaje mi się niezrozumiałe. Przecież nie za wścibskość? Lily jest w tym gorsza do zniesienia. Jednak bardzo urocze było, jak pogłaskała Syriusza, jako psa :). Zwłaszcza, że uwielbiam piesełki. Tutaj znowu minus dla Lily ode mnie ;p.
    Pewnie Lily w końcu odkryję, że James pomimo tej swojej głupoty, to ją kocha i ona w końcu to zrozumie, że nie jest taki zły, na jakiego wygląda. Nie powiedziałabym, że Lily triumfalnie rzuci mu się w ramiona na widok ich wygranej. Nie, nie ten typ człowieka, nie za to.
    Co do zakładu, to myślę, że i Syriusz powinien przekonać się czy na pewno każdy ślizgon to zaraza. Tylko nie wiem czy każdy nie byłby do niego uprzedzony lub czy specjalnie nie upierał się na tym, że ich nie da się polubić. Nie mam pojęcia, kto wygra. Jednak bardziej prawdopodobne wyda mi się, że Moon nauczy się latać ;p. Chociaż nie należy zapominać o tym, że Syriusz ma brata :). Którego przecież lubił.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie, to wciąż ten sam dzień. Nie mam takiej zasady "nowy rozdział=nowy dzień", a liczba wątków była trochę za duża jak na jeden rozdział.
      Tak to już bywa, że czasem dokładnie wiemy jak powinniśmy się zachować w danej sytuacji, ale kiedy przychodzi do praktyki, nic z tego nie wychodzi. Szczególnie duży rozstrzał między tym, co być powinno, a tym, co jest, zdarza się właśnie w przypadku takich naiwnych zauroczeń jak w przypadku Dominiki. Dużo potrzeba, żeby wygrała duma :)
      Syriusz lubił swojego brata do pewnego momentu, później ich stosunki bardzo się pogorszyły. Ale spokojnie, Regulus odegra jeszcze ważną rolę w tej historii :)
      Dziękuję za komentarze i pozdrawiam,
      Eskaryna

      Usuń
  13. No tak! Niby dlaczego łudziłam się, że Dominika nie wykona tego głupiego zadania Ragnaroka. Dziwi mnie tylko, że ktoś tak zarozumiały jak Syriusz odpuścił.
    Znaczy wiesz, ja też kiedyś zapierdzieliłam nauczycielce kartkówkę i cała klasa miała pytania... ale byłam wtedy w gimnazjum, no i nikogo nie wykorzystałam ani nikt mnie nie wykorzystał ;p
    Ale ciężko mi zrozumieć, że Minerwa nie ogarnęła zniknięcia całej teczki. Bo co innego, jak znika kartka, a co innego jak jakaś własność, rzecz wyróżniająca się na tle reszty. Ten Ragnarok nie jest zbyt inteligentny, tak myślę.

    Tak myślałam, że Syriusz będzie się podkochiwał w Dominice, ale albo ona go nie będzie chciała albo im się nie ułoży. Nie potrafię sobie wyobrazić ich razem albo po prostu Syriusza nie potrafię sobie wyobrazić w zdrowo funkcjonującym związku.

    Ja tam rozumiem Syriusza i jego niechęć do Ślizgonów, bo on jak nikt doskonale zdążył ich poznać. Fakt, że wychował się ze Ślizgonami przesiąkniętymi tymi ideologiami do szpiku kości. Ale nie ma co ukrywać, że Slytherin wychowywał drani i szumowiny i to nie są tylko stereotypy. To nie jest oczywiście wina samych uczniów, ja po prostu nigdy nie zrozumiem jak można w szkole zrobić zakątek dla przestępców i liczyć, ze część z nich wyjdzie magicznie na ludzi ;p

    Ten artykuł z Voldemortem nieco mnie zdziwił. No b nie do końca mi się to układa. On zawsze ukrywał swoje prawdziwe imię, gazety nie pisały o tym ot tak. Ponad to ludzie bali się wymawiać jego imię i nie sądzę, żeby to nastąpiło w ciągu roku. On musiał siać zamęt wcześniej, budzić strach... a samo określenie Lord Voldemort no to wiesz... nie widzę tego. Ale pewnie chcesz pokazać, że on jeszcze nie zyskał takiej sławy, ze wojna dopiero nastąpi. Nie będę więc tego negatywnie oceniać, jestem jedynie sceptyczna.

    No i na razie chyba tyle mam do powiedzenia
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie za bardzo miał wybór :) W końcu Moon sama chciała iść z Ragnarokiem, więc szarpanie się z nimi na oczach wszystkich osób przechodzących przez salę wejściową mogłoby zranić jego miłość własną i na pewno nie skończyłoby się jego triumfem.
      Wierzę na słowo! ^^ Zresztą nikt nie powiedział, że Ragnarok zrobił dobry uczynek i podzielił się zdobyczą z innymi Gryfonami.
      Też tak myślę, że Syriusz nie mógłby być w zdrowo funkcjonującym związku ;) Za dużo w nim wewnętrznej walki i takiego niedopasowania do rzeczywistości, moim zdaniem.
      Tu się nie zgadzam. Jeśli przypomnimy sobie wypowiedzi różnych osób na temat Voldemorta sprzed ery jego terroru, to pojawia nam się obraz bardzo wpływowego czarodzieja, którego poglądy i kandydaturę wspierali różni ludzie, nie tylko radykałowie. W tym momencie Voldemort jeszcze nie stosuje przemocy, więc nikt nie obawia się jego imienia. Pierwsza Wojna nie zaczęła się i nie skończyła w ciągu roku, kiedy nasi bohaterowie opuścili Hogwart, więc między tym artykułem a klęską Voldemorta jest, zdaje się, jakieś 5 lat. Cieszę się jednak, że zastanawiasz się nad tym, co czytasz, to bardzo motywujące :)
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam
      Eskaryna

      Usuń