6 maja 2016

Rozdział XII - część II


„Upragniona wiadomość i niechciane urodziny”
– rozdział XII –


Następnego dnia poranne rozmowy przy stole Gryffindoru były znacznie bardziej ożywione niż zwykle. W tempie szybszym niż mógłby wymarzyć sobie posiadacz najnowszego Zmiatacza rozprzestrzeniła się plotka, jakoby dwóch Gryfonów o niezbyt dobrej sławie było poważnie zagrożonych wydaleniem z Hogwartu. Jakby na potwierdzenie tej teorii, wspomnianych uczniów, których nazwiska były powszechnie znane i powtarzane z trwożliwą naganą, nie było dziś na śniadaniu, co umożliwiało komentowanie całej sytuacji bez żadnych ograniczeń. Szokującej informacji pikanterii dodawała wczorajsza scena w Pokoju Wspólnym Gryffindoru, dziś przybierająca coraz bardziej nieprawdopodobne formy.
Huncwoci najwyraźniej poczuli się zobowiązani do pogrążenia swojego domu w absolutnym chaosie, więc snuli się dookoła z ważnymi, tajemniczymi minami, a Syriusz i James na zwykłe, czarne szaty założyli wykonane przez przyjaciół Petera koszulki, chlubiąc się ich kontrowersyjną kolorystyką, nie mówiąc już o napisie. Zobaczywszy to, Moon wzruszyła się wyraźnie i uściskała obu chłopców, mamrocząc im w szyje jakieś nic nieznaczące słowa. Także Dominika miała tego dnia nietypowy nastrój, co błyskawicznie wykorzystał Black, z nienagannie niewinną miną zajmując miejsce Patricii.
— Łapciu, aniele, nie uważasz czasem, że ten T-shirt mnie pogrubia? — zapytał z powątpiewaniem James, obmacując się po bokach ciasno oplecionych turkusowym materiałem.
— Wyglądasz bardzo zgrabnie — zełgał gładko Syriusz, z uśmiechem przyglądając się przyjacielowi, którego koszulka upodabniała do neonowego bałwana.
— Ty tak samo — zapewnił go Potter jadowicie i z udawaną troską obserwował jak w misce budyniu stojącej przed Syriuszem awaryjnie ląduje płomykówka, obryzgując go przy tym żółtawą mazią.
Black ocierał oczy, namiętnie złorzecząc nieszczęsnej sowie i ledwo słysząc świergot Jima, który komentował haniebną plamę na jego pięknej koszulce. Sięgnął do swojego talerza, na którym szczęśliwie nie było nic oprócz listu zaadresowanego koślawym, niewprawnym pismem.
— Do ciebie — powiedział, patrząc z ciekawością na Moon, która chyba nigdy nie dostawała żadnej poczty, jako że jej rodzice byli mugolami. A może coś pomylił? Nie, chyba nie, bo dziewczyna spojrzała na list jak na jadowitą tentakulę, a potem odwzajemniła jego pytające spojrzenie. Wzruszył w odpowiedzi ramionami i zasugerował, żeby jednak go otworzyła, bo inaczej nigdy nie dowiedzą się, co jest w środku. Dowiedzą. Cóż, może i było to odrobinę bezczelne, ale w jego mniemaniu najzupełniej usprawiedliwiała go ciekawość, bo w końcu któż to pisuje do niczego niespodziewającej się Moon? Możliwe, że będzie potrzebowała wsparcia. Syriusz przysunął się nieco, oferując własną osobę w ramach tego wsparcia.
Dominika szybko otworzyła kopertę i rozwinęła znajdującą się w środku kartkę, zatapiając w niej uważne spojrzenie. Black niepewnie wodził wzrokiem od tekstu napisanego w niezrozumiałym dla niego języku do twarzy koleżanki, która początkowo ściągnięta głębokim skupieniem zaczynała łagodnieć w niepokojący sposób. Ponownie zerknął na kartkę. Nie mogło tam być zbyt wiele treści, bowiem zapisana była koślawym, dziecięcym pismem, a sporo miejsca zajmował sam rysunek przedstawiający dwa bardzo kolorowe strachy na wróble. Jak przez mgłę pamiętał, że Moon przyjechała z Francji, więc bardzo prawdopodobne, że list napisany był w jej ojczystym języku. Chyba pierwszy raz w życiu żałował przeciwstawienia się swoim rodzicom, kiedy to kategorycznie odmówił nauki francuskiego. Szlag!
Nagle dotarło do niego, że Dominika oddycha w dziwnie gwałtowny i urywany sposób, więc wolno oderwał wzrok od kartki i zamarł. Dziewczyna przyciskała drżące palce do ust, z których wydobywał się szybki, gorący oddech, i załzawionym spojrzeniem chciwie wodziła po tych kilku wykrzywionych linijkach. Ciemna zieleń jej oczu, wzmocniona przez szklistą wilgoć, wydawała się nienaturalnie intensywna.
— Hej, heeej — wymamrotał z przestrachem, pochylając się nad nią i poklepując kilkakrotnie po kolanie. Cudzy płacz z reguły nieco go przerażał – nigdy nie wiedział, jak właściwie powinien zareagować, ani co mógłby powiedzieć, zwłaszcza że często okazywało się, że i tak wszystko było jego winą, więc cały wysiłek na marne.
Moon dopiero po chwili niechętnie przeniosła na niego spojrzenie, tym razem spłoszone i jakby zawstydzone. Skuliła się pod naporem jego skupienia i otarła szybko oczy, wydając z siebie ciężkie westchnienie, które chyba miało być parsknięciem.
— Nie patrz tak na mnie, głupia jestem — mruknęła, uciekając spojrzeniem i bardzo ostrożnie kładąc kartkę na kolanach, mimochodem wygładzając zagniecenia.
Chłopak pochylił się jeszcze niżej, wdychając otaczający ją zapach. To musiały być jakieś kwiaty, ale jakie, jakie konkretnie? Wydało mu się to niezwykle ważne, ważniejsze od reszty świata, który znajdował się gdzieś w dali, oddzielony tą wonią jak potężną kotarą.
— To ty? — zapytał siląc się na niefrasobliwość i wskazał jedną z postaci na rysunku. Moon zaśmiała się i ponownie otarła oczy.
— No tak. — Rzuciła mu krótkie spojrzenie. — To jest list od mojego braciszka, Guillaume. Życzy mi wszystkiego najlepszego w dniu urodzin. Tata pewnie mi go odesłał. — Zmarszczyła lekko brwi, wpatrując się w tę kartkę, jakby kryła coś więcej niż kilkanaście słów i dziecięcy rysunek.
— Masz dzisiaj urodziny? Nic nie mówiłaś, że masz brata — dziwił się Syriusz, którego w osłupienie wprawił silny akcent, z jakim dziewczyna wymówiła imię krewnego. Na co dzień zupełnie nie pamiętał, że ona nie jest stąd…
— Urodziny! — zawołał radośnie James. — Będzie impreza, no nie?
Black miał ochotę udusić przyjaciela, który skutecznie zagłuszył część odpowiedzi Dominiki, tak że usłyszał jedynie.
— … cioteczny, niestety.
Zapadło milczenie, podczas którego Syriuszową uwagę przyciągnął jeszcze jeden szczegół.
— Nika? — zapytał nagle, wskazując na nagłówek.
Moon potarła czoło, obdarzając kartkę czułym uśmiechem.
— Tak mówią na mnie w domu. Takie tam, zwykłe zdrobnienie…
Wtedy Łapa postanowił odważyć się na jeszcze jedną zuchwałość. Nie wiedział jakie to ma znaczenie i jak konkretnie wpłynie na ich relacje, ale czuł, że musi to zaproponować, bo przecież ma znacznie, a on sam niczym nie ryzykuje, prawda?
— Czy… Czy ja też mógłbym…? — zapytał cicho, niepewnie.
Moon uniosła na niego oczy, patrzyła długo, milcząco, badawczo. Syriusz sklął w myślach swoją głupotę i zastanawiał się gorączkowo jak obrócić to w żart, kiedy dziewczyna spuściła wzrok i ledwo słyszalnie szepnęła:
— Czemu nie?
Powaga sytuacji, dziwnie nienaturalna w kontekście niepozornego listu i jeszcze bardziej prozaicznych okoliczności, wisiała pomiędzy nimi, ciężka i gorąca, przypieczętowana ostatecznie nieśmiałą oszczędnością słów.

* * * * *

Według wielkiej klepsydry w sali wejściowej zbliżała się godzina pierwsza po południu, a Moon miała już zadane trzy długie wypracowania, w tym jedno piekielnie wyczerpujące na temat kraju cyklopów na podstawie wybranych źródeł historycznych. W dodatku czekało ją teraz wróżbiarstwo, przedmiot niezbyt przyjemny i niezbyt ciekawy, do wybrania którego musiał zmusić ją jakiś złowieszczy impuls. Co prawda profesor Tattle chętniej wysłuchiwała od nich najświeższych plotek niż wymuszonych proroctw, a Huncwoci często urozmaicali nudne zajęcia, ale Dominika i tak często żałowała, że marnuje czas na przedmiot, do którego nie miała ani zamiłowania, ani umiejętności. Całe szczęście.
Kiedy wdrapała się na ostatnie piętro Wieży Północnej, część klasy czekała już pod drewnianą klapą. Dziewczyna stanęła przy Lily i Patricii, wymieniając zdawkowe uwagi. Chwilę później podążyła wzrokiem za spojrzeniem Evansówny, która z mieszanymi uczuciami przyglądała się wysiłkom Pottera, usiłującego zapleść sobie słynną już koszulkę w niezbyt zgrabny turban. Najwyraźniej trudno było jej zestawić niegasnący zapał chłopaka do popisywania się z chęcią okazania wsparcia Moon. O ścianę obok Jamesa opierał się nonszalancko Syriusz. Od czasu do czasu z ironicznie wygiętą brwią zerkał na wysiłki przyjaciela, po czym znowu odwracał wzrok i unosił głowę z mieszaniną godności i znudzenia. Dominika czuła, że onieśmiela ją w jakiś sposób – kiedy teraz na niego patrzyła, była pewna, że gdyby nie zbieg drobnych przypadków, nawet nie odważyłaby się do niego zagadać i ostatnie dwa lata szkoły spędziliby jako nieznajomi sobie Gryfoni. On pewnie nawet nie zwróciłby na nią uwagi, a ona miałaby go za, owszem, przystojnego i zdolnego, ale chłodnego cwaniaka. A jednak zdarzyło się inaczej, Syriusz z niezrozumiałych powodów naciskał na nią, prowokował do czegoś, palił wzrokiem i czekał. Moon była niemal przerażona faktem, że go w jakiś sposób interesuje, zwłaszcza że zainteresowanie wobec płci pięknej manifestował zazwyczaj w inny sposób. Nie wiedziała więc co jest jego celem, ale mimowolnie poddała się mu, choćby dziś rano… Black uparcie patrzył w ścianę, jakby to była nieprawda.
Wtem wszyscy automatycznie spojrzeli w górę, ku odchylającej się klapie, z której po chwili wysunęła się drabina. Rozpoczęła się lekcja.
Sala była mała, duszna i cuchnęła kawą. Przytłumiona melodia wydobywała się z gramofonu stojącego na biurku nauczycielki, zawalonym stosami niewielkich książek o bardzo kolorowych i sugestywnych okładkach. Samo pomieszczenie przypominało poddasze w domku starej panny – ciasne, wypełnione bibelotami, z pyłkami kurzu unoszącymi się w zastałym powietrzu i mumiami pająków na wąskich parapetach. Dominika bezmyślnie powędrowała za przyjaciółkami, pozwalając doprowadzić się do jednego ze stolików i posadzić na wysłużonym pufie. Zapach kawy zawsze nieco ją oszałamiał.
Profesor Tattle siedziała na krawędzi biurka, chciwie wczytując się w jeden z magicznych magazynów plotkarskich. Po dłuższym czasie z ociąganiem opuściła pismo i omiotła klasę spojrzeniem, które wyraźnie sugerowało, że jej zawartość znacznie ustępowała walorom magazynu.
— Witam was, drodzy uczniowie. Oto wasze prace domowe. — Machnęła od niechcenia różdżką, a stos pergaminów poderwał się z biurka i poszybował w kierunku klasy. — Muszę przyznać, że nie były dla mnie wielkim zaskoczeniem. Znam na tyle dobrze was i wasze wrodzone możliwości, że sprawdzanie wydaje się czasem zupełnie bezcelowe…
— To sobie odpuść i daj nam wreszcie spokój — mruknęła Patricia, rozwijając pergamin, na którym jak zwykle wypisane było zamaszyste P. — Jak wam poszło?
— N — wydyszała krótko Lily, z ubolewaniem przyglądając się ocenie. — Merlinie, jak to jest możliwe? Siedziałam nad tym kilka godzin, zapisałam rolkę pergaminu więcej niż było wymagane, a i tak znowu mam N! — Przeniosła spojrzenie na pracę domową Macmillan, która nie była nawet w połowie tak wyczerpująca, a mimo to opatrzona była upragnionym Powyżej Oczekiwań. — Mogę sobie przeczytać?
— Jasne. — Pat podsunęła jej wypracowanie, ze współczuciem patrząc na jej minę. — Chociaż bardzo wątpię, żebyś znalazła tam coś pożytecznego.
— Jak to? — zapytała Dominika, odrzucając na stolik własną pracę, również ozdobioną pełnym zawijasów N.
Brunetka wzruszyła ramionami.
— Tak to już jest. Wróżbiarstwo zawsze odwalam byle jak i dostaję dobre oceny, a Lily… No, Lily nie. — Poklepała po ramieniu rudą, która wciąż gorączkowo oglądała jej wypracowanie.
Moon mruknęła przeciągle i ze zmarszczonymi brwiami wpatrzyła się w krawędź stolika.
— Uczniowie! — Profesor Tattle przekrzyczała rytmiczny dźwięk refrenu. — Dzisiejszą lekcję poświęcimy poszerzaniu granic waszych umiejętności wróżbiarskich, to znaczy oddamy się medytacji. Wystarczy, że zamknięcie oczy, oczyścicie umysł i wsłuchacie się w wasze przeczucia i wewnętrzne głosy…
— Właśnie mam przeczucie, że podczas gdy będziemy siedzieli jak idioci, ona zabierze się za ukochane ploteczki — parsknęła Patricia i przemocą odebrała swoją pracę od Evans. Po chwili okazało się, że miała rację, bo nauczycielka ponownie zagłębiła się w lekturze, nie dbając już o pozory.
— Zaraz wracam — mruknęła Dominika i zsunąwszy się z pufa, podpełzła do stolika zajmowanego przez Huncwotów.
— Co ona wyprawia? — zdziwiła się Lily, odprowadzając ją wzrokiem.
— Nie mam pojęcia — odparła Patricia, sięgając po najnowszy kryminał Agathy Christie Uśpione morderstwo, przysłany jej niedawno przez ciotkę. — Chyba trochę się przejęła tą pracą domową. Może poszła ją porównać z małym arcydziełem Remusa.
Evans wolno potrząsnęła głową.
— On też ma nie najlepsze oceny z wróżbiarstwa, pytałam go już.
— W takim razie może próbuje rozwiązać mroczną tajemnicę systemu oceniania diabolicznej Thelmy Tattle. — Oczy dziewczyny zabłysły śmiechem, kiedy pieszczotliwie pogładziła okładkę książki.
Lily spojrzała na nią z politowaniem i odgarnęła włosy za ucho.
— Mówiłam ci, żebyś nie przesadzała z tymi kryminałami, wariatko. Lepiej weź się za medytację.

* * * * *

Detektywistyczna dociekliwość Patricii została mimo wszystko wystawiona na próbę już podczas obiadu. Dominika bowiem, nic nie robiąc sobie z wymownych spojrzeń przyjaciółek, siedziała pochylona nad jakąś listą wypełnioną nazwiskami, pojedynczymi literami i dziwnymi znaczkami. Nie zabraniała im zaglądać sobie przez ramię, ale nie kwapiła się też do udzielania wyjaśnień, nieustannie mrucząc coś do siebie i wykreślając poszczególne pozycje.
— Powiem wam, jak będę pewna — rzuciła w końcu między dwiema porcjami tłuczonych ziemniaków, tuż po pieczołowitym ukryciu listy w kieszeni szaty.
Lily wzruszyła ramionami, zajęta powtarzaniem runicznych symboli z książki, którą oparła o dzbanek z sokiem dyniowym. Macmillan przygryzła lekko wargę, mierząc blondynkę badawczym spojrzeniem, ale już się nie odezwała.
Po skończonym obiedzie, kiedy wstawały od stołu, Dominika poczuła jak coś delikatnie opadło jej na czubek głowy i zaczęło zsuwać się po włosach. Odruchowo sięgnęła ręką i natrafiła na niewielki pergaminowy rulonik przewiązany granatową wstążką. Wsparła się ręką o blat stołu i potoczyła spojrzeniem po Wielkiej Sali, aż zauważyła zwykłą, średniej wielkości płomykówkę wylatującą przez jedno z wyjść.
Z nadzieją rozwiązała tasiemkę, a pergamin wyrwał się z jej palców i rozwinął się na wysokości wzroku.

Proszę pannę D. Moon o bezzwłoczną wizytę w moim gabinecie na czwartym piętrze, obok popiersia Urica Oddiballa. 
 Z poważaniem – C. N. Imnifay

— Co to? — zapytała leniwie Pat, kiedy Dominika błyskawicznie złapała notatkę i wcisnęła ją do kieszeni. Czuła przyspieszone bicie serca, wywołane przez ulgę, a może raczej podenerwowanie. Całe szczęście, że przyjechał tak szybko…
— Informacja o szlabanie od McGonagall — skłamała na poczekaniu i udała, że szuka czegoś w torbie. Wciąż zmuszona była naginać prawdę wobec przyjaciółek, chociaż – jak sama zauważała nie bez ironii – nabrała już w tym pewnej wprawy, bo dziewczyny najwyraźniej nic nie podejrzewały. Teraz też zareagowały z niemal apatycznym zrozumieniem, były bowiem wtajemniczone szczegółowo w jej relacje z Charliem i ich konsekwencje.
Pożegnała się z nimi i nie oglądając się za siebie, pobiegła w wyznaczone miejsce. Mając tak dokładne instrukcje, tym razem udało jej się nie zgubić i już po kilku minutach mijała kamienną podobiznę dziwacznego czarodzieja z meduzą zamiast kapelusza. Rzuciła na niego okiem i nie zwlekając dłużej zapukała do drzwi, które znajdowały się tuż obok.
Imnifay podniósł się z fotela na jej widok i z uśmiechem wskazał krzesło przed biurkiem. Kąciki ust Dominiki uniosły się lekko, kiedy zajęła miejsce i mimowolnie zerknęła na ciężkie od starych ksiąg półki. Chętnie rzuciłaby okiem na kilka z nich, zwłaszcza, że podczas jej ostatniej wizyty gabinet pozbawiony był jakichkolwiek ozdób i sprzętów, teraz jednak miała znacznie ważniejsze sprawy na głowie.
— Podobno panienka wyraziła życzenie zobaczenia się ze mną.
Moon przeniosła wzrok na dobrotliwą, a jednocześnie staroświecko wyniosłą twarz czarodzieja.
— Tak, panie profesorze. — I bez ogródek opowiedziała mu o swojej nocnej przygodzie, zrzucając przy tym część ciężaru strachu i niepewności, który ostatnio jej nie opuszczał. Miała nadzieję, że stary profesor będzie wiedział, co zrobić, jak rozładować wyrywającą się magię zanim zupełnie straci nad nią kontrolę. Faktem było, że trochę zaniedbała wyczerpujące ćwiczenia i coraz częściej zastanawiała się, co mogłoby spotkać Charliego z jej strony, gdyby nie Syriusz, gdyby nie miał jej kto obronić i Moc zawładnęłaby nią bez jej woli… Imnifay słuchał z uwagą i wyraźnym podekscytowaniem. Na koniec zatarł ręce, wydał z siebie krótkie „ha!” i z roziskrzonym wzrokiem zaczął przechadzać się po gabinecie. Dominika odwróciła się za nim niepewnie.
— Coś takiego — mówił zachwycony, sprawiając wrażanie, jakby miał ochotę zaklaskać. — Wygląda na to, że pani umiejętności wzrastają z czasem. Czy to był pierwszy raz?
— Tak — mruknęła Gryfonka, zdezorientowana entuzjazmem profesora. — Wolałabym też, żeby pozostał ostatnim.
— Naturalnie, naturalnie. — Imnifay machnął niecierpliwie ręką, jakby odganiał natrętną muchę. — Co za fascynujący przypadek! Podejrzewam, że tłumiona Moc chce wykorzystać rosnący potencjał, rozumie pani? To jak z dmuchaniem balona – musi stale zwiększać swoją powierzchnię, bo w przeciwnym razie…
— Rozumiem — przerwała mu Dominika niezbyt zachwycona tym sugestywnym porównaniem. Poza tym zawsze odnosiła wrażenie, że Cornelius traktuje ją jako wyjątkowo korzystne źródło informacji na temat Białej Magii, które do tej pory stanowiły książki, mógł więc wyłącznie teoretyzować. A ona nie mogła sobie pozwolić na bycie obiektem doświadczalnym.
— Należałoby przedsięwziąć jakieś konkretne działania, w końcu panienka nadal jest uczennicą — ciągnął niezrażony, w zamyśleniu gładząc krótką, gdzieniegdzie ciemną jeszcze brodę. Wolno podszedł do biurka. — Zwiększymy ilość ćwiczeń. Jak udaje się Zaklęcie Światła?
— Chyba dobrze — powiedziała, przywołując mgliste wspomnienie usunięcia oparzenia i kilku niezbyt chwalebnych epizodów po ugryzieniach roślin cieplarnianych. — Ale mam mało okazji do prób.
— Naturalnie. — Imnifay niewidzącym spojrzeniem wpatrzył się w niewielkie okno, przepuszczające na klasy wąski strumień białego światła dziennego. Nagle oprzytomniał. — Dobrze. Zastanowię się jeszcze nad formą naszych ćwiczeń, a tymczasem polecam jak zwykle oczyszczanie umysłu, zgoda? Proszę oczekiwać mojej sowy.
Moon skinęła głową, pożegnała profesora i opuściła gabinet.
W drodze do wieży zajmowanej przez Dom Lwa myśli na nowo opadły ją jak kruki, chaotycznie mieszając się ze sobą i wytwarzając uczucie niepokoju. Czy na pewno nic podobnego już jej się nie zdarzy? A jeśli to tylko wstęp, ostrzegawcze preludium do czegoś znacznie gorszego? Najbardziej bała się tego, że skrzywdzi lub przestraszy kogoś z najbliższych osób, ta myśl była nie do zniesienia, odkąd ostrożnie się na nich otwierała, odkąd im zaufała. Wprawdzie mały pokaz urządziła w Noc Duchów, ale nie wyglądało to na bezpośredni atak, a Moon miała wrażenie, że Moc, o której mówił Imnifay, może nie kierować się wyłącznie dobrem i w końcu doprowadzi do czegoś przeciwnego jej zamiarom. Zdecydowanie musi lepiej opanować oczyszczanie umysłu, wtedy mogłaby mieć większą przewagę nad tą siłą. Przewagę! Zupełnie jakby obawiała się jakieś nieodłącznej, nieobliczalnej części siebie, która posiada własną, niezależną od niej wolę…
Niemal na oślep przebrnęła przez Pokój Wspólny, jak zwykle o tej porze wypełniony Gryfonami, i wspięła się po schodach prowadzących do dormitorium dziewcząt. Bezceremonialnie wpadła do środka i z jękiem rzuciła się na łóżko. Następnego ranka zastanawiała się, czy Imnifay, zawsze pełen wiary w ten cały Los i inne potężne siły, zdaje sobie sprawę z tego, że ów Los namiętnie jej nienawidzi i pragnie jej zagłady, bo w kilka minut po wtargnięciu do dormitorium i wtuleniu się w pościel, stało się coś, co ją w tych przypuszczeniach upewniło. Otóż do środka wtoczyli się Huncwoci, wydając z siebie przy tym dzikie odgłosy, i kiedy zacisnęła powieki, wczepiwszy się kurczowo palcami w bordowo-złotą narzutę, marząc, aby to był tylko psychodeliczny sen, została trafiona zaklęciem zniewalających łaskotek. Jedynie drobny ułamek przekleństw, które chciała z siebie wyrzucić, wydostał się z jej ust, kiedy mimowolnie tarzała się po łóżku, jęcząc i chichocząc na przemian.
— Dajcie jej spokój. — Lily wychyliła się zza swojej kotary, siląc się na powagę. Niestety, tu też skończyła się jej dobra wola, jako że sama nie chciała dostać się w pole rażenia.
— Moon, słyszeliśmy, że urządzasz imprezę bez nas — odezwał się James oskarżycielsko, nie przestając celować w nią różdżką.
— Co? — wycharczała Dominika, trzymając się za brzuch i ledwo widząc przez łzy.
— Nic, wpadliśmy z wizytą. — Potter uśmiechnął się uroczo i odwołał zaklęcie. Blondynka opadła bezwładnie na łóżko, pojękując cicho.
— Nienawidzę was — zapewniła Huncwotów i uniosła się na łokciach, żeby zasunąć kotarę. — Wynocha! — rzuciła, kiedy Syriusz wykazał się refleksem i przytrzymał mocno tkaninę.
Chłopcy kompletnie nie zareagowali na złość w jej głosie i ustawili się w dramatycznych pozach.
— Przybyliśmy tu, aby życzyć naszej ulubionej koleżance… — zaczął Remus z krótkim, pełnym niewymuszonej galanterii ukłonem.
— Znaczy się, wstrętnej jędzy… — Potter zakołysał się lekko na piętach i zamrugał uwodzicielsko.
— Wszystkiego nielegalnego, a poza tym trochę więcej wzrostu, żeby rosła na pociechę nam i zgnębionym współwięźniom… — Syriusz zmrużył oczy, wyraźnie napawając się miną Moon tuż po aluzji do wzrostu. Na koniec odezwał się Peter:
— A tych wspaniałości ma zaszczyt życzyć banda Huncwotów, czarodziejskich psotników i mścicieli!
Po czym wszyscy ukłonili się zamaszyście. W dormitorium zapadła niczym niezmącona cisza.
— O w mordę – westchnęła w końcu Patricia z nieukrywanym zachwytem.
— Dziękujemy, milady. — Black ponownie zgiął się w ukłonie i posłał jej całusa.
— Dobra, część artystyczna odwalona — odezwał się brutalnie James i wyciągnął zza pazuchy Ognistą Whisky. — Peter, Remus?
Okazało się, że Huncwoci przynieśli skrzynkę kremowego piwa, cztery butelki Ognistej Whisky, czarodziejskie karty, ciasteczka z godłem Hogwartu i paczkę karmelków.
— Dziewczyny posprzątajcie tu trochę, niby gdzie mamy usiąść? — Potter zmarszczył brwi i machnął pogardliwie ręką, niby przypadkiem przysiadając na łóżku Lily, która bezzwłocznie zepchnęła go na podłogę.
— Tu też jest wygodnie — powiedział, przyciskając do siebie Ognistą Whisky i łydkę Evans.
Już po chwili łóżka Marion i Patricii zostały podsunięte równolegle pod ściany, a na środku dormitorium znalazł się prowizoryczny stolik złożony z kufrów. Huncwoci złożyli na nim swoje zdobycze, do których dziewczyny dołożyły trzy plastikowe kubki i filiżankę.
— W porządku, ja uratuję sytuację. — James z komicznym skupieniem machnął różdżką, a na jeden z kufrów z głośnym plaśnięciem spadła brudnozielona maź.
— Będziesz z tego pił? — zapytała sceptycznie Dominika przy akompaniamencie jęków obrzydzenia.
— Nie, ale chętnie wezmę ten kubek. — Zagarnął jedno z naczyń i po chwili przyznał niechętnie. — W porządku, zaklęcia gospodarskie nie są moją najmocniejszą stroną, jasne?
Ostatecznie to Remus stał się bohaterem wieczoru, przywołując trzy proste, ale funkcjonalne szklanki. Niemal natychmiast po poczęstowaniu wszystkich piwem, James zaproponował grę w pokera.
— Ale nie na rozbierane! — zastrzegła Lily i założyła ramiona na piersi, jakby to kończyło wszelką dyskusję.
— Oczywiście, że nie, Evans. Myślisz, że chciałbym oglądać Petera nago? — Rozległo się suche plaśnięcie, kiedy ręka rzekomego przegranego spotkała się z głową Pottera.
Gra nie potrwała jednak zbyt długo, bowiem okazało się, że jedynie Syriusz i James osiągali w niej pozytywne efekty, co zapewniło im opinie zatwardziałych hazardzistów i szybko znudziło towarzystwo. Lily zaproponowała mugolską grę w butelkę, której zasady Łapa natychmiast zmodyfikował, żądając, aby każdy wskazany musiał wypić określoną ilość Ognistej Whisky. Propozycja spotkała się z oporem ze strony Evans, która jednak zmieniła zdanie już po drugiej kolejce.
— Haa! — krzyknął James, celując palcem w twarz Dominiki, kiedy w końcu szyjka butelki wyraźnie zatrzymała się przy niej. — Ty musisz wypić więcej, bo jesteś solenizantką.
— Oszukujesz! Manipulowałeś tą butelką, widziałam!
— Boisz się, że się nawalisz i wyznasz mi dozgonną miłość. Wiem, że to się stanie i cholernie żałuję, że nie mam przy sobie dyktatora.
— DyktaFONU — poprawiła go Lily, wciąż uważna i gotowa do pomocy mimo dawki Ognistej.
— No dobra, masz — powiedziała, podsuwając filiżankę Syriuszowi, nadwornemu katowi, który pieczołowicie napełnił ją bursztynowym płynem.
Moon podniosła naczynie do ust, patrząc w oczy Potterowi, i wypiła zawartość kilkoma drobnymi łykami. Zaczerpnęła gwałtownie powietrza, czując nie do końca przyjemne zjawiska w okolicy przełyku, ale szybko doszła do siebie, poklepywana przez rozochoconych Huncwotów, wrzeszczących Moja krew!
A jednak, jednak dobrze się stało, że tu wróciła… Hogwart wolno, choć nieprzerwanie wydzierał rysę na jej sercu, uczył na pamięć zapachów, zimna zamkowych murów i spojrzeń, które niewątpliwie zostaną na później, na czarne i długie godziny nieokreślonej przyszłości. A trzeba wam wiedzieć, że rysy takie jak ta, rysy wynikające z ciepłych, łagodnych uczuć i napełniających drżeniem wrażeń nie zabliźniają się nigdy. Nigdy, i o ile teraz jej to nie przerażało, kiedyś hogwarckie wspomnienia rozedrą ją i zaszczują, doprowadzą do granic wytrzymałości i zawładną tym wszystkim, co jeszcze jej wówczas pozostanie… Ale Moon żyła „tu i teraz”, całą sobą chłonęła żar i słodki kremowy zapach w powietrzu, nie zastanawiała się, kim będzie za kilkanaście lat i jakie piętno odcisną na niej refleksy pamięci. Bardzo słusznie zresztą.
* * *
Niedługo później Syriusz stał przed lustrem w łazience dziewcząt. Czuł delikatne wirowanie, ale nie alkohol nie zrobił na nim większego wrażenia – właściwie nie wypił dużo, a potajemne praktyki z Jimem też nie były bez znaczenia. Przelotnie wpatrzył się w swoje własne ciemnobrązowe oczy odbijające się w lustrze, po czym pochylił się nad umywalką i obmył twarz zimną wodą.
Wizyta u dziewczyn była przyjemna. Szczęśliwie nie było Marion, która częściej sypiała w Hufflepuffie niż we własnym dormitorium, a że całe towarzystwo znało się i lubiło, nie brakowało mnóstwa żartów i przekomarzań. Nie obyło się oczywiście bez niewielkich efektów ubocznych – nawet z tej odległości słyszał jak Macmillan histerycznie zaśmiewa się z żartów Rogacza. Poza tym Moon dała się też upić Potterowi, który dokonał tego w sposób podstępny i przebiegły, nie zmieniało to jednak faktu, że dziewczyna przed chwilą śpiewała z Remusem irlandzkie ballady. Zaśmiał się pod nosem i kiedy leniwym krokiem opuszczał łazienkę, rzeczona solenizantka sama wpadła mu w ręce. Dosłownie.
— Cześć — wymamrotała z szerokim uśmiechem i spojrzała w górę, jakby nie do końca wiedziała, z kim ma do czynienia. — Przystojniaku.
— Cześć — odparł kpiąco i odruchowo podparł ją ramieniem. Moon kołysała się lekko do przodu i tyłu, mocno ściskając w dłoni kilka kart z talii Jamesa. — Chyba dobrze się tam bawicie, co?
— Wyśw… Wyś… Tak. — Poddała się szybko i zmarszczyła brwi. Nagle uśmiechnęła się znowu i objęła go ramionami, łaskocząc nosem w okolicach szyi.
— Kurczę, ale ja was kocham — wybełkotała. — Kocham ciebie, i Petera. I Remusa. Pottera też kocham, a dziewczyny…
— Tak, tak — mruknął polubownie, muskając palcami jej włosy. Były nieprawdopodobnie gładkie i zimne, a gdzieś między nimi plątał się gryfoński krawat, którym obwiązane było czoło Moon. Tuż obok unosił się charakterystyczny, kwiatowy zapach, którego wciąż nie potrafił rozpoznać.
— Ja… No wiesz. — Dziewczyna pacnęła go lekko w pierś dłonią, w której ściskała karty i odsunęła się chwiejnie. Syriusz mimowolnie zerknął na dekolt jej białej koszuli, zbyt głęboki o jakieś dwa guziki, i niepewnie przestąpił z nogi na nogę. Blondynka wciąż chwiała się lekko, więc Black przygarnął ją znowu do siebie, odwracając wzrok i tylko podświadomie rejestrując ciepło jej ciała, które niemal parzyło go przez cienki materiał koszuli. Poklepał ją lekko po plecach i spojrzał w kierunku żółtawego prostokąta światła z zamiarem oddelegowania dziewczyny do dormitorium.
— Nie, poważnie, słuchaj. — Moon mówiła nieco wyższym głosem niż zazwyczaj, śmiesznie przeciągając spółgłoski i walcząc z brakiem równowagi. W komicznym skupieniu szturchała go delikatnie krawędzią kart. — Słuchaj mnie… — Oparła podbródek na jego piersi i zamilkła, bez cienia zażenowania patrząc mu w oczy.
— Wiesz, Nika — szepnął łagodnie, po raz pierwszy korzystając z przyzwolenia, świadomy, że pewnie nie pozostawi to najmniejszego śladu w jej pamięci. Odsunął ją od siebie ostrożnie, wciąż mocno przytrzymując za ramię. — Myślę, że jutro byś tego żałowała. — Uśmiechnął się i lekko drżącymi palcami zaczął zapinać jej koszulę. Moon stała w milczeniu, nieruchoma, obojętna. Rozluźniła chwyt, rozsypując wokół kolorowe kartoniki. Kiedy skończył i unosił głowę, ledwo wyczuwalnie przesunął policzkiem po jej włosach i ponad ramieniem dziewczyny dostrzegł czyjąś sylwetkę, wyraźnie odciętą na tle jasności pokoju. Poczuł jak skóra cierpnie mu mimowolnie, gdy rozpoznał zmrużone w uśmiechu oczy Lily.
— Evans — powiedział szybko, cofając się o krok, jak zbrodniarz złapany na gorącym uczynku. Ile widziała? Ile zrozumiała? Ile jej powie? Ruda stała niewzruszenie w progu, z ramionami założonymi na piersi i ustami wygiętymi w pokrętnym uśmieszku. Nie widział dokładnie wyrazu jej oczu, ale podejrzewał, że był kpiący. Kpiący i wszechwiedzący.
— Moje karty — zmartwiła się Moon, rozglądając się po podłodze. Pochyliła się niezgrabnie, ale Syriusz był szybszy.
— Ja to zrobię — mruknął, dziękując w duchu przyciemnionemu oświetleniu przedsionka, które skutecznie skrywało zażenowanie wypełzające mu na policzki. Nerwowo chwytał rozrzucone kartoniki, a dziewczyna złapała go kurczowo za koszulę na ramieniu.
— Tam były wszystkie króle — szepnęła płaczliwie. Black podniósł się z kolan i wcisnął jej karty w dłonie.
— Już dobrze. — Pogładził ją delikatnie po plecach, objąwszy ją uprzednio i podprowadzając do Evans, która wciąż przyglądała im się z wyraźną ciekawością. — Pomożesz mi? Chyba źle się poczuła. — Gryfonka przejęła przyjaciółkę bez słowa, rzucając mu przenikliwie spojrzenie ponad jej ramieniem. Światło żarówki z pokoju obok odbiło się w soczystozielonych tęczówkach.
— Jeśli możesz, powiedz Jimowi, że jestem w dormitorium. Wszystkiego najlepszego — dodał ze sztucznym uśmiechem, rozluźniając krawat Moon, który bezwładnie opadł jej na szyję. Blondynka patrzyła na to bez mrugnięcia okiem i po chwili zaśmiała się cicho, nieprzytomnie. Zapach kwiatów popłynął za nim jak dym.

* * * * *

Mroźny, przywodzący na myśl zimowe noce wiatr poświstywał między budynkami. Wokół było cicho i pusto, co tylko uwydatniało tę dziwną atmosferę. Można było powiedzieć, że to cisza przed burzą, którą instynktownie wyczuły wszelkie żywe istoty, szukając tej nocy schronienia gdziekolwiek było to możliwe. A może było po prostu zbyt późno?
W końcu zabrzmiał dźwięk. Ciche plaśnięcia burzące sanktuarium tej pełnej napięcia ciszy.
Za rogiem ukazał się niewielki brązowy pies, najwyraźniej nieświadomy swojego wtargnięcia w gęstą atmosferę niepokoju. Nie zatrzymał się przy żadnej latarni, przy żadnym koszu na śmieci. Kierował się przed siebie lekkim truchtem, z oczami błyszczącymi w ciemności.
Wreszcie skręcił za wygiętą tablicą z napisem St. Gracechurch Street. Zwierzę zdawało się dobrze znać cel swej podróży, nic go nie rozpraszało. Wraz z upływem czasu stawał się coraz bardziej ostrożny, jakby nagle uderzyła go ta ciężka cisza; biegł jednak dalej. W powietrzu unosił się zapach stęchlizny i dymu.
Pies zatrzymał się wreszcie przy jednym na pozór niczym nie wyróżniającym się budynku. Wszedł do środka przez uchylone drzwi klatki schodowej, zza których po chwili wylał się bladoniebieski blask. Nie minęło kilka minut, kiedy w ciszy nocy zabrzmiał zgrzyt przekręcanego klucza i skrzypnięcie drzwi.
Niewysoki mężczyzna krzątał się po spartańsko urządzonym mieszkaniu, najwyraźniej szukając czegoś w ciemności. Kręcił głową bezradnie, w jego gestach widoczne było poruszenie.
— Nie jest dobrze. Nie jest — szeptał ledwo dosłyszalnie, grzebiąc pośród wyszarpniętych z półki dokumentów. — Wcześniej czy później... Cholera — zaklął, gdy papier rozciął mu palec. Z wewnętrznej strony swego długiego płaszcza wyjął pogięte pióro. Zaczął coś szybko skrobać na skrawku pergaminu. Kiedy skończył, dopisał jeszcze adres i przywołał do siebie sowę, która do tej pory siedziała cicho na żerdzi w rogu pokoju. Drżącymi dłońmi próbował przywiązać liścik do jej nóżki, kiedy poczuł, że coś wbija mu się w gardło. Palce ześlizgnęły mu się po piórach ptaka.
— Zdziwiony? — zapytał mężczyzna ściskający różdżkę. Był ubrany w długą ciemną szatę z kapturem, ale nie wiele więcej dało się dojrzeć – mrok skutecznie ukrywał jego twarz.
— Nie — odezwał się chrapliwie człowiek w płaszczu, wciąż ściskając sowę. Musiał zyskać na czasie. — On i tak o wszystkim wie! — Mówiąc to, usiłował niepostrzeżenie wcisnąć sowie karteczkę.
— Doprawdy? — zakapturzony zaśmiał się kpiąco. Animag kątem oka spostrzegł kolejnego nieznajomego czającego się przy drzwiach. Sowa uchwyciła papierek. Gdyby tylko mógł uchylić szerzej okno... Sięgnął za pazuchę.
Wszystko potoczyło się szybko. Różdżka mocniej wbiła mu się w gardło, poczuł ból w lewym kolanie, wyrzucił sowę w powietrze, ptak podleciał do okna... I zaraz został schwytany przez drugą zakapturzoną postać.
— No, no... — mruknęła, wyrywając karteczkę. — Stary, dobry Albus... O wszystkim wie, tak? — zwitek pergaminu został dźgnięty końcem różdżki i zaczął tlić się jasnym płomieniem. Wkrótce jego los podzieliły rozrzucone na podłodze dokumenty.
Mężczyzna w płaszczu wydał zdławiony okrzyk protestu, ale po chwili wszystko zamilkło, by cisza mogła zostać rozdarta po raz ostatni tej nocy:
Imperio.


Witam Was, robaczki, w tym emocjonującym maturalnym tygodniu! Ja ten stres mam już za sobą, więc wena sobie hula i kolejny rozdział znowu będzie za tydzień :) W dodatku w Dziale Ksiąg Zakazanych znajdziecie mini-spojlerki – będą się tam pojawiały nie tylko tytuły bieżących rozdziałów, ale też kilka tytułów do przodu. Czy to nie wspaniałe?! ;p

17 komentarzy:

  1. Hejka kochanie :)
    Rozdział przeczytany ale komentarz dodam później ponieważ teraz lecę do miasta na zakupy.
    Buziaki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem z powrotem !!!!
      Nawet nie wiesz jak się ucieszylam ze dodałas rozdział bo mogłam przeczytać dwa naraz.
      Rozdział superowy jak zwykle co tu dużo mówić ?
      Ja.Normalnie.Umieram!!!!!! Syriusz jest taki .... awwwwww. To chyba prawda ze zakochany facet robi się taki uroczy, cudowny i słodki. Black zawsze był genialny ale teraz kiedy jego serducho zabiło dla naszej Domi jest normalnie awwwww. To jak chciał mówić do niej Nika ... kobieto ty chcesz ze bym umarła od nadmiaru cukru? A scena z pijana blondynka i Łapa .... zawał murowany.
      Biedna Lily. Uczy się, siedzi godzinami nad materiałami a i tak dostaje N. Normalnie widzę nasza panią od Wiedzy o Kulturze. Eh.
      Krótkie to spotkanie. Myslalam ze profesor więcej jej powie a tu dupa. Ale mam nadzieje że Moon dowie się więcej o swojej mocy.
      Końcówka tez dziwna i niepokojąca. Lubie tajemnice i cieszę się ze na twoim blogu jest ich tak dużo.
      Buziaki, zycze weny i miłego weekendu. No i zapraszam do siebie na obydwa blogi

      Usuń
    2. Aleksandra jak zawsze niezawodna :)
      Noo, ostatnio szaleję z tymi rozdziałami!
      Prawda? Ale nawet ta słodycz ma swoje granice. Podobnie jak w przypadku Voldemorta uważam, że w potterowskich fanfickach miłość została zbytnio uschematyzowana, wepchnięta w jakieś nierealne, idealistyczne ramy, które nijak nie pasują do rzeczywistości. Tu będzie inaczej, więc cieszmy się, póki Syriusz daje się kochać :)
      Wiedza o Kulturze jest też moją traumą... No naprawdę, ten przedmiot naprawdę dałoby się poprowadzić lepiej!
      Racja, spotkanie z Imnifayem było krótkie i mało treściwe, ale to dlatego, że stanowiło jedynie wstęp do pełnowymiarowej lekcji, która będzie miała miejsce już w kolejnym rozdziale :) Cierpliwości!
      Dziękuję, pozdrawiam i lecę czytać,
      Eskaryna

      Usuń
  2. ile emocji! Uwielbiam Cie ;)
    Nie dziwie sie do końca, ze Dominika nie rozumie zachowania Syeiusza, skoro on sam nie ogarnia samego siebie. Ale uwazam za autentycznie słodkie, jak Black z powodu swoich uczuc nie wie czasem, jak z nią rozmawiac: tak jak na początku. Swoją droga chyba zyskał motywacje, zeby dowiedziec sie czegos o rodzinie Domininki ;). Pewnie boi sie jednak, ze wtedy bedzie musiał mowić o wlasbej. Ale coz, mysle, ze jej akurat moze! Podobnie swietnie pokazałaś te scenę w łazience. Niby nic sie nie stało, a tak wiele. Wlasciwie byłoby dobrze, jakby Lily zasugerowała cos Dominice, Syriusz mógłby byc jej widoczny. Swoją droga niezawodna Lily była genialna z dyktafonem :D.
    Ciesze sie, ze pojawił skę fragment z Infinitym, ale żałuje, ze byl taki krotki. Miałam nadzieje na jakies dłuższe zajęcia... Ale liczę, ze wraz z jego nowym pomysłem na zajecia cos sie wyjaśni.
    ZAstanawia mnie tez, co stanie sie z Charliem i liczę, ze w nastepnym rozdziale cos na ten temat sie pojawi. No i coz to za tajemnicza lista, ktora dkreslala Domnika? W ogole swietnie, ze czuje sie w Hogwarcie tak dobrze i ze traktuje dziewczyny jak swoje przyjaciółki, no a Syriusza, mam nadzieje zacznie traktować jak chłopaka xD. Pewnie prędzej czy pozniej dowiedza sie o jej zdolnościach, choc mam wrażenie, ze wtedy moze nie byc juz tak kolorowo. Zafascynowała mnie ta wzmianka o przyszłości, ktora zabfzmiala mocno niepokojąco, szczegolnie ze wzgledu na kontrast radosnej imprezy i niebezpiecznymstwa Jutra, ze tak powiem... Czy moze chodzi o to,ze Dominika bedzie tęsknić za zamkniętym Syriuszem, miłością swojego zycia? Ach!
    W ogole wielki szacun za tak szybkie dodawanie rozdziałów:) U mnie juz nowy rozdział na blogerze czeka, ale opublikuje dopiero w nocy z czw na piatek ;). Tymczasem zapraszam na ogłoszenie na niezaleznosc-hp.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Heej, dziękuję :)
    Ja osobiście uwielbiam sceny w książkach, kiedy dzieją się rzeczy z pozoru prozaiczne, a mimo wszystko ważne. Idealnie trafiłaś w punkt, pisząc, że Syriusz chciałby rozmawiać o jej rodzinie, nie wspominając przy tym o własnej... Dokładnie tak. Co do Lily, jeszcze da popalić swoim współlokatorkom w kolejnym rozdziale :)
    Imnifay pojawił się na chwilę, ale w obu nadchodzących rozdziałach będzie miał sporą rolę do odegrania, więc nic straconego.
    Wzmianka o przyszłości jest znacznie poważniejsza niż teraz się wydaje, ale do tego czeka nas jeszcze dłuuuga droga.
    Bardzo dziękuję Ci za tak uważny komnetarz!
    Z pozdrowieniami,
    Eskaryna

    OdpowiedzUsuń
  4. Oo, pijana Dominika! Odkąd tylko usłyszałam, że to urodziny Moon wiedziałam, że zaserwujesz nam tego typu scenę i oczywiście bardzo się z niej cieszę! Po uśmiechu Lily mogę wywnioskować, że ona również :p
    Rozdział bardzo udany, zresztą jak każdy Twój. Niestety na dzisiaj to tyle, bo we wtorek mam rozszerzenie z WOSu, ale potem już całkowicie wracam na blogosferę, więc i komentarze będą dłuższe :)
    Życzę weny! :*

    OdpowiedzUsuń
  5. No niestety, te niechciane urodziny jeszcze przez długi czas pozostaną w pamięci Dominiki :) Nie mówiąc już o Lily, która rzeczywiście ma z tego wszystkiego sporo satysfakcji.
    Moja siostra ma identyczne plany na wtorek, więc trzymam kciuki za was obie! :)
    Z pozdrowieniami,
    Eskaryna

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej! Jest mi strasznie wstyd, że pojawiam się tu z komentarzem tak nieregularnie! A czytam wszystko z zapartym tchem! Ciesze się, że kolejne rozdziały pojawiają się tak często bo fabuła szaleje ;P I jakie one są długie! Zazdroszczę ci talentu, bo może ja mam głowę pełną pomysłów, ale ciężko idzie mi ubieranie tego ładnie w słowa i wychodzi jak wychodzi ;P A u ciebie jest wszystko! Naprawdę twoje opisy mogłyby posłużyć jako poradnik 'Jak pisać' ;P
    A teraz parę słów o fabule! Cieszę się, że Gordon dostał za swoje... Chociaż przyznam, że moim zdaniem szlaban to za mało! Syriusz powinien skopać mu tyłek, liczę na jakąś grubszą akcję, w końcu Huncwoci mają głowy pełne pomysłów... ;) Wgl to na miejscu Blaka chyba pognałabym za Dominiką i szajką Gordona do Hogsmeade już wtedy, nie usiedziałabym spokojnie. Cały czas się zastanawiam co za przeszłość skrywa Ragnarok, co takiego się wydarzyło, że Huncwoci tak go nienawidzą, te tajemnicze gesty, półsłówka, kiedy to się w końcu wyjaśni ;P I te okulary Gordona! Czuję, że też coś w sobie skrywają, definitywnie ;P A co do samej jego osoby, na początku wydawał się bardziej tajemniczy, odsunięty od wszystkich, skryty w sobie, a teraz wychodzi z niego cham i prostak, a ci jego znajomi to też jakiś margines społeczny... Dobrze, że Moon przejrzała na oczy ;) A Black! Kto by pomyślał, że miłość tak może odmienić człowieka! ;P Szczerze to nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału, a dokładniej to reakcji Lily, bo pewnie nie będzie mogła usiedzieć z językiem za zębami i udawać, że niczego nie widziała ;P Może widząc zachowanie Blacka pod wpływem uczucia dostrzeże, że może i James, tak podobny do Syriusza, może być innym, niż mówią pozory, facetem ;P Za dużo 'może' w jednym zdaniu xD Właśnie, trochę mi mało Jily, ale wybaczam bo to w końcu opowieść o Moon ;P A co do jej wypadu nad jezioro... A raczej do xD Po takim doświadczeniu chyba przywiązywałabym się do łóżka xD Albo chociaż kładła spać w butach jak Luna ;P A ten jej profesor to trochę gówniany jest, tak jak wspomniała Dominika, jakby uczył się na niej praktyki... Przydałby się ktoś bardziej doświadczony i ogarnięty, najlepiej praktykujący Białą Magię, ale no rozumiem, że ciężko o kogoś takiego, bo to zbyt wyjątkowy dar i niespotykany. Oby okazał się jej pomocny, bo takie 'oczyszczanie umysłu' to za wiele raczej jej nie pomorze... A co to się na wróżbiarstwie działo? Cóż tam Moon kombinuje? To też niezmiernie mnie ciekawi, na szczęście na kolejny rozdział nie trzeba czekać długo ;P Ach i jakbym mogła nie wspomnieć o imprezie urodzinowej! Życzenia huncwotów były niesamowite! Pewnie dziewczynom trochę zrzedły miny, gdy chłopcy nazwali Moon swoją najlepszą koleżanką, każda pewnie chciałaby mieć taki tytuł ;P Ilości alkoholu jaki przynieśli były zatrważające xD Poranek z pewnością będzie bardzo ciężki :P Już o tym, że Huncwoci wdarli się jakimś cudem do dormitorium dziewczyn nie będę wspominać, bo to w końcu HUNCWOCI, co to dla nich ;P No nic, najlepszego MOON! Szczególnie dużo miłości ;P I jeszcze te sceny 'spoza' Hogwartu! Czuję, że będzie grubo...
    Czekam! I życzę dużo weny i huncwotów!!! ;*

    niecnimarudersi.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeju, dziękuję za tak miłe słowa :) Ile ja się namęczyłam, żeby w ogóle sklecić choć jedno typowo opisowe zdanie! Jeśli to w ogóle jakoś wygląda, to powinnam służyć raczej jako poradnik typu "trening czyni mistrza" :p
      Obiecuję Jily w przyszłości! W ogóle większość fabuły mam rozpisaną na rozdziały i sama zauważam, że im dalej, tym więcej Jily, więc perspektywy są pomyślne. Sama uwielbiam ten wątek, ale staram się nie przesadzić z tempem, więc może wychodzi to nieco ślimaczo. W każdym razie wezmę Twoje wnioski pod uwagę, to na pewno :)
      Kolejny poranek będzie adekwatny do urodzinowych szaleństw, więc nie można spodziewać się niczego dobrego. Faktycznie, to już zaraz! Szczerze mówiąc, mam o wiele większą satysfakcję z rozdziałów dodawanych co tydzień, mimo że jest mnie komentarzy. Mam wtedy wrażenie, że ci, którzy mimo wszystko czytają, nie wypadają aż tak bardzo z rytmu, a wydaje mi się, że z czasem będzie to miało coraz większe znaczenie. No, ale wiadomo, że nie samym Blogspotem człowiek żyje :) Dlatego bardzo dziękuję Ci za wyczerpujący i bardzo pozytywny komentarz.
      Z pozdrowieniami,
      Eskaryna

      Usuń
  7. Hej, hej!
    Przepraszam, że komentuję tak późno, zwłaszcza, że rozdział był po prostu świetny, ale dopiero teraz znalazłam czas :( Pani na hiszpańskim pyta to i komentować można xd
    No to tak.
    Syriusz powiedział do Dom-Dom Nika!! Jupijaj! Co prawda pewnie nie bd tego pamiętać, ale może Lily coś zdziała... Oby!
    To było takie słodkie xd to ,,Cześć, przystojniaku" rozwaliło mnie na łopatki. Ale taka prawda xd i to ,,Kocham dziewczyny, Remusa, Petera i Pottera, kocham was wszystkich" czy jakoś tak, piszę z pamięci xd
    I ta syruacja była taka kochana, no... Uwielbiam cię za nią!
    To było takie miłe, że huncwoci nosili te koszulki. Takie wsparcie dla Dominiki!
    Końcówka dość niepokojąca, nie powiem... Bardzo mnie ciekawi, co było na tej karteczce... Czekam na rozwinięcie tego wątku.
    Także końcówka o niespokojnej przyszłości wzbudziła u mnie niepokój... Tylko zaostrzasz naszą ciekawość!
    Lekcja z Imnifayem był troszku krótka, więc czekam na kolejną – dłuższą! Polubiłam tego staruszka!
    Wróżbiarstwo, wróżbiarstwo i ta lista... Naprawdę bardzo, bardzo mnie ciekawi, o co w niej może chodzić i co nowego wymyśliła Dom-Dom!
    Jestem taka zadowolona z tego rozdziału bo było mnóstwo Syriki czy jak tam ten pairing się nazywa! Jestem taka szczęśliwa z tgo powodu i wiem, że się powtarzam, ale ten komentarz piszę z przerwami i to dość długimi, bo zaczynałam o 8 teraz mamy 21: 30 także troszkę musiał poczekać, ale to przez chorobę xd Także musisz wybaczyć troszke chaotyczność. A wracając do Syriusza... Był taki czuły i to było takie piękne, że całkiem inaczej zachowuje się na codzień, a tutaj nagle taka opiekuńczość i wgl... Ohhhhh!
    Aaaaaa! I jeszcze zyczenia chłopaków, które były po prostu bezcenne! Ich tutaj mie można też pominąć, zwłaszcza tej jędzy Pottera xd
    I Gordon. Ja mam nadzieję, że jego jednak ze szkoły wyrzucą. Szlaban tylko dostał. Phi! Ja tam bym mu dała popalić! I życzę mu, żeby Syriusz sięna nim zemścił.
    Dobra, to by chyba było na tyle, nie? Obym o niczym nie zapomniała. Podobał mi się fragment o tych kartach i królach, nie wiem dlaczego, ale jakoś zapadł mi w pamięć xd
    Rozdział naprawdę cudowny!
    Weny, pomysłów, czasu!
    Pozdrowionka,
    Bianka!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, kochana!
      Ooo, uczysz się hiszpańskiego? Z tych wszystkich języków, których próbowałam się uczyć, akurat hiszpański jest niechwalebnym wyjątkiem :p
      To prawda, Imnifay w tym rozdziale był tylko małą zapowiedzią tego, co zdarzy się w kolejnych. Wydaje mi się, że w najbliższej przyszłości może być go aż za dużo! :p
      Dziękuję za te wszystkie, niesamowicie motywujące uwagi. Bardzo cieszę się, że Ci się podobało! Naprawdę, czytając Twój komentarz, uśmiechałam się bez przerwy :) Aż chce się pisać dalej, a z każdym rozdziałem będzie działo się coraz więcej!
      Buziaczki-ślimaczki,
      Eskaryna

      Usuń
  8. spędziłam bardzo miły wieczór czytając wszystkie do tej pory opublikowane rozdziały. od zawsze kochałam opowiadania związane z huncwotami, a bardzo od dawna nie trafiłam na coś dobrego. świetnie piszesz, chce się więcej i więcej. <3
    kocham Syriuuuuusza, opisujesz go w taki sposób jak ja sobie zawsze wyobrażałam. MEGA <3 są momenty, przy których nie można się powstrzymać od uśmiechu. :)
    no cóż, nie mam pojęcia co więcej pisać. czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. buziaki! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeej, witam i dziękuję :)
      Oj, Syriusz jest moim oczkiem w głowie. Prawdę mówiąc, na jego odtworzeniu skupiam się chyba najbardziej, mimo że nie jest głównym bohaterem opowiadania. Tym bardziej dziękuję za komplement, to dużo dla mnie znaczy.
      Z pozdrowieniami,
      Eskaryna

      Usuń
  9. Hej!
    Pierwsze co szczególnie rzuciło mi się w oczy to książka Christie, która nie została wydana później, niż w roku akcji opowiadania. niby mało kto zwraca uwagę na takie detale, ale ja tak, więc postanowiłam to podkreślić.
    Patricia (jeśli nie pomyliłam imienia) jest urocza w tej swojej fazie na bycie detektywem xD a jeśli chodzi o samo wrozbiarstwo, to bardzo fajnie ukazane, jaką zapchajdziurą jest ten przedmiot. coś jak edb, które mało kiedy jest przeprowadzane odpowiednio w szkołach.
    Dom przez nadmiar problemów na głowie chyba nie do końca skojarzyła, że ma urodziny. biedna xd ale cała ta imprezka ukazana cudownie, widać, że są ze sobą blisko. poza tym dawno nie czytałam opowiadania, gdzie picie alkoholu jest dobrze ukazane (może przez to ze wyszukuje często jakieś słabe opowiadania, no ale...). Dom jest tu taka typowa dziewczyna, która na imprezie zaczynajacej się o 18 fruwa przed 20 xD ogólnie taka kochana atmosfera, podobało mi się. tyle tylko, że Evans mogła pomyśleć sobie ciut za dużo... ale trudno, i tak shipuje Dominike i Syriusza, więc niech sobie myśli co chce c:
    ale widzisz, Syriusz jednak potrafi być czuły i myślący! u mnie przy Beckett, u Ciebie przy Domci. swoją drogą, jeszcze jedna rzecz na plus - jako że w wielu opowiadaniach Black jest przedstawiony jako nie wiadomo jaki żigolo który okazji nie przepuści, a tu pokazałaś go takiego... prawdziwego. rozpieta koszula? no fajnie, jesteś pijana, zapinaj i do łóżka. tak powinno być!
    na początku myślałam, że to Syriusz, ale jednak to inny piesek. zaciekawiło mnie to, ciekawe co to była za wiadomość, ale zdziwiłam się też, że nie przeczytali tego listu, żeby się jeszcze trochę nad tym panem poznęcać.
    lecę do kolejnego c:

    OdpowiedzUsuń
  10. Cześć!
    No nie wierzę, że zwróciłaś na to uwagę :) Bardzo mi miło, staram się, żeby wszystko do siebie pasowało. Jeśli mało kto przywiązuje wagę do takich szczegółów, pisząc opowiadanie, to jeszcze mniej czytających je wychwytuje, dlatego dziękuję Ci za spostrzegawczość.
    W przypadku wróżbiarstwa również pamiętam, jakie zdanie na jego temat miał Dumbledore, więc spokojnie, trzymam rękę na pulsie :p Co do EDB, to masz rację, ten przedmiot sprawia wrażenie, jakby nikt nie miał na niego pomysłu, a szkoda.
    Zdradzę, że piesek, o którym mowa, pojawił się już wcześniej w tej historii :)
    Bardzo dziękuję za przemiły i uważny komentarz!
    Z pozdrowieniami,
    Eskaryna

    OdpowiedzUsuń
  11. Droga Eskaryno,

    Świetny pomysł z koszulkami, hahah! Uwielbiam rozmowy Huncwotów, wprowadzają mnie w bardzo pozytywny nastrój! List był naprawdę uroczy! Dominika się wzruszyła (i szczerze mówiąc nie dziwię jej się!). I to, że Dominika zgodziła się, aby Syriusz nazywał ją Nika (tak przezywają koleżankę z mojej klasy XD), wywarło na mnie porządne wrażenie! No i Moon ma urodziny! :D

    I zaczęło się nieszczęsne wróżbiarstwo. Nie przepadam też za tym przedmiotem, nie widzę nic ekscytującego we wróżeniu z fusów czy z kart (chociaż ostatnio nauczycielka zapytała się mnie na lekcji co wywróżyłam, jak grałam z przyjaciółką w makao XD), więc nie dziwię się beznamiętnego podejścia do tego przedmiotu Gryfonów. Tak na marginesie biedna Lily, stara się najbardziej, a nic jej z tego nie wychodzi (znam ten ból ;-;).

    Fajne Huncwoci urządzili urodziny Dominice X’D Gra w butelkę pasuje do wszystkiego, jak to się mówi :D Czego można by spodziewać się po Huncwotach jak nie alkoholu? Przecież każdy był pewny, że o 22 będą już spokojnie spać w łóżkach, a nie robić małą popijawę na urodziny, haha :D Syriusz za to zachował się wyśmienicie!

    O kim, na Merlina, jest mowa w ostatnim fragmencie? Takie zakończenie, normalnie nie wytrzymam! W dodatku ten ktoś rzucił na tego człowieka Imperiusa! :O Idę szybko komentować dalej!

    Pozdrawiam,
    ~V

    OdpowiedzUsuń
  12. Jej, ja znowu czego nie rozumiem. Dominika miała urodziny tego dnia, którego wpadła sowa? To James i Syriusz wpadli rano, aby pić? Nie wydaję się logiczne, ale jest mowa, że z samego ranka... Um znowu pewnie czego nie zrozumiałam. Niemniej jednak miło z ich strony. Chociaż mimo, że łaskotki nawet lubię, to taka zniewalająca łaskotka, to chyba katorga :D. Myślę, że Syriusz się tu zachował bardzo dobrze i Lili nie powinna mu mieć za złe, to Dominika swawolnie próbowała zrobić coś więcej.
    A też sprawdziłam, kiedy książka została wydana, bo ja zawsze czujny czytelnik :D. Chociaż sama autorka niezbyt mi przypadła do gustu. Znaczy jej książki, nie ona.
    Hm... zastanawiam się o co chodzi z tym wróżbiarstwem. Może chodzi o to, aby nie być logicznym, a bardziej zabujałam w marzeniach, umiejącym robić coś spontanicznie, nie patrzącym na fakty, a na własne spostrzeżenia? Może dlatego typowi dobrze uczący się uczniowie dostają takie marne oceny? Ale czy to by oznaczało, że nie potrafią być inteligentnymi...?
    Faktycznie dziwnie, skoro nasz teoretyczny nauczyciel ma nas czegoś nauczyć, a on sam nie ma o tym pojęcia. Trudno tak być królikiem doświadczalnym. Zwłaszcza, że tutaj sprawa jest dość poważna. Nikt nie lubi lewitować w nieznane miejsca i budzić się gdzieś daleko, i w niezbyt dobrym stanie.
    Swoją drogą nauczyłam się, że jednak mówi się puf, a nie pufa. Byłam przyzwyczajona do tego drugiego, a tu takie zaskoczenie :D.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń