„Koniec Corneliusa, początek Merkurego”
– rozdział XIV –
— Dziękuję państwu, to wszystko na dziś. Zapraszam na
kolejne spotkanie w najbliższy poniedziałek.
Dominika odetchnęła ciężko i przeczesując dłonią wilgotne
włosy, wystąpiła z drewnianej obręczy, która tkwiła przed nią, do połowy
zanurzona w zlepionych błotem zalążkach trawy. Właśnie skończyły się pierwsze,
niezbyt owocne zajęcia nauki teleportacji. Mimo, że w myślach powtarzała mantrę
cel-wola-namysł, znaleźć w obręczy udało jej się dwa razy i to tylko dlatego,
że straciła równowagę. Za to Huncwoci jak zwykle dali popis swojego geniuszu
oraz umiejętności magicznych. To znaczy, część Huncwotów. James znalazł się
dokładnie pośrodku drewnianego okręgu, który chwilę wcześniej leżał przed nim i
wszystko byłoby idealnie, gdyby nie fakt, że w teleportował się, gubiąc po drodze
okulary. Syriuszowi również udało się wykorzystać złotą zasadę ce-wu-en i
teleportował się bez uszczerbku fizycznego, ale za to o kilka jardów bliżej
granicy Zakazanego Lasu niż zamierzał. Jednakże był to spektakularny sukces,
biorąc pod uwagę dokonania reszty uczniów, co wywołało szepty wśród opiekunów
domów, którzy mimo wszystko nie wydawali się przesadnie zaskoczeni. W końcu było to
jedynie potwierdzenie obowiązującego przekonania o nadzwyczajnych zdolnościach
tych dwóch Gryfonów.
Moon pocieszała się faktem, że pomijając huncwockie
wybryki natury, nikt nie osiągnął ciekawszych efektów. Były to dopiero pierwsze
z zaplanowanych dwunastu zajęć, a ona miała przed sobą perspektywę spotkania z
Corneliusem. Jakoś ciężko było jej się całkowicie skupić na teleportacji,
stojąc w zimnej mżawce i powtarzając w myślach zaklęcia białomagiczne. Jednak
starała się na tyle, że prawdopodobnie jej wyniki na treningu z profesorem też
nie będą zbyt zachwycające, jako że wymagał on maksymalnej koncentracji i
zaangażowania.
Poklepała po ramieniu Syriusza, który z dumnym uśmiechem raz
po raz odrzucał mokre włosy z czoła. Mruknęła coś o gigantycznym wypracowaniu i
wmieszała się w tłum uczniów wracających do zamku.
Do spotkania zostało jej jeszcze trochę czasu, więc tym
razem nie musiała się spieszyć. Korzystała z ostatnich chwil względnego relaksu
i pozwoliła dowolnie błądzić swoim myślom, kiedy pokonywała kolejne piętra.
Czasem poszczególne sekcje schodów poruszały się, chrzęszcząc kamieniami, aby
przesunąć się piętro wyżej. Wciąż nie mogła się przyzwyczaić do takich
szczegółów; teraz też przylgnęła do rzeźbionej poręczy, nie śmiejąc iść dalej
zanim schody znieruchomieją.
Ciekawe, co też będzie działo się na dzisiejszych zajęciach.
Cornelius miał nieprzyjemny zwyczaj sprawdzania jej w nieco ekstremalnych
sytuacjach, czego popis dał ostatnim razem, gdy sprowadził do zamku prawdziwego
świergotnika. W obliczu nagłej zmiany taktyki sędziwego profesora Dominika
mogła snuć dowolne rozważania na temat sposobu, w jaki przećwiczone zostaną jej
białomagiczne umiejętności. Znała już proste zaklęcia uspokajające, leczące
rany, ostatnio udało jej się nawet skłonić roślinę do gwałtownego wzrostu,
jednak miała świadomość jak znikoma jest to część tej niezbyt popularnej
dziedziny magii.
Zerknęła na dziwacznie spreparowaną kopię „Damy z łasiczką”
w boleśnie jaskrawych kolorach i skręciła w prawo. Z daleka rozpoznała
popiersie ekscentrycznego czarodzieja z nakryciem głowy w postaci głowonoga,
niedaleko którego znajdowały się drzwi do gabinetu profesora Imnifaya. Chwilę
później stukała już w ich gładką powierzchnię.
— Proszę, panno Moon.
Dominika stanęła w progu i odruchowo spojrzała na masywne
biurko, zza którego zwykł ją witać Cornelius. Profesor jednak podszedł od
strony przeciwnej ściany, przy której piętrzył się stos kartonów wypełnionych
książkami. Biblioteczka za plecami maga była niemal całkowicie ogołocona.
— Panie profesorze… — W zielonych oczach Gryfonki zabłysł
niekłamany niepokój. — Czy pan… Odchodzi?
— Panno Moon, proszę usiąść, nie będziemy przecież rozmawiać
w ten sposób. — Mówiąc to, Imnifay jak zwykle z uśmiechem wskazał jej krzesło.
Dominika przysiadła na jego brzegu, niecierpliwie wpatrując
się w nieco zakłopotaną twarz mężczyzny. Wahał się przez chwilę, najwyraźniej
nie wiedząc jaką przyjąć pozycję. Ostatecznie zajął swój zwykły fotel,
opierając na blacie łokcie i uśmiechając się przepraszająco.
— Rzecz w tym, że wzywają mnie pilne obowiązki. Zresztą
uważam, że moje zadanie tu dobiegło końca. — Spojrzał na nią uważnie spod
ciemnych brwi ułożonych w łagodne łuki. Dziewczyna popatrzyła na niego z
niedowierzaniem.
— Ależ panie profesorze! — wybuchnęła, wstając z miejsca. — Nie może mnie pan teraz zostawić! Przecież ja… Ja jeszcze nic nie
umiem! A najmniej potrafię panować nad Mocą, przecież pan profesor wie… — Nagle
dotarło do niej jak bardzo potrzebuje Corneliusa. Ćwiczenia z nim były dotąd
nieprzyjemnym, ale koniecznym obowiązkiem, nigdy jednak nie myślała, że skończą
się tak szybko. I to teraz, kiedy już dwa razy zdarzyło jej się poważnie
stracić nad sobą kontrolę. Przez myśli przewijały się sceny, które nagle stały
się przerażająco prawdopodobne.
— Panno Moon, proszę usiąść — odezwał się Cornelius
łagodnie. — Chyba nie rozumie pani, że nie jestem już w stanie więcej pani
nauczyć. Od początku mówiłem, że nie jestem Białym Magiem, a jedynie
teoretykiem. Wszystko, co mogłem, przekazałem już pani do tej pory, a pani
znakomicie spełniła moje oczekiwania.
Dominika nie odezwała się, czując ucisk w gardle.
— Musi pani bardziej w siebie wierzyć. — Podsunął jej jeden
z pucharów stojących na biurku. — Proszę się napić, pierwszorzędny sok dyniowy.
Moon machinalnie sięgnęła po czarę, tak skupiona na własnych
zbłąkanych myślach, że nie zauważyła nieruchomego spojrzenia profesora, który
obserwował ją uważnie. Spuściła głowę, wpatrując się w pomarańczową
powierzchnię płynu, podświadomie rejestrując narastające bzyczenie. Szarpnęła
krótko głową, kiedy poczuła łaskotanie w ucho.
— Profesorze — powiedziała powoli, patrząc w poważne,
granatowe oczy czarodzieja. — Co ja mam teraz zrobić?
Mężczyzna nie odpowiedział, przesuwając spojrzenie na
trzymany przez nią puchar.
Dominika również popatrzyła w dół i zobaczyła szamoczącą się
w soku pszczołę. Westchnęła z rezygnacją i wyłowiła stworzonko. Niezbyt przytomnym
wzrokiem patrzyła jak owad niepewnie maszeruje po jej palcu.
— Jakie zaklęcia przyszły pani na myśl?
Gryfonka gwałtownie podniosła spojrzenie na skupioną twarz
Corneliusa. Skąd wiedział, że często, przy nadarzających się problemach, w jej
myślach pojawiają się potencjalne zaklęcia, jakby sugerując ich wykorzystanie?
Nie był to rodzaj świadomego zastanowienia – czary usłużnie wykwitały w jej
umyśle, mimo że części z nich nawet nie znała.
Moon przełknęła ślinę.
— Zaklęcie dezynfekujące sok. Zaklęcie osuszające. —
Spojrzała łagodnie na pszczołę. — I… I zaklęcie zabijające.
— Które z nich pojawiło się pierwsze?
Dominika milczała. Imnifay skinął głową, w jej oczach
odnajdując właściwą odpowiedź.
— To był mój ostatni eksperyment. — Podniósł się w z fotela
i stanął tyłem do okna, tak że na jego tle widziała tylko ciemną sylwetkę
czarodzieja. — Panno Moon, proszę nie obawiać się swojej natury. Tłumienie
faktów i rzeczywistych uczuć to największy błąd, jaki może pani popełnić. One i
tak w końcu wyjdą na jaw, być może w najbardziej nieodpowiednim momencie. —
Założył ramiona na piersiach i zaczął mówić zmienionym głosem, niższym i
wyraźnie przyciszonym. — Tak jak opowiadałem pani przy naszym pierwszym
spotkaniu, każdy ma w sobie pierwiastek zła. U pani granica ta przebiega
wyraźniej niż u innych, ze względu na czystość magii, która w pani krąży. Fakt,
że pierwszą pani myślą było zabicie owada, bynajmniej nie świadczy o pani źle.
On świadczy o potędze danego zaklęcia, o jego wysuwaniu się przed inne, o jego
naturalnej dominacji. To pani wybór pozwala na ocenę, a nie możliwości, jakie
pani posiada.
Zapadła głęboka cisza, przerywana od czasu do czasu cichym
buczeniem pszczoły, która próbowała wzlecieć na nowo.
— Wspaniale było, panią poznać, panno Moon — powiedział w
końcu Imnifay, podchodząc do niej i wyciągając rękę. Dominika wstała i szybko
ją uścisnęła, nie odwzajemniając jednak uśmiechu. — Jest pani niesamowicie
zdolną i utalentowaną osobą i z pewnością usłyszę jeszcze o pani, kiedy tylko
uświadomi sobie pani swoje predyspozycje. Mam nadzieję, że dojdzie do tego
szybko, jak również do naszego kolejnego spotkania. Dziękuję za tak owocną
współpracę. — Skłonił lekko głowę i dopiero wtedy puścił jej dłoń.
— Dziękuję, panie profesorze — powtarzała jak we śnie, wciąż
czując porażającą bezradność. — Dziękuję.
* * * * *
Lily zamknęła oczy i przesunęła końcem pióra wzdłuż krawędzi
nosa. James Potter jak zwykle doprowadzał ją do szału i mimo że często
powtarzała sobie, że już dawno powinna się do tego przyzwyczaić, jego pyszałkowaty
sposób bycia nieodmiennie chwiał jej równowagą psychiczną. Rozchyliła powieki i
wbrew swoim szczerym nadziejom, zobaczyła go, wciąż opartego o gzyms kominka.
— To była bułka z masłem. Egzamin z teleportacji mógłbym
zdać w każdej chwili.
Ruda prychnęła demonstracyjnie głośno znad swojego eseju i
ze złością wycisnęła kilka słów na pergaminie. Pełne samouwielbienia spojrzenie
Pottera powędrowało w jej kierunku.
— Nie zamartwiaj się, Liluś. Jestem pewien, że gdybyś miała
ukończone siedemnaście lat, byłabyś niewiele gorsza ode mnie — zapewnił,
rozkoszując się szeroką gamą grymasów na jej lekko piegowatej twarzy.
— Słuchaj, zarozumialcu, a może byś tak uwolnił mnie od tej
tortury i przeszedł się na krótki spacer? — zapytała, nie podnosząc wzroku,
chociaż pióro stało w miejscu, dygocząc lekko.
— Chętnie, jeśli pójdziesz ze mną. To jak będzie?
— Zgadnij — rzuciła jadowicie, zerknąwszy morderczym
wzrokiem na Blacka, który najwyraźniej świetnie się bawił. — A ty może
zainteresowałbyś się oddaniem lektur pani Pince. Już dawno przekroczyłeś termin
zwrotu.
— Och nie, i co teraz? — zakpił Syriusz. — Nie będę mógł
wypożyczać książek. A tak się składa, że mogę sobie stamtąd zabrać co zechcę i
kiedy zechcę.
James rzucił mu szybkie spojrzenie, ale pierwszy
zainterweniował Remus.
— Wiesz co, Łapo, ja chyba też muszę oddać Mutacje na
poziomie anatomicznym, więc możemy to załatwić przy okazji — powiedział,
klepnąwszy przyjaciela w ramię.
Black wzruszył lekceważąco ramionami, ale podniósł się z
fotela i nonszalancko, ostentacyjnie demonstrując brak entuzjazmu, pomaszerował
za Lupinem.
Lily podejrzliwie spojrzała na Pottera. Jego orzechowe oczy
zwęziły się w uśmiechu.
* * * * *
W gęstniejącej ciemności zanurzyli się w dolinę.
Śnieżysty Potok płynął wzdłuż jej zachodniego skraju i wkrótce osiągnęli bród,
gdzie płytka woda głośno obijała się o kamienie. Przejścia pilnowali strażnicy,
którzy wynurzyli się z cienia na widok nadjeżdżających, a widząc monarchę,
wołali radośnie…
— Siemasz, Moon!
Dominika głośno zachłysnęła się powietrzem, odruchowo
zatrzaskując księgę. Kiedy podniosła spłoszone spojrzenie, spotkało się ono z
czarnymi oczami Syriusza.
— Do diabła — powiedziała zirytowana. — Czy ty zawsze musisz
mnie tak potajemnie nachodzić w najmniej odpowiednim momencie? Myślałam, że to
znowu Pince.
— Ha. A mnie się wydaje, że wybieram same najlepsze. Też
masz zatargi z naszą słodką bibliotekarką?
— Skąd — parsknęła Dominika, dla której biblioteka była
swoistą świątynią, do której pielgrzymowała częściej niż Syriusz uważał za
stosowne. — Ten szlaban to najlepsza rzecz w moim życiu. Naprawiam książki,
wiesz. — Zamachała nonszalancko różdżką, wskazując obszar swojej pracy. Black
wstrzymał jej dłoń w momencie, kiedy z różdżki posypały się iskry
niebezpiecznie blisko sterty woluminów. — Przyklejam okładki, poluzowane
kartki, takie tam. Aż dziw, co ci uczniowie robią z tymi biedactwami —
westchnęła, patrząc z czułością na brudne, wytłaczane grzbiety.
Gryfon skrzywił się z niesmakiem.
— Brzmisz jak Pince albo Plumpton. Jeszcze trochę i zacznę
się wstydzić, że pozwalam ci z nami siedzieć przy stole.
Moon zignorowała tę uwagę bądź zwyczajnie nie usłyszała jej,
ponownie otwierając książkę i uważnie oglądając tekst.
Syriusz patrzył na nią przez chwilę, po czym przeniósł wzrok na
niezbyt imponującą kupkę pieczołowicie ułożonych ksiąg.
— Tyle udało ci się zrobić? — zapytał kpiąco. — No, to musi
być wyjątkowo ciężka praca. Gdzie tam szorowanie pucharów w Izbie Pamięci, to
jest dopiero harówka.
Dominika spłonęła rumieńcem.
— No bo… No… — odezwała się cicho. — Otwieram książkę, żeby
zobaczyć czy wszystko z nią w porządku, prawda, a ona nagle okazuje się tak
interesująca i jakby nagle nie potrafię się powstrzymać, żeby… No wiesz. A
Pince ciągle mnie sprawdza.
— Jakby nagle — powtórzył w zamyśleniu Black, przyglądając
jej się z politowaniem. — Wiesz co, kochana, najlepiej będzie jak umówię cię na
wizytę u starego, dobrego Munga.
— Nie wiem kim jest Mungo, a teraz spadaj, bo mam
absorbujący szlaban.
— To szpital, Moon, szpital. Mają tam specjalny oddział dla
świrów.
— A tak, rzeczywiście — odparła dziewczyna nonszalancko, nie
odrywając wzroku od pożółkłej karty. Syriusz nie był pewien czy w ogóle dotarł
do niej sens jego wypowiedzi. W każdym razie nie zapowiadała się ani ciekawa
pogawędka, ani nawet przyzwoita kłótnia, więc leniwie odmaszerował do biurka
bibliotekarki, przy którym Lupin wypożyczał książki. Kiedy pani Pince z uwagą
oglądała kartę Lunatyka, jakby nie był tu stałym bywalcem od sześciu lat, ktoś
klepnął Syriusza w ramię.
— Hej, Black! — Odwrócił się i zobaczył przed sobą kapitana
quidditchowej drużyny Gryfonów.
— Middleton. Cześć.
— Słuchaj, za tydzień, jak wszyscy wiemy i pamiętamy,
szykuje nam się mecz ze Slytherinem. Chciałbym zrobić przynajmniej trzy
dodatkowe treningi przed rozgrywkami. Mógłbyś to przekazać Potterowi i
Kidney’owi? Jakoś trudno mi ich ostatnio złapać.
— Jasne — odparł Syriusz bez mrugnięcia, świadomy, że przez
ostatnie dni on i James z premedytacją unikali Malcolma. Mieli ciekawsze rzeczy
na głowie niż nużące treningi, zwłaszcza że byli na tyle pewni swoich
umiejętności miotlarskich, że uważali owe spotkania za stratę czasu,
przynajmniej dopóki pogoda była beznadziejna.
Już miał odwrócić się, żeby ponaglić Lupina, kiedy kapitan
zatrzymał go gestem.
— Mam do ciebie jeszcze jedną sprawę. Widziałam jak
rozmawiasz z tą blondynką, Dominiką. Często ją widzę w tej bibliotece, w
końcu niedługo OWUTEMy, ale wiesz… — Podrapał ucho w zakłopotaniu. — Nie za
bardzo wiem jak do niej zagadać, bo to chyba strasznie banalne gadać o książkach w
bibliotece, no nie? Może mógłbyś mi powiedzieć czym ona się interesuje,
podrzucić jakiś temat…
Black zgromił go spojrzeniem. Middleton był wysoki,
niebieskooki, podobno w damskich kręgach uchodził za całkiem przystojnego i
interesującego chłopaka. A tu nagle życzy sobie jego pomocy w podrywaniu Moon!
Niedoczekanie. I pomyśleć, że dał się nabrać, że Moon tylko się tu uczy i
odrabia szlabany! Oczywiście, uczy się, raczej strzela oczami znad książek i
prowokuje. O nie. Jako jej przyjaciel, Łapa stanowczo stwierdził, że po
pierwsze dziewczyna nie ma czasu na jakieś romanse, kiedy tuż przed nią SUMy, a
poza tym Middleton nie był dla niej odpowiedni. Co miał przeciwko niemu?
Syriusz nie wiedział, ponieważ nie miał teraz czasu, żeby się nad tym
zastanawiać. Malcolm patrzył na niego wyczekująco i wyraźnie oczekiwał
odpowiedzi.
— Hm — mruknął Black, żeby zyskać na czasie. Wymyślone
wcześniej argumenty raczej nie zniechęciłyby tego Gryfona, więc koniecznie
musiał szybko spreparować coś lepszego. Nagle doznał olśnienia. — Słuchaj,
rozumiem twoje wątpliwości, ale sprawa jest z góry przegrana. — Z udawanym
współczuciem spojrzał na pełną niedowierzania minę Malcolma i pokiwał głową. —
Poza biblioteką ona często przebywa z taką jedną przyjaciółką. No wiesz,
Macmillan, taka sobie brunetka. No i ona, wiesz… — Syriusz zamachał wymownie
rękami, ale nie widząc zrozumienia na twarzy Gryfona, westchnął. — Ma nieco
inną orientację. Przykro mi.
Chłopak wytrzeszczył na niego oczy, ale zanim zdążył
wykrztusić cokolwiek, Syriusz rzucił pospiesznie kilka słów pożegnania i
pomaszerował za niczego niepodejrzewającym Remusem.
— Kolejna brawurowa akcja najlepszego pałkarza Gryfonów!
Punkt! — zaintonował cicho.
* * * * *
Niewielką salę na szczycie Wieży Północnej charakteryzowała
zazwyczaj atmosfera pełna niechęci i znudzenia. Owego marcowego popołudnia nie
było inaczej, dodatkowo jednak zwykła cisza zakłócana melodiami wysłużonego
gramofonu, mętniała i nikła przy dźwiękach przewracanych leniwie kartek. Tego
jednak nie można nazwać niepodważalną normą.
— Nie wierzę, no, nie wierzę — mamrotała raz po raz
Dominika, niecierpliwie przerzucając bladożółte strony podręcznika. — To musi
tu być. To musi być wykonalne i ja muszę mieć dowód.
— Odbiło ci — stwierdziła Patricia ze stoickim spokojem,
pakując kolejnego ślimaka-żelka do ust.
— Wcale nie, najwyższy czas, żeby ktoś zaczął podchodzić
poważnie do wróżbiarstwa — zaoponowała Evans. — Okay, zakładanie, ze każdy z
nas ma talent do przepowiadania przyszłości mija się z celem, ale przedmiot to
jednak przedmiot i wpływa na naszą przyszłość, która już niedługo…
— Lily, błagam cię — warknęła Moon. — Zaraz oszaleję, więc
nie mów mi o mojej przyszłości, kiedy muszę znaleźć kupkę popiołów w
podręczniku analogiczną do kupki popiołów przede mną.
Ruda wzruszyła ramionami i niby przypadkiem szturchnęła
leżący przed nią poszarzały proszek, po czym bystro zajrzała do książki.
— Lepsze to niż odprawianie takich huncwockich występów —
powiedziała, skrobiąc pospiesznie notatki.
Dominika zerknęła pożądliwie na jej pergamin, ale nagle coś
szturchnęło ją mocno w bok.
— Potter — burknęła, widząc znajomy błysk szkieł tuż obok
swojego pufa. — Spadaj.
— Słuchaj, mam do ciebie interes.
— W to nie wątpię, ty zawsze masz jakiś interes jak do mnie
przychodzisz. Lily, jak myślisz, czy mój popiół zaczął nagle odpowiadać
kombinacji „uważaj na niewłaściwie znajomości”?
— Czy ty nie możesz po prostu… — zaczął okularnik z
niechęcią, wpychając się niezgrabnie pomiędzy sąsiadujące pufy. Wtem jego ręka
zsunęła się na blat tak niefortunnie, że wylądowała dokładnie pośrodku
przedmiotu badań Dominiki, co wywołało pełen rozczarowania okrzyk zarówno z
jego ust, jak i ze strony poszkodowanej.
— Ty durniu, coś ty zrobił! — syczała, próżno usypując nową
kupkę popiołu, bo przy ich stoliku pojawiła się zagniewana profesor Tattle.
— Potter, huncwocie zatwardziały, precz na swoje miejsce! —
powiedziała rozdygotanym głosem, biorąc się pod boki. Dominika z ponurą miną
obserwowała szkarłatne plamy, które kolejno wykwitały na policzkach czarownicy.
— Panno Moon, ignorancja w zakresie wróżbiarstwa nie usprawiedliwia braku
szacunku do przedmiotu. Odejmuję Gryffindorowi dziesięć punktów za każde z was.
— Super — mruknęła dziewczyna, końcem różdżki rysując
esy-floresy w resztkach poszarzałego proszku.
Przecież nigdy nie zdobędzie dowodów na nieuczciwość
nauczycielki wróżbiarstwa, kiedy wszystkie swoje niepowodzenia będzie mogła
zrzucić na wygłupy Huncwotów i własny brak zaangażowania. W porządku, byli też
inni uczniowie, ale nie każdy miał ochotę chwalić się stopniami, zresztą powinna
to sobie udowodnić na największej liczbie przypadków, a najlepiej osobiście.
Wciąż brakło jej uzasadnienia stronniczości Thelmy Tattle, ale wierzyła, że
kiedy zdobędzie wszystkie niezbędne dane, rozwiązanie znajdzie się samo.
Pozostałe kilkanaście minut zajęć przesiedziała w milczeniu
pełnym niezbyt optymistycznych myśli, więc kiedy zabrzmiał dzwon oznajmiający
koniec lekcji, podniosła się ze swojego miejsca z wyraźną ulgą. Pożegnała przyjaciółki i, demonstracyjnie
ignorując Huncwotów, zeszła po drabinie i ruszyła wąskim korytarzem pełnym
zakrętów i pustych ram obrazów. Kiedy zerknęła na swój plan w celu sprawdzenia
numeru sali, w której miały odbyć się kolejne zajęcia, coś mocno pociągnęło ją
za łokieć i bez trudu wciągnęło za jedne z niepozornych drzwi tkwiących w
kamiennej ścianie. Natychmiast wyszarpnęła różdżkę z kieszeni i stanęła w
lekkim rozkroku.
Uniosła brwi widząc Jamesa i Syriusza, ale nie opuściła
różdżki.
— Czego chcecie? — zapytała ostrożnie, ukradkiem rozglądając
się dookoła. Jak na komórkę na miotły była całkiem obszerna. Plumpton musiał
mieć ubaw. Za jej plecami stały wysłużone miotły i jakieś wiaderka, wszędzie
wokół walały się kolorowe butelki z magicznymi wywabiaczami.
Huncwoci wymienili się znaczącymi spojrzeniami.
— Słuchajcie, nic wam ostatnio nie zrobiłam, za to wy
psujecie mi karierę wróżbitki, więc wolałabym mieć z wami nieco mniej kontaktu
w najbliższym czasie.
— W tym rzecz, Moon. — Syriusz objął ją ramieniem. — Liczymy
na zacieśnienie kontaktów.
Dominika spojrzała na niego z ukosa. Takie gesty kojarzyły się jej z
nachalnymi akwizytorami sprzedającymi podejrzane odkurzacze.
— To znaczy?
— Nie wątpimy w twoją niebywałą ambicję i inteligencję,
dlatego chcielibyśmy zasięgnąć twojej eksperckiej opinii w pewnej istotnej
sprawie — powiedział wyniośle James, nonszalancko zakładając ramiona na
piersiach.
— Nie bajeruj mnie, tylko mów konkrety i wynośmy się stąd,
bo mnie te tutejsze specyfiki podduszają.
— Chcemy, żebyś wybrała się z nami do Zakazanego Lasu i
pomogła nam znaleźć pewne składniki — oświadczył spokojnie Black, przemawiając
do wiadra, które właśnie przestawiał, żeby zająć wygodniejszą pozycję.
Dominika otworzyła usta, zamierzając przypomnieć im, że to
nielegalne i mogą mieć kłopoty, ale szybko zrozumiała jak idiotycznie to
zabrzmi, więc je zamknęła.
— Dlaczego akurat ja mam wam pomóc? — Skrzywiła się z
niechęcią. Zakazany Las nigdy specjalnie jej nie kusił, zwłaszcza kiedy
pomyślało się, czemu właściwie jest zakazany oraz co, poza zwykłymi dzikami i
jeżami, może w nim sobie mieszkać.
— Nie łudź się, Moon, nie przychodzimy do ciebie dlatego, że
jakoś szczególnie cię lubimy. — Potter nie odmówił sobie złośliwego uśmiechu. —
Żaden z nas nie chodzi na zielarstwo. No, może poza Glizdogonem, ale jego
wiedzy nie możemy ślepo zaufać, sama rozumiesz, nie otrulibyśmy się na własne
życzenie. Lilunia też je olała, więc jesteśmy w nieprzyjemnej sytuacji.
— Patricia ma zielarstwo — odezwała się chłodno.
— O! I po problemie. — James klasnął w ręce. — Chodź,
Łapciu, jaka szkoda, że nie mamy planu Macmillan, byłoby o wiele szybciej i
przyjemniej.
— A mój macie? — zdziwiła się Dominika, ale Syriusz
zainterweniował natychmiast, roztaczając przed nią perspektywy urokliwej
wycieczki i poszerzania wiedzy praktycznej.
Blondynka zawahała się. Nieszczególnie lubiła łamać zakazy
Dumbledore’a, ale zwykle nie miała też większych wyrzutów sumienia, jeśli to się
czasem zdarzyło – Huncowci bywali przekonujący, kiedy im na czymś zależało.
Zresztą perspektywa zobaczenia na własne oczy roślin, które do tej pory
widziała jedynie w podręcznikach albo jako zasuszone ingrediencje do eliksirów…
Nerwowo przestąpiła z nogi na nogę. Huncwoci kiwali
zachęcająco głowami.
Ach, przecież wymkną się tylko na trochę i na pewno nie będą
zagłębiać się w Las, na skraju pewnie znajdą wszystko, co będzie potrzebne.
— A kiedy? — Oczami wyobraźni widziała już junipery i
wiciokrzewy zamiast twarzy Pottera.
— Dziś w nocy.
* * * * *
— Nie wiem, czy to taki dobry pomysł — mruknął James,
siedząc na łóżku w dormitorium szóstoklasistów i beznamiętnie przyglądając się
staraniom Syriusza szukającego plecaka. Nagle z poziomu podłogi dał się słyszeć
stłumiony okrzyk triumfu, szybko zastąpiony szpetnym przekleństwem, kiedy Black
uderzył głową w drewnianą kolumienkę.
Potter, nie doczekawszy się odpowiedzi, ciągnął swoje głośne
rozważania.
— No wiesz, żeby pokazywać jej pelerynę. Jak dla mnie, to
już zbyt duże wtajemniczenie.
— Rogaczu, czy mógłbyś się łaskawie zamknąć i zastanowić nad
swoimi problemami gdzie indziej? — wysapał ze złością Remus, unosząc głowę znad
poduszki. — Niektórzy o tej godzinie śpią.
— A jak inaczej zamierzasz ominąć nocne patrole? — zapytał
Syriusz, kompletnie ignorując uwagę Lupina, najwyraźniej zajęty wysypywaniem
zawartości plecaka na podłogę.
Potter niechętnie wzruszył ramionami.
— Może od razu dajmy jej Mapę, pokażmy tajne przejścia,
nadajmy ksywę i załóżmy oddzielną kartotekę u Plumptona…
— Rogacz, oszalałeś? — Black wreszcie spojrzał na
przyjaciela. — Przecież sami ją na to namówiliśmy. I nie ma mowy, żeby
dołączyła do naszej paczki, nikt nie zamierza jej tego proponować. Zresztą nie
sądzę, żeby ona miała takie ambicje.
— Daj kwintopedowi palec, a zeżre ci rękę aż po łokieć —
oświadczył filozoficznie okularnik, na co Syriusz spojrzał na niego z jeszcze
większym zdziwieniem.
— Moja babcia zawsze tak mówiła.
Rozległo się ciche stukanie. James machnął ręką i podniósł
się z łóżka z męczeńskim westchnieniem.
Kiedy otworzył drzwi, do środka wsunęła się Dominika.
Wyglądała na bardzo podekscytowaną, gdy omijała sterty ubrań, żeby dotrzeć do
pustego kawałka podłogi, ale nie to najbardziej rzucało się w oczy.
— Na jaja memrotka, Moon — powiedział Black, odkładając na
bok plecak i przyglądając się jej w osłupieniu. — Wyglądasz…
— Jak garboróg — zaśmiał się James.
Dziewczyna nie przejęła się zbytnio tym komentarzem i
uśmiechnęła się przepraszająco. Rzuciła okiem na swój odświętny strój: płaszcz,
ciepłe skarpetki, szalik, obszerny plecak oraz mnóstwo szklanych
podzwaniających cicho fiolek, pozawieszanych na cienkich linkach.
— Pomyślałam, że to świetna okazja, żeby zdobyć rzadkie
składniki eliksirów, no wiecie, do użytku dormitorialnego. — Cisza, która
zapadła po tym oświadczeniu, zmusiła ją do dodania buntowniczym tonem. — Chyba
nie myśleliście, że nadstawię dla was kark bezinteresownie. Też przyda mi się
parę rzeczy!
— Jasne. — Syriusz zarzucił na plecy piękną, czarną pelerynę
obszytą srebrzystym futrem i sięgnął po plecak. — Dobrze, dziewczęta, bierzemy
się do pracy.
Potter, mamrocząc coś nienawistnie pod nosem, sięgnął po
kawał skrzącego się, cienkiego materiału.
— Ooch! Co to? — Dominika wytrzeszczyła oczy, patrząc na
artefakt w zachwycie.
— Peleryna-niewidka – powiedział z dumą James, najwyraźniej mimowolnie
zadowolony z wrażenia, jakie na niej wywołał. — Od lat jest w mojej rodzinie.
Wskakujcie.
Tłocząc się z wyraźnym dyskomfortem pod niezbyt obszerną
peleryną, zaczęli powoli wycofywać się do Pokoju Wspólnego. Moon nie mogła
powstrzymać się od cichego komentowania tak wspaniałego wynalazku jak niewidka,
jednocześnie podzwaniając swoimi fiolkami i przy świetle różdżki oglądając
listę pożądanych przez Huncwotów roślin.
— To niesamowite, że w tym lesie można znaleźć takie… Auć,
to moja stopa!
— Przepraszam — jęknął Syriusz.
— Nie martwcie się — szepnął James, całym ciężarem ciała
napierając na wrota wejściowe. — Jak będziemy w lesie, zdejmiemy pelerynę,
przecież cokolwiek tam jest, i tak nas wyczuje.
— Jak to? — zapytała ze zgrozą Dominika, ale nikt jej nie
odpowiedział. Nagle wsparcie dwóch rosłych młodzieńców przestało jej
wystarczać. Poczuła na sobie ciepło Syriusza, kiedy sięgnął za nią, żeby
szczelniej zaciągnąć pelerynę. Wzdrygnęła się lekko i namacała różdżkę w
kieszeni płaszcza.
Odetchnęła głośno orzeźwiającym, nocnym powietrzem. Niebo
wydawało się zupełnie czarne poza jego zachodnią częścią, gdzie lśnił
srebrzysty sierp księżyca, otoczony fioletowymi i granatowymi strzępami chmur.
Panowała cisza, zakłócana niekiedy szuraniem stóp o podłoże skąpo poznaczone
zalążkami trawy.
Kiedy doszli do skraju Zakazanego Lasu, drzewa wydawały się
proste, dumne i obojętnie nieruchome. Dominika zastanawiała się, czy to
możliwe, że oprócz swojego nerwowego oddechu pod peleryną słyszała też płytkie
tchnienia Jamesa i Syriusza, lecz jej wszystkie chaotyczne myśli urwały się,
kiedy przekroczyli próg lasu.
Nagle jej zmysły wyostrzyły się rozpaczliwie, więc
wzdrygnęła się, kiedy dziwnie śliska i półmaterialna peleryna ześlizgnęła się z
jej ramion i powędrowała do plecaka Jamesa. Wzrok z trudem przyzwyczajał się do
nowej rzeczywistości, jednak dostrzegała jeszcze powykrzywiane sęki i
nierówności kory. Drzewa pachniały ziemią, na ich gałęziach jeszcze nie
pojawiły się liście, lecz gdzieniegdzie czuć było aromatyczne igliwie. Któryś z
chłopców zażartował swobodnie, ale tego Moon już nie dosłyszała zbyt zajęcia
zadzieraniem głowy i uporczywym wbijaniem wzroku w nieprzeniknioną ciemność. Po
chwili Syriusz ujął ją pod ramię i poprowadził w głąb lasu.
Miejsce było niesamowite. Gdyby nie myśli o akromantulach i
wilkołakach, które teoretycznie mogły czaić się za każdym kolejnym krzakiem,
może nawet czerpałaby przyjemność z maszerowania stabilnym, wychodzonym
szlakiem. Tymczasem kurczowo trzymała Blacka za ramię, a Pottera za pasek u
plecaka. Chłopcy rzucali bladoniebieskie światło na ścieżkę wzdłuż której
kłębiły się drobne rośliny i krzaki. Dalej Moon starała się nie patrzeć zbyt
często, bo giętkie cienie ślizgały się po pniach drzew, za to wciąż rzucała
spojrzenia za siebie, upewniając się czy księżyc oświetla jeszcze skraj lasu. W
końcu stwierdziła stanowczo, że zaszli już wystarczająco daleko i czas przerwać
ten nastrojowy spacer, o czym nie omieszkała się poinformować towarzyszy.
— Słuchaj, Moon, jest jedno miejsce, gdzie mogłabyś sobie
pohasać, ale… — James urwał, widząc jak Syriusz przewraca oczami. — No dobra,
jak chcesz, to możesz zacząć szukać rzeczy z listy. Ale nie odchodź za daleko i
miej różdżkę pod ręką.
Dominika zignorowała fakt, że jest traktowana jak niezbyt
rozumne dziecko, i postanowiła wziąć się w garść. W końcu wokół nie dało się
słyszeć żadnych niepokojących głosów, więc na razie nie musiała się niczym
martwić. Użyła Lumos i rozejrzała się. Stąd i zowąd wyglądały liście
różnych wielkości i kształtów, nietknięte przez mróz, więc nie dziwiła się
Huncwotom, że poczuli się zdezorientowani. Przykucnęła i po kolei,
systematycznie zaczęła badać rośliny.
Młody Black krążył w okolicy, zataczając coraz większe kręgi
wokół Moon. Początkowo, kiedy zobaczył przerażenie w jej oczach, podwójnie
lśniące w blasku księżyca, żałował propozycji wyprawy do Zakazanego Lasu, ale
teraz zmieniał zdanie, widząc jak dziewczyna wzdycha na widok kolejnych
sadzonek, które pakowała do swojego plecaka.
— Syriuszu! — Usłyszał podniecony szept kilka stóp dalej.
Znalazł skuloną pod drzewem Dominikę i przykucnął.
Dziewczyna w jednej ręce ściskała różdżkę, której promień padał na roślinę,
którą trzymała w drugiej dłoni. Wyglądała jak wysoki, niezbyt urodziwy chwast,
skąpo wyposażony w liście i kielich z ciemnym środkiem na samym czubku.
Wydawało mu się, że gdzieś już ją widział.
— To lulek czarny. Nazywany śpiącym zielem albo…
— Świńską fasolą? — mruknął, przypomniawszy sobie jedną z
nielicznych sentencji profesor Sprout, które zalegały mu w pamięci.
— Zgadza się! — pisnęła Gryfonka, uśmiechając się jeszcze
szerzej. Syriusz poczuł się, jakby wyjątkowo celnie odbił tłuczka, decydująco
wpływając na wynik meczu. Usta wygięły mu się lekko. — To niesamowite, że udało
się nam go znaleźć. To znaczy, nie był na waszej liście, ale jest bardzo silnym
środkiem uzdrawiającym, niezbyt rzadkim, co prawda, ale też nie każdy potrafi
odróżnić go od zwykłego szkodnika…
— Moon, mogłabyś się pospieszyć? — To James stanął nad nimi
ze srogą miną. — Właśnie marzną mi części ciała, o których damy nie powinny
słyszeć.
Dominika zaśmiała się nerwowo, wracając do rzeczywistości
pełnej powyginanych gałęzi i ukrytych potworów, a Syriusz skwapliwie pomógł jej
wstać i otrzepać szatę z kawałków kory. Wydawało mu się, jakby ciepło z jej
dłoni spłynęło wprost do jego piersi, ale chwila ta nie trwała długo –
dziewczyna odwróciła się szybko i zagarnęła poły płaszcza, wracając w stronę
ścieżki. Black westchnął cicho i ciężkim krokiem poszedł za nią.
James przodował niewielkiemu orszakowi, bez wahania idąc
szlakiem, który coraz częściej ginął w gęstych, kolczastych krzakach. Przez
dłuższy czas szli w milczeniu, stopniowo tracąc orientację w kwestii godziny, a
w przypadku Dominiki również miejsca, bowiem Potter w pewnym momencie skręcił
ostro i zaczął kluczyć między drzewami coraz gęściej piętrzącymi się przed
ich oczami. W pewnym momencie Gryfonka zatrzymała się gwałtownie, słysząc
szelest wśród gałęzi, a Black wpadł na nią bezwiednie. Musiał przysiąc na
własną matkę, że to była tylko wiewiórka, kiedy próbował ją przekonać do
dalszej drogi. W duchu śmiał się do rozpuku, świadom, jak bezwartościowa jest
to przysięga.
Po długich chwilach i krótkich wątpliwościach James
zatrzymał się. Światło z jego różdżki nagle rozprzestrzeniło się i rozmnożyło.
Przed nimi migotała nieprzenikniona tafla jeziora.
— No, pani zielarko. — Okularnik zatarł ręce i wypchnął ją
do przodu. — Im szybciej je znajdziemy, tym mniej potworków znajdzie nas.
Syriusz parsknął na widok nietęgiej miny Dominiki.
— Rozdzielmy się — powiedziała głucho. — Powiem wam, czego
macie szukać, ale nie odchodźcie poza zasięg wzroku, jasne?
Wydawszy chłopcom łopatologiczne instrukcje, wzięła się pod
boki i rozejrzała wokół. Jezioro było nieduże, nie sposób było jednak odgadnąć,
czy jest głębokie. Nieco niepokojące wrażenie sprawiał fakt, że jego tafla
marszczyła się nieustannie, jakby pod wpływem wiatru, które nie mógł mieć tu
dostępu. Nieco na lewo znajdował się obszar, na którym drzewa rosły znacznie
rzadziej, przechodzący w polanę. Tam skierowała swoje kroki, na sam koniec
zostawiając zdobycie pręcików czarnych lilii, które mogły czaić się gdzieś na
powierzchni jeziora.
— Oho, betel — powiedziała po chwili zadowolona. Zebrała
szybko kilka liści i wcisnęła je do kieszeni. Co jakiś czas znajdowała kolejne
przydatne ziele, teraz jednak starała się szukać konkretnych rzeczy z listy,
inaczej bowiem spędziliby w lesie całą noc. Posuwała się systematycznie po
kilka stóp, uważnie wypatrując znajomych kształtów w bladoniebieskim świetle
różdżki. W pewnym momencie usłyszała ciężkie stąpnięcie.
— Syriusz? — zapytała niepewnie i rozejrzała się. Żaden z
chłopców nie znajdował się na linii jej wzroku. Przełknęła ślinę i odezwała się
niemal bezgłośnie. — James?
Podniosła się z klęczek i znieruchomiała. Nagle brak
odgłosów przestał wydawać się jej taki korzystny. Jakby w odpowiedzi na ten
wniosek, dziwny dźwięk powtórzył się.
Zacisnęła palce na różdżce i zaczęła powoli wycofywać się w
kierunku, w którym – miała wrażenie – powinno znajdować się jezioro. Wszystko
wokół skrywała ciemność, przecinana jedynie cienkim strumieniem światła, które
rzucała różdżka, rozpaczliwie kierowana w coraz to nowe strony.
— Huncwoci, jeśli to wy… — wyszeptała, czując jak łzy
ściskają jej gardło.
Nagle rozległa się seria głuchych uderzeń o ziemię i
dziewczyna wreszcie zlokalizowała ich źródło. Odwróciła się błyskawicznie w
tamtym kierunku i cofnęła o kilka kroków.
Tuż przed nią stała legendarna, dumna i smukła postać,
porażająca jednocześnie wrażeniem piękna i dzikości zamkniętych w jedynym
ciele.
— Witaj, Dominiko — uśmiechnął się centaur.
Moon nie odezwała się. Chaotycznie przypominała sobie
wszystko, co kiedykolwiek przeczytała o tych stworzeniach, ale nagle wiedza
książkowa okazała się zupełnie bezużyteczna. Stała sztywno, bojąc się odwrócić
wzrok od niespodziewanego towarzysza i wykonać jakikolwiek ruch.
Spojrzenie centaura powędrowało w kierunku jej różdżki,
którą kurczowo ściskała w dłoni, nie potrafiąc zrobić z niej żadnego użytku.
— Nie obawiaj się, nie zrobię ci krzywdy. — Jego usta
rozciągnęły się w jeszcze szerszym uśmiechu. Gdyby nie tułów konia, byłby
bardzo urodziwym młodzieńcem o harmonijnych, łagodnych rysach twarzy i
kasztanowych włosach falami opadającymi na kształtne ramiona. Jego naga pierś
wolno opadała i unosiła się, gładko przechodząc w lśniącą sierść. Pozwalał jej
się obserwować, z uśmiechem wodząc za spłoszonym spojrzeniem, które w końcu
zatrzymało się na jego dłoni. Ze swoistą gracją trzymał w niej rozłożysty kwiat
czarnej lilii.
— Piękny i niebezpieczny zarazem — powiedział, a jego uśmiech
przygasł. — Nie powinnaś spacerować nocą po lesie, Dominiko Moon. Wszystkie
stworzenia bez trudu dosłyszały oddechy twoje i twoich towarzyszy.
— Przepraszam — odezwała się cicho, uznając, że najlepszą
postawą w tej sytuacji jest pokora, którą być może jakoś przebłaga centaura, a
potem znajdzie Huncwotów i raz na zawsze opuści Zakazany Las. Mężczyzna nie
odrywał od niej zamyślonego spojrzenia i nawet nie mrugnął powieką, kiedy
gdzieś niedaleko rozległ się tętent kopyt, a po chwili przy jego boku stanął kolejny
centaur, niecierpliwie potrząsający jasną grzywą. Leniwie przeniósł spojrzenie
na zszokowaną Dominikę, po czym odchylił głowę i głęboko odetchnął z
zamkniętymi oczami.
— Merkury rozpoczął już swą drogę.
Następnie zgiął przednie nogi i uklęknął. Kasztanowłosy
centaur pochylił głowę i położył rękę na sercu. Nie minęło kilka minut, kiedy
pojawiła się reszta stada, zachowując się w podobny, niezrozumiały sposób.
Część z nich miała przewieszone przez piersi łuki oraz kołczany, innym
zwieszały się po bokach niewielkie sakiewki. Żaden już na nią nie patrzył i nie
odzywał się. Taki stan utrzymywał się przez kilka niemiłosiernie długich chwil.
W końcu centaur z kasztanowymi puklami podniósł głowę i odezwał się, jakby ich
rozmowa nie została przerwana.
— Nasze spotkanie od wieków było zapisane w gwiazdach —
powiedział, wznosząc wzrok w stronę nieba, które na polanie prześwitywało
między gałęziami. Jego towarzysze też zaczęli przyjmować naturalne postawy i
patrzeć w górę. Dominika nie wiedziała, co odpowiedzieć na tak zagadkowe uwagi.
— Tak, od wieków… Jednak wizyta Córki Ziemi wciąż jest wielkim zaszczytem dla
rasy centaurów.
— Córki? — szepnęła Moon, a jej oczy mimowolnie rozszerzyły
się jeszcze bardziej. Orzechowe tęczówki przyglądały jej się z krępującą
powagą.
— Wszystkie stworzenia są dziećmi natury, ale tylko przez
niektóre przepływa jej energia — odezwał się centaur o czarnych oczach. Nie
powiedział jednak nic więcej. Odchylił głowę, jakby nasłuchiwał.
Wszystkie spojrzenia przesunęły się na skraj polany, gdzie
stanął zadyszany Syriusz.
— O cholera — jęknął, patrząc na stado.
— Syriusz Black — powiedział łagodnie kasztanowłosy centaur.
— Twoja gwiazda zawsze jasno płonie, skazana na wieczne spalanie.
Chłopak porozumiał się spojrzeniem z Dominiką, która lekko
wzruszyła ramionami. Żaden z centaurów nie uklęknął przed Łapą, ale była prawie
pewna, że tej nocy nie zrobią im krzywdy.
— Merkury rozpoczął drogę — westchnął jeden z ludzi-koni
patrząc na niebo, po czym znowu wrócił do rzeczywistości. — Wracajcie do domu.
— Las to nie miejsce dla obcych — warknął czarnooki centaur,
niecierpliwie ryjąc kopytem ziemię. Spojrzał na Dominikę bez cienia respektu, z
którym zwracał się do niej jego poprzednik. — Nie każde stworzenie zna i
szanuje niepisane prawa. Sama Natura nie ochroni swojej pośredniczki.
Moon uczyniła kilka chwiejnych kroków w stronę Syriusza,
oglądając się na nieziemskie stworzenia, które teraz pojedynczo zagłębiały się
w mrok. Część z nich nie spieszyła się jednak, przyglądała im się z nieskrywaną
ciekawością, obchodząc ich półkręgiem, jakby otaczając.
— Do zobaczenia, Córko Ziemi — popłynął głos z
nieprzeniknionej ciemności między drzewami.
Dominika przypadła do Blacka, ściskając mocno jego dłoń i
wbijając uporczywe spojrzenie w jego oczy, dwa ciemne punkty w połyskującej
bladością twarzy, która po chwili stała się jedynym jasnym obiektem na polanie.
Syriusz odetchnął głęboko i schylił się. Kiedy stanął wyprostowany, w ręku
trzymał czarną lilię.
— Znajdźmy Jima i zmywajmy się stąd — powiedział cicho.
Wspaniały rozdział, jak zwykle. Bardzo podobało mi się spotkanie z Centaurami. ich zachowanie bardzo dobrze świadczy o tym, jak ważna jest Moon. Tylko ten jeden się dziwnie zchowywał, ale tak... to było naprawdę niespotykane. Wydaje mi się, że Syriusz ot tak tego nie zostawi. Jeśli już jesteśmy przy nim - myślałam, że umrę ze smiechu, jak wymyslił, że Dominika jest lesbijką. Faktycznie, tłumaczenie rozwiązujące sprawę, ale nie wiem, czy nie będzie z tego jakiegoś zamieszania xD Równie mocno rowaliło mnie "Mungo". Uwielbiam humor tego opowiadania. i nie tylko humor, jeszcze abrdziej uwielbiam wzruszenia, jalkie wywołujesz... Generalnie całą masę emocji, bo zawsze takie są! a już szczególnie jeśli w grę wchodzi moja ukochana para. Cieszę się też, że pojawił się krótki, bo krótki, ale jednak wątek dotyczący Lily i Jamesa. Poczytalabym nieco więcej na ten temat. ale Lily musi być zła, że Potterowi tak dobrze posżło na peirwszej lekcji teleportacji xD podziwiam Cię za częstotliwość dodawania tak długich notek, a przde wszystkim tak dobrych jakościowo, w takim tempie xD
OdpowiedzUsuńJeej, dziękuję za tyle ciepłych słów, to dla mnie wspaniała motywacja :) No bo czy nie po to właśnie piszemy, żeby wywołać emocje? Jeszcze trochę i pęknę z dumy ;p
UsuńWątek Jily będzie pojawiał się tu i tam, a od wakacji między szóstą a siódmą klasą będzie go już całkiem sporo. Przy okazji, na horyzoncie majaczy już koniec części drugiej, hurra!
Dziękuję za świetny komentarz i pozdrawiam,
Eskaryna
nienienienienienienie... Jakim, kuhwa, cudem?!
OdpowiedzUsuńWłaśnie przyszłam na twojego bloga, żeby przeczytać zaległą notkę, a tu niespodzianka! Mam zaległe cztery rozdziały! Matko... wciąż nie wiem, jak to się stało. Bardzo cię przepraszam, Eskaryno.
Naprawdę cię przepraszam. Obiecuję, że nadrobię zaległości, jak najszybciej!
Zażenowana swym karygodnym zachowaniem,
Zośka Kasterwil
*komentarz do rozdziału dwunastego, części drugiej*
OdpowiedzUsuńHej, Kocie!
Jestem ciekawa o co konkretnie chodzi z tym listem od ciotecznego brata Dom-Dom, że się tak wzruszyła. Wciąż nie mogę uwierzyć, że znajdowały się tam tylko życzenia urodzinowe, bo główna bohaterka, na mój gust, zachowała się trochu zbyt emocjonalnie. Ale nie zwracaj na mnie uwagi.
Ja wszędzie doszukam się jakiś intryg i tajemnic xD
Kompletnie zakochałam się w imprezie urodzinowej Moon.
W wielu blogach o roczniku 60, gdy jakaś dziewczyna z grona przyjaciółek ,,Lilusi" ma birzdej, to Huncwoci robią popijawę, że ho, ho. Cały Gryffindor się bawi (a nawet inne domy), Ognista Whiskey leje się litrami, ktoś prędzej czy później zarzyga dywan, a potem wszyscy mają kaca. U ciebie tego nie było i choć na początku podchodziłam do tego trochę sceptycznie (no co? Przyzwyczaiłam się do takich huncwockich imprez urodzinowych xD), ale natychmiast stwierdziłam, że nawet dobrze zrobiłaś. Uniknęłaś schematów, a urodziny Dom-Dom i tak były radosne, ciekawe. Najlepsze były fragmenty z pijaną Dom-Dom i Syriuszem. No po prostu kocham! <3
,,— Kurczę, ale ja was kocham — wybełkotała. — Kocham ciebie, i Petera. I Remusa. Pottera też kocham, a dziewczyny…" Praktycznie zawsze śmieszą mnie fragmenty z pijanymi ludźmi. Autorzy (choć najczęściej autorki) mają wtedy szansę wykazać się swoim banalnym bądź niebanalnym poczuciem humoru, a ty tą szansę wykorzystałaś i efekty mnie naprawdę zadowoliły.
Ach, nie zapomnijmy też o wszechwiedzącej Lily Evans... matko, jak ja sobie wyobrażałam ją w momencie gdzie ,,przyłapała" Łapę z Dom-Dom i patrzyła na nich z tym uśmieszkiem (( ͡° ͜ʖ ͡°)), to co chwila parskałam śmiechem! ,,Nie, wcale jej nie podrywasz, Syriuszu. Tak, tak. Oczywiście, że ci wierzę. Mhm..." wyobraziłam sobie jak to mówi i... nie no, uwielbiam to jak wykreowałaś Lily! Dziewczyna mądra, przyjacielska, nieco kokieteryjna, ale przede wszystkim urocza.
Z tak dobrą kreacją tej rudej dziewoi już dawno (żartuję, nigdy się nie spotkałam z żadną kreacją Lily, która podobałyby mi się w stu procentach) się nie spotkałam. Dzięki tobie, wciąż wierzę, że blogowa Evans nie zawsze musi być wydzierającą się na wszystkich gwiazdeczką o nienagannie czystym sercu.
Bardzo zaciekawiłaś mnie końcowym fragmentem rozdziału.
Zburzyłaś nam idealną, sielską atmosferę, którą stworzyłaś podczas urodzin Moon, a dodałaś tajemnice, intrygi i ,,mhrok". Bardzo dobre posunięcie. Po takim czymś, czytelnik jest bardziej zaciekawiony i ma jeszcze większą ochotę na następny rozdział. No, to do zobaczenia w następnym komentarzu, hani!
Zośka Kasterwil Nadrabiająca Zaległe Rozdziały
CZĘŚĆ PIERWSZA:
OdpowiedzUsuń*komentarz do rozdziału trzynastego, części drugiej*
To znowu ja! Tak, tak. Wiem jak się cieszysz, ale przejdźmy do cytowania xD
,,[...] wszystko, w czym maczają palce Huncwoci, musi skończyć się źle." Przesadzasz (tak, wiem. Nie jesteśmy na Zielarstwie, żeby przesadzać), Moon. Wszystkim tamta impreza się podobała, a w szczególności zagorzałym fanom Syniki (do których, ekhem, się zaliczam. Ale to już szczegół)!
Niedługo będziesz wspominała tą imprezę z szerokim uśmiechem na twarzy (co z tego, że większości wydarzeń nie będziesz pamiętać? XD) i opowiadała swoim dzieciom, jakie to krejzi party urządzali Huncwoci. Tak, ja wciąż wierzę w szczęśliwe zakończenie tej historii! Pozwól mi marzyć!
,,— Wyglądacie okropnie. Obie. — Evans wodziła wzrokiem od jednej przyjaciółki do drugiej, dając upust okrutnej fascynacji." Już sobie wyobrażam jej minę w tamtym momencie... ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Btw. Wspominałam, że uwielbiam twoją kreację Rudej? *to było pytanie retoryczne, bo cały czas rozpływam się nad tym jak genialnie została urządzona w twoim opowiadaniu*
,,Lily była niewiarygodnie irytująca, kiedy przechadzała się po pokoju składając swoje ubrania w równą kosteczkę. Miała nienaganną fryzurę i kpiący uśmieszek na twarzy." Ja się wciąż zastanawiam jak ta mała, ruda zołza *mówię to z wyjątkowo dziwną dla siebie czułością* nie miała kaca po wczorajszej nocy. Ciekawe czym przekupiła Rogacza, że dał jej eliksir na kaca... ( ͡° ͜ʖ ͡°)
,,— Może w takim stanie wzbudzę ich litość, a James akurat będzie zajęty podróżą na Alaskę i nikt mnie nie wyśmieje." ... Ona na serio wierzy, że Rogacz nie będzie się z niej śmiał? Serio? XD
*wiem jaka jest odpowiedź, ale nie mogłam się powstrzymać, żeby tego nie napisać*
Nie no, ale punkt za pomysłowość, Moon. Nie spodziewałam się, że posuniesz się do tego, żeby wzbudzić w Huncwotach litość, mając na sobie jedynie kusą piżamkę.
Dominika, ty grzesznico... ( ͡° ͜ʖ ͡°) *nie zwracaj na mnie uwagi, zawsze byłam zboczona*
,,Wspięła się ciężko na spiralne schody, czując jak stopy w skarpetkach rozjeżdżają się jej na wypolerowanej powierzchni." Tylko nie popełnij takiego błędu jak Sophie i nie próbuj wykonywać przeskoków w powietrzu na schodach, bo ta zdradziecka, śliska podłoga ci nie daruje! I będzie głowa boleć bardziej niż po wczorajszej imprezie, a tylko jedna z tych dwóch blondynek nie odczuwa bólu.
Także ten, uważaj, Moon. Wierzę w to, że nie będziesz taką łajzą jak Zośka.
,,— Pif paf — zamruczał Potter, ukradkiem wysuwając różdżkę z rękawa i celując nią w niskiego Puchona dźwigającego stosik woluminów." Rozjebało mnie to ,,pif paf" XD
Btw. Dlaczego to zawsze Puchony muszą być takimi ciotami i ofiarami żartów? Dlaczego? *pyta zrozpaczonym głosem mimo, że jest ze Slytherinu. A raczej z Slufendoru. Taka tam niezgodna B)*
CZĘŚĆ DRUGA:
OdpowiedzUsuń,,Na znak różdżki Blacka, jedna ze zbroi zeszła ze swego postumentu i zastąpiła drogę ponurej Ślizgonce, która wrzasnęła i na wszystkie strony rozrzuciła Fasolki Wszystkich Smaków."
Cofam to co powiedziałam. W twoim opowiadaniu nie ma dyskryminacji i wszyscy dostają równo po dupie xD
,,— Nie ma jej tu. Przecież jak nie widzi, mogę robić co mi się podoba, no nie?" James, ty rebelu.
Lepiej uważaj, bo noc poślubną spędzisz sam na kanapie. Lily nigdy ci tego nie zapomni... XD
,,— Nie może pani rozkazywać naturze, panno Moon. Proszę użyć wewnętrznej sugestii. Proszę zaufać swojej intuicji, no dalej." ... co? Ja pierdzielę, nie dziwię się Dom-Dom, że chce stamtąd zwiać. Ja nie rozumiem nic z tej Białej Magii, a co dopiero... rozmawiać z roślinami. O kurde, lecę dalej czytać.
,,— Rzeczywiście — odezwał się bezlitośnie Black, po czym dodał uprzejmie: — Wal." ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Nie zwracaj na mnie uwagi, ja wszędzie doszukam się dwuznaczności. ( ͡° ͜ʖ ͡°)
,,[...] pomijając początkowe uczucia do Charliego, które w chwili obecnej wydawały się dziwnie nieprawdopodobne i żenujące." Boże, w końcu to przyznała! Mogę żyć w spokoju! <3
Ale Charlie ,,Ogrodnik" Gordon tak łatwo nie odpuści mimo, że Dom-Dom, ma go teraz w swej zgrabnej dupce. Ten skurczybyk nie odpuści tak łatwo. Ja to wiem.
,,— Stoi — powiedziała Moon z uśmiechem i wtuliła się w niego na moment." Aww... soł kjat *-*
Pamiętasz jak mówiłam, że Dom-Dom nabrała więcej pewności siebie?
Właśnie w tym to się ukazuje ♥
,,[...] zezując na Pottera, który wybrał ten właśnie moment na jedzenie fondue. Bez pomocy rąk."
Ja pierdzielę, kocham tego gościa! Po prostu kocham! ♥ XD
Ty wiesz. Dopiero teraz zobaczyłam jak bardzo zmieniła się Dominika od pierwszego rozdziału. Nie jest już tą ciepłą kluchą, nieśmiałą dziewoją. Nabrała więcej pewności siebie i stała się nawet taka... drapieżna. Podoba mi się to. Nawet bardzo. Czuję, że Huncwoci mają w tym sporą zasługę, ale moce Dom-Dom też mogły maczać w tym ,,palce" czy jakiekolwiek odnóża. Robi się ciekawie.
A jak już mówimy o zdolnościach głównej bohaterki. Jestem ciekawa, kiedy to wszystko w niej eksploduje. Jak sam tytuł twojego opowiadania mówi, wszystko jest na skraju. Chcesz pokazać jak cienka jest granica między dobrem, a złem i jestem niezwykle ciekawa jak to wszystko się potoczy.
O, kolejna rzecz, której jestem ciekawa.
Dlaczego i skąd Dom-Dom ma te moce? Przyznajmy szczerze. To dziwne, żeby zwykła dziewczyna z mugolskiej rodziny miała, AŻ TAK wielką moc magiczną. Nie dyskryminuje tu mugolaków czy cuś, ale dla mnie wydaje się to trochę podejrzane. Może jest adoptowana? Chociaż... nie, raczej w to nie wierzę. Oj, Eskaryna... tyle pytań mi się nasuwa, a tak długo muszę czekać na odpowiedzi.
Ale to nawet dobrze.
Dzięki temu ,,zmuszasz" czytelnika, żeby został na twoim blogu dłużej i bardziej zgłębił się w historię panny Moon, bo raczej nie można opuścić takiego opowiadania, nie wiedząc jak się zakończy.
Nie pomyślałabym, że jesteś taka przebiegła, honey!
Kolejna ważna rzecz. Jestem pod wrażeniem tego jak Dom-Dom radzi sobie z tą mocą. Jestem pewna, że mi nie poszłoby tak dobrze jak jej. Główna bohaterka niektórych rzeczy musi dowiadywać się sama, eksperymentować... trzeba mieć do tego waginę (pamiętasz mój wcześniejszy, wcześniejszy cytat dotyczący jaj i wagin, nie? *o matko, to rzeczywiście źle brzmi XD* Ja o tym nie zapomniałam!).
Albo odwagę jak kto woli.
Oczywiście, nie mogło się obejść bez uroczych momentów Syniki. Serwujesz nam tak dużo słodyczy z nimi w roli głównej, że znając ciebie, niedługo zakończysz tą sielankę w sposób gwałtowny, niespodziewany i jedyne co nam pozostanie, to wspominanie uroczych momentów tej dwójki.
A nie, czekaj. To bardziej w moim stylu, ale cicho XD
Do zobaczenia w następnym komentarzu!
Zośka Kasterwil Nadrabiająca Zaległe Rozdziały
,,Ale Charlie ,,Ogrodnik" Gordon tak łatwo nie odpuści mimo, że Dom-Dom, ma go teraz w swej zgrabnej dupce." ...
UsuńWłaśnie zdałam sobie sprawę z tego jak dwuznacznie to zabrzmiało. Wybacz, niszczę ci psychikę XD
PS: Za dzisiejszy rozdział wezmę się pewnie jutro.
Hej, kochana!
UsuńPatrz, ile się tego nazbierało :p Tym bardziej jestem w szoku, że przeczytałaś i skomentowałaś tyle za jednym zamachem! Dziękuję :)
Uwielbiam Twoje komnetarze, zawsze są bardzo zabawne i szczegółowe. Chyba najbardziej podobała mi się wzmianka o nocy poślubnej Jamesa na kanapie xD Co za przerażający pomysł!
Jeej, jak się cieszę, że zauważyłaś powolną i żmudną przemianę Dominiki! To niełatwe, żeby nie przesadzić, ale żeby jednocześnie wszystko podążało pewnym określonym torem. W każdym razie zmiany będą postępowały, ale naprawdę bardzo mnie cieszy, że są zauważalne już na tym etapie :)
Kurczę, zaskoczyłaś mnie tą wątpliwością, skąd moce Moon wzięły się w mugolskiej rodzinie. To znaczy nie mówię, że jest adoptowana, ale ktoś w przyszłości zada to ważne pytanie i jestem mile zaskoczona, że jesteś tak uważna i taka wątpliwość pojawiła się już teraz :)
Bardzo dziękuję i przesyłam całuski!
Eskaryna
CZĘŚĆ PIERWSZA:
OdpowiedzUsuńSama się sobie dziwię, że dałam radę wyrobić się z komentarzami dla ciebie jeszcze tego dnia. Ale cóż, mam akurat wenę, więc korzystam, bo potem może znowu zniknąć!
*UWAGA! NADCHODZĄ MOJE TEORIE SPISKOWE! <3*
Coś musi się kryć za tym nagłym odejściem Corneliusa i ja chyba domyślam się co! Była taka jedna scenka pod koniec rozdziału o urodzinach Dom-Dom... myślę, że ma ona związek z nauczycielem głównej bohaterki. Może ktoś mu groził? Tak, tak. Na pewno kryje się za tym coś poważniejszego. A któż zajmie miejsce Imnifaya? Przecież Dumbledore raczej nie może zostawić Dom-Dom samej, z tak ogromną siłą, która może nad nią zapanować *kolejna teoria spiskowa*. Okej, nauczyła się mniej więcej z niej korzystać, ale to wciąż za mało. Ona nadal potrzebuje takiego ,,przewodnika duchowego".
Jestem ciekawa jak rozwiążesz tą kwestię. A może jej nie rozwiążesz i Dominika zostanie opętana przez tą Białą Magię? Ach... fajnie by było! ♥ Dobra, nie zwracaj na mnie uwagi. Wiesz jaka jestem.
,,Tłumienie faktów i rzeczywistych uczuć to największy błąd, jaki może pani popełnić. One i tak w końcu wyjdą na jaw, być może w najbardziej nieodpowiednim momencie." Mówiłam. Mówiłam, że za którymś razem Dom-Dom może zostać opętana przez Białą Magię! Ha, ha! Bam, bam, byczys!
Wiedziałam, że tak będzie.
,,Fakt, że pierwszą pani myślą było zabicie owada, bynajmniej nie świadczy o pani źle." Nie, wcale. Słuchaj, dziecię drogie. To pierwsze objawy opętania, wierz mi. Czytałam wiele internetowych poradników z bezsensownych stron bez sprawdzonego źródła, więc wiem co mówię.
Btw. Mam wrażenie, że ten cały profesorek z Dom-Dom już więcej się nie spotka. On zginie. Znaczy, tak myślę. Dobra, nie zwracaj na mnie uwagi. Naprawdę coś mi dzisiaj odwala i mózg mi siada.
,,[...] jego pyszałkowaty sposób bycia nieodmiennie chwiał jej równowagą psychiczną." Znam ten ból, honey. Ja też nienawidzę osób, które ciągle się popisują i chwalą jakie to one nie są zajebiste.
*pytanie: Dlaczego, więc lubię Syriusza? Nadal nie wiem, on jest po prostu zajebisty xD*
,,Lily podejrzliwie spojrzała na Pottera. Jego orzechowe oczy zwęziły się w uśmiechu." Oho. Ohoho!
Coś się szykuje! Znam ten uśmiech, panie Jamesie Potterze! Coś się wydarzy! B)
,,— To szpital, Moon, szpital. Mają tam specjalny oddział dla świrów." Byłam tam B)
A konkretniej, w Oddziale Zamkniętym. Trafiają tam najcięższe przypadki upośledzenia umysłowego, więc nikogo nie powinien dziwić mój pobyt w tamtym miejscu. A teraz wysłali za mną list gończy i wciąż mnie szukają, ale ja się nie poddam! Ha, ha! *wspominałam, że mi mózg siada? No, masz teraz idealny przykład tego, co się dzieje, gdy mózg ci siada*
CZĘŚĆ DRUGA:
OdpowiedzUsuń,, Nie za bardzo wiem jak do niej zagadać, bo to chyba strasznie banalne gadać o książkach w bibliotece, no nie? Może mógłbyś mi powiedzieć czym ona się interesuje, podrzucić jakiś temat…"
Aww... Co ja widzę? Dom-Dom, masz w końcu jakiegoś porządnego adoratora poza Blackiem!
Oł jeah... Wyczuwam zazdrość Łapy *.* Spadam czytać dalej, chcę zobaczyć reakcję Syriusza ♥
,,Jako jej przyjaciel, Łapa [...]" No chyba cię bao-bao, dziecię drogie. On miał myśleć o niej jak o potencjalnej partii na DZIEWCZYNĘ, a nie kurde, wyskakujesz mi tu z jakimś friendzone!
O nie, nie! Ja się na to nie godzę! Masz jeszcze w tym rozdziale naprawić tok myślenia Blacka, bo nie ręczę za siebie! *wymachuje swoimi tłustymi, krótkimi rączkami w stronę monitora*
,,— Hm — mruknął Black, żeby zyskać na czasie." O nie. Ja już wiem, co on zrobi. Ośmieszy Malcolma w oczach Moon i dalej będzie udawał, że jest jej przyjacielem! *mówię to, bez przeczytania późniejszego dialogu Syriusza, przyrzekam z ręką na sercu* Mówię temu stanowcze: NAJN!
,,Poza biblioteką ona często przebywa z taką jedną przyjaciółką. No wiesz, Macmillan, taka sobie brunetka. No i ona, wiesz… [...] Ma nieco inną orientację. Przykro mi." Gdybym piła soczek, najpewniej wylądowałby on teraz na monitorze laptopa, ale dzięki Bogu, nie piłam żadnego soczku.
Rozjebałaś mnie tym momentem, tak jak szafka rozjebała matrycę mojego laptopa dwa miesiące temu, honey. Spodziewałam się wszystkiego, ale nie TEGO. Nie no, teraz jestem ciekawa jak zareagują Dom-Dom i Patrycja, gdy rozejdą się plotki o ich ,,miłości" XD
Ale serio. Daję ci wielkiego plusa za ten fragment. Nikt się nie spodziewał, że Syriusz będzie zdolny do powiedzenia takiego czegoś, żeby ,,obronić" swoją ,,przyjaciółkę" przed potencjalnym ,,zagrożeniem". Aktualnie, czytając ten fragment, tarzałam się po podłodze jak mała, gruba świnka nie mogąc wytrzymać ze śmiechu. Dzięki, i tak mam już zakwasy brzucha.
,,— W tym rzecz, Moon. — Syriusz objął ją ramieniem. — Liczymy na zacieśnienie kontaktów."
( ͡° ͜ʖ ͡°) ( ͡° ͜ʖ ͡°) ( ͡° ͜ʖ ͡°) ( ͡° ͜ʖ ͡°) ( ͡° ͜ʖ ͡°) ( ͡° ͜ʖ ͡°) ( ͡° ͜ʖ ͡°) ( ͡° ͜ʖ ͡°) ( ͡° ͜ʖ ͡°) ( ͡° ͜ʖ ͡°) ( ͡° ͜ʖ ͡°) ( ͡° ͜ʖ ͡°)
,,Poczuła na sobie ciepło Syriusza, kiedy sięgnął za nią, żeby szczelniej zaciągnąć pelerynę. Wzdrygnęła się lekko i namacała różdżkę w kieszeni płaszcza." Pff... nawet nie próbuj udawać, że ci się nie podobało, Moon. Ja wiem o czym pomyślałaś. ( ͡° ͜ʖ ͡°)
CZĘŚĆ TRZECIA:
OdpowiedzUsuń,,Po chwili Syriusz ujął ją pod ramię i poprowadził w głąb lasu." Niby nic znaczący gest, ale ja się podniecam tym fragmentem tak, jakby ta dwójka odprawiała jakieś dzikie orgie na środku Zakazanego Lasu. No wiesz, taki tam fetysz. *Ja pierdzielę... Co ja zaczynam odpierdalać?! XD*
,,Syriusz poczuł się, jakby wyjątkowo celnie odbił tłuczka, decydująco wpływając na wynik meczu." Czy ten facet musi we wszystkim znaleźć nawiązania do Quidditcha? XD
,,— Nie obawiaj się, nie zrobię ci krzywdy. — Jego usta rozciągnęły się w jeszcze szerszym uśmiechu." Nie, wcale. Wiesz, to normalne, że spotykasz ciemną nocą w lesie psychicznego centaura, który zamiast cię wypędzić albo przynajmniej pogrozić i poużalać się jacy to czarodzieje są źli, uśmiecha się do ciebie... Bierz dupę w troki i spierdzielaj stamtąd jak najszybciej!
,,Mężczyzna nie odrywał od niej zamyślonego spojrzenia i nawet nie mrugnął powieką [...]" Mówiłam, że to psychol? Mówiłam?! Teraz za późno. Przyjdą jego kolesie, a potem nauczyciele znajdą cię rano w jakimś dole i tyle po tobie zostanie! *matko, serio. Powinnam kończyć ten komentarz, bo ze mną jest co raz gorzej...*
,,— Twoja gwiazda zawsze jasno płonie, skazana na wieczne spalanie." Spierdzielajcie stamtąd. I to w podskokach. Zaczynają się jakieś mhroczne przepowiednie, a ja nie chcę słyszeć o ich śmierci!
Paszoł won, głupie centaury!
,,— Znajdźmy Jima i zmywajmy się stąd — powiedział cicho." W końcu.
Dobra, nie chce mi się nic więcej pisać, ale wiedz, że rozdział bardzo mi się podobał. Tak jak zawsze, zresztą. W swoich notkach łączysz sielankę z poważnymi problemami, co mi się bardzo podoba, ponieważ sama tak robię.
Życzę Ci, abyś utopiła się w morzu weny oraz z niecierpliwością oczekuję nn!
Zośka Kasterwil Która Nadrobiła Wreszcie Zaległe Rozdziały
Jeszcze raz dziękuję! Aż mnie bolą mięśnie twarzy od uśmiechania się. Au!
UsuńGenialne teorie spiskowe, ale oczywiście nic nie powiem :p Mogę tylko zdradzić, że Moon już w kolejnym rozdziale dowie się, co Syriusz nagadał Malcolmowi, i od razu wyciągnie odpowiednie konswekwencje.
Właściwie to ciekawe, że zwykle nie lubi się zarozumiałych i przesadnie pewnych siebie osób, a jednak Huncwoci są tu dziwnym wyjątkiem. Muszę się nad tym głębiej zastanowić :p
Dziękuję za niewiarygodnie długi i - jak zwykle - wspaniały komentarz!
Eskaryna
Przeczytałam wszystko. I to jest najlepszy huncwocki blog jaki znalazłam 😀 Każdy rozdział trzyma w napięciu i wszystko jest tak genialne że aż niemożliwe że to tylko blog. Książkę napisz 😊 czekam na rozwój sytuacji 😀
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa. Muszę potrenować zanim wezmę się za własną książkę, ale wszystko przede mną :)
UsuńZ pozdrowieniami,
Eskaryna
Cześć!
OdpowiedzUsuńSmutno mi się zrobiło, jak przeczytałam, że nauczyciel Dominiki odchodzi. Wiadomo, że on sam nie wie aż tylu rzeczy, by móc poprowadzić te naukę w pełni, ale zawsze lepiej mieć przy sobie teoretyka, niż być skazanym na siebie. Dom może czuć się zagubiona i to zrozumiałe, ale istotna rzecz została jej już przekazana - to, jakie zaklęcia przychodzą do głowy nie świadczy o niej. tylko z drugiej strony... skoro magia jest biała, to cxy powinno się tam znaleźć zaklęcie usmiercające? wyjaśnij mi te kwestie bo jestem ciekawa jak to widzisz.
lecimy dalej. shipuje Dominika i Syriusza. jego zachowania w jej obecnosci są po prostu... bezbłędne, a już na początku jego rozmowy z tym blondasem wiedziałam, że powie coś w tym stylu. i jego komentarz mnie rozbawił, cudnie pasuje do postaci!
swoją drogą: fakt, że jest on pałkarzem (tak jak jest kanonicznie) jest dobrze zrobiony, to znaczy zachowujesz kanon i przy okazji ukazujesz, że na tej pozycji również może być gwiazdą 8D
wyprawa do lasu trzymała w napięciu, choć ja nie odczułam niepokoju. może to ta wrodzona gryfońskość? w każdym razie nie można temu opisowi niczego odmówić. Dominika wydaje się być podobnie zaabsorbowana zbieraniem roślinek, co moja Lily B. - ale uważam, że to jest jedna z tych rzeczy, które mają ogromny urok, dlatego wyposażona w sznury fiolek Moon wywołała na mojej twarzy uśmiech.
jak tylko uzmyslowilam sobie, że to centaury, pomyślałam, że będą traktować naszą Dom w szczególny sposób - i nie myliłam się! ciekawa jestem, jak to potem wytłumaczy chłopakom, albo raczej Syriuszowi. w szczególności te "córkę ziemi"... ale pewnie i tak Syriusz się z Jamesem podzieli tym wszystkim, to było zbyt dziwne, żeby tego nie zrobić, więc oboje będą się zastanawiać.
no i jeszcze moment, w którym patrzyli sobie w oczy>>>
cudni są razem!
kończę, bo pisze z telefonu i z każdą chwilą nabieram coraz większych obaw co do tego, że komentarz mi się usunie. xd
tymczasem u mnie 20 rozdział c:
Cześć!
UsuńCieszę się, że tak uważnie czytasz, bo to bardzo ciekawa kwestia. Nie wszystko mogę zdradzić na tym etapie, ale działa to tak - większość zaklęć, które podsuwa Dominice Biała Magia, to nie są prawdziwe zaklęcia. W sensie, nie potrzeba do nich różdżki ani formuły, większość z nich to teraz jedynie sugestie. Moon, będąc "nosicielką" Białej Magii, i tak nie może używać Zaklęć Niewybaczalnych, więc zabicie pszczoły byłoby w tym momencie niemożliwe. Cornelius wspominał o tym na ich pierwszym spotkaniu. To, co teraz pojawia się w jej myślach, to jakby cienie zaklęć, sugestie, nie wszystkie realne i nie wszystkie możliwe do kontrolowania.
Dziękuję bardzo za pilnowanie kanonu! Ja sama zawsze zwracam na to uwagę :) Co do bycia gwiazdą i pałkarzem jednocześnie, to Syriusz Black Superstar będzie miał okazję popisać się już w najbliższym meczu... ;p
Też zauważyłam ten punkt wspólny u naszych bohaterek! Na pewno dobrze by się rozumiały :)
Cóż mogę powiedzieć - Twoje obawy są bardzo słuszne!
Dziękuję za wspaniały komentarz i pozdrawiam,
Eskaryna
Cześć !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńBardzo bardzo bardzo przepraszam, że pojawiam się tutaj dopiero dzisiaj chociaż rozdział przeczytałam wcześniej ale po prostu gorąc na dworze odebrał mi chęci do czegokolwiek.
Ale jestem teraz i już biorę się za komentarz. który jak zwykle jest długi i superowy za co masz oooooogromnego plusa.
Po pierwsze po raz kolejny : super opisy tworzysz. Zazdroszczę ci tego bo ja nadal nad nimi pracuje i staram się je doszlifować.
A teraz do rozdziału.
Szkoda, że pan Cornelius odchodzi. Niby to tylko praktyk ale to zawsze lepsze od samodzielnego zderzenia się ze swoją mocą. Rozumiem Dom bo sama bym się denerwowała. Ale mam nadzieję, że ktoś inny wkrótce również jej pomoże.
Syriusz .... eh. Widząc na ekranie to jak przegonił Malcolma ze swojego terytorium normalnie o mało się nie posikałam ze śmiechu. Brawo Łapa. ale jak dziewczyny się dowiedzą to nie będzie ci tak przyjemnie hihi.
Jednak najciekawsza była wyprawa do lasu. Centaury mają jakiś fetysz Merkurego? hehe. Ale fajnie że wprowadziłaś taki wątek pokazując przy okazji siłą naszej blondyneczki.
Pozdrawiam weny życzę jeszcze raz przepraszam za opóźnienie i zapraszam do siebie :)
Hej! Doskonale to rozumiem - niby cały rok czekam na lato i upały, a kiedy już je dostanę, to nic mi się nie chce :)
UsuńDziękuję za miłe słowa. Plotki szybko się rozchodzą, więc już niebawem Syriusz będzie musiał zmierzyć się z konsekwencjami swojego niewyparzonego języka :)
Z pozdrowieniami,
Eskaryna
Ja nie przepadam za gorącem. Jestem zimnorodna :) uwielbiam jesień i zimę.
UsuńMam nadzieję że dziewczyny mu nakopią :D :D :D :D
Pozdrawiam i zapraszam do mnie i do Max
Droga Eskaryno, kiedyś już zaczęłam czytać Twoje opowiadanie. było to na samym początku, gdy jeszcze sama pisałam swoje i zostawiłaś u mnie na blogu przemiły komentarz. Nie jestem pewna, czy wcześniej komentowałam jakiś rozdział, ale bardzo możliwe, że tego nie robiłam, gdyż byłam pogrążona w nadchodzącej z każdej strony nauce.
OdpowiedzUsuńTeraz w końcu mam czas, dlatego powróciłam do Twojego bloga i zaczęłam czytać od początku, dlatego też komentarz będzie odnosił się do całości opowiadania, nie tylko do ostatniego rozdziału.
Po pierwsze i najważniejsze, uwielbiam opowiadania o czasach Huncwotów, a już tym bardziej takie, które Huncwotów i całą resztę kanonu zawiera, ale nie opiera się tylko na tym. Twoje opowiadanie jest nieziemskie! Nie dość, że wykreowałaś bardzo ciekawą i intrygującą postać, która nie jest jednotorowa i monotonna, to jeszcze wplotłaś ją w kanon tak zgrabnie i idealnie, że to po prostu zakrawa o perfekcję.
Po drugie, bardzo lubię czytać opowiadania, w których ciągle coś się dzieje, które nie opiera się tylko na jednym pairingu i nie jest skupiona tylko na głównych bohaterach. U Ciebie wszystko jest takie harmonijne. Spójne. Widać, że masz dobrze przemyślany pomysł. W dodatku sam pomysł na takie wręcz "ucieleśnienie" białej magii jest świetny! Wszędzie jest mowa o tej czarnej, złej magi, a biała jest całkowicie pomijana. W ogóle ten wątek jest niesamowicie ciekawy i wciąż wyczekiwałam kolejnych fragmentów z nim powiązanych.
Po trzecie - Syriusz. Nie wiem czy wiesz, ale kocham tego bohatera. Wszędzie. Zawsze. Ale u Ciebie to już w szczególności. Ta postać jest cudownie przez Ciebie opisana i całkowicie oddałaś jej charakter, który jest idealnie zgodny z charakterem Syriusza Blacka wykreowanego przez JKR. Tak w ogóle to chciałam Ci powiedzieć, że każda postać kanoniczna ukazana w Twoim opowiadaniu świetnie oddaje jej pierwowzór wykonany przez autorkę sagi HP.
Każdy rozdział opowiadania czytałam z uśmiechem na twarzy, bądź z innymi emocjami, które akurat obowiązywały w danej części. Błędów praktycznie nie było, co mnie bardzo cieszy, ponieważ czasami aż oczy mnie bolą od tych wszystkich byków na innych blogach. Zwroty akcji są wspaniałe. Uśmiałam się do łez, gdy przez swoje gapiostwo i chęć zobaczenia każdego zawodnika Dominika oberwała tłuczkiem. Rozczulił mnie fragment, w którym Syriusz przyznał sam przed sobą, że zakochał się w pannie Moon. Z rosnącą ciekawością oczekuję dalszego rozwoju akcji, w której Lily (która moim zdaniem już się domyśliła uczuć Blacka względem Niki) powie o wszystkim Syriuszowi albo komukolwiek i oczywiście czekam też na to, kiedy sam Black postanowi poinformować o tym samą zainteresowaną. Szkolna gazetka prowadzona przez Skeeter jest jak wszystko w późniejszych latach napisane przez Ritę pomówieniem i ogólnymi kłamstwami by wywołać niepotrzebne plotki (swoją drogą, ta Rita to musi mieć wyobraźnię). Nie mam pojęcia co teraz bez profesora Corneliusa uczyni Dominika. W końcu, tak jak samo to przyznała, nie umie dostatecznie panować nad Białą Magią. No i centaury mówiły coś o Merkurym... Ciekawe co to miało znaczyć? Oj no. Mam tyle pytań, jestem taka ciekawa tego co będzie działo się dalej. Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział ;-)
Pozdrawiam, Cathleen.
Dziękuję za wspaniały komentarz! Już dawno nie czytałam nic tak motywującego i przyjemnego. Muszę powiedzieć, że skomplementowałaś (chociaż nie umiem przyjmować komplementów i zawsze w nie trochę powątpiewam) dosłownie wszystko, na czym mi zależy - kanoniczność, oryginalność, spójność, emocje. Cieszy mnie to tak bardzo, że aż brak mi słów :) Naprawdę, trudno o lepszą pochwałę dla kogoś, kto pisze fanfick.
UsuńJestem Ci bardzo wdzięczna nie tylko za te wszystkie ciepłe słowa, ale też za sam fakt, że zdecydowałaś się do mnie wrócić i opisać to wszystko. Bardzo dziękuję!
Dobrze pamiętam Twojego bloga - planujesz może jakąś wakacyjną reaktywację? :)
Z pozdrowieniami,
Eskaryna
Cóż prawda jest taka, że te wszystkie rzeczy, o których mówiłam (kanoniczność itd.) to są jedne z najwspanialszych i najbardziej poszukiwanych przeze mnie cech w opowiadaniach. Uwielbiam czytać coś co ma ręce i nogi, jest przemyślane i początek opowiadanie nie różni się drastycznie od najnowszych rozdziałów. A u Ciebie tak jest, więc nie doszukuj się w moich słowach pustych komplementów, bo całkowicie na nie zasłużyłaś ;-)
UsuńPrawdę mówiąc nie miałam zamiaru wracać do pisania. Nie mam pojęcia dlaczego, ale nie idzie mi to od jakiegoś czasu (moje myśli chyba trochę za bardzo krążą wokół kryminalistyki i nie mogę przenieść się do świata fantazji). Ale! Nie mówię stu procentowego nie. Może jednak mi się uda. Postaram się ;-)
Twoja, Cath ;-)
Wiesz, zawsze możesz napisać kryminał :) Ten gatunek ma sens tylko wtedy, kiedy ma się solidne podparcie w rzeczywistości, a skoro Twoje myśli tak krążą, to może warto by je wykorzystać :)
UsuńWłaśnie moje poprzednie również niedokończone opowiadanie miało być kryminałem, ale wtedy zaczęłam studia i zagłębiłam się w sagę HP i tak wyszło, że jednak już nie napisałam dalej. Zastanowię się czy będę miała teraz czas na pisanie opowiadań i jeśli uda mi się napisać solidny plan to może się coś pojawi albo na jednym albo na drugim blogu ;)
UsuńBardzo cię przepraszam, że nie dawałam znaku życia na Twoim blogu! Postaram się to jak najszybciej zmienić!
OdpowiedzUsuńSpoko-loko, ja cierpliwy człowiek jestem :)
UsuńDroga Eskaryno,
OdpowiedzUsuńLekcje teleportacji nigdy nie są łatwe, można to też wywnioskować z opisów J.K.Rowlig. Ce-Wu-En. Ale Huncwotom się udało! :) No i kolejne spotkanie i wielkie zaskoczenie. Czemu profesor odchodzi, przecież Moon wcale nie jest gotowa! Ach… Niby są inne obowiązki, jednak zostawiać ją samą z tym wszystkim jest nie w porządku… Dlatego nie dziwię się wybuchu Dominiki, na pewno była w szoku. Zdziwiłam się, że pierwsze co jej przyszło na myśl było zaklęcie zabijające, przecież istnieje tak wiele innych zaklęć…
Lily i James, te momenty po prostu uwielbiam XD Naprawdę dziwię się, że osoby, które za sobą nie przepadają (co z tego, że jest tutaj to jednostronne), potrafią się w sobie zakochać.
Ja też uwielbiam książki, dlatego gdybym to ja trafiła na szlaban do biblioteki zapewne moja praca wyglądałaby tak samo jak praca Moon. A Syriusza bierze zazdrość. Boże, Black, ty kretynie XD Żeby odstraszyć potencjalnego przeciwnika musiał oczywiście COŚ wymyślić. Jego pomysły czasami są dołujące :D
Hmm, wyprawa do Zakazanego Lasu? Rozumiem, że Huncwoci mogą tam przebywać, bo znają ten las, ale żeby wciągać to w Dominikę? Miałam takie samo podejście do tej sprawy jak James, nie wiedziałam czy to dobry pomysł. Córka Ziemi? O co do jasnej ciasnej tutaj chodzi? :O
Pozdrawiam,
~V
Hej, kochana :)
UsuńI jak po takich dokonaniach Huncwoci nie mieliby być aroganccy? Pokora nie leży w ich naturze.
Jeśli chodzi o kolejność pojawiania się zaklęć, to pozostawiam tę kwestię do domysłów własnych, nie wszystko może być podane wprost :)
Haha, wydaje mi się, że przy silnych emocjach czasem ciężko oddzielić jedną od drugiej i czasem miłość zdarza się nawet mimo wieloletniej niechęci :)
Dziękuję za komentarz,
Eskaryna
Hm... a może wróżbitka wie, kto ma predyspozycje na wróżenie i stąd te oceny?xD Nie wiem czy Dominika odnajdzie rozwiązanie. Aczkolwiek zdanie nauczycielki mnie rozśmieszyło ;D.
OdpowiedzUsuńTakich ludzi:zdolnych, ale leniwych, którzy umieją bez większego wysiłku osiągnąć więcej jest mało, a może i więcej. Jednak na pewno wszystko nie wpada im tak szybko do głowy.
No to Syriusz poszalał z tym kłamstwem. Oj, gdyby Dominika to słyszała. Chyba już by nie żył. Prawdopodobnie dowie się. Prędzej czy później. Tylko czy odnajdzie bohatera plotki? A może zostanie potraktowany ulgowo, jako że zacznie zastanawiać się, czemu tak skłamał? Może pomyśli, że to nie jest jednak zwykły psikus. Swoją drogą mogłabym uznać to za jako przyjacielsko-ojcowskie zachowanie. Ale nie po tym, co robił i myślał wcześniej, oj nie ;p. Aż sama się sobie dziwię, że tak myślę. No, ale cóż nie można zaprzeczyć.
Czyżby żaden nauczyciel nie musiał już uczyć Moon? Czyżby ona już musiała uczyć się sama tej magii? To trochę tak jak kończy się szkoła, a my musimy nagle samodzielnie żyć. Tylko proces Dominiki był zdecydowanie krótszy. Toteż rozumiem jej tak dużą obawę. W końcu ona sama nie wykazywała pewności, że już coś umie.
Hmmm... a czy w rozdziale siódmym Dominika nie powinna skapnąć się, że James użył pelerynki niewidki? Jakoś rzuciła mi się w pamięć.
Hm... ciekawe czy Syriusz zacznie wypytywać o co chodziło centaurom, a może Dominika go zbyje, udając że nie wie? No i do czego chłopakom potrzebne te zielska? Czyżby kombinują jakiś nieprzepisowy eliksir? Ciężko mi uwierzyć, że potrzebne im są do nauki. Oj, zbyt ciężko.
A co do książek. Nie rozumiem ludzi, którzy uważają je za nudne. Wiadomo łatwiej obejrzeć film, bo patrzeć każdy umie... ale czytać, wyobrażać sobie? No to widocznie może stanowić dla niektórych kłopot ;p. Swoją drogą jestem dziwnym przypadkiem i nie przepadam za oglądaniem filmów, bo na większości zasypiam. Chociaż powoli się to zmienia, jednak wciąż przodują u mnie bajki - te mnie zawsze interesują. No i Harry Potter też nigdy nie nudził. Wolę też obejrzeć coś, co już znam, niż coś nowego. Przynajmniej wiem, że nie to zainteresuję ;d
Pozdrawiam :)
Podoba mi się Twoje porównanie sytuacji Moon do sytuacji, w jakiej znajduje się każdy absolwent :) Rzeczywiście, to takie przymusowe rzucenie się na głęboką wodę.
OdpowiedzUsuńJa zawsze wolałam książki. Lubię czasem obejrzeć jakiś film, ale to od książek jestem uzależniona, zawsze mam przynajmniej jedną przy sobie :) Masz rację, oglądanie w porównaniu z czytaniem nie wymaga praktycznie żadnego wysiłku. Kocham Harry'ego, ale filmy o nim nigdy mi się nie podobały, nie znoszę ich po prostu - poza pierwszym i ostatnim te wyszły dobrze ;)
Między Lily i Jamesem zaczyna się coś pojawiać... przy niej James zachowuje się jakoś mniej durnowato. Ale nie spodziewałam się, że to on będzie bardziej zazdrosny o ich paczkę. Zawsze wyobrażałam sobie Syriusza jako tego który nie może pogodzić się z obecnością Lily haha.
OdpowiedzUsuńFajnie opisany moment podróży po Zakazanym Lesie, no i spodziewałam się tam tych centaurów i że nie będą źle nastawieni do Dominiki, w końcu włada białą magią.
Chyba tyle ode mnie.
Pozdrawiam!
Lily ma na niego dobry wpływ :) Chociaż przede wszystkim James wciąż jest Huncwotem.
UsuńZagrożenie ze strony Lily jest dla Syriusza jeszcze zbyt odległe i nierealne, żeby traktować je poważnie. Oczywiście w pewnym momencie dojdzie do skutku i wtedy może być różnie :)
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam
Eskaryna