13 maja 2016

Rozdział XIII - część II


„Imnifay i Black”
– rozdział XIII –

Lily uśmiechnęła się ze współczuciem, marszcząc przy tym lewą brew, co nadało jej miłosierdziu groźbę surowej nagany.
— Dlaczego tak patrzysz? Nie patrz tak na mnie. — Moon przeturlała się na bok i przycisnęła krawędzie dłoni w okolice oczu. Zeszłego wieczora trudno było jej przewidzieć bolesne skutki niespodziewanych urodzin, co jedynie utwierdziło ją w przekonaniu, że wszystko, w czym maczają palce Huncwoci, musi skończyć się źle.
— Wyglądacie okropnie. Obie. — Evans wodziła wzrokiem od jednej przyjaciółki do drugiej, dając upust okrutnej fascynacji. W odpowiedzi Patricia tylko wzruszyła ramionami i ziewnęła potężnie, a Dominika popatrzyła smętnie na rudą, po czym zaczęła z powrotem zakopywać się w wymiętej pościeli.
Mlasnęła z niezadowoleniem, czując w ustach mdlący posmak. Chyba jeszcze nigdy w życiu nie wypiła tyle, co wczoraj. Hurra, Hogwarcie.
— Mogłabyś mieć chociaż na tyle przyzwoitości, żeby podziękować Syriuszowi, Moon.
Dominika gwałtownie wytknęła głowę spod kołdry.
— Jak to podziękować?! I od kiedy mówisz do mnie po nazwisku?
Lily była niewiarygodnie irytująca, kiedy przechadzała się po pokoju składając swoje ubrania w równą kosteczkę. Miała nienaganną fryzurę i kpiący uśmieszek na twarzy.
— Zachował się wczoraj jak prawdziwy gentleman, kiedy niektórym z nas zabrakło manier damy. Tak, Pat, o tobie też mówię, ale to nie ciebie Black powstrzymywał wczoraj od pijackich wygłupów.
— Merlinie, co? — załkała Moon. Usiadła na łóżku i przez kilka minut gapiła się bezmyślnie na kotary łóżka Marion. Po chwili wstała, podciągnęła spodnie od pidżamy i ruszyła w kierunku wyjścia z dormitorium.
— A ty gdzie się wybierasz w tym odświętnym stroju? — Evans zastygła w trakcie zwijania skarpetek. W życiu nie przyznałaby się, że i jej zaklęcia gospodarskie sprawiają problemy.
— Do chłopaków. — Dominika podrapała się w głowę w zamyśleniu. — Może w takim stanie wzbudzę ich litość, a James akurat będzie zajęty podróżą na Alaskę i nikt mnie nie wyśmieje.
Nie chcąc poświęcać więcej uwagi wyrazowi twarzy Lily, który zdawał się pogłębiać ból głowy, wyszła na zewnątrz i chyłkiem przekradła się na dół wzdłuż poręczy. Niestety, w Pokoju Wspólnym nie brakowało Gryfonów, którzy zjedli już śniadanie i oddawali się leniwym rozrywkom. Moon przygładziła lekko włosy i przeszła na drugą stronę pokoju, starając się przy tym wzbudzać jak najmniej uwagi. Wspięła się ciężko na spiralne schody, czując jak stopy w skarpetkach rozjeżdżają się jej na wypolerowanej powierzchni. Po chwili stała już przed drzwiami dormitorium szóstoklasistów i zatrzymała rękę na klamce obłażącej ze złotej farby. Zawahała się. Bez elementu planowania wszystko było do tej pory jasne, ale teraz przypomniała sobie, że przecież przyszła tu, żeby coś powiedzieć. Ale co? Och, Merlinie, jakie to upokarzające.
Skupiona na własnym nieszczęściu Moon spędziła tak kilka chwil, zdrapując paznokciem błyszczącą emalię i jak zahipnotyzowana wpatrując się w złote płatki opadające na podłogę.
To Huncwoci — pomyślała z nagłym przebłyskiem olśnienia. — Jest sobota rano. Na pewno jeszcze nie wstali. Wejdę nagle, rzucę obojętnie jakieś zdanie przeprosin, a oni nawet nie skojarzą o co chodzi, zanim wyjdę. A mi nie będzie tak strasznie głupio. Pijackie wygłupy… O rany.
Zdecydowanym ruchem nacisnęła klamkę i pchnęła drzwi. A one ani drgnęły.
— Szlag! — syknęła, otwartą dłonią uderzając w odrapaną, drewnianą powierzchnię.

* * * * *

Atmosfera w zamku była spokojna i rozleniwiona. Smętny krajobraz za wąskimi oknami nie przyciągał niczyjej uwagi, więc uczniowie wałęsali się bez celu po korytarzach lub, obarczeni naręczami książek i pergaminów, kursowali do biblioteki i z powrotem. Syriusz i James, którzy szczęśliwie nie odrabiali żadnego szlabanu, a przy tym odczuwali morderczy zew dręczenia innych Hogwartczyków, maszerowali ramię w ramię przez kamienne korytarze.
— Pif paf — zamruczał Potter, ukradkiem wysuwając różdżkę z rękawa i celując nią w niskiego Puchona dźwigającego stosik woluminów. Chłopak zachwiał się i krzyknął krótko, po czym ostatni raz szarpnął stopą, skrępowaną jego własnymi sznurówkami, i runął na posadzkę.
— Ładny strzał — pochwalił Syriusz, ostrożnie przestępując jedną z książek. — Ale marne zaklęcie. Patrz na to.
Na znak różdżki Blacka, jedna ze zbroi zeszła ze swego postumentu i zastąpiła drogę ponurej Ślizgonce, która wrzasnęła i na wszystkie strony rozrzuciła Fasolki Wszystkich Smaków.
Obaj Gryfoni zachichotali złośliwie i skręcili za najbliższym zakrętem.
— Czyli co — podjął po chwili Syriusz, wepchnąwszy dłonie do kieszeni szaty. — Olewasz słodki zakazik Evans w stosunku do miotania zaklęciami w przypadkowych nieszczęśników?
— Na to wygląda. — James włożył do ust jedną ze ślizgońskich fasolek, zmarszczył ze skupieniem brwi, po czym kiwnął głową z zadowoleniem. — Nie ma jej tu. Przecież jak nie widzi, mogę robić co mi się podoba, no nie?
— Jasne. — Black wzruszył ramionami. — Nie będzie ci rozkazywał jakiś rudy babsztyl, Rogasiu.
— E, tylko bez nieładnych określeń. — Okularnik pogroził palcem przyjacielowi, rozglądając się przy tym za nową ofiarą. — Ale to prawda, trudno byłoby mi się obejść bez naszej ulubionej rozrywki. Poza adorowaniem Smarka, rzecz jasna. Na gacie Merlina, spójrz, kto idzie!
Zza portretu Grubej Damy wysunęła się Moon. Cofnęła się o krok, kiedy ich zobaczyła.
— Koleżanko, nie poznajesz nas? — Syriusz wyszczerzył zęby, co tylko pogłębiło nieufność na twarzy blondynki.
Potter zmrużył złośliwie oczy.
— Masz minę jak gargulec. — Obaj wybuchnęli niepohamowanym śmiechem, na co Dominika prychnęła i odwróciła się na pięcie.
— Ej no, nie obrażaj się — powiedział polubownie Black, nie przestając chichotać, i podbiegł do niej lekkim truchtem, ale Moon wyprzedziła go i syknęła przez ramię:
— Spieszę się.
Po chwili zbiegła po schodach i zniknęła im z oczu.
— Tak, oczywiście. — James triumfatorsko zmierzwił włosy. — Na pewno ma mnóstwo umówionych lekcji w sobotę rano. Kiepska wymówka.
Syriusz skinął głową i ruszyli na dalsze poszukiwania.

* * * * *

A jednak, tym razem huncwocka intuicja zawiodła młodych Gryfonów, którzy tak szybko odczytali słowa swojej koleżanki jako niechlujne łgarstwo. Prawdę mówiąc, gdyby poszli za nią tego poranka, Moon miałaby wielki kłopot z wyplątaniem się z tej sytuacji, ba, może nawet jej tajemnica zostałaby niespodziewanie odkryta. Jednak najwyraźniej los młodej czarownicy miał potoczyć się inaczej, a sam sekret jeszcze długo musiał pozostać tylko sekretem.
Wzburzenie Dominiki szybko gasło wraz z kolejnymi metrami wędrówki i rosnącą niepewnością, która towarzyszyła jej zawsze przed spotkaniami z Corneliusem. Tym razem ucisk w okolicach żołądka wydawał się jej jeszcze bardziej uciążliwy niż zwykle, czego przyczyną było ostatnie spotkanie z tajemniczym profesorem. Ze względu na chwilową utratę kontroli nad Białą Magią, Imnifay postanowił zmienić formę ćwiczeń, którym poddawał Moon. Była to bardzo ekscytująca zapowiedź, jako że do tej pory Dominika miała niewiele okazji do praktycznych treningów i owe „ćwiczenia” sprowadzały się do powtarzania łacińskich formuł i niezbyt udanych prób oczyszczania umysłu. Teraz miała poznać coś nowego. Coś, co pomoże jej rozładować rosnącą siłę.
Szybkim krokiem minęła znajome kamienne popiersie i stanęła przed skromnymi, drewnianymi drzwiami. Kiedy jednak wyciągnęła rękę w kierunku klamki, ta zgrzytnęła samoistnie, otwierając przejście. Dominika uśmiechnęła się z przekąsem.
— Dzień dobry, panie profesorze.
— Witamy, witamy. — Imnifay spojrzał na nią życzliwie, gładząc po głowie dużego cytrynowozielonego ptaka, który siedział na stosiku książek tuż obok czarodzieja. — Poznaje pani, panno Moon?
— To świergotnik — powiedziała automatycznie Dominika, mierząc się spojrzeniem ze stworzeniem, które przyglądało jej się nieufnie. — Ale nie rozumiem…
— Tak myślałem. Słyszałem, że interesuje się pani tą dziedziną magii — przerwał jej starzec, w zamyśleniu gładząc jaskrawe pióra.
Dominika wzdrygnęła się, gdy coś otarło się o jej nogę. Kiedy spojrzała w dół, zobaczyła wielkiego, czarnego kota, mrużącego miodowe oczy. Zmarszczyła lekko brwi, nie rozumiejąc obecności zwierząt i wyraźnego zachwytu Imnifaya.
— Pamięta pani naszą umowę — odezwał się Cornelius, jakby w odpowiedzi na jej myśli. — Pomyślałem, że przy jej realizacji pomogą nam nasi mali przyjaciele. To co, bierzemy się do pracy? — Zatarł energicznie ręce, po czym, nie czekając na odpowiedź, podniósł z blatu różdżkę i wycelował ją w kota.
Oppugno.
Zwierzę błyskawicznie najeżyło sierść i wygięło grzbiet, wydając z siebie cichy syk. Dominika cofnęła się odruchowo, ale kot nie zwrócił na nią najmniejszej uwagi i podpełzł do drugiego osobnika, który do tej pory siedział skulony w rogu pomieszczenia. W odpowiedzi na agresję przeciwnika, przyjął podobną bojową postawę.
— C-co… Co ja mam zrobić? — zapytała niepewnie Moon, wodząc wzrokiem od sędziwego czarodzieja do prychających kotów. Jednakże Imnifay zdawał się być całkowicie pochłonięty pieszczeniem świergotnika, który mrużył wielkie, pomarańczowe oczy i ćwierkał cicho.
Gryfonka przygryzła wargę i z wahaniem wycelowała różdżkę w walczące już zwierzęta.
Impe
Expelliarmus — powiedział Cornelius, jakby od niechcenia, a magiczny kijek wyrwał jej się z palców i zgrabnie wylądował w jego wyciągniętej dłoni. — Byłbym zapomniał. — Usprawiedliwił się z uśmiechem.
Dominika z nagłym zrozumieniem spojrzała na miotający się po podłodze z kłębek rozwścieczonego futra. Westchnęła z rezygnacją i intensywniej skupiła wzrok na kotach. Była tylko nieco poddenerwowana, więc bez większego trudu odrzuciła własne emocje, wycofała się psychicznie i skoncentrowała na celu, tak, jak polecił jej Imnifay. Gdzieś obok kłębiły się uczucia i wrażenie kompletnego bezsensu, ale zlekceważyła je nieco zbyt nerwowo, próbując narzucić swą wolę walczącym zwierzętom.
Spokój — myślała z naciskiem, wyobrażając sobie bezwietrzne oazy, gdzie woda była łagodna i nieruchoma. — Spokój.
Po kilku sekundach, które dla Dominiki rozciągnęły się w długie, duszne chwile, dwa kłębki znieruchomiały i zaczęły z typowym kocim lekceważeniem zaczęły rozglądać się po sali. Moon natychmiast odwróciła się w stronę profesora, próbując odczytać wyraz jego twarzy. Zanim jednak zdążyła określić, czy Imnifay pozytywnie ocenia jej popis, świergotnik zaczął śpiewać.
Nagle opinia Corneliusa przestała mieć jakiekolwiek znaczenie. Liczyły się tylko te słodkie dźwięki, tak przyjemne i harmonijne, że młoda czarownica zechciała usiąść wprost na kamiennej posadzce i słuchać. Przymknęła oczy, a śpiew kołysał ją i zniewalał.
Po chwili między rozkoszne dźwięki wkradł się inny, o wiele mniej relaksujący, i powtarzał się gdzieś na skraju jej świadomości, burząc spokój i wzmagając irytację.
— Panno Moon, zapraszam na ziemię.
Zmarszczyła brwi i zmusiła umysł do zogniskowania się na rzeczywistości. Znowu zobaczyła skromny gabinet, szerokie biurko, cytrynowozielonego…
— Ach, to przecież świergotnik — jęknęła i z roztargnieniem podrapała się w głowę. Tak bardzo nie chciała przerywać wspaniałego śpiewu ptaka, który zdawał się porządkować wszystko i odsuwać złe myśli, ale wiedziała też, że te dźwięki mogą doprowadzić do szaleństwa. W końcu jej zainteresowania okazały się całkiem pożyteczne.
— Dobrze. — Imnifay wskazał jej krzesło przed biurkiem, nie przestając jej się uważnie przyglądać. Wyraz jego twarzy wydał się Dominice wyjątkowo surowy.
— Panno Moon, nie jest pani dostatecznie skupiona, daje pani zbyt wiele wolności własnym myślom. Chyba zdaje sobie pani sprawę z konsekwencji takiego rozkojarzenia?
— Tak. — Gryfonka spuściła wzrok, rumieniąc się lekko. — Śpiew świergotnika może doprowadzić do obłędu.
— Miałem na myśli nieco bardziej ogólne skutki — rzucił Imnifay z niechęcią, przeszywając ją karcącym spojrzeniem. Dominikę nawiedziło bardzo nieprzyjemne skojarzenie z profesor McGonagall.
— Przepraszam, profesorze — powiedziała, a ten skinął głową i przesunął po blacie niedużą doniczkę z jakąś niepozorną rośliną o podłużnych, mięsistych liściach.
— Jednym z elementów Białej Magii, o którym zaledwie pani wspominałem, jest głęboki, pierwotny kontakt z naturą. — W głosie profesora ponownie zabrzmiał nużący, mentorski ton, przywodzący na myśl wykłady profesora Binnsa. Moon, wciąż zawstydzona własną nieuwagą, z trudem skupiła się na jego słowach zamiast na wąskiej smudze słońca przebłyskującej przez szybę czy geometrycznym wzorku, którym przyozdobiona była doniczka. — Jak powinna pani doskonale pamiętać, biały mag może widzieć przyszłość, może słyszeć myśli zwierząt, ale nie są to umiejętności obowiązkowe. Dysponuje pani którąś z nich? Nie? Ano właśnie. Są to cechy charakterystyczne danej osoby, co nie zmienia jednak faktu, że Biała Magia jest niemal równoważna z naturą. To z niej czerpie pani siłę i to ona jest pani największym sojusznikiem, dlatego też niezbędne jest wyczucie tej więzi. Proszę skontaktować się z tą rośliną i nakłonić ją do zrobienia czegoś.
Moon zamrugała z niedowierzaniem. Skontaktować się z rośliną? Kolejna porcja krwi napłynęła w jej policzki, kiedy wyobraziła sobie reakcję Huncwotów, gdyby tylko mogli być świadkami tej dziwacznej lekcji. Nerwowo zerknęła w okno, jakby spodziewała się zobaczyć tam ich twarze przyklejone do szyby.
— Panno Moon, proszę zrobić to, o co prosiłem.
A niech to, wygląda na to, że profesor naprawdę oszalał. Ciekawe, czy zdążyłaby uciec z gabinetu i znaleźć pomoc. Nie, chyba jednak nie, spojrzenie jego głębokich, granatowych oczu utkwione było w jej twarzy i mimo że nie widziała w nim zniecierpliwienia, wiedziała, że musi jakoś przerwać przedłużającą się ciszę.
— Eee… — mruknęła, zerkając na prostą, glinianą doniczkę. — Panie profesorze, nie wyczuwam w niej żadnych uczuć ani myśli. Nie potrafię tego zrobić. Umiałam wpłynąć na koty, bo ich emocje są wyraźne i precyzyjne, umysły ludzi są znacznie bardziej skomplikowane i po prostu brak mi jeszcze wprawy, ale teraz… Teraz nic nie czuję.
Imnifay oparł łokcie na blacie biurka i pochylił się do przodu, wbijając w nią uważne spojrzenie.
— Nie może pani rozkazywać naturze, panno Moon. Proszę użyć wewnętrznej sugestii. Proszę zaufać swojej intuicji, no dalej.
Absurd tego zadania był tak niewiarygodny, że Dominika przestała nawet odczuwać zażenowanie. Wpatrywała się nieruchome, ciemnozielone liście. Nie do końca zrozumiała, co miał na myśli Cornelius, ale za to spróbowała zrozumieć roślinę. Dotknęła palcami chropowatej powierzchni doniczki i wyobraziła ją sobie jako ograniczenie. Przypomniała sobie zapach wilgotnej ziemi, deszczu, wiatru, przypomniała sobie widok młodych pędów skręcających się i pnących do słońca, pomyślała o potędze korzeni, rozrywających grunt i rozwiązanie wydawało się być w niej, takie proste i oczywiste.
— Doskonale, doprawdy doskonale — odezwał się Imnifay dziwnie przytłumionym głosem. Wpatrywał się z zachwytem we wspaniałą, bujną palmę, która teraz sięgała kilka cali ponad jego głowę. — Jak pani tego dokonała?
— Nie wiem — odpowiedziała Moon zgodnie z prawdą, zadzierając głowę. — Ja… Ja tylko pokazałam jej jak.
W jej oszołomionym umyśle, wśród nierozwiniętych, urwanych jeszcze myśli, pojawiła się duma.

* * * * *

Eleganckie orle pióro potoczyło się po obszernym pergaminie, kiedy Syriusz przeciągnął się i ziewnął potężnie. Sobota zapowiadała się całkiem przyjemnie. Nie zostało mu już zbyt wiele prac domowych do odrobienia, ciepło emanujące z kominka grzało go rozkosznie, a na horyzoncie nie było żadnych szlabanów… Najwyższy czas coś z tym zrobić.
Odwrócił się nieznacznie i kątem oka zobaczył Jamesa i Remusa skulonych nad małym stolikiem i będących w trakcie składania comiesięcznego zamówienia do Zonka. Przesuwając wzrok dalej, ujrzał grupę roześmianych dziewcząt, kilku Gryfonów pochłoniętych grą w gargulki, siódmoklasistów ślęczących nad podręcznikami… Syriusz lubił obserwować i lubił zastanawiać się nad tym, co widzi. Wszystko na linii jego wzroku było jakby ocenione i określone, niewiele umykało czujnej, choć nieco biernej uwadze Blacka. Właściwie tylko dzięki temu zauważył Moon przesuwającą się ukradkiem wzdłuż ściany. Wydawać by się mogło, że nie ma w tym nic niezwykłego, ale kiedy Syriusz z rozmysłem poruszył się nieznacznie, a ich spojrzenia się skrzyżowały, oczy dziewczyny błyszczały nienaturalnie, a ona sama przylgnęła plecami do ściany. Była to jednak niewielka chwila utraty czujności i niemal natychmiast jej twarz rozjaśnił uśmiech. Black odwzajemnił go bezzwłocznie i skinął lekko głową w kierunku wolnego miejsca na kanapie. Gryfonka najwyraźniej była w dobrym humorze, bo już po chwili siedziała obok niego, z tym swoim dziwacznym, jakby urwanym w połowie uśmiechem. Syriusz zastanawiał się czy to, co widzi w jej zielonych oczach, to jakieś szczególne emocje, czy może tylko odblaski ognia płonącego w kominku.
— Sobota po południu, a wy tak niewinnie tkwicie w Pokoju Wspólnym? — Kąciki jej ust zadrgały lekko, ale spojrzenie pozostało uważne i nieruchome. Najwyraźniej ona także lubiła się czasem rozejrzeć.
— Ano — westchnął Syriusz, teatralnym gestem wskazując pergamin na stoliku. Zauważył przy tym jak jej twarz drgnęła lekko, jakby Moon zamierzała rzucić jakąś uwagę na ten temat, ale zrezygnowała. Zamiast tego wzięła do ręki jego wypracowanie i szybko przebiegła je wzrokiem.
— Chyba lubisz transmutację, co? Ten tekst brzmi niemal podręcznikowo.
— Bo jest podręcznikowy. — Dominika natychmiast rzuciła mu spojrzenie, w którym zdegustowanie mieszało się z rozbawieniem. No, przynajmniej na pewno nie była już zła za dzisiejszy poranek. — Żartowałem. Rzecz jasna.
Dziewczyna uśmiechnęła się już zupełnie pełnym i szczerym uśmiechem, po czym rozparła się wygodnie na kanapie i westchnęła.
— Cały weekend spędzę pewnie na odwalaniu zaległych prac – rzuciła w stronę gzymsu kominka, ni stąd, ni zowąd. Mówiła teatralnie dramatycznym tonem, ale mina jej spoważniała. — Bo inaczej nie zdążę. Od wtorku znowu zaczynam z odrabianiem szlabanu, a mój czas wolny to tylko słodkie wspomnienie. Wyobrażasz to sobie? A wydaje się, jakby dopiero co były święta.
— No… — mruknął Syriusz, nieco zaskoczony słowotokiem Moon. Zresztą, sam już nie pamiętał życia uczniowskiego sprzed regularnego cyklu dowcipów i szlabanów, więc nie mógł szczerze przytaknąć koleżance. Uznał, że jego skromny komentarz był wystarczająco dyplomatyczny w tej sytuacji.
— I niby wiem, że te wszystkie zajęcia są konieczne, no nie? — Dziewczyna najwyraźniej nie oczekiwała od niego bardziej rozbudowanej wypowiedzi, całe szczęście. — W końcu w tym roku zdaję SUMy. To wszystko może się przydać. Ale jeszcze trochę i oszaleję.
— Jak to SUMy? — Black zmarszczył brwi, zmuszając swój mózg do pracy. Przecież według huncwockich obliczeń, ten rok mógł być w całości spożytkowany na rozpustę, dopiero na końcu siódmej klasy majaczyła bardzo niewyraźna groźba OWUTEMów.
Moon spojrzała na niego zniecierpliwiona, jakby egzaminy nie były tu najistotniejszym problemem egzystencjalnym.
— W Beauxbatons test jest na koniec szóstego roku. To oznacza, że w piątej klasie nie pisałam żadnego, a w Hogwarcie jest to wymagane. Więc muszę to nadrobić, tak?
— Rzeczywiście. — Syriusz rozluźnił się wyraźnie. — SUMy to bułka z masłem, miałem prawie same W, mimo że nie napinałem się nawet w połowie tak bardzo jak ty.
— Nie napinam się — burknęła Dominika z naciskiem. — Po prostu chcę robić w życiu coś ciekawszego niż sprzątanie sali po Heckmannie.
— Ależ wręcz przeciwnie. — Gryfon nie mógł sobie odmówić tej rozkoszy. — Stresujesz się każdym maluteńkim teścikiem, nie mówiąc już o eliksirach.
Moon nie odpowiedziała, chociaż jej mina wskazywała, że miała na to wielką ochotę. Najwyraźniej jednak Syriuszowa uwaga niespodziewanie wyprowadziła ją z równowagi, bo pełne napięcia milczenie przedłużyło się niebezpiecznie. Black z mozołem odtworzył przebieg rozmowy w poszukiwaniu odpowiedniego tematu zastępczego.
— Za co odrabiasz szlaban? — zapytał oskarżycielsko. — Porzuciłaś nas dla kogoś czy też może łamiesz prawo samodzielnie, niewdzięcznico?
Wbrew intencjom chłopaka, Dominika westchnęła z rezygnacją, przez co wyglądała, jakby gwałtownie uleciała z niej cała złość, pozostawiając godne współczucia resztki. Co więcej, policzki Moon zarumieniły się lekko, a na ustach pojawił się grymas. Po chwili intensywnego myślenia, dziewczyna wycedziła:
— Miałam… Mam… Pewne zobowiązania przez Charliego.
Teraz Syriusz skrzywił się mimowolnie.
— Coś o tym słyszałem. Nie sądziłem jednak, że to prawda.
— Bo nie jest! — zaperzyła się blondynka. — To znaczy… Na pewno nie wszystko. Zresztą mogę ci o tym opowiedzieć, bo chyba gorzej już o mnie nie pomyślisz.
— Rzeczywiście — odezwał się bezlitośnie Black, po czym dodał uprzejmie: — Wal.
Dominika skorzystała z tej gentlemańskiej sugestii i nie bez samokrytyki opowiedziała mu nieoficjalny przebieg wydarzeń. Syriusz słuchał wyjątkowo uważnie, pomiędzy przebłyskami zachwytu nad własnym nieodpartym urokiem osobistym, który skłonił Moon do tak głębokich zwierzeń. Gryfonka ze swojej strony starała się jak najdokładniej przytoczyć historię swej głupoty, jednocześnie pomijając początkowe uczucia do Charliego, które w chwili obecnej wydawały się dziwnie nieprawdopodobne i żenujące.
— Tak więc słyszałam różne wersje wydarzeń, ale prawda wygląda znacznie mniej ekscytująco. Co nie zmienia faktu, że strasznie się wygłupiłam i tak mi wstyd… Niepotrzebnie mu zaufałam, zupełnie bez sensu. — Syriusz odniósł wrażenie, że Moon tak zatopiła się w swojej opowieści, że zapomniała o jego obecności. Odchrząknął nieporadnie i oparł się wygodniej. Sytuacja była prosta.
— Słuchaj, M… — Zawahał się. — Słuchaj, Nika. To, że Gordon jest jednym z największych dupków Hogwartu, to wiemy wszyscy. Ty masz po prostu nieszczęsną skłonność do wpadania w tarapaty, a że on trafił kilka razy na twoją słabszą chwilę, to zwykły przypadek. Ale my to co innego. Nie jest przypadkiem, że siedzisz tu i mi to wszystko opowiadasz. Rozmawiałaś kiedyś z nim w ten sposób? No właśnie. — Dziewczyna kiwnęła głową kilka razy, ale teraz zastygła w bezruchu, wlepiając zrezygnowane spojrzenie w przygasające już płomienie, mrugające pomiędzy poczerniałymi drwami. Syriusz pod wpływem chwili powziął mocne postanowienie i nie zastanawiając się nad tym ani chwili, wypalił: — Wiesz co? Następnym razem, kiedy przyjdzie ci do głowy, żeby zmienić zdanie co do tego smoczego łajna, przyjdź do mnie. Jestem do twojej dyspozycji w każdej chwili. Możesz to traktować jako przyjacielską przysługę. — Słowa płynące z jego ust brzmiały stanowczo i poważnie. Dominika wyglądała na zachwyconą i bardzo zmieszaną jednocześnie, a Syriusz przyznał sam przed sobą, że może było to może zbyt dziwaczne wyznanie jak na chłopaka, z którym spędza się urocze wieczory na rozkładaniu łajnobomb. — Wiem, że przyjaźni nie sprawdza się w codziennych warunkach, ale ja ci ją oferuję tak czy inaczej. Zawrzyjmy pakt. — Zreflektował się, widząc w spojrzeniu dziewczyny narastające zakłopotanie. — Ja jestem twoim doradcą duchowym w przypadku desperacji, a ty odwalasz za mnie wypracowania na historię magii. Stoi?
— Stoi — powiedziała Moon z uśmiechem i wtuliła się w niego na moment. Najwyraźniej perspektywa rewanżu była właśnie tym, czego jej brakowało. Black poklepał ją nieuważnie po włosach i kątem oka zerknął w stronę Remusa i Jamesa. Na szczęście ani oni, ani Dominika, której uśmiech zdawał się czuć poprzez wełnę grubego swetra, nie zauważyli wyrozumiałości i rozwagi, które kazały mu nazwać się jedynie jej przyjacielem.

* * * * *

Jasnowłosa Gryfonka szybko i z apetytem pochłaniała spoczywającego na złoconym talerzu pieczonego kurczaka. Musiała przyznać, że wahania jej nastojów były ostatnio niewiarygodne, ale nie zamierzała poświęcać ani chwili na głębsze rozważania w tej kwestii. Miała zbyt wiele innych rzeczy na głowie – naukę bieżącą i do SUMów, ćwiczenia białomagiczne, przyjrzenie się Thelmie Tattle, odrabianie szlabanu, unikanie prowokujących spotkań z Ragnarokiem, dbanie o swoich najbliższych znajomych… O ile relacje z Lily i Patricią wydawały jej się całkowicie naturalne, o tyle dzisiejsza propozycja Syriusza nieco ją zaskoczyła. Tłumaczyła to sobie jednak tym, że niedające się ukryć różnice płci musiały mieć jakiś wpływ na jej podejście. Inicjatywa Blacka była jednak cokolwiek urocza i mimo, że w żadnym razie nie zamierzała z nim więcej rozmawiać o Ragnaroku, sprawiła jej przyjemność i ulgę. Bądź co bądź, miło jest mieć po swojej stronie życzliwe osoby.
Z tym pozytywnym nastawieniem odłożyła sztućce i z uśmiechem przystała na propozycję Patricii, aby wybrać się na krótki spacer po błoniach. Właśnie wyjmowała z torby ciepły szalik w barwach Gryffindoru, kiedy poczuła stanowczy ucisk na ramieniu. Serce zamarło jej w piersi, kiedy odwróciła się powoli, spodziewając się zobaczyć nad sobą znajomy błysk czarnych okularów.
Chyba pierwszy raz w życiu rozczarowanie wydało jej się tak przyjemne.
— Dora — westchnęła, patrząc w nadąsaną jak zwykle twarz Krukonki, która jednak tym razem zdradzała lekkie podniecenie. — Jak ci mija…
— Słuchaj, mam dwie sprawy — przerwała jej dziewczyna rzeczowo. Moon wiedziała, że nie jest to brak sympatii, a praktyczny i specyficzny sposób bycia Dorothy, jednak znacznie wpływało to na jej zaangażowanie w problemy Krukonki.
— Tylko szybko. No?
— Po pierwsze. Liczę na twój udział w mojej akcji antywalentynkowej.
— Jakiej akcji? — zdziwiła się Gryfonka, bezbłędnie odczytując wypowiedź Dory jako rozkaz. — Nic o niej nie wiem. Zresztą walentynki były jakieś dwa tygodnie temu. — Była tego absolutnie pewna, ponieważ do dziś doskonale pamiętała listowne hołdy składane przed Jamesem i Syriuszem. Był to jeden z tych dni, kiedy żałowała, że spędza z nimi tak dużo czasu.
— Owszem. — Grube szkła w okularach Krukonki błysnęły złowrogo. — Ale to głupkowate święto jest co roku, więc uważam, że nigdy nie jest za późno na bojkotowanie tego typu bezużytecznych zabaw.
— Bo?
— Bo jesteśmy zmuszani do świętowania uwielbienia fałszywych bożków, podbudowywania ich próżności oraz nakręcania i tak już nakręconych niemądrych dziewczyn! — oznajmiła jednym tchem, jakby tę formułkę miała już dokładnie opanowaną.
Dominika, zniecierpliwiona, przestąpiła z nogi na nogę. Walentynki, tak jak prognoza pogody i polityka, nie wzbudzały w niej większych emocji, więc nie za bardzo miała ochotę zabierać głos w tego typu sporach. W każdym razie zniechęcenie na jej twarzy musiało być dosyć wyraźne, ponieważ Dora przystąpiła do ataku.
— A ty, czy dostałaś w tym roku jakąś bzdurną walentynkę? Nie? I nie było ci przykro, kiedy innym dziewczynom je wysłano?
— Nie — odpowiedziała Moon zgodnie z prawdą. Owszem, do Lily trafiło kilka sugestywnych kartek, ale bynajmniej nie wpłynęło to na nastrój jej i Patricii, które takowych nie otrzymały. Być może jej bierność była oznaką głupoty, co zdawało się mówić spojrzenie Krukonki, ale zdaniem Dominiki istniały gorsze rzeczy niż Walentynki. Na Merlina, w końcu jedna z Puchonek trzyma memrotka uwiązanego na sznurku!
— Posłuchaj, Dorothy, jeżeli to wszystko, co miałaś mi to powiedzenia, to może… — zaczęła stanowczo, ale i tego zdania nie udało jej się ukończyć.
— Poczekaj! Mam jeszcze jedną sprawę. — Dziewczyna po raz kolejny rzuciła nerwowe spojrzenie w stronę Huncwotów, którzy jeszcze siedzieli przy stole. — Tę wiesz-o-co-mi-chodzi sprawę.
Blondynka, zirytowana już bezpośredniością koleżanki, poczuła złośliwą satysfakcję.
— Czy James przypadkiem nie jest fałszywym bożkiem, który otrzymał ostatnio dziesiątki skandalicznych walentynek? — zapytała z przekąsem, ale tak, by nikt niepowołany nie usłyszał jej słów.
Okrągłe policzki Dory zapłonęły krwawym rumieńcem, a duże okulary zsunęły się nieco po zgrabnym nosku.
— To co innego! — pisnęła nienaturalnie wysokim głosem, zezując na Pottera, który wybrał ten właśnie moment na jedzenie fondue. Bez pomocy rąk.
Moon podążyła za jej spojrzeniem i westchnęła ze współczuciem.
— Jeśli chcesz, spróbuję ci pomóc. Ale pamiętaj, spróbuję — zastrzegła, widząc jak Krukonka podskakuje w miejscu i wydaje z siebie dziwaczne okrzyki radości. — A teraz idę, idę i koniec! — dodała już głośniej, wykrzywiając się w stronę Patricii, która tupała niecierpliwie.
— Działać jak człowiek myślący, myśleć jak człowiek czynu! — zawołała za nią Dorothy, wymachując energicznie drobną dłonią.
Dominika uśmiechnęła się do siebie.
— Esencja Ravenclawu, nie ma co — mruknęła pod nosem, klucząc wśród uczniów wychodzących z sali. I wtedy tuż nad sobą usłyszała trzepot skrzydeł. Odruchowo spojrzała w górę i zobaczyła sowę upuszczającą jakiś drobny pakunek. Wyciągnęła rękę niemal w obronnym geście i chwyciła go, po czym przyjrzała mu się uważnie.
Na jej dłoni spoczywał niewielki pergamin przewiązany znajomą granatową wstążką.

25 komentarzy:

  1. Hej, hej!
    Czy ty dodałaś ten rozdział o trzeciej w nocy?!! Kiedy ty śpisz? Xd
    Jest zdecydowanie za krótki. Co z tego, że może był długi dla mnie i tak był zbyt krótki. Dla mnie zawsze są zbyt krótkie.
    Był Syriusz!!! Był Syriusz!!! Ale ja się cieszę! I to było takie urocze... Ofiara w postaci powiernika probelmów i tajemnic za wypracowania z historii magii? Dobry układ xd
    Lekcja z Imnifayem zaskakująca, nie powiem. Oryginalna, fajnie, że żadna lekcja z nim nie jest taka sama. I Dominice się udało! Jupijaj! Palma urosła wysoko! Dobrze, że nie przebiła sufitu xd
    Dom-Dom nie chce widzieć Ragnaroka! Jupijaj!
    Za to spotyka Dorothy, która jest przeciw Walentynkom xd Jakoś nie widzę niczego złego w tym święcie, ale cóż... Różne ludzie mają przekonania.
    Oj, Dominice będzie trudno wywiązać się z obietnicy... Ciężka sprawa z tym Potterem...
    Jedzącym ciasto w bardzo ciekawy sposób xd
    W sumie to ten Puchon biedny trochę... I choc na początku wydawało mi sie to smieszne, to nogi mu zwiazali, biedny się wywalił... No... Takie współczucie we mnie wstąpiło xd
    Rozdział bardzo mi się podobał! Tylko za krótki xd chcę więcej, chcę szybciej!
    Życzę weny, czasu, pomysłów!
    Pozdrowionka,
    Bianka!

    OdpowiedzUsuń
  2. Aaa widzisz, jestem taka sprytna, że ustawiłam godzinę i datę publikacji :p Tak mi się klikło w trójkę i jest.
    Mówisz i masz - następny będzie tak długi, że padniesz, haha :p Może być?
    Dziękuję i pozdrawiam,
    Eskaryna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak! Tak! Chcę taki długi! Jak się ustawia taką datę i godzinę? Zdradzisz mi?

      Usuń
    2. Następny będzie miał jakieś 5 stron więcej i będzie się w nim działo, że hoho!
      Przechodzisz do zakładki posty i klikasz "Utwórz nowego posta". Po prawej stronie masz kolumnę z ustawieniami. WYbierasz "Publikacja", a później "Ustaw datę i godzinę" i voila, gotowe :)

      Usuń
  3. Cześć kochanie
    Rozdział przeczytany ale obecnie składam pranie, robię obiad i w ogóle więc z komentarzem powrócę później.
    Wyczekuj dłuuuuugiego komentarza :D :D :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej ;)
      Rozdział wspaniały jak zwykle. Wspaniały ciekawy i długi. A to najważniejsze.
      Eh. Niby uwielbiam Huncwotow. Jednak ta część ich charakteru która każe im robić to co robią. Co ci ludzie im zrobili? Rozumiem że Slizgoni to Slizgoni i e ogóle. Ale ogólnie.się na nich zawiodłam. Dobrze że kiedyś zrozumieja że źle robili.
      Lekcja z panem profesorem była bardzo ciekawa. Ta więź miedzy Dom a roślina była niezwykła. Mam nadzieje ze kolejna taka lekcja będzie bardzo szybko.
      Fajnie że juz nie chce mieć nic wspólnego z Gordonem. Wydaje mi się jednak że to nie będzie takie proste niestety. Chłopak da o sobie jeszcze usłyszeć.
      Syriusz jest taki kochany ale lepiej żeby się zmienił bo jeśli będzie taki wredny dla ludzi to ona na pewno nie będzie chciała z nim być. Dorosnij czlowieku!
      Pozdrawiam i życzę oceanu pełnego weny.
      I sorki za taki krotki komentarz choć obiecalam długi :)

      Usuń
    2. Wydaje mi się, że lepiej jest, gdy mimo wszystko Huncwoci mają swoją negatwną stronę :) Potrzebują pola do popisu i nic nie da się na to poradzić! Przynajmniej na razie.
      Cornelius - jak widać po nadchodzącym tytule - odegra niezwykle ważną rolę w kolejnym rozdziale, więc nie ma co się martwić. A może jest? :p W każdym razie będzie!
      No, no, gratuluję Twojej intuicji, która nakazuje Ci nie ufać Charliemu, ponieważ zarezerwowałam mu już pewną rolę, w której będzie mógł się wyrazić! Są to tak wielkie plany, że nawet ja nie panuję nad nimi całkowicie, ale wkrótce coś się pojawi, obiecuję.
      Dziękuję i pozdrawiam,
      Eskaryna

      Usuń
    3. Charlie to pacan. Takim się nie ufa :D :D :D :D :D
      Pozdrawiam i zapraszam do moich Huncwotów

      Usuń
  4. OCh! ale Ty wzbudzasz emocje. To najlepszy ff o starym pokoleniu w ostatnim czasie, jaki czytałam. Triochę mi było smutno, jak przeczytałam o tych mało przyjemnych zabawach Syriusza i Jamesa, co im zawinił ten Puchon albo ta Ślizgonka, eh. Ale później, jak Syriusz tak ładnie porozmawiał z Dominiką,to mi trochę przeszło. kocham tę rozmowę. nie wiem,. czy bardziej dlatego, ze w opisie dokładnie pokazałaś, że Moon już ostatecznie przestała mieć słabość do charliego, czy dlatego, że Syriusz zachował się neisamowicie dojrzale (zupełnie nie jak koleś, który robi innym takie żarty jak wcześniej). Choć z drugiej strony utwierdza Nikę (^^) w przekonaniu,że dla niego jest przyjaciółką. ale cóż, po pierwsze to podstawa dobrego związku,) a po drugie myślę, że jak ktoś jest dobrym obserwatorem, np. jak Lily, to i tak widzi, co ma widzieć (to mi przypomniało - czemu tak mało Remusa???;). Podobało mi się też niesamowicie spotkanie z Infanitym i ta komunikacja z rośliną. to było naprawdę piękne!!! tak na to czekałam i absolutnie się nie zawiodlam.
    z nieceirpliwością czekam na ten mega długi rozdział obfitujący w wydarzenia ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Merlinie, aż się zarumieniłam! To niesamowity komplement, bardzo Ci za niego dziękuję. Trudno o lepszą motywację, naprawdę.
      To prawda, to trochę mniej przyjemne oblicze przesławnych Huncwotów, ale zainspirowała mnie wzmianka Remusa, który - chyba w Zakonie Feniksa - powiedział, że James nieco uspokoił się pod wpływem Lily, a przynajmniej wtedy, kiedy nie było jej w pobliżu. Cieszę się, że zauważyłaś tę rozbieżność :)
      Remus chwilowo korzysta ze szczęścia w ramionach Lisy, ale mam wobec niego wielkie plany, więc nie ma obaw, wkrótce pojawi się większy wątek z jego udziałem :p
      Bardzo, bardzo cieszę się, że trening białomagiczny Cię nie rozczarował. Ten wątek też będzie obecny w kolejnych rozdziałach.
      Dziękuję za wspaniały komentarz i pozdrawiam,
      Eskaryna

      Usuń
  5. No hej, miśku.
    Dawno mnie nie było, wiem, ale już biorę się za komentowanie!
    Dominika, słonko ty moje, Karola jest z ciebie dumna! Nigdy więcej Gordona, powtarzaj za mną. Tylko wczuj się w te słowa!
    Boże przenajdroższy, jak ja kocham Syriusza i Doom- Doom! Przejmuję się losem twoich bohaterów bardziej niż własnym życiem.
    Tak samo jak nowym Kapitanem Ameryką. Film podchodzi pod niezłą... kupę filmową, ale...
    God damn it! To Kapitan Ameryka!
    Bardzo ciekawy wątek tej... Hmmm... Więzi (?) roślinki z Dominiką. Naprawdę, wciągnęłam się.
    Huncwoci, idioci drodzy, ja was rozumiem. Po części. Chociaż jestem Ślizgonką. Ale ja bym się nie dała. Dostaliby parę razy w dupę i w zęby, to by się opamiętali. Mimo wszystko myślę, że Huncwoci czują się w pewien sposób zagrożeni. No wiesz, Voldziu rośnie w siłę, wszyscy czują to napięcie, a Ślizgoni zaczęli namiętnie studiować Czarną Magię. W sumie, pogrozić wrogowi, poczuć się wielkim choć przez chwilę... To musi być fajne uczucie. Może to dziwne, ale robiłabym to samo na ich miejscu. To tak nawiasem mówiąc.
    (Matko Bosko, kot wskoczył mi na komputer!)
    Jak zwykle twoje opisy rozpierniczają system <3
    Weny, weny, weny, weny, weny, weny, weny,
    Carolyn <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Heloł feloł!
    Jeju, gdyby Dominika rzeczywiście wczuła się w te słowa, wszystko byłoby o wiele lepsze. Poważnie!
    Ja jestem wielką fanką Marvela i DC jednocześnie, ale jednak Kapitan Ameryka jest dla mnie zbyt amerykański :) Kocham za to X-Men i Spidermana.
    To cudownie, że wyczułaś ten nastrój! Biedni, zadufani w sobie Huncwoci jeszcze nie czują zagrożenia, ale już niedługo poczują, pewne fakty zwalą się im na głowę i zaczną kombinować samodzielnie, co może mieć różne efekty... Za co jednak dziękuję i pozdrawiam bardzo-bardzo :)
    Eskaryna

    OdpowiedzUsuń
  7. O jeeeeju, jak ja to szybko przeczytałam i dalej mi mało!
    z rozdziału na rozdział podoba mi się coraz bardziej! już przy poprzednim poście pisałam, że Syriusz jest aaaaaaaw :D rozmowę Syriusza i Dominiki tak strasznie przeżywam. doskonale opisujesz emocje, które towarzyszą bohaterce.
    życzę weny i ogromną niecierpliwością oczekuję kolejnego rozdziału. pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć!
      Bardzo się cieszę, że rozdział Ci się podobał :) Takie słowa to duża motywacja, zwłaszcza, jeśli chodzi o opisy emocji, które do najłatwiejszych nie należą.
      Dziękuję i pozdrawiam,
      Eskaryna

      Usuń
  8. No to jestem!
    Lekcje Dominiki jak widać przynoszą efekty. szybko jej poszło tym razem, ale nie zmienia to faktu, że to naprawdę musiało być... no, żenujące.
    żenujące dokładnie tak samo jak tłumaczenie sie po tym, co odwaliło się po alkoholu. ogólnie to nie zazdroszczę, nie chciałabym być na jej miejscu - ale mam to szczęście, że na trzeźwo wykorzystuje cały zapas głupot xd
    no, a rozmowa Syriusza i Niki przecudna. co prawda wszyscy wiedzą, że ta "przyjaźń" to tylko przykrywka dla "przyszła żona", ale początki jak najbardziej urocze <3
    no i teraz znowu jestem ciekawa, jak nie jakiś pan-pies to list. i kiedy następny?
    swoją droga: u mnie nowy rozdział, kolejny rekord!

    www.theasphodelus.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam ponownie!
      Sielanko, trwaj, póki możesz! Mam cały zapas tragizmu w zanadrzu i nie mogę doczekać się, by go wykorzystać, haha :p
      Następny rozdział pojawi się zgodnie z planem, czyli w najbliższy piątek.
      Miło mi widzieć, że wena Cię nie opuszcza, lecę czytać :)
      Z pozdrowieniami,
      Eskaryna

      Usuń
    2. w ogóle to zapomniałam wspomnieć o jeszcze jednej sprawie. jak pisze na telefonie nie przewijam już do rozdziału, bo mi się przełącza na inne posty, wszystko się usuwa, a mnie trafia szlag xd mianowicie: Dorothy. i to w sumie niezbyt istotna rzecz, po prostu chciałam powiedzieć, że przypominała mi ona strasznie jakiegoś religijnego fanatyka, ew. stereotypowego świadka jehowy. xD
      no tak właśnie myślałam, że coś za kolorowo się dzieje ostatnio, mimo niedawnych problemów z ragnarokiem. byle tylko nie za bardzo się popsuło...
      piątek, dobrze. cóż, niektórzy mają plan na dodawanie rozdziałów, dla mnie to raczej obca rzecz xD

      Usuń
    3. Dorothy niechcący namiesza na różnych polach, lubię jej wątek, więc strzeżcie się :)
      Ważne, że często je dodajesz! Ja muszę mieć nad sobą topór w postaci konkretnego terminu, w przeciwnym razie mogę wszystko przekładać w nieskończoność :)

      Usuń
  9. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  10. Droga Eskaryno,

    Przepraszam, że przychodzę z kolejnym komentarzem tak późno, ale dopiero teraz znalazłam trochę czasu na cokolwiek :/

    No tak, trzeba znosić skutki swoich wyskoków urodzinowych :D Lily mogła trochę poczekać zanim oświadczyła Moon, że ma podziękować Syriuszowi, przecież dziewczyna ledwie co się obudziła. No ale w końcu Huncwoci musieli zabezpieczyć drzwi przed niespodziewanym wtargnięciem… w końcu to są Huncwoci XD

    Huncwoci mogliby choć na chwilę przestać dręczyć biednych uczniów Hogwartu. Ale nazywanie Lily „rudym babsztylem” to przesada XD

    Aaaaa! Uwielbiam momenty Syriusz-Dominika! Black rozwala mnie czasami swoimi tekstami :D
    — „Chyba lubisz transmutację, co? Ten tekst brzmi niemal podręcznikowo.
    — Bo jest podręcznikowy.”
    Padłam czytając to! Współczuje Moon, będzie musiała zdawać SUMy chociaż jest na VI roku. I do tego ten szlaban u McGonagall (na który, muszę przyznać, zasłużyła). Ale gdyby nie było tego Charliego i jego pomysłów to by nie było szlabanu ;-;

    Akcja antywalentynkowa? Nie powiem, ten pomysł mnie zaskoczył. Dora musi być naprawdę zauroczona w Jamesie. Ale Moon nie może jej pomóc, bo to zniszczyłoby mi piękność Jily T.T

    Idę komentować dalej,
    Pozdrawiam,
    ~V

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie przejmuj się, dziękuję za pamięć :)
      No niestety, Lily stoi na straży dobrych obyczajów, a przy tym mogła się trochę poznęcać nad dziewczynami, które musiały ponieść konsekwencje swoich alkoholowych wyczynów. Kto wie, może kiedyś ktoś będzie musiał moralizować Evansównę? ;p
      Cieszę się, że Ci się podobało. Black jak zwykle bezwstydny :)
      Dominika dała Dorze słowo, więc spróbuje jej pomóc, ale cała historia skończy się dość niespodziewanie i będzie miała więcej niż jedną konsekwencję...
      Dziękuję bardzo za komentarz i pozdrawiam,
      Eskaryna

      Usuń
  11. Wiem, że chyba nigdy nie dobrnę do rozdziału, kiedy nie będę mieć zaległości, ale przynajmniej mam zawsze, co poczytać!:D Naprawdę nie mam pojęcia, jak to robisz, że publikujesz tak często. Chyba, że wcześniej miałaś napisanych kilka, ale nie mam pojęcia. Jednakże podziwiam. Już teraz tego nie umiem :D. No i muszę Ci powiedzieć, że bardzo mi się podoba Twój styl pisania i przygody. A taką najfajniejszą relacją ku mojemu zdziwieniu jest Syriusz i Dominika. Nawet dla kogoś takiego jak ja, kto zatwardziale broni przyjaźni damsko-męskiej, tak tu nie umie tego robić. To już nie jest przyjaźń. To jest nieśmiała, raczkująca miłość :).
    Jej, czyli Dominika może wybrać sobie jakby specjalizacje, a raczej specjalizacją ją. Swoją drogą w Simsach 2 w jakimś dodatku, to główne zainteresowanie wybierało sima i to było fajne ;D. No, ale mniejsza z tym. Dominika wkrótce pewnie pozna trochę oblicza magii. Fajne jest to, że wciąż ją zaskakuje. Mimo że ma spore chęci do nauki, to nie zawsze ona wystarcza. Mam małe przebłyski, że jednak jej nauczyciel coś tam umie :D. Ale może mi się tylko wydaję.
    O masz, nie cierpię takich ludzi jak Dorothy. To wygląda jak zwykła zazdrość, że ktoś ma wielbicieli, a ona nie potrafi tego znieść. I jeszcze niby ten wyjątek od reguły... taaa jasne. Plus za asertywność Dominiki. Nie spodziewałam się.

    "Po kilku sekundach, które dla Dominiki rozciągnęły się w długie, duszne chwile, dwa kłębki znieruchomiały i zaczęły z typowym kocim lekceważeniem zaczęły rozglądać się po sali"--> powtórzenie "zaczęły"

    "Wpatrywała się nieruchome, ciemnozielone liście"--> Zjadłaś "w", głodomorku ;D

    "Najwyraźniej jednak Syriuszowa uwaga niespodziewanie wyprowadziła ją z równowagi, bo pełne napięcia milczenie przedłużyło się niebezpiecznie." --> Zastanawiam się czy ta "Syriuszowa" nie powinna być pisana z małej. Czy to nie coś tego typu, jak używamy np. "polska gościnność"?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeej, jesteś taka kochana! :) Trochę mam już napisane, bo w mojej głowie jest konkretny pomysł, ale wciąż wiele muszę szlifować i dopowiadać, a każdy komentarz jest do tego dobrą motywacją. Widzę, czego brakuje, co trzeba poprawić, i to jest niesamowicie motywujące.
      Zainteresowanie wybierało Sima? Chyba tak daleko nie dobrnęłam :D Muszę nadrobić, bo bardzo lubię te gry. No ale tak to już jest, że niewielki mamy wpływ na nasze talenty - od nas zależy tylko, co z nimi zrobimy.
      Dziękuję za uważny komentarz i pozdrawiam serdecznie,
      Eskaryna

      Usuń
  12. Dotarłam tutaj i podoba mi się ten motyw jedności z naturą i relacja Dominiki z Syriuszem - nawet jeśli on nie czuje się jej przyjacielem, to ładnie się wobec niej zachowuje... i chyba jest jedyna haha. No bo z kolei to dokuczanie innym uczniom już mi się nie podobało i chociaż wiem, że oni z natury byli dokuczliwi, to myślałam, że mimo wszystko z tego wyrośli :D Ale widać jeszcze nie.

    Tyle ode mnie
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie, to niestety jeszcze nie ten etap :) Będą sobie powolutku dojrzewali pod wpływem postępujących wydarzeń, ale ta iskierka pewnie w nich zostanie.
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam
      Eskaryna

      Usuń