10 czerwca 2016

Rozdział XVI - część II


„Dwie zmiany frontu i jeden szpieg”
– rozdział XVI –

Lily pewnym krokiem weszła do Wielkiej Sali i odpowiadając na pozdrowienia znajomych z innych domów, ruszyła w stronę stołu, nad którym wisiały barwy Gryffindoru. Nieco zdziwiło ją, że tak wiele osób zajęło już miejsca, ale nie poświęciła temu więcej niż jednej myśli, dziarsko zabierając się za jajecznicę. Zastanawiała się, w jakiej kolejności wykonać zadania, które wyznaczyła sobie na dzisiaj, kiedy do jej podświadomości dotarł niepokój. Zmarszczyła lekko brwi i odgarnęła włosy za ucho. Atmosfera przy stole była dziwnie napięta, jeśli w ogóle ktoś się odzywał, to robił to przytłumionym głosem jak czuwający przy trumnie. Kiedy odstawiła puchar na stół, dźwięk wydał jej się dziwnie głośny i nieodpowiedni. Czyżby Huncwoci zachorowali i jakaś żałoba opanowała Gryffindor? W oczy rzucił jej się Black, który nie wyglądał na chorego i z apetytem raczył się parówkami. Wydawał się całkowicie pochłonięty tą czynnością, więc Lily mimowolnie odszukała wzrokiem Pottera. On z kolei wydawał się pewniejszym kandydatem do zarażenia czymś w rodzaju smoczej ospy, bo był zielonkawy na twarzy i ponuro wpatrywał się w stojący przed nim pusty talerz. Migdałowe oczy Evans zaokrągliły się ze zdziwienia i ciekawości, bo Potter rzadko kiedy rozstawał się ze swoim szampańskim humorem.
—  Hej, Dominika. — Ruda trąciła łokciem siedzącą obok koleżankę. — O co tu chodzi?
— Mecz — odpowiedziała blondynka z pełnymi ustami. Ona też nie wyglądała zbyt zdrowo, ale Lily wiedziała, że to efekt głupich pomysłów Blacka. Co prawda, pomysł Moon też nie był zbyt rezolutny, zwłaszcza, że wymagał naruszenia ciszy nocnej i zadzierania z Huncwotami na ich własnym terytorium… A to nie mogło się skończyć dobrze. — Nie mamy szukającego — dodała, kiedy przełknęła. — Leży w Skrzydle, to podobno sprawka Ślizgonów.
Evans wydała krótki okrzyk oburzenia. Zazwyczaj nie miała nic przeciwko mieszkańcom Slytherinu, jeśli nie dali jej do tego powodu, ale uczyła się w Hogwarcie już od sześciu lat i wiedziała, że to nie byłaby pierwsza tego typu sytuacja.
— I żaden nauczyciel ich nie ukarał? — zdumiała się Lily. Pokładała niezłomną wiarę w ciele pedagogicznym i nie potrafiła zrozumieć, jak coś takiego mogło ujść Ślizgonom na sucho.
— Żadnych świadków. — Wzruszyła ramionami Dominika.
Przy stole znowu zapadła żałobna cisza, niekiedy zagłuszana przez brzęk sztućców i hałas przy stole Domu Węża. Ruda Gryfonka kończyła śniadanie i zastanawiała się jak dowieść zbrodni współuczniów, kiedy Potter przemówił. A zrobił to w sposób dla siebie nietypowy, w sposób, który wydał się muzyką dla uszu Lily – poważnym, pewnym głosem. Zarumieniła się na samą myśl jak ładnie to dla niej zabrzmiało.
— Ja zastąpię Carla.
— Co? — zapytał głośno Syriusz, ściągając na siebie uwagę większości Gryfonów.
— Zagram na pozycji szukającego — powtórzył okularnik, bez wahania patrząc w brązowe oczy kolegi. Wciąż był chorobliwie blady i Lily nie zdziwiła się widząc, z jakim niedowierzaniem wszyscy na niego patrzą.
— Jim, chyba zwariowałeś. — Black potrząsnął głową. — Przecież jesteś ścigającym…
— Nie, słuchajcie mnie — Potter zwrócił się do wszystkich wokół. — Oprócz mnie jest jeszcze dwóch. Mniej stracimy, kiedy zabraknie jednego ścigającego niż szukającego, a jeśli tylko udałoby mi się złapać znicza…
— James. — To Dominika odezwała się nagle błagalnym tonem. Evans ze zdziwieniem dostrzegła na jej twarzy poczucie winy. — Posłuchaj, nie myślisz racjonalnie. Podałam ci wczoraj odrobinkę wywaru zamroczającego, pewnie dodałam trochę za dużo soku z agawy i efekt mógł się utrzymać do dziś…
— Myślę normalnie! — zdenerwował się Potter i uderzył pięścią w stół, trącając kielich z sokiem, który zachwiał się lekko. — Zastanówcie się, jeśli Ślizgoni dostaną wolną rękę przy łapaniu znicza, nie mamy szans!
— Masz rację — poparł przyjaciela Black i klepnął go w ramię.
— Brzmi to nie najgorzej — przyznał z wahaniem Malcolm, kapitan drużyny.
Lily pozwoliła sobie na moment słabości i zerknęła z podziwem na Pottera. Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa jego propozycja była niezła, w każdym razie bardziej skuteczna niż liczenie na łut szczęścia i niewiarygodne powodzenie ścigających Gryffindoru. Nie znała się zbyt dobrze na quidditchu, ale zdawała sobie sprawę z tego jak duże ryzyko podejmuje Potter i tym razem to ryzyko jej się spodobało. Zwłaszcza, że było poparte odpowiedzialnością i odwagą, a to było coś, co bardzo imponowało pannie Evans.
Przez chwilę ich spojrzenia się skrzyżowały, ale tym razem to James pierwszy odwrócił wzrok i ponownie utkwił go w swoim talerzu.
— Jim, naprawdę chcesz to zrobić? — zapytał kapitan drużyny, ale w jego oczach już lśniły wesołe błyski. — Nie jesteś wykwalifikowanym szukającym, więc nie mamy dużych szans, ale z drugiej strony, gdyby się udało, to zwycięstwo zapisałoby się w historii Hogwartu, a Ślizgoni odnieśliby porażkę stulecia!
Potter tylko kiwnął głową, co wywołało huczne wiwaty przy stole Gryffindoru. Nagle każdy chciał go poklepać po plecach, wesprzeć jakimkolwiek słowem.
— To mój kumpel! — wykrzykiwał Syriusz, wymachując prawicą okularnika.
Lily wstała od stołu i zarzuciła torbę na ramię. Już miała ruszyć w stronę wyjścia z Wielkiej Sali, kiedy obejrzała się przez ramię. Potter patrzył na nią sponad ramion kolegów i koleżanek, którzy otoczyli go, tworząc bardzo kolorowe i bardzo hałaśliwe zbiorowisko. A Evans nie mogła już się powstrzymać – wyszczerzyła zęby i uniosła kciuk do góry.

* * * * *

Kwadrans później Lily odrzuciła swoje długie rude włosy do tyłu i zaśmiała się serdecznie. Dominika rozśmieszała ją nieustannie, swym podnieceniem i ekscytacją z powodu meczu zarażając wszystkich wokół. Szły właśnie przez błonia w kierunku stadionu, była z nimi też Patricia uśmiechająca się od ucha do ucha; wszystkie trzy miały obowiązkowy strój gryfońskiego kibica, starając się obwiesić tyloma złotymi i czerwonymi dodatkami, ile udało im się znaleźć.
— Ale James jest niesamowity — powiedziała po raz kolejny Pat, głęboko oddychając czystym, rozgrzanym słońcem powietrzem. — Po tym meczu będzie miał dwa razy więcej fanek niż zwykle.
— Nieważne! Wyobrażasz sobie miny Ślizgonów, kiedy komentator wyczyta Pottera na pozycji szukającego? — Blondynka machnęła wojowniczo pięścią, wymownie demonstrując preferowany sposób rozprawienia się z mieszkańcami Slytherinu.
Evans zaśmiała się. Przystała na propozycję Moon, która stwierdziła, że lepiej byłoby resztę drogi pokonać biegiem, aby zająć na czas dobre miejsca. Wiatr rozdmuchiwał jej rdzawe włosy, policzki pokrywał różowy rumieniec, kiedy biegły na stadion, gdzie miał odbyć się mecz już teraz ekscytujący Gryfonów, a który za chwilę miał zelektryzować wszystkich Hogwartczyków.
Jako że Dominika bezdyskusyjnie była najbardziej z nich zdeterminowana, to właśnie ona pierwsza wpadła na trybuny i roztrącając niewinnych uczniów, nieco brutalnie wepchnęła się na miejsca w pierwszym rzędzie. Zajęła też dwa przyległe siedzenia i wyszczerzyła zęby do przyjaciółek. Ani Lily, ani Patricia nie były zagorzałymi fankami quidditcha, ale dzisiejszy mecz był wyjątkowy, więc im także po karkach przebiegały dreszcze niewiele mające wspólnego z chłodnawym wietrzykiem, który wirował na błoniach.
Kiedy wkrótce zapełniły się trybuny, a następnie drużyna Gryffindoru z dumnie podniesionymi głowami wkroczyła na płytę boiska, zagrzmiały wiwaty, okrzyki i gwizdy, jakich chyba jeszcze nie słyszał Hogwart. Moon z satysfakcją zauważyła, że Evans nie szczędzi płuc, wymachując szalikiem i dodając otuchy swojej drużynie.
— Panie i panowie, dziś czeka nas starcie tytanów! — obwieścił komentator przez magiczny mikrofon. — Na boisku jest już drużyna reprezentująca dom Godryka Gryffindora w uszczuplonym składzie! Kapitan i zarazem obrońca Malcolm Middleton. — Rozległa się kolejna porcja okrzyków, lecz Dominika wiwatowała ze swego rodzaju rezerwą, rumieniąc się lekko na myśl o chłopaku. — Pałkarze Syriusz Black i Gabriel Rough! Ścigający Hazel Kaolin i Jasper Woodbury! — Każde nazwisko spotykało się jednocześnie z entuzjazmem gryfońskich kibiców i przenikliwymi, pogardliwymi gwizdami od strony trybun Ślizgonów. — A teraz wielka niespodzianka meczu! James Potter zastępujący Carla Kidneya na pozycji szukającego!
Gryfoni ryknęli ze wszystkich sił, równoważąc okrzyki zdumienia, które rozległy się ze wszystkich stron. Moon prawie udusiła się złoto-czerwonym szalikiem, kiedy wymachiwała jego końcem i zupełnie zignorowała pojawienie się ślizgońskiej drużyny na boisku.
— Dadzą radę, prawda? — zapytała nerwowo Lily ze wzrokiem utkwionym w płycie boiska, skubiąc rękaw szaty.
— Muszą — odparła Dominika, ulegając wszechogarniającemu skupieniu.
Kiedy kapitanowie obu drużyn uścisnęli sobie dłonie, zawodnicy dosiedli swoich mioteł i wzbili się w powietrze. Rozpoczął się mecz.
— Od razu widać, że żadna z drużyn nie zamierza odpuścić drugiej! Avery jako pierwszy przechwycił kafla, chyba nie zamierza się z nim rozstawać, mknie ku bramkom Gryffindoru iii… Och, to był celny strzał, panie Black! Kafel wpada w ręce walecznej Kaolin, która jednak z chińską porcelaną ma niewiele wspólnego, zobaczcie tylko jak roztrąca zawodników Slytherinu!
Moon bezwiednie uchwyciła metalową barierkę otaczającą trybuny i z napięciem wodziła wzrokiem za dużą czerwoną piłką, która błyskawicznie zmieniała właścicieli. Z wysiłkiem odwróciła spojrzenie od tej zajadłej rozgrywki i odszukała Jamesa. Unosił się wysoko ponad resztą miotlarzy, rozglądając się za złotym błyskiem. Zaledwie kilka stóp od niego krążył szukający Slytherinu, przyglądając się nieufnie Potterowi i jednocześnie prowadząc własne poszukiwania.
— Dziesięć punktów dla Gryffindoru! Kaolin zatacza zwycięski łuk, ale drużyna Węża nie śpi! Murdock przechwytuje kafla i kieruje się prosto do bramek Gryffindoru! Middleton rzuca się do obrony bramek, ale nie, jest goool, jest gol dla Slytherinu, Bletchey zdołał trafić tłuczkiem w Middletona! Miejmy nadzieję, że nie uszkodził go bardziej niż na to wygląda!
Dominika zawyła i wychyliła się przez barierkę. Było to paskudne zagranie, Malcolm krzywił się z bólu i wściekłości, przyciskając potłuczone ramię do boku. Machnął niecierpliwie ręką na troskę gryfońskiego ścigającego i ponownie zajął pozycję.
Teraz gra wydawała się jeszcze szybsza, a zawodnicy bardziej zdeterminowani. Rozpoczęła się prawdziwa walka o kafla, w której nieznacznie zaczęli przodować Ślizgoni.
— Kolejne punkty dla Slytherinu dzięki brawurowej akcji Murdocka! Oj, Gryfoni muszą się bardziej postarać, żeby pokonać swoich rywali!
Wtem James zanurkował, kierując trzonek miotły ostro w dół. Przylgnął do rączki, minimalizując opór powietrza, a całe trybuny zamarły, wlepiając wzrok w niego i szukającego Slytherinu, który natychmiast ruszył śladem okularnika. Nawet komentator zaniemówił na moment, ale już po chwili miał okazję, by przemówić ponownie.
— Och, co za zawód! Pani profesor, czy biżuteria osobista nie powinna była zostać w szatni? Światło spłatało figla naszym zawodnikom, a tymczasem gra toczy się dalej!
Istotnie, czerwona piłka mknęła z rąk do rąk, chociaż teraz spojrzenia zawodników wędrowały do szukających częściej niż zwykle. Dominika miała nadzieję, że nie zmuszają Jamesa do odwzajemniania kłopotliwych gestów i znaczących zerknięć. Nagle poczuła jak wielka presja spoczywa na Potterze, który zdecydował się na coś niesamowitego, coś, co mogło przerosnąć nawet Huncwota. Ta wiedza mimowolnie wysuwała się na pierwszy plan jej myśli, gdy obserwowała jak dokładnie szukający Ślizgonów patroluje boisko, jak szybko mija zawodników w poszukiwaniu złotej piłeczki. A jeśli Potter nie wie jak jej szukać? Jeśli do tego potrzebny jest wypracowany klucz?
— Co za wstrętny faul ze strony Bonsozena! To chyba oznacza rzut wolny dla Gryffindoru… Zgadza się, Woodbury zajmuje pozycję! — Komentator przerwał jej rozmyślania, sprowadzając uwagę wszystkich na pole gry ścigających. Gryfonowi udało się strzelić gola, jednak niedługo potem na konto Ślizgonów wpłynęło kolejne dwadzieścia punktów i sytuacja stała się naprawdę nerwowa. Spojrzenia kibiców mimowolnie wędrowały do szukających, jednak żaden z nich nie przerywał systematycznych patroli boiska.
— Pałkarze obu drużyn uczestniczą w grze jak nigdy, och, chyba nawet trochę się zagalopowali, bójka wisi w powietrzu… — Rzeczywiście, w pobliżu ślizgońskich bramek wywiązała się kłótnia, a kije zawodników niebezpiecznie kołysały się w ich dłoniach. Natychmiast interweniowała pani Hooch, sędzina, na sam widok której sprzeczka przeszła w formę wyrzucanych gniewnie zdań, a po chwili zawodnicy ponownie objęli swoje stanowiska, wyraźnie okazując wrogość przeciwnikom.
— Czterdzieści do dwudziestu dla Slytherinu! Marne wyniki wynikają jednak z podziwu godnego poświecenia obrońców, którzy robią wszystko, aby ich bramki pozostały nietknięte! Ale co to?
Przez trybuny przeszła fala westchnięć i syknięć, kiedy uwaga tłumu ponownie skupiła się na dwóch szukających. Obrońca Ślizgonów zamarł z kaflem w rękach i mrużył oczy w łagodnym słońcu, próbując dostrzec coś, co działo się o kilka stóp ponad resztą graczy.
Obaj zawodnicy pędzili niemal łeb w łeb w stronę bramek Gryffindoru. Drużyny na ułamek sekundy rozsunęły się, zapatrzone w decydujące starcie. Stagnacja została jednak natychmiast przerwana, kiedy czterech chłopców chwyciło za pałki i rzuciło się do odbijania tłuczków. Komentator rzucał jakieś pełne napięcia uwagi, jednak nikt już nie zważał na jego słowa, wszyscy wpatrywali się punkt, gdzie musiał znajdować się znicz, bowiem tam właśnie mknęli obaj szukający. Jeden ze ślizgońskich ścigających obejrzał się ze strachem, bo wyglądało na to, że obie miotły kierują się prosto na niego. Koło jego lewego ucha trzepotał złoty znicz. Wrzasnął i niemal w ostatniej chwili usunął się z drogi, gdy dwaj szukający zderzyli się nagle i rozpoczęła się szamotanina, w centrum której musiała znajdować się piłeczka. Ścigający próbowali wykonywać kolejne manewry, jednak zainteresowanie tłumu było dalekie od skupiania się na bramkach. Pałkarze zawiśli bezradnie, nie mogąc godzić tłuczkiem w ten czerwono-zielony wir, więc skupili się na utrzymaniu czarnych piłek w dostatecznym dystansie od członków swoich drużyn.
W pewnej chwili wrogie smugi rozdzieliły się, gdy szkarłatna poszybowała w górę, a szmaragdowa zataczała spirale w przeciwnym kierunku.
— JEST! JEST ZNICZ! JAMES POTTER ZDOBYWA STO PIĘĆDZIESIĄT PUNKTÓW DLA GRYFFINDORU! Mecz jest skończony! Co za szokująca historia, Hogwart zapamięta to zwycięstwo na długo!
Na trybunach zapanował absolutny chaos, który z niezbyt zadowalającym skutkiem próbowali opanować nauczyciele. Część z nich nie potrafiła powstrzymać uśmiechów, gdy usiłowali ograniczyć strumień uczniów wylewających się przez wąskie przejścia w stronę ściskającej się drużyny Gryfonów. Miejsca z przodu pozwalały Dominice, Patricii i Lily oglądać mecz w komfortowych warunkach, jednak sprawiedliwości stało się zadość przy wyjściu – ustawiły się na końcu ogonka Hogwartczyków, niecierpliwie oczekujących na opuszczenie trybun. Moon zerknęła przez ramię na drużynę Ślizgonów, których szaty prawie zlewały się z zieloną trawą, coraz bujniej kiełkującą po przeminięciu zimy. Trzymali się w znacznej odległości od świętujących Gryfonów, których dopadli już pierwsi rozentuzjazmowani kibice. Ślizgoński kapitan cisnął swoją miotłę na murawę i odwrócił się plecami do centrum chaosu.
W końcu udało im się minąć profesor McGongall, która zdołała już dość do siebie po tym brawurowym i niespodziewanym zwycięstwie swoich podopiecznych, lecz od czasu do czasu na jej wąskich ustach pojawiał się serdeczny uśmiech, wciąż zanikający i wypływający na wierzch jak fatamorgana. Dziewczyny uśmiechały się szeroko, z rzadka wymieniając zdawkowe komentarze na temat meczu. Są takie chwile, które nie wymagają zbyt wielu słów, bo ich cienie pojawiają się w oczach rozmówców i krążą między umysłami jak duchy wśród zamkowych ścian.
Patricia zapiszczała z radości, widząc zupełnie z bliska niby znajome twarze gryfowskich zawodników, a jednak w pewnym sensie nowe, promieniejące szczęściem i dumą, kiedy ich plecy i ramiona poklepywały dziesiątki rąk, a uszy wypełniały pochlebstwa pochodzące nie tylko z ust współmieszkańców wieży, ale również od Krukonów i Puchonów, zachwyconych tak niespodziewanym pognębieniem Ślizgonów. Patricia podbiegła do najbliższego zawodnika, którym okazał się rudy Gabriel, i wyściskała go serdecznie. Rough wyszczerzył zęby i puścił im oko, kiedy przechodziły. Dominika domyśliła się, kogo szukały w kolorowym tłumie zielone oczy Lily, więc dyskretnie odłączyła się od niej i ruszyła na poszukiwania Blacka. Zapewne był obwieszony przez podziwiające go dziewczyny, ale nie mogła się doczekać, żeby także go uścisnąć i zapytać o zwodniczy strzał, który zaserwował ślizgońskiemu ścigającemu i który zapewnił im pierwszego gola.
Po drodze wpadła na Petera, który podskakiwał i dreptał niecierpliwie w miejscu, wyciągając szyję od jednego większego zbiorowiska do drugiego. Nieustannie ktoś go potrącał w próbie dopchnięcia się do któregoś z zawodników, a sam Pettigrew wyglądał na bliskiego rozpaczy.
— Hej, Pete. Świetny mecz, co? — zagaiła starając się, aby w jej głosie nie dało się usłyszeć ani litości, ani rezygnacji, które poczuła na jego widok. Odebrawszy jego gorliwe skinięcie głową, chwyciła go za ramię i powiedziała podniesionym głosem: — Chodź ze mną, Syriusz cię szukał, ale nie mógł znaleźć w tym dzikim tłumie.
— Sz-szukał mnie? — wyjąkał Peter, a jego niebieskawe oczy rozszerzyły się ze zdumienia. — Znaczy, no pewnie, w końcu jesteśmy kumplami — dodał chełpliwie, rozglądając się po twarzach wokół, żeby zobaczyć, jakie wrażenie zrobiła na nich ta informacja.
Moon odwróciła się bokiem, barkiem torując sobie drogę wśród ściśniętych ludzi, walczących o kontakt z gryfońskimi bohaterami. Nie było to łatwe, bo tym razem miała do dyspozycji tylko jeden łokieć, drugą ręką przytrzymując Pettigrew i licząc na to, że nie zgubi go wśród uczniów niezbyt zadowolonych z faktu, że ktoś wpycha się między ich zbite szeregi.
Udało jej się dotrzeć do Kaolin, gryfońskiej ścigającej górującej nad nią co najmniej o głowę. Pogratulowała jej dzisiejszych akcji z kaflem w roli głównej i przesunęła się dalej. O dziwo, wokół Syriusza tłum był znacznie bardziej przerzedzony i znajdował się w pewnym dystansie od jego centrum. Sytuacja wyjaśniła się, kiedy w końcu zobaczyła Blacka, popisującego się przed tłumem efektownym wywijaniem pałką i odbijaniem wyimaginowanych tłuczków, kiedy pozował do zdjęć.
— Black, ty zdolny gnomie! — zaśmiała się i kiedy chłopak odwrócił się w jej kierunku, miała nadzieję, że z jej wypowiedzi usłyszał tylko swoje nazwisko.
Tak czy inaczej, uśmiechnął się do niej szeroko, odrzucił pałkę na trawę i wyciągnął do niej ręce. Moon przewróciła oczami, ale podbiegła do niego i nie mogąc przestać się uśmiechać, zarzuciła mu ręce na szyję. Syriusz podniósł ją i zakręcił dookoła.
I wtedy stało się coś, co sprawiło, że mieli kolejny powód, aby nie zapominać tego zwycięstwa na długie tygodnie. Kiedy później zastanawiali się na tym, każde z osobna, nie mogli przypomnieć sobie, czy to Syriusz zbytnio rozluźnił uścisk i Dominika zsunęła się po jego ramionach, czy to raczej ona pochyliła się za mocno i kiedy słońce zmieniło jej włosy w złotą kotarę, ich usta zetknęły się na moment.
Może nawet zbyt długi moment, żeby zdążyli odsunąć się od siebie i obrócić wszystko w żart.  Gdy jej stopy znowu dotknęły ziemi, umysłem Gryfonki zawładnęło potworne przeczucie, że wszyscy patrzą na nią w milczeniu. Mimo wszystko, wolała w tej chwili znieść czarne tęczówki Syriusza niż odwrócić się z stronę tłumu – który posiadał zbyt wiele oczu, by mieć spojrzenie. Black również patrzył na nią milcząc, ale nie mogła nic wyczytać z wyrazu jego twarzy. Słońce przeszywało ciemne oczy, wydobywając z nich znacznie jaśniejszy, niemal bursztynowy odcień brązu. Nie wyglądał na zbyt zadowolonego, więc Dominika zrobiła pierwszą rzecz, jaka przyszła jej do głowy.
— Przepraszam cię na moment — wymamrotała. I uciekła.

* * * * *

Rubinowo-złote promienie słońca sunęły po rozległych hogwarckich błoniach. Pod ich wpływem wyglądająca zewsząd świeża trawa przybrała smętną ciemnożółtą barwę, dopełniając nastroju melancholii, który mimo upragnionego od dawna ciepła, panował wokół zamku. Smugi czerwonawego światła ślizgały się także po powierzchni jeziora i gładkich gałązkach smukłych drzew na skraju Zakazanego Lasu, do którego szybkim krokiem kierowała się niewielka postać łopocząca czarną peleryną. Nie oglądała się za siebie, a jej ruchy wskazywały na silne poruszenie emocjonalne.
Dominika Moon, bo to właśnie ona ukrywała się pod ciemną peleryną, przez całe popołudnie znajdowała coraz to nowe obowiązki, którymi musiała bezzwłocznie zająć się w samotności. Oczywiście nie uniknęła długiej i niezwykle krępującej serii pytań, którą zafundowały jej przyjaciółki, podniecone nagłą zmianą sytuacji pomiędzy nią a Syriuszem, ale to był jedyny kontakt z ludźmi, na który sobie pozwoliła. Nie czuła się w obowiązku odpowiadania na pytania kogokolwiek innego, a tym bardziej starała się unikać kontaktu z Huncwotami, nawet jeśli miał być to kontakt wzrokowy. Żywiła naiwną nadzieję, że zdoła jakoś przetrwać ostatnie dni szkoły, później nastąpią wakacje, a po powrocie do Hogwartu sytuacja zostanie zapomniana i pominięta stosownym milczeniem. Wydawało jej się to znacznie łatwiejszym wyzwaniem niż unikanie Charliego przez pół roku, istniały więc szanse na sukces.
W dodatku udało jej się spędzić czas w pożyteczny sposób, ucząc się do SUMów, które czekały ją lada dzień. Jej frustracja pogłębiała się, kiedy widziała, że wszyscy rówieśnicy oddają się błogiemu lenistwu i niecierpliwie oczekują wakacji, ponieważ kolejny egzamin czekał ich dopiero za rok. Nikt specjalnie nie stresował się perspektywą czegoś, co znajdowało się tak daleko w przyszłości.
Teraz Moon kierowała się do Zakazanego Lasu w celu wypełnienia swojego kolejnego obowiązku. Jak już zdążyła stwierdzić wcześniej, swego rodzaju bierna sympatia centaurów umożliwiała jej krótkie wizyty w lesie, podczas których mogła poćwiczyć używanie Białej Magii, co zmniejszało ryzyko wystąpienia „efektów ubocznych” takich jak niekontrolowane demonstracje siły. Jeszcze nie wymyśliła w jaki sposób rozwiąże ten problem po powrocie do Francji i Bedworth, ale na pewno nie było to niewykonalne. Zwłaszcza, że była już pełnoletnia z punktu widzenia prawa czarodziejów.
Na wszelki wypadek postanowiła jednak nie zagłębiać się zbytnio w las, tym razem nie miała zamiaru szukać kłopotów. Liczyła na to, że nie spotkają jej atrakcje większe niż wzrastające nagle rośliny czy małe, niewinne stworzonka leśne postępujące zgodnie z jej wolą. Na skraju puszczy nie wydawało się to takie nieprawdopodobne.
Zatrzymała się w miejscu, z którego wciąż prześwitywały jeszcze drobne promyki zachodzącego słońca, wystrzeliwujące spomiędzy gałęzi. Zatarła ręce i rozejrzała się. Przed zmrokiem Zakazany Las wyglądał całkiem niegroźnie – kontury były znacznie wyraźniejsze, a rośliny nie rosły jeszcze tak strzeliste i potężne jak te w głębi. Moon przysiadła na pieńku i dla rozgrzewki przyłożyła palec do muchomora, po czym spróbowała wniknąć w jego roślinną świadomość. Czynność ta wciąż wywoływała w niej uczucie zażenowania, ale było ono znacznie słabsze niż za pierwszym razem. W dodatku jej sposób myślenia w pewnym sensie przestawał być ludzki – nie skupiała się nieustannie na otoczeniu i zaczynała dostrzegać wątłe nitki półświadomości rośliny. Tym razem błądziła po nich myślami, rozumiejąc niesamowitą różnorodność aspektów gleby, rozkosz wilgoci i ciągłe dążenie do wzrostu. Spróbowała pogłębić do ostatnie pragnienie, wyobrażając sobie muchomora pełnego sił witalnych, sprężystego i wyjątkowo dorodnego. Na jej oczach grzyb urósł do rozmiarów średniej wielkości psa. Później skłoniła dziki bluszcz do rozrastania się na wszystkie strony po glebie jak pędy winorośli. Kiedy giętkie zielone żyłki zaczęły gęsto oplatać pnie pobliskich drzew, przyszło jej do głowy, że w taki sposób mogłaby nawet kogoś obezwładnić albo zablokować jakieś niewielkie obiekty, gdyby chciała. Mogłaby nawet… Potrząsnęła lekko głową, nie powinna się rozkojarzyć. Jednak miła była świadomość, że ta umiejętność mogła jej posłużyć do czegoś więcej niż profesjonalnego ogrodnictwa. Zasugerowała bluszczowi powrót do poprzedniego powolnego cyklu wzrostu i delikatnie strząsnęła go z buta, który zaczęły oplatać giętkie pędy. Przez jakiś czas eksperymentowała w ten sposób, odkrywając nowe zastosowania dla swoich umiejętności. Ledwie zauważyła, że złocisto-czerwone błyski przestały przebijać przez gałęzie. Podniosła się z pieńka i niespiesznie ruszyła w kierunku skraju lasu, jednak wybrała drogę na skos, licząc na spotkanie zwierząt, nad którymi mogłaby spróbować zapanować. Tu już nie dopisywało jej szczęście, znalazła jedynie kilka nieśmiałków, których świadomość była bardzo wyraźna i prosta, nie pozostawiała jednak żadnego pola do popisu.
Nagle usłyszała trzask łamanych gałązek. Rozejrzała się z nadzieją, ale zwierzę musiało się spłoszyć i obserwować ją z ukrycia. Odłożyła nieśmiałka do zagłębienia między korzeniami drzewa, strzepnęła szatę i ostrożnie ruszyła przed siebie.
— Niech to szlag. — Usłyszała ciche przekleństwo rozwiewające jej podejrzenia co do zwierząt. — To był nowy płaszcz.
Wypowiedzi towarzyszył kpiący chichot.
— Nie możemy się zatrzymać tutaj? — kontynuował nadąsany głos. — Nikt nas nie zobaczy, na zewnątrz jest ciemno.
— Niech będzie. — Nagle ustał szelest liści. Przez chwilę wśród ciemności Dominika słyszała tylko swój oddech i nieco przyspieszone bicie serca. Nie poruszała się, pewna, że intruzi mogą usłyszeć ją również dokładnie jak ona ich.
— Dobra, Lestrange, w czym rzecz? — zabrzmiał flegmatyczny głos, który Moon na pewno już gdzieś słyszała. — Mów i spadajmy, nie mam ochoty na szlaban z tym parszywym charłakiem.
Ktoś zawtórował mu bez entuzjazmu, po czym rozległo się chrząknięcie, po którym chłopak nazwany Lestrangem przemówił.
— Nie wiem, czy którykolwiek z was interesuje się polityką, ale szykują się dla nas ciekawe perspektywy.
Coś zaszurało po podłożu.
— Mówisz o Lordzie? — zapytał obojętnie głos, niechybnie należący do Severusa Snape’a. Dominika przygryzła paznokieć i wytężyła słuch.
— A o kim niby? Wreszcie ktoś odważył się naprawić ten mugolski burdel…
— A co my mamy z tym wspólnego? — przemówił ten, który narzekał na płaszcz. Wydawał się wciąż nadąsany, niezadowolony z tematu lub okoliczności rozmowy.
Rozległo się demonstracyjne westchnięcie.
— Reg, a możesz mi łaskawie zasugerować, co zamierzasz robić po naszym zacnym Hogwarcie? Zamiatać w Dziurawym Kotle czy tatulek załatwi ci pracę? — zapytał Lestrange pobłażliwie.
Ponownie rozległy się chichoty.
Dominika poczuła jak serce tłucze jej się w piersi. Reg czy Rag? Czy tam mógł być Ragnarok? Co knuł? A może się przesłyszała? Jednak nigdy nie słyszała, żeby ktokolwiek zwracał się w ten sposób do tego introwertycznego Gryfona…
— Sam potrafię znaleźć pracę — warknął chłopak w odpowiedzi i splunął.
— Tak czy inaczej — Lestrange wznowił swój monolog. — Lord szuka poparcia wśród czarodziejów. Tych czystej krwi, oczywiście. Nigdy nie myślałem o polityce, ale dorwać ciepłą posadkę w Ministerstwie i to w Ministerstwie pozbawionym szlam i charłaków… Sami chyba przyznacie, że to interesująca perspektywa.
Rozległy się pomruki poparcia, które ponownie przerwał charyzmatyczny chłopak.
— Ale Lord nie przyjmie byle kogo. Musimy się wykazać, pokazać to, że popieramy jego program. Dlatego tym razem na naszym małym spotkaniu gościmy Snape’a.
Moon mogła sobie tylko wyobrazić kpinę pozostałych Ślizgonów, wyuczoną wyższość Severusa, a może nawet podziw na twarzach jego kolegów, którzy rozumieli znaczenie Snape’a jako sojusznika i fakt, że Lestrange uznał go za przydatnego w tak ważnej sprawie.
— Ale o tym nie teraz. — Dominika przygryzła wargę z rezygnacją. Być może Ślizgoni nie czuli się w lesie tak bezpiecznie, a ślizgoński spryt nie był tylko wytartym frazesem. — Teraz oczekuję od was tylko deklaracji. Nieodwołalnej deklaracji. To zbyt śliska sprawa, żeby ktoś mógł nas później sypnąć.
— Zrobię co będzie trzeba — powiedział z wyższością chłopak, który narzekał na pelerynę. Brzmiało to, jakby chciał udowodnić, że zasługuje na zaufanie i nie jest tak zależny od rodziców jak mogło wydawać się kolegom.
— I ja — mruknął drugi Ślizgon flegmatycznie.
Rozległo się jeszcze jedno potwierdzenie i zapadła cisza. Dominika nasłuchiwała z napięciem.
— Ja również — odezwał się w końcu Snape. — Ale chcę najpierw poznać swoją rolę w tym waszym… planie.
— To w swoim czasie — powiedział lekceważąco Lestrange. — Ja oczywiście się na to piszę. Myślę, że na dziś możemy dać sobie spokój. Niedługo spotkamy się znowu, mamy niewiele czasu.
Ponownie zabrzmiał chrzęst gałązek i szelest liści, kiedy Ślizgoni zaczęli się oddalać. Moon oparła się o pobliski pień. Jej zielone oczy wpatrywały się w ciemność, a umysł pracował jak szalony.

* * * * *

Niecałe pół godziny później przeszła przez dziurę pod portretem wprost do Pokoju Wspólnego Gryffindoru. Ciepło kominka buchnęło jej w twarz, przyjemnie rozgrzewając skórę ściągniętą przez chłód lasu i zamkowych ścian.
Spojrzenia Gryfonów powędrowały w jej kierunku, większość z nich szybko wróciła do swoich rozmówców lub prac domowych, jednak były też takie, które spoczęły na jej twarzy i wpatrywały się w nią uporczywie. Dominika miała dziwne, zupełnie niezwiązane z Białą Magią przeczucie, o czym teraz myślą.
Nie tracąc czasu przeszła wzdłuż ściany i ruszyła w stronę dormitorium dziewcząt. Ledwie zdążyła oprzeć rękę na poręczy, gdy ktoś dotknął jej ramienia. Odwróciła się, spłoszona.
— Tommy. — Uśmiechnęła się lekko, z ulgą. — Trochę mnie przestraszyłeś.
— Przepraszam — odpowiedział nieśmiało kasztanowłosy grubasek.
Moon niecierpliwie stukała palcami w gałkę na końcu poręczy, wpatrując się w coś ponad ramieniem pierwszoroczniaka. Na szczęście nigdzie nie widać było Blacka, ale to mogło się bardzo szybko zmienić.
— Coś się stało, Tommy? Wiesz, jestem dziś trochę zmęczona…
Chłopiec przełknął ślinę i kilkakrotnie śmiesznie poruszył wargami, jakby przeżuwał niewypowiedziane słowa.
— Stało — wykrztusił w końcu.
Dziewczyna niecierpliwie przestąpiła z nogi na nogę. Jeżeli to kolejna historia z zaginioną lub porwaną ropuchą, to tym razem nie miała już cierpliwości. Czasem w końcu musiała pomyśleć o sobie i czuła, że jest na to idealny moment.
— Słuchaj, Tommy, może Andrew mógłby ci pomóc? Albo wiesz co, pogadamy jutro, na pewno spotkamy się przy stole Gryffindoru między zajęciami…
— Ale ja muszę teraz! — chłopiec zacisnął usta w wąską kreskę, przez co jego policzki wydawały się jeszcze pulchniejsze niż zwykle. — Bo… Bo zginął nasz kolega, Mark.
— Jak to zginął? — Dominika uniosła brwi. Miała szczerą nadzieję, że Mark to nie ropucha.
— Nie wiemy! — Wargi Tommy’ego zadrżały, gdy próbował powstrzymać się od płaczu. Chyba był przyzwyczajony do mówienia w liczbie mnogiej, bo jego przyjaciela, Andrew Jugsona, nie było nigdzie w pobliżu. — Wracaliśmy dzisiaj do zamku po meczu i był straszny tłok, i chcieliśmy zebrać autografy od wszystkich zawodników, i jak wracaliśmy, to Marka już nie było…
— Hej, hej, tylko spokojnie. — Moon położyła rękę na ramieniu małego Gryfona, które nawet przez szatę wydało jej się nienaturalnie rozgrzane. — Pewnie to nic takiego. Może czeka na was w dormitorium albo zabłądził gdzieś na tych ruchomych schodach i niedługo wróci?
— Nie ma go już tyle czasu. — Bodney pokręcił głową. — Ma zostać sam w zamku? Na noc?
— Słuchaj, Tommy. — Dziewczyna potrząsnęła delikatnie jego ramieniem. — Ja na razie nic tu nie zdziałam. Ty i Andrew powinniście iść do profesor McGonagall i opowiedzieć jej wszystko. Chyba jeszcze nie ma ciszy nocnej, ale powinniście się pospieszyć, jasne? Uważajcie. Jej gabinet jest na pierwszym piętrze obok Skrzydła Szpitalnego. Jednak jestem pewna, że wasz kolega niedługo wróci, to się zdarza, kiedy miejsca w tym zamku same zmieniają położenie…
Chłopiec pokiwał smętnie głową, wyraźnie zawiedziony. Najwyraźniej spodziewał się po niej klaśnięcia rękami, po którym Mark pojawiłby się obok cały i zdrowy.
— To naprawdę najlepsze, co można teraz zrobić, Tommy — powiedziała łagodnie. — Jeśli czegoś się dowiesz, chętnie się dowiem i pomogę.
— Dzięki. — Wytarł nos brzegiem rękawa. — No to dobranoc.
— Dobranoc — odpowiedziała. Kiedy Gryfon odwrócił się plecami i odszedł o kilka kroków, zawołała jeszcze: — Pamiętaj, żeby pozdrowić Andrew!

25 komentarzy:

  1. Przeczytałam, skomentuje wieczorem, ale nim zapomnę: pisze sie fatamorgana; ponadto czy Tommy mowil p tym samym meczu co na gorze, czy o innym? Chyba o innym, bo odniosłam wrażenie, ze troche przeskoczyłaś w czasie?
    Wiecej, głownie o Syriuszku, w nastepnym komenatrzu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, dlaczego? Mecz był po południu, wycieczka do Zakazanego Lasu o zachodzie słońca, a rozmowa z Tommym pod wieczór. Wydaje mi się, że wszystko jest na miejscu, ale jeśli coś pominęłam, to wal :)
      Błąd poprawiony, dziękuję.

      Usuń
    2. OK, jestem xD trochę spałam, jak pisalam ten komentarz na gorze xD po prostu nie spodziewalam sie, ze to juz prawie koniec roku szkolnego i przez wzmianke o kilku tygodniach oraz o tym, ze Dominika unika przyjaciolek i HUncwotow, wydawalo mi sie, ze musialo minac troche czasu xD.
      Wlasnie, jak to juz prawie koniec roku? a Dominika nadal niezakochana w Syriuszu? ja jej tam nie ogarniam do konca. ale dobrze, ze sie pocalowali. Troche mi bylo smutno, ze Dominika stwierdzila, ze Syriusz nie wygladal na zachwyconego, ale pewnie mogl tak wygladac. Raczej tego nie planowal i sie biedak stresowal, choc pewnie i byl zadowolony xD mnie zastanawia, co mysli o tym sama Moon. Mam nadzieje, ze zrobilo to na niej wrazenie. Nawet jesli, ku mojej irytacji, nadal mysli o Ragnoroku (ale to chyba tak troche z przyzwyczajenia albo z resztek uczuc, wydaje mi sie, ze jest juz z niego wyleczona, ale uraz pozostal i tridno sie dziwic. Swoja droga, ejstem praktycznie pewna, ze to Regulus, ale spoko xD i tak mi to nie odpowiada, bo zawsze mnie wzbiera na krzyk, kiedy mysle o pierwotnym wyborze Regulusa. Kiedys zaczelam o nim pisac opowiadanie z tego wszytskiego xD. on nie mogl byc zly, nie mogl, ale trudno mu bylo pewnie sie zbuntowac, tak jak zrobil to Syriusz. ale koniec koncow wykazal sie neisamowita odwaga... i rpzeplacil to zdrada, a jego starszy brat nigdy sie o ty, nie dowiedzial. i to mnie tak denerwuje, ze oni sie nigdy nie pogodzili, ze az sobie nie wyohraszasz... no dobra, koncze te karygodna odskocznie od tematu xD). W kazdym razie podobal mi sie ten rozdzial xD bardzo podobal mi sie opis meczu i to, ze James zagral na pozycji Szukacajego. Napisalas wszytsko bardzo przekonujaco, czlowiek ledow wytrzymywal z napiecia. Jedynie zakonczenie meczu troche mniej mi sie podobalo, bo wydawalo mi sie, ze w tym kociokwiku znalezli sie jedynie palkarze, i dlatego zdziwilo mnie, ze komentator naglr powiedzial, ze Potter zlapal Znicza. ale generalnie to bylo cos i Slizgoni chyba umra ze zlosci xD No i wiadomo, po kim Harry zyskal talent do quidditcha :p. Mam nadzieje, ze opiszesz w przyszlym rozdziale impreze. I ze Dominika nie bedzie unikac za dlygo Syriusza. Ciekawe, swoja droga, co on z tym zrobi. W ogole jak zaczal sie chwalic na WS, ze James to jego kumpel., to zaczelam sie smiac jak szalona. Jak ja go uwielbiam, matko swieta. Ale Jamesa tez lubie i ciesze sie, ze Lily docenila jego gest! bardzo ladny fragment.
      Do akcji w lesie juz sie wielokrotnie odnosilam, ale chcualam dodac, ze bardzo podoba mi sie to, ze Dominika coraz lepiej opanowuje Biala MAgie.
      Zastanawia mnie koncowka. Czy przypadkiem tego Mike'a biednego nie porwali Slizgoni albo cos w ten desen... Szkoda troche, ze Huncwotow nie bylo w poblizu, bo moze by cos z tym zrobili (spr na mapie)? Hm... mam nadzieje, ze nowosc za tydzien? Przepraszam, ze ten komentarz jest az tak chaotyczny, ale po prostu wywolujesz tyle emocji, ze inaczej nie sposob sie wypowiedziec xD jestes jedna z nieliczych autorek, ktorych rozdzial po prostu MUSZE przeczytac naszybciej, jak tylko moge, odkad zobacze powiadomienie na bloggerze, bo tak kocham to opowiadanie. Mam nadzieje, ze keidys napiszesz cos swojego i ze to wydasz ;p
      Zapraszam do mnie na niezaleznosc-hp.blogspot.com Postanowilam dodac notke juz dzisiaj, po prostu nie moglam sie pwostrzymac. A ponadto czeka tam na Ciebie niespodzianka ;)

      Usuń
    3. Tak jakoś wyszło :p W tym roku szkolnym rewolucji nie będzie, haha.
      Moim zdaniem Regulus jest jedną z najciekawszych postaci w serii. Najpierw się go nie lubi, bo Syriusz go nie lubi, mamy go za synalka rodziców, pasjonata Voldemorta, później nawet za tchórza, bo Syriusz podejrzewa, że Regulus został zabity, kiedy wystraszył się tego, co robią Śmierciożercy itd. aż tu nagle okazuje się, że Regulus był niesamowicie szlachetny (na pewno bardziej Syriusz - patrz: traktowanie Stworka) i jeszcze bardziej odważny. Szkoda tylko, że jego brat umarł zanim się o tym dowiedział... (płakam znowu) Widzę, że o Regulusie mogłybyśmy rozmawiać i rozmawiać :p Dlaczego przerwałaś pisanie tego opowiadania? Chętnie bym o nim poczytała, to postać z takim potencjałem, że hoho. U mnie będzie go sporo w trzeciej części, która już tuż tuż :)
      Jeeejku, jesteś taka słodziutka! Dziękuję :) Takie komplementy, szczególnie od Ciebie, to miód na moje serce. Rozdział planowałam za dwa tygodnie, aaale specjalnie dla Ciebie coś z tym terminem zrobię :)
      O! Uwielbiam niespodzianki i Niezależność, więc lecę, pędzę.
      Dziękuję za wyczerpujący i motywujący komentarz,
      Eskaryna

      Usuń
    4. No bo uznałam, że za cięzko jakos tak ;p musiałabym źle pisać o Syriuszu, którego ubóstwiam, ale właśnie za tę jedna rzecz nie do końca lubię. Bo to, że zostawił rodzinę, nie musiało oznaczać, że musiał zostawić tez brata, a mnie się wydaje, że Regulus go potrzebował.
      O, fajowo by było :p choć jeśli potrzebujesz dwóch tygodni, to przeżyję.saama dodaje posty o wiele rzadziej.

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Witaj, kochana! ^^
      Czemu ja połykam Twoje rozdziały? Czemu kończysz je w takich momentach xD te pytania nie dają mi spokoju :D
      Zacznę od tego, że bardzo podoba mi się sposób, w jaki opisujesz Lily :) Nie jest tak, że jednego dnia go nienawidzi, a drugiego już rzuca mu się w ramiona. Zastosowałaś ombre xD nie ma tej granicy :D dobra, to było bez sensu xD chodziło mi o to, że pokazałaś piękny proces zmieniania uczuć Evans. Ona go nie kocha - ona się w nim dopiero zakochuje :) i uwielbiam to czytać :)
      Muszę się przyznać, że odkąd napisałaś, że szukający jest niedyspozycyjny, to byłam pewna, że Dominika będzie w drużynie xD wiem, że to na dłuższą metę nie ma sensu, ale lekcje latania z Syriuszem były dość przekonujące :D
      Ale Potter zawsze spoko :) i muszę się przyznać do jeszcze dwóch rzeczy:
      1) Zawsze myślałam, że łut szczęścia pisze się "lud" xD wiem, jestem głupia :D
      2) Opisywałaś mecz w taki sposób, że do momentu, w którym James nie złapał znicza, nie byłam pewna, kto wygra :) brawo!
      Opis był naprawdę szczegółowy i dopracowany. Rozumiem Cię - mi też jest zawsze je ciężko opisywać, ale Tobie to wychodzi śpiewająco :)
      Największe boom rozdziału - pocałunek! No jak to tak?! Tak niespodziewanie, że nawet sie tego nie spodziewałam? XD no nie może być xD to było takie szybkie i tak… niesamowite, że mam niedosyt :D zastanawia mnie reakcja Suriusza, ale sądzę, że był zadowolony, ale po prostu nie chciał tego robić za szybko, przy wszystkich itd :D
      Biała Magia staje się coraz bardziej interesująca :D Dominika staje się taką Matką Naturą xD i zaczyna urządzać sobie spacerki po lesie tak samo, jak moja Mary xD ach, te blondynki xD
      Ślizgoni zaczynają odważną kampanię… to nie wróży nic dobrego. Ale to tez mi się u Ciebie bardzo podoba, że wątek Voldemorta rozwija się stopniowo. Nie ma boom i już wszędzie Śmierciozercy :D podoba mi się to :) i muszę powiedzieć, że gdy przeczytałam ten komentarz o płaszczu, to od razu pomyslałam: "Na pewno Black" xD można powiedzieć, że miałam racje xD
      Ja na miejscu Dominiki po takim incydencie nie wiedziałabym w PW :D zjadłyby mnie te nachalne spojrzenia :D wątek Marka jest niezwykle ciekawy, tym bardziej, że opcji może być naprawdę wiele :)
      O, przypomniało mi się xD fajnie wybręłaś z tej ogólniej wojny Potterheads pt.: "James ścigającym czy szukającym". Ja np jestem za szukającym, ale wiem, że sama pani Rowling napisała, że był ścigającym :D u Ciebie obie opcje są zawarte i każdy jest szczęśliwy :D
      Rozdział świetny, czekam na następny :) i czekam na pogadankę Syriusz vs. Dominika :)
      Pozdrowienia :)
      Natalia

      Usuń
    2. Heloł, feloł!
      Ooo, jakie fajne określenie! Zrobiłam ombre :D Ale powiem Ci, że tym słowem trafiłaś w dziesiątkę, bo dokładnie to jest moim celem, a jeżeli uważasz, że się udało, to jestem zachwycona.
      Haha, to ciekawy pomysł. Myślę, że gdyby taka tragedia się wydarzyła i ktoś wytypowałby Dominikę do drużyny, to ta historia skończyłaby się bardzo szybko, bo Moon by zeszła na zawał i koniec xD
      Oj, przestań, ja ostatnio nie miałam pojęcia, czym może być talka, więc jest 1:1, haha.
      Prawda? Tak szybko i niespodziewanie, że czujemy się prawie tak jak główni zainteresowani, bo dla nich to też był szybkie i niespodziewane :p
      Dziękuję za całe mnóstwo ciepłych słów. Naprawdę trudno o lepszą motywację!
      Z pozdrowieniami,
      Eskaryna

      Usuń
  3. hej, zanim zapomnę: mam tendencję do gubienia się w wątkach zmieniania szkół przez bohaterów, często mi to wypada z głowy, dlatego jak coś to mnie olej. Dominika jest pełnoletnia, więc powinna chyba uczyć się nie do sumów, a do owutemów, prawda? popsułam coś czy rzeczywiście mała pomyłka?
    a teraz od początku. po pierwsze podoba mi się to, jak James subtelnie - bo dzięki rozdziałowym wydarzeniom - przejął rolę w drużynie, która jak dla mnie jest mu pisana. choć w czytaniu mi to nie przeszkadza, to u siebie nie umialabym wyobrazic sobie Jamesa jako kogoś innego niż szukający, a Syriusza jako pałkarza, nie ścigającego (ale to swoją drogą). mecz był opisany fajnie, chociaż może ciut zbyt krótko dla mnie - ale to nie jest odczucie, które wpływa na jakość, po prostu... no, lubię czytać mecze xD trzymało w napięciu, ale i tak moja trzymająca zawsze stronę Jamesa cześć duszy wiedziała, ze wygrają i że on tego znicza złapie. no bo jak, tak przegrać ze ślizgonami? nie można!
    i wiesz, ten ich pocałunek to była ostatnia rzecz, której się spodziewałam. to znaczy, wiadomo, że u nich od dawna sie zanosiło na ślub i gromadę dzieci, ale po prostu... no, wiesz o co mi chodzi xD chociaż z drugiej strony czułam, że coś się świeci, kiedy tak się zaczęli przytulać i Syriusz ja zakręcił powietrzu (istnieje coś bardziej uroczego niż przytulanie przy podnoszeniu w powietrze?). ale biedni są, to znaczy Dominika, wpadła w delikatna paranoję xD tak, wszystkich na pewno obchodzi, co was łączy. wszyscy o tym mysla bez przerwy. taaak.
    Chociaż, te "fanki Syriusza" być może są zainteresowane, oczywiście poza dziewczynami, które zżera ciekawosc. ale jestem w stanie Dom zrozumieć, w końcu co miałaby im powiedzieć? sama nie wie, halo xD ale to musi się szybko wyjaśnić, muszą sobie... pogadać ( ͡° ͜ʖ ͡°)
    reakcja Evans na Jamesa była tez cudna, poza tym podoba mi się, jak w małych szczegółach pokazujesz jej charakter. miło widzieć, że się przekonuje do Jamesa, chociaż ona chyba nie do końca chce się sama przed sobą przyznać xd ale to jak kibicowała było kochane, nie widzę innej możliwości niż ta, że to z powodu Jamesa.
    w ogóle biała magia staje się chyba dla Dom czymś bardziej naturalnym - no, przynajmniej wnosze tak po powoli znikajacym uczuciu zażenowania XD
    no i posłuchana rozmowa w lesie, hm. w pewnym momencie już myślałam, że będą chcieli składać wieczystą przysięgę, ale na szczęście się tak nie stało - odezwała się gdzieś we mnie troska o Snape'a, chociaż co do jego postaci mam mocno mieszane uczucia xd tak myślałam, że Reg skojarzy jej się z Ragiem, ot pierwsza myśl i za chwile się sprawdziło. bardzo naturalnie to wyszło, muszę przyznać xd ale jestem ciekawa, o co konkretnie tam chodziło. biedny Regulus, kiedy jego brat sobie gra w quidditcha i całuje pewną blondynę, on ma do załatwiania jakieś ciemne biznesy. nie żeby to nie była jego wina, po prostu przykre, jak rodzina może wpłynąć na dzieci i w jak rozbieżny sposób mogą zareagować na takie wzorce. w każdym razie ciekawe, co to konkretnie bylo.
    chyba wyczerpałam wszystko, ale jak coś mi się przypomni to wrócę3 <3

    poza tym, chyba jestem pierwsza ( ͡° ͜ʖ ͡°)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejhej :)
      Wyjaśnienie na ten temat wplotłam w rozmowę Syriusza i Dominiki w którymś z poprzednich rozdziałów - otóż w Beauxbatons zdaje się tylko jeden test na koniec szóstej klasy; to oznacza, że przenosząc się do Hogwartu, Moon nie zdała jeszcze żadnego, musi więc nadrobić SUMy, żeby móc później zdać OWUTEMy.
      Jeej, mam tak samo! Przeżyłam szok, kiedy Rowling powiedziała, że James był ścigającym. No, ale dowiedziałam się już o tym dość dawno, więc miałam czas, żeby poukładać to sobie w głowie tak, żeby pasowało do kanonu. Nie mogłam jednak odmówić sobie chociaż tego jednego meczu, kiedy James mógłby pobyć przez chwilę na właściwym miejscu :)
      E tam, taki sobie całusek :) Wbrew pozorom to dość trudna relacja, więc nie spodziewaj się jakiegoś wielkiego przełomu w tej kwestii. Masz rację z tą paranoją - Moon nie lubi znajdować się w centrum zainteresowania, chociaż przestając z Huncwotami, powinna się przyzwyczaić (ale na to nie można liczyć xD)
      Wspaniale jest opisywać relację Lily i Jamesa, te wszystkie małe kroczki, które ostatecznie przecież mają ich przeprowadzić przez drogę od wrogości i niechęci do najpiękniejszej miłości na świecie <3 Ach, Jily.
      Na Regulusa na razie tylko rzuciliśmy okiem, ale w przyszłości będzie miał super-ekstra-bardzo-ważną rolę do odegrania :p Zawsze było mi go szkoda. Między innymi z tego powodu, że Syriusz umarł z brakiem świadomości, że jego brat był szlachetny i bohaterski jak mało kto... Smutek mię teraz ogarnął :(
      Dziękuję Ci bardzo za długaśny komentarz!
      Z pozdrowieniami,
      Eskaryna

      Usuń
    2. no, tak coś czułam, że było, ale wolałam się upewnić bo jak już wspomniałam mam tendencję do gubienia wątków z przenoszeniem się że szkoły do szkoły i tak dalej. ale jak tak o tym myślę to chyba wiem nawet, o który moment chodzi xd
      w sumie jak tak o tym mówisz, to naprawdę fajnie się to zgrywa z kanonem. ja też wiedziałam sporo wcześniej, ale mimo wszystko postanowiłam to zignorować xd no nie widze tego u siebie jakoś. jak ktoś już nazywa się Potter, to ma się uganiać za zniczem i jakąś rudą panią. i koniec D:
      ja też ich wielbię, chociaż ostatnio mam małe problemy z opisywaniem jilly. nie wiem, wytracilam się z rytmu czy coś :c
      mnie to też smuci, gdyby wszystko potoczyło się inaczej mogliby być przecież super ziomkami. zresztą, w głębi duszy na pewno się nie nienawidzili nawzajem, chociaż wyglądało to jak wyglądało. w każdym razie postać Regulusa jest chyba jedna z moich ulubionych, to w jaki sposób się poświęcił i w sumie tylko dlatego, by jakoś naprawić swoje błędy. znalazł sposób, wiedział jaka będzie cena, ale mimo wszystko... no cholera, Syriusz powinien wiedzieć. przypomniał mi sie przy okazji taki post z tumblra, gdzie ktoś pisał właśnie o nim. że wykradł horkruksa, poświęcając swoje życie i w ogóle, a i tak smarkerus jest uważany za najodważniejszego Ślizgona (czy jakos tak) i pod tym dopisane że to brzmi jakby mówił to Syriusz xd wiem że jak się to opisuje tak to może być trochę spalone no ale wiesz o co chodzi, poza tym mi to troszkę poprawiło humor po rozmyslaniach nad tym jak bardzo źle potoczyła się ich relacja xD
      swoją drogą, zawsze mi piszesz, że dziękujesz za długi komentarz, a ja zawsze mam wrażenie, że piszę krótkie xd

      Usuń
    3. Każdy z nas ma swoją wizję i nie ma co jej na siłę przestawiać :) Podobnie miałam z imionami rodziców Jamesa... W mojej głowie Fleamont zawsze będzie Charlusem :p
      Może to dlatego, że skupiasz się na innej Lily, haha :)
      No tak, to trochę poprawia tę smutną atmosferę, która otacza Regulusa :) Więcej takich!
      E tam, bywają znacznie krótsze komentarze, więc Twoje staram się doceniać osobno :)

      Usuń
  4. Wspaniały opis meczu! To był jeden z lepiej opisanych meczów jakie czytałam ;) No i w końcu rozwiązała się sprawa z dziwnym i niezrozumiałym dla mnie faktem, że James był ścigającym, ale wszyscy opowiadali Harry'emu, że jest tak samo dobrym szukającym jak jego ojciec... :D Zawsze mnie to zastanawiało :)
    Ciekawa jestem czy Syriusz naprawdę wyglądał na niezadowolonego z faktu pocałunku z Dominik,ą, czy tylko pannie Moon się tak wydawało... Przecież nasz Syriuszek przyznał się zam przed sobą, że zakochał się w Dominice, więc nie wydaje mi się, by miał coś przeciwko jej buziakom. No a z drugiej strony nie ma co się dziwić Moon, że nie była zbyt skora do rozmów na ten temat, bo pewnie teraz wszyscy o tym gadali i nie mogła mieć biedna chwili spokoju.
    To jak Dominika zaczyna coraz lepiej władać białą magią jest niesamowite. Nagłe wzrosty roślin a nawet sterowanie zwierzętami!
    Ślizgoni. Zaczynają się zbierać i tworzyć jakąś grupę przynależną do Voldemorta... Nie jest dobrze. No i mi się wydaje, że ten Reg to był raczej Regulus Black niż Ragnarok... Bogaty chłoptaś, z którego starsi ślizgoni się śmieją. No cóż, ciekawa jestem co też takiego oni wymyślą.
    No i ostatni fragment. Mark. Co się z nim stało? Czy naprawdę, tak jak myśli Dominika, zgubił się w zamku, czy może jednak ktoś coś mu zrobił? Może jacyś ślizgoni postanowili się poznęcać nad biednym chłopcem? Jestem cholernie ciekawa, ot co. Już się nie mogę doczekać kolejnego rozdziału ;-)
    Pozdrawiam, Cath.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, kochana!
      Widzę, że opis meczu wywołuje różne wrażenia :p Cieszę się, że Ci się podobało, zwłaszcza że ciężko mi to szło, oj ciężko.
      No właśnie, mnie też ta kwestia zawsze zastanawiała i byłam wstrząśnięta, kiedy Rowling nagle stwierdziła, że James był ścigającym... No, ale cóż począć :) Starałam się jakoś wybrnąć z tego zamieszania.
      Dziękuję za przemiły komentarz i pozdrawiam,
      Eskaryna

      Usuń
  5. Hej, miśku!
    Kocham momenty z Lily. Serio, twoje przedstawienie jej postaci jest świetne. Tak ją sobie wyobrażałam, kiedy czytałam fragmenty w książkach Rowling.
    Kiedy wyszczerzyła się do Pottera, zachichotałam. To było takie słodkie!
    James, ty chojraku :D
    On jest po prostu wspaniały. To znaczy, może po prostu ja go tak widzę, bo jest Potterem? Ehh... Czytam za dużo Fanfiction. Ale w sumie lubię go u ciebie. Jest taki... Jamesowaty.
    Dominika i Syriusz.
    Boże, jak ja ich kocham. Mój fangirling sięga zenitu, kiedy o nich czytam. Naprawdę, pragnę ich spiknięcia! Merlinie, mam nadzieję, że żadne z nich (Dominika) nie zginie po drodze... Bo na Syriusza jest za wcześnie :pp
    Dominika, ty szpiegu aka Jamesie Bondzie. (Tak on się nazywał? Ale wstyd...)
    Severus to taki dupek. Jeżeli chodzi o czasy Harry'ego, lubię postać Snape'a- nieszczęśliwa miłość, spotkanie syna nieszczęśliwej miłości i tym podobne, ale jeżeli chodzi o czasy Huncwotów, Severus wydaje się taki... kurwiszonowaty. Nie przepadam tu za nim...
    Mecz. Był. Zaczepisty.
    James łapie zniczaaaaa! BUM BITCH MADAFAKA!
    Mój uśmiech była tak duży, że aż mnie policzki bolą. Ogólnie kocham mecze Quiditcha. Są takie emocjonalne!
    W końcu wyjaśniła się sprawa Jamesa- szukającego. Kiedy Rowling stwierdziła, że był ścigającym, załamałam się. Serio, to było okropne :p Ale nieźle z tego wybrnęłaś, gratulacje XD
    Ślizgoni zaczynają mnie wkurzać. Stają się jakąś sektą podlegającą Voldemortowi. Nie dobrze...
    Martwi mnie Mark. Czuję, że to nie może być zwykłe zgubienie w zamku. Za dużo się dzieje, żeby tak było.
    Albo.
    Moja podświadomość robi sobie ze mnie jaja.
    Tommy jest taki słodki, kiedy się martwi! Uwielbiam go po prostu.
    Ślę dużo weny i wielu shippów Doom- Doom i Syriusza,
    Twoja rybka, Carolyn.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejhej, kochana :)
      Twoje komentarze sprawiają, że uśmiecham się do monitora i moja reputacja jest coraz bliżej dna, ale kurczaki - warte są tego!
      Cieszę się, że lubisz moją wizję Jily. Fanfików na ten temat jest miliard, więc to duże wyzwanie, po pierwsze, żeby wymyślić coś własnego i po drugie, żeby wyszło tak, jak mogłoby być w rzeczywistości. Tym bardziej dziękuję za miłe słowa.
      Co do Dominiki i Syriusza, podpowiem tajemniczo, że są gorsze rzeczy niż śmierć... Hłyhły xD
      Ma podobne uczucia, jeśli chodzi o Snape'a. Niby mu współczuję, bo znam dalszy ciąg, ale w czasach szkolnych kawał był z niego łajzy, no. Nic dziwnego, że Huncwoci go nie znosili.
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam serdecznie,
      Eskaryna

      Usuń
    2. Nie martw się, często słyszę rzeczy typu:
      - Zaniżasz poziom intelektualny grupy,
      - Jesteś głupia,
      - Idąc z tobą jednym korytarzem, zaniżam sobie reputację.
      Taak, wszyscy mnie kochają. XD

      onie. No błagam cię, Doomik nie może cierpieć! Jest za... Doominikowata!
      Oh, ja już... Wymiotuję fanfikami o Jily. Ale, że jestem masochistką, czytam je bez opamiętania.
      Też cię kocham <3
      :PPP

      Usuń
    3. Nie o to, nie to, rybko moja! Po prostu, kiedy jestem w pracy w tle mam otwartą skrzynkę i czytam sobie komentarze, a że Twoje konkretnie zawsze wywołują uśmiech na mojej twarzy, muszę wyglądać dość niepokojąco, śmiejąc się do wentylatorów i innych takich xD
      Jeju, ja też naczytałam się tego tyle, w większości słabych, a i tak ciągle to robię. Kocham Lily i Jamesa do tego stopnia, że trzeba być naprawdę imbecylem, żeby zniechęcić mnie do czytania xD A, no i pairingi Lily/Syriusz odpadają w przedbiegach, nie jestem w stanie czegoś takiego przeczytać.

      Usuń
  6. Cześć, kochanie ty moje!
    Tradycyjnie przybywam z opóźnieniem, jak to ja. Ale przejdźmy może do rozdziału, co?
    ,,— Hej, Dominika. — Ruda trąciła łokciem siedzącą obok koleżankę. — O co tu chodzi?" Czy tylko mnie ciekawi, czy Dom-Dom udało się uciec od Syriusza? Albo pominęłam jakiś fragment (co jest całkiem możliwe, znając mnie) albo nie wiem.
    ,,— To mój kumpel! — wykrzykiwał Syriusz, wymachując prawicą okularnika." W tym momencie, to przyznać muszę, że szczerze się zaśmiałam. Przyjaźń Blacka i Pottera jest naprawdę rozczulająca <3
    ,,A Evans nie mogła już się powstrzymać – wyszczerzyła zęby i uniosła kciuk do góry." Aww... So cute! *-* Kto by pomyślał, że takie króciutkie momenty mogą tak roztopić moje serce. Masz talent do wprawiania mnie w zachwyt, kocie. Naprawdę.
    ,,— Przepraszam cię na moment — wymamrotała. I uciekła." Black, ty zdziadziały gnomie... Lepiej ruszaj zad i biegnij za nią, jeśli nie chcesz, żeby cię dosięgła moja ręka sprawiedliwości! Ale nie no, moim zdaniem, Syriusz nie był niezadowolony z tego pocałunku. Może po prostu nie wiedział jak się zachować albo zobaczył coś takiego co go wkurzyło gdzieś w oddali? Tak, to na pewno to.
    Hm... Zdaje mi się, że to zaginięcie Marka, ma związek ze Ślizgonami. Na sto pro. Albo z Charliem ,,Ogrodnikiem" i spółką, chociaż bardziej skłaniam się ku pierwszej opcji. Nah, zdaję sobie sprawy z tego, że komentarz jest najsłabszym komentarzem jaki napisałam w historii twojego bloga, ale ten tego. Jakoś nie mam weny, żeby się rozpisywać i mam nadzieję, iż mi wybaczysz.
    Życzę ci, abyś utopiła się w morzu weny oraz z niecierpliwością oczekuję nn!
    Z poważaniem, twoja najukochańsza
    Zośka Kasterwil

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej :)
      Uznałam, że nie ma co opisywać żałosnej rejterady Moon o poranku. Nie, nie udało jej się wymknąć przed czasem i biedaczka musiała czekać aż Huncwoci postanowią otworzyć ślepia, niestety.
      Dziękuję :) Jak na romansowe predyspozycje Lily i Jamesa takie małe gesty wydają się błahe, ale jednocześnie wskazują, że powolutku, powolutku coś się zmienia.
      Dziękuję za komentarz - liczy się pamięć i wysiłek do napisania czegokolwiek! - i przesyłam całuski,
      Eskaryna

      Usuń
  7. Cześć kochanie
    Bardzo bardzo i to bardzo przepraszam że mam takie wielkie opóźnienie ale na serio nie miałam czasu. Nauka do egzaminów, sprawy rodzinne, grypa i wiele innych czynnikow się do tego przyczyniło. Ale teraz jestem i komentuje.
    Wiesz co? Kiedy tylko przeczytałam że Gryfoni nie mają Szukajacego tak czułam, że zrobisz z niego Jamesa i w ogóle się nie zawiodłam czytając że tak postąpiłaś :D super!!!!!
    A Lily chyba zaczyna się do niego przekonywać więc również się cieszę.
    No i najważniejsze czyli .... Mika i Syriusz!!!!!!!!!!!!!! Jeeeeeeejjjjuuuuu! Aaaaaa! Fangirling na pełnej mocy hehehe. To było takie niespodziewane a zarazem słodkie że ja cię kręcę. Nie dziwię się że blondyna zwiała. Ja zrobiłabym tak samo. Jednak to jest pierwszy mały kroczek to ich gorącego romansu więc nie będę narzekać hehehe.
    Pozdrawiam, weny życzę i jeszcze raz przepraszam za spóźnienie. Nowszy komentarz napiszę później bo muszę zmykać pa pa

    OdpowiedzUsuń
  8. Zawsze jakoś mnie to dziwi, że niby tu się denerwują dziewczyny na chłopaków i na odwrót, a po meczu to lecą, jakby nic się nie stało. Nawet Lily do Pottera xD. Chociaż OK ona nie aż tak bardzo. Powiedziałabym, że zawiało przewidywalnością z tym, że wygrają mecz... ale... mogło się przecież tak stać, poza tym mógł np. się obić za bardzo i trafić do szpitala... ale niby Gryfoni też kiedyś przegrywają i niby wyglądało, jakby Slytherin trochę prowadził, więc niech będzie :D. Swoją drogą aż dziwne, że nikt nie debatował z rana o popisie Dominiki wczorajszej nocy. Zwłaszcza Black. Jakoś dziwnie go lubię. To aż jest niepokojące dla mnie :D. Za to sytuacja z pocałunkiem... no cóż... to tylko przypadek. Jednak bardzo trudna sytuacja do rozegrania. Jednak te "przepraszam" Moon trochę znaczyło, jakby ona go pocałowała, a nie był to przypadek. Chyba, że zwyczajnie chciałam cokolwiek powiedzieć, aby uciec. Ciekawi mnie, co z tego wyniknie i czy Syriusz będzie jakoś dociekał wyjaśnień.
    Hm... ciekawa sytuacja w lesie. Moon uczy się używać magii i dowiaduje się o pewnej sprawie. Gdzie również uczestniczy Regulus. I nie wiadomo jak zareaguje Dominika na to, że on jest bratem Syriusza. Chyba jeszcze o tym nie wie. A może pozna go trochę bardziej, w sensie Blacka? Może dowie się o jego odmiennym zdaniu w tym temacie? Innym niż jego rodzina? No cóż, tego nie wiem, ale bardzo ciekawa sprawa. Fajnie, jak ona się nim tak interesuje i zdobywa wszystko po kawałku. Taki niepozorny Black. Teraz też się zastanawiam czy Marck to zwierzak czy może ich kolega. I czy może jakieś nieczystej krwi?


    Wyłapałam gdzieś literówkę, ale przez przypadek skopiowałam coś innego i nie mogę tego odnaleźć. No, ale to literówka, więc mało znacząca. Nie mam pojęcia, kiedy mi się zachce poprawić w końcu u siebie :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Droga Eskaryno!
    Znalazłam pięć minut, więc szybciutko skomentuję!

    James naprawdę wykazał się wielką odwagą zgłaszając się na szukającego. I postąpił słusznie, gdyby nie on Ślizgoni by wygrali. Mecz opisałaś…po prostu fantastycznie. Cudowne opisy, chciałabym tak znakomicie formować zdania jak ty. Naprawdę, zazdroszczę ;-;

    Black i Moon to zupełnie inny rozdział. Tak bardzo uwielbiam tą dwójkę, że nie mogę ubrać tego w odpowiednie słowa! Myślę, że Dominice po prostu się wydawało i Syroisz wcale nie był niezadowolony, może wręcz przeciwnie? XD

    Biała Magia coraz bardziej się rozwija (można tak to ująć?) i Dominika coraz lepiej ją opanowuje, to bardzo dobrze :) No i zaczyna się tworzyć grupa popleczników Voldemorta w Hogwarcie, naprawdę niedobrze…

    Czy śmierciożercy mają coś wspólnego z zaginięciem Marka? I czy Dominika nie mogłaby prosić o pomoc Huncwotów?

    Uwielbiam to jak piszesz, kocham twoje opisy i to opowiadanie! Przepraszam za tak duże zaległości, wiem że ciągle to obiecuję, ale postaram się wszystko nadrobić jak najszybciej!

    Pozdrawiam
    ~V

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej!
      Bardzo się cieszę, że systematycznie nadrabiasz i wciąż pamiętasz o tym opowiadaniu. Naprawdę to doceniam :)
      No i te wszystkie komplementy... Gdybym zasługiwała chociaż na połowę z nich, byłabym już Noblistką, haha :D
      Dziękuję za ciepłe słowa i pozdrawiam,
      Eskaryna

      Usuń
  10. Dotarłam tutaj i myślę, że jest to jeden z lepszych (jeśli nie najlepszy) rozdział, jaki do tej pory przeczytałam w tym ff. Nie oceniam kwestii technicznej, ale jeśli idzie o sam aspekt, czy coś jest ciekawe i czy fajnie się czyta - to na moje tutaj było najciekawiej i najfajniej się czytało. Albo mam kiepską pamięć :D

    Ale teraz bardziej szczegółowo.

    Podoba mi się bardzo to, jak rozwiązałaś sprawę z szukającym. Kiedy dowiedziałam się, że JKR powiedziała/napisała, że Potter był ścigającym, nic mi się nie układało. No bo to dla mnie nie miało sensu - McGonagall wzięła Harry'ego do drużyny do łapania znicza, bo jego ojciec był wspaniałym zawodnikiem. Dla mnie to, że James grał na pozycji szukającego, było jedynym logicznym rozwiązaniem. No bo jest jednak przepaść między grą kaflem a wypatrywaniem śmigającej piłeczki. No ale już nie wchodząc głębiej w moje przemyślenia - w tym rozdziale to nabrało dla mnie sensu i kształtu. James udowadnia światu, że jako szukający też jest super, przez co pani profesor tam migiem uwierzyła w talent jego syna. Dobre zagranie, pochwalam :D

    Idźmy dalej - Syriusz i Dominika. Ogólnie sam pocałunek nie był dla mnie wielkim zaskoczeniem, bo w końcu musiał się pojawić. Wybór meczy też mnie nie zaskoczył, w końcu po takiej dawce adrenaliny różne rzeczy się robi i udowodnił to Harry, który nie tylko zgarnął Ginny w tej euforii, ale też szczerze się bał, że zrobi to przed nim Dean haha. Tak czy inaczej może szoku tu nie było, ale miło się czytało no i takie "no wreszcie", a jak Dominika uciekła to "jprdl" :D Chociaż wyszło uroczo.

    Kolejne - scena z przyszłymi Śmierciożercami to również bardzo logiczna akcja. Podoba mi się to, że Snape już ma skłonności do czarnej magii oraz nabiera pewności siebie. Chociaż inni go nie szanują. Ciekawi mnie, czy to zniknięcie tego chłopca ma coś z nimi wspólnego.
    No i swoją drogą na miejscu Dominiki, ja bym poszła i komuś powiedziała o tym wydarzeniu w lesie. Może nie nauczycielom, bo wiadomo - SZLABAN - ale komuś zaufanemu.

    Na marginesie - ciekawi mnie to zdenerwowanie Petera i już moja niespokojna głowa łączy go ze Śmierciożercami ;p

    To chyba tyle
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń