17 czerwca 2016

Rozdział XVII - część II



„Wyjec i szantaż”
– rozdział XVII –

Stuk, stuk, stuk.
Gryfoni siedzący przy stole podczas śniadania nosili na sobie wyraźne oznaki wyczerpania wczorajszą imprezą na cześć quidditchowego zwycięstwa. Niestety, dziś trzeba było wrócić do ponurej rzeczywistości w postaci lekcji, na których nie mogli liczyć na litość ze strony nauczycieli.
Stuk, stuk.
Stół nauczycielski też nie wyglądał zwyczajnie. Profesorowie nigdy specjalnie nie epatowali radością życia, ale dziś wyglądali szczególnie ponuro. Nie wszyscy też pojawili się na śniadaniu.
Stuk, stuk, st…
— Mogłabyś przestać tym pukać? — zapytała Lily z wyraźną irytacją. Od wczorajszego wieczora była nieco znerwicowana, bowiem Potter wrócił do swojego normalnego trybu bycia, który nieodmiennie doprowadzał ją do szału.
Dominika wzruszyła ramionami i odłożyła widelec.
Ona sama była w nieco lepszym humorze, ponieważ jej plan unikania Blacka jak dotąd działał doskonale. Od niefortunnych wydarzeń minęło dopiero kilkanaście godzin, więc był to raczej niewielki sukces, ale zawsze. Na razie udało jej się usiąść w zatłoczonym miejscu, obok którego Syriusz nie mógł się niespodziewanie pojawić i na dodatek tak hałaśliwym, że nie mógłby do niej zagadać. Ha.
Była jednak podenerwowana, co odbiło się na jej apetycie, mogła więc jedynie irytować wszystkich wokół stukaniem widelca w pusty talerz.
Wczorajszy całus wydawał się... zdecydowanie nieodpowiedni. Była przekonana, że szkolne boisko i tłumy gapiów to nie najlepsze tło dla pierwszego pocałunku z chłopakiem. Nie, żeby myślała o kolejnych. Co to, to nie. Syriusz Black w pewnym sensie ją przerażał. Był bardzo popularny, bardzo odważny i bardzo pewny siebie, czyli w zasadzie był jej przeciwieństwem. Wiecznie towarzyszyła mu też opinia łamacza damskich serc, choć to raczej dziewczyny interesowały się nim, nie on nimi. Nie zmieniało to jednak faktu, że Moon była przekonana, że przy najbliższej okazji Syriusz zakpi z niej okrutnie i musiała zrobić wszystko, żeby temu zapobiec. Nawet pomijając zwykłe upodobanie Huncwotów do strojenia sobie z niej żartów, nie potrafiła przyznać, że ten pocałunek był przyjemny. Wszystko zdarzyło się zbyt szybko i niespodziewanie, żeby mogła szczerze powiedzieć o nim coś pozytywnego. Prawdopodobnie wciąż była w szoku i dlatego czuła jak niepokój ściska jej gardło...
Na taki stan rzeczy wpłynął nie tylko Syriusz, ale też podsłuchana rozmowa Ślizgonów i zaginięcie kolegi Tommy’ego. To drugie samoistnie zsunęło się na drugi plan jako kwestia poza jej zasięgiem, ale leśne knowania mieszkańców Slytherinu napełniły ją wyjątkowym niepokojem. Nie obchodziło jej, w jaki sposób Ślizgoni chcą się zasłużyć Lordowi, bardziej zmartwił ją fakt, że cała sprawa dotyczyła polityki. I to polityki pokrętnej, która już znalazła swoich zwolenników. Dziwna sprawa, jeszcze niedawno Voldemort był naukowcem i pionierem nowych dziedzin magii, a dziś chciał reformować świat czarodziejów. Na niekorzyść między innymi jej samej, jeśli dobrze zrozumiała.
W zamyśleniu zaczęła obracać widelec w palcach, nie dostrzegła jednak miażdżącego spojrzenia Lily, bo jej uwagę odwróciła sowia poczta. Był to zdecydowanie najmniej przyjemny moment śniadania, bo sowy latały nisko, mierzwiąc jej włosy i od czasu do czasu rozrzucając jedzenie. Raz zdarzyło się nawet, że jeden z ptaków oprócz listów przywiązanych do nóżki przyniósł też martwą mysz w dziobie, co znacząco wpłynęło na apetyt Moon. Dlatego i tym razem dziewczyna skuliła się na swoim miejscu, trzymając w rękach puchar z sokiem. Jej szczupłe palce zacisnęły się na trzonku naczynia, a oczy rozszerzyły się ze zdumienia, gdy na jej pustym talerzu wylądowała szkarłatna koperta.
Zerknęła pytająco na siedzącą obok Patricię, która podobnie jak wszyscy Gryfoni w okolicy, patrzyła z ciekawością na czerwoną przesyłkę.
— O rany — powiedziała cicho. — Lepiej ją otwórz.
Dominika ponownie przeniosła wzrok na kopertę, z rogów której zaczęły wydobywać się strużki dymu. Trąciła ją widelcem. Raczej nie chciała wiedzieć co jest w środku.
Nagle koperta napęczniała, jakby miała pęknąć, uniosła się lekko w powietrze i otworzyła.
— TY MUGOLSKA SZUMOWINO, NIEGODNA RÓŻDŻKI KREATURO! JAK ŚMIAŁAŚ ZBRUKAĆ SZLACHETNY RÓD BLACKÓW! HOGWART OD DAWNA JEST ZASZLAMIONY, ALE TERAZ TO SZCZYT WSZYSTKIEGO! NIECH MNIE SZLAG TRAFI, JEŚLI CIĘ NIE DOPADNĘ!
Po tych słowach koperta zapaliła się własnym ogniem i ucichła. Wokół panowało milczenie, jednak w uszach Dominiki wciąż pobrzmiewało echo wibrującego wrzasku nieznanej jej kobiety.
— Cóż — odezwała się w końcu, wykrzywiając usta w wymuszonym uśmiechu. Zdawało jej się, że czuje na sobie każde ciekawskie spojrzenie z osobna – nienawidziła znajdować się w centrum zainteresowania, a ostatnio zdarzało jej się to zdecydowanie zbyt często. — Nigdy nie byłam tu zbyt popularna, ale żeby aż tak…
Odstawiła puchar z sokiem, machnięciem ręki zbyła troskę Lily, wstała od stołu i stanęło oko w oko z Syriuszem Blackiem.
— Musimy pogadać — powiedział stanowczo. Jego twarz przybrała śmiertelnie bladą barwę, a między brwiami pojawiła się pionowa zmarszczka.
Moon pomyślała, że to tyle, jeśli chodzi o jej cudowny plan unikania Łapy. W dodatku nagle nabrał ochoty porozmawiania z nią. Dlaczego zawsze tak cholernie brakowało jej szczęścia?
— Przykro mi, Syriuszu, ale mam teraz zielarstwo — powiedziała, siląc się na spokój. Wydawało jej się, że napięcie między nimi za chwilę stanie się tak silne, że zwizualizuje się w postaci elektrycznych błyskawic.
— W takim razie porozmawiamy po zielarstwie. Następne masz zaklęcia, ale dopiero po obiedzie. — Pewność siebie Blacka była porażająca i Moon wiedziała, że tym razem mu nie ucieknie. Plan jej zajęć w rękach Huncwotów zawsze wydawał się podejrzany…
— Dobrze — mruknęła dla formalności.
Syriusz skinął głową i odszedł w stronę przyjaciół. Dominice pozostawało tylko mieć nadzieję, że pożre ją jakiś cieplarniany potwór zanim dziedzic szlachetnego rodu Blacków ostatecznie ją upokorzy.

* * * * *

Patricia Macmillan po raz kolejny wydała z siebie przeciągłe westchnienie, z pewnością godne heroiny historycznego romansu, w których zwykle się zaczytywała. Spojrzała czule na pergamin i z namaszczeniem wygładziła drobne zagięcia.
Od niedawna była dozgonną dłużniczką Alicji Austin, cudownie uzdolnionej Gryfonki z siódmego roku, która specjalnie dla niej wykonała to małe arcydzieło – rysunek sir Chestera Huddlestone'a, jedynej miłości Patricii i zarazem wokalisty Wrzeszczących Wilkołaków. Co prawda sama Alicja z niezwykłą dla niej stanowczością twierdziła, że jeśli ktoś już jest czyimś dłużnikiem, to z pewnością ona, ponieważ rozkochana w romansidłach Patty miała swój czynny udział w zbliżeniu jej z Frankiem Longbottomem. Frank i Alicja od zarania dziejów irytowali Macmillanównę swoją nieporadnością w dziedzinie romansu, więc poczuła się zobowiązana do zeswatania prawdopodobnie najsłodszej pary w Hogwarcie... Przynajmniej dopóki Lily i James się nie zejdą, ale do tego akurat potrzeba było czegoś więcej niż fachowej ręki Patricii.
Jakby w odpowiedzi na jej myśli, nagle w polu jej widzenia pojawiła się rozczochrana czupryna Pottera, a zaraz potem cała reszta jego hałaśliwego i absorbującego jestestwa.
— Czy to nie moja ulubiona koleżanka? — Gryfon oparł się nonszalancko o ścianę i wyszczerzył zęby w wystudiowanym uśmiechu.
Patricia była zbyt wytrawnym graczem i zbyt długo znała Huncwotów, by nie zwietrzyć podstępu, więc w odpowiedzi jedynie zmrużyła oczy i wygięła usta we wdzięcznym półuśmiechu. Na wszelki wypadek wsunęła rysunek do wewnętrznej kieszeni szaty.
— Całkiem sama? — Omiótł wzrokiem opustoszały korytarz. — Bez  żadnego towarzystwa?
— Czekam na Lily. Czego chcesz? — zapytała bez ogródek, chociaż uśmiech sam cisnął się jej na usta. Mimo, że między Huncwotem a jej przyjaciółką bywało różnie, zawsze go lubiła. Potrafił ją rozśmieszyć do łez nawet w najbardziej ponury i wyczerpujący dzień, a komu jak komu, ale jej trudno byłoby tego nie docenić.
— Czy ja zawsze muszę czegoś chcieć? — Potter teatralnie wywrócił oczami, a Patricia zachichotała w odpowiedzi. — Szedłem sobie całkiem przypadkiem tym oto czwartym piętrem, spotkałem moją ulubioną koleżankę, zatrzymałem się, żeby pogadać... Czy to zbrodnia? Nawiasem mówiąc, dobrze, że cię tak zupełnie przypadkowo spotkałem, bo matka przysłała mi to dziś rano. — Wyciągnął z torby solidnie wyglądający rulon pergaminu. Kiedy rozwinął go szybkim ruchem, Macmillan oniemiała z wrażenia. Jej duże, sarnie oczy rozszerzyły się jeszcze bardziej, kiedy wpatrywała się w prawdziwy, koncertowy plakat Wrzeszczących Wilkołaków. Była zbyt zajęta gapieniem się jak sir Huddlestone puszcza jej oko, żeby zarejestrować pokrętny uśmieszek Pottera. — Wiesz, matka wysyła mi czasem różne gadżety, bo wie, że lubimy z chłopakami upiększać nasze dormitorium, ale tym razem zupełnie nie trafiła, bo jakoś nie trawię tego zespołu. I tak sobie pomyślałem – kto ucieszyłby się z tego plakatu? Kto jest największym fanem Wrzeszczących Wilkołaków? No, a potem spotkałem ciebie. Przypadkiem, rzecz jasna.
— Och, James! Jesteś taki cudowny! — pisnęła Patricia i już, już wyciągała ręce po rulon, kiedy Potter zacmokał wymownie i odsunął się o krok.
— Chętnie bym ci go dał, ale mamy na ścianie akurat tyle miejsca, żeby powiesić taki plakat i sam nie wiem...
— Przecież powiedziałeś, że... — Macmillan urwała gwałtownie. Gryfon uśmiechnął się jeszcze szerzej i pokiwał głową. — Wiedziałam. Jeżeli chcesz, żebym znowu umówiła cię na randkę-niespodziankę z Lily, to odpowiedź brzmi...
— Spokojnie, nic z tych rzeczy, sam już wiem, że to nie był najlepszy pomysł. — Skrzywił się na samo wspomnienie – męska duma bolała go do dziś. — Wystarczy, że dasz mi plan zajęć Evans i jesteśmy kwita.
Patricia obejrzała się niepewnie na proste, drewniane drzwi, za którymi odbywało się zebranie prefektów, jakby spodziewała się, że Lily Evans zyskała nagle rentgenowskie spojrzenie i nadludzki słuch. Potter w tym czasie z umiarkowanym zainteresowaniem przyglądał się plakatowi.
— To chyba całkiem niezłe ujęcie, nie sądzisz? Patrz, nawet kolczyk w nosie mu widać...
— Po co ci jej plan? — zapytała nerwowo brunetka, ostatkiem sił przywołując się do porządku w imię przyjaźni.
— A czy ja ciebie pytam, co będziesz robić z tym plakatem? — Potter spojrzał na nią z politowaniem. — Daj spokój, Macmillan, to tylko zwitek pergaminu w zamian za pełnowymiarowy, magiczny odpowiednik tego twojego Stoneheada czy jakmutam...
— Sir Chestera Huddlestone'a! — pisnęła Patricia, patrząc z rozpaczą jak plakat w dłoni okularnika zwija się z powrotem w rulon i zmierza do jego torby. — No dobra, dawaj go.
— Przyjemnie robić z tobą interesy. — Potter wręczył jej zwój i uśmiechnął się czarująco. Wtem pobliskie drzwi otworzyły się zamaszyście i stanęła w nich Lily Evans. Już otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, kiedy jej wzrok spotkał się ze spojrzeniem Jamesa, i zamilkła.
— Siemasz, Evans! Piękna pogoda, co? — Zanim zdążyła powiedzieć choć słowo, Gryfon odwrócił się na pięcie i odmaszerował niespiesznym krokiem, pogwizdując nonszalancko. Pozostali prefekci kolejno opuszczali salę, ale Lily wciąż stała w miejscu z ręką na klamce. Kiedy Potter zniknął za rogiem, spojrzenie jej promieniście zielonych oczu powędrowało w kierunku szyby, za którą szalał istny huragan, po czym skupiło się na szeroko uśmiechniętej twarzy przyjaciółki.
— Ehym... Lil, nie uwierzysz, co się stało!

* * * * *

O umówionej porze Syriusz zszedł do opustoszałego Pokoju Wspólnego. Zazwyczaj o tej godzinie mało kto zajmował wyliniałe, bordowe fotele, a tym razem nie było tu nikogo. Chłopak pomyślał, że najwyraźniej sprzyja mu szczęście i oparł się o jeden z kamiennych parapetów. Zerknął na magiczny, kunsztownie wykonany zegarek; Moon powinna zaraz być. Rzadko się spóźniała, miał nadzieję, że nie każe mu czekać. Bez większego zainteresowania przenosił wzrok z kominka na kanapę, z kanapy na wyświechtane, wyszywane złotymi nićmi zasłony, z zasłon na schody, ze schodów na krzesła, ale dziewczyna wciąż się nie zjawiała. Syriusz niecierpliwie stuknął kilka razy w szybkę zegarka, jakby chciał w ten sposób przywołać do siebie Moon. Nie zadziałało – Dominika pojawiła się dopiero wtedy, kiedy Black zdążył już porządnie się zirytować.
Miał ochotę rzucić jakąś kąśliwą uwagę dotyczącą jej – był tego pewien – spóźnienia się z premedytacją, ale nie powiedział nic, widząc niechętne spojrzenie rzucone w swoją stronę i męczeńskie kroki, które Moon, gdyby mogła, spowolniłaby jeszcze bardziej
— No to jestem  powiedziała, otrzepując rękaw szaty, do której poprzyklejały się grudki ziemi. Syriusz stłumił tę część swojej osobowości, która nakazywała mu zrugać ją za tak lekceważące zachowanie i postanowił powiedzieć to wszystko, co postanowił wcześniej.
— Posłuchaj, M… Nika, posłuchaj.  Na dźwięk zdrobnienia Gryfonka podniosła na niego wzrok, w którym nadal czaiła się podejrzliwość, szybko jednak została zastąpiona przez zdziwienie. Teraz przynajmniej miał pewność, że zostanie wysłuchany.  Nawet nie wiem jak nazwać to, co zrobiła dziś moja matka. Nie pierwszy raz zrobiła ci krzywdę…  Ich spojrzenia odruchowo powędrowały w stronę prawej dłoni Moon. Łapa czuł się, jakby każde słowo wydobywało się z jego ust wraz z kawałkiem ciała.  Tym razem chyba jestem ci winien wyjaśnienia.
— Jesteś mi je winien już od jakiegoś czasu, więc chętnie posłucham.  Dziewczyna uśmiechnęła się wreszcie; zdziwił się, widząc ulgę na jej twarzy.
— Moja rodzina — odezwał się cicho, z wyraźnym trudem. Nie mógł już jej patrzeć w oczy, spojrzenie bezwiednie powędrowało za okno, do połowy zakryte szkarłatną kotarą. — Moja rodzina jest chora.
Zapadło milczenie. Dominika pomyślała, że nie należy komentować tej uwagi i lepiej poczekać, aż Syriusz sam znajdzie odpowiednie słowa. Nastąpiło to dopiero po dłuższej chwili.
— Owszem, noszę ich nazwisko, ale chciałbym, żebyś nie utożsamiała ich ze mną. — Spojrzenie ciemnych oczu nareszcie spotkało się ze szmaragdowym. — Ich poglądy nie są moje. Przykro mi, że to znowu się stało. Ja… Ja zrobię wszystko, żeby dowiedzieć się, kto na nas doniósł.
— No, no, spokojnie — wtrąciła nerwowo Moon. Rozmowa niebezpiecznie staczała się na niepożądane tory. — To może być, wiesz, dość trudne, na boisku były dziesiątki osób. Ale to miłe z twojej strony, nie żywię do ciebie urazy mimo faktu, że większość moich życiowych upokorzeń wiąże się z tobą lub Jamesem. — Uśmiechnęła się kwaśno. — To, eee, zobaczymy się na zaklęciach, tak?
— Poczekaj jeszcze. — Syriusz uczynił gwałtowny krok w jej kierunku, co spotkało się z równie energicznym cofnięciem z jej strony. Zawahał się, zdezorientowany. Już dawno przestał traktować Moon jak zwykłą dziewczynę, ale jeszcze nigdy, nigdy nie zdarzyło mu się, żeby którakolwiek z nich tak ustawicznie mu się wymykała, uciekała przed bliższym kontaktem. Jej oczy przypominały czujne oczy zwierzęcia, które czeka na kolejny ruch ze strony wroga. Ale przecież Syriusz nie chciał być jej wrogiem, jak więc jej nie spłoszyć, żeby to udowodnić?
Postanowił zrobić pierwszą rzecz, jaka przyszła mu na myśl.
Chwycił jej dłoń i przytknął delikatnie do ust opuszki jej palców. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że muska oddechem cienkie blizny powstałe na skutek czarodziejskiego wisiorka Blacków. Przed sobą widział tylko jej zdumione zielone oczy, z których – miał nadzieję, że to nie przywidzenie – zniknęła nieufność.
— Źle o mnie myślisz — powiedział cicho, wciąż ściskając jej dłoń. — Pozwól mi to zmienić.
— Jak? — zapytała Moon niemal bezgłośnie. Nie odrywała spojrzenia od jego twarzy, nie wysuwała też ręki z jego uścisku, przez co chwila zdawała się trwać nienaturalnie długo.
— W sobotę jest wypad do Hogsmeade. — Mina Dominiki zrzedła w jednej chwili, więc Black mocniej przytrzymał jej dłoń i zaczął szybko wyrzucać z siebie słowa. — Znam kilka ciekawych miejsc. Mało kto o nich wie, nikt nie będzie się na nas gapił. Zaufaj mi.
Wtem portret Grubej Damy otworzył się z trzaskiem i do środka wpadli Andrew i Tommy. Chwila minęła, Moon wycofała się i odstąpiła Syriusza o kilka kroków. Black obrzucił pierwszoklasistów nienawistnym spojrzeniem, a oni popatrzyli na niego z mieszaniną strachu i czci, po czym podeszli do blondynki.
— Powiedzieliśmy wszystko profesor McGonagall, tak jak mówiłaś — odezwał się podniecony Tommy. Na jego pulchnych policzkach wykwitły krwawe rumieńce. — Szukają go.
Łapa założył ramiona na piersiach i oparł się plecami o parapet. Przyglądał się chłopcom z wyrazem uprzejmego zdziwienia na twarzy; stwierdził, że skoro oni naruszyli jego prywatność, to on nie musi szanować ich.
Dominika rzuciła na niego okiem, po czym zwróciła się do małych Gryfonów.
— To znaczy, że on… nie zgubił się tak po prostu?
Andrew potrząsnął gwałtownie głową, a jego odstające uszy zdawały się przy tym orbitować wokół głowy. Obaj wydawali się balansować na granicy strachu i podniecenia.
— Musisz nam pomóc — odezwał się nagle kasztanowłosy Tommy. — Ja i całe nasze dormitorium uważamy, że tylko ty możesz go znaleźć.
— Co? — parsknął Black, nie kryjąc już rozbawienia całą sytuacją. Najwyraźniej podobnie jak Moon wyobraził sobie nocne konferencje pierwszoklasistów i jej mini-fanclub. Jego śmiech najwyraźniej wyprowadził Dominikę z równowagi, bo zaczęła gwałtownie perswadować tę opinię dwóm chłopcom.
— Nie potrafię nic zrobić! Skoro nauczyciele patrolują zamek, to jak ja mogę w tym pomóc? Zresztą to oznacza dodatkowe dyżury, musiałabym dokonać cudu, żeby nikt mnie nie nakrył…
— Prosimy, chociaż spróbuj go poszukać — szepnął Tommy, a w jego ładnych, orzechowych oczach zalśniły łzy.
— Prosimy — poparł kolegę Andrew.
Moon pokręciła głową z niedowierzaniem i spojrzała na Syriusza, szukając w nim sprzymierzeńca w tej niesprawiedliwej dyskusji. Ale Black uśmiechał się tylko kpiąco, a w jego niemal czarnych oczach iskrzyły wesołe błyski.

* * * * *

— Myślałem, że wiesz co robisz, Lunatyku — burknął James Potter, chuchając na zaczerwienione palce i jednocześnie przytrzymując poły peleryny niewidki. — Nie jesteś czasem zbyt rozkojarzony przed tą pełnią?
— Oczywiście, wybacz, Jim, że nie przewidziałem, że jedna z książek postanowi nas zaatakować — odszepnął Remus z przekąsem i przygarbił się jeszcze bardziej. Każdemu z nich znacznie przybyło wzrostu od pierwszej klasy i poruszanie się pod peleryną zaczynało być naprawdę uciążliwe.
Nas — mruknął Potter złośliwie, po czym także skupił się na utrzymaniu swoich stóp pod magicznym materiałem.
Zamek nocą mógł przerazić niejednego Hogwartczyka. Kamienne ściany były lodowate i ponure, dogasające pochodnie zdawały się nie tyle dostarczać światła, ile mnożyć cienie, a echo wyolbrzymiało każdy, najdrobniejszy nawet dźwięk. Tych ostatnich nigdy nie brakowało – poświstywania strumyków powietrza na korytarzach, skrzypienie zbroi, zwierzątka uczniów przechadzające się po pogrążonym w ciemności zamku oraz – jeśli komuś brakowało szczęścia – patrole woźnego Plumptona. Jednak Huncwoci nie byli zwykłymi Hogwartczykami, więc noc rzadko kiedy usypiała płodność ich diabelskich umysłów i zazwyczaj była porą nielegalnych przechadzek tej czwórki.
— Peter mógłby się streszczać, nie chce mi się stać na tym zimnie i czekać aż panicz łaskawie przejdzie przez portret — rzucił Syriusz, niecierpliwie rozglądając się dookoła.
— Przecież sam kazałeś mu upewnić się czy Plumpton nie węszy gdzieś w pobliżu. — Lupin wygiął rękę pod dziwnym kątem, żeby sponad łokcia przyjrzeć się koledze. Black wzruszył ramionami i uśmiechnął się krzywo.
— Ciii! — syknął James, zatrzymując się nagle, tak że Remus i Syriusz zachwiali się i odbili od jego pleców. Zamilkli, nasłuchując coraz wyraźniejszego dźwięku niespiesznych kroków i szelestu peleryny. Po chwili zza topornie wyrzeźbionego gargulca wieńczącego poręcz schodów wyłoniła się Dominika Moon. Przystanęła tuż przy schodach i ziewnęła. Potter odetchnął z mieszaniną ulgi i rezygnacji, na co dziewczyna natychmiast się rozbudziła i wycelowała różdżkę jakieś dwie stopy od miejsca, w którym stali.
— Kto tu jest? — zapytała na tyle stanowczo, na ile pozwalał jej na to szept.
Huncwoci zgodnie stali w milczeniu, starając się oddychać jak najciszej. Dziewczyna nieznacznie opuściła różdżkę, po czym poderwała ją nagle, poruszyła błyskawicznie nadgarstkiem i powiedziała:
Homenum revelio.
W tym momencie w powietrzu zaszumiał szkarłatny wir, który zawisł nad miejscem, w którym ukrywali się Huncwoci i rozpadł się na setki drobinek przypominających czerwony, fosforyzujący kurz. Gryfoni ugięli się pod nim jak pod nieprzyjemnym ciężarem.
Moon podeszła do nich zdecydowanie i zerwała pelerynę.
— Och, hej — Potter zaśmiał się nerwowo. — Spacerujesz sobie?
Dominika nie odpowiedziała i podniosła artefakt, przyglądając się pożądliwie jego migoczącej srebrzysto-szkarłatnej powierzchni.
— Ej, ej, nie przywiązuj się tak do niej. — James błyskawicznie wyrwał pelerynę z jej ręki. Strzepnął ją ostrożnie i pogładził czule. — To zejdzie? — zapytał, przyglądając się troskliwie jaskrawym drobinkom.
— Jasne. Co tu robicie?
— A ty? — Remus nie dał zbić się z tropu i przenikliwie spojrzał na nią z góry.
Gryfonka wzruszyła ramionami i skupiła wzrok na tłustym szczurze obwąchującym postument gargulca. Stwierdziła, że należałoby nieco rozluźnić kontakt z Huncwotami, bo zdecydowanie za często wykorzystywali go na jej niekorzyść. Nie chcą powiedzieć, gdzie byli, dobrze, ona też nie będzie się im zwierzać.
— Moon, chyba żartujesz! — Black nagle parsknął cichym śmiechem, wychylając się ku niej zza Lupina, który zerknął na niego ze zdziwieniem. Dominika powędrowała za jego spojrzeniem, bo szalony Syriusz był znacznie ciekawszy od szalonego szczura, który nagle zaczął miotać się nerwowo. — Ty naprawdę szukasz tego dzieciaka?
— Jakiego dzieciaka? — Potter zmarszczył brwi, a Moon cofnęła się o krok, jakby Black ją uderzył.
— To nie twoja sprawa — powiedziała chłodno, czując jak krew gwałtownie napływa jej do twarzy. Nie sądziła, żeby chłopak dostrzegł to w ciemności, ale odruchowo podniosła dłoń do policzka.
— Naprawdę nie masz co robić z wolnym czasem? — zakpił Syriusz.
— Łapo… — Lupin położył rękę na ramieniu przyjaciela, ale znieruchomiał nagle, patrząc w jakiś punkt na poziomie posadzki. Jego palce zacisnęły się mimowolnie.
— Ej, Lunio, co się dzieje? — zapytał zaniepokojony James, ale po chwili jego wzrok powędrował w to samo miejsce.
— O w mordę — syknął i odwrócił się w stronę portretu Grubej Damy.
— Hej! — zawołał najciszej jak potrafił. — Ej, obudź się, słyszysz!
— Co za brak taktu! — fuknęła gniewnie Dama, przeciągając się w ramach obrazu. Poprawiła papiloty i wykrzywiła usteczka wymalowane jaskraworóżową szminką.
— Przepuść nas! Lelkowe wróżby! No już, otwieraj!
Kobieta prychnęła i kątem oka rzuciła mu nienawistne spojrzenie.
— Hasło się zmieniło — powiedziała obrażona i z powrotem ułożyła się do snu.
— Jak to? Kiedy? — dopytywał się Syriusz, który także, nie wiedzieć czemu, bardzo przejął się dziwacznym zachowaniem szczura. Dominika podrapała się różdżką za uchem i spojrzała na popiskujące zwierzątko biegające w kółko.
— A co to za różnica? Dobranoc — dodała zjadliwie i przymknęła oczy.
Potter zaklął szpetnie i odwrócił się do niej plecami. Ścisnął bezradnie pelerynę, patrząc w stronę schodów, po których dysząc i pomstując nienawistnie, kuśtykał Edgar Plumpton.

* * * * *

— Na ławkach proszę zostawić jedynie pióra i pergaminy. — Stukot obcasów czarownicy zabrzmiał na kamiennej posadzce. Salę wypełniły buntownicze pomruki. — Proszę wypisać cechy enneagramów typu pierwszego, piątego i ósmego. Mają państwo piętnaście minut.
Moon odetchnęła z ulgą i u szczytu pergaminu wypisała swoje imię i nazwisko. Enneagramy były na szczęście jednym z jej ulubionych tematów. Nie zmieniało to jednak faktu, że nie była to zbyt miła i relaksująca niespodzianka, bo jeszcze dziś czekały ją dwa SUMy – z transmutacji i zielarstwa.
Szybko wykonała zadanie i odrzuciła pergamin, nie przejrzawszy go uprzednio. Z kieszeni szaty wyciągnęła pomiętą kartkę zapełnioną nazwiskami uczniów i symbolami. Serce zabiło jej szybko, rozwiązanie wydawało się tak proste! Wystarczyło, że podsunął je wczorajszy wyjec, a teraz odpowiedź była na wyciągnięcie ręki...
— Co to? — Jeden z lśniących loków Dorothy zakołysał się nad listą. 
— Wiem — szepnęła podekscytowana Dominika. — Wiem, jak Tattle ocenia uczniów!  — Krukonka sceptycznie uniosła brew ponad krawędź okularów z grubej oprawce. Moon jeszcze raz rzuciła okiem na kartkę, upewniając się w swoim przekonaniu. — Jest jakąś maniaczką! Ocenia na podstawie czystości krwi! Zobacz tylko… — Podsunęła koleżance pod nos pokreślony dowód.
— Też mi odkrycie — prychnęła Dora ironicznie. — Dlaczego chłopców oznaczyłaś kwadratami?
Zielone oczy Moon rozszerzyły się ze zdumienia.
— To ty… Wiedziałaś?
Dorothy uśmiechnęła się półgębkiem i oparła łokieć na ławce, ignorując swój pergamin, który wzleciał w powietrze i wylądował na biurku profesor Morwell.
— Wiem, że wy Gryfoni nie grzeszycie sprytem i może w waszym domu to jest szokujące, ale Krukoni od dawna wiedzą jak to wygląda. Dlatego praktycznie nikt z nas nie wybiera wróżbiarstwa, rozumiesz?
— Mhm — mruknęła Dominika, jeszcze przed chwilą dumna ze swego odkrycia dokonanego żmudną dedukcją, która teraz okazała się bezużyteczna. Zmięła kartkę i wrzuciła ją do torby.
— Nie przejmuj się. — Dora poklepała ją po ramieniu. — Też byłam zdegustowana, kiedy się dowiedziałam. Lepiej zastanowić się, czemu dyrektor nic z tym nie robi, nie sądzisz?
— Jak można oceniać pracę w ten sposób? — obruszyła się Moon. — Tak jakby ludzie czystej krwi mieli więcej talentu czy ambicji!
— To stara wariatka, nie ma o czym gadać. Gorsza sprawa, że tworzy się stronnictwo polityczne o podobnie uroczych zapatrywaniach…
— Voldemort? — szepnęła Dominika, czując jak to słowo wolno przeciska się przez jej usta, nie mając jeszcze pojęcia ile nabierze znaczenia w ciągu najbliższego roku.
Krukonka rzuciła jej przeciągłe spojrzenie, ale nie odpowiedziała. Nauczycielka zaczęła kolejny temat, a wokół rozległo się skrzypienie piór. Moon także uchwyciła swoje, ale zdążyła zanotować zaledwie kilka słów zanim ponownie odwróciła się do Dorothy.
— Rozmawiałam z Jamesem, umówiłam was na sobotę do Hogsmeade. Co ty na to?
Nieco stępiona końcówka pióra Dory zaskrzypiała boleśnie po pergaminie, tworząc na nim malowniczą smugę czarnego tuszu.
— Żartujesz!
Profesor Morwell zastukała krawędzią książki o blat, mierząc je ostrzegawczym spojrzeniem. Brunetka zerknęła na nią nieprzytomnie i z otwartymi ustami odwróciła się do Moon. Krągłe policzki wolno zaczynał pokrywać rumieniec.
— O… O rany — szepnęła, nerwowo przygładzając włosy, jakby James czekał tuż za drzwiami. —Ja… Odwdzięczę ci się za to! Przysięgam!
— Nie ma sprawy. — Gryfonka uśmiechnęła się półgębkiem, wciąż biadając nad swym nieszczęsnym odkryciem. — Może po prostu wtajemnicz mnie w resztę hogwarckich oczywistości.
— Coś wymyślę! — zapewniła solennie Dora, jednak jej pałające spojrzenie utkwione w ścianie obok tablicy zdradzało, że jej myśli szybują już zupełnie gdzie indziej.



Niespodziewanka! Rozdział o kilka dni wcześniej niż zapowiadałam, a wszystko dzięki Condawiramurs! Właściwie akcja jest tu mocno przejściowa, więc kolejny rozdział pojawi się już za tydzień, ale jeszcze ten i może kolejny, i koniec rozpieszczania :))
W Dziale Ksiąg Zakazanych można już podejrzeć tytuł ostatniego, dwudziestego rozdziału części II, co mnie bardzo cieszy, bo na horyzoncie wreszcie majaczy moja ulubiona, bardzo dynamiczna część III.
Dziękuję za wszystkie, przecudowne komentarze i przesyłam uściski!

16 komentarzy:

  1. Jaka miła niespodzianka z rozdziałem! Twoje wpisy zawsze mi umilają tydzień (:
    Na początku przepraszam, że nie skomentowałam poprzedniego rozdziału, ale jakoś nie mam ostatnio na nic weny. Żałuję, że tego nie zrobiłam, bo był bardzo dobry i mialabym się o czym rozpisać, a teraz tak tylko ogólnikowo powiem, że magicznie wręcz opisałaś mecz - czułam się, jakbym tam była. No i "pocałunek" Moon i Syriusza - skojazyło mi się to trochę z Ginny i Harrym, choć ten w twoim wykonaniu był kwestią przypadku (lubię takie przypadki).
    Dziwi mnie tylko, że nikt nie zareagował, gdy Moon się przyznała, że dolała Jamesowi elisiru :P Rozumiem mecz na głowie, ale to jednak powinno wzbudzić czyjąś ciekawość.
    Ten rozdział również był bardzo dobry. Że też Snape nigdy nie pomyślał o zaklęciu, którego użyła Dominika - nie raz by wtedy złapał Harry'ego :D Zastanawia mnie kwestia przyjaciela Tommy'ego, bo czuję, że za tym kryje się coś więcej. Podobają mi się też wzmianki o Voldemorcie, które pojawiają się coraz częściej.
    Czyli Huncwoci i Moon zostali złapani? Bo tak ucięłaś wątek i w sumie nie wiadomo :p
    Ooo, jeśli część trzecia jest twoją ulubioną to moją pewnie też będzie <3 Aż się nie mogę doczekać!
    Życzę weny i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejhej :)
      Cieszę się, że Ci się podobało. Harry i Ginny! Ale dawno o nich nie czytałam. Zgodnie z zasadą "im więcej roboty, tym mniej roboty" czuję ostatnio, że czas na przeczytanie całej serii od nowa :p
      Homenum Revelio co prawda występuje w książkach jako zaklęcie ujawniające ludzką obecność, ale chyba nigdy nie było opisane jego działanie, więc sobie je pożyczyłam :)
      Faktycznie ten wątek wyszedł jakoś dziwnie, ale to nie było akurat nic znaczącego, grande finale to kolejny, zwykły szlaban. Tyle że tuż przed samym końcem roku szkolnego ;)
      Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa Voldemorta będzie coraz więcej i więcej, aż nie mogę się doczekać! Nie zawsze wprost, czasem z ukrycia, ale jak już porządnie się pojawi, to zagości w tej historii na dobre :)
      Z pozdrowieniami,
      Eskaryna

      Usuń
  2. Rozdział dość spokojny, ale takie tez sa potrzebne. Liczyłam na nieco dłuższa rozmowę miedzy Dominika a Syriuszem, jesli mam byc szczera. Troche mnie dziwi, ze Dominika czasem traktuje Syriusza tak, jakby w ogole go nie znała. W sensie oni się kumplują, i to całkiem niezłe, dlaczego wiec az tak ją to wszystko paralizuje (jesli faktycznie nic do niego jie czuje, na razie). Trochę w to nie wierze. Ale afera sie niezła z trgo zrobiła, skoro ktos doniósł o tym pocałunku Walburgii (Regulus?). Mam nadzieję, ze Domiika pójdzie z Syriuszem do Hogsmeade. A Huncpwci mogliby pomoc znalezć trgo chłopca! Swoją droga ciekawe, pewnie dostali jakis szlaban za te nocne podróże, wiec moze to wlasnie na nim Domibika dowie się o mapie Huncwotow (tytuł Xix rozdziału), a następnie wraz z Huncwotami znajdzie tego chłopca? Na mój gust to nie mogło go spotkac nic dobrego, nieco się obawiam, ze to sprawka popleczników Voldemorta. W ogole jesli o tk chodzi, w dosc specyficzny sposob wprowadzasz ten wątek, ale bardzo mi to odpowiada. Ten polityczny aspekt jest bardzo ważny. Mam nadzieje,ze Dora opowie cos wiecej Dominice, dziwna dziewczyna, ale z pewnością nietuzinkowa. Z niecierpliwoscia czekam na ciąg dalszy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej!
      Zakładam, że rodzinne tematy są dla Syriusza na tyle trudne, że jeśli już wydosi z siebie zdanie, to z pewnością zasługuje na fanfary i małą paradę :) Jeśli chodzi o inne tematy, to przyjdzie na nie czas już w kolejnym rozdziale.
      Wydaje mi się, że właśnie fakt, że się kumplują wszystko komplikuje. Huncwoci cały czas pokpiwają z naszej biednej Moon, ale zwykle jest całkiem wesoło, aż tu nagle takie coś. Dominika po prostu nie do końca rozumie, o co właściwie chodzi Syriuszowi i - sądząc po jego zachowaniu - on sam chyba jeszcze tego nie wie.
      Tak właśnie miałam nadzieję, że tytuły kolejnych rozdziałów podziałają trochę na wyobraźnię :) Dora pojawi się już za tydzień i spełni swoją obietnicę, ale czy to będzie miłe doświadczenie? Nie powiedziałabym.
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam,
      Eskaryna

      Usuń
  3. No nie wierze! Matka Syriusza jest naprawdę okropna. No żeby wysyłać obcej dziewczynie wyjca z tak obraźliwymi słowami, to trzeba mieć nie po kolei w głowie.
    Syriusz też w tym rozdziale nie pogrzeszył rozumem i wyśmiał Dominikę z takiego głupiego powodu. Nie dziwię się, że dziewczyna obawia się konsekwencji zbliżenia się do Blacka. Jeśli on zachowuje się w taki sposób z tak błahych powodów, to do czego jest zdolny, by odtrącić dziewczynę, którą już się znudził...? Cholera, nie sądzę, by tak szybko mu przeszło z tym jego zauroczeniem Dominiką, ale też jej obawy nie są takie do końca wyssane z palca.
    Ciekawa jestem bardzo, co takiego chodzi po tej rozczochranej łepetynie Pottera. Po co mu plan zajęć Lily? Jak chce go wykorzystać?
    Nie mogę się już doczekać spotkania Jamesa z Dorą... To będzie zabawne, tak myślę :D
    I bardzo ciekawa jestem, co takiego stało się z tym biednym pierwszoklasistą.
    Czekam na kolejny <3
    Pozdrawiam, Cath.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, kochana!
      Widzę, że dobrze się rozumiemy :) Wiecznie rozchwiany emocjonalnie Syriusz jest nie najlepszym materiałem na chłopaka dla kogoś, kto ma dość własnych problemów... A jeśli w tym rozdziale zachowanie Blacka wydaje się dziwne i niekonsekwentne, to w następnym to wrażenie będzie znacznie silniejsze, na pewno.
      Spotkanie z Dorą będzie miało pewien drobny, zaskakujący skutek uboczny - więcej za tydzień :)
      Z pozdrowieniami,
      Eskaryna

      Usuń
  4. Hej hej
    Przeeeepraszam. Robilam to juz pod poprzednim rozdziałem ale co poradzić. Na serio mi glupio.
    Dziwne że Jim nie zareagował na to że dziewczyna dolala mu czegoś do napoju ale w czasie takiego podniecenia rożne rzeczy nam umykaja.
    Ja się wcale nie dziwie że Mika stara się unikać Blacka. W końcu się koleguja i w ogóle wiec taka sytuacja musiała ją zszokowac. Zastanawiam się jak się z tym wszystkim czuje Black bo jeszcze nie napisałś nic z jego perspektywy.
    Jezus .... jego matka jest taka suka. Jak tak można ?! Gdybym mogła to tak bym jej wygarnęła że ja cie krece. Ktokolwiek jej o tym powiedział powinien smażyć się w piekle.
    Noe mogę się doczekać randki Dory i Jamesa to będzie genialne.
    I chce juz by ten chłopiec się znalazł. Mam nadzieje że nic mu się nie stało. Pozdrawiam i życzę weny ogromnej jak mój tylek hehe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, kochana :) Nic nie szkodzi, dziękuję, że wszystko dzielnie nadrabiasz.
      Jim miał przed sobą perspektywę wyzwania życia, więc pewne szczegóły musiał zepchnąć na dalszy plan :p
      Z pozdrowieniami,
      Eskaryna

      Usuń
  5. hej! <3
    jak mało tu komentarzy, jeju. ostatnio jakoś nie miałam kiedy zajrzeć, poza tym 9 stron na dzień nieco mnie wyczerpało, ale jestem!
    relacja Syriusza i Dom jest cudna, w ogóle jemu chyba troszkę się podoba to, ze ona jest taka troszkę... nieuchwytna. ot, zazwyczaj chce się mieć to, czego nie wolno. w ogóle nawet, gdyby Nika otwarcie sobie powiedziała, że coś między nimi jest i w ogóle, cały ten strach związany z tym jaki to nie jest z Blacka alvaro i tak zatrzymałby to w miejscu. ogólnie podoba mi się zarys tej relacji.
    wyjec. pomyślałam na początku, że to sprawka jakiejś psychofanki, która postanowiła ją ośmieszyć i pogrozić, po chwili doszłam do wniosku, że to Walburga... ale uznałam, że jest to mniej prawdopodobne xD i bam, niespodzianka. w sumie niby został wykreslony z drzewa rodu i w ogóle, ale lubię o tym myśleć w ten sposób, że jego matka i tak lubiła czasem sobie trzasnąć list lub wyjec o tym, jaki z niego nie jest wyrodny bachor.
    James! to było wg mnie idealnie Jamesowe, cała ta akcja z plakatem i sposób, w jaki przeprowadził całą rozmowę. uwielbiam w ogóle coś takiego. przypadkiem się tu znalazłam i akurat przypadkiem możemy się zamienić i przypadkiem mam rzecz która możesz chcieć xD
    w ogóle Evans drażni mnie tym... byciem rozdrażnioną. ot, to chyba po prostu wada postaci, każdy w końcu jakaś ma, prawda? ale jej złość na Jamesa zdaje się przysłaniać cały świat. kupiłabym jej jakieś krople walerianowe czy coś...
    rozbawiło mnie to, jak ta dziewczyna której imienia nie jestem pewna a boję się przewinąć żeby nie usunęło komentarza NARESZCIE ODKRYŁA TAJEMNICE... i okazało się, że dla Krukonów nie ma niczego bardziej oczywistego. w ogóle Krukoni wydają mi się jacyś wredni, nie wiem. to nigdy nie jest miłe, kiedy ktoś nie docenia twojego osiągnięcia tylko dlatego, że jemu przychodzi ono łatwiej niż tobie...
    jakoś krótko wyszło chyba, znaczy zapomniałam o czymś. jak zwykle. najwyżej dopiszę (też jak zwykle).
    niedługo odezwę się też pod następnym rozdziałem, tymczasem lecę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejhej!
      To prawda, ten rozdział jest chyba jakiś mocno kryzysowy :p Tym bardziej doceniam każdy komentarz z osobna, więc od razu dziękuję za Twój!
      Alvaro <3 To znacznie lepsze określenie niż Casanova i Don Juan razem wzięci! Cieszę się, że Ci się podoba. Masz rację, a przy tym ta relacja jest wciąż bardzo niedojrzała, czego najbardziej chyba dowodzi zmienne zachowanie Syriusza, bardzo widoczne w kolejnych rozdziałach. No, ale ja w przeciwieństwie do panny Moon nigdy nie wierzyłam w miłość od pierwszego wejrzenia :p
      Co do Walburgi, to nie wiem, czy czegoś nie pomieszałam, ale z tego co pamiętam, Syriusz uciekł z domu i został wydziedziczony w wieku lat 16 - w mojej historii ten moment jeszcze więc nie nastąpił - czeka na wakacje pomiędzy szóstą a siódmą klasą, niedługo przed siedemnastymi urodzinami Syriusza. W takiej sytuacji oburzenie Walburgi byłoby w jakiś pokrętny sposób zrozumiałe :)
      Lily chyba po prostu za dobrze zna Jamesa i jego bezinteresowność :) I nie pomyliła się w tym przypadku, prawda? Ale spokojnie, daleko jej do ataków złości, zwłaszcza ostatnio.
      Wiesz, od przekonania o własnej wybitnej inteligencji do przeświadczenia, że otaczają Cię idioci, jest zwykle krótka droga, haha ;p
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam serdecznie,
      Eskaryna

      Usuń
  6. Hejo!:D Ciekawe czym też nauczyciele byli tak przygnębieni. Może to wina SUM, a może coś innego?:> Może niebezpieczeństwo Voldemorta tak ich martwi? Chociaż niby nie jest jeszcze o tym głośno.
    Uch, może Blacka da się uniknąć, ale już nie ich rodziców. Ciekawe czy to ktoś o tym doniósł czy jak? Czy też wszystko wiedzą o jego dziewczynach? I czy żadna nie była choć osobą trochę "nieczystej krwi"? Czy też wybitnie Moon zrobiła takie wrażenie, że musieli się o tym dowiedzieć?
    Zaskoczył mnie Syriusz. Nie wiedziałam, co dokładnie jej chce powiedzieć, ale w sumie miłe to było, że chciał to kontynuować, nie wymigiwał się ani nic. No i zrobił to ostrożnie, zauważył kiedy się odsunęła(swoją drogą mam bardzo podobne reakcje, kiedy ktoś okazuje mi za duże zainteresowanie). Ciekawe co z tego wyniknie. Chociaż mogą być kłopoty skoro jego rodzice tak tym się interesują. Może znów będzie ją musiał przeprosić? Fajnie, że też powiedział o swoich poglądach.
    Moon chyba nie umie powiedzieć "nie", bo widać, że w przypadku dzieci trochę chce, a trochę jest ich żal i nie potrafi zdecydować. W dodatku one stanęły wtedy w jej obronie. Co prawda wiele nie wskórały, ale liczy się gest. I coś czuję, że to ona odnajdzie zagubionego.
    Ciekawe, co też Potter knuje, ale bardzo mi się podobała ta scenka. Taki układ i pokazanie, że jak się znajdzie coś na czym komuś zależy, to można coś osiągnąć ;p. Chociaż nie wiem czy James w końcu dostał ten plan lekcji. Chociaż... trochę wzgardzę nim, bo co z niego za huncwot, jak nie umie planu lekcji ukochanej zdobyć?!:D Ja potrafiłam chłopaka, który mi się podobał xD. Ach te miłości gimnazjalne ;D.
    Co do odkrycia Moon, to jakoś specjalnie mnie ono nie dziwi. Za to fajnie byłoby się dowiedzieć coś o tych oczywistościach hogwartowych...

    "Moon pomyślała, że to tyle, jeśli chodzi o jej cudowny plan unikania Łapy." --> Hm... nie wiem czy to błąd, czy też nie, ale... Ja wiem, że staramy się unikać powtórzeń, ale czy "Łapa" w tej sytuacji, to trochę nie wykroczenie? Dominika nie wie, że tak go nazywają i nie ma pojęcia o tym, że są animagami. A to, że "pomyślała", to właśnie pomyślała o Łapie, a nie o Syriuszu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej!
      Zaginiony uczeń to nie przelewki. Sama bym się zmartwiła.
      Jeśli chodzi o status krwi, to Dominika nie tylko nie jest czystej krwi, jest mugolaczką, a to dopiero skaza no honorze ;)
      O tak, nie jest specjalnie asertywna. Kłopotliwa przypadłość!
      Ale Moon wie o ksywach chłopaków, w którymś rozdziale była nawet taka rozmowa, kiedy Dominika zapytała, dlaczego na Syriusza mówią Łapa :) Dostała trzy wersje, wszystkie nieprawdziwe :)
      Z pozdrowieniami,
      Eskaryna

      Usuń
    2. No to wiem, że jest mugolaczką. Ach to jednak było w Twoim opowiadaniu... fakt coś mi miga taka informacja...

      Usuń
  7. Droga Eskaryno,

    Impreza i wszystko jasne. Jak to się mówi? Kac morderca nie ma serca, hahah :D No nie, wyjec, poważnie? Zastanawiam się, jak matka Syriusza tak szybko się dowiedziała o małym incydencie na boisku…

    No tak, Potter niczego nie daje za darmo XD Rozbawiła mnie ta wymiana zdań, Patricia i James są naprawdę pozytywnymi postaciami!

    Szczerze? Gdybym była Syriuszem, też nie chciałabym, żeby utożsamiano mnie z rodziną Blacków. Miałam nadzieję na dłuższą rozmowę Blacka z Mon, ale to musi mi wystarczyć! Mówiłam, że sprawa z zaginięciem Marka jest poważniejsza!

    Czemu Dorothy nie powiedziała nic Dominice o sposobie oceniania uczniów? I to ma być niby przyjaciółka? Pfff… A Moon umówiła ją z Jamesem, szkoda słów...

    Może zdołam skomentować dzisiaj jeszcze jeden rozdział! Kiedyś trzeba to nadrobić!

    Pozdrawiam,
    ~V

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak - gdybyśmy podczas imprezy potrafili dokładnie przypomnieć sobie jak boli kac, pewnie wszyscy bylibyśmy abstynentami xD
      Matka Syriusza trzyma rękę na pulsie, w Hogwarcie nie brakuje "życzliwych", a tu przecież trzeba dbać o reputację :) Dłuższej rozmowy na razie nie będzie, bo to dla Syriusza bardzo trudny temat i nawet te parę zdań okazało się prawdziwym wyzwaniem. No, ale jest postęp!
      Dorothy jest raczej koleżanką z ławki niż przyjaciółką, a do tego Krukonką przekonaną o umysłowych ograniczeniach reszty świata - takie zestawienie to niezła mieszanka :)
      Z pozdrowieniami,
      Eskaryna

      Usuń
  8. Po dłuższej przerwie dotarłam tu ; )
    Podoba mi się dalej to, jak piszesz. Masz taki fajny, książkowy styl, przez co z jednej stronie fajnie jest zbudowane tło akcji, a z drugiej te opisy nie przynudzają.
    Podoba mi się też to, jak zmieniają się powoli huncwoci i że nie przedstawiasz ich jako tylko złośliwych kawalarzy. Oni mieli w sobie jakiś taki pociąg do knucia i tutaj tę ich tajemniczość w blasku chwały podkreślasz.
    Tyle ode mnie
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń