8 lipca 2016

Rozdział XIX - część II


Przysięgam uroczyście i inne sekrety”
– rozdział XIX –

Dominika przewracała się z boku na bok, kurczowo zaciskając powieki i próbując zapaść w sen. Świtało. Mimo starannie zaciągniętych zasłon w wysokich oknach o łukowatym wykończeniu, wąskie promyki chłodnego porannego światła znajdowały niewielkie szpary w tym antyksiężycowym zabezpieczeniu. W ciągu ostatnich dni nocne niebo było tak jasne, że zupełnie nie sprzyjało spokojnym marzeniom sennym. Oczywiście pozostawały bordowe zasłony przy łożach z kolumienkami, ale Moon jakoś nie mogła się do nich przekonać i kiedy do późnego wieczora czytała, rozsuwała je, żeby odłożyć książkę i różdżkę, a później zapominała z powrotem zaciągnąć.
Jednak to nie wąskie strużki światła rozbudziły ją o tak wczesnej porze; gdyby nie jej cholerna ciekawość i empatia, mogłaby wszystko zrzucić na zbliżający się wielkimi krokami egzamin z eliksirów. Ale jej myśli zaprzątał Peter. Wczoraj z trudem zdobyła się na tyle litości, żeby nie wyrazić swego zdumienia nad tym jak bardzo chłopak ma przerąbane. W porządku, był kimś, kogo Huncwoci akceptowali, ba, kogo przyjęli do swojej paczki, ale z drugiej strony, zgubienie huncwockiego skarbu, którego niewiarygodne znaczenie wyjaśnił jej Pettigrew, skazywało go na niszczycielski gniew trzech chłopaków, którzy budzili respekt całej szkoły. Wprawdzie Peter był prawie pewien, że udało mu się wyczyścić mapę zanim została mu odebrana, ale to niespecjalnie poprawiało jego sytuację. Nic dziwnego, że mały, nieśmiały Pete dosłownie kwilił na myśl o tym, co się stanie, kiedy Huncwoci dowiedzą się, do czego doszło. Co mu groziło? Nie, nie fizyczny uszczerbek. Społeczna ekskomunika? Najprawdopodobniej.
Zamierzała pocieszyć go nieco, ale nie wkraczać na wojenną ścieżkę z Huncwotami i wzruszyć ramionami, po czym ruszyć w swoją stronę. Bez przesady, więcej konfliktów z nimi, więcej konfliktów z Blackiem to było coś, co wzbudzało w niej zdecydowaną asertywność. Tylko, że wtedy Peter powiedział coś, co nią wstrząsnęło i nagle sytuacja przybrała zupełnie inne oblicze. Zapytała wtedy, kim byli uczniowie, którzy go napadli. Peter wymienił dwa nazwiska, które już słyszała, ale których nie potrafiła dopasować do konkretnych twarzy oraz jedno, które było znane jej aż za dobrze.
Wyglądało na to, że Charlie Gordon znowu z hukiem wkraczał w jej życie. Słyszała plotki, że Ragnarok bardziej cenił towarzystwo Ślizgonów niż Gryfonów, ale żeby okradać nieporadnego, gapowatego Petera… No cóż, to zdecydowanie komplikowało sytuację, bo znacznie trudniej stawić czoło komuś, kogo się zna niż komuś obcemu. Wyobrażenia o tym jak idzie do Charliego i prosi o zwrot mapy mroziły jej serce i niemal odbierały zdolność myślenia. Pozostawała więc mniej oficjalna metoda, której poziom moralności nie wykraczał zbytnio poza postępek Ragnaroka. Dominika nie czuła przestróg własnego sumienia, miała tylko nadzieję, że to zadanie okaże się znacznie łatwiejsze niż powinno, a dzięki temu sprawa nie dotrze do Huncwotów. Peter niemal całował ją po rękach, kiedy postanowiła mu pomóc, ale udało jej się go jakoś odpędzić i zacząć porządnie wytężać mózg w poszukiwaniu metody, która sprawi, że tajemnicza mapa wróci do właściciela.

* * * * *

Kilka godzin później, kiedy wyszła półprzytomna i ogłupiona oparami z sali, w której przeprowadzano praktyczny egzamin z eliksirów, oparła się o cudownie chłodną kamienną ścianę i głośno odetchnęła, jak jej się wydawało, świeżym powietrzem. Serce wciąż biło w jej piersi mocniej niż zwykle, zawzięcie pompując krew do zarumienionych policzków i odsłoniętych do łokci przedramion. Jednocześnie nie opadło z niej jeszcze podekscytowanie, wywołane zadaniem na czas i dość pozytywnym efektem, który udało się jej uzyskać. Bądź co bądź, dobrze było mieć Evansównę za przyjaciółkę i korepetytorkę w jednym.
Był to ostatni egzamin w, wydawać by się mogło, niekończącym się ciągu SUMów, przez który zmuszona była przebrnąć. Ta świadomość cudownie odciążyła jej głowę; miała ochotę w podskokach pobiec na błonia i spędzić tam ostatnie popołudnie tego roku w Hogwarcie. Zamiast tego ruszyła w ich stronę sprężystym krokiem, uśmiechając się do siebie i powstrzymując od zgubnego rozmyślania nad tym, czy aby zamieszała swój eliksir odpowiednią liczbę razy. To było już za nią, nie miała nad głową żadnych szkolnych obowiązków, jutro zobaczy swoją rodzinę, później wróci do Francji i spędzi cudowne wakacje. Wspaniała perspektywa.
Gdy tanecznym krokiem schodziła po ostatniej kondygnacji schodów, a drzwi wejściowe znalazły się w zasięgu jej wzroku, ktoś nagle stanął przed nią, ciemnością swojej sylwetki przysłaniając jej pełne słońca i ciepła wizje. Uśmiech nieco przygasł, a po chwili znikł zupełnie, kiedy zobaczyła kto szczerzy do niej zęby.
— Cześć — powiedział dziarsko Syriusz, obejmując ją w pasie. — Jak egzaminy?
Dominika z wyrzutem spojrzała na stojącą nieopodal zbroję i oznajmiła jej, że absolutnie nie ma teraz czasu na bezproduktywne pogawędki.
Black uśmiechnął się ze zrozumieniem, ale nie puścił jej. Moon obrzuciła go taksującym spojrzeniem; wyglądał, jakby znacznie przytył w ciągu nocy, bo skórzana kurtka była wypchnięta w okolicach brzucha.
— Pożarłeś kogoś w tym lesie? — zapytała chłodno i naparła na jego bark, chcąc go wyminąć.
Syriusz zacmokał i zbliżył usta do jej ucha.
— Ja też nie mam zbyt wiele czasu. Chodź ze mną.
Przysunął się do niej tak blisko, że niemal stykali się czołami i odsunął nieco połę kurtki. Brwi dziewczyny powędrowały do góry, kiedy zobaczyła pokaźny pęk petard w boleśnie jaskrawych kolorach i o całkiem fantazyjnych kształtach.
— Plumpton skonfiskował je przed samym Sylwestrem — zamruczał Gryfon konspiracyjnie. Nos Dominiki, tkwiący na poziomie szyi Blacka, został wystawiony na zapachową manipulację. Nagle straciła ochotę na to, żeby chłopak tak szybko zostawił ją w spokoju.
— Doprawdy — powiedziała, siląc się na obojętność. Był to iście heroiczny wysiłek, bowiem uczucia, które w tym momencie do niej napłynęły, sprawiły, że wszelkie myśli stały się nagle mozolne i ciężkie. Syriusz sięgnął za pazuchę, wcisnął jej w ręce kilka fajerwerków i odsunął się.
— Teraz ty też jesteś winna — oświadczył, a jego czarne oczy zwęziły się w uśmiechu. — Lepiej rób, co mówię, bo załapiesz się na jakiś wymyślny wakacyjny szlaban. — Po czym złapał ją za rękę i pociągnął za sobą po schodach, z których dopiero co schodziła.
Początkowo zaparła się o poręcz i stawiała opór, ale kiedy w jednym z poprzecznych korytarzy rozległo się echo przekleństw woźnego, przyspieszyła kroku i po chwili biegła już za Syriuszem, który wciąż kurczowo ściskał jej dłoń. Poczuła się znowu głupio zdominowana tak jak wtedy w lesie, ale teraz nie czuła strachu, jedynie jej ciało zaczęła napełniać adrenalina, a oczy rozszerzyły się z przejęcia. Chłopak ciągnął ją za sobą niewzruszenie, śmiał się, mijając kolejne kondygnacje, jakby dokładnie wiedział, dokąd biegną. Do Dominiki wolno zaczęło docierać znużenie monotonną podróżą pod górę, gdy zatrzymali się na ostatnim poziomie. Biegli korytarzem, a Gryfonka przyciskała do piersi kolorowe rurki, bojąc się, że pogubi je po drodze tak jak gubiły się jej na wpół uformowane myśli. Syriusz zatrzymał się przed ścianą, naprzeciw której wisiał obraz przedstawiający tańczące trolle. Moon zatrzymała się wpół kroku, wodząc wzrokiem od wątpliwej wartości dzieła do chłopaka przechadzającego się tuż obok. Po co szukał sali z lustrem? Nie miała ochoty znowu zaglądać do srebrzystej tafli, jeszcze nie zdążyła się zupełnie otrząsnąć z tego, co w niej zobaczyła. Chciała zaprotestować, ale proste drewniane drzwi w magiczny sposób pojawiły się w ścianie, a Black przywołał ją do siebie gestem i sam za nimi zniknął.
Odetchnęła i przekroczyła próg. Plumpton deptał im po piętach, nie było sensu ryzykować – w końcu mogła przecież nie podchodzić do zwierciadła, wystarczy, że stanie tuż za drzwiami i…
Oddech zamarł jej w piersi. Poczuła lekki zawrót głowy, kiedy zamiast do niemal pustej sali wkroczyła w rzeczywistość, której się nie spodziewała.
Dokoła znajdowały się olbrzymie, zakurzone regały, pnące się od posadzki ku samemu sklepieniu pomieszczenia. A na nich… Na nich było wszystko. Gdzie nie sięgnąć wzrokiem, wszędzie leżały stosy dziwacznych przedmiotów, z których chyba żaden nie miał pary. Spalone kociołki, gryzące frisbee, potłuczone butelki i całe sterty bezużytecznych, jak by się mogło zdawać, śmieci. Nagle w jej polu widzenia, oszołomionym przez taką różnorodność kolorów i kształtów, pojawiła się na krótko twarz Blacka. Na krótko, bo przybliżyła się i odsunęła szybko, wyciskając na jej ustach pocałunek. Zaśmiał się niefrasobliwie, wyjął petardy z jej objęć i zniknął za jednym z regałów.
Moon stała, oszołomiona. Nie wiedziała właściwie, dlaczego mu na to pozwala. Sytuacja między nimi była tak chaotyczna i irracjonalna, że miała ochotę roześmiać się tak jak on i udawać, że nic się nie stało. Tylko, że trudno było udawać, kiedy Syriusz po prostu podchodził i robił takie rzeczy.
On jest walnięty — myślała ze stoickim spokojem, wchodząc między regały i przyglądając się poszczególnym przedmiotom. — Ani przepraszam, ani jednego słowa wytłumaczenia, ani chociażby komplementu. Cham.
Podniosła z półki ohydny, gryzący sweter w zgniłozielonym kolorze, ale nie skrywał w sobie żadnych ciekawych właściwości poza niefortunnym kolorem, więc odłożyła go na miejsce. Black hałasował gdzieś po drugiej stronie sali, ale nawet nie zamierzała sprawdzać. Zamiast tego metodycznie przeglądała mniejsze skupiska dziwnych przedmiotów, które najwyraźniej uczniowie ukrywali tutaj przez całe pokolenia. Znalazła małą książeczkę przypominającą pamiętnik, kąsający kubek, uschnięte trujące pnącze, całe mnóstwo łajnobomb i połamaną miotłę. Krótkim ruchem ściągnęła szare płótno wiszące na ścianie. Cofnęła się, przerażona, kiedy jej oczom ukazał się wielki, zakrwawiony topór. Krew zaschła dawno temu, ale wrażenie było na tyle silne, że dziewczyna cofała się dopóty, dopóki nie natrafiła plecami na przeciwległy regał. Odwróciła się. Na jednej z półek chwiał się niewielki, ale za to niesamowicie brudny wazon. Wyciągnęła rękę, żeby go podtrzymać, ale zanim zdążyła dosięgnąć, wazon zsunął się z półki i roztrzaskał w drobny mak na kamiennej posadzce. Z podłogi uniósł się wielki obłok błękitnego, iskrzącego dymu, który pochłonął ją w ułamku sekundy.
— Dominika? — Zaniepokojony Syriusz wyjrzał zza jednego z regałów. Od razu zobaczył chmurę niebieskawego pyłu, więc ruszył ku niej szybkim krokiem, poważniejąc gwałtownie. Jednak dym szybko się ulatniał i zanim Black doszedł do dziewczyny, znikł niemal zupełnie. Moon stała pochylona nad niskim stolikiem i oddychała spazmatycznie.
— Nika — jęknął Gryfon, dotykając ostrożnie jej ramienia i odgarniając jasne włosy z twarzy. —Nika, słyszysz mnie? Co się stało?
Gryfonka wyprostowała się i spojrzała mu prosto w twarz. Wyglądała zupełnie obojętnie, jakby nic się nie stało. Przez moment Syriusz myślał, że rzeczywiście mu się to zdawało, bo nawet na jej włosach nie zostały resztki pyłu.
— Masz oczy swojej matki — powiedziała i zakasłała.
Black zamarł. Popatrzył na nią z niedowierzaniem, po czym podszedł do resztek wazonu i trącił je czubkiem buta. Nic w nich nie zostało. Odwrócił się wolno w jej stronę, reflektując się i przywołując na twarz kpiący uśmiech.
— Potrafisz czytać mi w głowie?
Moon stała sztywno, podpierając się ręką o blat stolika. Szeroko otwarte, zielone oczy wciąż były utkwione w nim.
— Nie — powiedziała po chwili namysłu, jakby potraktowała to pytanie zupełnie poważnie. — Nie potrafię.
— Wiesz co. — Syriusz z zakłopotaniem podrapał się za uchem. — Zaprowadzę cię do Skrzydła Szpitalnego. Nie wiadomo, czy to było jakieś zatrute, czy co…
— Nie czuję się zatruta — zaprotestowała Moon, prostując się i otrzepując szatę. — Czuję się świetnie.
Chłopak wzruszył ramionami.
— W takim razie może trochę się prześpij, bo wyglądasz… dziwnie.
W milczeniu opuścili tajemniczy pokój i skierowali się do wieży Gryffindoru. Black ukradkiem zerkał na swoją towarzyszkę, jakby spodziewał się, że nagle ujawnią się efekty uboczne niebieskiego pyłu. Jednak dziewczyna zachowywała się zupełnie normalnie i poza tym dziwacznym stwierdzeniem o jego matce nie zrobiła nic, co mogłoby wzbudzić jakiekolwiek podejrzenia. Pożegnała go mimochodem na schodach do dormitorium dziewcząt i po chwili zniknęła za drzwiami. Syriusz pokręcił głową i postanowił pójść na błonia, gdzie czekał na niego James.

* * * * *

Dziesięć minut później drzwi dormitorium dziewcząt otworzyły się ponownie. Moon wyjrzała zza nich, omiatając Pokój Wspólny badawczym spojrzeniem. Oględziny najwyraźniej okazały się korzystne, bo wyszła na podest i zeszła po drewnianych schodach. Zgodnie z jej oczekiwaniami Peter siedział w fotelu przy kominku. Stanęła nad nim, a chłopak spojrzał na nią ze strachem.
— Wymyśliłam coś — poinformowała go chełpliwie.
— Czy… — Pettigrew głośno przełknął ślinę. — Czy chodzi o… No wiesz
Dominika pokiwała głową. Rzeczywiście czuła się nieco dziwnie, ale na pewno nie obejmowało to obezwładniającego bólu, wymiotów i spazmów, które zazwyczaj były objawami otrucia. Wręcz przeciwnie, ogarniał ją przyjemny spokój. Jedynym niepokojącym aspektem tego nienaturalnego samopoczucia było to, że nagle zaczęła zdawać sobie sprawę z wielu bezużytecznych i przypadkowych faktów. Na przykład, że wujek Petera ma na imię Timothy, albo że jutro będzie padało, chociaż dzisiejsza słoneczna pogoda zupełnie tego nie zapowiadała. Trochę ją to bawiło, więc nie zamierzała się nikomu do tego przyznawać.
— Przy śniadaniu widziałam jak chowa ją do torby. Tak myślę, że to musiała być ona. Chyba mogłabym włamać się do jego dormitorium, oczywiście, jeżeli ty zajmiesz go przez jakiś czas.
Chłopak przyglądał się jej przez chwilę z otwartymi ustami. W tej chwili przypominał jakiegoś gryzonia, a Moon widziała wyraźnie skomplikowany proces myślowy odbijający się na jego twarzy.
— Potrafię to zrobić — wykrztusił w końcu, z nieprzyjemną mieszanką dumy i strachu w głosie.
— W porządku. — Dziewczyna wzięła się pod boki. — Do roboty. Gordon jest na błoniach, widziałam przez okno. Zatrzymaj go tam, a ja od razu przeszukam jego rzeczy.
Odwróciła się na pięcie i pomaszerowała prosto w stronę krętych schodów, prowadzących do dormitoriów chłopców. Kiedy odwróciła się przez ramię, Petera już nie było.

* * * * *

Remus przerwał na pół źdźbło trawy, którym bawił się już od dłuższej chwili, i podniósł oczy na Elisabettę. Mimo nie najlepszego humoru uśmiech sam wypłynął mu na usta – zawsze tak się działo, kiedy patrzył w jej szczerą, pucołowatą twarz. Lisa właśnie rozprawiała z ożywieniem o wakacjach, które zamierzała spędzić z rodziną w Neapolu. W pierwszej chwili, kiedy o tym usłyszał, poczuł ukłucie żalu, ale zaraz potem skarcił się w duchu – powinien się przecież spodziewać się, że będzie chciała wrócić do domu, do bliskich, za którymi na co dzień tak tęskniła. Nie mógł jej nawet zarzucić, że nie pomyślała o nim w tej sytuacji. Kiedy tylko zauważyła rozczarowanie, które jak cień przemknęło przez jego twarz zanim zdążył się opanować, zaproponowała, żeby przyjechał w odwiedziny chociaż na kilka dni. W odpowiedzi z wysiłkiem wycisnął na ustach uśmiech i zapewnił ją, że porozmawia o tym w rodzicami. W rzeczywistości wiedział jednak, że z wyjazdu nic nie będzie – nawet, gdyby rodziców stać było na taki wydatek, a on zacisnąłby zęby i przełamałby strach przed poznaniem jej wielkiej, włoskiej familii, to jego futerkowy problem zniszczył mu całe wakacje. Wilkołactwo i bolesne przemiany same w sobie były trudne do zniesienia, a tym razem miało być znacznie gorzej, bowiem na lipiec przypadało zjawisko, na myśl o którym automatycznie cierpła mu skóra. Blue moon, czyli podwójna pełnia, zdarzał się raz na dwa, trzy lata i każdy z tych księżyców zapadał mu głęboko w pamięć. Dwie pełnie w jednym miesiącu oznaczały dwa razy więcej bólu, dwa razy więcej wstydu i potworne wycieńczenie, które pozostawiało go na granicy wytrzymałości.
Rzucił szybkie spojrzenie w stronę Elisabetty.
Może to i lepiej, że wyjeżdża? Przynajmniej będzie na tyle daleko, że nie ma żadnych szans, że zobaczy go w postaci potwora, a i w listach znacznie łatwiej będzie kłamać, że wszystko w normie, wprawdzie mamie chwilowo się pogorszyło, ale lekarz mówi, że to przejściowe i już niedługo może wyjada na krótkie wakacje, a wtedy...
— Martwisz się swoją mamą? — Zabrzmiało to bardziej jak stwierdzenie niż pytanie i Remus wzdrygnął się na myśl, że Lisa czyta w nim jak w otwartej książce, chociaż wszystko wskazywało na to, że jeszcze nie domyśliła się wszystkiego... Nawet nie zauważył, kiedy dziewczyna przerwała swój monolog i spostrzegła, że odpłynął myślami gdzieś daleko.
— Przepraszam — bąknął i upuścił źdźbło, które wylądowało miękko tuż obok jego skrzyżowanych nóg.
Zalała go słodko-gorzka fala wzruszenia i wyrzutów sumienia, kiedy Lisa chwyciła go za rękę i przylgnęła do jego ramienia.
— Jak tylko dotrę do domu, poproszę babcię, żeby coś jej dobrała. Wiesz, jest sławną zielarką, wszyscy w okolicy ją znają. Mówiłeś, że co konkretnie dolega twojej mamie?
Remus czuł wyraźnie jak mimo prażącego słońca cierpnie mu skóra. Z ledwością mógł zebrać myśli, sam już gubił się w wymówkach, którymi regularnie ją zbywał, a przecież teraz, właśnie w tym momencie Lisa patrzyła na niego uważnie i oczekiwała odpowiedzi.
Jak zwykle jego wybawcą okazał się jeden z jego najlepszych przyjaciół – duże, ciemnobrązowe oczy Elisabetty zrobiły się okrągłe ze zdumienia, kiedy wskazała palcem Gryfona, który gnał ku nim na złamanie karku od strony zamku.
W duchu odetchnął z ulgą, dobrze wiedział jednak, że jak zwykle tylko odsuwa nieuniknione.


* * * * *

Z naiwną nadzieją, że Pettigrew jej nie zawiedzie, zaczęła wspinać się po drewnianych stopniach. Mijała kolejne drzwi ze złotymi tabliczkami, wspierając się ręką o ścianę wieżyczki. Rzuciła okiem na wejście do dormitorium szóstoklasistów – nigdy nie zapędzała się wyżej. Kilkanaście stopni dalej znajdowała się ostatnia sypialnia, której zamek nie śmiał stawić jej oporu. Przekroczyła próg i rozejrzała się.
Głupim ryzykiem z jej strony było założenie, że dormitorium będzie puste, ale jak większość podejmowanych w ten sposób decyzji, i ta okazała się słuszna.
Rozejrzała się w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby wskazać jej, które z pięciu łóżek należy do Charliego. Wydawać by się mogło, że to nie będzie trudne zadanie, w końcu nie panował tu olśniewający porządek, chociaż na pewno było schludniej niż u Huncwotów. Podręczniki do OWUTEMów, standardowa hogwarcka szata, kociołki, karty. Nic specjalnie indywidualnego. Jednak kiedy zajrzała za na wpół odsłoniętą kotarę łóżka, które znajdowało się najbliżej okna, zobaczyła dużą mapę nieba z zaznaczonymi konstelacjami i osobistymi dopiskami. Tuż obok niej wisiała tablica numerologiczna.
Coś stuknęło na schodach, ale gdy odwróciła się, spłoszona, dźwięk już się nie powtórzył. Z uczuciem triumfu zaczęła dokładniej rozglądać się wokół, gdzieś tu mogła być przecież mapa. I nie myliła się, w boczną kotarę łoża z kolumienkami zaplątała się czarna płócienna torba, z którą zazwyczaj widywała Gordona. Odsunęła suwak i zajrzała do środka.
Czuła się nieco dziwnie, ale przecież nie chciała go okraść, przyszła tu jedynie po to, co już zostało skradzione. To chyba nie jest jakoś wybitnie naganne moralnie, prawda? Przesunęła na bok kilka sponiewieranych zeszytów i małą butelkę wypełnioną lazurowym płynem, za którą wciśnięty był zwój pergaminu. Wyjęła go i rozprostowała. Ku jej rozczarowaniu, był całkiem pusty.
— Szkoda, prawda? — rozległ się głos za jej plecami. Jak oparzona odskoczyła od torby i wyprostowała się, stając twarzą w twarz z Ragnarokiem. Tego dnia jego jasne włosy jakby bardziej niż zwykle kontrastowały z nieprzeniknioną czernią okularów i ubrania.
— Gdybyś nie męczył Petera, nie byłoby mnie tutaj — odpowiedziała, starając się, by nie zadrżał jej głos. Bała się go, wokół panowała cisza, a podział ról był jednoznaczny. W dodatku uświadomiła sobie, że nie ma w kieszeni różdżki. Musiała zostawić ją w dormitorium, nie spodziewała się przecież, że napotka na jakieś przeszkody…
Charlie uczynił kilka leniwych kroków do przodu. Mogła poczuć ciężki aromat jego perfum zmieszany z zapachem papierosowego dymu. Uśmiechnął się.
— Ech, Moon. Jak zwykle w tarapatach, co? — Podszedł jeszcze bliżej, a ona nie mogła się już cofnąć, napierając plecami na drewnianą ramę łóżka. Po chwili chłopak przemówił znowu, tym razem przyciszonym tonem: — Wiesz, gdzie są teraz wszyscy? Na błoniach. No, ewentualnie pakują kufry na jutro. Zdajesz sobie sprawę z tego, że nikt ci nie pomoże?
Zadrżały jej usta, ale już o to nie dbała. Rozpaczliwie starała się wymyślić jakieś rozwiązanie, jakiś sposób ratunku, chociaż czuła narastający strach, który jak ciemne chmury zbierał się nieubłaganie nad jej głową. Gordon miał rację. Absolutną rację i nic nie mogła na to poradzić. Nawet gdyby ktoś zastanawiał się, gdzie ona teraz jest, to przecież nie weźmie pod uwagę, że wybrała się na małą łupieżczą przechadzkę do dormitorium siódmoklasistów.
Charlie z wyraźną lubością przyglądał się jej twarzy i leniwym ruchem oparł rękę na ramie łóżka tuż nad jej ramieniem. Odsunęła się o kilka cali w lewo, boleśnie wbijając bok w parapet. Po plecach przebiegł jej przyjemny dreszcz, który wydał się zupełnie nie na miejscu. Na krótką chwilę ogarnął ją przejmujący żal, że to wszystko potoczyło się tak źle, a przecież mogło być zupełnie inaczej. Które z nich i kiedy popełniło błąd?
— Jest ktoś, kto wie, że tu jestem — zaprotestowała nagle, próbując odciągnąć jego uwagę. Spojrzała na wyzywająco na jego twarz, z której nie znikał lekki uśmiech, który jeszcze nie tak dawno topiłby jej serce.
— Masz na myśli swojego szczurowatego koleżkę? — Zacmokał z powątpiewaniem, muskając dłonią jej podbródek. — Oj, mała, musisz lepiej dobierać sojuszników. Inaczej ktoś podejmie decyzję za ciebie.
Jego ręka zsunęła się na jej ramię, zaciskając się na nim jak imadło, przeciwnie do twarzy, która wciąż przybierała spokojny, niemal dobrotliwy wyraz. Odwróciła głowę do ściany, czując jak serce szarpie się w jej piersi.
Nagle drzwi do dormitorium otworzyły się gwałtownie, z trzaskiem uderzając o ścianę.
— Gordon! — rozległ się ostrzegawczy głos. Gryfon odwrócił się niechętnie, z krzywym uśmieszkiem zerkając na Remusa Lupina, który stał w progu z różdżką wycelowaną prosto w niego.
— I co? — Wzruszył ramionami. — Rzucisz na mnie urok w moim własnym dormitorium?
Dominika patrzyła szeroko otwartymi oczami na bladego, jakby schorowanego Lupina, za plecami którego kulił się Pettigrew, rzucając wokół przerażone spojrzenia.
— Nie — odpowiedział spokojnie, przesuwając wzrok na Moon. — Jeśli będziesz potrafił zachować się na poziomie, zaraz stąd wyjdziemy. Wszyscy.
Ragnarok uśmiechnął się lekceważąco i spojrzał na nią przeciągle. Blondynka wysunęła się z obojętniejącego uścisku Gryfona i szybkim krokiem podeszła do Huncwotów, nie wierząc we własne szczęście.
— Do następnego razu — powiedział, oparłszy się plecami o kolumienkę łóżka, do której ją przed chwilą przypierał, i z wewnętrznej kieszeni kurtki wyciągnął paczkę papierosów.
Pierwsza wysunęła się za drzwi i zatrzymała się dopiero kilka poziomów niżej. Obejrzała się przez ramię na niespiesznie schodzących Huncwotów i przystanęła. Lupin bez słowa patrzył na nią z góry, spod gładko zaczesanych włosów nieokreślonej barwy. Poczuła się dziwnie zażenowana, jak dziecko pod surowym wzrokiem dorosłego, kiedy właśnie coś zbroiło. Nagle zauważyła, że w dłoni wciąż ściska pusty pergamin.
Remus, wciąż milcząc, skinął głową w kierunku Pokoju Wspólnego. Szli we trójkę jak skromny i nader nietypowy kondukt pogrzebowy. Kiedy stanęła przy parapecie, zdążyła się już nieco otrząsnąć, więc popatrzyła oskarżycielsko na Petera, który zgarbił się pod jej spojrzeniem.
— Miałeś go pilnować — burknęła.
Zanim Pettigrew odpowiedział cokolwiek, wtrącił się Remus.
— To było bardzo niepoważne z twojej strony. Jesteś tu nowa, w porządku, ale powinnaś wiedzieć, z kim zadzierasz.
Moon zmarszczyła buntowniczo brwi. Lupin miał nieprzyjemny zwyczaj interpretowania wszystkiego jednoznacznie i w dodatku moralizowania tych nieszczęśników, których niecne uczynki wpadły mu w oko. Wystarczało samo jego surowe spojrzenie, żeby sprowadzić człowieka na ziemię, cała reszta była już tylko kopaniem leżącego.
— Można powiedzieć, że załatwiałam wasze sprawy. — Skrzyżowała ramiona na piersiach i rzuciła Peterowi krótkie spojrzenie. Remus machnął niecierpliwię ręką.
— W porządku, Glizdogon już mi wszystko opowiedział. — Zanotowała w myślach, żeby nie powierzać temu gnomowi intymnych tajemnic. — Rzeczywiście, sytuacja była całkiem… Całkiem niebezpieczna, ale to nie znaczy, że trzeba od razu łamać kilka punktów szkolnego regulaminu i węszyć w dormitorium takiego…
— Okay, okay, wszystko jasne — przerwała mu Dominika, która nie miała ochoty wysłuchiwać, czym takim jest Charlie. W dodatku wspomnienie o regulaminie wskazywało wyraźnie, że Remus zaczynał się nakręcać. — Ale nie sądzę, żebyś ty, Remusie, był odpowiednią osobą do pouczania mnie, jak się traktuje szkolne zasady.
Chłopakowi drgnął kącik ust, ale nic nie powiedział. Zapadła cisza, w czasie której Moon bezwiednie mięła w dłoni kawałek pergaminu. Siwe oczy Lupina skierowały się w stronę jej ręki i zwęziły się w skupieniu.
— Co to jest?
— Och… — Blondynka niemal ze zdziwieniem spojrzała na zwój pergaminu. — Był w jego torbie, myślałam, że to ta mapa, ale jest pusty.
— Mogę mu się przyjrzeć?
Dominika wzruszyła ramionami i wsunęła papier do jego wyciągniętej ręki. Gryfon rozprostował go, wygładził i przyjrzał mu się uważnie. Moon zerknęła ukradkiem na Petera, chcąc wymienić z nim zdziwione spojrzenia, ale chłopak nie zwracał na nią uwagi, wpatrzony w Remusa niemal z czcią. W końcu Lupin odsunął nieco pergamin i wycelował w niego różdżkę.
— Przysięgam uroczyście, że knuję coś niedobrego.
Na pustej powierzchni barwy kości słoniowej zaczęły pojawiać się wymyślne zawiasy i litery. Dominika wpatrzyła się w nie z nieukrywaną ciekawością, ale nie zdążyła nic odczytać, bo chłopak szybko zwinął pergamin, uchwyciwszy jej bystre spojrzenie.
— W porządku, to ona — powiedział zdawkowo, wsuwając zwój za pazuchę. — Najwyraźniej Gordon nie potrafił jej uruchomić.
— Niesamowite — mruknęła z podziwem. — Sami ją zrobiliście?
— Sami. — W końcu na twarzy Lunatyka pojawił się lekki uśmiech. — Poszperało się tu i tam, wykorzystało parę zaklęć, a teraz się przydaje. Ale chciałbym, żeby to zostało między nami, jak widzisz, im mniej osób o niej wie, tym lepiej.
— Nie ma sprawy, nikomu nie powiem — zadeklarowała szybko Moon, wciąż pod wrażeniem tego nowego odkrycia. Huncwoci rzeczywiście nie byli zwykłymi uczniami, a ich wiedza na temat magii i zamku pociągała ją i ciekawiła. Wyglądało na to, że korzystniej byłoby być z nimi w dobrych stosunkach, a nuż wpadnie jej w ręce kolejna tajemnica?
— Właściwie… — Remus zawahał się i wygładził szatę w zamyśleniu. — Lepiej, żeby Syriusz i Jim też się o tym nie dowiedzieli. Nie chodzi o jakieś sekrety, ale skoro Mapa do nas wróciła i wszystko jakoś rozeszło się po kościach…
— Dokładnie tak, dokładnie. — Peter nagle włączył się do rozmowy. Na jego krągłych policzkach wykwitły niezdrowe rumieńce, ale wyglądał na znacznie mniej wystraszonego niż kwadrans temu. W dodatku perspektywa przemilczenia oddania cennego skarbu zaprzysięgłym wrogom musiała wzbudzić w nim niekłamany entuzjazm.
Remus spojrzał na nią pytająco.
— Nie ma sprawy — przytaknęła od niechcenia, przygryzając paznokieć i w zamyśleniu patrząc gdzieś ponad jego ramieniem.
Koniecznie trzeba było wymyślić nową taktykę.

12 komentarzy:

  1. Hym... Hym... Hym... Zastanawia mnie co to był za proszek? Cholera, Ty to umiesz człowieka zaciekawić i pozostawić w takim zawieszeniu, no naprawdę, byś się wstydziła, niedobra Eskaryno. ;-)
    Myślałam, że mapę będą mieli Ślizgoni, ale jak widać jeden głupi i niezbyt gryfoński Gryfon był lepszą (i łatwiejszą dla Dominiki) opcją. Co też ten Peter sobie myślał?! Miał pilnować Gordona, a chwilę po tym, jak Moon włamała się do dormitorium siódmoklasistów Ragnarok pojawia się w pokoju. Dobrze, że Remus zdążył na czas (chociaż z drugiej strony jestem ciekawa co by się stało :D).
    No i zgadzam się z Dominiką - Syriusz jest dziwny. Cholerka no. Raz zachowuje się jakby go nic nie obchodziło, a za chwilę całuje Moon. Dziwak i tyle. W dodatku trochę szalony, bo ta jego ucieczka przed woźnym była śmiesznie niepotrzebna (no chyba, że wiedział doskonale, że Plumpton wie co on zrobił...). Szaleniec kochany, ot co. ;-)
    Czekam na kolejny. Ściskam mocno, Cath.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A widzisz, taki niepozorny proszek, a może wiele zmienić! Wszystko wyjaśni się w kolejnym (ostatnim!) rozdziale części drugiej.
      Peter miał wiele szczęścia (chociaż Dominika też) i będzie mu jeszcze wieeele potrzebne, żeby przetrwać do końca szkoły :p
      Zachowanie Syriusza odzwierciedla nieco jego stan - niby jest jakieś uczucie, ale nie wiadomo jak silne, ile przetrwa, co dalej? Podobnie było z Elisabettą, ale ją szczęśliwie odbił mu Remus. Jak potoczy się to w przypadku Moon i Blacka? Łatwo nie będzie, obiecuję :)
      Z pozdrowieniami,
      Eskaryna

      Usuń
  2. Hejka hejka :)
    Przepraszam, że dopiero teraz ale ostatni tydzień był nieźle zakręcony. Ale wracając do rozdziału.
    Jest długi więc już masz plusa.
    Powiem ci tak szczerze, że moja podświadomość podpowiadała mi że to Gordon jest odpowiedzialny za zawłaszczenie Mapy Huncwotów ale ja oczywiście : ,,nie przestań aż takim chujem to on nie jest,, no i ... dupa. Ale nie dziwie się że to on. Dobrze przynajmniej że Remus zdążył Dom z pomocą bo mogło być źle. Jednak wydaje mi się, że to nie koniec intryg tego kolesia.
    Syriusz ... hm ... Syriusz, Syriusz, Syriusz ... no ja cię kręcę. Kompletnie nie rozumiem tego faceta i nigdy nie zrozumiem. Gdybym była na miejscu blondynki to jakoś bym zareagowała - a tak przynajmniej mi się wydaje - a potem kopnęła go w dupę. I tyle. Niech się ogarnie.
    I ciekawe co to za proszek. Jak znam życie pewnie będzie miał jakiś wpływ na naszą bohaterkę i tego się boję.
    Pozdrawiam, masy weny życzę i zapraszam do moich huncwotów jak i do Margo i jej znajomych. Pa pa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A widzisz! Chyba nie ma takich granic, których nie mógłby przekroczyć ten podstępny Gryfon :) Rzeczywiście, to jeszcze nie koniec jego intryg, ale w ciągu najbliższego roku nie będzie miał zbyt wielu okazji, żeby znowu się pokazać - no bo kończy już Hogwart.
      Cieszę się, że zachowanie Syriusza wydało Ci się niezrozumiałe - tym lepiej rozumiesz główną bohaterkę! Syriusz zdecydowanie zasługuje na solidnego kopa w dupę, ale cóż począć - arogancja i nastoletnie hormony to nie jest dobre połączenie :p
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam,
      Eskaryna

      Usuń
  3. Łoooo... przeczytałam raz, przeczytałam drugi raz i nadal zastanawiam się czemu Syriusz nie dostał tego wspomnianego we wcześniejszych komentarzach kopa w dupę :) Jestem tak zdezorientowana jego zachowaniem, że aż żal mi Niki :*
    A proszek mam nadzieję jeszcze trochę namiesza :)

    Pozdrawiam i do zobaczenia za 5 dni ;p
    Luella

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć!
      Niestety, nasza biedna Nika musi jeszcze solidnie popracować nad asertywnością :)
      Masz rację, historia z proszkiem jeszcze się nie skończyła i będzie kluczowa w kolejnym rozdziale.
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam,
      Eskaryna

      Usuń
  4. Eskaryno, bardzo przepraszam za zwłokę w komentowaniu :* już się naprawiam:)
    niby lubię Remusa, ale rozumiem, dlaczego w oczach Dominiki może być taki, a nie inny. Trochę się faktycznie chłopak przechwala, a jednocześnie jest niekonsekwentny z takiej perspektywy, bo przecież swoich przyjaciół nie zostawia za ich zachowanie xD no, ale jednak dobrze, że został zaangażowany w odzyskiwanie mapy Huncwotów. byłam przekonana, że nasza Dominika nie wytrzyma i pomoże w akcji odzyskiwanie, choć nie spodziewałam i, że znów bedzie zmuszona gadać z Gordonem. Jezu, jak ja go nienawidzę.
    może ja jestem zbyt zakochana w Syriuszu, ale nadal jestem przekonana, że jemu zależy na Dominice, tylko sam nie wie, co z tym zrobić. Ale wiem, że nie ma prawa raz ją całować i przytulać, a raz oddychać lub taktować ją tak, jakby nic się nie stąło. tak nie można robić. Dziwi mnie jednak, że ona nie próbuje z nim porozmawiać. Ja bym próbowała. Niech kurde wyjaśni, o co chodzi. Tymczasem gdy znaleźli sie w tym super fajnym pomieszczeniu,to ona nawet nie próbowała do niego mówic i nie oponowała, jak później powiedział. żeby poszła odpocząc... dziwne.
    A, podobała mi się akcja z tym proszkiem.Dominika dowiaduje się bardzo dziwnych rzeczach o innych ludziach.... Ciekawe, jakie będzie to miało konsekwencje w następnym rozdziale.
    Zapraszam na niezaleznosc-hp.blogspot.com na świeżo dodaną nowość :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, ta niekonsekwencja (to chyba plaga u moich Huncwotów) jest u Remusa ciekawa. Widać ją było też u Rowling, kiedy opisywała jego zachowanie po SUMach. Jest zbyt wdzięczny wobec swoich przyjaciół i nie zawsze ma odpowiednio wyraźną siłę przebicia, żeby ich pouczać, ale na szczęście Lupin nie ma żadnych długów wdzięczności wobec Moon, więc może się mądrzyć do woli :p
      Masz rację, tajemniczy proszek ma nie tylko zabawne działanie, a w czym konkretnie okaże się pomocny - można już sobie przeczytać w najnowszym rozdziale :)
      Widziałam, że dodałaś coś nowego, więc spodziewaj się mnie!
      Z pozdrowieniami,
      Eskaryna

      Usuń
  5. Witam serdecznie,
    Miałam zamiar przeczytać ten rozdział wczoraj, żeby zdążyć go skomentować przed dodaniem nowego, ale się nie udało, więc przychodzę teraz. To w sumie niewielkie spóźnienie w porównaniu z moim poprzednim :)
    Zacznę może od tego, że pod ostatnim rozdziałem odpisałaś mi, że jestem jedyną osobą, która nie nienawidzi Ragnaroka i zastanawiam się jak to możliwe! Przecież on jest cudowny!!! Jak można go nie uwielbiać?! Chyba zbyt mocno się w nim zakochałam, żeby znienawidzić go za jego zachowanie. Na pewno jeszcze nie zrobił nic za co mogłabym go nienawidzić. ♡ Więc mogę się tylko cieszyć, że jeszcze się pojawi.
    Co do rozdziału, miło, że Dominika postanowiła pomóc Peterowi. Nawet mu współczułam, bo się tak bardzo przejmował. Raczej trudno mi uwierzyć w to, że Huncwoci zareagowaliby tak gwałtownie, żeby od razu "wyrzucić go ze swojego grona", że tak to nazwę. Myślę, że by mu to wybaczyli, w końcu Charlie mu ją ukradł, to nie była wina Petera. No i kiedyś i tak stracą tę mapę, więc myślę, że jakoś by to znieśli.
    Syriusz zachowywał się tak niefrasobliwie, jakby to nie on był w tym lesie. Powinien przeprosić, a Moon chociaż o to zapytać, bo inaczej nic dobrego z tego nie wyjdzie.
    Jestem bardzo ciekawa tego proszku. Skoro ktoś go ukrył w PŻ, pewnie ma jakieś interesujące właściwości i zastanawiam się, do czego doprowadzi.
    Nareszcie wrócili Remus i Lisa, bo tak dawno ich nie było, że bym o nich zapomniała, gdybym nie nadrabiała tych 14 czy iluś rozdziałów naraz. Nadal są bardzo uroczą parą i jestem ciekawa, czy Remus wyjawi jej swój sekret. A może sama się go domyśli?
    Dominika zachowała się moim zdaniem dosyć głupio, nie biorąc ze sobą różdżki. Okej, myślała, że wszystko pójdzie po jej myśli, ale i tak... Rozumiem, jakby nagle postanowiła tam iść, ale ona to planowała, a jeśli planujesz się gdzieś włamać, a w szczególności do dormitorium chłopaka, na którego doniosłaś i który miał przez ciebie kłopoty, to chyba oczywiste, że lepiej mieć przy sobie różdżkę, nawet jeśli wydaje ci się, że jest na błoniach. Uf, naprawdę to było głupie z jej strony.
    Pojawił się mój Charlie, bezszelestnie niczym ninja ♡♡♡ Jak on w ogóle dotarł tam tak szybko, skoro podobno widziała przez okno, że był na błoniach? Może widziała kogoś innego. No cóż. W każdym razie czekałam, aż jej coś zrobi i nawet mu kibicowałam, co jest okropne z mojej strony. Ale wkurzyła mnie tym niezabraniem różdżki, a Chraliego uwielbiam, więc musiałam mu kibicować. Mam nadzieję, że się na niej odpowiednio odegra, bo sobie na to zasłużyła, chociaż nie wiem, co mógłby jej zrobić. Ale nic. Z jednej strony szkoda, że Remus mu przerwał, bo dowiedziałabym się, co planuje, ale z drugiej dobrze, że to zrobił.
    Ogólnie popieram zachowanie Remusa, który miał prawo zwrócić uwagę Moon. Faktycznie tego nie przemyślała, więc nie powinna zgrywać obrażonej. Gdyby nie Remus, mogło się to źle dla niej skończyć, więc powinna mu chociaż podziękować. OK, "odbiła" ich mapę, ale to nie zmienia faktu, że gdyby miała przy sobie różdżkę, wszystko byłoby inaczej.
    Dobra, mój komentarz trochę hejtuje Dominikę, ale przy czytaniu mnie w sumie tak nie irytowała, więc cokolwiek wynika z moich wcześniejszych słów, nic do niej nie mam, oprócz tego, że głupio się zachowała, ale to już pisałam kilkakrotnie :D
    Idę czytać kolejny rozdział i pozdrawiam gorąco :*
    Optimist

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej!
      Nie no, postęp jest ogromny :p Nie zdążyłam jeszcze wpaść do Ciebie, a widziałam, że pojawił się nowy rozdział, ale bez paniki, przeczytam dzisiaj!
      Nieee no, nikt by Petera nie "odhuncwocił", nie ma mowy. Pettigrew przesadził z dramatyzmem, próbując wytłumaczyć Moon wagę problemu. Ale mogło być nieprzyjemnie, to pewne.
      Zgadzam się z Tobą w kwestii Dominiki, mędrcem to ona nie jest :p Ale nie chcę jej przesadnie idealizować - Moon często postępuje impulsywnie, naiwnie i nieracjonalnie, taki jej los. Biorąc pod uwagę to, co dla niej przygotowałam, powinna raczej wziąć się za siebie :)
      Ucieszy Cię pewnie, że Ragnarok znowu pojawi się w kolejnym rozdziale i przyznam, że nawet mnie się w nim podoba, bo daje do zrozumienia, że jest mocnym zawodnikiem :p
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam,
      Eskaryna

      Usuń
  6. Chyba nigdy mi się nie uda nadrobić zaległości, więc będę sobie czytać, kiedy mam czas i zawsze będę miała co :D.
    A ten Black, to taki zaradny cwaniak jest :D. Wie jak ją podejść. Lubię go. Serio. Nie mówi wszystkiego, ale właśnie dlatego go rozumiem. Też nie lubię mówić wszystkiego, zwłaszcza jeżeli to tyczy ważnych tajemnic przyjaciół. Rozśmieszyło mnie z tym tekstem z połknięciem w lesie :DD. Black głodny, bo mama go wydziedzicza xD. Ciekawe co też Dominika tam się nawąchała. Pasuje to trochę do np. przejścia bariery, w której nagle wyczuwam trochę więcej o tym, co nas otacza. No ale zobaczymy, co to było... Co tam Moon wąchała. Niemniej jednak zaskoczyłam się tą uwagą o Blacka matce.
    Wiedziałam, że to skończy się źle. Jednak zadziwiające ma szczęście, że Remus przyszedł jej z pomocą. Pete jednak wie kogo zawołać w razie czego, mimo że sam nie da rady. Chociaż dziwi mnie, że Ragnarok tak szybko się posłuchał. Chociaż Remus niby dobry czarodziej, mimo że rok młodszy.
    Mimo wszystko trochę mnie to zdziwiło. Jakoś tak za łatwo ta scena poszła.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Są na to spore szanse, haha :D
      Jeśli chodzi o Ragnaroka, to trzeba pamiętać, że był w wyjątkowo niewygodnej sytuacji, bo popadł w niełaskę u całego grona pedagogicznego, cudem unikając wyrzucenia ze szkoły, więc angażowanie się w kolejną aferę tuż przed ukończeniem Hogwartu byłoby bardzo nierozsądne z jego strony.
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam,
      Eskaryna

      Usuń