9 września 2016

Rozdział VI - część III


„Odwrócony los”

– rozdział VI –

Deszcz od godziny bębnił w dachy i szyby niewielkich, pudełkowatych domów w Bedworth. Krople kłębiły się w ciężkich, ciemnych chmurach, które przesłaniały słabe światło gwiazd i pogrążały małą angielską miejscowość w ciemności.
Moon leżała na brzuchu i ze zmarszczonym czołem przeglądała stosik czarodziejskich gazet, które udało jej się zgromadzić do tej pory. W żółtym świetle nocnej lampki widać było każdy szczegół magicznych, poruszających się fotografii, ale to nie one skupiały uwagę dziewczyny. Jej wzrok uważnie śledził równe linijki tekstu w poszczególnych artykułach, które krzyczały do niej wyzywającymi tytułami. Już na pierwszych stronach czaiły się niepokojące informacje o manifestacjach politycznych wywoływanych przez zwolenników Lorda, głoszących antymugolskie postulaty. Większość z nich zakładała izolację mugoli oraz czarodziejów, którzy nie mogą wylegitymować się czystokrwistym pochodzeniem od pięciu pokoleń wstecz, ale zdarzały się też oburzające absurdy jak na przykład petycja Araminty Melifluy, która chciała przeforsować ustawę legalizującą polowanie na mugoli. Dominika czytała te doniesienia z mieszaniną zdumienia i gniewu. Jak to możliwe, żeby w czarodziejskim świecie, który kreuje się na cywilizowany, wolność słowa przybierała tak zdemoralizowane formy? To były informacje przekazywane wprost, każdy czytelnik widział je i rozumiał jak ona, jednak na dalszych stronach znajdowały się krótkie wzmianki, nie tak oczywiste jak pozostałe. Na przykład trzy dni temu, upchnięta gdzieś w rogu czwartej strony, pojawiła się notatka o trwających poszukiwaniach Charlesa Williamsona, pracownika Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów. Dyrektor departamentu, Bartemiusz Crouch, osobiście nadzorował przebieg poszukiwań, twierdząc, że ów pracownik nie mógł ot tak porzucić pracy, w której spędził piętnaście lat. Prawdę mówiąc, to mógł być nieszczęśliwy wypadek lub okresowy brak komunikacji między Ministerstwem a jednym z jego pracowników, ale zniknięcie ważnej osoby (w końcu sam dyrektor oficjalnie wypowiedział się w tej sprawie) z Departamentu Przestrzegania Prawa w momencie, kiedy Londynem wstrząsały wrogie, polityczne demonstracje i pokazy siły… Teraz jednak jej myśli zdominował kolejny krótki artykuł w dalszej części gazety, umiejscowiony pomiędzy sensacją o romansie gwiazdy Fatalnych Jędz a reklamą festynu kulinarnego czarownic z Eastwick. Informacja była bardzo zwięzła.


Szturm na Hogwart
Wszystko wskazuje na to, że Szkoła Magii i Czarodziejstwa Hogwart przeżyje w tym roku prawdziwe oblężenie. Tegoroczna lista kandydatów jest o ponad 30% dłuższa niż poprzednia. Jak udało się dowiedzieć specjalnemu korespondentowi „Proroka Codziennego”, większość nadprogramowych uczniów to obcokrajowcy z północy Francji, Hiszpanii oraz Niemiec. Co tak przyciąga młodych adeptów magii? Trudno powiedzieć, zważywszy na program nauczania w Hogwarcie, w którym znajdują się tak archaiczne przedmioty jak wróżbiarstwo i astronomia. Czy dyrekcja jednej z największych szkół magii w Europie jest przygotowana na większą liczbę uczniów? Już wkrótce odpowiedź na to pytanie stanie się jasna na łamach „Proroka”. 


Dominika po raz kolejny w zamyśleniu przeczesała palcami grzywkę i wytężyła wzrok, wpatrując się w artykuł. Nagły napływ zagranicznych uczniów wydał jej się dziwny. Wprawdzie nie była to zupełna nowość, a przynajmniej nie w ostatnim czasie – w końcu w zeszłym roku do Hogwartu trafiła ona sama, a i w poprzednich latach też się to zdarzało. Czy ta obecna tendencja napływowa mogła być kontynuacją wcześniejszych migracji uczniów? Czy Elisabetta i inni niezupełnie przypadkowo trafili do angielskiej szkoły czarodziejstwa akurat w tym okresie? Takie i inne pytania kłębiły się w jej głowie, ale wciąż pozostawały bez żadnej, choćby szczątkowej odpowiedzi. Już miała sięgnąć po kolejną, tym razem dzisiejszą gazetę, kiedy rozległo się ciche stukanie. Moon podciągnęła się na łokciach i spojrzała w kierunku okna, skąd rozległ się dźwięk. Serce radośnie podskoczyło jej do gardła, kiedy za szybą zobaczyła niedużą sowę. Po dniach śmiertelnej obrazy zakończonymi kapitulacją w postaci listu do Syriusza, na widok odpowiedzi gotowa była wybaczyć mu wszystko. Jakie wyczucie chwili! Akurat wtedy, kiedy tak bardzo chciała podzielić się z kimś swoimi wątpliwościami i nowymi pytaniami…
Pierwszy raz poczuła rozczarowanie, widząc pismo Lily. Gratulowała jej wyników SUMów i cieszyła się, że będą mogły razem kontynuować eliksiry w klasie OWUTEMowej (to jeszcze bardziej przygnębiło Moon). Na końcu dodała, że ma jej mnóstwo do opowiedzenia i jutro wybiera się na Pokątną, więc mogłyby się wreszcie spotkać. Na myśl o dawno nieodbywanych rozmowach z przyjaciółką humor poprawił się jej nieco i kładąc się do łóżka, z przyjemnością myślała o tym spotkaniu. Opadła na poduszkę z lekkim uśmiechem na ustach.
Kiedy gasiła lampkę na nocnym stoliku, żarówka zasyczała, a żółtawe światło zamigotało na błyszczącej, ruchomej podobiźnie Bartemiusza Croucha i zgasło, pogrążając pokój w całkowitej ciemności.

* * * * * 

Wyszczerzyła zęby, osłaniając oczy przed słońcem i zaczęła szaleńczo wymachiwać ręką. W jej stronę lekkim truchtem biegła uśmiechnięta Lily Evans, a jasne promienie migotały w jej rdzawych włosach. Kiedy wpadła jej w ramiona i zaczęła wyrzucać z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego, ogarnął ją charakterystyczny zapach lawendy, którym przesiąknięte było ubranie i włosy Evans. Nie mogła powstrzymać się od chichotu i ściskania przyjaciółki. Kiedy w końcu zawiązała się między nimi silna nić porozumienia, bardzo odczuwała jej brak podczas wakacji.
 Chodźmy do cukierni  zarządziła stanowczo Evans, odgarniając włosy z twarzy i przyjmując swoją zwykłą przywódczą rolę doświadczonego prefekta.
 Z Potterem nadal tak dobrze? Poza obiadową katastrofą, rzecz jasna  zagadnęła po drodze Moon, informowana przez rudą na bieżąco o zaskakująco intensywnej korespondencji z jednym z Huncwotów.
Lily skinęła z ociąganiem głową i zarumieniła się wyraźnie.
 Ale to jeszcze o niczym nie świadczy, rozumiesz  dodała po chwili surowym tonem.  W listach potrafi być szarmancki, a już od pierwszego września pewnie wróci mu rezon i pycha. Chociaż nie powiem… Ciekawie poznać go od tej drugiej strony.
 Patricia?  zawołała Moon przystając gwałtownie tuż przed frontem cukierni.
Brunetka wyszczerzyła do nich zęby i zachęcająco machnęła w kierunku pustych krzeseł przy jej stoliku. Dominika uśmiechnęła się szerzej i ze zdziwieniem spojrzała na Lily, która uśmiechała się pokrętnie, najwyraźniej uprzedzona o tym spotkaniu.
 Dopiero co wróciłam z Rumunii.  Macmillan powitała je swoim słynnym, olśniewającym uśmiechem, pięknie opalona i wypoczęta.  Nie uwierzycie, ile tam przeżyłam…
 Pewnie, że nie uwierzymy.  Lily porozumiewawczo mrugnęła do Dominiki.  Ale możesz próbować nas przekonać.
Brunetka zaczęła z ożywieniem opowiadać o swoich przygodach w ojczyźnie smoków, za jaką w czarodziejskim świecie uchodziła Rumunia, oraz o nowej, dość nietypowej pasji, którą stamtąd przywiozła.
 Tarot?  Skrzywiła się Evans, krytycznie zerkając na talię kunsztownie pomalowanych kart, którą Patricia z dumą umieściła na blacie.  Myślałam, że jesteśmy zgodne w kwestii wróżbiarstwa i zapisanie się na ten przedmiot uważamy za błąd młodości.
 Och, to zupełnie co innego!  Sarnie oczy dziewczyny zdawały się być jeszcze większe, kiedy z ożywieniem zaczęła opowiadać, czego jej kuzynka dowiedziała się z kart, a także, że w Rumunii wróżenie z kart zatwierdzono jako odrębną dziedzinę czarodziejskiej nauki.  Wszystko zależy od osoby, która to robi  zakończyła z przekonaniem.  To, że nam trafiła się plotkarska jędza, nie znaczy jeszcze, że cały przedmiot nie ma sensu.
Lily nie wyglądała na przekonaną, natomiast Dominika z ciekawością zerkała na ładną, obiecującą talię kart i już miała poprosić o małą demonstrację, kiedy za swoimi plecami usłyszała niezręczne chrząknięcie, a oczy siedzącej przed nią Evans zrobiły się okrągłe.
 Potter?  zainteresowała się trzeźwo myśląca Macmillan i pogładziwszy karty, schowała je do torby.  A ty co tu robisz? I gdzie reszta twojej szajki?
Dominika odwróciła się i zainteresowaniem popatrzyła na chłopaka. Była ciekawa, czy symptomy jego głębokiej wewnętrznej przemiany odcisnęły piętno na jego twarzy, czy może wygląda tak cwaniaczkowato jak zwykle. Ku jej zdumieniu, James  rzeczywiście wyglądał inaczej, co nie znaczy jednak, że lepiej. Miał bardzo zażenowaną minę, przygryzał wargę, a jego dłoń wyjątkowo nerwowo błądziła po kruczoczarnej czuprynie.
Odwróciła się z powrotem do stolika. Lily wlepiała wzrok w Gryfona, a jej policzki stawały się coraz bardziej czerwone, co przy jej porcelanowej cerze było dość oczywiste. Dominika postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce.
 Patty, może pójdziemy zamówić ciastka? Umieram z głodu.  Mówiąc to, ze zgrzytem odsunęła metalowe krzesło i wstała, patrząc wymownie na przyjaciółkę.
 Oooch, tak, koniecznie.  Macmillan szybko zrozumiała aluzję i jeszcze szybciej wstała z miejsca.  To my zaraz wrócimy.
 Eee, Moon…  James niemal wyjęczał te słowa, tak trudno przeciskały mu się przez gardło. W sumie to chciałem pogadać z tobą.
— Co?  Na twarzach trzech dziewcząt pojawił się identyczny wyraz zgrozy i głębokiego zdumienia.
 Potter, chyba coś ci się pomyliło  powiedziała blondynka, ledwo zauważalnym skinieniem głowy wskazując na Lily wciąż tkwiącą przy stoliku.
 Niestety.  Chłopak najwyraźniej staczał ze sobą ciężką walkę, co odbijało się na dziwacznym wyrazie jego twarzy.  Nic mi się nie pomyliło.
Odszedł poza niskie, metalowe ogrodzenie oddzielające ogródek cukierni od reszty ulicy i popatrzył na nią wyczekująco.
 Lily, poważnie, nie mam pojęcia o co chodzi tym razem.  Moon pospiesznie zapewniła Evansównę, która dopiero co zaczęła żywić życzliwsze uczucia wobec Pottera, a teraz rozczarowała się wyraźnie jego słowami.
Ruda wzruszyła ramionami i z miną doskonale pozorującą obojętność wpakowała łyżeczkę deseru do ust.
Moon westchnęła i odwróciwszy się od przyjaciółek plecami, zmarszczyła brwi i przejechała palcem po gardle, rzucając Jamesowi karcące spojrzenie.
 Co ty sobie wyobrażasz, Potter?  syknęła, dłonią osłaniając oczy od słońca i nerwowo zerkając w stronę stolika.  Odbiło ci?
 Bynajmniej  oparł chłodno okularnik.  Pozwól, że powiem prosto z mostu i będziemy mieć to za sobą. Mam problem z Syriuszem. A właściwie my mamy.
 Nie rozumiem.  Policzki dziewczyny pokryły ciemnym rumieńcem. Jeszcze bardziej odwróciła się od stolika, czując na plecach przeszywający wzrok Evans.
 Słuchaj.  Jim przeczesał włosy palcami.  To nie jest odpowiedni czas i miejsce na takie rozmowy, ale nie potrafię się produkować w listach, a na prywatne konferencje też nie zamierzam się z tobą umawiać.
 Och, nie bądź taki skromny.  Humor zaczynał jej powracać. Wyszczerzyła zęby i ciągnęła:  Lily wspominała coś o twoich listach. Moim zdaniem całkiem zgrabnie i uroczo składasz słowa, Potter…
 Zamknij się  burknął, rewanżując się równie kompromitującym rumieńcem. Potarł nerwowo policzek.  Nie myśl sobie, wcale nie mam ochoty na rozmowę z tobą, po prostu przez ciebie Łapie odbiło i wkurza mnie do granic możliwości. Chciałbym, żebyś coś z tym zrobiła, bo inaczej do końca wakacji zostanę mordercą.
Dominika prychnęła i założyła ramiona na piersiach.
 Jeśli odbiło mu przez dziewczynę, to na pewno nie przeze mnie. Od dwóch tygodni nie daje znaku życia.
 No i tu jest problem!  James machnął zamaszyście ręką, marszcząc brwi w oburzeniu.  W porządku, wszyscy wiedzą, że pod koniec wakacji Łapa robi się trochę nerwowy, bo do pasji doprowadza go brak możliwości używania czarów, ale teraz jest gorzej niż zwykle. A jeśli musisz wiedzieć, to on namiętnie czytuje twoje listy, chociaż faktycznie nie odpisuje. Tu go nie rozgryzłem. Ale mam pewne podejrzenia.
 No to słucham.  Śmiertelna obraza łagodnie odpłynęła z twarzy Dominiki, ustępując miejsca nieskrywanej ciekawości. Bełkot Potter stawał się interesujący, zwłaszcza fragment o namiętnym czytaniu listów. Do tej pory myślała, że Black pali nimi w kominku.
 No więc…  James kilkakrotnie nerwowo przestąpił z nogi na nogę, a częstotliwość czochrania sobie włosów znacznie wzrosła. Moon z zainteresowaniem przyglądała się męce Gryfona.  Niezręcznie jest mi o tym mówić  wydusił w końcu.  To nie jest coś, o czym cały Londyn powinien wiedzieć.
 Daj spokój, przecież nie sprzedam tej wiadomości jego fanklubowi. Chociaż…  Blondynka udała, że się zastanawia.  To byłaby niezła zemsta za jego paskudne zachowanie.
Jim odetchnął ciężko.
 Czytujesz czasem Proroka?
 I ty, Brutusie? Ostatnio wszyscy się nim pasjonują. Czytuję i co?
 Więc na pewno wiesz, że ostatnio różni ludzie mają głupie pomysły.  Spojrzał na nią wymownie. Moon uniosła brwi, nie rozumiejąc.  W sensie, że czarodzieje nie powinni mieć nic wspólnego z mugolami.  Popatrzył znowu, bez efektu.  A ty jesteś z mugolskiej rodziny… Moon, czy ty naprawdę jesteś taka tępa?  syknął w końcu, załamując ręce.
 No co, Syriusz wziął te rzeczy do siebie czy co? Jak się nie chce ze mną zadawać, bo moi rodzice są mugolami, to niech ugryzie w tyłek hipogryfa, mnie to nie obchodzi.
 Nie w tym rzecz.  Gestykulacja chłopaka nasilała się, a Dominika zastanawiała się, czy w końcu jeden z szerokich wymachów rąk trafi ją w głowę.  Słyszałaś, że Araminta Meliflua zaproponowała legalizację polowań na mugoli?
Moon wolno skinęła głową.
— Ale co to ma wspólnego z…
 Ona jest z Blacków.
 Ja… Och.
 I tak sobie pomyślałem, że może tu jest problem.  Kiedy dziewczyna spoważniała wyraźnie, James mówił już spokojniej.  Że się martwi o swoje kontakty z tobą, rozumiesz. Na wypadek, gdyby jego rodzina chciała się zemścić za to, że odszedł.
 Poważnie tak myślisz?  Dominika podniosła na niego szeroko otwarte oczy.  Chyba nie byłby aż tak…
 Ano widzisz, chyba taki właśnie jest  powiedział chłopak bez uśmiechu, a promień słońca przeciął jedną z jego orzechowych tęczówek.
Moon spuściła wzrok i wsparła się ręką na chłodnej barierce.
 Tyle że, wiesz, nie przyszedłem tu po to, żeby sobie pogadać o Syriuszu i tracić ostatnie szanse u Evans, nawiasem mówiąc, mogłabyś w zamian powiedzieć jej o mnie parę miłych rzeczy, bo patrząc na nią, chyba właśnie się pogrążam. No cóż, po prostu bym chciał, żebyś wpadła do nas i mu wybiła te głupoty z głowy, o ile tak jak ja myślisz, że facet ma paranoję.
Dziewczyna odetchnęła ciężko, czując falę mdłości na samą myśl o poważnej rozmowie z Blackiem w domu rodziców Pottera. Ta perspektywa brzmiała jak senny koszmar, ale uporczywe spojrzenie okularnika upewniło ją w przekonaniu, że tak nie jest.
 No dobra  rzuciła w końcu, wbijając paznokcie w krawędź dłoni.  Ale nie spodziewaj się nie wiadomo czego. M-może… Może przyjdę jutro?
James skinął krótko głową.
 Wpadaj, kiedy ci będzie wygodnie.
Odwrócił się na pięcie i po chwili zniknął w tłumie czarodziejów maszerujących we wszystkie strony po ulicy Pokątnej, nie dając jej nawet szansy na zapytanie, skąd właściwie wiedział, że ją tu znajdzie.
Moon wróciła do stolika i tym razem postanowiła nie ukrywać niczego, co było zaskakująco przyjemne w obliczu pozostałych tajemnic.
 Nie uwierzycie, w co się wpakowałam…

* * * * *

Następnego dnia od rana angielskie niebo zdominowały stalowoszare chmury, w Bedworth jeszcze ciężkie od deszczu, a w Londynie pęknięte i obficie upuszczające krople na bure chodniki.
Moon wyglądała niepewnie spod ciemnej parasolki i wzrokiem badała nieznaną jej gminę Enfield. Jak większość przedmieść Londynu, okolica sprawiała wrażenie schludnej i spokojnej. Nietrudno było dojechać autobusem do centrum miasta, a następnie skorzystać z Piccadilly Line, która dowiozła ją w pobliże adresu lakonicznie wypisanego na zwitku pergaminu, który wczorajszej nocy przyniosła jej sowa, jednak Dominika czuła się, jakby przebyła niewiarygodnie długą drogę. Znalazłszy ulicę, na której znajdował się dom państwa Potter, zwolniła wyraźnie i zaczęła bezmyślnie przyglądać się dokładnie przystrzyżonej trawie w ogródkach. Już sama perspektywa poznania rodziców Jamesa wydawała się dziwaczna, co dopiero wybitnie kompromitująca rozmowa z Syriuszem o czymś, czego istnieniu jest bardzo łatwo zaprzeczyć. Wytarła lekko wilgotne dłonie w jasną sukienkę przed kolano, która wybitnie nie pasowała do dzisiejszej pogody i tylko pogłębiała jej rozpacz w stosunku do obietnicy, którą dała Potterowi. Czy nie mogła mu powiedzieć, że jest zajęta albo że jednak nie ma ochoty na przesadne spoufalanie się z Blackiem? Niestety, chłopak zaskoczył ją i żadna sensowna wymówka nie przyszła jej wczoraj do głowy. Za to wyjaśniła wszystko Lily, która po jej opowieści wyraźnie poweselała i poradziła jej założenie tej niedorzecznej sukienki. Moon zrobiła małe kółko, mając w zasięgu wzroku poszukiwany budynek i nagle zrezygnowała z możliwości ucieczki. A niech tam, przynajmniej jedna sprawa będzie załatwiona raz na zawsze, jedna niepewność zostanie usunięta.
Dom państwa Potter nie różnił się zbytnio od sąsiedzkich, a przynajmniej nie było widać, że należy do rodziny czarodziejów. Miał czyste, białe ściany i zadbany, ciemnoczerwony dach zwieńczony małym kominem. Ciekawe, czy używają Fiuu – zastanowiła się Dominika, kiedy wolno podchodziła do podjazdu otwartego dla ewentualnych gości. Wokół domu znajdował się nieduży ogród, który w przeciwieństwie do samego budynku nie sprawiał wrażenia, jakby czuwała nad nim troskliwa ręka. Krzaki były rozrośnięte, a trawa nieco dłuższa niż w pobliskich ogródkach. Kiedy odważyła się stanąć na ganku i przycisnąć guzik, który odpowiedział jej szaleńczym śmiechem, drzwi natychmiast otworzyły się z rozmachem.
 Dzień dobry  powitała ją kobieta w średnim wieku ubrana w zwykłą, mugolską garsonkę. To musiała być mama Jamesa, miała identyczne jak on oczy ukryte za rogowymi okularami, chociaż burza loków na jej głowie była jasnobrązowego koloru, z cienkimi pasmami siwizny.
 Ja przyszłam zobaczyć się z Syriuszem  powiedziała szybko Moon.  Wpadłam tylko na chwilę, więc gdyby mogła go pani tu zawołać…
Pani Potter nie przestawała się uśmiechać, ale błyskawicznie otaksowała ją spojrzeniem, od wiercących się niecierpliwie stóp w sandałach po moknącą na nieustającym deszczu parasolkę.
 Ależ skąd, drogie dziecko, wejdź do środka.  Oględziny najwyraźniej wypadły pomyślnie, bo kobieta natychmiast odsunęła się na bok i zaprosiła ją do jasnego przedpokoju. Nie wiadomo kiedy odebrała jej parasol, powiesiła płaszcz na wieszaku i zaprosiła do salonu.
 Wejdź, skarbie, pójdę zaparzyć herbaty.
Syriusz stał przy oknie, po którym rzęsiście spływały duże krople deszczu. Rzucił jej krótkie spojrzenie i rozpoznawszy ją, cofnął się błyskawicznie od parapetu, wyciągając ręce z kieszeni i chowając je za siebie.
 Cześć  rzuciła Moon, czując się bardzo niezręcznie bez swojej parasolki, bowiem nie miała co zrobić z rękami.
 Cześć.  Głos Syriusza był cichy i niepewny, chociaż Dominika nie miała pojęcia jak mógłby brzmieć jej własny głos, gdyby domniemany chłopak wtargnął do jej domu bez zaproszenia. No, przynajmniej bez jej osobistego zaproszenia.  Ja… Coś się stało? Może usiądziesz?
Wskazał na ładną, jasną kanapę w tym momencie zawaloną jakimiś muzycznymi magazynami. Syriusz zgarnął je wszystkie jednym gestem i rzucił jej jeszcze jedno wyraźnie spłoszone spojrzenie.
Moon przysiadła na brzegu kanapy, skupiając wzrok na własnych kolanach, podczas gdy wolno napływał do niej oszałamiający zapach jego perfum.
 Nika, coś się stało?  poczuła jak kanapa obok niej opada o kilka cali, kiedy Syriusz na niej przysiadł.  Czy to znowu ten facet w kapeluszu?
Poczuła nagle, że rodzinne zdrobnienie bardzo irytuje ją w jego ustach. Lekceważy ją, nie odpisuje na listy, ogłupia pocałunkami i dziwnymi zwierzeniami, a na koniec jeszcze uderza w delikatny punkt. To było za wiele i to właśnie pomogło jej odrzucić nieśmiałość i przywołać złość.
 Nie, a nawet jeśli, to co?  zapytała opryskliwie, podnosząc wzrok na jego zdziwione, nieznośnie ciepłe oczy.  Zdecydowałbyś się na odpisanie paru słów czy to może za duży wysiłek?
Black zmieszał się jeszcze bardziej i zaczął nerwowo skubać jakąś plamkę na spodniach.
 Posłuchaj… Wiem jak to może wyglądać, ale ja naprawdę nie…
 Och, świetnie, naprawdę doskonale, ze zdajesz sobie z tego sprawę.  Dziewczyna wyprostowała się sztywno na kanapie i zaczęła mówić chłodnym, władczym tonem, najwyraźniej czerpiąc animusz ze wstydu bruneta.  To rzeczywiście wszystko zmienia.
Zapadła cisza, przerywana regularnie miarowym cykaniem zegara wiszącego nad kominkiem. Dominika nie zwróciła jednak uwagi na wnętrze, wbijając palące spojrzenie w Syriusza, który wiercił się pod nim, jakby czuł jego żar.
 Ty mnie posłuchaj.  Moon nieco obniżyła ton i wlepiła wzrok w zamazany krajobraz za oknem.  Nie jestem głupia, rozumiem, że być może to wszystko zabrnęło dalej niż miałeś na to ochotę. Naprawdę jestem w stanie to zrozumieć, ale nie ukrywam, że byłoby miło, gdybyś w tej sytuacji zachował się jak mężczyzna, a nie jak gówniarz, który nie odpisuje na listy i myśli, że w ten sposób sprytnie rozwiązał problem.
 Myśl o mnie, co chcesz.  Black wzruszył ramionami, wyraźnie poirytowany.  Ale przemyślałem to wszystko i jestem pewien, że to ty nie wiesz, co robisz.
 Bo co?  zapytała agresywnie Moon, postanowiwszy przejść do sedna.  Bo mam rodziców mugoli?
Po raz kolejny zapadło milczenie, znacznie cięższe niż poprzednio, bo w powietrzu wisiały znacznie bardziej negatywne słowa i uczucia.
 Nie rozumiem, dlaczego mnie tak traktujesz  powiedział w końcu Black oschłym tonem.  Możesz mi powiedzieć, że zachowuję się jak gówniarz, ale na pewno nie to, że przeszkadza mi, że twoi rodzice nie są czarodziejami.
 W takim razie o co chodzi?  pytała natarczywie Dominika, przysuwając się do niego, żeby spojrzeć mu prosto w oczy.  Dlaczego nie wiem, co robię?
Jej bliskość najwyraźniej zupełnie wyprowadziła Syriusza z równowagi, bo jeszcze bardziej zmarszczył brwi, zrobił niezgrabny gest, jakby chciał dotknąć jej włosów, ale zrezygnował w ostatniej chwili i rzekł dziwnym, nieznacznie łamiącym się głosem:
 Nie chcę i nie zamierzam cię w to wciągać. Byłem wystarczająco głupi, że nie ugryzłem się w język wcześniej.
 Black, ty głupi gumochłonie  parsknęła Moon, chociaż czuła jak gardło zaciska się jej niebezpiecznie, a zapach nie tyle perfum Syriusza, co jego samego sprawia, że myśli rozsypują się i szumią jej w głowie.  Ja się nie boję twojej rodziny.
Chłopak szybko podniósł na nią wzrok, ale już go nie spuścił.
 Mam w nosie, że im się nie podoba moje pochodzenie albo sposób, w jaki trzymam widelec, rozumiesz? Jeśli tylko o to ci chodziło, to mogłeś powiedzieć od razu.
 Jak to – tylko?  zachrypiał Syriusz, bezwiednie błądząc ręką po szyi.  Ty nie masz pojęcia, mój ojciec… Moja matka
 Powtarzam, jeśli tylko tu widzisz problem, to tak naprawdę nie jest to coś nie do rozwiązania ciągnęła twardo Moon. – Chociaż jeżeli ci się nie podobam fizycznie albo mam jakieś mankamenty intelektualne, które wydają ci się odpychające, to jest to oczywiście powód do rozluźnienia znajomości, fakt.
Black zaśmiał się nerwowo, ale natychmiast przestał, kiedy Dominika wstała z kanapy i wygładziła sukienkę.
 Na mnie już chyba czas, a na herbatę od mamy Jamesa pewnie się nie doczekam. Zanim jednak pójdę, chcę dostać jednoznaczną odpowiedź. Żadnych listów, Black, masz odpowiedzieć tu i teraz.
 Jeśli… Jeśli jesteś pewna…  mruknął i przesadnie ostrożnie odsunął jej włosy za ucho.
 Nie mówię, że z tobą wytrzymam  oświadczyła i bezceremonialnie pocałowała go w usta. Ale jeśli któreś z nas ma zrezygnować, to na pewno nie z powodu czyichś rodziców.
W jego kolejnym pocałunku był oddech ulgi, była też zachłanna tęsknota, która sprawiała, że ogarniało ich cudowne odrętwienie i niesamowite drżenie, które wzmogło się, gdy coś trzasnęło w pomieszczeniu obok, a oni ledwie złapali tym razem już samodzielny oddech. Moon odsunęła się lekko, ale Syriusz przytrzymał ją za łokieć i oparł czoło na czubku jej głowy.
 Wiesz, ja chyba ciebie…
 Ja ciebie też  powiedziała dziewczyna, zdziwiona jak szybko i pewnie te słowa wyfrunęły spomiędzy warg, zupełnie jakby nie były jej.

* * * * * 

Kiedy nadszedł długo oczekiwany i jednocześnie długo odwlekany w myślach pierwszy września, w jej domu było zupełnie pusto, nie było śladu zwykłego, związanego z wyjazdem do szkoły rozgardiaszu. Tata pojechał prezentować swoje prace na dorocznym konkursie architektonicznym, a mama przepadła gdzieś u babci, która nagle zachorowała. W domu było przygnębiająco cicho, w dodatku w szyby bębnił deszcz, który nie ustępował już od kilku dni i obudził ją kilka godzin za wcześnie. Pakowanie kufra i skromne śniadanie w postaci kubka kakao przebiegało więc w dość ponurej i leniwej atmosferze. Kiedy ostatni raz rzuciła okiem na listę rzeczy do zabrania, której zrobienie poradziła jej dzień wcześniej mama, upewniła się, że bagaż jest już kompletny i zniosła go po schodach, po czym ustawiła przy drzwiach wejściowych i rozejrzała się uważnie po domu. Miała jeszcze sporo czasu do odjazdu pociągu, ale co ze sobą zrobić? Wiedziała, że nie ma szans na nic do zjedzenia, bo jej żołądek był koszmarnie ściśnięty. Na czytanie książki też nie miała specjalnej ochoty. W końcu, po obejrzeniu dziesięciominutowego i niezbyt ożywczego serwisu informacyjnego w telewizji, uznała, że woli poczekać na stacji niż męczyć się w domu, więc najwyższy czas opuścić Bedworth na kolejne kilka miesięcy. Jak na razie czyniła to bez większego sentymentu.
Założyła płaszcz, upewniła się, że wszystkie okna są zamknięte, wystawiła kufer przed drzwi i z kubka w kuchni wyjęła klucz. Nucąc pod nosem jakąś irytująco chwytliwą melodyjkę z reklamy proszku do prania, zamknęła drzwi, a klucz wsunęła pod doniczkę przed domem. Spojrzała w niebo zasnute chmurami, które odpowiedziało jej odległym buczeniem. Z westchnięciem otworzyła parasol i pewnie chwyciwszy kufer za rączkę, ruszyła w kierunku przystanku.
Podróż rozklekotanym autobusem, który aspirował do miana miejskiego, sama w sobie była wybitnie nużąca, a co dopiero w taką deszczową pogodę. Dominika z pewnością by zasnęła, gdyby nie regularne szarpnięcia, kiedy pojazd skręcał albo zatrzymywał się na przystankach. Kiedy wysiadła w Londynie, udało jej się złapać taksówkę, a przy tym nie zostać ochlapaną od pasa w dół. Niedługo potem stała przed dworcem King’s Cross, imponującą budowlą, której nazwa widniała na bilecie w jej kieszeni. W środku dworzec robił nie mniejsze wrażenie, ze swoimi przestronnymi stacjami i błyszczącymi pociągami.
Idąc niespiesznie po zadziwiająco czystej posadzce w poszukiwaniu właściwego peronu, Dominika zastanawiała się czy wejście dla czarodziejów będzie otwarte już teraz, na dwie godziny przed odjazdem pociągu. No cóż, okazja do sprawdzenia tej ciekawostki nadarzyła się całkiem szybko, kiedy Moon zdołała dociągnąć swój kufer do wysokich, ceglastych barier z numerami 9 i 10. O tej porze niewielu pasażerów przechadzało się po dworcu, więc dziewczyna ścisnęła mocniej rączkę bagażu i przymykając oczy (zawsze czuła pewien dyskomfort, kiedy nagle peron znikał jej przed oczami) oparła się o barierkę. Kiedy znowu otworzyła oczy, była na peronie sama, co oznaczało, że przejście było jednak otwierane z większym wyprzedzeniem.
Całe szczęście  myślała, ciągnąc kufer do najbliższej metalowej ławki.  Nie mam ochoty sterczeć tam na zewnątrz nie wiadomo ile, a tak przynajmniej może zajmę jakieś sensowne miejsce w pociągu.
Oparła się wygodnie i wyciągnęła z kufra atlas magicznych stworzeń. Wskazówki dużego zegara wiszącego nad wejściem przesuwały się niesamowicie wolno, jakby ktoś zaczarował je, aby ważyły co najmniej trzy razy więcej. Przez dłuższy czas peron był zupełnie pusty, nie pokazywał się nie tylko pociąg, ale także pasażerowie. Moon zaczęła się zastanawiać, czy może przypadkiem nie pomyliła peronów, ale zaraz potem skarciła się w myślach, no bo w końcu, ile zaczarowanych barierek może znajdować się na jednym dworcu?
Po godzinie od jej przyjścia, zaczęły pojawiać się pojedyncze osoby. Blondynka z ciekawością przyglądała się, czy ktoś wygląda na wyraźnie zdezorientowanego, co mogłoby świadczyć o tym, że to jego pierwsza podróż do Hogwartu i jest jednym z tej fali obcokrajowców zapowiedzianej przez Proroka Codziennego. Nikt jednak nie zwracał na siebie szczególnej uwagi, a Moon nie kojarzyła jeszcze zbyt wielu osób ze szkoły, więc trudno jej było powiedzieć, czy to ktoś nowy, czy nie. W końcu obserwowanie ludzi znudziło ją i ponownie otworzyła swój atlas. Wraz z mozolnym przesuwaniem się wskazówek na złotej tarczy zegara, przybywało młodych czarodziejów na peronie, a że większość z nich była odprowadzana przez rodziny, tworzył się nawet pewien tłum. Dominika rzuciła kilka uśmiechów w stronę znajomych z numerologii, ale nie było ani śladu Lily, Patricii czy choćby nawet Huncwotów. Po około dziesięciu minutach na tory przy peronie wjechał wielki, szkarłatny pociąg Londyn-Hogwart, który na moment skrył stację pod swą buchającą parą. Ludzie ożywili się nieco i zaczęli gromadzić się obok, chociaż drzwi jeszcze nie były otwarte.
I wtedy na stację weszli Syriusz i James w towarzystwie niewysokiego mężczyzny w meloniku, który tęsknie zerkał na pociąg i prawdopodobnie był ojcem okularnika. Moon uniosła rękę i pomachała do nich z lekkim uśmiechem, na co Potter odpowiedział głupią miną, a Black odmachał i zaczął iść w jej kierunku. Czynność ta okazała się trudniejsza niż mogłoby się wydawać, ponieważ po drodze do jej ławki ujawniały się dziesiątki znajomych czy też wielbicieli Syriusza, z którymi chłopak witał się pospiesznie, rzucając krótkie spojrzenia w jej kierunku. Kiedy w końcu udało mu się do niej dobrnąć, blondynka wstała i krzyżując ramiona na piersi, uśmiechała się z politowaniem.
 Biedaku, nigdzie nie możesz się ruszyć, żeby nie dopadła cię horda fanów.
 Za to ja jestem fanem tego ucha  odparł wesoło Black, całując ją we wspomnianą część ciała i wzbudzając mimowolny chichot Moon.  A także tego policzka… I tych ust… Ale powiem ci, że najbardziej podobają mi się…
 Dobra, dobra, wystarczy.  Dominika odsunęła się od niego, ale nie mogła powstrzymać uśmiechu i dłużej udawać, że się gniewa.  Gdzie reszta Czwórki Wspaniałych?
 Remus stoi w korku  powiedział rzeczowo chłopak, chwytając jej kufer i bez specjalnego wysiłku niosąc go w stronę pociągu.  A Pete powinien gdzieś tu być, miał nam zająć miejsce, chociaż udało nam się wyrobić wcześniej. Czy mi się wydaje, czy tu jest znacznie więcej ludzi niż zwykle?
 W Proroku pisali, że podobno w tym roku w Hogwarcie…  zaczęła Moon, ale nie dane jej było dokończyć, bo w grupce uczniów przed nimi zaczęła się i równie szybko skończyła jakaś szamotanina, w efekcie której wspomniany Peter Pettigrew padł im do stóp, przypominając dużą, obrażoną żabę.
 Cóż to, Glizdogonie?  Black puścił jej kufer i pochylił się, żeby pomóc wstać przyjacielowi.  Komuś brak tu dobrych manier? Może tobie, McNish?  rzucił wyzywająco do jednego z chłopaków, który skrzywił się i wzruszył ramionami. Reszta towarzystwa rozglądała się intensywnie wokół, jakby nagle interesowało ich wszystko oprócz dumnego, zawsze gotowego do bójki Blacka.
 Tak właśnie myślałem  prychnął kpiąco i barkiem utorował sobie drogę do pociągu.  Glizdogon, znajdź wolny przedział  dodał tonem rozkazu, kiedy wszystkie drzwi jednocześnie otworzyły się z trzaskiem.  Może chciałabyś usiąść z nami?
 Niestety, obiecałam już dziewczynom. Zresztą, no wiesz, Lily dostała wraz z listem nowiutką odznakę Prefekta Naczelnego i wątpię, żeby mogła przez cała drogę udawać, że nie słyszy waszych knowań.
Syriusz zaśmiał się krótko i przepuściwszy ją w drzwiach, podał jej kufer.
 Wpadniemy później w odwiedziny.
Moon uśmiechnęła się do niego przez ramię i ruszyła w poszukiwaniu wolnego przedziału albo śladu przyjaciółek.
 Szlag by to trafił.  Usłyszała warknięcie dobiegające zza niedomkniętych drzwi jednego z przedziałów.  Ta gówniara mnie wykończy.
 Jakiś problem?  zapytała słodko Dominika, zaglądając do środka i napotykając przyjemny widok, jakim był Avery umazany ciemnoróżowym śluzem, który wolno spływał po jego szacie na podłogę.
 Zjeżdżaj, szlamo  odszczeknął się Ślizgon, zza pleców którego wyglądała ciemnowłosa, chuda dziewczynka, podejmująca właśnie swoją linię obrony.
 To zwykła esencja z granatu i imbiru na kaszel  powiedziała naburmuszona, chociaż w jej oczach wyraźnie błyszczały wesołe iskierki, kiedy patrzyła na miotającego się chłopaka.
 Oczywiście, a jutro pewnie obudzę się czyrakami wielkości pięści, co?!
 Smarkula ma rację, to jest lek na kaszel  zauważył wesoło Snape, wciśnięty z książką w kat przedziału.
 Powiedziałem ci, zjeżdżaj  syknął Avery, zatrzaskując jej drzwi przed nosem i tym samym uniemożliwiając pytanie o tożsamość tej wyjątkowo interesującej i buńczucznej Ślizgonki.
Dominika wzruszyła ramionami i ruszyła dalej, słysząc gdzieś niedaleko charakterystyczny śmiech Patricii.
Kiedy otworzyła drugie drzwi z rzędu po prawej stronie, zwróciły się na nią trzy pary oczy, w tym dwie znajome. Macmillan wstała z miejsca i szerokim uśmiechem powiedziała:
 Nie uwierzysz, Dominika, to moja kuzynka Johanna! Jest tylko rok młodsza, bo przepisała się tu z niemieckiej szkoły!
Gdy Moon ściskała dłoń Johanny, dłużej przytrzymała spojrzenie jej piwnych oczu. Dziewczyna była dość ładna, nieco zbyt płaski nos przykrywały urokliwe piegi, a jej włosy miały odcień podobny do oczu i mimo ścisłego skrępowania gumką było widać, że są bardzo kręcone. Sprawiała wrażenie sympatycznej, ale nie to ją zainteresowało. Johanna zdawała się być jedną z wielu nowych uczniów z zagranicy, którzy z jakichś powodów w tym roku wybrali Hogwart. Moon bardzo chciała się dowiedzieć, co dokładnie było przyczyną, ale nie wypadało jej o to teraz zapytać.
 Słuchajcie, a może wypróbujemy moje nowe karty?  Patricia jak zawsze tryskała energią i nawet rzęsisty deszcz pierwszego dnia szkoły nie był w stanie stłumić jej entuzjazmu.  Nie miałam jeszcze okazji nikomu powróżyć.
 Ciekawe dlaczego  mruknęła Evans ze swojego miejsca przy oknie i natychmiast została ugodzona czekoladową żabą, która przed chwilą znajdowała się w kieszeni Macmillan.
 Mogę pierwsza? – zapytała Johanna, wyraźnie zafascynowana nowym hobby kuzynki.  Czy tu się zadaje pytania?
 Tego jeszcze nie opanowałam  zastrzegła szybko Patricia.  Mogę spróbować przewidzieć ogólny tor przyszłości. Wyjmijcie najmniejszy pieniążek, jaki macie przy sobie, bo za wróżbę zawsze trzeba płacić.
Johanna wysupłała z kieszeni brązowego knuta i przytrzymała go w dłoni.
 No to zaczynaj!
Brunetka zaczęła z dużym skupieniem przekładać karty i układać je w asymetryczne wzory, mrucząc przy tym do siebie i marszcząc brwi, co prawie upodobniało ją do zawodowej tarocistki. W końcu na szczycie płaskiej, karcianej konstrukcji została jedna karta, którą Patricia poleciła odkryć Johannie, co ta skwapliwie uczyniła.
 Trójka buław  oceniła Patricia, z uśmiechem kiwając głową.  To znak szansy i szczęścia. Oznacza sukces w działaniu, nowe miejsce pracy, wiele możliwości pod warunkiem, że będziesz aktywna. Towarzysko to małe flirty i silne przyjaźnie.
 Dla mnie bomba  uznała dziewczyna, która podobnie jak Macmillan potrafiła emanować entuzjazmem, ale w przeciwieństwie do niej najwyraźniej o niewielu sprawach myślała poważnie.  Chce ktoś żabę? Jeszcze trochę i w brzuchu nie zmieści mi się ta wielka uczta, o której Pat tyle razy mi opowiadała.
Brunetka zrobiła urażoną minę, co szybko zauważyła Lily i pospieszyła na pomoc, mimo swojego wrodzonego sceptycyzmu wobec wróżbiarstwa.
 Johanna, zapłać knuta i posuń się, teraz ja.
Patricia posłała jej uśmiech pełen wdzięczności i procedura rozpoczęła się od nowa. Moon poczęstowała się żabą i pobieżnie zerknąwszy na pięciokątną podobiznę jakiegoś sędziwego czarodzieja, wlepiła wzrok we wzór wolno rozrastający się przed kolanami Evans. Tak jak wcześniej Johanna, ruda sięgnęła po kartę na szczycie konstrukcji i odwróciła ją.
 To trójka denarów  powiedziała niedoszłą wróżbitka, zerkając szybko do małej książeczki, którą nosiła w kieszeni spodni.  Okres ciężkiej pracy i dużych sukcesów. To może być intratna praca, zdane egzaminy…  Tu Lily rozpromieniła się wyraźnie.  … lub efektywne używanie talentów, które już masz. W związku będzie ciepło i miło, ale pod warunkiem, że dostosujesz się do silniejszego partnera.
 A to dobre!  Parsknęła Dominika i roześmiała się, rozsypując papierki po domowych pasztecikach.  Może James zaprosi cię na romantyczny wieczór i wspólnie będziecie podkładać łajnobomby w gabinecie Filcha.
 Co to są łajnobomby?  zainteresowała się Johanna.
 Też mi coś.  Skrzywiła się Lily.  I tak nie wierzę w to całe przepowiadanie przyszłości. Nie ma żadnych dowodów, że to działa.
 Co nie zmienia faktu, że za wróżbę trzeba płacić  przypomniała Macmillan, potrząsając sugestywnie bawełnianym woreczkiem, w którym już po chwili pobrzękiwały dwa knuty.  Dominika, przestań opychać się słodyczami i chodź tu, teraz twoja kolej.
 To nie słodycze  zaprotestowała z oburzeniem Moon, przełknąwszy kawałek pasztecika, ale posłusznie usiadła naprzeciw Patricii. Miło było nie zmyślać z książki i tym razem być adresatką wróżby. Prawda, nieprawda, ale zabawa była ekscytująca i czas w pociągu upływał znacznie szybciej. Trochę żałowała, że przyjaciółka nie opanowała jeszcze na tyle tajników tarota, żeby objaśniać cały rozkład, ale w końcu to dopiero początek. Oczami wyobraźni widziała te wieczory, kiedy Pat siedziała przy kominku nad małą kolorową książeczką zamiast nad podręcznikiem do transmutacji…
 Przełóż  zażądała brunetka, podtykając jej pod nos kupkę kart. Dominika wykonała polecenie i czekała aż na szczycie płaskiego trójkąta złożonego z kart została jedna, która odwróciła lekko drżącymi palcami.
 Wieża  oznajmiła dziewczyna i uniosła lekko lewą brew.
 Cha, cha  zaśmiała się Evans ze swojego kącika przy oknie.  A może skakanie z wieży po OWUTEMach, wszystkich nas to czeka.
 Jakby nie patrzeć, ta karta jest symbolem głębokiej przemiany i nauki szybkiego przystosowania.  odparła spokojnie Patricia, wpatrując w zgrabnie wymalowaną podobiznę anioła na kartoniku.  Pogodzenie się z życiem, hart ducha w obliczu tragedii. Ale co tu jest najważniejsze to to, że wszystko co teraz zaczniesz okaże się bardzo ważne w przyszłości, chociaż musi być poprzedzone jakimś wstrząsem.
 No pewnie, Klub Miłośniczek Syriusza Blacka zakończy swą sześcioletnią działalność, to na tyle ważne wydarzenie, że powinni odnotować to kronice Hogwartu  rzuciła Evans niewinnym tonem, narażając się na gniewne ogniki w oczach Moon, które jednak nie zdołały wypalić dziur w okładce Czarownicy, za którą była ukryta.
 Lily, spoważniej trochę  westchnęła Patricia, z uśmiechem pochylona nad swoimi kartami, z których znów zaczęła układać wzór.
 Co robisz?  zainteresowała się Johanna.  Można wróżyć samemu sobie?
 Nie mam pojęcia.  Wzruszyła ramionami Macmillan, nie przestając układać. Kiedy odkryła ostatnią kartę, Moon, która przechodziła obok, żeby wyrzucić stos papierków do kosza, przystanęła ze zdziwieniem.
Na szczycie układanki był kunsztownie namalowany rycerz na białym koniu, trzymający czarną flagę ze srebrnymi wzorami. Karta było odwrócona.
 Coś krzywo ułożyłaś  powiedziała Moon, wskazując palcem.
Patricia w milczeniu pokręciła głową i zajrzała do książeczki.
 To śmierć  powiedziała po chwili, jakby wypluwała to słowo.
 Ale czy karta śmierci w tarocie nie oznacza przypadkiem duchowej przemiany, a nie samą śmierć?  zapytała krytycznie Lily, opuszczając na moment gazetę.
 Oznacza  powiedziała niechętnie Macmillan.  Ale nie odwrócona. Odwrócenie oznacza ostrzeżenie, czarne chmury nad głową, żałobę albo duże straty i wielkie porażki. O ile wieża Dominiki to był wielki cios, po którym coś się zyskuje, to ta karta… Ona oznacza tylko straty.
 Głupoty gadasz, Macmillan, wiedziałam, że to wszystko bzdety w ładnej oprawie  warknęła Lily i szybkim krokiem przemierzywszy przedział, jednym ruchem zgarnęła misterną konstrukcję.  Teraz będziesz bezsensownie o tym rozmyślać zamiast uczyć się do egzaminów.
 Pewnie można wróżyć tylko innym, nie sobie, wtedy to ma sens  dodała Moon tonem pocieszenia, chociaż karta z pozornie niewinnym wizerunkiem rycerza odebrała wszystkim dobry humor, jakby do środka wszedł dementor i zabrał ze sobą całą radość.
 Zresztą musiałaś coś pokręcić, Patty, jeśli ktoś ma tu umrzeć, to ja będę pierwsza, bo zaraz padnę z głodu  oznajmiła Johanna tonem na tyle poważnym, że wycisnęła uśmiech na ustach brunetki, której oczy pozostały jednak zakryte powiekami, a palce bezwiednie wodziły po kolorowych prostokątach kart.

14 komentarzy:

  1. UWIELBIAM! Wielkie uznanie wielką literą. Rozdział, mimo że krótki, jest fantastyczny. Tak historia naprawdę zapadła mi głęboko w serducho i czekam na nowe rozdziały, jak na dostawę paczki z kosmetykami. A uwierz, to jest wysoki poziom niecierpliwego oczekiwania na te wszystkie dobra. Nie potrafię rozwodzić się w komentarzach, więc wiedz tylko, że dzień, w których rozdział dodasz, dniem lepszym się staje. ;D Oho, pobrzmiało Yodą.
    Ściskam mocno i pozdrawiam serdecznie!

    Centauri Proxima

    OdpowiedzUsuń
  2. Ach ten Syriusz. W jakims sensie go rozumiem, choc dziwi mnie, ze ta jego paranoja była az tak duża, ze nie chciał sie dowiedziec, co z tym facetem. Ale z. Drugiej strony, dopóki otrzymywał listy od Dominiki, to mógł byc całkiem pewien, ze dziewczynie nic sie nie dzieje. Ciesze sie,ze James sie przemogł i poprosił Moon o pomoc. Chyba Lily musiała mu powiedzieć o tym spotkaniu, bo inaczej by nie wiedział. Ale ja na przykład nie wiem, dlaczego nie mógł sie jakoś bardziej przywitać i z Lily. Pewnie dlatego, ze boi sie spieprzyc, kiedy Evans w końcu zaczęła bardziej go lubić, ale i tak powinien ;) dobrze, ze Dominika wytłumaczyła jej sytuację. Ciężkie sa te sprawy sercowe.
    Co do tarota to zastanawiam się, co w tym takiego niesamowitego, ze ktos tylko każe komuś przełożyć kartę xD ale i tak mam zle przeczucia wobec tej śmierci... Nie chcę, zeby Pat umierała czy cos!
    Mam nadzieje, ze miedzy Dominika a Syeiuszem bedzie coraz lepiej i ze dziewczyna opowie mu wiecej o swoich tajemnicach. Black to z jednej strony kęsy władczy, a z drugiej przepuszcza Moon w drzewach... Kurczę, nadal mnie nieco irytuje, ale teraz głownie rozczula :* Zastanawia mnie tez, o co chodzi z ta nagła akcja pt.zagraniczni uczniowie przybywający do Hogwartu. To faktycznie podejrzane... Dlaczego w tę stronę, skoro w UK jest Voldemort? Ciekawe... Moze wszyscy ci uczniowie sa czystej krwi? Ale dlaczego Dumbledore miałby się w cos takiego bawić? Sporo pytań, ale to b dobrze. Ciesze sie,ze wracamy do Hogwartu;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejhej!
      Jeśli chodzi o Lily, to James stąpa po cienkim lodzie :) No i wyszło trochę niezręcznie, bo Evans w pierwszej chwili pomyślała, że przyjechał się z nią zobaczyć (wiadomo), a tu taki fail :D
      Cóż mogę powiedzieć na temat pozostałych kwestii, chyba nic :)) Ja też cieszę się z powrotu do Hogwartu, to będzie szalony rok!
      Z pozdrowieniami,
      Eskaryna

      Usuń
  3. Ah i och ;) przeczytałam rano ale komentuje dopiero teraz bo prawie się do pracy spóźniłam przez ten rozdział :) nie mogłam się odkleić od lapka ^^ Jesteś mega! Za mojego Syriuszka <3 fana uszka ;p słodziutko wyszło <3 Już nie mogę doczekać się reakcji uczniów na taką rewelację :) Aaaa czekam na kolejne miłostki :) Więcej Jamesa i Lily <3
    Luella

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, z jednej strony bardzo mi miło, że od rozdziału trudno było się oderwać, a z drugiej nie chciałabym zaszkodzić Twojej karierze :))
      Teraz powoli, powoli Jamesa i Lily będzie coraz więcej, w końcu to dla nich decydujący rok!
      Z pozdrowieniami,
      Eskaryna

      Usuń
  4. Hej, hej!
    Na Merlina, ostatni fragment był taki niepokojący... To się sprawdzi, prawda? Nie.. tylko nie Patty... Ogólnie ja jestem osobą przesądną i jeśli ktoś by mi wywróżył śmierć w tarocie, to bym chyba umarła na zawał. Dlatego nie bawię się w takie gierki, bo żyłabym w niepokoju do końca życia. Ach, sens tego zdania powalający.
    W końcu Dom-Dom i Syriusz wszystko sobie wyjaśnili... Dzięki Merlinowi, bo ja już miałam mu łeb ukręcić.
    Dziwna sprawa z tym napływem uczniów z innych państw... Ciekawe co za tym stoi. I czy ma to coś wspólnego z problemami z sowią pocztą we Francji?
    ,,— Black, ty głupi gumochłonie — parsknęła Moon, chociaż czuła jak gardło zaciska się jej niebezpiecznie, a zapach nie tyle perfum Syriusza, co jego samego sprawia, że myśli rozsypują się i szumią jej w głowie. — Ja się nie boję twojej rodziny." — tutaj nie mogłam się powstrzymać od śmiechu. Ogólnie bardzo lubię określenie ,,głupi gumochłon" i nawet używam go na co dzień xd Zdarza się :)
    Tutaj Potter wydawał mi się taki dojrzały... Jak się martwił o Syriusza... To naprawdę było miłe i takie kochane. Nie rozumiem tylko, dlaczego nie zamienił ani jednego słowa z Evans. To trochę dziwne...
    Mam nadzieję, że Moon trochę bardziej otworzy się przed Blackiem, bo on bardzo się o nią martwi. I może mu dziewczyna zaufać, niech mu wszystko opowie!
    Zdarzyły ci się literówki i wydawało mi się, że raz napisałaś Camille zamiast Joahnna, więc sobie przeczytaj jeszcze raz.
    Czekam na kolejny rozdział, ten był cudowny!
    I zapraszam do siebie, pojawił się kolejny rozdział wraz z roczkiem bloga. I podziękowaniami :)
    Pozdrowionka,
    Bianka!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej ho!
      Nic nie powiem, milczę jak GRÓB :)) Ja w ogóle nie jestem przesądna, ale takie rzeczy jak wróżenie faktycznie działają na psychikę i dlatego całkowicie wierzę w coś takiego jak samosprawdzająca się przepowiednia (nie żeby tak było w tym przypadku :) ), ludzie lubią zaklinać rzeczywistość i układać ją pod siebie, nawet jeżeli to coś złego.
      No, ktoś musiał być mężczyzną w tej sytuacji, haha :D
      Hmm, nie wydaje mi się, żeby Moon była skłonna wtajemniczyć Syriusza jakoś w najbliższym czasie. Ich zaufanie względem siebie dopiero się ustala, a przy tym impulsywność Blacka sprawia, że może nie być najlepszym powiernikiem :)
      Dziękuję za komnetarz i uwagi, postaram się poprawić!
      Z pozdrowieniami,
      Eskaryna

      Usuń
  5. Hejka hejka hejka !!!!!
    Przepraszam za to kilkudniowe spóźnienie, ale ten gorąc jest nie do wytrzymania. Człowiek chciałby jedynie cały dzień siedzieć przy otwartej zamrażarce :D :D
    No ale wracając do rozdziału - który znów był super i w ogóle więc przejdźmy dalej :D
    Te napływy uczniów z innych krajów są ciekawe, ale i niepokojące. Tylko ciekawe, czemu przyjeżdżają do Hogwartu skoro to w Wielkiej Brytanii Voldziu sieje największy zamęt. Może chodzić o Dumbledore'a. Tak myślę przynajmniej.
    Lily taka urocza :D nie wiem czemu, ale ujęło mnie to iż zrobiło się jej przykro iż zamiast pogadać z nią Potter chce gadać z Dom. To było urocze.
    Natomiast Potter wpuścił sobie samobója hehehe. Całe wakacje ze sobą piszą i w ogóle, a tu nawet słowa z nią nie zamienił. Buc.
    Ale z drugiej strony uroczy jest, że się tak martwi o Blacka.
    Mika i Syriusz to największy ship mojego życia. Na serio. Mimo, że czasami Huncwot zachowuje się jak debil i bezmózg to to jak lubi blondynkę i jak mu na niej zależy jest przewspaniałe. Na serio. Dobrze, że wszystko sobie wyjaśnili ale coś mi się zdaje, że to nie koniec ich drobnych kłótni.
    Szczerze? Ja nie wierzę w takie rzeczy jak wróżby czy horoskop. To dla mnie pic na wodę, fotomontaż. Jednak to co wywróżyła sobie Pat było niepokojące. Mam nadzieję, że to tylko wróżba bez żadnego głębszego znaczenia.
    Pozdrawiam, życzę ogromu weny i zapraszam do mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeej, cieszę się, że tak ich lubisz :) No niestety, u podstaw tego związku leży kilka solidnych problemów, które powinny zostać w jakiś sposób rozwiązane, żeby mógł się dalej normalnie rozwijać. Ale spokojnie, żadnych dramatycznych zdrad nie przewiduję :) W sumie problemy, które mam na myśli, są już wyraźnie widoczne, więc można sobie jakoś prognozować przyszłość.
      Ja też raczej nie wierzę we wróżby, ale z drugiej strony akcja dzieje się w świecie Harry'ego Pottera, gdzie magia jest... wszędzie :D
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam,
      Eskaryna

      Usuń
    2. No proszę cię jak można ich nie lubić? :D Syriusz i jakakolwiek dziewczyna w której się zakocha to najlepsza para ever hehehe.
      No tak, wróżby we świecie magii ma większś prawdopodobność bytu co nie?
      Pozdrawiam i zapraszam do moich Huncwotów

      Usuń
  6. Hej ;) Do tej pory wyobrażałam sobie Dominikę w długich blond włosach, aż szok spowodowany wiadomością o jej grzywce sprawił, że musiałam o tym napisać xD No i oczywiście Potter rozwalił mnie w tym rozdziale ;P Och, z całą pewnością chwalę jego zainteresowanie Syriuszem, przyznam że w końcu rzucił trochę światła na to co się dzieje z Blackiem, (jak ja mogłam się tego nie domyśleć?!!!) ale oczywiście najbardziej rozczuliła mnie zazdrość Lily i strach Jamesa, że też musiał później uciec z tej cukierni, co za tchórz ;P Natomiast biedna Ruda jak tak będzie reagować na wszystkie rozmowy Pottera z innymi dziewczynami (nawet ze swoimi przyjaciółkami!) to się biedna cukrzycy nabawi, roztyje się i James zmieni obiekt zainteresować na ciutkę mniejszy ;P Och, ale koniec o Jily bo tu mogłabym zanudzać wiekami ;P Przejdźmy do naszego SyrNika (to nietypowe sernikowe połączenia Syriusza i Dominiki wcale nie powstało przez wzgląd na mój burczący brzuch ;P) Nawet przez myśl mi nie przeszło, że to dziwne zachowanie Black ma tak poważne podłoże! Szczerze to nawet myślałam, że może postanowił jednak zgrywać niedostępnego Blacka pożądanego przez wszystkie dziewczęta, ale samemu niespętanego sidłami miłości, a tu proszę O.O No ładnie Moon, dokonałaś niemożliwego ;P Szczerze im kibicuję, bo Syriusz i tak się jeszcze nacierpi ;( Jak Dominika dotarła na peron to przez chwilę sama myślałam, że coś jej się pomerdało, ale stało się coś strasznego, albo trafiła w jakiś magiczny sposób do innej czasoprzestrzeni :P Ciekawi mnie Johanna, na razie wydaje się taka niewinna i nawet przyjemna, zabawna, ale czuje że może tam jej coś pod skórą siedzieć ;P I obawiam się nowego hobby Macmillan… Oby okazało się, że jest totalnym beztalenciem w tej dziedzinie, nie chciałabym żeby jej wróżba się spełniła ;( Cóż, czekam na kolejny rozdział, już w Hogwarcie, chociaż wakacje były równie magiczne ;)
    Pozdrawiam i życzę dużo weny i huncwotów;)
    /niecnimarudersi.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Kochana Eskaryno! Chciałam na początku bardzo Cię przeprosić za moją nieobecność od ponad miesiąca na Twoim blogu. Nie będę ukrywać, że nie tylko nie komentowałam, ale także nie czytałam żadnego z opublikowanych rozdziałów od początku sierpnia. Nie będę się głupio usprawiedliwiać, bo prawda jest taka, że najzwyczajniej w świecie nie miałam do tego głowy. Wciągnęłam się w czytanie klasyki literatury angielskiej, podjęłam nową pracę i cieszyłam się z powodu dostania na studia, ale to mnie nie usprawiedliwia.
    Jeszcze raz Cię przepraszam. Teraz już nadrobiłam zaległości i mimo iż po każdym z rozdziałów chciałam napisać dłuuuuugi komentarz, to jednak byłam zbyt niecierpliwa i przewijałam do kolejnego rozdziału, a teraz już pewnie nie poruszę wszystkich kwestii, które chciałam poruszyć wcześniej. No ale... Taka właśnie jestem, niecierpliwa. I pewnie gdybyś dodała dziś nowy rozdział, to komentarz pojawiłby się pod tym najnowszym rozdziałem, bo bym się nie mogła doczekać co też będzie działo się dalej i nie napisałabym tego komentarza, a tak, muszę poczekać jak każdy czytelnik. Niech to będzie moja kara za to, że tak zaniedbałam Ciebie i Twoje opowiadanie. A teraz przejdę już do moich odczuć etc.
    Po pierwsze chciałam Ci przyznać rację, że trzecia część opowiadania (mimo iż to dopiero początek) jest o wiele ciekawsza i o wiele więcej rzeczy się dzieje i - co najważniejsze - w końcu doczekałam się Dominiki i Syriusza razem, na co czekałam z niecierpliwością od samego początku (bo oczywiście zakładałam, od początku, że Dominika ulegnie czarowi Blacka, a on nie będzie mógł przejść obok Moon obojętnie). Uwielbiam tę parę. Są tak uroczo nieporadni, że aż słodcy. Zwłaszcza Syriusz, za którym szaleję i chciałabym mieć takiego Blacka na co dzień przy sobie.
    Po drugie - Jily! To jest moja ulubiona para kanonowa, co na pewno wywnioskowałaś już wcześniej, bo od zawsze im kibicowałam, no i kiedyś tam sobie pisywałam o nich - wszystkie moje wypociny mogą się chwać przy Twoim opowiadaniu (aż mi wstyd tego jak pisałam - doszłam do wniosku, że dobrze zrobiłam, że przestałam pisać i zajęłam się czytaniem i komentowaniem tych lepszych opowiadań). Tak pięknie udaje Ci się pokazać podchody jakie prowadzą między sobą James i Lily, że aż sama się nie mogę nadziwić, bo to wszystko wygląda dokładnie tak, jak ja to sobie zawsze wyobrażałam.
    Po trzecie - bardzo zaintrygowałaś mnie tym dziwnym człowiekiem, który proponował Dominice pracę dla Voldemorta... Kto to? Czemu straszy Moon? Skąd ja zna? Skąd wiedział gdzie będzie, jaką włada mocą? Kurde... Tyle pytań.
    Po czwarte - śmierciotule... Kto do Jasnej Anielki zostawił w depozycie dla Dominiki tak czarnomagiczne stworzenie? Komu zależało na jej śmierci? Mam pewną teorię, ale nic nie będę mówić, żeby się nie wygłupić.
    Po piąte - tarot Patricii. Co do cholery?! Jaka śmierć?! Nie! Nie można tak zabić Macmillan. Oby te karty nie miały nic wspólnego z prawdą, ale znając życie, muszę się przygotowywać na pożegnanie tej postaci.
    Po szóste - kim tak naprawdę jest Jean? Czy to był tylko przypadek, że spotkał właśnie Moon (która posiada władzę nad Białą Magią) z czystego przypadku? Dominika miała jakieś przeczucia co do tego chłopaka, a ja jestem już nauczona doświadczeniem, że Moon ma wyjątkowo dobrą intuicję.
    No i wiedziałam, że zapomnę co chciałam jeszcze powiedzieć. No trudno. Mogłam pisać wtedy, kiedy wiedziałam i byłam na bieżąco, bo teraz to już nie pamiętam dokładnie co mnie poruszyło w którym rozdziale.
    Kończę te moje wywody, bo Ci się pewnie nie chce tego czytać. Kładę się spać, bo już troszku późno :)
    Uściski od Cath. :*

    OdpowiedzUsuń
  8. To takie miłe, że Dominika w końcu znalazła jakieś przyjaciółki, na tyle aby witać się z nimi tak radośnie i bez żadnego udawania. Lily to jednak taka trochę intrygantka trochę. Chociaż może to za wielkie słowo. Spiskuje i nie mówi wszystkiego przyjaciółkom i co tam ona planuje, ale wkurza się, kiedy ktoś robi jej podobnie ;p. Wiedziałam, że James przyszedł właśnie do Dominiki, ale dziwi mnie, że nie został, aby chociaż na moment porozmawiać z samą Evans. Chyba że aż tak bardzo chciał pokazać, że rozumie potrzebę spotkań z innymi ludźmi ;p. To w sumie miło z jego strony. Jednak dobrze, że Dominika wszystko wytłumaczyła dziewczynom, bo może Lily straciła by dobre zdanie na temat Pottera.
    Ciężkie jest życie pary z innych światów. Jednak zawsze liczy się ta szczerość i porozumienie. Nie byłabym taka skłonna do tego, że Dominika nie boi się jego rodziny. Już nie raz potrafili jej się dać we znaki. Czy zrobiliby to w akcie zemsty, za to że on wybrał mugolkę? Może... Jednak nie wypada pokazywać, że ktoś może nam zagrozić. Ale rozumiem troskę Syriusza, jednak milczenie to nie najlepszy sposób na rozwiązywanie problemów. Jednak szybko dał się przekonać i trochę się zrekompensował na peronie.
    Wróżby mimo że raczej mają z prawdą niewiele wspólnego(przynajmniej w naszym realnym życiu, a nie czarodziejskim), to jednak fajnie się tak czasem pobawić. Pamiętam jak koleżanka zadawała pytanie i otwierała książkę, w której dany wiersz miał być odpowiedzią na pytanie. Spytała czy ja będę z kumplem, a książka odpowiedziała jej niemal to samo, co i ja jej mówiła:"Skończ już z tym wreszcie" :D. Ciekawi mnie mocno ta śmierć w kartach. Czy to może przestroga, aby sobie samemu nie wróżyć czy faktycznie prawda?

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Socjalizująca funkcja Hogwartu działa niezawodnie :p
      Dominika trochę nadrabia miną, a trochę buntuje się w niej gryfoński duch ;) Jak już wspominałam, decyzje i sposoby rozwiązania problemów w wykonaniu Syriusza bywają bardzo kontrowersyjne.
      O, to bardzo ciekawe :D Może więc jest w tych wróżbach jakieś ziarnko prawdy? Ja sama nie wierzę w przepowiadanie przyszłości, ale za to wierzę, że nie korzystamy w pełni z naszej psychiki i być może sami wybiegamy nią trochę do przodu, ale się na tym nie koncentrujemy. No, ale w świecie Harry'ego Pottera może wydarzyć się wszystko :)
      Z pozdrowieniami,
      Eskaryna

      Usuń