20 października 2016

Rozdział X - część III


„Ciemne chmury”

– rozdział X –

Syriusz biegł ile sił w nogach, co kilka sekund zerkając na przeświecający przez chmury księżyc. Jeżeli Snape nie łgał, zostało mu bardzo mało czasu. Że też ta dziewczyna musiała wybrać akurat dzisiejszą noc na potajemne przechadzki po Zakazanym Lesie! Z drugiej strony… Black przyznawał się do tego z pewnym zażenowaniem… To pierwsza okazja, żeby przekonać się, gdzie nocami znika Moon. Bo że nie zawsze śpi przykładnie w dziewczęcym dormitorium, tego Syriusz był pewien. Smarkerus kpił z tego wielokrotnie, wystawiając jego nerwy na ciężką próbę, ale dziś mógł przekonać się o tym osobiście, złapać ją na gorącym uczynku i zażądać wyjaśnień. Chociaż jakich właściwie wyjaśnień chciał słuchać? Jeśli chodziło o innego chłopaka, byłby to bezprecedensowy przykład sytuacji, w której to Syriusz Black został wystawiony do wiatru, a nie na odwrót. Nie był wcale taki pewien, że mieliby wtedy o czym ze sobą rozmawiać.
Skoro jednak minęli się ze Snapem, to przynajmniej najgorsze podejrzenie okazało się chybione. Wystarczy, że Lunatyk narobił mu wstydu, kiedy zgarnął Elisabettę…
Na samą myśl o przyjacielu, Syriusz zmarszczył brwi i popatrzył w niebo, zmuszając mięśnie do bardziej wytężonej pracy.
Kiedy przekroczył granicę Zakazanego Lasu, wyciągnął przed siebie ramię, osłaniając się przed smagnięciami cienkich gałązek, przecinających mu drogę. Nie miał pojęcia, gdzie szukać dziewczyny, miał jedynie nadzieję, że w tę pechową noc sam natrafi na jej ślad. Nie brał pod uwagę żadnych innych możliwości, nawet nie wyobrażał sobie tego nieszczęsnego splotu wydarzeń, który mógł mieć miejsce. Było zupełnie tak, jak dwa lata temu, kiedy niemal zaprosił Smarkerusa do kryjówki Lunatyka, stawiając na szali jego życie i reputację Remusa, śmiejąc się do samego końca. Teraz, prawdę mówiąc, niezbyt było mu do śmiechu, ale tylko dlatego, że stawka była inna niż wtedy. Poza tym, wszystko wyglądało podobnie – księżyc przebijający się przez skłębione chmury, chłodne powietrze omiatające mu twarz, przytłaczający cień drzew i niezłomna pewność Syriusza, że nic złego nie może przytrafić się ani jemu, ani jego przyjaciołom.
Złośliwych gałęzi i korzeni przybywało, a on biegł coraz wolniej.
Przez myśl mu nie przeszło, że jeden z jego największych przyjaciół po raz drugi – z jego winy – może stać się mordercą lub w najlepszym wypadku nośnikiem straszliwej klątwy, która skazi i zniszczy kolejne niewinne życie. Że ryzyko jest i zawsze było zbyt duże, by podejmować je dla zabawy i szumu krwi w uszach. Że nie jest w stanie ochronić życia Dominiki Moon, której los od dawna zapisany był w gwiazdach, na które patrzył raz po raz, gdy prześwitywały pomiędzy konarami drzew. Po prostu biegł, biegł bez ustanku, nasłuchując uważnie i prawie śmiejąc się, kiedy w jego żyłach zdawała się płynąć sama adrenalina, dla której stał się animagiem i co miesiąc stawał twarzą twarz z wilkołakiem.
Nagle wychwycił jakiś dźwięk w głębi lasu po lewej stronie. Pewien, że los jest po jego stronie, ruszył w tamtym kierunku, wytężając słuch. Instynkt nie zmylił go i tym razem – nie zauważył jej od razu, bo na tym poziomie lasu drzewa zgęstniały na tyle, że nie mógł zobaczyć niczego na kilka stóp do przodu.
Zmienił uśmiech na surową wyniosłość, ale zatrzymał się wpół kroku, kiedy jego oczom ukazało się więcej szczegółów.
Moon stała pod potężnym dębem, tyłem do niego. Początkowo zdziwił go tylko jej strój, bo miała na sobie jedynie spodnie i bluzkę z długim rękawem, jakby w ogóle nie planowała wieczornej wyprawy do lasu. Po chwili jednak zmroził go fakt, że dziewczyna zanosiła się płaczem.
Syriusz przystanął, nie wiedząc co zrobić. Dominika najwyraźniej w ogóle nie wyczuła jego obecności, bo wspierając się jedną ręką o drzewo, osuwała się po jego pniu, łkając żałośnie. Chwilę później siedziała pomiędzy masywnymi korzeniami dębu, kuląc się i kryjąc twarz w dłoniach.
Black skarcił się w myślach za swoje wahanie i postanowił nie dawać jej okazji do zadawania zbędnych pytań. Bądź co bądź, musiał dbać też o dyskrecję. Jednym machnięciem różdżki sprawił, że przybrał postać ogromnego, czarnego psa. Postąpił kilka kroków do przodu. Reakcja Moon była o wiele szybsza niż się spodziewał.
Błyskawicznie odwróciła się w miejscu i wycelowawszy różdżkę prosto w niego, wypowiedziała jakieś zaklęcie. Nic się nie stało. Widząc to, Moon spojrzała na niego z przestrachem i znieruchomiała.
Myśli kłębiły się w jego głowie tak szybko, że nie był pewien, czy jakakolwiek myślodsiewnia byłaby mu w stanie pomóc. Skupił się na tym, co trzeba było przedsięwziąć w pierwszej kolejności, resztę zostawił na bardziej bezpieczne okoliczności. Wiedział, że tym razem Gryfonka mu nie ucieknie.
Rzucił się w jej kierunku i zawarczał głucho. Blondynka najwyraźniej zupełnie nie zrozumiała jego przekazu i siedziała w miejscu, patrząc na niego z jawnym przerażeniem. Ściskała bezradnie różdżkę, a po chwili wyciągnęła rękę w jego stronę, próbując się nią zasłonić.
Pośród cichej, aksamitnej nocy rozległo się przeraźliwe wycie. Mięśnie Syriusza zesztywniały gwałtownie, a sierść na karku podniosła się. W jego oczach zalśnił strach podobny jak ten, który niemal całkowicie wypełniał jej zielone tęczówki.
Nie mając innego wyboru, skoczył ku niej i mocno wpił zęby w jej wyciągnięte przedramię. Dziewczyna zaskowyczała niemal równie nieludzko jak niewidoczne stworzenie przed chwilą. Black szarpnął mocno głową, ciągnąc ją za sobą.
Moon była zbyt ciężka, by mógł szybko zaciągnąć ją do zamku. Zamiast tego podjął decyzję, by jeszcze bardziej zagłębić się w las. Czuł wyrzuty sumienia, słysząc jęki bólu za swoimi plecami, ale wiedział, że jest to najmniejsze zło, jakie może spotkać ją tej nocy i byłby naprawdę wdzięczny losowi, gdyby na tym się skończyło.
Po chwili Dominika przestała się szarpać i poddała się jego przemocy, ale Syriusz wiedział, że nie straciła przytomności, bo wciąż słyszał ciche jęki, kiedy jej ciało zahaczało o jakiś korzeń lub kamień przecinający drogę, którą wybrał Black.
Narzucił szybkie tempo, mając szczerą nadzieję, że idą we właściwym kierunku. Zastanawiał się, ile czasu mogło minąć. Z tego miejsca nie było widać nawet skrawka nieba.
Wycie rozległo się ponownie, znacznie bliżej niż poprzednio.
Cholera, Jim go nie utrzymał – zaklął w myślach, wiedząc, że animagiczna postać Glizdogona nie jest żadną pomocą w okiełznaniu wilkołaka.
Zaczął rozpaczliwie biec przed siebie. Udało mu się przemierzyć zaledwie kilka stóp, kiedy poczuł, że traci grunt pod łapami.
Ziemia tuż przed nim zaczęła się osuwać, a razem z nią on i Moon, na której przedramieniu odruchowo mocniej zacisnął zęby, wydobywając z niej pełen bólu krzyk. Potoczyli się po stromym zboczu, miażdżąc pod drodze niewielkie krzaki i kępki trawy. Kiedy uderzyli o dno niewielkiego krateru, jej ręka wyśliznęła mu się ze szczęk.
Niemal błyskawicznie podniósł się na cztery łapy, ale dziewczyna zdążyła odczołgać się na drugi koniec rozpadliny. Dyszała ciężko, nie odrywając od niego wzroku. W zdrowiej ręce trzymała kamień, druga spoczywała bezwładnie przy jej boku. Poczuł nową falę wyrzutów sumienia, widząc krwawe szramy.
Wahał się przez moment, ale widząc, że Dominika podnosi kamień, postanowił się ujawnić. Tu najwyraźniej kończyła się tajemnica.
Kiedy wrócił do swojej ludzkiej postaci, dziewczyna nie zareagowała od razu. Przez kilka chwil wyraz jej twarzy nie zmieniał się, a Syriusz z pewną obawą zastanawiał się jak celne mogło być jej pierwsze uderzenie. Później jednak kamień wypadł jej z ręki, a ona odgarnęła zmierzwione włosy z twarzy. Widniało na niej jedynie głębokie zdumienie.
— Nie mam czasu na wyjaśnienia — uprzedził Black, przysuwając się do niej na czworakach. Zawsze miał problemy z szybkim powrotem do ludzkich nawyków. — Musisz natychmiast wracać do zamku.
Moon odsunęła się od niego nieco. Na jej twarzy zaczynała się pojawiać nieufność i gniew, Syriusz postanowił więc kuć żelazo, póki gorące.
— Mówiłem, żebyś tu nie przychodziła — odezwał się z wyrzutem, patrząc na swoje buty. Nie miał pojęcia jak odnieść się do łez, które obficie spływały po jej twarzy, kiedy odwróciła się, by rzucić na niego zaklęcie, więc wolał nie stawiać się w sytuacji, która zmuszałaby go do jakiegoś komentarza. Najlepiej było udawać, że nic nie widział. Zwłaszcza, że chwilę później niemal rozszarpał jej rękę, co było nawet trudniejsze do wyjaśnienia.
— Nie możesz mi rozkazywać — wychrypiała, wciąż patrząc na niego, jakby zbierała informacje. Black czuł się dziwnie, to spojrzenie wyraźnie mu ciążyło.
Już miał powiedzieć coś filozoficznego na temat roli mężczyzny w życiu kobiety, kiedy nocne powietrze rozdarło przeraźliwe wycie. Spojrzał w górę, na cienkie drzewa, które zdawały się piąć w nieskończoność.
— Co to było? — zapytała Dominika, a lęk z jego oczu niemal naturalnie spłynął do jej zielonych tęczówek. Syriusz schwycił ją mocno za talię, aż zabolało. Rozejrzał się wokół, jakby spodziewał się zobaczyć coś konkretnego, ale nic się nie pokazało.
— Co się dzieje! — krzyknęła, wpijając palce w jego ramiona, nie mogąc uchwycić jego wzroku, który ciągle błąkał się gdzieś po brzegu jamy.
— Musisz wrócić do zamku — mruknął, jakby sam siebie próbował sprowadzić na ziemię. Szybko podniósł się z ziemi i pociągnął ją za sobą. Moon syknęła z bólu, chwytając się za ramię, tuż ponad raną, którą sam jej zadał. Pytania wisiały pomiędzy nimi, ale żadne nie zostało wypowiedziane na głos.
— Pomogę ci, chodź — powiedział stanowczo, wypychając ja przed siebie ku najbardziej zarośniętemu zboczu. Był wdzięczny, że dziewczyna nie żąda natychmiastowych wyjaśnień, tylko zdrową ręką chwyta się pokrzywionych krzaków i wolno, ale konsekwentnie posuwa się do wyjścia. Nie wątpił jednak, że czeka ich bardzo trudna i decydująca rozmowa.
Ziemia była wilgotna i mazista, ale mieli szczęście, że na tym poziomie nie skostniała jeszcze na tyle, by znacząco utrudnić im wyjście z jamy. Kilka razy podpierał swoją towarzyszkę ramieniem, a droga na powierzchnię zadawała się nie mieć końca. Kiedy wytoczyli się na cudownie płaskie, chropowate podłoże, Black odetchnął głęboko. Jego ulga nie trwała jednak zbyt długo – nieopodal rozległo ciężkie dyszenie, a szelest resztek roślin zdradził szamotaninę.
— Szybko, wejdź na drzewo! — Black pchnął ją przed siebie, a Moon niezdarnie chwyciła najniższy konar. Czując narastającą panikę, popatrzył na jej bezwładną rękę i podbiegł, żeby ją podsadzić. Ledwie udało mu się umieścić ją o kilka gałęzi wyżej, kiedy z kępy zdziczałych krzaków wyskoczył wspaniały jeleń. Zerknął na niego, po czym odwrócił się, nadstawiając poroże ku czemuś, co biegło ku nim, łamiąc drzewa i warcząc głucho.
W ułamku sekundy w miejscu Syriusza pojawił się wielki, czarny pies i rzucił się bez namysłu ku potężnemu potworowi, który wyszedł im na spotkanie. Olbrzymi wilk zaryczał z wściekłości i bez większego wysiłku odrzucił od siebie psa, który uderzył o pobliski pień, ale niemal natychmiast stanął z powrotem na cztery łapy. 
Moon obserwowała to wszystko z wysokości, zdrową ręką kurczowo trzymając się chropowatego pnia. Jeleń i pies atakowały potwora, próbując odciągnąć go wgłąb lasu. Pokryty brunatnym futrem zwierz nie poddawał się jednak, wykazując imponujący refleks i kłapiąc długimi szczękami.
Setki myśli kłębiły się w głowie dziewczyny, a każda z nich upominała się o pierwszeństwo. Po pewnym czasie obserwowania zaciekłej walki Dominika nie potrafiła już uchwycić się żadnej z nich. Drżała z zimna i przerażenia, a rękaw jej bluzki stał się ciężki od krwi, która płynęła niepowstrzymanym strumieniem. Rana nie była bardzo głęboka, ale Moon pamiętała, że nawet zwykłe zadrapanie potrafiło nie zasklepiać się jej przez kilka dni, więc sytuacja stawała się coraz bardziej poważna. Czując narastające zawroty głowy, przyłożyła brzeg bluzki do przedramienia, ale on także szybko przesiąkł szkarłatem. Przytuliła policzek do pnia i mocniej objęła go zdrową ręką, czując jak dźwięki oddalają się od niej, a oddech staje się coraz płytszy.
Chwilę później głowa zsunęła się jej po pniu, a ciało pochyliło się wyraźnie do przodu. Nieświadoma niczego Moon runęła na ziemię.

* * * * *

— No, i gdzie ona jest? — burknęła po raz kolejny Lily, bębniąc palcami w podłokietnik wytartego fotela. Nie doczekawszy się odpowiedzi, odwróciła wzrok od trzaskających w kominku płomieni i popatrzyła potępieńczo na siedzącą tuż obok przyjaciółkę. — Patty, do stu piorunów, odłóż wreszcie te książki!
—  Czekaj, muszę odnotować ten moment w pamięci. — Macmillan z uniesieniem utkwiła wzrok w suficie. — Lily Evans właśnie kazała mi, żebym oderwała się od czytania. 
— Dobrze wiesz, o co mi chodzi. To nie są prawdziwe książki — dodała, rzucając pogardliwe spojrzenie na stosik woluminów po prawicy przyjaciółki. 
— Całkiem realne jak dla mnie — odparła zdawkowo Patricia, poklepując pieszczotliwe przedmiot niezgody, choć tym razem ton jej głosu wydawał się chłodniejszy. Po chwili milczenia odezwała się znowu. — Lily, jak mam nauczyć się wróżyć, jeśli nie będę ćwiczyć? 
— Po co przewidywać przyszłość? — zapytała cicho Evans, powracając wzrokiem do płomyków, leniwie pełgających po grubych drwach, których cały stos leżał w kamiennym kominku. — Gdyby każdy z nas wiedział, co go czeka, wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej. Ja tam wolałabym wiedzieć, co dzieje się tu i teraz... 
Macmillan popatrzyła tęsknie na talię kunsztownie zdobionych kart, po czym odłożyła je na blat stolika i skupiła wzrok na przyjaciółce.
— To na pewno nic poważnego. Może to tylko kolejny wypad w... w no-wiesz-jakim celu?
— Była bardzo zdenerwowana tym listem od profesora Dumbledore'a. — Lily pochyliła się ku niej konspiracyjnie, jakby tylko czekała na okazję do wypowiedzenia swych wątpliwości na głos. — Może faktycznie miał do niej jakieś pretensje?
— Nie wydaje mi się. — Lśniące włosy Gryfonki zabłysły w świetle płomieni, kiedy potrząsnęła głową. — Niby o co? Dziewczyna dopiero co przeżyła wielką tragedię, wiadomo było, że nie wróci jako prymuska.
Lily otworzyła usta, żeby odpowiedzieć, ale w końcu zamknęła je, zrezygnowana. Wyraźnie nie zgadzała się z oceną przyjaciółki, ale nie zdecydowała się na głośne wypowiedzenie swoich obaw. Zamiast tego powtórzyła tylko:
— Gdyby tylko można było zobaczyć teraźniejszość... 
— Przyznaj się. — Patricia błysnęła uśmiechem. — Chcesz wiedzieć, dlaczego i gdzie Potter wsiąkł zaraz po obiedzie. 
— Wcale nie! — Obruszyła się Evans. — Zwyczajnie się martwię.
Wpiła plecy w miękkie obicie fotela i przygryzła paznokieć kciuka, jak zawsze, kiedy była szczególnie zdenerwowana. Przez dłuższą chwilę przy kominku panowało milczenie, przerywane niekiedy przez innych Gryfonów, spędzających wolny czas w Pokoju Wspólnym. Brak Huncwotów był podejrzany i wyraźnie wyczuwalny – ich nieobecność zdawała się aż wibrować w rozgrzanym, przesyconym cichymi rozmowami powietrzu. Macmillan niespiesznym, wyraźnie wystudiowanym gestem sięgnęła po swoją talię, uważnie przyglądając się poszczególnym ilustracjom.
— Patty — odezwała się nagle Lily, z mieszaniną irytacji i troski w głosie. — Dlaczego właściwe... Dlaczego tak bardzo chcesz znać przyszłość?
— Nie wiem — przyznała z prostotą brunetka, gładząc karty pieszczotliwym gestem. — Po prostu wydaje mi się... Mam wrażenie, że wszystkim nam przydałoby się być o krok do przodu. Rozumiesz mnie, Lily?

* * * * *

Wydawało jej się, że unosi się w mlecznobiałej nicości. Zupełnie straciła poczucie czasu, więc nie wiedziała, ile zajęło jej zauważenie, że nie znajduje się w pustce, ponieważ wokół majaczyły niewyraźne i jakby rozmyte kontury. Gdy podniosła głowę, zobaczyła jaśniejące w górze światło, na którego tle poruszały się jakieś postacie. Przysłoniła oczy ręką, aby lepiej się im przyjrzeć. Wydawało jej się, że poznaje kapelusz z rondem szpiegującego ją mężczyzny. Wśród promieni majaczyła też długa broda Dumbledore’a. Postacie poruszały się nad nią niespokojnie, rzucając rozdygotane cienie.
— Nareszcie — rozległ się pełen ulgi głos. Moon zamrugała szybko i zobaczyła nad sobą twarze Huncwotów. Wciągnęła gwałtownie powietrze i usiadła, uderzając czołem o okulary Pottera, który odwdzięczył się przekleństwem, którego z pewnością nie odważyłby się użyć w obecności panny Evans.
Dominika potarła piekące czoło i zobaczyła, że jej przedramię jest czymś oplątane. Zszokowana, rozpoznała papier toaletowy. W stokrotki.
— Co tu się dzieje? — zapytała gniewnie, usiłując skupić wzrok na Huncwotach, którzy wpatrywali się w nią z wyraźnym zainteresowaniem, ale coraz bardziej rozmywali się jej przed oczami. Po chwili ręka zadrżała pod nią gwałtownie i Moon osunęła się na coś miękkiego. Krótki rekonesans wykazał, że był to łóżko. Nie byle jakie zresztą – znajome bokserki w jelonki, wystające z kociołka pod ramieniem Petera upewniły ją w przekonaniu, że znajduje się w huncwockiej niewoli.
— Lepiej będzie jak jeszcze odpoczniesz — odezwał się Black, z zażenowaniem zerkając na jej gustowny opatrunek. — Myśleliśmy, że się wykrwawisz zanim udało nam się coś zrobić.
— Ach tak. — Dominika jeszcze raz z uwagą przyjrzała się stokrotkom. — Więc zrobiliście TO. Nie mogliście wezwać panny Calahan? Mam wrażenie, że trochę was to przerosło.
Zapadła chwila milczenia, w czasie której Huncwoci wymieniali się znaczącymi spojrzeniami, najwyraźniej prowadząc fascynującą telepatyczną dyskusję.
— Nie mogliśmy iść do Calahan — powiedział w końcu James, zakładając ramiona na piersiach, jakby bronił się przed jej oskarżycielskim spojrzeniem. — To chyba oczywiste, że zapytałaby, co się stało. Niby co mielibyśmy jej odpowiedzieć?
— Chętnie usłyszę waszą wersję. — Moon usiłowała zachować na tyle dumy, na ile pozwalała jej mało komfortowa pozycja oraz dwuwarstwowy papier toaletowy oplatający przedramię. Splot był zbyt luźny, a krew zaczynała już być widoczna na powierzchni. Dominika znała się na opatrunkach na tyle, żeby wiedzieć, że Huncwoci nie mieli o nich zielonego pojęcia. Westchnęła, odwracając wzrok od tego niezbyt przyjemnego widoku i skupiła go na czymś niemal rozkosznym, a mianowicie na trzech słynnych Gryfonach, aktualnie wiercących się z wyraźnym zażenowaniem i skrywających jakąś wielką tajemnicę.
— Gdzie Remus? — zapytała nagle. — Czemu tu tak ciemno? Dlaczego nie możecie trzymać bielizny w bardziej higienicznym miejscu? Co właściwie…
Nagle jej oczy zrobiły się okrągłe, a usta rozchyliły się w niemym olśnieniu, które niespodziewanie na nią spłynęło. Przypomniała sobie, co działo się zanim straciła przytomność, a to doskonale wyjaśniało wyraźną niechęć Huncwotów do tłumaczenia się.
— A niech was — szepnęła, patrząc na nich w osłupieniu. — Jesteście animagami!
Widząc jej podziw, chłopcy nabrali animuszu: wyprostowali się, nieudolnie przywołali na twarze wyraz dziewiczej skromności, którą mimo wszystko rujnowały szelmowskie uśmiechy.
— Zdarza się — mruknął Potter najbardziej bufońskim tonem, jakim dysponował i przeczesał dłonią kruczoczarne włosy.
— A ty mnie ugryzłeś! — Dziewczyna wycelowała palec w Syriusza, jednocześnie triumfalnie i oskarżycielsko. — I stąd mam ranę!
Peter i James zarechotali głupkowato, natomiast Black wyraźnie unikał jej spojrzenia.
— Musiałem — mruknął w końcu do swoich kolan. — Nie chciałem się ujawniać, a ty nie chciałaś się ruszyć. Musiałem coś zrobić.
Brzmiało to, jakby chłopak sam próbował się przekonać i Moon już zamierzała wygłosić jakąś kąśliwą uwagę na ten temat, kiedy zarejestrowała jego wyraźne poczucie winy. Wspaniałomyślnie postanowiła mu oszczędzić swego komentarza, natomiast zdecydowała się na inny, być może nie mniej bolesny.
— I ty mi mówisz, że nie chcesz między nami żadnych tajemnic?
Czarne oczy Syriusza błyskawicznie i niespokojnie skupiły się na jej twarzy. Potter zagwizdał przeciągle, ale był to jedyny dźwięk, jaki nastąpił po tym pytaniu.
— Spadam stąd — powiedziała w końcu Moon, przerzucając nogi przez łóżko i stając najszybciej jak było to możliwe, w obawie, że nie zdąży dojść do drzwi dormitorium w odpowiednio dumnej i pogardliwej postawie. Być może jej plan okazałby się udanym, gdyby Syriusz nie wyprostował się przed nią na całą swą imponującą wysokość i w milczeniu nie zastąpił jej drogi.
— Idę na śniadanie, padam z głodu — oświadczył James beztrosko, chociaż za oknem dopiero świtało. — Chodź, Glizdek, bo zamierzam zjeść tyle parówek, ile zdołam, a to niestety oznacza, że niewiele może zostać dla ciebie.
Peter podreptał za nim posłusznie, chociaż z niejakim ociąganiem, raz po raz oglądając się za siebie z wyraźną ciekawością. Po chwili drzwi zatrzasnęły się tuż przed jego piegowatym nosem.
— Zostaw mnie, idę do łóżka — wymamrotała, starając się skupiać wzrok na świecie pomiędzy kolorowymi plamkami, które zaczęły tańczyć jej przed oczami. — Do swojego, gwoli ścisłości.
Syriusz jednak najwyraźniej nie zamierzał bawić się w zbędne dyskusje, bo położył jej dłonie na ramionach i nieznacznie zwiększając nacisk, zmusił ją, by usiadła. Moon dyszała ciężko, jak po długim biegu. Te kilka chwil utrzymywania możliwie pionowej pozycji bardzo ją zmęczyło.
Black przykucnął przed nią, w milczeniu patrząc jej w oczy. Dziewczyna, nie bacząc pozory, poprawiła uwalaną ziemią i krwią bluzkę i założyła kosmyk włosów za ucho.
— Nie myśl nawet, że zrobisz minę zbitego psa i ja ci wybaczę. — Zastanowiła się przez chwilę. — Zbitego psa! A to dobre!
Zaniosła się nieco histerycznym śmiechem.
Chłopak najwyraźniej nie podzielał jej wesołości. Przeczesał palcami włosy i spojrzał na nią spod zmarszczonego czoła.
— Ty też masz przede mną wiele tajemnic. Przykro jest mi dowiadywać się o nich od Snape’a.
— Od Snape’a? — Zdumiała się Moon. — A co on może o tym… To znaczy… Na pewno zmyśla.
Syriusz westchnął.
— Dlaczego chodzisz do Zakazanego Lasu? — zapytał zrezygnowanym głosem, bawiąc się nitką przy nogawce jej spodni.
— To nie jest dobry czas na taką rozmowę — powiedziała stanowczo. — Muszę się przespać i zrobić sobie przyzwoity opatrunek. Z całym szacunkiem, ale zaczyna mocno przeciekać.
— Po raz drugi cię okaleczam. — Grymas wykrzywił jego usta. — Najpierw ten medalik, a teraz to... Uważaj, bo następnym razem możesz stracić rękę.
— Och, drobiazg. Najwyżej przyłożę sobie więcej papieru toaletowego.
Spojrzał na nią z wyrzutem.
— Przecież mówiłem, że to było jedyne wyjście.
— Aż tak bardzo bałeś się, że dowiem się, że jesteś animagiem? — Teraz Moon skrzywiła się z niesmakiem. — Spokojnie, nikomu nie wygadam.
— Nie w tym rzecz. — Black znowu zaczął męczyć biedną nitkę, która miała nie doczekać końca tej rozmowy. — To nie jest… To nie jest tylko moja tajemnica.
— Wielkie mi halo. — Blondynka lekceważąco wzruszyła ramionami. — Ty jesteś psem, domyślam się też, skąd przydomek Pottera. Czym jest reszta?
— Peter jest szczurem — wyszeptał Syriusz, a jego czarne oczy rozszerzyły się nieznacznie.
— A Remus?
— Remus jest wilkołakiem — odpowiedział silniejszym, niemal wyzywającym głosem, podnosząc głowę i patrząc jej prosto w twarz. 
Moon zamarła. Zmarszczyła lekko brwi, szukając w jego minie kłamstwa lub drwiny, ale znalazła tylko śmiertelną powagę. Poruszyła kilkakrotnie ustami, zanim zdołała wykrztusić:
— Co ty wygadujesz?
— To prawda. — Syriusz zaczął mówić szybko i jakby gniewnie. — Zostaliśmy animagami, żeby być z nim podczas przemiany. Było trudno, ale w końcu się udało. Na tym polega przyjaźń, rozumiesz? Nie mogłem ci tego powiedzieć, Remus by nigdy…
Dominika bez słowa zsunęła się z łóżka i, uklęknąwszy przed nim, objęła go ramionami i wtuliła policzek w jego pierś.
— Nie wiem, co powiedzieć — wymamrotała, gdy delikatnie odgarnął jej włosy z twarzy. — Czy to, że mu współczuję ze względu na… na tę chorobę, czy że mu zazdroszczę ze względu na takich przyjaciół.
Syriusz poczuł jak w jego piersi rozlewa się cudowne ciepło. Prawdę mówiąc, wątpił, że Moon przyjmie tę wiadomość pozytywnie. Czy skarci ich nieodpowiedzialność jak Lily, czy może nazwie Remusa potworem jak Snape? Z góry przygotował się na jej niechęć i był zdecydowany wziąć ją całą na siebie zanim dziewczyna stanie twarzą w twarz z Lupinem, który zeszłej nocy o mały włos nie odebrał jej życia. Widział jak bardzo jest tym wstrząśnięta, ale sam fakt, że nazwała przypadłość Remusa chorobą, wróżył dobrze. Przycisnął ją mocno do siebie, czując, że chyba jeszcze nigdy nie była mu tak bliska. Ogarnięty gwałtownym przypływem szczęścia, którego nie potrafiłby nazwać żadnymi słowami, tym bardziej poczuł się zbity z tropu, gdy Moon wyprostowała się nagle i spojrzała mu w oczy z dziwnym, ponurym wyrazem twarzy.
— Zrozumiem, gdy odejdziesz.
Nie potrafił pojąć, jak to możliwe, żeby od wyżyn najbardziej pozytywnych uczuć, jakie mogą powstać między dwojgiem ludzi, spaść nagle do ich dna, ale w takich sytuacjach zawsze pocieszali się z Jamesem, że kobiety to taki gatunek, którego zrozumienie nigdy nie będzie możliwe. Chciał powiedzieć coś zabawnego, coś, co rozluźni sytuację, która nagle stała się równie nieprzyjemna, co podczas spotkania z dementorami, ale nagle skojarzył, że raz już widział u niej taki wyraz twarzy, a było to bezpośrednio po jej powrocie z pogrzebu brata.
— Szczerość za szczerość — dodała, odsuwając się od niego, tak, że klęczeli naprzeciw siebie, jak podczas jakiegoś niezrozumiałego rytuału. Black spodziewał się, że musi mieć straszliwie głupią minę, której James z pewnością by mu nie zapomniał, gdyby tu był, a raczej gdyby nie go zdradziecko nie porzucił i zmusił do tej trudnej rozmowy.
Dominika patrzyła na niego spod rzęs. W przeciwieństwie do Syriusza, doskonale zdawała sobie sprawę z powagi sytuacji. Po pierwsze – wyjawienie tajemnicy w zamian za ich tajemnicę oznaczało włączenie go w wąski krąg osób, które wiedziały, kim Moon jest naprawdę, a zatem złamanie zakazu Dumbledore’a po raz trzeci. Po drugie – wiedza ta stawała się coraz bardziej groźna, niewykluczone więc, że mężczyzna, który ją śledzi mógłby obrać na cel również Syriusza – a to z kolei mogło sprawić, że chłopak przestraszy się i ucieknie, co w gruncie rzeczy byłoby jedynym bezpiecznym i racjonalnym wyjściem z sytuacji.
Mimo to, w jej myślach pojawiła się od dawna nieobecna nadzieja – w końcu Syriusz potrafił zaakceptować wilkołaka – dlaczego miałby nie zaakceptować jej?
Niezależnie od wyniku tej rozmowy, Moon czuła, że właśnie teraz musi się ona odbyć. Przymknąwszy oczy, zdała wszystko na siły, które ją do niej skłaniały i, bardzo spokojnie, powiedziała:
— Jestem białomagiczna.
Reakcja Syriusza bardzo ją rozczarowała. Chłopak najpierw uniósł brwi i patrzył na nią w milczeniu, następnie uśmiechnął się, a na koniec roześmiał się i klepnąwszy ją w ramię, rzucił:
— Czadowo.
— Czadowo? — zapytała wolno Moon, jakby miała do czynienia z osobą niepełnosprawną umysłowo.
— Pewnie. — Black, który najwyraźniej spodziewał się czegoś znacznie ciekawszego, oparł się plecami o przeciwległe łóżko i palcami przeczesał włosy. — Będziesz mogła rozwalać czarnoksiężników, o tak… — Wykonał zamaszyste gesty ramionami, które miały za zadanie obrazowo ukazać, jak to Dominika będzie się rozprawiać z kryminalistami. — Pójdziesz z nami do Akademii Aurorskiej po Hogwarcie! Na pewno cię przyjmą, z takim talentem? Mała, co się dzieje?
Nagle zobaczył rozpacz na jej twarzy, a Moon kręciła bezgłośnie głową, patrząc na niego z niedowierzaniem.
— Nikogo nie będę rozwalać — odezwała się głucho, odtrącając jego dłoń. — Biała Magia nie służy do atakowania. Zresztą… Ja chyba przez nią straciłam Guille’a!
Strach wystąpił na twarz Syriusza, kiedy zobaczył jak w jej oczach zabłysły łzy.
— Moony, co ty mówisz? Przecież to… Co to znaczy, że przez nią go straciłaś? — Objął ją, drżącą od płaczu. Dziewczyna odwracała od niego głowę, nie potrafiąc ukryć łez, które tłumiła, od kiedy otrzymała list z ponurą wiadomością o śmierci brata. Black nareszcie wyczuł drugie dno tajemnicy Dominiki, które okazało się znacznie bardziej ponure i nieprzewidywalne niż myślał.
— Zabiłam go — łkała Moon. — Zabiłam go, bo to potrafię i im odmówiłam!
— Im? Mówisz o tych, którzy cię śledzili? Czego oni chcieli? Dlaczego od razu mi nie powiedziałaś?
Na jej strzępki informacji odpowiadał pytaniami, które kłębiły się w jego głowie, z których każde domagało się pierwszeństwa.
— Właściwie, to nie wiem. — Otarła oczy wierzchem dłoni, nadal na niego nie patrząc. — Chcieli jakoś wykorzystać to, co potrafię. Ale tego samego chce Dumbledore!
— Nic z tego nie rozumiem. — Gryfon pokręcił głową, z trudem zbierając myśli. — Co konkretnie jest im potrzebne?
— Nie mam pojęcia. Sama jeszcze nie poznałam do końca swoich możliwości. — W zamyśleniu dotknęła dłonią świeżej szramy na jego nieogolonej szczęce. — Jeszcze niedawno potrafiłabym to uleczyć…
— Już mi lepiej — zażartował Black, dotykając jej palców. — Co się zmieniło?
— Nie potrafię już używać Białej Magii. — Moon z rezygnacją cofnęła rękę. — Dumbledore mówi, że to przez nienawiść. Że dopóki jej nie opanuję, jestem zupełnie bez szans. Jakbym wyrzekła się magii obronnej.
W ciemnych oczach Syriusza pojawiło się zrozumienie. Nagle wszystkie elementy zaczęły układać się w całość. Bezwiednie spojrzał na jej zakrwawioną rękę, a Dominika w milczeniu skinęła głową.
— Nie chcę, żebyś gdziekolwiek chodziła sama, rozumiesz? — odezwał się cicho, wpatrując się w wolno powiększającą się plamę czerwieni na jej przedramieniu. Wydawało mu się, że podobną widział we śnie. — Jeżeli ktoś chce cię skrzywdzić, ma do tego idealne warunki. Poradzimy sobie, nie martw się — dodał po chwili, widząc jak drży jej podbródek.
— Nie boisz się? — spytała ledwo dosłyszalnie, ściskając mocno jego szeroką dłoń i z ulgą tonąc w jego czarnych oczach.
— Jasne, że nie. — Uśmiechnął się półgębkiem i pochylił się, by ją pocałować. — Lubię jak dostarczasz mi adrenaliny.
— Tego właśnie się obawiałam — szepnęła wprost w jego usta.

* * * * *

Z wysiłkiem uniósł się na łokciach. Światło dzienne nieprzyjemnie raziło go w oczy, więc na moment ukrył twarz w ramionach. Jego nozdrza drażnił zapach krwi i kurzu, który piętrzył się na podłodze. Czuł pulsujący ból w każdym zakamarku ciała. Przez chwilę miał ochotę zaskowyczeć, dając upust obezwładniającemu i mdlącemu cierpieniu, ale z jego ust wydobył się tylko słaby, ludzki jęk.
Nie wiedział, jak długo tak leżał, osamotniony i ranny, na starej, próchniejącej podłodze. Słońce wolno przesuwało się po horyzoncie, ale on nie mógł widzieć jego wędrówki – zabite deskami okna przepuszczały tylko pojedyncze promienie światła.
W końcu jednak poczuł w sobie dość sił, by podnieść się do pozycji siedzącej. Podniósł się – i niemal z powrotem opadł na podłogę, gwałtownie zakrywając usta dłonią, niepewny, czy tamuje nagły napływ wymiotów czy może pełen przerażenia i zaskoczenia okrzyk.
Zamrugał konwulsyjnie, jakby miał nadzieję, że kiedy po raz kolejny otworzy oczy, okaże się, że był jedynie ofiarą chwilowej halucynacji. Niestety, krwistoczerwony napis za każdym razem tak samo ostro odcinał się od nierównej, drewnianej powierzchni ściany.
Remus nieustannie odczytywał trzy słowa, które składały się na napis, powtarzał je raz po raz, czując coraz silniejsze mdłości i włosy podnoszące się na karku.
Zakrył twarz dłońmi na kilka minut. Kiedy ponownie spojrzał na ścianę, zadrżał i bezgłośnie poruszając ustami, odczytał:

WIEM, KIM JESTEŚ

* * * * *

Dominika zadrżała z zimna i nieprzytomnie pomacała wokół siebie ręką w poszukiwaniu kołdry. Nie znalazłszy jej, obróciła się na lewy bok i zmarszczyła czoło, obficie zroszone kropelkami potu.
— Zostaw mnie — wymamrotała przez sen, mocno zaciskając palce na poduszce. — Zostaw mnie w spokoju…
Mięśnie raz po raz drgały jej spazmatycznie, podczas gdy kolejną noc z rzędu wypełniały jej nie do końca sformułowane lęki i koszmary, przybierające zazwyczaj postać złowrogich czarnych chmur i oczekująco wyciągniętych rąk, niekiedy należących do jej martwego brata.
— Nie chcę — jęknęła, gwałtownie obracając się na plecy. Po jej skroni spłynęła pojedyncza łza. — Nie potrafię…
Nagle temperatura w dormitorium obniżyła się znacznie, a na skórze dziewczyny pojawiła się gęsia skórka. Moon znieruchomiała, chociaż jej powieki nadal drgały nerwowo i pierś podnosiła się i opadała z wyraźnym wysiłkiem. W szparze pomiędzy ścianą a nie do końca zaciągniętą kotarą powietrze zaczęło się kłębić, przypominając wzburzony dym, z wolna przybierający kształt.
Dominika otworzyła gwałtownie oczy, bez wahania wbijając wzrok w ów punkt, oniemiała z przerażenia. Na jej oczach kłęby dymu zaczęły przypominać pękatą sylwetkę, która z każdą chwilą nabierała coraz więcej szczegółów: powłóczysta szata, koronkowa kryza, okazały kapelusz z pojedynczym strusim piórem i wyłupiaste, wpatrzone w nią oczy.
Dziewczyna usiadła na łóżku i zaczęła krzyczeć. Krzyczała patrząc jak duch podnosi zaciśniętą pięść i uderza się nią w pierś, krzyczała wciąż, kiedy zjawa wolno rozmywała się w nocnym powietrzu, krzyczała jeszcze, kiedy Lily Evans podbiegła do niej i objęła ją ramieniem, aż stopniowo jej krzyk przerodził się w jęk i zamarł jej w gardle.
— Tu był duch! — wydyszała, wskazując oszołomionym przyjaciółkom miejsce, w którym tuż przed chwilą widziała tajemniczą postać. — Stał tu, kiedy się obudziłam!
— Może to któryś ze szkolnych duchów? — Patricia w zamyśleniu podrapała się w niemiłosiernie potarganą czuprynę.
— To niemożliwe — odparła bez namysłu Lily. — Szkolne zjawy mają dostęp tylko do publicznych miejsc, domy i dormitoria są dla nich niedostępne. Wszystko jest w Historii Hogwartu — dodała kwaśno, widząc uprzejme zdziwienie Patricii. — Jesteś pewna, że to nie był tylko sen? Ostatnio chyba nie sypiasz najlepiej…
— Jestem pewna — powiedziała Moon zdecydowanie. — Był tu, przysięgam, zrobiło się tak zimno, że od razu się obudziłam…
— No pięknie — ziewnęła Macmillan. — Wygląda na to, że poza toną zadań domowych mamy jeszcze kolejną tajemnicę do rozwiązania.

16 komentarzy:

  1. Co za emocje! Zakazany Las, odkryte tajemnice, duch... Naprawdę genialny rozdział - wciągający, intrygujący i pełen akcji. Jestem pod ogromnym wrażeniem Twojego talentu, potrafisz oderwać czytelnika od szarej codzienności:)

    Wiedziałam, byłam pewna, że Syriusz nie zostawi Dominiki ze względu na jej dar. Cudowny młodzieniec! Jestem pewna, że z jego wsparciem panna Moon poczuje się bezpieczniejsza i nabierze więcej odwagi do podejmowania działań, a gdy nie będzie musiała ukrywać przed nim swoich tajemnic, uspokoi swoje zszargane nerwy i udobrucha sumienie. Cieszę się, że prawda wyszła na jaw, teraz razem będą mogli mierzyć się ze wszystkimi przeciwnościami losu, co czyni ich silniejszymi.

    Ugryzienie dziewczyny w ramię nie było zbyt wspaniałomyślnym pomysłem ze strony Syriusza, ale postaram się go zrozumieć - porwał się na ten krok, aby ocalić ukochaną dziewczynę i przyjaciela. Swoją drogą, zastanawiam się, co też panna Moon robiła w czasie pełni w Zakazanym Lesie? Nie wiem, czy przeoczyłam tą informację, czy jeszcze nie wyjawiłaś nam do końca tajemnicy dziewczyny. Cieszę się, że Dominika zaakceptowała przypadłość Remusa, dzięki temu upewniła Syriusza w przekonaniu, że on również może na niej polegać. Swoją drogą, wspaniale opisałaś akcję w Zakazanym Lesie, czytając, odniosłam wrażenie, że oglądam film, ponieważ zwróciłaś uwagę na każdy drobny szczegół, dzięki czemu w mojej głowie odtworzył się bardzo realistyczny obraz. Świetna robota!

    Myślę, że w sprawie przepowiadania przyszłości, podzielam zdanie Lily, lepiej nie wiedzieć, co nas czeka. Znając prawdę, człowiek może stracić całą radość życia i z rozpaczą czekać na to, co nieuniknione. A jakie jest Twoje zdanie w tej kwestii?

    Napis na ścianie i ten duch naprawdę mnie przeraziły, jestem ciekawa, kto jest odpowiedzialny za te wydarzenia i, czy to ta sama osoba.

    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam cieplutko,
    Neithiria.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć!
      Jeju, jaki miły komentarz :) Gdybym była trochę bardziej próżna, moje ego szybowałoby już w kosmosie, haha.
      Wydaje mi się, że szczerość to zawsze dobry wybór, a jeśli jeszcze zbliża przy okazji ludzi, to tym bardziej. Nawet taka przymusowa, jak w tym przypadku :) Trudno o lepszy dowód zaufania, a w związku Syriusza i Dominiki bardzo go brakowało.
      A, to mogę akurat zdradzić, bo to jest powiązane z poprzednim rozdziałem :) Po rozmowie z Dumbledorem, kiedy Moon dowiedziała się, że na skutek silnych, negatywnych emocji wyparowała z niej cała magia obronna, poszła do Zakazanego Lasu, żeby to sprawdzić, a w efekcie też trochę sobie popłakać, kiedy słowa dyrektora okazały się prawdą. Pechowy zbieg okokliczności.
      Ogólnie jestem dość niecierpliwa i czasem chciałabym móc zajrzeć w przyszłość, ale z drugiej strony to mogłoby mnie strasznie rozleniwić. W sensie, np. patrzę na siebie za 10 lat i widzę, że jestem obrzydliwie bogata. W takiej sytuacji pewnie powiedziałabym sobie "e, w takim razie mogę teraz poleniuchować i się nie wysilać, skoro moja przyszłość tak wygląda", a tą decyzją z kolei mogłabym wpłynąć na przyszłość i zmienić ją w coś zupełnie innego :) Albo w drugę stronę, jeśli zobaczylibyśmy coś smutnego w naszej przyszłości, nie moglibyśmy przestać żyć w strachu i smutku, tak jak napisałaś, stracilibyśmy radość życia. Wydaje mi się, że powinno się być kowalem własnego losu, oczywiście w miarę możliwości.
      Dziękuję za przemiły koemnatrz i pozdrawiam serdecznie,
      Eskaryna

      Usuń
  2. Wow. ile emocji. jeden z najbardziej przejmujacych pelnych akcji rozdziałow. nie wiem nawet, kiedy go przeczytałam! Po pierwze, wyobraz sobie moja radość na widok perspektywy Syriusza. Co prawda zabrakło mi w nich powiedzenia wprost, że black martiwł się o Dominikę i zastanawiał się, co z Remusem (no bo usiał, przynajmniej w częsci!) i ze skupiał się głownie na wątku niewierności/bycia slabszym, ale z drugiej strony fakt, że tak szybko biegł i że tak jej szukał, świadczy sam za siebie. początkowo bylam tez na niego neico zla, że się zamienił. ale zrobił dobrze - nie było czasu na tłumaczenie, nie bylo czasu na nic - a tak moze by nie poszla. Pewnie stracj przed jej lzami tez mial znaczenie - ale zgadzam sie z taka, a nie inna reakcja. Swoja droga nie mialam pojecia, ze Dominika poszla tam poddawac sie rozpaczy. mim ze jestsem swiadoma, iż zajmie jej długo dochodzenie do siebie, cieszę się niesamowicie, że powiedziala Syriuszowi o wszystkim. tzn. moze nie wszystko, ale najwazeniejsze. To chyba byla najwazniejsza rozmowa, jaka kiedykolwiek odbyli. Byleby tylko Syriusz juz sie zachowywal porzadnie i jej nie zostawial! Obawiam sie, że Dominika moze miec racje co do smierci braciszka... I jest pomiedzy nienawiscia do nic a nienawiscia do samej siebie. Mysle, ze nigdy nie zapomni, ale ze nienawisc faktycznie musi jakosc zniszczyc i to nie dla Dumbkedore'a. a przede wszystkim nie moze sie poddac poczuciu winy. Bo to nie jest jej wina, to wina tamtych ludzi... Dominika potrzebuje teraz zrozumienia i miejmy nadzieję, że otrzyma takowe wlasnie od naszego Syriusza :p podoba mi sie bardzo zmiana w Lily wobec Jamesa :D i w ogole je przyjaźn z Patricią, nei wiem, czy o tym pisałam, ale uważam, że świetnie rpzedstawiasz te więź. Dodam jeszcze, że trochę mnie zdziwiło, że Syriusz ot tak powiedział o tajemnicy REmusa, ale może dobrze zrobił..? Sama nie wiem. wiem, że Dominika nic z tym nie zrobi, ale Remus może nie bedzie zachwycony? ale wiem też, że dzięki temu wszystkiemu Dominika wyznała mu swoja tajemnice i to z pewnością dobrze im wróży ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ile emocji w tym rozdziale, ile emocji w Twoim komentarzu! :D Dziękuję Ci bardzo.
      Kurczę, już zapomniałam, że kiedyś domagałaś się perspektywy Syriusza :) Cieszę się, że byłaś zadowolona. W ogóle zamierzam teraz powoli przenosić środek ciężkości. Początkowo mieliśmy wyłącznie punkt widzenia Dominiki i jej problemy z nową szkołą, później doszła do tego Biała Magia. Teraz do głosu dochodzą inni, najpierw Lily i Patricia (dziękuję za komplement o ich więzi - trudno jest wykreować przyjaźń trzech osób, z których dwie znają się znacznie dłużej, ale jednocześnie nie zrobić z tej trzeciej piątego koła u wozu), później Huncwoci. Na ważniejszych bohaterów wyrosną też niektórzy poboczni bohaterowie, ale tylko rzadko przedstawię ich perspektywę, bo to wymagałoby zbyt wiele szczerości :) No i chciałabym poprowadzić równolegle wewnętrzną walkę Dominiki i rozwijającą się znajomość Lily i Jamesa plus wątki dodatkowe (jak ten z Remusem lub duchem). Pełne ręce roboty! No, ale w każdym razie perspektywy Syriusza będzie coraz więcej, nie będzie już tak jednostronnie, a w pewnym momencie perspektywy Moon zabraknie całkowicie (!)
      Syriusz użył animagii, bo po pierwsze nie miał czasu na wyjaśnienia, a po drugie - jak sam wspomniał - ta tajemnica jest częścią większej, nie tylko jego własnej. W dodatku masz rację, nie miał pojęcia jak zachować się wobec łez Moon i to rozwiązanie było po prostu najłatwiejsze i najszybsze.
      Oj tak, zrozumienie to coś, czego Dominika do tej pory miała bardzo niewiele i zarazem coś, czego potrzebuje najbardziej.
      Co do tajemnicy Remusa, kiedy tak wszystko wyszło na jaw przypadkiem, Syriusz nie miał wyjścia - ta rozmowa i tak była bardzo trudna, a nie wydaje mi się, żeby dało się wyjaśnić sytuację bez podania źródła całego problemu. Niby Black mógłby wymyślić jakąś historyjkę, dlaczego ot tak postanowił zostać nielegalnym animagiem i wałęsał się po Zakazanym Lesie walcząc z przypadkowymi potworami, ale nie byłoby to zbyt przekonujące, a w dodatku dodawałoby kolejną warstwę kłamstw, które siłą rzeczy uniemożliwiają porozumienie się z drugą osobą.
      Hmm, jeśli chodzi o dobre wróżby na przyszłość, to zdradzę tylko, że zarówno szczerość jednej jak i drugiej strony będzie miała dobre i złe konsekwencje :)
      Dziękuję bardzo za obszerny komentarz i pozdrawiam,
      Eskaryna

      Usuń
    2. poczekaj... jak to perspektywy Moon zabraknie całkowicie? Co Ty chcesz jej zrobić?! Aaa! cieszę sie za to, że będzie dużo Suriusza... i lily i Jamesa. I wątku ducha, który jak dla mnie może wiazać się z inymi, choć mam nadzieje, ze nie, bo to już byłoby za dużo tego zła i w ogóle. FAaktycznie wymyślanie w tym momencie kłamstwa związanego z ReEmusem byłoby głupotą... Mam nadzieję, że Lupin będzie myślał podobnie :p
      a co to wróżb na przyszłość: pewnie ta szczerość będzie miała swoje złe konsekwencje, ale z pewnością dobre jest to, że sobie zaufali, myślę, że to umocni ich więź.

      Usuń
    3. Hły hły... :D Tak będzie, jeszcze w tej części. W ogóle zastanawiam się czy całkowicie nie wyłączyć jej perspektywy w części czwartej, ale do tego jeszcze długa droga.
      Co do wątku ducha, to nie jest całkowicie nowa sprawa i rzeczywiście wiąże się z pewną sytuacją z przeszłości, więc pewna wskazówka pojawiła się już wcześniej i można snuć domysły, ale spokojnie, wszystko wyjaśnię, kiedy przyjdzie czas :)
      Też mi się tak wydaje, jednak szczerość to solidny fundament dla wszelkich relacji.

      Usuń
    4. no jak to, całkowicie? chyba nie?! przecież to główna bohaterka... nie moższ ak całkowicie ;p

      hmmm...aż się zaczęłam zastanawiać, cóż to może byc :P moze powinam sobie przypomniec rozdziały... czyżby coś z rodziną?
      zapraszam na Niezalezność na świeżo dodaną nowość ;)

      Usuń
  3. Rozdział f a n t a s t y c z n y! Wiem, że się powtarzam, ale napisać zawsze trzeba. Przeczytałam prawie od razu po dodaniu,bo tylko czatuję i nabijam statystyki (:D), ale komentarz dopiero teraz. To do rzeczy:
    Cieszę się ogromnie z pisania z perspektywy Blacka. Uwielbiam go i super, że przedstawiłaś Syriuszowy tok myślenia.
    Tyle emocji! W końcu Dominika z Syriuszem wyjawili sobie tajemnice. Tak myślałam, że Dominika zareaguje dobrze na futerkowy problem Remusa, przecież sama w pewnym stopniu jest 'inna'. Zgadzam się z tym, że przyjaźń huncwotów jest niesamowita (pomińmy późniejszy wyjątek Petera). No i jestem ciekawa, jak rana Moon ma się do jej marnej krzepliwości (chyba nie wykrwawi się nam na śmierć? żarcik ;D).
    Uważam, że Lily słusznie nie chce, żeby Pat zajmowała się tarotem. Mam wrażenie, że uprzedzi coś złego.
    Bardzo, bardzo żal mi Lunatyka. I ten napis. Musi czuć się strasznie. Wątpię, żeby Snape to pisał. Przecież domyślał się tego od dwóch? lat. Jednak to tropienie jest podejrzane. Czy dobrze wyczuwam, że pojawi się nowy wątek?
    Nie mogę się doczekać nowego rozdziału. Wielbię Cię za to, że dodajesz regularnie rozdziały. c; O co chodzi z duchem i kto napisał słowa 'Wiem, kim jesteś'. Kocham mroczne klimaty. Oby takich rozdziałów więcej!
    Ściskam mocno i życzę mocy weny i czasu!

    Centauri Proxima

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeeeju, dziękuję, kochana! Strasznie się cieszę, że Ci się podobało.
      Kurczę, ewidentnie muszę wprowadzić więcej syriuszowych perspektyw :D
      Spoko-loko, dajmy Moon jeszcze trochę pożyć. W końcu o czymś muszę pisać :))
      Dobrze wyczuwasz! Myślę, że to najgorsze, co mogło spotkać Remusa. Gdzieś w szkole jest ktoś, kto zna jego tajemnicę i zarazem jest tykającą bombą, bo przecież może rozgadać tę sensację po szkole. Na chwilę zatrzymam ten wątek, bo będziemy mieć inne rzeczy na głowie, ale zaraz potem się z nim przypomnę, bo jednak ktoś grozi Lupinowi w jakimś celu, prawda?
      Postaram się! Całe mnóstwo mrocznych klimatów przed nami :) O regularność nie trzeba się na razie martwić, bo mam dużo gotowych pomysłów i jakimś cudem zdobywam czas na ich realizację. Muszę powiedzieć, że takie słodkie komentarze jak Twój niewiarygodnie rozciągają moją dobę :D
      Pozdrawiam serdecznie,
      Eskaryna

      Usuń
  4. O kurczę! nie tego oczekiwałam po spotkaniu Syriusza i Dominiki w Zakazanym Lesie. Prawdę mówiąc, myślałam, że się spotkają, porozmawiają i tyle. A tu takie zaskoczenie! Jak zwykle wiesz jak utrzymać czytelnika w napięciu i jak go zaskoczyć.
    Papier toaletowy... No tak... Czego innego można się było spodziewać po Huncwotach.
    Teraz kiedy Syriusz wie o sekrecie Moon, mam nadzieję, że pomoże jej się z nim uporać i zrozumieć.
    Pozdrawiam,
    Cath

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaa widzisz :) Okazja do spokojnej rozmowy trafiła się dopiero później.
      Oj tak, lepiej, żeby Huncwoci zajęli się ćwiczeniem zaklęć niż robieniem opatrunków, bo to ewidentnie nie jest ich powołanie.
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam,
      Eskaryna

      Usuń
  5. O rety czytałam już wiele rozdziałów dzisiaj i blogów ale od dawna nie przeczytałam tak ekscytującego opowiadania. Naprawdę mnie pozytywnie zaskoczyłaś i jestem wręcz zakochana! Naprawdę!Ten cały splot wydarzeń , przez cały czas czytania miałam ciarki na plecach. Dosłownie.
    Postać Dominiki mnie zaintrygowała i na razie za wiele o dziewczynie nie mogę powiedzieć ale ten Zakazany Las. tam zawsze dochodzi do ciekawych sytuacji.
    Nie podoba mi się awersja Lilly do Tarota. Osobiście lubię tę pasję i chociaż bywa niebezpieczna dlaczego Pat nie może spróbować skoro ma chęć? Naprawdę chciałabym się do czegoś przyczepić ale nie mam do czego. Serio cały kunszt rozdziału, emocje bohaterów. Dosłownie czułam to wszystko czytając a to się naprawdę rzadko zdarza. Z wielką przyjemnością jeszcze tu wrócę gdyż lubię takie histrie. Szczególnie że ty również aktualizujesz rozdziały w miarę na bieżąco a są one dość długie co uwielbiam!
    Życzę weny i pozdrawiam!

    [www.pokochac-lotra.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci bardzo za tak miłe słowa :) Tym bardziej, że przeczytałaś kawałek tekstu wyrwany z kontekstu, ciężko jest w takiej sytuacji zrozumieć cokolwiek i wejść w klimat, a jednak coś tam się udało :)
      Mam nadzieję, że kolejne rozdziały nie będą gorsze, a tymczasem obiecuję rewizytę!
      Z pozdrowieniami,
      Eskaryna

      Usuń
  6. Hej i bardzo bardzo przepraszam za spóźnienie i za to że ten komentarz bedzie taki krótki i beznadziejny.
    To wspaniale że dziewczyna w końcu dowiedziała sie o tym że panowie są Animagami i dlaczego nimi są. Myślałam że inaczej zareaguje ale jestem usatysfakcjonowana.
    Ale i tak najlepsza była reakcja Syriusza. Czadowo heheheeh.
    Relacja Moon i Łapy jest przewspaniala. Nie cierpię par od których widoku az robi się mdlo. Blee. Oni są taka para jaka powinna być każda para.
    Duch ?!?! O co tu chodzi ? Tyle tajemnic nam fundujesz że ja nie mogę.
    Pozdrawiam życzę masę weny i uśmiechu. No i zapraszam do moich Huncwotów

    OdpowiedzUsuń
  7. To się porobiło. A więc właśnie mieli odbyć swoją noc, a tu trzeba było ratować Dominikę przed Remusem. No i posypały się tajemnice. Ale chyba obie dobrze przyjęte raczej. Bardzo podobała mi się ta scena, kiedy Syriusz mówi Dominice o Remusie, a ona reaguje, chwaląc go za przyjaźń i przytulając się. Może wcześniej zadrwiła z tego, ale nie wiedziała, że nie wszystko jest tylko zabawą. Tylko jak na to zareaguje Remus? Chociaż chyba zrozumie. Ciekawi mnie czy wilk był zwykłym wilkiem czy to też ktoś z animagów? Snape jest chyba dobry w zaklęciach. Chyba nawet eliksir wielosokowy by zadziałał. No bo kto jak nie on by coś takiego napisał właśnie tam? Chyba, że pod postacią człowieka wybrał się tam wcześniej.
    Tak mnie właśnie zaczęło zastanawiać czy tam w magicznym świecie czarodzieje też kupują żywność w sklepach? Nie pamiętam czy było coś o tym w książkach. W Hogwarcie jedynie czarowano albo w kuchni był skrzaty czy Pani z wózeczkiem w pociągu. Tak mnie właśnie wzięło na refleksje od papieru toaletowego w stokrotki :D. Ale pewnie tak samo.
    Dominika chyba myśli, że Syriusz nie rozumie powagi sytuacji, ale ja uważam, że on po prostu tego tak nie przeżywa i uważa, że zawsze jest jakieś rozwiązanie, dlatego nie zamartwia się problemem. Chociaż może i też potraktował to jako coś "ekstra", co dla Dominiki nie jest. Ale może jakoś się dogadają i nawzajem wesprą?
    Ciekawe czy to na pewno sen. Chyba ta zjawia jednak była prawdziwa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sprawy się trochę pokomplikowały, ale kilka też się wyjaśniło. Dominice i Syriuszowi przydała się ta chwila szczerości - choć wymuszona przez okoliczności.
      Haha, nie spodziewałam się, że papier toaletowy może wywołać takie rozmyślenia :D Czarodzieje na pewno muszą kupować żywność, bo nie można jej wyczarować. Papier otaletowy jest dla mnie zagadką, chociaż podejrzewam, że jest z nim podobnie :))
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam
      Eskaryna

      Usuń