26 marca 2017

Rozdział XXI - część III


„Koszmar na jawie”
– rozdział XXI –

Szczotka wolno przesuwała się wzdłuż jej lśniących, gładkich kosmyków. Kierowana niewerbalnym zaklęciem, jakby z rozmysłem sunęła w tę i z powrotem, sprawiając, że rude pasma Lily Evans nabierały blasku i układały się zgodnie z jej życzeniem.
 Zamierzam dać czadu  oznajmiła po raz kolejny jej przyjaciółka, prezentując krótki i nadzwyczaj energiczny bieg w miejscu – zupełnie bezużyteczny podczas spotkań Klubu Pojedynków, na który właśnie się wybierały.  Mówię ci, będzie super.
Prefekt Gryffindoru skinęła głową swojemu lustrzanemu odbiciu i nadal uważnie prowadziła szczotkę. Zbyt dobrze pamiętała, co stało się w drugiej klasie, kiedy próbowała jednocześnie kończyć wypracowanie i czesać włosy. Nigdy więcej.
 Oby to nie był ktoś groźny.  Moon zmartwiła się wyraźnie i przystanęła.  Ćwiczenie zaklęć obronnych przy niezaufanych to zawsze ryzyko. No nie, Lil?
Evans ostrożnie odesłała szczotkę na miejsce zanim odwróciła się ku przyjaciółce. Chwyciła ją za ramiona i potrząsnęła lekko.
 Oczywiście, że nie. Niby co złego może stać się pod kontrolą nauczycieli?  Zapytała retorycznie, świadoma faktu, że są w dormitorium same. Nienaturalna euforia Moon najwyraźniej działała nowym współlokatorkom na nerwy.
 No wiesz.  Dziewczyna rozejrzała się nerwowo, a w jej zielonych oczach zalśniły złośliwe błyski.  Ktoś mógłby znaleźć moją słabość, a potem mnie wykończyć.
 Przesadzasz  sarknęła Lily i udała, że przegląda się w wysokim na całą ścianę lustrze. W duchu przyznała przyjaciółce rację, ale bała się wymówić ją głośno, aby nie zapeszyć. Naprawdę trudno było wyzbyć się mugolskich przyzwyczajeń, zwłaszcza w takim towarzystwie.
 Mam tylko nadzieję, że w komisji nie będzie Dumbledore’a i McGonagall.  Blondynka przysiadła na brzegu swojego łóżka i przetoczyła różdżkę w swych długich palcach. Jej entuzjazm wyraźnie przygasł, oczy już nie rzucały wyzywających błysków.  Nie chcę upokorzenia, tylko sprawdzenia się. Rozumiesz mnie, prawda?
 Oczywiście, kochana. – Zapewniła ją Evans z przekonaniem i przyjrzała się jej uważnie.  Czy… Czy odczytałaś już tę nową wiadomość?
Wstrzymała oddech w napięciu, ale Moon tylko pokręciła głową, a jasne pasma zasłoniły jej twarz.
 Nie miałam odwagi.

* * * * *

Patrzył na nią, oniemiały. Nigdy wcześniej nie widział jej takiej… silnej. Kiedy spoczywała w jego ramionach albo patrzyła mu w oczy, była pogodna i uległa, zawsze pełna słodyczy i nieśmiałej czułości. Moon stąpająca w tym momencie po podeście w Klubie Pojedynków zdawała się być zupełnie inną osobą. Kroczyła pewnym krokiem, garbiąc się nieznacznie, a rąbek jej szaty ciągnął się po drewnianym postumencie. Jej palce, które na zawsze zapamiętał jako szczupłe i delikatne, mocno zaciskały się w pięści. Ten fakt wprawił wszystkich w zdumienie, bowiem Moon zrezygnowała z używania różdżki, demonstracyjnie odkładając ją na stolik sędziowski tuż przed pojedynkiem. Odrzuciła wtedy włosy do tyłu i wpatrzyła się w swego przeciwnika wyzywająco, przebierając palcami.
Wysoki i niewyobrażalnie chudy Krukon, z którym przyszło jej walczyć, przyjął ten fakt z wyraźnym zażenowaniem, zakasał jednak rękawy szaty i rozpoczął pojedynek. Syriusz mimowolnie wstrzymywał oddech, choć wcale tego nie chciał. Wiedział doskonale, że Moon nie potrafi rzucać zaklęć niewerbalnych i bezróżdżkowych, więc co ona, do stu diabłów, wyczyniała?!
Za pierwszym razem uchyliła się, jakby niezależnie od swej woli, i ze złością uczyniła kilka zdecydowanych kroków po umownym pojedynkowym okręgu. Black kątem oka zauważył, że nerwowo poruszyła palcami prawej ręki, jakby w poszukiwaniu różdżki. Spojrzał w zamyśleniu na sędziowski stolik, rozważając czy Moon odrzuciłaby pomoc, kiedy Krukon wykorzystał brak jej reakcji na kolejny atak. Żółty promień ugodził blondynkę, niemal zwalając ją z nóg.
Dziewczyna ledwie utrzymała pozycję stojącą, ciężko łykając powietrze. Wyciągnęła przed siebie prawą rękę, o którą następne zaklęcie uderzyło, rozpływając się w półprzezroczysty obok syczącej pary.
Krukon cofnął się zaskoczony, ale ostatkiem sił rzucił w jej kierunku Drętwotę. Syriusz patrzył bezczynnie jak czerwony promień szybuje w jej kierunku, jego usta niemal krzyczały, żeby się uchyliła, ale Moon stanęła w lekkim rozkroku, a ręce opuściła bezwładnie wzdłuż tułowia. Miał niejasne wrażenie, że tuż przed tym, kiedy szkarłatny promień ugodził w jej pierś, ich oczy spotkały się na krótki, niesamowicie intensywny moment. Chwilę później Moon leżała na drewnianym postumencie, unosząc się z trudem na łokciach i rzucając w eter stek francuskich przekleństw. Evans rzuciła się ku niej, a profesor Flitwick zarządził przerwę.
Uczniowie zaczęli się chaotycznie przemieszczać, zbierając się w grupy i snując rozmyślania nad tym, co wydarzyło się przed chwilą. Black niepostrzeżenie przysunął się bliżej podestu i nastawił uszy.
 Wszystko w porządku, panno Moon?  zapytał troskliwie Flitwick, pochylając się nad nią i podając dłoń, którą dziewczyna skwapliwie uchwyciła. Tuż obok przystanął niepewnie Krukon, z którym walczyła, pełen poczucia winy, chociaż dziewczyna dobrowolnie zrezygnowała z różdżki.
 W jak najlepszym, panie profesorze.  Dominika podniosła się do pozycji siedzącej, a on sam zdrętwiał, czując jak opada na niego jej ciężkie, pełne niechęci spojrzenie.  Muszę jeszcze poćwiczyć, to wszystko.
Stanęła na własnych nogach, udając, że nie widzi skierowanych ku niej gestów oparcia. Chwiejąc się, sięgnęła po różdżkę, nieruchomo leżącą na stoliku. Wzdrygnął się, przez ułamek sekundy żywiąc przekonanie, że następne zaklęcie zostanie wycelowane w jego kierunku, ale Moon odwróciła się, zamiatając szatą posadzkę, i pomaszerowała w sobie znanym kierunku.

* * * * *

Wpatrywał się intensywnie w ślady stóp opatrzone podpisem „Dominika Moon”, jakby kryła się w nich jakaś odpowiedź. Ściskał boleśnie pergamin, raz po raz wymawiał hasło i wpatrywał się w mapę, ale nic nie ulegało zmianie. Kropka opatrzona napisem wciąż znajdowała się na błoniach Hogwartu.
 Przecież ci mówiłem.  James Potter niedbałym gestem zrzucił z siebie pelerynę i zabrał się za zdejmowanie ochraniaczy, których zwykle używał podczas treningów Quidditcha.  Nie dasz rady kontrolować jej na odległość.
Syriusz zacisnął szczęki, ale nic nie powiedział. Minęło już tyle czasu, że zdążył upewnić się w tym, że przyjaciel ma rację, ale wciąż nie potrafił tego sformułować w postaci konkretnej deklaracji. Wciąż zerkał na Mapę Huncwotów, nie tracąc nadziei, że zapobiegnie czemuś złemu, czemuś, czego nie byłby w stanie znieść.
 Dlaczego tego po prostu nie powiesz?  zapytał James tonem, jakby mówił o pogodzie. Black nerwowym gestem wygładził wszelkie zgięcia na powierzchni Mapy, czując na sobie uważny wzrok Pottera.
Moon jest zakazana  niemal wypowiedział te słowa, patrząc intensywnie jak poszczególne elementy stroju Rogacza lądują w jego kociołku. W końcu, kiedy na wierchu spoczął blezer w godłem Gryffindoru, odezwał się głośniej:   To przecież nie miało być tak.
Potter uniósł brew, przygryzając jednocześnie rzemyki ochraniaczy okrywających przedramiona. Uśmiechnął się półgębkiem.
 Przez całe życie jedyne, co robimy, to łamiemy zobowiązania i zasady. Co w tym złego, Łapo? Czy kiedykolwiek żałowałeś?
Black szarpnął duszący go krawat i mimowolnie potrząsnął głową.
 Teraz jest inaczej.
Rzucił mu krótkie spojrzenie, jakby miał nadzieję, że da się to wszystko przekazać bez słów. Kpiący uśmiech spełzł z ust Pottera, który jednak nie ruszył się z miejsca, przyglądając się mu uważnie. Jakby już kiedyś to przeżył, wiedział, że teraz jest właściwy moment na poważne wyznania, zbyt wstydliwe, by wyrażać je na głos.
 Śniła mi się  powiedział z trudem i odchrząknął, żeby odwrócić uwagę od tego, co pojawiło się w jego czarnych, pozornie nieprzeniknionych oczach.
James zdobył się na złośliwy uśmieszek, ale głos drgnął mu nieznacznie, kiedy się odezwał.
 No, no, Łapo, tylko bez pikantnych szczegółów…
Syriusz zacisnął dłonie tak mocno, że poczuł ból. Z wysiłkiem zebrał myśli. Może wyznać wszystko, przecież to James. Nigdy go nie zdradzi, byli niemal braćmi. Byli więcej niż braćmi. Kiedy Regulus wkradł się w jego myśli, ogarnął go gniew, który pobudził odwagę.
 Miała krew na rękach  powiedział w końcu, nieco zbyt opryskliwie. James zmartwiał, wiedział to, nawet na niego nie patrząc.  Miała ręce całe we krwi, rozumiesz?
Black automatycznie przygotował się na zapewnienie, że to przecież tylko głupi sen, że już dawno uznali, że wróżbiarstwo to tylko rodzaj kłamstwa, ale Potter nie odezwał się ani słowem. Stał przed nim, w na wpół zsuniętych ochraniaczach, i patrzył na niego z pełną powagą, na którą zdobył się co najwyżej kilka razy w życiu.
Po chwili usiadł przy nim i pewnym gestem objął go ramieniem. Miał przy tym zmarszczone czoło i zaciśnięte usta, które nigdy nie wróżyły nic dobrego, a nie wypowiedział ani słowa, za co Syriusz był mu dozgonnie wdzięczny.

* * * * *

Severus Snape spuścił wzrok i odetchnął głęboko kilka razy. Zazwyczaj mistrzowsko panował nad swoimi emocjami i nie zamierzał pozwolić, żeby zmieniła to banda rozpieszczonych pacanów.
 Nie ma mowy  powtórzył Macnair z tępym, doskonale pasującym do jego twarzy uporem.  Mam gdzieś tę szlamę, nie będę za nią łaził.
Snape zignorował tę filozoficzną wypowiedź, którą Ślizgon raczył już wyrazić co najmniej cztery razy i z namysłem spojrzał na resztę towarzystwa. Młodszy Black wzbudzał w nim niejaką nadzieję na rozmowę na poziomie. Stał z boku i nerwowo przygryzał paznokieć kciuka, miotając wokół niepewne spojrzenia. Jak dotąd spisywał się bez zarzutu, na pewno nie będzie kwestionował następnych poleceń. Za bardzo wierzył w całą sprawę. Natomiast Avery…
 A co z drugą szlamą?  zapytał cicho, podnosząc swoje beznamiętne oczy na Snape’a, który w ostatniej chwili powstrzymał grymas cisnący mu się na usta.  Dobrze byłoby wykazać się jeszcze w Hogwarcie.
 Dam wam znać  uciął chłopak, rozglądając się uważnie wokół. Granica Zakazanego Lasu od dawna nie była już bezpieczna i dyskretna. Należało znaleźć nowe miejsce spotkań…
 A niby dlaczego to ty masz być szefem, co, Snape?  Macnair najwyraźniej był w bojowym nastroju.  Może od razu wytłuczmy więcej szlam, po co mamy czekać?
 Bo  Snape zacisnął swoje pożółkłe od eliksirów palce, tak niepozorne przy łapach kolegi.  Musimy być ostrożni. Mamy wyraźne polecenia. A może chcesz podyskutować ze Śmierciożercami, może nawet samym Lordem, co, Macnair?
Chłopak głośno wypuścił powietrze przez nos i kilka raz zacisnął i rozluźnił pięści, które już w jego niezbyt imponującym wieku siedemnastu lat były groźnym narzędziem.
Imbecyl  pomyślał pogardliwie Snape, przenosząc wzrok na wpół uschniętą kępę mchu.  Nadaje się tylko do mechanicznej roboty, zero w nim finezji.
Odnotował to jako wskazówkę na przyszłość. Już niemal odruchowo obserwował ludzi i oceniał, do czego mogliby przydać się w przyszłości. Zawierał tylko takie znajomości, jakie były konieczne i tylko wtedy, kiedy był absolutnie pewien korzyści, jakie mu przyniosą. Był wprawdzie jeden wyjątek, ale doskonale wiedział, że zabrnął już zbyt daleko – nikt zresztą nigdy się o tym nie dowie, ta naprędce sklecona banda aktywistów, jak ich w myślach złośliwie nazywał Snape, pewnie nawet nie potrafiła wymówić słowa Legilimecja.
Z tych ponurych rozmyślań wyrwał go nagle głos młodego Blacka.
 Trzeba pogłębić zaangażowanie. Mam… Mam pewien pomysł.
Severus spojrzał na niego z uwagą. Chłopak mocno zaciskał usta, a jego oczy błyszczały bystro w półmroku.
— Ty masz pomysł?  zarechotał Macnair.  Mam nadzieję, ze tym razem bez pomocy twojego ojczulka?
Regulus zignorował jego zaczepkę z kamienną twarzą, co wzbudziło uznanie i żywe zainteresowanie Snape’a, który dopatrzył się w jego zaciętej twarzy czegoś szczególnego. Czekał cierpliwie na następne słowa Ślizgona, który rozejrzał się obojętnie po swoich współtowarzyszach, na sam koniec skupiając wzrok na jego twarzy.
 To będzie zupełnie łatwe.

* * * * *

Wzięła głęboki oddech i przytrzymała go na moment, z ręką zwiniętą w pięść o cal od zamkniętych drzwi. Zrobiła w myślach przegląd wszelkich wątpliwości i przyczyn, dla których znalazła się w tym miejscu.
W pewnym sensie w ogóle nie chciała o tym mówić. Regulus udzielił jej tej informacji pod niejawną groźbą i w zaufaniu, dlaczego więc Huncwoci mieliby ją poznać ot tak? Postarała się, żeby ją zdobyć. Poczekała na właściwy moment i użyła odpowiedniej presji. Co oni z tym zrobią? Z pewnością nic dobrego.
Opuściła dłoń o kilka cali i rozluźniła chwyt. Potrząsnęła blond włosami, jakby chciała przegonić myśli, które, zupełnie niechciane, pojawiły się nagle w jej głowie. Przecież to Remus. Nigdy nie był jej wrogiem, nie zrobił nic na jej niekorzyść. Jedyny dług, jaki miała wobec niego, to fakt, że mimowolnie odebrał Syriuszowi Elisabettę i zawsze oficjalnie stawał w jej obronie. Mogła mieć wobec niego tylko pozytywne uczucia. Dobry, uczciwy, godny zaufania Remus.
Szybko, jakby w obawie przed następnymi myślami, wyciągnęła rękę i stanowczo zastukała w drewniane drzwi.
Po kilku długich, pozbawionych oddechu chwilach, drzwi uchyliły się. Ku swojemu rozczarowaniu zobaczyła w nich nie Remusa, a Syriusza Blacka.
Cofnęła rękę i schowała ją do kieszeni. Zanim zdążyła ukryć swoje prawdziwe emocje, szmaragdowozielone oczy omiotły jego sylwetkę, ukazaną przez ledwie narzuconą na ramiona białą koszulę.
 Wejdź  mruknął Black z wyraźnym zakłopotaniem i niepewnie zrobił krok w głąb dormitorium. Moon zacisnęła dłoń w kieszeni, tak, że jej paznokcie pozostawiły ciemne ślady.
 Jest Remus?  zapytała nieco zbyt wysokim głosem, odruchowo skupiając się na bólu dłoni, który pozwalał jej zebrać myśli. Syriusz cały czas patrzył na nią uważnie, jakby przygnębiony. Dziewczyna zastanowiła się przez chwilę i zaklęła w myślach.
Nerwowym gestem odwróciła się do ściany i przygładziła włosy po prawej stronie twarzy. Na jej twarzy, ciągnąc się od skroni po sam podbródek, widniał imponujący, purpurowy siniak. Nie potrafiła go usunąć samodzielnie – wczoraj Moc dobitnie pokazała jej, że nie zamierza współpracować. Wstydziła się też świeżej porażki przed panią Pomfrey, która zadawałyby wiele niepotrzebnych pytań albo, co gorsza, litowałaby się nad nią. Właściwie po południu tak bardzo zajęła się odrabianiem prac domowych, że do tej chwili zupełnie zapomniała o sińcu.
 Jest na zebraniu prefektów, niedługo powinien wrócić. Daj mi chwilę  rzucił i poszedł do łazienki.
Moon została sama w przedsionku dormitorium, czując się jak ostatnia idiotka. Nie chciała pogrążać się jeszcze bardziej w oczach Blacka, więc ruszyła przed siebie wolnym krokiem, ostrożnie omijając wszelkie przeszkody rozrzucane tygodniami przez Huncwotów. Z ulgą spostrzegła, że nie zostanie z nim sam na sam – zakopany w pościeli aż po szyję leżał Peter, wprawdzie pogrążony w głębokim śnie, ale z powodzeniem mogący służyć do ewakuacji.
Krótkim gestem strąciła stos ubrań z jedynego krzesła i przysiadła na jego brzegu, jak zwykle rozglądając się z ciekawością. Co też Huncwoci knują tym razem? Pomiędzy pogniecionymi kartonikami Fasolek Wszystkich Smaków, zwojami pergaminów, ekwipunkiem do Quidditcha i podejrzaną liczbą kociołków, wypatrzyła kilka interesujących książek takich jak Ektoplazma też człowiek czy Transmutując nietransmutowalne. Zdążyła wziąć do ręki mocno zużyty egzemplarz Zjawisk paranienormalnych i rozważyć wypożyczenie podobnego w bibliotece, kiedy drzwi łazienki otworzyły się, ukazując już kompletnie ubranego Syriusza Blacka. Moon z uwagą przeglądała spis treści, demonstracyjnie ignorując jego pełną wyczekiwania postawę.
 Eee…
Dziewczyna podniosła wzrok znad książki, żeby z chłodnym zdziwieniem utkwić go w Syriuszu.
 Pomożesz mi zapiąć mankiety?
Gdyby zaproponował jej wspólną wyprawę do Grecji w poszukiwaniu mantykor, nie byłaby bardziej zdumiona. Przez kilka długich sekund zdobyła się jedynie na parę pełnych niedowierzania mrugnięć, nie tracąc nadziei, że się przesłyszała. Sam fakt, że Black przez siedem lat uczęszczania do Hogwartu nie zdołał opanować tajemnej sztuki zapinania mankietów był mimo wszystko mniej szokujący niż to, że ją o to poprosił. Nawet jego słynny tupet nie usprawiedliwiał czegoś takiego.
 Jakoś nigdy sobie z tym nie radziłem.  Z rozbrajającą prostotą wzruszył ramionami i nadal patrzył wyczekująco.
Jak we śnie Moon zamknęła książkę i odłożyła ją na pobliską szafkę nocną. Wstała i podeszła do niego sztywnym krokiem. Jej zmysły zdawały się odbijać echem w jej głowie, kiedy w nozdrza uderzył ją znajomy zapach perfum, kiedy jej palce chwyciły cienki materiał koszuli i musnęły jego skórę.
Czy można być pod wpływem Imperiusa i o tym nie wiedzieć?  Myślała roztrzęsiona i oburzona swoją własną uległością.  Co ja wyprawiam! Dlaczego po prostu nie kazałam mu się odwalić?
Teraz już było na to stanowczo za późno, a wszystko utrudniało drżenie rąk, przez co cały proces trwał znacznie dłużej niż powinien. Bliskość chłopaka oszałamiała ją bardziej niż chciałaby to przyznać. Jego dłonie były ciepłe i miękkie, przywoływały niepotrzebną melancholię i wzmagały jej zdenerwowanie. Kiedy wreszcie ostatni guzik został zapięty, odsunęła się, nie próbując nawet stłumić westchnienia ulgi, nie odważyła się jednak podnieść na niego oczu.
 Dziękuję  powiedział cicho, a Moon cofnęła się jeszcze bardziej.
 Pogadam z Remusem innym razem  rzuciła i gwałtownie odwróciła się w stronę wyjścia, porzuciwszy pozory w rozpaczliwym pragnieniu znalezienia się po drugiej stronie drzwi.
 Zaczekaj  odezwał się pospiesznie i schwycił ją za łokieć. Zwykłe połączenie delikatności i stanowczości w tym geście, szczególny ton jego głosu, a może fakt, że w głębi duszy chciała, żeby ją zatrzymał sprawiły, że blondynka zatrzymała się w pół kroku, jak wrośnięta w ziemię. Zaryzykowała szybkie spojrzenie w górę.
 Mogę znaleźć tego Krukona, który ci to zrobił  powiedział miękko, czyniąc delikatną aluzję do jej wczorajszej kompromitacji. Patrzył na nią z taką troską, że zrobiło się jej niedobrze.
 Wybij to sobie z głowy  odparła krótko Moon, marszcząc lekko brwi.  To nie jego wina, tylko moja, jasne? I nie udawaj, że cię to obchodzi.
 Posłuchaj, nigdy nie chciałem być twoim wrogiem.  Szybko wyrzucał z siebie słowa, jakby nagle brakło mu czasu, mimo że wcześniej zmarnowali dobre piętnaście minut na milczenie.  Chciałem… Nadal chcę być blisko, uwierz mi.
Przytomność umysłu wróciła do niej opóźniona, ale ze zdwojoną siłą. Wysunęła rękę z jego uścisku i znowu cofnęła się obronnym gestem.
 Wiesz, w co nie mogę uwierzyć?  zapytała, mrużąc oczy i zaciskając palce w pięści.  W to, że po tym wszystkim znowu mnie upokarzasz! Poważnie mi proponujesz, żebyśmy zostali przyjaciółmi?
Black zmieszał się wyraźnie i w przypływie instynktu przetrwania w ostatniej chwili powstrzymał krótkie „tak”, które niemal wyrwało mu się z ust. Miał wrażenie, że to nie jest dobry moment na mówienie prawdy.
 Po co to robisz?  Gryfonka dygotała ze złości, a jej zielone tęczówki przez ułamek sekundy przeciął purpurowy błysk.  Kto tym razem jest twoją widownią? Może Peter?
 Moony, co się dzieje?  zapytał, teraz już poważnie zaniepokojony. Przez chwilę wydawało mu się, żeby zobaczył coś złego w jej twarzy. Czy to był pierwszy raz, czy może zignorował wszystkie poprzednie?
 Mnie się pytasz?!  Dziewczyna piekliła się dalej, coraz bardziej podnosząc głos. Lada moment zbierze się tu tłum gapiów.
Black, wieloletni i doświadczony koneser ryzyka, postanowił poddać się mu także tym razem. Lewą ręką mocno chwycił ją za ramię, a prawą możliwie najdelikatniej ujął jej twarz i siłą przesunął szamoczącą się dziewczynę w stronę okna.
 Zwariowałeś?!  syczała, ale on wciąż ją przytrzymywał, próbując zajrzeć jej w oczy w poszukiwaniu niepokojącego, dziwnie znajomego mgnienia. Szkarłatny rozbłysk zwinął się jak wąż wokół jej źrenicy i zniknął, pozostawiając zwykłą, ciemną zieleń.
Moon rozchyliła usta i zachwiała się niebezpiecznie, więc Syriusz puścił jej ramię i podparł ją własnym. Przymknęła oczy i westchnęła sennie. Nagle zesztywniała w jego ramionach i obrzuciła go bystrym spojrzeniem.
 Zaraz, co ty wyprawiasz?  zawołała i wyszarpnęła się z jego uścisku, patrząc na niego z niedowierzaniem.
 Niczego nie pamiętasz, prawda?  zapytał z mieszaniną fascynacji i strachu. Wyraz jej twarzy zdawał się potwierdzać wszystko. Przygładziła włosy, zasłaniając nimi siniaka, wciąż patrząc na niego jak na wariata. Wyciągnął do niej rękę, chcąc powiedzieć coś jeszcze, ale właśnie wtedy do dormitorium wszedł Lupin.
 Och  powiedział zdziwiony zastanym widokiem.  Już idę, nie przeszkadzajcie sobie.
 Przyszłam do ciebie.  Moon rzuciła ostatnie, pełne podejrzliwości spojrzenie w stronę Blacka, po czym podeszła do Remusa.  Muszę ci coś powiedzieć.
 W porządku  odpowiedział powoli, z namysłem wodząc wzrokiem od niej do Syriusza i z powrotem, jakby próbował odgadnąć, co tu się wydarzyło. Żadne z nich nie zamierzało mu w tym pomóc, w dodatku Dominika dorzuciła bez ogródek:
 W cztery oczy.
Black wzruszył ramionami i z ponurą miną ruszył do drzwi.
Nastąpiła chwila milczenia, przerywana niekiedy przez pochrapywanie Petera.
 Miałem nadzieję, że się pogodziliście  mruknął w końcu Lupin, rzucając nieśmiałe spojrzenie na jej poobijaną twarz.  Wiesz, Łapa bardzo się przejął twoim pojedynkiem…
 Szkoda czasu, Remusie.  Moon machnęła ręką lekceważąco i postanowiła od razu przejść do rzeczy.  Wiem już, kto na ciebie doniósł. To był Snape.
Chłopak odetchnął z rezygnacją, jakby tego właśnie się spodziewał. Przeczesał palcami włosy, podczas gdy Moon przyglądała mu się czujnie.
 To teraz bez znaczenia. Już po wszystkim, Lisa nie chce mnie znać.  Mówiąc to, wyglądał tak żałośnie, że Dominika miała ochotę od razu go pocieszyć, ale najpierw musiała wyprowadzić go z błędu.
 Jest coś jeszcze  powiedziała przyciszonym głosem, rzucając ukradkowe spojrzenie w stronę łóżka, na którym słodko drzemał jeden z Huncwotów. Pochyliła się lekko w stronę Lupina.  Zauważyłeś jego siniaki? Myślę, że te dwie sprawy mają coś wspólnego.
Gryfon ściągnął brwi i krótko skinął głową.
 Skąd to wszystko wiesz?  odszepnął, patrząc na nią z niejakim uznaniem.
Moon uśmiechnęła się słabo.
 Myślę, że już to wiesz. I z tego samego powodu wolałabym, żebyś nie zdradzał reszcie, skąd masz te informacje.
 Jak wolisz. Dziękuję, że mi to powiedziałaś. Jestem twoim dłużnikiem.
 No, no, Remusie.  Znowu rozciągnęła usta w uśmiechu, który jednak nie objął oczu. – Mam nadzieję, że nieprędko będziesz miał okazję spłacić ten dług. Muszę już lecieć. Miejcie oko na Petera, to dobry chłopak.
 Oczywiście  mruknął, trochę niezadowolony, że dziewczyna tak głęboko wniknęła w ich prywatne sprawy.  Na pewno nie chcesz… porozmawiać?
Blondynka potrząsnęła głową.
 Naprawdę nie mam czasu. Mam dziś szlaban w Skrzydle Szpitalnym.
 Szlaban?  Zdumiał się Lupin. Wydawało mu się, że czasy, w których Moon zaliczała szlabany z ich wyraźną pomocą, należały do dalekiej przeszłości.  Za co?
 Za wałęsanie się po błoniach. No, to do zobaczenia, Remusie.
Trzasnęły drzwi i chłopak został w dormitorium sam, nie licząc śpiącego Petera i dziesiątek myśli, z których każda walczyła o pierwszeństwo.

* * * * *

Pracowicie ucierała cuchnącą maść w małym, kamiennym moździerzu. To był całkiem przyjemny szlaban, bardzo praktyczny. Pani Pomfrey, młoda i energiczna pielęgniarka, chętnie dzieliła się swoją wiedzą i pochwalała jej decyzję o zostaniu uzdrowicielką.
 To pożyteczny i ambitny zawód, zwłaszcza w trudnych czasach  powiedziała, nie podniósłszy wzroku znad kartoteki, którą właśnie wypełniała, a Dominika powstrzymała się przed powtórzeniem jej opinii Severusa Snape’a na ten temat, która kiedyś wstrząsnęła nią do głębi.
Teraz z niedowierzaniem pokręciła głową, nie przestając energicznie poruszać tłuczkiem. To było zaledwie kilka miesięcy temu, kiedy spotkała go w magicznej aptece na ulicy Pokątnej. Tuż po tym jak Syriusz uciekł z domu, tuż przed powrotem do Hogwartu. Tak strasznie, strasznie dawno. Czuła się jakby każdy z miesięcy, które dzieliły ją od tego wspomnienia, był co najmniej dekadą. Tak wiele się wydarzyło. Tak wiele złych, okropnych rzeczy.
W pomieszczeniu nie rozlegał się żaden dźwięk poza chrobotaniem tłuczka o moździerz. Pani Pomfrey zamknęła się w swoim gabinecie, poleciwszy jej zdawanie relacji z wszelkich nagłych wypadków, których było jak na lekarstwo. W Skrzydle przebywał tylko jeden pacjent, w dodatku szczelnie zasłonięty parawanem, a nie zanosiło się na kolejnych gości.
Zdziwił ją własny sentymentalizm, ale ostatnio nie miała zupełnie czasu, żeby trochę się nad sobą poużalać. Ciągle czymś się martwiła, do czegoś się spieszyła, ale nie było w tym wszystkim wiele czasu na myślenie. Co ją do tego skłoniło? Może jego dotyk, zaledwie parę godzin temu. Miała ogromny żal do Blacka, zawiódł ją jak nikt wcześniej, ale ciągle była w nim zakochana, to pewne. Ręce wciąż drżały jej w jego obecności, ale do swoich uczuć podchodziła z zadziwiającym spokojem, jakby należały do kogoś innego. Takie rzeczy zdarzają się bez przerwy. Nic w tym niezwykłego. Ale musiała przyznać, że jakaś część jej samej nienawidziła jej za to, że stchórzyła, kiedy z wciąż niezrozumiałych dla niej przyczyn nagle spostrzegła, że znajduje się w jego ramionach.
To była dobra decyzja, wiedziała o tym, chociaż ta wiedza nie przysparzała jej wiele radości.
Odłożyła tłuczek i rozmasowała zdrętwiały nadgarstek. Po chwili sięgnęła do kieszeni, żeby wydobyć z niej mały słoiczek, do którego pielęgniarka poleciła jej przełożyć maść. Jej palce napotkały jednak mały, szczelnie zwinięty kawałek pergaminu.
Serce zabiło jej szybciej. Właściwie, czemu nie? Wcześniej zabrakło jej odwagi, ale teraz czuła głównie rezygnację, a nawet trochę ciekawości. Może właśnie w tym pergaminie znajdzie odpowiedź na dręczące ją pytania i wątpliwości?
Od razu rozpoznała cienkie, niesamowicie regularne pismo.

To właśnie w strachu drzemie największa słabość człowieka. Pozostaw go za sobą, a osiągniesz potęgę. Osiągnij potęgę, a zdobędziesz wieczność.
Nie istnieje nic bardziej ostatecznego.
Twój Mistrz

Poczuła jak zalewa ją przyjemne ciepło. Nareszcie jakaś pozytywna i motywująca rada. W ciągu ostatnich tygodni spotykała się niemal wyłącznie ze zdziwieniem i współczuciem innych, a Mistrz sprawiał wrażenie, jakby doskonale ją rozumiał i wiedział, czego naprawdę potrzebuje. Jego drugi liścik był nie mniej zagadkowy, co pierwszy, ale Dominika lubiła zastanawiać się nad jego słowami. To nie mogło być nic błahego ani przypadkowego, w końcu pisywał do niej światowej sławy czarodziej i naukowiec, ktoś, kto mimo swoich rozlicznych obowiązków znajdował czas, żeby wesprzeć ją swoim doświadczeniem i mądrością. Nie wyrażał swoich myśli wprost, ale to czyniło je tym cenniejszymi.
Strach. W tym momencie bała się tylu rzeczy, że nie bez lekkiej kpiny zastanawiała się jak to możliwe, że codziennie wstaje z łóżka i normalnie uczestniczy w życiu Hogwartu. Czuła, że ledwie nad sobą panuje, że nieustannie przegrywa z samą sobą, a pojedynek z Krukonem tylko to potwierdził. Moc z jakiegoś powodu od niej odeszła – owszem, czuła, że pozostaje gdzieś blisko, niemal w zasięgu ręki, ale już nie potrafiła z niej korzystać. Zamiast obronić ją przed atakami przeciwnika, zablokowała się i pozwoliła jej solidnie oberwać. Dlaczego tak się działo? Utrata niechcianego talentu sprawiła, że czuła się niepewna i zagrożona. Jej naturalna tarcza zniknęła, być może bezpowrotnie.
Może Lord wiedział o tym i dlatego napisał o panowaniu nad strachem? Ale skąd mógłby mieć informacje o tym, co robią uczniowie w Hogwarcie? W każdym razie, warto byłoby to rozważyć. Może gdyby odnalazła w sobie dość odwagi i pewności siebie, Moc by do niej powróciła? Może to tylko kwestia podejścia, zupełnie jak z psami, które ponoć wyczuwają strach?
Nie miała pojęcia, czy właściwie zrozumiała wiadomość. Kiedy teraz o tym myślała, przypomniała sobie, że przecież Regulus wręczył jej liścik na kilka dni przed pojedynkiem, więc chociaż ta hipoteza okazała się nieprawdziwa. Mimo to, dobrze było wiedzieć, że gdzieś tam, za murami zamku jest ktoś, kto nad nią czuwa.

* * * * *

Lily niespiesznie przemierzała hogwarckie korytarze w najbardziej niewiarygodnym towarzystwie, jakie mogła sobie wyobrazić.
Żeby było jasne – to nie była jej inicjatywa. Pojawienie się na próbie do jutrzejszego przedstawienia było jej obowiązkiem, obowiązkiem wszystkich prefektów. Musieli czuwać nad każdym, nawet najmniejszym aspektem wszystkich wydarzeń planowanych dla uczczenia tysięcznej rocznicy powstania Hogwartu. Lily była tym bardzo podekscytowana. Cieszyła się, że mogła uczęszczać do szkoły akurat w tym roku i być świadkiem tego wszystkiego.
A jak to się stało, że w drodze powrotnej towarzyszył jej nie kto inny jak James Potter? Och, to całkiem proste. Mieli wracać we trójkę, ona, Remus i Potter. Było to całkiem naturalne rozwiązanie, w końcu byli jedynymi Gryfonami obecnymi wtedy w Wielkiej Sali, która została przystosowana na potrzeby ich przygotowań. Ledwie zdążyli wejść na pierwsze piętro, kiedy Lupin nagle uderzył się dłonią w czoło, przypomniawszy sobie, że jeszcze przed meczem pomoże profesor Sprout poprzenosić ciężkie donice do letniej cieplarni. Przeprosił ich i pognał na błonia.
Lily podejrzliwie zerknęła na Pottera. Sytuacja śmierdziała z daleka i nawet jego ostentacyjnie niewinna i pełna zdziwienia mina nie mogła tego zatuszować. Remus cierpiący na sklerozę? Profesor Sprout nie potrafiąca użyć Wingardium Leviosa? Kiepska historyjka.
 Ach, ten Lunatyk  westchnął teatralnie Potter, najwyraźniej wciąż pozostający pod wrażeniem swoich talentów aktorskich.  Czasem mam wrażenie, że te jego migreny pożerają mu ostatnie szare komórki.
 Ciekawa teoria  sarknęła Evans, nie skomentowała jednak kwestii posiadania szarych komórek, bo za radą Moon bardzo starała się nie być niemiła bez potrzeby.  A ty? Nie spieszysz się na trening do ostatniego meczu przed Tysiącleciem?
Jak już zostało wspomniane, panna Evans była pełna zachwytu w stosunku do zbliżających się nieuchronnie uroczystości, wiązała z nimi także wielkie plany, więc mimo drobnych złośliwości, którymi raczyła pana Pottera, tysiąclecie zabrzmiało w jej ustach nie inaczej jak Tysiąclecie.
 Nie ma pośpiechu  zapewnił ją chłopak szarmancko, chociaż fakt, że Lily szła takim drobnym i niespiesznym krokiem, zwykle wzbudzającym jego niepodzielny zachwyt, teraz przyprawiał go niemal o ból głowy.
 To dobrze  ucieszyła się ruda Gryfonka, zanim zdążyła się ugryźć w język. Posłała spłoszone spojrzenie w stronę Pottera, pełna żarliwej nadziei, że nic nie zauważył. Lekki uśmiech i błysk w jego orzechowych oczach zapewniły ją, że owszem, nie tylko zauważył, ale i zinterpretował. Przez dłuższą chwilę szli w milczeniu.
 Wiesz, Lily…  Okularnik wymówił jej imię z wyraźną satysfakcją, chociaż wyraz jego twarzy pozostał skupiony i pełen zamyślenia. Oba te zjawiska sprawiły, że serce Evansówny zabiło żywiej. A więc jednak! W głębi duszy wiedziała, że w końcu wcześniej czy później zaprosi ją na bal. Musiała jednak przyznać, że udało mu się wzbudzić jej zainteresowanie, ba, nawet trzymać ją w niepewności, ale dość już tych gier. Niech powie, co ma do powiedzenia, a ona… No właśnie, a co ona odpowie?
Potter najwyraźniej nie zauważył nagłej paniki u swojej towarzyszki, bo po krótkim namyśle tym samym tonem dokończył swoją wypowiedź.
 Zbliżają się OWUTEMy, prawda? Myślałem sobie ostatnio, jakie to ważne dla naszej przyszłości, żeby zdać wszystko jak najlepiej i przyszedł mi do głowy taki pomysł… Oczywiście, jeśli tylko ci to nie przeszkadza… Może moglibyśmy czasem pouczyć się razem?
Lily stanęła jak wryta. Gdzieś ponad ramieniem Jamesa widać już było portret Grubej Damy, ale ona nie mogła zdobyć się nawet na krok.
W pierwszej chwili poczuła się okropnie, zupełnie jakby Potter znowu wywinął jej jakiś numer i właśnie wypowiedział pointę. Była głupia, myśląc, że ją zaprosi. W końcu gdyby chciał, zrobiłby to już dawno, prawda?
Ale stopniowo, coraz wyraźniej przez tę delikatną i nieśmiałą kobiecość zaczęła przebijać się krukońska część osobowości Lily, której słowa chłopaka sprawiły wyraźną przyjemność. Bo czyż trudno o lepszy dowód, że słynny James Potter wreszcie dojrzał? I właśnie ją poprosił o przysługę?
 Dobry pomysł  powiedziała i uśmiechnęła się do niego serdecznie.
Dokładnie dziesięć minut później Huncwoci mieli prawdziwy ubaw, słysząc opowieść Rogacza o tym, jak Evans połknęła przynętę, która była lepsza od zwykłego haczyka jedynie w tym, że słowo „randka” ukrywała za zgrabną „nauką”. Oczywiście, nie mogło być mowy o prywatności i czułości, które zwykle towarzyszą randkom, ale uzasadnienie Pottera było szyte na tyle grubymi nićmi, że powinien być wdzięczny za wszystko. I, na gacie Merlina, był!




Rozdział dedykuję Neithirii – powinnam zrobić to już dawno ze względu na niewiarygodną motywację, którą przekazuje mi z rozdziału na rozdział, ale żaden z ostatnich nie wydawał się na akceptowalnym poziomie ;p Dziękuję!

15 komentarzy:

  1. Nie wierzę. Nie dość, że jestem pierwszą komentującą, to jeszcze nie mam zaległości żadnych. No nie wierzę w samą sytuację :DD.
    Dominika chyba znów wpada trochę w swoją samotność, inne towarzystwo i mam wrażenie, że to trochę źle na nią zadziała. Swoją drogą dość spora odwaga, aby walczyć bez różdżki w dodatku, kiedy i nią ostatnio nie obraniała się dość dobrze. No, ale szkolić się trzeba. Czy ja dobrze zrozumiałam, że to Pete narobił sobie siniaków po bitwie ze Snapem? A może teoretycznie takie było wytłumaczenie, a kryje się pod tym zupełnie coś innego? Czy to jednak niesłusznie obwiniałam Petera już teraz o jakąś zdradę? Cóż nie było to zaskoczeniem, że to Snape rozpowiadał takie rzeczy. Chyba że nas wkręcasz. Jednak jak na razie to on tylko jawnie o tym wiedział. Naprawdę fajnie wyszła ta scena z Syriuszem i Dominiką. Taka naturalna z tymi wszystkimi emocjami i troskami, niepewnymi sytuacjami. Chyba oboje nadal siebie pragną, tylko Black czegoś się obawia i to chyba było końcem ich związku. Przynajmniej tak myślę. No proszę Lily wpadła w pułapkę Jamesa. W sumie to ta wspólna nauka to dla niej coś w rodzaju tego balu ;p. No bo nauka, rzecz ważna. W dodatku Potter zaplusował, bo wygląda na kogoś odpowiedzialnego teraz ;d. Ale no proszę, proszę, co to się stało, że Evans oczekuje zaproszenia od niego. Widać, że w życiu czasem trzeba nie być nachalnym i dać się poznać krok po kroku. Oj, Voldi coś tutaj ładnie manipuluje Dominiką. Może tak jak u Harry'ego wkradł się do jej myśli, umysłu? Może to Black zauważył? Niepierwszy raz zdarza się sytuacja, że jakimś sposobem ktoś nagle zostaje przez coś "zaczarowany". A ona przecież dotyka tych listów. Mam nadzieję, że sen Blacka nie będzie proroczy. I mam nadzieję, że to nie jest krew ludzi, których zabiła. W każdym razie na pewno jeden z koszmarów Syriusza. Tak to jest, jak się bez zastanowienia rzuca dziewczyny, teraz będą mu się koszmary senne śniły!;p

    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fanfary! Bardzo miło widzieć Cię na bieżąco :)
      Teraz, kiedy nie ma Syriusza do pomocy, Dominika musi znaleźć jakiś sposób, żeby ćwiczyć Białą Magię, nie tylko w dziedzinie ogrodnictwa. Niestety, wciąż żywe negatywne emocje, które nią targają, uniemożliwiają skuteczne korzystanie z Mocy i Moon nie może się z tym pogodzić - zwłaszcza że Voldemort podpowiada jej inne rozwiązanie.
      Skąd się wzięły siniaki Petera, tego jeszcze nie wiadomo. Na razie wszyscy powinni stać się nieco bardziej uważni.
      Bardzo się cieszę, że podobała Ci się scena w dormitorium :) Oprócz wątku fabularnego, starałam się przede wszystkim pokazać napięcie i niewypowiedziane uczucia między tą dwójką.
      No właśnie, właśnie, James wykazał się przebiegłością i cierpliwością :> Może to nie było zbyt czyste zagranie, ale w miłości i na wojnie wszystko jest dozwolone! No i wkróce okaże się, że ta zmiana nie jest tylko powierzchowna.
      Bardzo dziękuję Ci za komentarz i naprawdę cieszę się, że wytrwałaś ze mną aż do bieżącego rozdziału :D
      Z pozdrowieniami
      Eskaryna

      Usuń
  2. Wiesz ,co Ci powiem? Dzięki Ci za to, że rozwijasz teraz i w ten sposób relację między Lily i Jamesem, ponieważ to właśnie dzięki temu pozostaje we mnie jakas nadzieja, że może nie wszystko skonczy się źle. BO ja mam bardzo złe przeczucia co do Dominiki. Boję się tego, co wybierze. Wydaje mi się, że ta dziewczyna żyje w totalnej ułudzie; Ślizgoni - nawet jeśłi o tym wiedzą - tlyko będą ją w tym utwierdzać,a Gryfoni nie mają pojęcia, kto obecnie uczy - czy zaczął nauczać - Dominikę. NIe dziwię sie, że Moc zniknęla czy może lepiej - schowała się. Gdyby Dominika przypomniala sobie,co mówił o niej Dumbledore albo też poprzedni nauczyciel, wiedziałaby, dlaczego tak się stało. Sam fakt, że nawyraźniej chciała, aby wszyscy się dowiedzieli,że posiada większą, inną moc niż przeciętny uczen... aż dziwne, że Flitwick w ogóle pozwolił jej wyjść bez różdżki, to do niego niepodobne. A, do tego włąśnie fragmentu, z pojedybnkiem, mam jedyną uwagę merytoryczną - nie podobało mi się to, że nie bło wg mnie wstęu. Zaczęłaś opis ze strony Syriusza tak od środka, kiedy wszyscy już znajdowali sie w bliżej nieokreślonej saliw bliżej nieokreślnobym miejscu. Kilka zdań wstęu załatwiłoby sprawę.
    Wracająć do Syriusza - dobrze, że zauwazył swój błąd. Widzi wyraźnie, że nie zrobił dobrze, odsuwając się od Dominiki, choć jeszcze nie dostrzega pełni grozy sytuacji. Zastanawiam się, co miał Black na myśli, pytając ją "czy pamięta". To, że jej oczy nagle zmieniły kolor, a ona wydawała się w ogóle nad sobą nie panować? czy też może to, co ich łączyło? Te oczy, ta złość, która potrafi Moon owłądnąc, coraz bardziej mnie rpzeraza i mam wielką nadzieję, że uda się jej jakoś to zwalczyć... Nie jest na przegranej pozycji, tego jestme pewna, świadczy o tym chociażby to, że powiedziała Remusowi o Snapie,to, że przyjaźni się z Lily, to, że przyznała sama przed sobą, że jest zakochana w Syriuszu. Ale z drugiej strony boję sie o nią, boję się jej fascynacją Mistrzem - CVoldemortem - i tego, że ona nie ma prawiłowej perspektywy, że wyidealizowała sobie pewne sprawy... Oni potrafia mamić,a ona jest ich ofiarą. POkazuje to też fragment ze Ślizgonami. Zawsze bierze mnie złośc na młodego Severusa, bo ja tak bardzo uwielbiam jego stara wersję i wiem, że jako młody też musiał mieć to coś w sobie, ale wtedy wybierał inaczej... I tak niesprawiedliwe mi się to wydaje, choć jeszcze bardziej w konkteście regulusa, który przepłacił życie i nikt nie wiedział bardzo długo, co ostatecznie wybrał...
    Ale zakończe pozywtywnie - końcówką. Lily, która chce nagadać Jameowi o braku szarych komórek, ale jednocześnie Lily, która tego nie robi o ktora chce, aby Potter zapytał ją o bal. A on nie pyta, pyta o naukę, i wygrywa na tym. Myślę, ze umarłby ze szczęścia, gduby wiedział, że nie musi robić żadnych podchodów. Ale dobrz,e że robi, bo juz do konca oswoi naszą Lily ;p
    Zauważyłam kilka błędów int (np. tutaj brak przecinków przed oboma "niż": Teraz już było na to stanowczo za późno, a wszystko utrudniało drżenie rąk, przez co cały proces trwał znacznie dłużej niż powinien. Bliskość chłopaka oszałamiała ją bardziej niż chciałaby to przyznać."). dodatkowo znów piszesz "quidditch" mała literą ;p
    Czy Dumbledore naprawdę NIC nie zrobi z Dominiką i Białą Magią?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej, uwielbiam Twoje komentarze :D Są takie wnikliwe, że kiedy je czytam, to tylko kiwam do siebie głową i powtarzam "no tak, właśnie tak".
      Lily i James to promyczek nadziei w mroku nadchodzącej wojny. Niby zawsze mam świadomość tego, co ich spotka, ale wierzę, że minuta prawdziwej miłości jest więcej warta niż całe życie udawania. Oczywiście nie oznacza to, że od teraz nastanie między nimi nieustająca sielanka, ale teraz ich pozy ledwie już ukrywają nieśmiałą czułość i cóż można powiedzieć - przeznaczenie!
      W życiu pozostałych dzieje się nieco mniej pozytywnie, to fakt :) Masz absolutną słuszność co do sytuacji Dominiki i bardzo cieszę się, że tak łatwo zauważyłaś, że w tej jej chęci sprawdzenia się podczas kubu pojedynków było też pewne wyzwanie... Niezbyt mądre zachowanie i za tę chwilę buntu Moon słono zapłaci w najbliższej przyszłości.
      Syriusz rzeczywiście w duchu już przyznał rację Jamesowi, ale co z tym faktem zrobi i czy to coś w ogóle zmieni - kwestia do dyskusji.
      Oczywiście Dominika wciąż znajduje się na tytułowym skraju. Jej przyjaźń z Lily zdaje się pogłębiać z dnia na dzień i nie osłabnie mimo tajemnic, jej współczucie wobec słabszych nie wygaśnie, a świadomość uczuć względem Syriusza nie zdoła ich zmienić. Mimo to Moon wciąż rozpaczliwie szuka akceptacji i zrozumienia, choć można kwestionować jej wybory. Na pewno brak jej właściwej perspektywy i rozeznania w sytuacji, ale też trudno ich od niej oczekiwać.
      Zawsze powtarzam i powtarzać będę, że wątek braci Black jest chyba najsmutniejszym (on czy Jily?!) wątkiem w całej historii i wciąż nie mogę go przeboleć. Dlatego odniosę się jeszcze do niego, w końcu Syriusz nie jest ślepy ani - chociaż czasem mogłoby się tak wydawać - pozbawiony uczuć. Różnych uczuć.
      Prawda, jakie optymistyczne zakończenie? Myślę, że teraz, kiedy James już wie, w czym rzecz, musi po prostu trzymać fason do samego końca :)
      Dziękuję za rady, postaram się jeszcze raz przejrzeć ten rozdział pod kątem błędów.
      Nie wiem, skąd bierze sie Twoja intuicja, ale Dumbledore wykaże się pewną inicjatywą już w kolejnym rozdziale... Pytanie tylko o jej krótkofalową i długofalową skuteczność :D
      Bardzo dziękuję za wspaniały komentarz i pozdrawiam
      Eskaryna

      Usuń
    2. Ja uważam dokładnie to samo o wątku Syriusza i Regulusa. Co wiecej, myślę, że jest smutniejszy od Jily. Tak samo jak miłość Severusa do Lily jest smutniejsza, nawet jesli była dość przewidywalna. POnieważ w bu tych sytuacjach przeważał smutek, a między Jily była prawdziwa miłośc. wiedzieli o sobie, swoich uczuciahc, mieli dziecko. Syriusz nigdy nie wiedział, że REgulus zmienił strony. Nie próbował, prawdopodobnie, rozmawiać z bratem od jakiegos czasu. Lily nie próbowała dochodzić do tego, co kierowało Severusem, po tym,jak tak bardzo ją zranił.
      I boję się, że z Dominiką może byc tak samo. Ogólnie zgadzam sie z Tobą, ale jednak trochę nie do końca, bo mnie się wydaje, że mozna już teraz dostrzec pewne niebiezpieczeństwo w tym, co i w jaki sposób mówi Voldemort i dziwi mnie, że ona to tak łatwo odrzuca.
      No i dobrze, że Dumbi się ocknie, tylko czy nie za późno?
      Staram się podchodzic do tego wnikliwie, jak ktoś tak pisze jak Ty, to cała przyjemność :D:D
      zapraszam się na nowosc na niezalezność i pozdrawiam :)

      Usuń
    3. Masz rację, mimo że miłość Lily i Jamesa miała smutny finał, to przynajmniej mieli choć trochę czasu żeby jej zaznać, żeby się sobą nacieszyć. W pozostałych dwóch przypadkach raczej nie ma powodów do radości :(
      Dominika mocno zaklina rzeczywistość :) Gdyby chciała spojrzeć prawdzie w oczy, na pewno doszłaby do innych wniosków, ale woli wierzyć, że Voldemort ma dobre intencje. No i jego wpływ na nią systematycznie rośnie, więc coraz trudniej będzie jej myśleć obiektywnie.
      O! Dobra informacja :D

      Usuń
  3. Hejka skarbie w końcu się pojawiam
    Przepraszam że komentarz będzie krótki i bez składu ale jakoś nie umiem pisać fajnych komentarzy heheeh :D
    Rozdział przeczytany i bardzo mi się podobał ale z czymś dłuższym przybęde jutro :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem jestem
      Rozdział jak zwykle super.
      Pomysł z tym żeby Dominika wzięła udział w Klubie bez użycia różdżki był zaskakujący ale i ciekawy. Do tego opis tego z perspektywy Syriusza. Jim ma rację. Nie da się kogoś ochronić będąc z dala od niego. Chłopak powinien się zastanowić czy dobrze zrobił zrywając z dziewczyną, bo to się może źle skończyć.
      Jestem też ciekawa czy ktoś postronny zacznie się zastanawiać jakim cudem Dom ,,dała'' sobie radę bez różdżki. Czy jej sekret wypłynie?
      Sen Blacka też nie wróży nic dobrego. Oby to nie był sen proroczy. Oby.
      Czyli Ślizgoni już mącą. Eh. Chociaż z drugiej sprawy ich rozumiem. Voldemort mówił w taki sposób że nawet osoba o najczystszym sercu dałaby się omotać. Miał ten ,,dar''. Jednak mam nadzieję, że nasza Dominika w odpowiednim momencie się otrząśnie.
      Scena z Syriuszem i Miką była przeurocza. Oni są przeuroczy i mam wielką nadzieję że wkrótce znów będą razem. Choć wiadome jest, że to nie będzie takie proste.
      Hahahah Lily dała się wciągnąć w randkę. Jestem ciekawa jakby zareagowała słysząc rozmowę chłopaków. Czy by się wkurzyła czy raczej wręcz przeciwnie?
      Pozdrawiam, życzę ogromu weny no i zapraszam do mnie. Do Huncwotów oraz do nowych bohaterów.

      Usuń
    2. Cześć :)
      Cóż, bez względu na to, do jakich wniosków dojdzie Syriusz, czasu nie cofnie. Pytanie tylko ile da się zdziałać na obecnym etapie.
      Oj tak, buta Dominiki skłoniła ją do bardzo nieostrożnego zachowania i na pewno nie pozostanie to bez konsekwencji.
      Voldemort miał dar charyzmy, jak wszyscy wielcy przywódcy. A tam, gdzie nie wystarcza charyzma, zawsze pojawia się terror.
      Noo, myślę, że odrobina niewiedzy nie zaszkodziła Lily xD
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam,
      Eskaryna

      Usuń
  4. Moja droga Eskaryno!:)
    Dziękuję z całego serducha za dedykację, przemiły gest, zwłaszcza, że w rozdziale było troszkę Lily i Jamesa:)
    Obiecuję, że w najbliższym czasie nadrobię zaległości w komentowaniu. Przepraszam, że nie pojawiam się na bieżąco, jest mi z tego powodu bardzo głupio, a dedykacja sprawiła, że jest mi jeszcze bardziej wstyd, ale postaram się jakoś Ci to zrekompensować.
    Pozdrawiam Cię cieplutko i życzę dużo weny, żebym mogła cześciej odrywać się od mojej szarej codzienności, czytając o poczynaniach Dominiki i reszty ekipy:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej, kochana.
    Nie wiem, kiedy ostatni raz tu komentowałam, ale kompletnie nie mam na nic czasu, co powoli mnie załamuje :D A, jeszcze był ten problem, że rozdział mi się nie wyświetlał na telefonie, ale jak tylko się to naprawiło wzięłam się za czytanie.
    Zacznę może od tego, co najbardziej pamiętam, czyli reakcji Dominiki na tę gazetkę.
    Pamiętam, że kiedy Lily miała podobną sytuację z Banialukami, napisałaś mi coś w stylu, że swoją złością mogłaby obdzielić tuzin osób i od razu mi się to przypomniało, kiedy czytałam o Moon uderzającej Josie w twarz :D
    W takim razie Dominika swoją złością mogłaby obdzielić ze trzydzieści osób, ale to akurat nie dziwne, bo ostatnio zaczyna być bardziej "mroczna", jeśli mogę to tak nazwać i to zachowanie idealnie pokazuje jej "problemy", jeśli to też mogę tak nazwać :)
    Ta sytuacja z rozmową z Regulusem była trochę dziwna, kiedy nagle pojawili się Huncwoci.
    I w ogóle Syriusz, kompletnie nie zwracający uwagi na brata. No, rozumiem, że mógł udawać, że go nie widzi, ale to nie zmienia faktu, że Dominika się z nim spotkała i powinno go to bardziej zainteresować, ale może jeszcze wrócisz do tego wątku :)
    A, i najważniejsze - bardzo spodobał mi się tytuł poprzedniego rozdziału.
    I przechodząc już do rozdziału obecnego - wydał mi się jakiś chaotyczny, ale to pewnie tylko moje odczucie. Właściwie nie chaotyczny, ale... Nie umiem tego opisać. Jakiś inny niż dotychczas.
    Ogólnie chyba mam takie wrażenie przez tę sytuację z Dominiką i tą walką. Ciągle się zastanawiałam, czy to sen Syriusza, czy co, a potem się okazało, że naprawdę miał jakiś sen, ale inny i że ta walka odbyła się naprawdę.
    Zdziwiło mnie to, że walczyła bez różdżki, wydaje mi się, że było tam dużo osób i takie obnoszenie się z Białą Magią mi nie pasowało, skoro przez tak długi czas ukrywała to nawet przed przyjaciółkami. Nie wiem, może coś pokręciłam, ale przez to miałam wrażenie, jakby to był sen.
    I potem już ten prawdziwy sen Syriusza o Dominice i krwi na rękach, co może być jakimś ostrzeżeniem dla nas, tym bardziej po tym, co stało się później. Jakieś mroczne błyski w jej oczach i to, że tego nie pamiętała, oznaczają, że dzieje się z nią coś niedobrego i mam nadzieję, że Syriusz się tego domyśli i jakoś jej pomoże. Chociaż pewnie będzie ciekawiej, jeśli jej nie pomoże :D
    Ale już i tak widać było, że się domyślił, więc podejrzewam, że teraz będzie próbował jej pomóc, ale albo nie zdąży, albo nie da rady.
    Oki doki, i na koniec moment Jily, który był bardzo kochany i rzeczywiście dodał odrobiny radości i nadziei, co mile kontrastuje z nowym, mrocznym obliczem Dominiki.
    Zastanawiam się jeszcze, co knują Ślizgoni. Na pewno nie jest to nic miłego, ale interesującego jak najbardziej :D
    To chyba tyle na razie. Czekam aż Lily nie wytrzyma i sama zaprosi Jamesa na bal, bo chyba by oszalał z radości :)
    I ja też, jeśli mam być szczera 😂
    Pozdrawiam serdecznie i czekam na kolejny rozdział. Przesyłam całusy i dużo weny :*
    Optimist

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć, rybko!
      Miałam problemy techniczne :D Do tej pory nie jestem zupełnie pewna, z czego wynikały, ale prawie zostałam zmuszona do zmiany szablonu, co mną wstrząsnęło xD
      O, niezupełnie kojarzę sytuację z Twoją Lily, ale wierzę na słowo i nie zamierzam protestować :) Złość Dominiki w tej sytuacji była nieproporcjonalna do samego przewinienia Josephine i o tym, jak bardzo było to niewłaściwe, świadczą też jej późniejsze przemyślenia i wyrzuty sumienia.
      Nie powiedziałabym, że Syriusz nie zauważył Regulusa. Był wówczas skupiony na Moon i kompletnie zignorował brata, ale dość szybko poczynił pewne kroki, o czym opowiem już w kolejnym rozdziale. Co więcej, jedna z postaci nagnie swoje własne zasady właśnie po to, żeby pomóc Blackowi w jego małym śledztwie, które ho ho, szybko się nie skończy.
      Jak już wspominałam we wcześniejszych komentarzach, postępowanie Moon trudno teraz nazwać racjonalnym - kierują nią głównie rozczarowanie, niecierpliwość, wewnętrzny bunt. Ujawnienie się przed całą salą uczniów było po prostu głupie i będzie miało konswekwencje, których Dominika kompletnie się nie spodziewa. Większość uczniów jednak nie ma pojęcia o Białej Magii, a samo istnienie magii niewerbalnej i bezróżdżkowej jest faktem znanym. To nie ze strony uczniów grożą jej skutki uboczne takiej lekkomyślności.
      Dziękuję Ci za komentarz i pozdrawiam
      Eskaryna

      Usuń
    2. Też ostatnio miałam małe problemy techniczne, ale nie byłam zbyt cierpliwa i zamówiłam nowy szablon, chociaż dosłownie chwilę później wszystko się samo naprawiło :D No, ale nie żałuję.
      Z moją Lily chodziło o to, że w gazetce ktoś napisał, że jest chora psychicznie i tak dalej, więc tak mi się skojarzyło, chociaż potem to przemyślałam i doszłam do wniosku, że Dominika miała prawo się bardziej zirytować.
      Właśnie o to mi chodziło. Miałam nadzieję, że rozwiniesz później ten wątek, bo może być naprawdę ciekawie, kiedy Syriusz zacznie się zastanawiać nad tym, co właściwie łączy Moon z jego bratem.
      Jedna z postaci? Podejrzewam, że Lily :D
      W takim razie nie mogę się doczekać. Dodam jeszcze, że w sumie bardzo podoba mi się ta jej "nieidealność" i ogólnie cały ten wątek z przechodzeniem na złą stronę. No, w sumie chciałam jeszcze powiedzieć, że Twój blog jest chyba moim ulubionym i podziwiam to, że masz wszystko zaplanowane. Już kiedyś myślałam, że najbardziej ze wszystkich blogów, które obecnie czytam, lubię właśnie Twojego, ale wtedy wydawało mi się, że to dzięki Charliemu (?, nie wiem czy tak to się odmienia, czy powinien być apostrof, ale nieważne), który był moją najulubieńszą postacią. Myślałam tak po przeczytaniu pierwszej części, ale teraz wiem, że to nie przez niego, a za całokształt, który jest taki przemyślany i fabuła naprawdę wciąga.
      To jedyny blog, przy czytaniu którego pomyślałam sobie "na pewno kiedyś przeczytam go jeszcze raz", co chyba właśnie świadczy o tym, że jest moim ulubionym :D
      Oki, nagle poczułam chęć napisania tego, bo kilka godzin temu doszłam do tych wniosków :D Przepraszam, że dopiero teraz.
      Całusy :*

      Usuń
    3. W Twoim przypadku problemy techniczne chyba się opłaciły, bo Twój nowy szablon jest po prostu rozkoszny <3 Kiedy go zobaczyłam, zamarzyłam o nowym dla siebie, ale jestem zbyt leniwa, żeby znaleźć jakieś pasujące grafiki, haha. Musimy więc żyć z Amandą!
      A, już pamiętam. Gazetki szkolne to narzędzia Szatana (wiem, bo sama kiedyś w jednej pracowałam, haha), same z nimi problemy! Pewnie miała prawo się zdenerwować, ale ja na przykład na jej miejscu pewnie za bardzo bym się wstydziła, żeby od razu przechodzić do konfrontacji i raczej knułabym w milczeniu zamiast bić innych ludzi ;p Ale jak już słusznie zauważyłaś, tu jest też inny problem.
      Będzie o tym, będzie :) Zwłaszcza że znajomość Dominiki i Regulusa będzie się pogłębiać, trudno byłoby więc tego nie zauważyć.
      Ojeej, jesteś taka słodka :) Na pewno mogłoby być o wiele lepiej, ale wydaje mi się, że blog to dobre miejsce na ćwiczenia. Ja na przykład z zainteresowaniem przyglądam się, jak balansujesz losami wielu postaci na raz, bo wychodzi Ci to naprawdę znakomicie.
      Kiedy tak wspomniałaś o Charliem, to przypomniało mi się, że przecież jego wątek jeszcze do nas wróci! Nieprędko, bo w części czwartej, ale zawsze. Część czwarta zawsze była dla mnie mglistą, odległą przyszłością, ale ostatnio myślę o niej częściej niż zwykle, może dlatego, że zbliża się tak nieuchronnie o.O Tę pisze mi się tak dobrze, że boję się przejść dalej. Podobnie, kiedy czytam Twoją historię - turlam się z radości, kiedy Lily i James tak bardzo mają się ku sobie, ale cały czas pamiętam o tym, że im bardziej się kochają, tym bliżej im do śmierci :( Jejku, sama siebie tak zasmuciłam, że powinnam palnąć się w czaszkę, ale serio, zawsze w mojej Jily-ekstazie jest całkiem sporo goryczy. Dlatego, chociaż creepy-dziewczynka też nie należy do najprzyjemniejszych wątków, trzymaj naszych milusińskich w Hogwarcie! A właśnie, teraz przyszło mi to do głowy, zamierzasz wyprowadzić opowiadanie poza szkołę, opisywać początki Zakonu itd.?

      Usuń
    4. Cieszę się, że nowy szablon Ci się podoba :)
      W sumie ja nie wiem, jakbym zareagowała na takie rewelacje na mój temat, ale podejrzewam, że jednak doprowadziłabym do jakiejś konfrontacji, niekoniecznie poprzez bicie czy od razu pojedynek :D
      Ja czekam na powrót jego wątku, odkąd się dowiedziałam, że to nastąpi, tak go uwielbiam :D
      Nie chciałabym spoilerować, bo wydaje mi się, że jeśli to zdradzę, to zdradzę za dużo, ale chyba mogę powiedzieć, że zakończenie będzie bardzo otwarte, tak otwarte, jak tylko może być 😂
      Dodam może jeszcze, że do końca zostało "tylko" jakieś 19 rozdziałów, co w sumie nie jest tajemnicą, ale zanim ja znajdę czas, żeby je napisać chyba zdążę zostać emerytką 😂
      Całusy :*

      Usuń